sobota, 24 sierpnia 2024

Kolejne lata

Mitsuki bardzo chciał, żeby Boruto miał coś z nim związanego. Tak, ostatnio podarował mu grę na konsolę, ale to nie było to… Myślał o tym kilka dni aż wpadł na pomysł. Radośnie poszedł do domu Boruto.

- Hej, Mitsuki! Co u ciebie? – zapytał, gdy go zobaczył.

- Mam dla ciebie prezent!

Boruto zmieszał się.

- Znów? Teraz ja powinienem coś ci dać i…

Mitsuki był zaskoczony jego słowami.

- Dać? Ty mi nic nie musisz dawać. Poza tym… to dość oryginalny prezent, zobacz!

I wyciągnął z rękawa jednego ze swoich węży. Wiedział, że to nie jest zwykły prezent, w końcu te węże były w pewnym sensie częścią jego ciała. Zapytał o to rodzica, by wiedzieć, czy ma to sens. Orochimaru roześmiał się.

- No wiesz… ja nigdy nie dawałem nikomu takiego „prezentu”, ale właściwie czemu nie? To trochę tak jakbyś stracił na stałe małą część siebie, ale nie sądzę, by było to kłopotliwe. Jak sądzisz jak Boruto zareaguje na tak osobliwy prezent?

Mitsuki odparł wtedy, że nie wie, ale był PRZEKONANY, że Boruto będzie bardzo zadowolony. Ten wąż sam będzie się sobą zajmował, nigdy nie ucieknie, bo nie jest taki jak zwykłe węże. Niestety Boruto nie umie mowy węży, więc nie będzie się mógł z nim porozumiewać, jednak Mitsuki zawsze mógłby robić za tłumacza.

Dzień wcześniej wybrał jednego z węży i odbył z nim rozmowę. Wyjaśnił, że Boruto jest dla niego bardzo ważny i że chciałby, żeby to właśnie on był zawsze przy nim. By dotrzymywał mu towarzystwa, pomagał w walce a gdy wydarzy się coś złego, mógłby nawet ostrzec o tym Mitsukiego.

Wąż się zgodził i Mitsuki czekał teraz z dumą na radość Boruto. Ale tak się nie stało. Gdy Mitsuki z uśmiechem podsunął mu węża pod nos, Boruto krzyknął strasznie i zerwał się z fotela.

- WĄŻ! – ryknął.

Mitsuki patrzył na niego z całkowitym zaskoczeniem.

- No, wąż… - powiedział głupio.

To prawda, nigdy nie opowiadał Boruto o swoich wężach, które miał tak samo jak jego rodzic, bo wiedział, że ludzie często nie lubią węży, ale nie spodziewał się po Boruto AŻ TAK gwałtownej reakcji. Skrzywił się.

Nagle do pokoju wpadli rodzice Boruto. Spojrzeli na swojego syna, który przyciskał się do przeciwległej ściany, by być jak najdalej od węża. Mitsuki poczuł się podle. Jeszcze tego było trzeba, by zakazali mu kontaktu z Mitsukim…

Mitsuki szybko wytłumaczył im sytuację i znów zostali sami. Mitsuki również stał, z nisko pochyloną głową, smutny. Wąż schował mu się do rękawa, jednak wcześniej zapytał cicho:

- Zrobiłem coś nie tak?

Mitsuki poczuł się jeszcze gorzej, ale uznał, że to nie jest zbyt dobry pomysł, by teraz rozmawiać z wężem. Powinien skupić się na Boruto.

- Przepraszam cię… To był jednak głupi pomysł. Ale przysięgam! Ja nie wiedziałem, to nie miał być żart. Naprawdę aż tak boisz się węży? – zapytał cicho Mitsuki.

Boruto westchnął i ponownie usiadł na kanapie.

- Tak, boję się. Wiem, że to głupie…

- Nie! - przerwał mu Mitsuki. – To nie jest głupie, ale… w takim razie zabieram tego węża z powrotem.

Boruto spojrzał uważnie na Mitsukiego i zapytał:

- Jak to miało być z tym wężem, powiedz?

Mitsuki spuścił wzrok, zmieszany.

- No… myślałem, że on będzie zawsze obok ciebie. Będzie ci o mnie przypominał, ale… to był zły pomysł.

Boruto posmutniał.

- No wiesz… to bardzo miły prezent.

Mitsuki spojrzał na niego z nadzieją.

- Naprawdę? Ale co z tego, skoro…

- Więc zrobimy tak! – Boruto nagle zapalił się do swojego pomysłu. – Ja będę powoli próbował przestać bać się węży i wtedy ty mi go dasz i…

- NAPRAWDĘ?! – Mitsuki z radością skoczył na nogi i przytulił Boruto.

A po wielu, wielu próbach udało się i wąż stał się w końcu wężem Boruto, ku wielkiej radości Mitsukiego.

Pewnego dnia Boruto podsunął węża pod nos Mitsukiego i powiedział:

- Możesz go zapytać czy jest zadowolony? Boję się, że coś robię nie tak.

Mitsukiego ucieszyło, że Boruto jest tak troskliwy. Przez chwilę rozmawiał z wężem a potem powiedział do Boruto:

- Mówi, że bardzo cię lubi, choć szkoda, że nie rozumiesz jego mowy! I że trochę za mną tęskni – dodał, czując wzruszenie.

- Co za ulga! – powiedział Boruto, zabierając od niego węża.

Boruto w zamyśleniu głaskał węża po głowie.

*

Pewnego dnia Sasuke i Orochimaru znów wrócili do swoich dawnych przyzwyczajeń. Orochimaru przywiązał Sasuke do ściany swoimi wężami. Sasuke przymknął oczy, by lepiej się skupić.

- Ej, Sasuke, nic ci nie jest?!

Sasuke ze złością otworzył oczy i spojrzał na Naruto.

- On tylko nam przeszkadza – burknął Orochimaru.

- Nic mi nie jest… - powiedział ze złością. – Chcę rozluźnić ciało, a ty…

Naruto westchnął z przejęciem.

- Przepraszam… skoro mówicie, że Sasuke to lubi – Zaśmiał się. – To ok. A ja naprawdę idę do domu, bo chyba nie mam do tego nerwów.

Sasuke jedynie skinął mu głową i znów zamknął oczy. Tęsknił za tym bólem… Gdy kilka godzin później wrócił do domu, odezwał się do Naruto:

- Gdy Orochimaru wymyślił to, gdy byłem u niego lata temu, nigdy nawet nie przyszłoby mi do głowy, że będę za tym tęsknił.

Naruto się zaśmiał.

- To mogłeś zaproponować to mnie!

- Nie, nie mogłem. Ty się do tego nie nadajesz – prychnął. – A poza tym, sam nie wiem…

- To coś zarezerwowane tylko dla niego, tak?

Sasuke skinął głową.

- Teraz przez kilka dni będzie mnie wszystko bolało, nie zbliżaj się… - burknął Sasuke, na co Naruto roześmiał się serdecznie.

Sasuke, pomimo wielu starań, nadal nie był w stanie poradzić sobie ze swoimi wyrzutami sumienia względem Naruto. Nadal nie chciał też zerwać kontaktów z Orochimaru, więc ta sytuacja była naprawdę szalona: Sasuke w przypływie odwagi szedł do Orochimaru, a potem – zwykle w środku nocy – dopadały go wyrzuty sumienia, więc wracał do Naruto.

Którejś nocy znów zaczął ubierać się po cichu. Czuł się koszmarnie… Naruto na pewno jest zazdrosny, ale mu tego nie okazuje, prawda?

- Do jasnej cholery, jeszcze raz obudzisz mnie w środku nocy, to więcej nie pozwolę ci tu nocować… - burknął sennie Orochimaru.

- To śpij – warknął Sasuke i wyszedł z domu Orochimaru.

Szedł przez ciemną i cichą wioskę i po chwili otworzył drzwi swojej sypialni.

- To ty? – wymruczał nieprzytomnie Naruto.

- To ja – szepnął, znów czując się winny.

Szybko wśliznął się do łóżka, nawet się nie rozbierając.

- To dobranoc… - wyszeptał Naruto i znów zasnął.

Rano Mitsuki, dumny z siebie, zrobił śniadanie dla Sasuke i swojego rodzica. Potem z tacą w ręką zastukał do sypialni rodzica. Otworzył szeroko oczy, gdy zobaczył jedynie Orochimaru i zapytał:

- Gdzie jest pan Sasuke?

Orochimaru westchnął, wstając z łóżka.

- Uciekł. W środku nocy, jak zwykle.

Mitsuki wykrzywił usta.

- Ale ja… mam śniadanie specjalnie dla niego.

Orochimaru zachichotał, zasłaniając usta dłonią.

- To zanieś mu do domu, jeśli chcesz. Pewnie się ucieszy.

Ale Mitsuki się naburmuszył.

- Nie! Jeśli go tu nie ma, to nie dostanie. Będziesz miał na potem.

Orochimaru znów się zaśmiał i poszedł do kuchni.

*

Pewnego razu Sasuke i Orochimaru byli w łóżku. Sasuke pochylał się nad nim, czuł duże podniecenie i…

- A może chciałbyś mieć dziecko, co, Sasuke?

Sasuke w jednej chwili odskoczył od niego.

- O czym ty gadasz? – burknął.

Ale Orochimaru nie zmieszał się.

- Pamiętasz jak zapytałem kiedyś Naruto i ciebie czy chcielibyście mieć dzieci?

Tak, pamiętał…

- A wy obaj posmutnieliście i powiedzieliście, że to i tak nie ma znaczenia.

- Bo nie ma – powiedział Sasuke, siadając na łóżku.

- Ale JA mogę dać ci dziecko, wiesz? – zapytał na wpół ironicznie.

Sasuke wytrzeszczył oczy.

- Wprawdzie nie próbowałem ale sądzę, że czemu nie? W końcu mam teraz ciało kobiety, więc…

Sasuke poczuł jak oddech mu przyspiesza.

- NIE igraj ze mną!

Orochimaru zaśmiał się.

- Nie igram. NIE powiedziałem, że jestem w ciąży, powiedziałem, że gdybyś zechciał…

- Nigdy! Nie z kimś takim! – wypalił Sasuke.

Orochimaru również usiadł i spojrzał na niego, udając zranionego.

- Och, jak ty do mnie mówisz, co?!

- Więcej już cię nie tknę póki masz to ciało! – powiedział ze złością Sasuke.

Orochimaru prychnął.

- Wytrzymasz kilka lat? To by było nawet ciekawe… - mówił już do siebie. – Mógłbym doświadczyć ciąży i porodu.

Sasuke zerwał się na nogi.

- To próbuj z kimś innym! Ja się nie zgadzam.

I wybiegł za drzwi, trzaskając drzwiami. Chwilę potem wpadł na Mitsukiego. Zwykle był dla niego miły, ale teraz chłopiec patrzył na niego ponuro.

- Nie trzaskaj drzwiami! To dom mojego rodzica – powiedział do niego z oburzeniem.

Sasuke poczuł jeszcze większą złość. Bez słowa poszedł w stronę wyjścia i ponownie trzasnął, tym razem drzwiami wejściowymi. Wpadł do domu jak burza. Naruto natychmiast zapytał:

- Co się stało? Znów wkurzył cię Orochimaru? – Zaśmiał się.

Sasuke ze złością usiadł na fotelu.

- Nawet nie wiesz, co ten idiota wymyślił!

Naruto spojrzał na niego z ciekawością.

- Tak? A co?

- Że… jeśli chcę, to mogę zrobić sobie z nim dziecko, bo „ty i ja chcieliśmy mieć dzieci!” – powiedział ze złością.

Ale Naruto przez chwilę patrzył na niego w zamyśleniu, a potem odparł:

- Jeśli chcesz, ja nie mam nic przeciwko. W końcu to nasza jedyna szansa, żeby…

Sasuke poczuł jeszcze większą złość.

- Do jasnej cholery, Naruto! – krzyknął. – Ty też jesteś nienormalny?! Przecież on… jest zły, chcesz, żeby nasze dziecko też było takie?

Naruto wzruszył spokojnie ramionami.

- Wiesz… Mitsuki jakoś nie jest zły, co nie? Ale to tylko twoja decyzja.

- Nie – burknął Sasuke, zakładając ramiona na piersi. – I nigdy więcej nie wracaj do tego tematu.

- Jak chcesz – odparł krótko i wrócił do podpisywania jakichś dokumentów.

*

Mitsuki wiedział, że jest sztucznym człowiekiem i na co dzień nie myślał o tym wiele. Jednak pewnego dnia poszedł do laboratorium rodzica. Tak naprawdę nie powinien tu przebywać, jednak tamtego dnia chciał powiedzieć mu coś ważnego…

Ale jego rodzica tu nie było. Już miał pójść po schodach na górę, ale wtedy dostrzegł jakiś notes na stole obok niego. Zaciekawiony zerknął.

Obiekt nr 24 stał się ostatnio spokojniejszy. Jednak nadal nie je, choć sądziłem, że powinien już przejmować cechy ludzi”.

Mitsuki poczuł ukłucie w sercu. Czy to było o nim? Tak, nadal nie mógł jeść, ale… Szybko przejrzał wcześniejsze strony. Tak, to o nim. „Nr 24”. Czy był dla rodzica tylko numerem? Nie, nie miał prawa tak myśleć.

Pewnie to tylko taki język naukowy. Mitsuki zmarszczył brwi. Nie miał pojęcia, że rodzic robi jakieś notatki na jego temat. Poczuł się tym dziwnie skrępowany. I nagle coś innego przyszło mu do głowy.

Dwadzieścia cztery? Czy to znaczy, że… Nagle niemal podskoczył, gdy usłyszał głos rodzica obok siebie:

- Co ty tu robisz?

Nie był zły, ale nie wyglądał też na zadowolonego.

- Prze-przepraszam! Ja miałem powiedzieć ci coś ważnego i…

Orochimaru zamknął notes i westchnął.

- Skoro już to widziałeś… Masz jakieś pytania?

Mitsuki wytrzeszczył oczy. Nie spodziewał się tego.

- Dlaczego dwadzieścia cztery? – zapytał głucho.

- Bo pozostałe dzieci nie zdołały przeżyć – odparł po prostu Orochimaru.

Mitsuki poczuł dreszcze na plecach. To straszne…

- A Log ma numer dwadzieścia trzy, bo wtedy po raz pierwszy odkryłem, co zrobić, by dzieci nie umierały. – W zamyśleniu przesunął palcem po jednej ze szklanych tub, w których przebywało jedno z kilku dzieci w tym pomieszczeniu.

Wszystkie unosiły się w jakimś płynie, były nagie i pogrążone we śnie. Mitsuki wprawdzie wiedział o ich istnieniu, ale i tak poczuł się dziwnie nieprzyjemnie. Czy jego rodzic kiedyś i je ożywi? Czy czeka, aż będą starsze? W końcu jego ożywił dopiero całkiem niedawno.

A Orochimaru gładził te pojemniki z taką delikatnością i uczuciem… W jego oczach też była radość, gdy na nie patrzył. Czasem szeptał cicho „Moje dziecko”. Mitsuki nie umiał tego zrozumieć. DLACZEGO jego nie głaszcze i nie mówi do niego pieszczotliwie?

Czy chodziło jedynie o MOŻLIWOŚĆ wyhodowania kolejnego dziecka i gdy to już się uda, Orochimaru traci zainteresowanie? Nie, nie powinien tak myśleć o swoim rodzicu…

- Masz jeszcze jakieś pytania? – zapytał po chwili Orochimaru.

Mitsuki zamyślił się. Sądził, że ma, tak, ale nie umiał ubrać tego w słowa, więc pokręcił głową. Wtedy Orochimaru uśmiechnął się i ruszył w stronę drzwi.

- Chodź, Mitsuki, nie będziemy tu tak siedzieć!

Więc Mitsuki poszedł za nim, jednak nadal czuł się dziwnie. Obiecał sobie, że zapomni o tym, co tu widział i czytał.

Jednak nie był w stanie zapomnieć i po jakimś czasie poczuł, że MUSI coś zrobić, bo oszaleje, choć sam nie wiedział, co. Czuł, że chce lepiej poznać siebie, ale nie wiedział, co to miałoby oznaczać. Kilka razy pytał go o swojego ojca, tego, którego geny miał w sobie razem z genami Orochimaru.

Właściwie Orochimaru podał mu kiedyś jego imię – Genjumaru, ale nie był zbyt rozmowny na ten temat. Podał mu także nazwisko jego klanu oraz wioskę, z której pochodzi, jednak któregoś razu dodał:

- Ale mam nadzieję, że pytasz jedynie z ciekawości! Wiesz, NIE powinieneś myśleć nawet o wybraniu się tam.

Mitsuki wtedy nie miał takich planów, ale i tak zapytał:

- A dlaczego?

Orochimaru westchnął i odparł:

- Bo… oni nie przyjmą cię tam dobrze, gdy powiesz im, kim jesteś.

Mitsuki zacisnął usta. Nie miał odwagi pytać, dlaczego. Czy jego rodzic ich także jakoś skrzywdził?

Ale teraz czuł się coraz bardziej niespokojnie. Pewnego dnia (pierwszy raz w życiu) okłamał rodzica, że ma misję poza wioską i ruszył do domu rodzinnego Genjumaru. Serco mocno mu waliło. Dotarł do wioski i zapytał kilka osób.

W końcu trafił do odpowiedniego domu. Zastukał, choć czuł lęk. Czego się tu dowie? Naprawdę będą na niego źli? Bo nie sądził, że mu zagrażają, był silny. W końcu otworzył mu jakiś mężczyzna. Mitsuki ukłonił się i zapytał, czy dobrze trafił.

Kiedy dowiedział się, że tak, mężczyzna podejrzliwie zapytał Mitsukiego kim on jest i co tu robi. Mitsuki wspomniał imię Orochimaru i wtedy… rozpętało się piekło… W jednej chwili mężczyzna krzyknął i przed nim pojawił się chyba cały klan. Mitsuki oddychał ciężko. Co miał zrobić? Nie chciał uciekać, przyszedł tu, by się czegoś dowiedzieć!

- Jak śmiesz tu przychodzić… Czyżby Orochimaru rozkazał ci tu przyjść, by porwać kolejną osobę i zabrać jej ciało? Genjumaru to dla niego za mało?! – krzyknęła jedna z kobiet z klanu.