piątek, 1 lipca 2022

Opiekunowie

Temari bardzo lubiła te rzadkie chwile, gdy miała okazję spędzać czas z Yashamaru. Przy nim Gaara stawał się zupełnie inną osobą i Temari zaczęła się zastanawiać, czy Yashamaru nie ma jakichś magicznych mocy.

Z jakiegoś powodu nie tylko ojciec irytował się na nią, gdy szukała towarzystwa wujka, Kankurō też tego nie lubił, więc zaczęła ukrywać to przed nimi.

Czasem wystarczało jej jedynie to, że mogła z daleka obserwować Yashamaru i Gaarę. Lubiła patrzeć jak bawią się razem, rozmawiają o czymś, choć zwykle nie była w stanie dosłyszeć o czym lub przytulają się.

Któregoś dnia okno w domu Yashamaru było uchylone i Temari była w stanie usłyszeć jak wujek śpiewa Gaarze jakąś kołysankę.

Przylgnęła plecami do muru i słuchała z zamkniętymi oczami, jedynie co jakiś czas zerkając na nich. Gaara leżał na kanapie na boku, miał zamknięte oczy, a Yashamaru siedział obok niego, śpiewał mu i głaskał go po głowie. Gaara był taki spokojny, jakby był kimś innym. Wydawało jej się – choć z tej odległości nie była pewna – że Gaara uśmiecha się lekko. Czy do niej uśmiechał się choć jeden raz?…

Kołysanka była śpiewna, bardzo delikatna i słodka, Temari nigdy wcześniej jej nie słyszała. Była piękna, niemal chciało się płakać. Temari zdołała zapamiętać z niej fragment melodii i kilka słów i uciekła stamtąd.

Z jakiegoś powodu tamto wspomnienie nie dawało jej spokoju. Czuła w sobie nieznośny ból. Czemu jej nikt nigdy nie śpiewał kołysanek? Ojciec był zawsze taki poważny i oddalony, a Yashamaru… Pewnie nie miałby nic przeciwko, by zaśpiewać również jej… Odruchowo dotknęła dłonią włosów, jakby to wujek ją głaskał, ale ojciec… On zawsze mu tego zabraniał.

Temari z trudem przyznała przed samą sobą: była zazdrosna. O Gaarę, o jego relację z ICH wspólnym wujkiem. Czy była złą osobą? Ona nie chciała przecież zabrać Gaarze Yashamaru, chciała jedynie podzielić się nim z bratem…

Pewnego dnia, gdy ta piosenka nie dawała jej spokoju, odważyła się zagadać do jednej z dziewczyn w jej wieku. Nie było to dla niej proste, niemal nigdy nie rozmawiała z innymi mieszkańcami wioski, ale… Musi, tym razem musi, choć pewnie nie zostanie mile przyjęta.

Dziewczyna była wyraźnie przestraszona, gdy zobaczyła, że Temari idzie właśnie do niej, ale nie uciekła. Temari przełamała się i zapytała, czy nie zna może takiej piosenki. Zanuciła jej fragment, ale tamta zdawała się jej nie znać, co więcej, była przerażona, że nie zna odpowiedzi, pewnie bała się, że Temari coś jej teraz zrobi.

Temari szybko odeszła, niezadowolona. Jakiś czas później zapytała jeszcze kilka osób i wtedy w końcu udało jej się. Dziewczyna starsza od niej o kilka lat powiedziała, że to kołysanka, którą śpiewał jej tata, gdy była mała.

Potem poprosiła ją, by zaśpiewała jej całość kilkukrotnie. Spisała sobie szybko słowa, a potem nauczyła się melodii, powtarzając kołysankę kilka razy. Gdy była już pewna, że niczego nie zapomni, odeszła szybko. Nie interesowało ją specjalnie, co tamta sobie pomyśli.

Właściwie nie była pewna, po co była jej ta wiedza, nikomu nigdy nie zdradziła się z jej znajomości, nawet Kankurō. Po prostu trzymała ją w swojej pamięci i co jakiś czas śpiewała ją sobie w głowie, by nie zapomnieć, jakby była dla niej jakimś skarbem.

*

Poszła ponownie pod dom Yashamaru, nie umiała się powstrzymać. Znów okłamała Kankurō, że idzie się pobawić, ale nie była pewna, czy w ogóle jej uwierzył. Stanęła pod drzwiami wejściowymi i nasłuchiwała.

- Yashamaru, co dziś porobimy? - usłyszała niski jak na jego wiek głos Gaary.

Uśmiechnęła się do siebie.

- Zjadłeś już? - odpowiedział miękko wujek.

- Tak! - Głos Gaary był tak radosny jak nigdy nie był przy niej czy przy Kankurō…

- To chodź, masz ochotę na grę planszową?

Nie usłyszała odpowiedzi Gaary, może tylko skinął głową.

Po chwili usłyszała jak Yashamaru otwiera jakąś szafkę, a potem słyszała stuknięcia pionków o planszę.

- Kto pierwszy? - zapytał wuj.

- Ja, ja! - krzyknął entuzjastycznie Gaara i Temari usłyszała dźwięk spadającej kostki.

To było dziwne uczucie, czy możliwe, że czuła jednocześnie radość, że jej braciszek dobrze się bawi, smutek, że nie może bawić się z nimi i zazdrość, że to nie ona jest na jego miejscu?

Przez chwilę słyszała jedynie śmiechy obu i ciche stuknięcia, gdy grali. Przemknęło jej przez myśl, że może powinna się przejść i wrócić tu, gdy skończą grać, ale gdy rozejrzała się wokół, dostrzegła ojca.

Dom Yashamaru znajdował się w oddaleniu od centrum wioski, na niewielkim wzniesieniu, gdzie prowadziła jedynie ścieżka. Dlatego też łatwo było dostrzec stąd, że ktoś się zbliża. Czemu nie pomyślała szybciej, by zerknąć w tamtą stronę?

Czy to możliwe, że jeszcze jej nie dostrzegł? Co jej zrobi, gdy odkryje jej obecność w tym miejscu? Wprawdzie NIE spędzała czasu z Yashamaru, ale i tak była przekonana, że ojciec nie będzie zadowolony, że znajduje się tak blisko nich.

Szybko skoczyła za dom, od strony, która była niewidoczna z wioski. Mogła spróbować obejść dom i wrócić do wioski, by udawać, że wcale jej tu nie było, ale nagle poczuła, że CHCE usłyszeć, czemu ojciec tu przyszedł.

Przykleiła się niemal do ściany, gdy ojciec stanął pod drzwiami wejściowymi. Z zaskoczeniem odkryła, że nawet nie zapukał, wszedł od razu do środka.

W jednej chwili zamilkły radosne okrzyki i śmiechy Gaary i Yashamaru. Temari odważyła się zerknąć w małe okienko obok niej. Yashamaru szybko zerwał się z podłogi i ukłonił głęboko przed swoim szwagrem.

- Panie Kazekage… - zaczął z wahaniem – Co pana tu…?

Ojciec Temari przerwał mu szybko.

- Nie marnuj mojego czasu. Odeślij go do drugiego pokoju – wskazał głową na swojego syna.

Yashamaru wykonał polecenie w mgnieniu oka.

- Kochanie – zwrócił się do Gaary, schylając się w jego stronę, by ich twarze były na tej samej wysokości – Pójdź na chwilę do kuchni, dobrze? Zaraz znów się pobawimy.

Zmiana w zachowaniu Gaary była natychmiastowa. Nie był już wesołym, beztroskim chłopcem, który piszczy, ilekroć obejmie prowadzenie w grze planszowej, a przerażonym, wycofanych dzieckiem.

Wymruczał coś pod nosem tak cicho, że Temari niczego nie dosłyszała i, nagle zgarbiony, wyszedł do kuchni, zamykając za sobą drzwi.

- KIEDY wykonasz moje ostatnie polecenie? - wysyczał ojciec.

Temari wiedziała, że on nigdy się nie uśmiechał, w przeciwieństwie do wuja, ale jeszcze nigdy nie widziała na jego twarzy takiej… nienawiści.

Jego twarz była o cale od twarzy Yashamaru, usta miał wykrzywione złością.

- Czekam już kilka dni, sprawdzasz moją cierpliwość?

Yashamaru wydawał się przestraszony zachowaniem szwagra, jednak nie odsunął się, a jedynie odpowiedział spokojnie:

- Panie Kazekage, to bardzo trudne zadanie, nie mogę…

- NIE DYSKUTUJĘ Z TOBĄ! - ryknął Rasa.

Yashamaru zadrżał, ale odpowiedział:

- To wymaga wielu przygotowań, muszę wszystko przemyśleć, żeby… - zerknął na Rasę, ale ten tym razem mu nie przerwał, patrzył na niego jedynie w milczeniu.

- Dobrze – odparł wreszcie – Więc kiedy?

Yashamaru skulił się.

- Jest pan pewien, ten chłopiec wcale nie jest aż tak…

Temari w ostatniej chwili zdołała zakryć sobie usta dłonią, gdy jej ojciec zamachnął się i z całej siły uderzył Yashamaru w twarz. Jego głowa odskoczyła w bok, ale on zachował spokój.

- Oczywiście, rozumiem. Przepraszam, to już się… - ponownie mu się ukłonił, ale jej ojciec już nic nie odpowiedział.

Szybko pospieszył do drzwi i zatrzasnął je głośno za sobą.

Temari wstrzymała oddech, oczy miała wytrzeszczone. To nie..., jej ojciec by nie… Musi wziąć się w garść, poczekać, a potem wrócić do domu nim jej ojciec uderzy i ją…

Ale nie mogła, rozpłakała się. Oparła dłonie o kolana i oddychała ciężko. Gaara też musiał się bardzo bać, był tak blisko, na pewno usłyszał jego wrzaski i ten trzask uderzenia… Ciekawe, czy domyśli się, czym był ten dźwięk?

Ale o czym oni rozmawiali? Jakieś zadanie, dotyczące chłopca, to musiało być coś złego, skoro Yashamaru nie chciał tego zrobić, on nigdy nie sprzeciwiał się rozkazom szwagra.

I Yashamaru mówił, że ten chłopiec nie jest zły, więc… Ojciec chce go w jakiś sposób ukarać, ale… Temari gwałtownie otworzyła usta, obserwując jak ojciec idzie szybko ścieżką, wyraźnie wzburzony.

To nie może chodzić o Gaarę, prawda? Wiedziała, że jako Shukaku robi wiele złych rzeczy, ale… Chyba ojciec nie chce go ukarać…? A jeśli tak, to w jaki sposób? Czy to coś bardzo dotkliwego, może…

Wtedy usłyszała głos niedaleko siebie, aż podskoczyła:

- Wchodź, Temari, nie stój tam tak.

Jęknęła i zaczęła szukać wzrokiem źródła dźwięku. Yashamaru stał w uchylonym oknie i patrzył na nią. Uśmiechał się, ale był to słaby, wymuszony uśmiech, tak różny od tego, który widziała jeszcze przed chwilą, gdy bawił się wraz z Gaarą. Na prawym policzku miał czerwoną pręgę.

Temari zamarła. Jego się nie bała, ale czuła się głupio, że została przyłapana na podsłuchiwaniu…

- No chodź – dodał ciszej, nerwowo – Lepiej, żeby pan Kazekage cię tu nie dostrzegł.

Na te słowa szybko skinęła głową, okrążyła dom i weszła do salonu.

W kącie na kanapie siedział Gaara, wydawał się być smutny i spięty. Temari pomachała do niego, ale już po chwili Yashamaru znów podszedł do niego i powiedział:

- Możesz jeszcze na chwilę wejść do kuchni? Przysięgam, że w nagrodę dostaniesz dziś podwójną porcję lodów, chcesz? - uśmiechnął się słodko.

- Lody! - krzyknął Gaara i wybiegł do kuchni.

Yashamaru w jednej chwili przestał się uśmiechać. Jakby to było tylko na pokaz, dla Gaary – przemknęło jej przez myśl i poczuła się dziwnie zmieszana.

- Ty też dostaniesz lody, OK? Tylko chwilę pogadamy – powiedział, ale ona pokręciła głową.

Wiedziała, że Gaara nie lubi, gdy jest tu z nimi, poza tym nie miała na nic ochoty po tym, co zobaczyła. To dziwne, jeszcze chwilę tego byłaby cała rozpromieniona, gdyby Yashamaru zaproponował jej coś takiego…

- Więc dobrze – kontynuował, łapiąc ją za ramiona. Odetchnął ciężko – Posłuchaj mnie, to bardzo uważnie… Zapomnij o tym, co tu usłyszałaś i zobaczyłaś, dobrze? To… to nic takiego – jego twarz wykrzywiła się boleśnie.

Temari nagle poczuła się okropnie. Coś sobie uświadomiła.

- Więc… ojciec też wiedział, że tu jestem?

Yashmaru westchnął i wyjaśnił:

- Nie, nie sądzę, był na to zbyt wzburzony, ale ja… - cień uśmiechu przebiegł przez jego twarz – Zawsze czuję twoją obecność, ale nie chcę cię zmuszać, byś do nas przyszła.

- Przepraszam… - spuściła wzrok – A to – wskazała na jego policzek – Czemu on ci to zrobił?

Yashamaru instynktownie złapał się za bolący policzek.

- To… nie myśl o tym, dobrze, skarbie? - Pogłaskał ją po włosach. - To… sprawa między dorosłymi, to tylko tak źle wygląda, nic nie… - Nagle skrzywił się strasznie, jego twarz wyglądała jak maska potwora.

Temari gwałtownie się od niego odsunęła.

- Kochasz Gaarę, Temari, powiedz? - zapytał nagle.

Zdziwiło ją to pytanie, ale szybko odszepnęła:

- Tak, bardzo, oczywiście.

Zdawał się być zadowolony z tej odpowiedzi, bo uśmiechnął się smutno i powiedział:

- To bardzo dobrze, nigdy go nie zostawiaj, dobrze? Bez względu na wszystko, szczególnie teraz, gdy… - znów wykrzywił się boleśnie i dodał nagle w pośpiechu – Idź już, proszę…

- Ale ze względu na co? - przerwała mu szybko.

- Nie, nic, zapomnij… - wymruczał w zamyśleniu – Idź już, zakradnij się szybko do wioski, by ojciec cię nie zauważył, ale gdyby tak się stało, skłam, proszę…

- Nie wolno kłamać! - zaprotestowała automatycznie.

Westchnął i skinął głową.

- Wiem, kochanie, ale… Proszę…

- Dobrze – skinęła głową z przejęciem, choć nadal niczego nie rozumiała.

- I błagam… nie wracaj tu już więcej, dobrze?

- Ale… - zaczęła.

- Błagam – powtórzył a w jego głosie było coś tak smutnego, że już więcej się nie kłóciła.

- Jakie to zadanie masz wykonać? - odważyła się jeszcze zapytać.

Ponownie się skrzywił.

- Nie mogę… ci powiedzieć, ale nie zaprzątaj tym sobie głowy, proszę...

*

Dokładnie dwa dni później przechodziła korytarzem, by napić się wody w kuchni. Był środek nocy, wokół było ciemno i cicho, trochę strasznie, ale też magicznie.

Boso przebiegła przez korytarz i zeszła po schodach na parter. W kuchni nalała sobie cudownie chłodnej wody i ze szklanką w ręce wracała do swojego pokoju.

I wtedy usłyszała szloch. Nie był głośny, ale w ciszy nocy wydawał się głośniejszy. Zamarła w bezruchu. Co…? Rozejrzała się szybko i nim zdążyła pomyśleć głupio o duchach, zlokalizowała źródło dźwięku: pokój Gaary.

W jednej chwili poczuła gulę w gardle. Co mogło mu się stać? Niemal nie oddychając, podkradła się kilka kroków bliżej ku drzwiom. Były lekko uchylone, a ona po chwili wytężania wzroku dostrzegła Gaarę.

Serce niemal jej stanęło. Leżał na łóżku, ale nie spał. Miał coś w ręce, nie była w stanie tego dostrzec, wtedy… Zrozumiała, że to nóż, gdy blask skąpego księżyca padł na ostrze. Zwykły nóż kuchenny, ale w takiej sytuacji…

W pierwszym odruchu chciała skoczyć w stronę Gaary i wyrwać mu go, ale wtedy dostrzegła coś jeszcze… To przeraziło ją jeszcze bardziej, ale jednocześnie dało cień nadziei…

Gaara miał podwinięte rękawy, w jednej dłoni trzymał kurczowo nóż, przyciskał go do nadgarstka drugiej, ale… Piasek za każdym razem nie pozwalał mu na wykonanie cięcia.

Temari wiedziała o właściwościach jego piasku, ale i tak poczuła ogromną ulgę, gdy przekonała się, że on sam również nie może skrzywdzić samego siebie.

Przez chwilę nie mogła się ruszyć, była jak sparaliżowana. Gaara w końcu się poddał, rzucił nóż na podłogę, Temari usłyszała ciche stuknięcie, stłumione przez dywan, a potem Gaara skulił się na boku i zapłakał:

- Dlaczego nie mogę, dlaczego…?

Temari poczuła łzy w oczach. On tak bardzo cierpiał, marzyła o tym, by podbiec do niego i po prostu go przytulić, by choć trochę ulżyć jego cierpieniom, ale znała go na tyle, że wiedziała, że nie zaakceptowałby jej chęci pomocy.

Jeszcze przed chwilę trwała tak w stuporze, upewniając się, że Gaara NAPRAWDĘ nie może nic sobie zrobić, a potem odeszła cicho. Ale gdy już była dość daleko, podłoga nagle skrzypnęła. Jęknęła w myślach.

Usłyszała, że Gaara porusza się na łóżku, a potem woła:

- Jest tu ktoś?

Nagle odzyskała odwagę. Pobiegła szybko przez korytarz i zniknęła za drzwiami swojego pokoju. Zamarła, bojąc się, czy Gaara nie domyśli się, że to była ona i że wbiegnie do jej pokoju. Czas mijał, serce biło jej głośno, a on nie nadchodził.

Wtedy usiadła ciężko na podłodze i próbowała zebrać myśli.

Gaara… Wprawdzie Temari słyszała o ludziach, którzy sami próbują odebrać sobie życie, ale on przecież jest tak młody… Znów poczuła łzy w oczach.

Wtedy zrozumiała – nie może tak tu po prostu siedzieć albo pójść spać, MUSi działać! Zerwała się na równe nogi i wybiegła na korytarz, choć nadal nie miała pojęcia, na czym miałoby to działanie polegać.

Musi obudzić Kankurō, przyszło jej nagle do głowy. On nie może spać, gdy ich brat tak bardzo cierpi, właśnie w tej chwili!

Wpadła do jego pokoju jak burza. Spał na plecach, z rękami rozłożonymi po bokach, nie obudził się, gdy weszła…

Kucnęła i delikatnie sięgnęła ręką w stronę jego ramienia.

- Kankurō… - szepnęła.

Nic. Powtórzyła jego imię i potrząsnęła nim.

Wymruczał coś niewyraźnie i w końcu otworzył oczy.

- Te...mari? - zapytał zaspanym głosem, zaskoczony – Coś się stało? - Nagle wydawał się być całkowicie rozbudzony; usiadł na łóżku.

- Tak… - powiedziała łamiącym się głosem.

Wytrzeszczył oczy.

- Gaara zrobił coś złego? - zapytał szybko.

Zacisnęła usta. Wiedziała, że Kankurō zacznie myśleć, że to Gaara kogoś skrzywdzić, a nie że to on tak bardzo cierpi...

Ale przecież nie może… Nie może zdradzić Gaary, na pewno czułby się okropnie, że ktoś wie o czymś tak osobistym…

Uklęknęła przy bracie i sięgnęła po jego rękę.

- Co…? - zaczął.

Pokręciła głową w odpowiedzi. Już miała w głowie cały plan.

- Poczekaj tu – szepnęła.

Pobiegła na dół i wzięła do ręki kolejny kuchenny nóż. Wróciła z nim do Kankurō, a on wydawał się być przestraszony, gdy zobaczył, co ma ze sobą.

- Temari, co ty…? - szepnął z przestrachem.

- Posłuchaj… - zaczęła – Gaara… on bardzo cierpi…

- Dlaczego?! Co się stało? - przerwał jej.

- Cicho – strofowała go – Słuchaj. Nie rozumiesz? On cierpi… przez ojca, przez Shukaku, wioskę… - zawahała się – I… przez nas. My nie jesteśmy przy nim, nie wspieramy go jako rodzeństwo i…

- Ale on… - zaprotestował.

- Nie – przerwała mu z mocą – Ja pierwsza – dodała po chwili.

Sięgnęła trzęsącą się dłonią po nóż i, tak samo jak przed chwilą Gaara, przyłożyła go do swojej skóry.

- Nie! - brat skoczył w jej stronę – Oszalałaś?!

- Nie, wcale, patrz… - szepnęła.

Bała się, tak, ale to jej nie powstrzyma. Czuła, że potrzebują czegoś wzniosłego, by poradzić sobie z tą sytuacją. By pomóc Gaarze.

Wstrzymała oddech i przejechała ostrzem po wnętrzu dłoni. Syknęła z bólu, ale się nie cofnęła. Krew szybko się pojawiła, a jej zakręciło się w głowie, ale zignorowała to.

- Przysięgam na tę krew… - zaczęła słabym, trzęsącym się głosem, który jednak stawał się coraz mocniejszy z każdym kolejnym słowem – że będę ZAWSZE wspierać Gaarę, we wszystkim. By jego życie od tej chwili stało się łatwiejsze… - zamilkła.

Czuła się tak dziwnie, klęcząc w środku nocy obok łóżka brata, z nożem w ręce… Była w tym jakaś dziwna, trudna do uchwycenia magia. Zerknęła na zakrwawioną dłoń.

Teraz będzie już lepiej, teraz będzie miała siłę. Na pewno.

- Teraz twoja kolej – rozkazała.

- Co?! - krzyknął z wytrzeszczonymi oczami – Ja też?! Nie!

Temari zacisnęła usta. Po latach czuła się winna, że tak na niego naciskała, ale i tak uważała, że tamta przysięga była właściwa.

- Tak, ty – powiedziała ostro, wręczając mu nóż.

Skrzywił się, ale już po chwili trzęsącymi się rękami przeciął sobie wierzch dłoni. Syknął z bólu i odrzucił nóż. Zerknął na nią pytająco.

- Słowa – odpowiedziała szybko.

- Co? - szepnął – A, a tak… Ja… ja chyba ich nie pamiętam… - wyjaśnił niepewnie.

Temari westchnęła, poirytowana.

- Ja też nie znam ich na pamięć… Po prostu obiecaj, że… że zawsze będziesz przy Gaarze, że będziesz mu zawsze pomagać poczuć się lepiej.

Kankurō obrzucił ją jeszcze nerwowym spojrzeniem, a potem powiedział cicho:

- Ja… obiecuję, że zawsze będę pomagać Gaarze, by nie był smutny i… i samotny, tylko wesoły i by… spędzał razem z nami czas.

- Na tę krew – dodała.

Znów spojrzał na nią z przestrachem.

- Przysięgam na tę krew – dokończył.

Wtedy Temari poczuła ogromne wzruszenie. Podskoczyła w stronę brata i mocno go objęła, mocząc mu piżamę łzami.

Kankurō zaśmiał się cicho i również ją objął.

A potem ta przysięga i blizny na dłoniach dodawały im sił zawsze, gdy im samym ich zabrakło, a z czasem dla Kankurō stała się jego prawdziwą przysięgą, nie wymuszoną przez siostrę.

*

A potem wydarzyła się ta straszna noc i wszyscy w Sunie mówili, że to Gaara zabił Yashamaru. Temari dopiero po latach poznała prawdę z ust Gaary. Straszną prawdę, jeszcze bardziej nieprawdopodobną niż oficjalna wersja.

Siedziała w pokoju Kankurō, a on tłumaczył jej, czego nauczył go ojciec, gdy trenowali razem na sali treningowej. Słuchała uważnie, starając się skupiać na jego słowach i gestach, gdy prezentował jej chwyty i pieczęci a nie na nieznośnej, palącej myśli, że to ojciec powinien sam uczyć ją i Gaarę, nie tylko Kankurō…

Wiedziała, że za chwilę skończą, a potem spróbują znaleźć jakiś spokojny moment, by przećwiczyć walkę wspólnie tak, by ojciec ich na tym nie przyłapał. W końcu powinna się szykować do bycia kurą domową i niańką do swoich dzieci, a nie mieć w głowie jakąś durną walkę, prawda? pomyślała gorzko.

Miała dziś wyjątkowo podły nastrój. Bolała ją głowa i wciąż martwiła się o Gaarę, bo ostatnio stał się jeszcze bardziej ponury niż zwykle. I bardziej agresywny…

- No i wtedy robisz tak, no nie? - usłyszała jakby z oddali głos brata, gdy pokazywał jej chwyt do zastosowania na wrogu.

- Co?… - szepnęła – No tak.

- Ej, słuchaj mnie! - zdenerwował się.

- Tak, przepraszam – uśmiechnęła się do niego smutno.

Usiadł obok niej.

- Co się stało, Tema? - zapytał szybko.

Westchnęła i spuściła głowę.

- Ja… po prostu martwię się o Gaarę… - odparła.

Zmarszczył brwi.

- A co z nim? Znaczy… on sam nie jest dla nas specjalnie miły – powiedział zrezygnowanym tonem.

Nagle poczuła złość. Naprawdę?! To jest jego wyjaśnienie?

- On cierpi! - krzyknęła – Po tym co się stało!

Kankurō spojrzał na nią z zaskoczeniem.

- Tema, do cholery, przecież on sam powiedział, że zabił Yashamaru! - on też już uniósł głos.

Temari zerwała się z łóżka.

- A co z naszą obietnicą?! On cierpi, a jeśli sam tego nie widzisz, to…! - poczuła, że brakuje jej powietrza, nie wiedziała, co chce powiedzieć.

- To co?! - krzyknął brat, również wstając.

- To… to mnie to nie interesuje! - krzyknęła w końcu – Bo to chodzi o Gaarę!

- Taa?! A ja? - ryknął – Kim JA jestem dla ciebie?

Czuła jak mocno szumi jej w głowie. Chciała odpowiedzieć: „Ciebie też bardzo kocham!”, ale była na to zbyt wściekła.

- Gaara zawsze będzie dla mnie najważniejszy! Zawsze! Zapamiętaj to sobie! - wrzasnęła.

Chciała dodać, że Gaara potrzebuje więcej wsparcia i pomocy niż któreś z nich, ale nie zdążyła, bo Kankurō pobiegł w stronę drzwi.

- DOSKONALE! Fajnie, że w końcu już wiem, że moja siostra ma mnie w dupie!

Przez chwilę stała zaskoczona na środku pokoju, nie mogąc pojąć jak ich zwykła rozmowa zamieniła się w tak straszną kłótnię… Pomyślała, że trochę się uspokoją i wszystko będzie dobrze, że zostawi Kankurō samego, bo to mu dobrze zrobi, ale wtedy…

Usłyszała jak krzyczy: „Nienawidzę cię, Gaara!”, potem usłyszała trzaśnięcie drzwiami i dalsze wściekłe krzyki. Przelękła się. Serce jej przyspieszyło. On chyba nie poszedł do…? Pobiegła w stronę drzwi.

Tamtego dnia Kankurō pierwszy i jedyny raz w życiu zaatakował brata, a potem ojciec i tak dotkliwie ukarał za to Gaarę…

Temari czuła się winna. Gaara nie wiedział nawet, czemu brat tak się na niego zdenerwował. To była jej wina… Chyba nie powinna była mówić czegoś takiego, nawet jeśli naprawdę tak myślała. I wtedy i już zawsze.

*

Temari wróciła myślami do tamtej nocy, gdy dotarli do domu po odrodzeniu Gaary. Ona i Kankuro byli bardzo zmęczeni, ale najbardziej martwili się o Gaarę.

Całą drogę był milczący, choć wcale ich to nie dziwiło, po tym, co przeżył… Gdy weszli do domu, oboje poszli za Gaarą do jego sypialni.

- Umm… - zaczął niepewnie Kankuro – Dasz sobie radę? Powinieneś pójść spać… teraz, gdy… - nie dokończył.

- Tak, tak… - odparł Gaara, ale wydawał się być myślami zupełnie gdzie indziej.

- Może zostanę tu z tobą przez jakiś czas? - zapytała z troską Temari.

- Nie… dziękuję – odparł.

Temari zawahała się w drodze do drzwi. Zerknęła na Kankuro.

- A może… chcesz jakichś wskazówek jak… jak się śpi? – powiedział dziwnym głosem.

Gaara westchnął. Siedział na łóżku bokiem do nich, zgarbiony.

- Nie… czytałem kiedyś na ten temat, ja… chcę zostać sam, jestem zmęczony.

- Jasne – odpowiedzieli jednocześnie i wyszli, zerkając na siebie.

Gdy zostali sami na korytarzu, Kankuro powiedział cicho:

- Daj spokój, poradzi sobie, a jeśli nie, to nas zawoła. Wyluzuj, też się prześpijmy.

- Tak, masz rację… - westchnęła.

Szybko się umyli i poszli do swoich pokoi. Temari długo nie mogła zasnąć, bała się nawet zamknąć oczy, bo widziała wtedy jedynie martwego Gaarę, leżącego na ziemi…

Obudził ją krzyk. Straszny, pełen przerażenia krzyk. Rzuciła się do drzwi, niemal nie zwalając z nóg Kankuro. Gaara. To on krzyczał…

Pobiegli razem do jego pokoju i stanęli koło łóżka.

Gaara spał, oczy miał mocno zaciśnięte, rzucał się po łóżku i krzyczał: „Nie, nie!”. Oboje od razu pojęli. Śnił mu się koszmar. Oczywiście to tylko sen, na szczęście nikt z Akatsuki nie wrócił tu, by go dobić…

Ale dla niego to nie był TYLKO koszmar, pomyślała nagle Temari, on nigdy nie spał, pewnie myśli, że to prawda, że znów będzie musiał walczyć o życie…

Gaara się bał. Przyszli, znów. Deidara i Sasori. Nie, przecież Sasori nie żyje… Cóż, on też miał być już martwy, a jednak nie jest… Pewnie znalazł jakiś sposób, by przeżyć, w końcu tyle lat był partnerem Orochimaru…

Oni szli w jego stronę, Deidara uśmiechał się szaleńczo, lalka Sasoriego sunęła w jego stronę... Zobaczył przed sobą ogon skorpiona, nasączony jadem, a Deidara w tym czasie rzuł glinę. Za chwilę obaj go zaatakują i sam nie wiedział, czy najpierw dopadnie go jad czy bomba…

- Nieee! - wrzasnął. Tak bardzo się bał, bardziej niż za pierwszym razem, gdy nie znał jeszcze ich możliwości. Jeśli tym razem nie podoła i oni zniszczą jego ukochaną wioskę, to…

- GAARA! - usłyszał wrzask. Ale nie należał do żadnego z nich. To był głos dziewczyny… - Gaara!!!

Nagle obudził się. Usiadł gwałtownie i poczuł nagłe mdłości. Co on robi w łóżku, to niemożliwe, przecież on…! Zerwał się.

- Gaara, błagam, to tylko sen! - znów ten kobiecy głos. Co się tu dzieje? Używają genjutsu? Czy to on ma halucynacje?

- To sen!!!

Jaki sen? Przecież on nie może śnić… pomyślał zdezorientowany… Nie, może… Przecież oni go zabili i… Gwałtownie otworzył oczy i zamrugał.

Kołdra pod jego palcami, miękka, jasna… Uniósł wzrok. Temari, Kankuro, czy oni naprawdę tu są?…

- Wy… ja… to nie są halucynacje? - szepnął. Głos miał schrypnięty od krzyku.

- Nie! - odparł stanowczo Kankuro – To był sen, twój pierwszy sen w życiu… - dodał smutno.

Nagle wszystko do niego dotarło. Poczuł się jak idiota. Znów się przez niego stresują… Opadł ciężko na poduszki.

Temari z trudem oddychała. Wprawdzie to dobrze, że nikt go nie napadł, ale… patrzeć na ten lęk i ból na jego twarzy. Nie mogła tego znieść, zawsze obiecywała sobie, że zrobi dla niego wszystko, ale to „wszystko” zawsze okazywało się tak małe…

Chyba już się uspokoił. Patrzyła jak się kładzie i wtedy dopiero zaczęła normalnie oddychać. Ciężko opadła na krzesło i przycisnęła dłoń do piersi. To było okropne…

- Przepraszam – usłyszała jego głos. To było oczywiste, że czuł się winny. A nie powinien… - Mogłem zgodzić się z waszymi propozycjami, ja…

- Och, daj spokój, stary. Co moglibyśmy zrobić? Wejść do twojego snu i go zmienić? To nie twoja wina!

- To… to zawsze jest takie… straszne, realistyczne? - zapytał ochrypłym głosem.

Temari zamyśliła się. To pytanie było bardzo niecodzienne. Nigdy się nad tym nie zastanawiała.

- Wiesz… - zaczęła z wahaniem, bo Kankuro milczał – Zwykle we śnie wierzy się, że to coś jest prawdą, ale… sny też mogą być wesołe albo śmieszne – dodała. Tak, tylko czy ktoś, kto przeżył tyle, co on, może mieć też miłe sny? pomyślała gorzko.

*

Potem ich życie się uspokoiło, choć oni nigdy by tego nie podejrzewali. Teraz, gdy miała przy swoim boku Gaarę jej życie stało się o wiele jaśniejsze i weselsze. Choć bez wątpienia nie było też pozbawione wielu lęków i zmartwień.

Temari za wszelką cenę starała się zrobić wszystko, by Gaara poczuł się lepiej w tej nowej dla niego sytuacji.

Pamiętała, że Gaara miał swojego ukochanego misia, Pana Przytulasa, którego nigdy nie zostawiał samego. Ale to się zmieniło, tego dnia, gdy Yashamaru umarł, Temari z zaskoczeniem zobaczyła w koszu przed ich domem porzuconego misia.

Rozumiała, że Gaara jest już starszy i nie musi bawić się zabawkami, ale nie chciała, by tak skończył… Był dla niego kiedyś bardzo ważny.

Niewiele się wahając, wyjęła go za nogę z kosza i szybko ukryła pod ubraniem, bo bała się, że jeśli Gaara go zobaczy, to zmusi ją do wyrzucenia go.

Szybko wróciła do domu i zamknęła się w swoim pokoju. Obejrzała dokładnie Pana Przytulasa. Nie wyglądał źle, był tylko trochę brudny. Dobrze, że Gaara go nie zniszczył…

Wyprała go, uczesała i po namyśle schowała głęboko w swojej szafie. Gaara nie będzie tu zaglądał, a ona…

Sama nie wiedziała. Po co jej ten miś? Będzie go trzymać jako pamiątkę tamtego lepszego okresu w ich życiu? Bo czy śmiała w ogóle wtedy marzyć, że pewnego dnia odda go Gaarze, a on go przyjmie i nie będzie na nią zły, nie będzie z niej drwił, a będzie jej naprawdę wdzięczny? Chyba nie.

Ale tak właśnie się stało. Gdy już się pogodzili, Gaara miał kłopoty ze snem. Zupełnie jej to nie dziwiło. Nie mogła uwierzyć, że on nigdy nie sypiał, ale taka była prawda. Teraz więc musiał nauczyć się od podstaw czegoś, co każdy inny umiał od urodzenia…

Pamiętała tamtą ich pierwszą noc po zmartwychwstaniu Gaary, gdy obudził się, przerażony koszmarem… Myślał, że to rzeczywistość.

Choć czas mijał, ciemne kręgi pod oczami Gaary nie stawały się wcale mniejsze, a Temari coraz bardziej się martwiła.

Pewnego dnia rano przyszła do jego pokoju i usiadła obok. Gaara wciąż leżał w łóżku, miał na sobie piżamę i wyglądał uroczo z rozczochranymi włosami.

Trzymała misia za plecami. Czuła, że chce zrobić mu niespodziankę.

- Mam coś dla ciebie, Gaara – powiedziała, uśmiechając się tajemniczo.

- Tak? - zapytał, zaskoczony.

Uśmiechnęła się szerzej, a potem wyciągnęła przed siebie misia.

- Ta-daa! - krzyknęła – Pamiętasz go, nazwałeś go…

Ale nie zdążyła dokończyć, bo twarz Gaary nagle się zmieniła. Jego oczy wytrzeszczyły się mocno, a on odskoczył do tyłu i zerwał się z łóżka.

Gaara z trudem oddychał. Bał się. Widział wyraźnie przed sobą coś… ciężko mu było to coś nazwać. To wyglądało jak pluszowy miś z najgorszych koszmarów. Był cały brudny, podarty, niemal czarny od błota albo… Gaara nie był pewien. Jego oczy dziwnie płonęły czerwienią, wydawał się być… żywy?

Zerwał się na nogi i uciekł jak najdalej od niego.. Ten potwór patrzył na niego, uśmiechał się złośliwie, miał kły, a na nich krew i… Skupiał się tylko na tym. Skulił się w rogu pokoju, serce waliło mu tak mocno, że czuł ból.

- GAARA! - ryknęła Temari – Gaara, uspokój się… To tylko twój stary miś z dzieciństwa, Pan Przytulas, pamiętasz? - krzyknęła.

Zacisnął zęby, zamrugał i… zerknął ponownie.

To był tylko jego miś z dzieciństwa, tak jak powiedziała jego siostra. Był odrobinę bardziej zniszczony, pobrudzony i podarty niż kiedyś, ale… Nic poza tym. Poczuł się podle.

Czuła się okropnie. Chciała, by Gaara poczuł się lepiej, by… mógł odzyskać pamiątkę z dzieciństwa, a nie…

Co się stało? CO on zobaczył? Cofnęła się do drzwi. Czuła, że zaraz się rozpłacze.

- M-mogę go zabrać, wyrzucić, przepraszam… - dodała cicho.

Gaara nadal opierał się o ścianę i ciężko oddychał, ale chyba już trochę się uspokoił. Pokręcił głową i powiedział:

- Nie… przepraszam – odetchnął, by się uspokoić i ponownie wrócił powoli do łóżka. Usiadł na nim, jednak jedynie na samym brzegu, i powiedział z pochyloną głową – Zapomnij o tym…

- Nie chciałam cię skrzywdzić! - krzyknęła.

- Wiem – westchnął – To nie twoja wina – nadal na nią nie patrzył.

- Co… co widziałeś? - zapytała delikatnie. Nie wiedziała, czy chce znać prawdę…

- Widziałem… to nieistotne – dodał szybko.

- Proszę, Gaara…

- Dobrze… Przez chwilę widziałem – pokręcił głową – Ciężko mi to opisać. Potwora, strasznego, jak z horroru, ale… nie myśl o tym, to nic takiego.

- Zabiorę go… - powiedziała, a on słyszał, że jej głos się łamie i poczuł do siebie jeszcze większą nienawiść.

- Skąd… go masz? - zapytał.

- Schowałam go, dawno temu i…

- Dziękuję – powiedział poważnym głosem.

- Nie! - krzyknęła – Za co mi dziękujesz? Przecież…

Westchnął.

- Bo się starałaś, a ja… to był tylko moment, zaskoczenie, ale… halucynacje już minęły i…

- Co mam z nim zrobić? - szepnęła.

Gaara poszukał misia wzrokiem. Leżał, porzucony przy drzwiach. Nagle poczuł dziwną tęsknotę.

- Chcę… chcę go mieć. Muszę tylko… chyba potrzebuję trochę czasu…

- Jesteś… jesteś pewien? - zapytała z wahaniem.

Skinął głową.

- Zabrać go teraz?

- Nie. Tak… Na jakiś czas… - tłumaczył się.

- Jasne – Temari skinęła głową i poszła po niego.

Gaara tym razem nie miał odwagi spojrzeć.

- Jeszcze raz cię przepraszam – dodała i wyszła.

Gaara przez jakiś czas siedział na łóżku i rozmyślał. Czuł jakąś dziwną tęsknotę, gdy myślał o Panu Przytulasie. Nie, nie może go stracić.

Przez jakiś czas Gaara oswajał się z myślą, że miś jednak nie przepadł, czego sam się obawiał. Potem zabrał go do siebie i dotykał przez jakiś czas, oglądając uważnie. Potem zostawił go u siebie w pokoju. A potem… Temari przekonała go, że może jeśli się do niego przytuli, będzie mógł lepiej spać.

I chyba miała rację. Potem już zawsze tak robił i już nigdy nie widział tego strasznego potwora, a jedynie pamiątkę po swojej mamie.

*

Byli we trójkę na misji, misja okazała się trudniejsza niż podejrzewali. Gaara został ranny, ale w tej chwili przed nimi, nie wiadomo skąd, pojawił się Naruto. Pomógł im, jak mogli się tego po nim spodziewać, a gdy sytuacja już się uspokoiła, zostali sami.

Temari czuła wyraźnie zmieszanie swoje i swoich braci. Naruto chyba niczego nie dostrzegał; trajkotał coś radośnie. Wtedy uznała, że to ona musi coś zrobić.

- Naruto… dziękujemy ci, ale… teraz już wrócimy do siebie – powiedziała, zerkając na Gaarę, który dyskretnie opierał się o drzewo, by nie upaść. Zacisnęła mocno zęby.

- Nie! - odparł entuzjastycznie – Muszę wam pomóc przetransportować Gaarę do domu! On się źle czuje, nie widzicie?! - zapytał zaskoczony.

Temari zmusiła się, by nie zakląć na głos. Wiedziała, jak wiele Naruto znaczy dla Gaary i sama była mu bardzo wdzięczna za odmienienie jej brata, ale to nie znaczyło, że…

- Mamy wystarczająco sił, wiesz? – warknęła przez zaciśnięte zęby.

- Ale wy jesteście po walce i…

- Ty też! - teraz już krzyknęła. Kątem oka dostrzegła, że Gaara się poruszył.

- To nic takiego, Temari – szepnął słabo.

Jasne, wiedziała, że zrobi wszystko, by nie zasmucić swojego „wspaniałego Naruto”, ale nie chciała, by musiał znosić koszmar dotyku. Przy nim przecież Kankuro nie mógł użyć nitek czakry, bo Naruto zacząłby pytać.

- Jesteś… pewien? - zapytała słabo. Była na nie, ale jednak decyzja należała do Gaary.

- Jestem – odparł niemal niedosłyszalnie.

Z westchnieniem skinęła głową.

Naruto rozpromienił się, a chwilę potem już rzucił się na Gaarę. Nim ten zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, Naruto zarzucił sobie jego ramię na plecy i ruszył przed siebie. Temari usłyszała jeszcze cichy jęk Gaary i podejrzewała, że nie był to jęk bólu…

Kankuro spojrzał na nią przeciągle i ruszył za Naruto, więc ona zrobiła to samo. Biegła wolno, zerkając co jakiś czas na plecy Gaary. Mijały godziny, a oni nadal byli daleko od Suny…

Wydawało jej się, że widzi, jak głowa Gaary porusza się w rytm biegu Naruto… Czyżby był aż tak słaby?…

W końcu nie wytrzymała i zagrodziła Naruto drogę, bo wiedziała, że nic innego nie zatrzyma tego nadpobudliwego dzieciaka.

- Tak, Temari? - zapytał zaskoczony, hamując w ostatniej chwili. Gaara miał przymknięte powieki. Bała się, że zaśnie… Zerknęła kątem oka na niebo nad nimi. Zaczynało już świtać; niebo miało lekko pomarańczowy kolor.

To był ten moment, w którym Gaara zwykle używał swojej techniki Sennej Czakry. Ale teraz był obok Naruto, który o niczym nie wiedział i… Pamiętała jak wiele czasu zajęło mu, by zaufać swojemu rodzeństwu, a w końcu Naruto był kimś, kogo znał o wiele mniej niż ich.

- Chcemy pogadać chwilę na osobności, ok? - zapytała go, oczywiście, nie zrozumiał. Westchnęła w myślach – To znaczy, że chcemy, żebyś na chwilę zostawił nas samych – doprecyzowała, powoli tracąc nerwy.

- Co…? - zapytał głupio – Aaa, tak, jasne! - krzyknął, drapiąc się po głowie i pobiegł przed siebie. Jak to możliwe, że ktoś tak tępy może być jednocześnie tak zdolnym shinobi? pomyślała zaskoczona Temari.

Gaara z jękiem usiadł na ziemi pod drzewem.

- I jak? - zapytała Temari, klękając koło niego.

Gaara skrzywił się i odpowiedział:

- Jakoś… daję radę – nie patrzył na nich.

- Ale wiesz, że nie musisz tego robić? - zapytała ostro.

- Tak, ale… - zaprotestował cicho.

- Nie jesteś mu nic winien!

- Wiem, Temari, proszę…

- Dobrze… - westchnęła – A co z twoją techniką? Wiesz, możemy pilnować go, by się nie gapił, a ty weźmiesz czakrę od Shukaku i…

- Nie.

Jasne, wiedziała, że tak powie...

- Chcę… Naruto może tu przyjść, ale… nie mam sił mu tego wyjaśniać – szepnął.

- Dobrze… - odparła niechętnie Temari – Więc każę mu się zamknąć, ok? - upewniła się.

O dziwo, Gaara skinął głową. Kankuro siedział pod drzewem obok i tylko obserwował ich w milczeniu.

- Naruto! - ryknęła – Chodź już!

Przybiegł w jednej chwili.

- Idziemy dalej? - zapytał entuzjastycznie – Bo spać mi się już chce!

- To prześpisz się w Sunie, załatwimy to, ale teraz zaczekaj.

- A co? - zapytał od razu. Temari warknęła.

Gaara był zdenerwowany. Serce mocno mu waliło, ale nie chciał zrezygnować. Tak, chyba w głębi siebie sądził, że jest coś winien Naruto. Szczerość i… A może chciał się do niego zbliżyć, bo ostatnio tak mało czasu spędzali razem…?

Odetchnął i odezwał się w myślach do Shukaku.

- Shukaku, możesz…

Ale on już odpowiedział:

- Jasne, dam ci swoją czakrę!

- Masz wystarczająco czakry, czy… - zaczęła Temari, ale wtedy poderwał się Naruto.

- Co? Czakra? Ja ci mogę trochę dać, Gaara! - wrzasnął.

Gaara zawahał się. To byłoby ekscytujące… Dotychczas brał czakrę jedynie od Shukaku, a to pewnie nie jest to samo…

- Dobrze – oświadczył nim Temari zdążyła się odezwać.

Naruto rzucił się w jego stronę i uklęknął przed nim. Dotknął jego ramienia, a Gaara czekał.

- Robiłeś to już kiedyś? - zapytał sceptycznie Kankuro.

- Nie, ale brałem czakrę od Kuramy! - oświadczył radośnie, a Gaara poczuł, że to kolejna rzecz, która ich łączy.

Już po chwili czakra zaczęła opuszczać ciało Naruto i łączyć się z czakrą Gaary. To było dziwne uczucie, czuł, jakby był bliższy Naruto niż kiedykolwiek wcześniej.

- Ej, nie chcę czakry tego debila! - pisnął oburzony Shukaku.

Gaara spodziewał się takiej odpowiedzi. I domyślał się, kogo ma na myśli Shukaku.

- To nie jest czakra Kuramy, a Naruto – odpowiedział, wciąż skupiony na tej przyjemnej sensacji w jego ciele.

- Ej, ej, nie przesadź, boję się, że się wtedy przemienisz! - przypomniał mu Shukaku.

Tak, Gaara znał te zasady.

- Już – odpowiedział stanowczo i odsunął się od Naruto.

Ten wydawał się mieć dziwny, zaskoczony wyraz twarzy.

- Wow, dziwne uczucie… - powiedział cicho.

- Nic ci nie jest? - zapytał z troską Kankuro.

Naruto nie odpowiedział. Wstał i wykonał kilka ataków na niewidzialnego przeciwnika.

- Nie, nic takiego – powiedział.

Gaara odetchnął ciężko i zaczął swoją technikę. Zamknął oczy, by nie widzieć tych niebieskich, ciekawskich oczu przed sobą.

Gdy tylko czakra zaczęła wokół niego krążyć, Naruto krzyknął:

- Co to za technika? Ale ta czakra tak super się porusza!

- Zamknij się – powiedział stanowczo Kankuro.

Naruto westchnął niezadowolony jak małe dziecko, ale zamilkł. Gdy Gaara skończył, otworzył oczy i spojrzał na rodzeństwo.

Kankuro skinął głową.

- Ok, to idziemy – powiedział i wstał.

- Nie! - zaprotestował Naruto – Chcę wiedzieć! Co to było?

- Nie – znów zaprotestował Kankuro – Żadnych pytań, nie wszystko musisz wiedzieć. To po prostu pewna technika Gaary i tyle.

Naruto prychnął, ale nic już nie dodał.

*

Było południe, mieli wolny od misji dzień. Gaara leżał na kolanach Temari, a ona głaskała go po włosach. Minęło wiele długich lat, odkąd pozwolił sobie na jej dotyk.

Tak naprawdę wciąż się go bał, tak. Ale jego uczucia do Temari były silniejsze. Wiedział, że zawsze powtarzała, że to nic takiego, ale bardzo cierpiała, że nie może go przytulić.

Kankuro powiedział jej kiedyś ze złośliwym uśmieszkiem, że „jemu nie są potrzebne żadne przytulaski, ale dla niej się poświęci”. I naprawdę tak było, Temari często się do niego przytulała, ale Gaara i tak czuł się winny.

Wtedy zaczął myśleć, że musi coś z tym zrobić. Po wielu, wielu próbach udało mu się zapanować nad swoim lękiem na tyle, by nie uciekać przed Temari na drugi koniec pokoju.

Rozluźniał wtedy całe ciało, na tyle, na ile był w stanie i dzięki temu udawało mu się trwać spokojnie. Ale tak, nadal czuł lęk, mocny, ale jednak możliwy do wytrzymania.

Wiedział, że Temari nigdy by sobie nie darowała, gdyby poznała prawdę, ale o dziwo, nigdy nie poznała, choć się tego obawiał.

Od tamtej chwili co jakiś spędzał wolny czas w jej objęciach. Lubiła go tulić i głaskać, a on nie chciał jej tego zabierać. Chciał, by choć przez chwilę wierzyła, że ma normalnego brata.

Dla niego te chwile nie były ani trochę przyjemne, a zawsze, gdy go puszczała, długo musiał dochodzić do siebie. Zamykał się w pokoju i starał się uspokoić umysł i rozluźnić mimo wszystko spięte mięśnie.

Ale uważał, że warto było. Szczególnie, gdy po raz pierwszy, gdy jej to zaproponował, rozpłakała się i nie mogła przestać. Chciał to dla niej zrobić.

Teraz co jakiś czas łowił wzrok Kankuro, który leżał obok nich na drugiej kanapie i przeglądał jakiś magazyn. To spojrzenie ani trochę mu się nie podobało, ale je ignorował.

W końcu Temari delikatnie zabrała jego głowę ze swoich kolan i powiedziała:

- Idę już, muszę się czymś zająć.

- Dobrze – odparł i usiadł. W głowie mocno mu się kręciło. Odruchowo spojrzał na zegarek. Pół godziny, pół godziny lęku…

Dopiero, gdy wyszła z salonu, pozwolił sobie na ciche westchnięcie.

Kankuro poruszył się i odezwał do niego:

- Ja wiem – patrzył mu prosto w oczy.

Gaara spiął się jeszcze mocniej. Nie, to niemożliwe, że on wie, przecież niczym się nie zdradził…

- O czym? - zapytał cicho, choć obiecał sobie, że nie będzie go okłamywał.

Kankuro usiadł gwałtownie.

- Wiem, że nadal boisz się jej dotyku – powiedział wprost.

Poczuł lęk. Jeśli ona to usłyszy, to…

- Nie! - zaprotestował – Nie powiesz jej! - dodał ostro, co nie było w jego stylu, ale się bał…

Kankuro westchnął ciężko.

- Nie, nie powiem jej, mówię tobie… - wydawał się być zmęczony.

- A po co? - Gaara miał mętlik w głowie.

- Bo… sam nie wiem, chyba chcę ci powiedzieć, że jesteś wspaniałym bratem… - głos mu się załamał. Gaara patrzył na niego zdziwiony.

- Chyba nie bardzo, skoro nadal się boję… - zaprotestował słabo.

- Nie, robisz to dla niej, to… wzruszające.

- Od dawna wiesz? - zapytał, nie patrząc na niego.

Kankuro się zamyślił.

- Chyba niemal od początku, wiesz, patrzyłem na was nie raz i… naprawdę się niemal niczym nie zdradzałeś, ale…

- Ale? - przerwał mu niecierpliwie.

- Ale w twoich oczach był… strach, prawdziwy strach i… - poruszył się niespokojnie – Wiesz, ona tego nie widzi, bo nie jest odwrócona twarzą w twoją stronę i…

- Wydasz mnie? - zapytał zrezygnowany, spuszczając głowę.

- Nie – odpowiedział, zaskoczony – To twoja decyzja, ale… Nie wiem, czy to ma sens. Ona czuje się lepiej kosztem ciebie i…

- Nie zmienię zdania – odparł stanowczo Gaara.

*

Gaara miał kolejny atak, jeden z wielu. Temari cicho siedział obok niego, na wprost nich był Kankuro.

Gaara cały czas mruczał coś do siebie, Temari nie zawsze słuchała. Starała się jakoś uspokoić rozbiegane myśli. Nagle usłyszała, że jego paplanina staje się głośniejsza, pełniejsza emocji. Uniosła głowę, Kankuro też.

- Nie! Mamo… - zaczął płaczliwie Gaara. Szkliste jak u lalki oczy miał wbite w przeciwległą ścianę – Nie mów tak do mnie, zrobię dla ciebie wszystko i…

Temari mocno zacisnęła pięści. Oczywiście, Gaara znów widział tę okropną kobietę z jego głowy. Czy ona choć raz nie mogła być dla niego miła?!

I nagle coś przyszło jej do głowy… Serce jej przyspieszyło, ale nie zmieniła zdania. Powoli zaczęła iść na kolanach w stronę Gaary, by go nie spłoszyć. Kankuro patrzył na nią podejrzliwie.

- Nie dotykaj go, przecież wiesz… - powiedział jej stanowczo.

- Tak, wiem – syknęła.

- Nie, mamo! Oczywiście, że cię nie nienawidzę, przysięgam, ja… - Głos Gaary był niemal płaczliwy. Serce ścisnęło się jej jeszcze bardziej. Czy jego halucynacje zawsze muszą być takie straszne?!

Spojrzała w jego niewidzące oczy i utwierdziła się w swoim przekonaniu.

- Nie krzycz do mnie, ja… - zaczął Gaara, ale Temari przerwała mu.

- Kochanie, przepraszam, już nie będę do ciebie krzyczeć, przysięgam – powiedziała niepewnie, starając się, by jej głos był taki jak ze swojego jedynego wspomnienia z mamą.

- Co ty ro… - wysyczał Kankuro, ale szybko machnęła ręką w jego kierunku – Jeśli Gaarze tylko się pogorszy przez te bzdury, to… - Nie dawał za wygraną.

Twarz Gaary natychmiast się rozpogodziła. Temari poczuła łzy w oczach.

- M-mamo?… Dobrze, że masz już lepszy nastrój – szepnął, bardziej podciągając kolana pod brodę.

- Tak, przepraszam, miałam zły dzień, ale…

Przerwał jej.

- Czy ty mnie, czy ty mnie k-k… - zaczął, ale przerwał, jakby się dusił. Temari w lot pojęła.

- Nie, nie masz prawa! - syknął Kankuro, ale się nie poruszył. Gromił ją wzrokiem.

- Zamknij się – syknęła do niego.

- Kocham cię, synku, bardzo… - wychrypiała i popłakała się.

Twarz Gaary stała się jeszcze spokojniejsza, a ona pomyślała, że dla tego widoku warto było zaryzykować.

- Dziękuję ci, mamo…

Potem już nic nie mówił, ale nadal się nie ocknął. Kankuro też się martwił, patrzył na nią ze złością, ale nadal milczał.

- Jeśli coś się przez ciebie stanie, to… - wysyczał Kankuro, ale nie dokończył.

Temari zacisnęła usta. Sama już nie była pewna, czy postąpiła dobrze. Jednak po jakimś czasie Gaara się ocknął. Oboje głośno westchnęli, a on powiódł nieprzytomnym wzrokiem wokół, a potem spojrzał na nich i powiedział:

- Ja… widziałem mamę… To znaczy, ja wiem, że to nie było prawdziwe, ale była dla mnie miła jak nigdy i… - Patrzył na nią z nadzieją, a Temari otworzyła usta, by coś powiedzieć, jednak Kankuro ją ubiegł:

- Zamknij się! - syknął.

Ale ona już rozumiała, że nie ma prawa go okłamywać. Żeby tylko Gaara dobrze to przyjął…

- To… - zaczęła, wbijając wzrok w kolana – to byłam ja…

- Co? - wyszeptał zaskoczony Gaara.

- Ja… - odetchnęła – ja to powiedziałam, ja z tobą rozmawiałam… jako jako mama… chciałam… - poczuła się źle. Czy miała prawo? - ona była dla ciebie niemiła, nie chciałam, byś był smutny i… - rozpłakała się.

- Nic się nie stało, Temari – zaskoczona usłyszała jego słowa. Szybko uniosła głowę.

- N-naprawdę?…

Skinął głową.

- Chciałaś dobrze. To prawda, ja przez chwilę naprawdę uwierzyłem, że… - głos mu się załamał, a Temari zagryzła wargę – ale… to było miłe, naprawdę poczułem się trochę lepiej i…

- Dziękuję, Gaara… - szepnęła, znów płacząc.

Kankuro już nic nie mówił.

*

Temari tym razem była sama z Gaarą. Kankuro był na misji, a ona obawiała się tego, że po raz pierwszy miałaby zostać z nim sama, gdyby… Ale to nieważne, mówiła do siebie, nie chciała, by Gaara jeszcze bardziej się martwił, Kankuro nawet zaproponował jej, że zrezygnuje z misji, ale ona wiedziała, że nie mogą sobie na to pozwolić, więc zaprotestowała.

Kankuro nie było już drugi dzień. Ich życie wyglądało normalnie, a Temari miała coraz większą nadzieję, że nic się nie wydarzy. Ale przeliczyła się.

Był późny wieczór, a oni siedzieli wspólnie w salonie i zajmowali się swoimi sprawami. Nagle Gaara upuścił notatki, a ona szybko na niego spojrzała z zaciśniętymi ustami. Już wiedziała…

- Temari… - wyszeptał bezbronnie, ale ona już nie potrzebowała słów…

- Nic się nie martw – powiedziała do niego, choć tylko udawała pewną siebie. Jego oczy szybko zachodziły mgłą i nie była nawet pewna, czy zdołał usłyszeć jej słowa…

Skulił się i dziwnie zakwilił. Zaczął kiwać się w przód i w tył. Mocno zacisnął powieki a potem szepnął: „Boję się…”.

Temari w jednej chwili poczuła, że znika cała jej – i tak niewielka – pewność siebie. Zalała ją fala paniki.

- Uspokój się, wszystko będzie dobrze… mruczała do siebie.

Gaara krzyknął a ona gwałtownie zadrżała. Próbowała wyobrazić sobie, że Kankuro jej obok niej… Wszystko będzie dobrze, będzie dobrze…

- Nie! - ryknął, a ona odebrała to jako uderzenie w twarz. Odruchowo skuliła się w sobie. - Nie! Przestań!

Mocno złapała się za włosy, nieświadoma tego, co robi. Zacisnęła powieki, a łzy pociekły natychmiast. Gaara…

- Wszystko będzie dobrze… - wyszeptała przez łzy, nie była nawet pewna, czy mówi to do Gaary czy do siebie.

- Boli! Boli, przestań!

Skuliła się na fotelu, jakby chciała zniknąć. Gdyby mogła, zwinęłaby się w kulkę, ale nie zrobiła tego, teraz musi skupić się na nim.

W tym koszarze minęło pół godziny, a potem godzina albo raczej tak się tylko wydawało Temari, bo nie była w stanie patrzeć na zegar, a każda chwila lęku Gaary była dla niej straszną wiecznością.

Złapała się na tym, że szarpie włosy, bo w ten sposób czuje odrobinę większy spokój.

- Boję się… - tym razem głos Gaary był jedynie cichym szeptem, co jeszcze bardziej ją przeraziło…

- Gaara, błagam cię, nie bój się… - szepnęła, ale on najpewniej jej nie słyszał… Co zrobić? Co może zrobić?

Wstała i jak lunatyczka podeszła do niego. Gaara jak zwykle podczas ataku siedział skulony na podłodze. Klęknęła niedaleko niego i, wiedziona instynktem, otworzyła usta.

W jej głowie w jednej chwili pojawiło się wspomnienie. Miało już wiele lat, ale ona od jakiegoś czasu nie wracała do niego myślami, a teraz…

I zaczęła śpiewać mu kołysankę. Tę samą, którą podsłuchała u Yashamaru. Tę samą, której tak bardzo chciała się nauczyć…

- I wtedy już nie będziesz się bał, mały, bo słoneczko tak pięknie świeci… - zanuciła, a łzy coraz gwałtowniej płynęły jej z oczu, jednak głos nadal pozostawał silny.

To tak jakby specjalnie była w stanie ją wtedy usłyszeć i się nauczyć, by dziś móc… „Nie będziesz się bał”… To tak jakby Yashamaru wiedział, że w życiu Gaary będzie wiele strachu.

Przymknęła oczy i zobaczyła uśmiechniętą, spokojną twarz Yashamaru.

- Tęsknię za tobą, wujku… - szepnęła do siebie.

Kto wie? Może on teraz ich obserwuje? pomyślała. Jest smutny, że Gaara cierpi, ale jednocześnie cieszy się, że ten nie jest sam i…

Temari ponownie nie miała pojęcia, ile czasu minęło, ale naprawdę miała wrażenie, że to nie tylko jej nadzieja i Gaara odrobinę się uspokoił. Śpiewała tak długo, aż ochrypła i zaczęła kaszleć, a wtedy starała się nadal nucić. Klęczała koło Gaary, nuciła, kiwając się lekko i przód i w tył i płakała z mocno zaciśniętymi powiekami…

- Temari?… - usłyszała niepewny głos. Szybko poderwała głowę.

- Gaara! - szepnęła zaskoczona – Ty… ocknąłeś się.

Westchnął ciężko i wstał, chwytając się fotela.

- Tak… już mi lepiej. Czemu przede mną klęczałaś? - zapytał cicho – Było gorzej niż zwykle?

- Nie… po prostu się bałam i… - szybko uniosła ręce, by wygładzić włosy, które pewnie były w okropnym stanie, choć wiedziała, że na to już za późno.

Gaara usiadł i odezwał się niepewnie.

- Słyszałem kołysankę…

Temari gwałtownie uniosła głowę, jej serce przyspieszyło. Czyli słyszał, naprawdę słyszał!

- Ale nie wiem… - wydawał się być mocno skrępowany – Nie wiem, kto ją śpiewał, znam ją od Yashamaru, ale to nie był on, on rzadko pojawia się w moich halucynacjach i…

Więc on nie wie, że to ona… Tak, powinna mu powiedzieć!

- Gaara… To ja ci to śpiewałam i…

Wytrzeszczył oczy.

- Ale… skąd to znasz? Yashamaru też ci ją śpiewał? Ale kiedy? - mówił szybko, zdziwiony.

- Nie! To… ja kiedyś podsłuchałam jak on ci ją śpiewa i… Chciałam się jej nauczyć. Dziś przyszła mi do głowy i…

Przez chwilę patrzył na nią, nic nie mówiąc, a ona poczuła się zmieszana. A może postąpiła źle? Zniszczyła jego wspomnienie z Yashamaru i…

- Dziękuję, Temari… - wyszeptał – To było… zaskakujące, ale bardzo miłe. Naprawdę byłem w stanie to usłyszeć, nawet gdy tak się bałem i… sądzę, że to mi pomogło. Dziękuję.

Rozpłakała się. Starła łzy dłonią i powiedziała:

- Bardzo się cieszę, że mogłam choć tyle dla ciebie zrobić, Gaara…

*

Minął jakiś czas, odkąd Kankuro i Temari dowiedzieli się o problemach z czytaniem Gaary. Temari wciąż czuła, że ta informacja w niej ciąży, ale ignorowała ją, bo nie miała pojęcia, co mogłaby zrobić.

W pracy to zwykle Kankuro zajmował się sprawami wymagającymi czytania i pisania, czasem też ona. Ale w wolnym czasie nie raz widziała, jak Gaara siada koło nich, gdy wieczorem relaksowali się wspólnie w salonie, sięga po jakąś książkę, patrzy na nią przez chwilę, a potem wzdycha ciężko, odkłada ją i siada na fotelu obok nich, patrząc przed siebie w zamyśleniu.

Zawsze wtedy szybko odwracała wzrok, by go nie speszyć i czuła się niemal winna, że ONA może czytać bez problemu. Widziała, że Kankuro też zerka w jego stronę, a potem – ze zmieszaną miną – udaje, że wcale tego nie robił.

Jednak czasem zdarzało się też, że Gaara sięgał po książkę i nie odkładał jej. Wydawał się wtedy być weselszy niż zwykle, choć przecież on i tak nigdy się nie uśmiechał, a potem jego oczy poruszały się bardzo szybko, jakby starał się przeczytać tak wiele jak tylko będzie w stanie nim dolegliwości znów wrócą i ten widok też niespecjalnie sprawiał, że Temari czuła się lepiej…

Ale pewnego dnia coś w niej pękło. Nie będzie już udawać, że nic się nie dzieje! Kankuro był poza domem, więc tego wieczoru byli sami. Podeszła do półki, wzięła z niej książkę, którą Gaara dziś odłożył, a potem podeszła do niego powoli.

- Gaara?… - zaczęła dziwnie zestresowanym głosem.

Uniósł wzrok i spojrzał na nią pytająco.

- M-może… - zamilkła. Nie, nie wie, jak to powiedzieć, by go nie urazić. Może w ogóle nie powinna?… Miała się już wycofać, ale Gaara zapytał:

- Tak?

Odetchnęła głęboko i zaczęła:

- Gaara… ale proszę… nie czuj się urażony, to tylko propozycja… Może… chcesz, żebym ci teraz poczytała, skoro ty…

Wstrzymała oddech, a on przez chwilę patrzył na nią z lekko wytrzeszczonymi oczami.

- Och… Naprawdę? - szepnął.

- Nie chciałam cię urazić… - odparła szybko.

Pokręcił głową.

- Nie… to miłe, choć zaskakujące – Myślał przez chwilę – Dobrze, tak, chcę, Temari.

Poczuła, że promienieje. Szybko usiadła na wprost niego i otworzyła na stronie, którą zaznaczył brat. Nie znała tej książki, ale to nie miało znaczenia.

Gaara chyba nigdy nie czytał powieści; i tym razem była to książka o praktycznych umiejętnościach ninja.

Wzięła głęboki oddech, i stając się nie patrzeć na Gaarę, zaczęła czytać. Najpierw jej głos lekko się trząsł, potem była już spokojna. Lubiła czytać na głos, choć rzadko miała okazję.

W pewnej chwili odważyła się zerknąć na brata. Siedział nieruchomo i patrzył w ścianę za nią. Miała nadzieję, że nie czyta zbyt szybko lub cicho…

Minęło około półtorej godziny, gdy poczuła, że jej gardło jest zmęczone. Odłożyła książkę i zerknęła na Gaarę.

Przez chwilę zdawał się nie zauważać, że skończyła czytać. Potem zerknął na nią i powiedział dziwnie odległym głosem:

- Dziękuję.

Szybko odłożyła książkę i wyszła z pokoju. Wciąż czuła się dziwnie w tej sytuacji.

Jakiś tydzień później znów mu to zaproponowała. Teraz już nie był zaskoczony i zgodził się od razu.

Gaara czuł się okropnie. Znów nie był w stanie skupić się na jej słowach. Był zły na siebie, ale wciąż myślał jedynie o tym jak żałosne jest to, że w jego wieku ktoś musi mu czytać. Nie chciał też robić kłopotu Temari, ale skoro już się zgodził to powinien jak najwięcej z tego wynieść, ale… Im bardziej się skupiał, tym bardziej się denerwował i tym mniej rozumiał. Tak samo było poprzednim razem. Nawet nie pytała, co sądzi o tekście, czyżby się domyśliła? Ale w takim razie po co w ogóle to robiła?…

Nie, trzeba coś z tym zrobić. Odetchnął głęboko, przymknął oczy i próbował się skupić. Powoli, powoli udawało mu się to. Jednak skoro nie pamiętał, co było wcześniej, to…

- Temari… - przerwał jej.

Drgnęła i uniosła wzrok znad książki.

- Możesz… streścić mi, co czytałaś teraz i… poprzednim razem? - powiedział, czując jak policzki palą go ze wstydu.

Ale ona nie zdawała się być zła czy urażona.

- Jasne, ale może przeczytam ci to jeszcze raz…? - zaoferowała.

- Nie – przerwał jej szybko.

- Dobrze.

Opowiedziała mu wszystko, a on tym razem był w stanie słuchać. Gdy tego wieczoru odłożyła książkę, zapytała go o opinię. Rozmawiali dość długo na temat strategii podczas misji, a potem poszli spać.

Dotychczas Temari za każdym razem, gdy proponowała Gaarze czytanie, zerkała najpierw, czy Kankuro nie jest obok. Z jakiegoś powodu obawiała się, że brat zechce powiedzieć coś złośliwego, a dotychczas nie wspomniała mu o tych ich wspólnych sesjach. Ale tamtego dnia zupełnie o tym zapomniała.

Zaczęła czytać i dopiero po chwili dotarło do niej, że Kankuro również jest w pokoju. Zerknęła nerwowo, przepraszająco na Gaarę, ale on tylko pokręcił głową. Temari nie przestawała czytać, ale Gaara znów nie był w stanie się skupić. Serce mocno mu biło. Jak on zareaguje? Co powie?

Ale nic takiego się nie stało. Kankuro zajmował się swoimi sprawami, nie zwracając na nich uwagi. W końcu wstał, przeszedł koło nich i powiedział, uśmiechając się lekko:

- Czytacie sobie? Fajnie.

Potem pomachał im na pożegnanie, a oni w tym samym czasie odetchnęli głośno z ulgą. Temari zaśmiała się i zapytała figlarnie:

- To co, mam zacząć od nowa?

A Gaara poczuł ogromną ulgę i więcej już nie wątpił w swojego brata.

*

Baki był od niedawna joninem. Nie miał jeszcze żadnych wielkich zasług na swoim koncie, a mimo tego Kazekage powiedział mu, że to właśnie on zostanie mistrzem jego dzieci.

Dla niego nie była to dobra wiadomość. Był całkowicie przerażony. Gaara. Znał go aż nazbyt dobrze z jego ciągłych ataków agresji i niszczenia wioski pod postacią Shukaku.

Nie rozumiał i długo próbował domyśleć się, dlaczego on. Nie chodziło o jego siłę i zdolności, to było dla niego jasne. Nie był nigdy blisko z rodziną Kazekage… Więc co? Zemsta? Ale on nigdy w żaden sposób nie naradził się Rasie!

Bez względu na powód, jedno było dla niego jasne – nie przeżyje tego. Jednak gdy powiedział Kazekage po zebraniu Starszyzny, że chyba nie jest najlepszą osobą do tego zadania, Rasa syknął mu w twarz:

- To moja decyzja i nie próbuj jej podważać.

A potem wyszedł szybko, a on więcej nie próbował zmienić jego zdania. Po prostu pogodził się z nieuniknionym. I choć nieraz Gaara wpadał w szał, to jednak jakimś cudem jemu i jego rodzeństwu udawało się wyjść z tego cało.

Nigdy tego nie zrozumiał. Choć ciężko było w to uwierzyć, być może Gaara naprawdę gdzieś w głębi siebie kochał siostrę i brata i nie chciał ich zabić, ale on? Przecież nic dla niego nie znaczył, a jednak pozwolił mu żyć.

Tak, bo choć oficjalnie to on był mistrzem Gaary, wiedział, że siła Gaary i Shukaku była o wiele większa od jego.

Niedługo po tym jak stał się ich mistrzem, Temari zaczęła odwiedzać go w jego domu.

Zawsze był chłodną osobą. Nigdy nie założył rodziny, nie miał też wielu przyjaciół, swoje życie poświęcił jedynie wiosce. Nie umiał okazywać uczuć, więc tym bardziej zaskoczyło go, że Temari CHCE spędzać z nim czas.

Najpierw chciał jej odmówić. To nie należało do jego obowiązków, ale nie zrobił tego. Najpierw dlatego, że był przekonany, że Temari po prostu szybko od niego ucieknie, gdy pozna jego charakter, a potem dlatego, że… polubił ich spotkania.

Tak naprawdę nie można było nazwać tego „rozmowami”, bo on prawie się nie odzywał, nigdy też nie mówił nic o sobie. Ale jej to nie przeszkadzało. Mogła mówić godzinami, a jej głównym tematem niemal zawsze był Gaara.

To chyba właśnie wtedy zaczął się do niego przekonywać. Nigdy całkowicie go nie skreślił, uważał, że jako mistrz nie ma prawa, ale też nie umiał nie patrzeć na niego przez pryzmat Shukaku.

Jednak Temari widziała go zupełnie inaczej. Opowiadała mu o jego samotności, stronieniu od niej i Kankuro, wyraźnej rezerwie ojca, nienawiści mieszkańców wioski i chyba zaczął mu współczuć, dostrzegać w nim nie tylko potwora, ale i powody, dla których taki się stał.

Wypłakiwała mu się, gdy Gaara był dla niej niemiły, smuciła się, gdy ktoś źle go potraktował, czasem cieszyła się, gdy był dla niej odrobinę milszy, a on chyba pierwszy raz w życiu poczuł, że jest z kimś blisko. Dotarło do niego boleśnie, że nie tylko dla Gaary Rasa był złym ojcem i ciągłe wizyty Temari oznaczały jedno: bardzo pragnie mieć kogoś, kto zastąpi jej ojca.

Gdy Gaara przyszedł oświadczyć mu, że chce się zmienić i przeprosił go, nie wahał się. Ogromnym ciosem było dla niego, gdy dowiedział się od Temari, że Rasa próbował kilkukrotnie zabić swojego własnego syna. Nie miał o tym pojęcia, czy Kazekage świadomie ukrył to przed nim? Jak mógł zrobić coś takiego?

Bał się, że Gaara pomyśli, że nic z tym nie zrobił, że było mu to obojętne. Mijały lata, Gaara stał się wspaniałym człowiekiem, ale nadal trzymał się na uboczu, choć zawsze był gotów pomóc mu we wszystkim i chyba obu podobał się taki układ.

Jednak pewien dzień sprawił, że otworzył się przed Gaarą i nie żałował tego.

Szedł przez Sunę, znajdował się niedaleko magazynów w rzadko uczęszczanej części wioski. W pewnej chwili dostrzegł przed sobą Gaarę. Pozdrowił go skinieniem głowy jak robił to zawsze i już miał skierować się w stronę swojego domu, gdy kątem oka dostrzegł ruch.

Odwrócił się szybko i zobaczył, że Gaara upada na kolana w piasek. Nie myśląc, rzucił się w jego stronę.

- Gaara! - krzyknął. - Co ci jest?!

Gaara miał zaciśnięte mocno powieki i zęby. Wysyczał z trudem:

- Nic… Shukaku… Zaraz się przemienię, uciekaj…

W pierwszej chwili zamarł ze strachu, jednak potem poczuł, że NIE MOŻE go tu zostawić samego, kim by wtedy był?

- Nie! - zaprotestował. - Pomogę ci.

- Nie! - powiedział Gaara zduszonym głosem. - Mnie nic nie będzie, ale błagam… uciekaj.

Z trudem uniósł się na nogi i ruszył chwiejnie w stronę magazynów. Był to solidny budynek, wykonany z betonu. Bakiemu przemknęło przez myśl, że nie wie jednak, czy przetrwałby wściekłość Shukaku.

Przez chwilę patrzył jak Gaara z trudem zamyka za sobą ciężkie drzwi i zrobił wtedy coś – głupiego, czy odważnego – sam nie wiedział. Poszedł za nim i wśliznął się do środka. Czuł w sobie, że musi mu jakoś pomóc, zrobić coś, by zasłużyć sobie na tytuł jego mistrza.

Gdy Gaara go dostrzegł, wytrzeszczył oczy. Przez chwilę wydawał się być całkiem przerażony, a potem warknął:

- Wynoś się stąd, oszalałeś?!

Ruszył w jego stronę, jakby chciał go skąd wyrzucić, ale nie zdążył. Zamarł w miejscu i jęknął, łapiąc się za głowę. Gdy po chwili odsunął dłonie od twarzy, była ona już pyskiem Shukaku.

Nagle poczuł strach. Nigdy nie widział takiego Gaary z bliska. Ze wstydem musiał przyznać, że to głównie jego rodzeństwo miało odwagę być przy nim, gdy się przemieniał. Czy teraz właśnie umrze? Nagle poczuł także złość na siebie. Kretyn, chciał udowodnić swoją przydatność, a teraz przez niego Gaara będzie miał go na sumieniu!

Gaara warknął dziko i jego dłoń również stała się częścią ciała Shukaku. Nie odzywał się, jakby naprawdę nie było już w tym ciele Gaary… Baki patrzył na niego w niemym przerażeniu.

Ale nagle, ku swojemu własnemu zaskoczeniu, dotarło do niego, że mówi, wiele mówi:

- Gaara… uspokój się, dasz radę. Opowiem ci coś, chcesz?

Potwór przed nim zatrząsł głową i nic nie odpowiedział, ale on nie przestawał:

- Więc… twój ojciec powiedział mi, że to ja mam zostać twoim mistrzem. Przyznaję, to było dla mnie trudne, ale… Gdy cię poznałem, zacząłem widzieć cię inaczej. Byłeś… nigdy nie skrzywdziłeś swojego rodzeństwa i ja to doceniałem. Nieraz widziałem jak nudzą cię moje wykłady, ale starałeś się mnie słuchać. Odkryłem, że jesteś naprawdę zdolnym shinobi, ty, nie tylko Shukaku. Zacząłem rozumieć jakie dziedziny nauki cię interesują, a jakie sprawiają trudność. Twoja siostra… - nagle zamarł, bo dotarło do niego, że to nie ma sensu. Czemu nie próbuje uciekać, choć miał odciętą drogę ucieczki, tylko gada bzdury?

Ale wtedy usłyszał dziwnie zniekształcony, pełen bólu głos Gaary:

- Proszę cię… mów dalej… to… mi chyba trochę pomaga…

- Na-naprawdę? - zapytał zaskoczony. Przez chwilę próbował zebrać myśli. – Więc dobrze. Twoja siostra dużo mi o tobie opowiadała, nie wiem, czy wiesz. To też sprawiło, że inaczej na ciebie spojrzałem. To, co twój ojciec ci zrobił…

- Wiedziałeś o tym? - warknął Gaara.

- Co? Nie, nie, przysięgam! - krzyknął, czując jak bardzo CHCE to wreszcie z siebie wyrzucić. - Przysięgam, nie wiedziałem, nie wiem jak inni, bałem się poruszać ten temat, ale ja nie miałem pojęcia… Wtedy… - szepnął – chciałbym coś zrobić, ale i tak nie wiem, czy byłbym w stanie…

- Czemu właśnie ty… - zaczął Gaara, jakby wypowiedzenie każdego kolejnego słowa sprawiało mu ból – czemu ciebie wybrał?

Co jakiś czas wciąż warczał i wykonywał niekontrolowane ruchy ciała, coraz bardziej zmieniając się w Shukaku, ale w tej chwili Baki nie myślał o strachu. Była jedynie myśl o tym, co zrobił Kazekage.

- Nie wiem… - powiedział z wahaniem. - Nie mam do dziś pojęcia, czemu ja, naprawdę. On mi nigdy nie powiedział, a ja… nigdy się nie domyśliłem.

Gaara nagle ryknął dziko i zamachnął się.

Teraz umrę, pomyślał Baki. Żałośnie próbował osłonić się przed atakiem, ale… on nie nastał. Usłyszał głośne łupnięcie i odważył się spojrzeć w tamtą stronę.

Ku jego ogromnemu zaskoczeniu, Gaara zniszczył część ściany i sufitu… by Baki mógł wyjść bezpiecznie.

- Uciekaj! – ryknął Gaara.

Tym razem posłuchał. Był już na zewnątrz. Przez chwilę stał, oddychając ciężko. Nie, nie zostawi go tu samego, zostanie tu, na wszelki wypadek.

Usłyszał krzyki i tupot nóg. Świetnie, mieszkańcy pewnie już się zorientowali. Poczuł współczucie wobec Gaary. Teraz pewnie będą go obwiniać, choć tak bardzo się starał…

Po chwili dopadli do niego Temari i Kankuro.

- Baki! - krzyknął chłopak. - Nic ci nie jest? Co z Gaarą?

- Nic! - powiedział głośno, starając się przekrzyczeć harmider za nimi. - Gaara jest tam, w budynku! - wskazał dłonią kierunek.

Został tu, a rodzeństwo pobiegło do Gaary. Przez jakiś czas starał się odsuwać od nich gapiów, a potem usłyszał jak wychodzą. Był z nimi Gaara. Na powrót był sobą. Baki odetchnął głęboko.

- Dziękuję ci, Baki – Usłyszał niski, zmęczony głos Gaary.

- Wszystko nam opowiedział, dziękuję ci za twoją postawę – dodała Temari.

Potem odeszli kilka kroków, by dać im trochę prywatności. Gaara z trudem stał o własnych siłach, ubranie miał poszarpane, twarz brudną od pyłu ze zniszczonego budynku. Baki spojrzał w jego morskie oczy i powiedział:

- Cieszę się, że mogę być twoim mistrzem, Gaara.


KONIEC

14.12.22 23:46

(22 str.)