wtorek, 28 marca 2023

Zaskakujące odkrycie

Marco siedział na trawie, oparty o pień drzewa. Znajdował się w lesie, na granicy Sagi. Bardzo lubił to miejsce, było tak pełne spokoju…

I rozmyślał, choć nie były to wesołe myśli. Czemu ostatnio zaczęła uwierać mu jego aseksualność? Przecież był taki przez całe swoje życie i dotychczas przyjmował to ze spokojem. Zresztą powinien czuć radość, że nie jest z tym sam, że ma obok siebie Dolga. Ale i tak czuł się jak ktoś z innej planety. Ludzie wokół niego mieli rodziny, dzieci, a on… Czasem chciałby, by nikt o tym nie wiedział, ale nie dało się już tego cofnąć. Zdarzało się, że inni patrzyli na niego dziwnie lub zadawali mu niezręczne pytania. Wiedział, że nie robią tego specjalnie, ale… to i tak nie było miłe, choć nigdy nie wpadał w złość.

Przymknął oczy i wdychał w nozdrza piękny zapach igliwia. Miał w końcu wolną chwilę od pomocy innym, więc cieszył się, że może ją wykorzystać. Wtedy usłyszał jakiś hałas obok siebie, jakby ktoś szedł w jego stronę. Otworzył oczy i zobaczył przed sobą jakiegoś młodego mężczyznę.

Nie zareagował, może on go wyminie i pójdzie dalej? Bo jeśli nie, to… Dobrze wiedział jak traktują go inni: „Wspaniały Książę” albo „Ten, co nie umie kochać…”. Zacisnął pięści. Chyba naprawdę ma dziś wyjątkowo PONURY nastrój…

Ale nie, nie znał go nawet z widzenia, na pewno. Skąd on się tu wziął? W jakiś sposób coś w nim, w jego wyglądzie i ubraniu powiedziało Markowi, że ten mężczyzna pochodzi z Miasta Nieprzystosowanych.

Niestety, nie udało się, mężczyzna zatrzymał się przed nim i powiedział:

- Dzień dobry! Mogę się dosiąść?

Marco westchnął w myślach i skinął głową. Cóż, przynajmniej się przed nim nie kłania, zawsze coś…

Mężczyzna miał ciemne włosy, błękitnie oczy i coś smutnego w wyrazie twarzy, ale Marco nie umiał tego nazwać. Nie zdawał się zupełnie wstydzić. Usiadł pewnie koło niego na ściółce i patrzył na niego ciekawie.

Ciekawe, co sobie o mnie myśli? pomyślał gorzko Marco i z jakiegoś powodu zaczęło mu to uwierać. Jego ciemna, błyszcząca skóra, ciemne oczy i włosy, przynajmniej nie miał teraz swoich skrzydeł… pomyślał ironicznie.

Uznał, że nie odezwie się pierwszy. Poczeka.

Mężczyzna w końcu zaczął mówić:

- Jestem tu nowy, wiesz?

- Tu? - Marco zmarszczył brwi.

- No… tu, w Królestwie Światła.

Więc miał rację.

- Gdzie mieszkasz?

- W Mieście Nieprzystosowanych… - powiedział z lekkim smutkiem.

Marco skinął głową. Tak, to także odgadł.

- A co tu robisz? Jak dostałeś się do Królestwa Światła? - dopytywał Marco. Skoro on już i tak tu siedzi, to równie dobrze mogą porozmawiać, zabić czas…

- To było… westchnął. - Kilka lat temu. Byłem wtedy jeszcze nastolatkiem. Pokłóciłem się o coś z moimi rodzicami, nawet już nie pamiętam, o co. Powiedziałem im kilka niemiłych słów, oni dali mi szlaban i kazali zostać w domu, a ja… byłem zły, zacząłem uciekać. Ojciec biegł za mną i coś krzyczał.

A wtedy… - Marco dostrzegł zdenerwowanie na twarzy swojego rozmówcy. - Nagle znalazłem się w całkiem innym miejscu i NIE MOGŁEM już wrócić. Potem dowiedziałem się, że nie jestem już nawet na powierzchni Ziemi, że jestem w Królestwie Światła i tyle… -Posmutniał nagle, podciągnął kolana pod brodę. Marco pomyślał, że tęskni za rodziną, że żałuje, że jest tutaj całkiem sam. Zrobiło mu się przykro.

No i jakoś żyję – dodał po dłuższej chwili milczenia. - Od jakiegoś czasu pracuję w Mieście Nieprzystosowanych w fabryce, mam w końcu własne mieszkanie i…

Znów zamilkł, a Marco pomyślał nagle, sam zaskoczony tą myślą, że ten mężczyzna wydaje się być tak samo samotny i zagubiony jak i on. Szybko odsunął od siebie tę myśl. Jasne, przecież nawet się nie znają…

Spojrzał na niebo nad sobą i przymknął ponownie oczy. Było samo południe, słońce mocno prażyło, ale w lesie nie było to aż tak odczuwalne. Lekki wiaterek był tak cudownie…

Nagle odskoczył, uderzając plecami w konar drzewa. On… ten facet właśnie go pocałował! Był tak zaskoczony, że nawet nie umiał się odezwać. To prawda, z jego urodą często zdarzało się, że ktoś próbował go uwieść, ale… jego pozycja zwykle na tyle onieśmielała innych, że nie mieli odwagi na taki krok.

Potem zwykle dawali sobie spokój, bo skoro nie reagował, to… A jego przyjaciele znali prawdę o nim, więc także dali mu przestrzeń, której tak potrzebował.

Nikt nigdy go nie pocałował, ale… podejrzewał, że nic nie poczuje, nigdy nic nie czuł do kogokolwiek. Więc czemu teraz? Szaleństwo…

Serce mocno mu biło, zrobiło mu się gorąco. To było przyjemne… delikatny dotyk miękkich ust mężczyzny na jego ustach, ciepło jego ciała…

Co on BREDZI?! Przecież on nigdy wcześniej nie… Mężczyzna chyba czuł się winny, teraz, gdy zobaczył jego reakcję, bo odsunął się od niego i otworzył szeroko usta.

Jednak zanim którykolwiek z nich zdążył się odezwać, podszedł do nich jeden ze Strażników. Ukłonił się przed nim nisko, choć Marco zawsze powtarzał, że NIE POTRZEBUJE takiego zachowania wobec siebie i powiedział:

- Bardzo mi przykro, że przeszkadzam w odpoczynku, Książę Czarnych Sal, ale w mieście wydarzyła się pilna sprawa i musi pan natychmiast ze mną pójść.

Zaklął w myślach. Świetnie… Na słowa „ Książę Czarnych Sal” jego towarzysz otworzył jeszcze szerzej usta i wymruczał coś, zaskoczony.

Świetnie… teraz będzie się czuł winny, że mnie pocałował i na zawsze stąd ucieknie… pomyślał, sam zaskoczony, że CHCIAŁBY go jeszcze spotkać.

W milczeniu odszedł za Strażnikiem, jedynie raz szybko zerkając za mężczyzną…

*

Minęło kilka dni, a tamten mężczyzna nie pojawił się więcej w życiu Marco a on z jakiegoś dziwnego powodu nie mógł przestać o nim myśleć…

Nie znał nawet jego imienia, pomyślał nagle, zaskoczony. Ale to dobrze, bo jeszcze przyszłaby mu do głowy jakaś szalona myśl, by go szukać… Bzdura.

Nadal spędzał wolne chwile w lesie, mówiąc sobie, że nie przestanie tego robić z powodu jakiegoś obcego mężczyzny. I wtedy go zobaczył…

Znów przed nim stanął, ale nie był teraz tak pewny siebie jak ostatnio… Marco pomyślał ze złością, że jeśli teraz się przed nim ukłoni, to każe mu odejść.

Ale on tego nie zrobił, za to odezwał się niepewnie:

- Mogę się przysiąść… Marco?

Marco poruszył się niespokojnie. Więc zna już jego imię? Nie spodobało mu się to. Bo jeśli zna jego imię, to czy wie też o jego orientacji…? Nie, pewnie nie…

- Możesz – westchnął.

- Mogę mówić do ciebie „Marco? - zapytał, gdy już usiadł.

Marco prychnął, nie mogąc się powstrzymać.

- No, lepiej nie mów do mnie „ Książę Czarnych Sal”, bo tego nie lubię…

Mężczyzna zaśmiał się lekko. Marco spojrzał na niego wnikliwie.

- To może teraz ja dowiem się jak masz na imię?

- Jestem Karl.

Marco uśmiechnął się lekko i podał mu rękę na powitanie. Przez chwilę obaj milczeli, a potem Marco odważył się zapytać:

- To czemu mnie wtedy pocałowałeś…? - Jego głos był cichy i nieśmiały, jak nigdy.

Karl poruszył się niespokojnie i wypalił:

- Przepraszam…!

Marco westchnął.

- Nie chcę przeprosin, pytam, CZEMU?

Karl opuścił głowę i odezwał się:

- Więc chyba powinienem zacząć od początku… Jeszcze na Ziemi odkryłem, że jestem gejem. Miałem chłopaka, był wspaniały. - Jego twarz rozpromieniła się, po raz pierwszy odkąd się poznali. - Ale pewnego dnia w szkole jakimś cudem odkryli nasz związek… - Karl nerwowo zaszurał nogą o ziemię. - Potem zaczęli z nas szydzić, wyśmiewać, pobili mnie.

Mój chłopak był młodszym bratem jednego agresywnego chłopaka ze szkoły… Gdy ten odkrył, że jego braciszek jest gejem i że spotyka się ze mną… to mnie pobili.

Marco skrzywił się. Zdążył już odwyknąć od okrucieństwa Ziemi.

- Bardzo mi przykro – odezwał się. - Ludzie potrafią być straszni…

- Skąd wiesz? - zdziwił się Karl.

- Urodziłem się na Ziemi – odparł. - Dopiero po śmierci trafiłem tu.

Karl znów otworzył usta z zaskoczenia. A po chwili nerwowo zaszurał stopą i powiedział:

- Wiem już, kim jesteś…

Tak jak się spodziewał… CO konkretnie wie?

- Skąd wiesz? - zapytał zamiast tego zaczepnie.

Karl lekko się zmieszał.

- Bo ja… kiedy usłyszałem o tym „księciu” to chciałem wiedzieć… Bałem się, że mnie skarzą za pocałowanie cię, czy coś i… Zacząłem wypytywać wokół. - Odwrócił wzrok. - Dowiedziałem się, że jesteś aniołem, że twój ojciec to… Lucyfer. - Zadrżał na to słowo, a Marco poczuł smutek. Najwyraźniej ta ich niespodziewana przyjaźń nie może się udać… - I że jesteś aseksualny – dodał na koniec z wyraźnym wahaniem. - Dlatego jeszcze raz cię przepraszam. - Pochylił głowę.

Marco westchnął. Nie wiedział, co odpowiedzieć.

- Nie przepraszaj. To nieważne. Ale czemu to zrobiłeś?

- Bo jesteś taki ładny i… chciałeś mnie wysłuchać. Czuję się taki samotny, tu, w Królestwie Światła i… wtedy mi się spodobałeś, siedziałeś tak sam, zamyślony i…

Marco słuchał jego zawstydzonego tłumaczenia się i nagle poczuł szaleńcze pragnienie… by go pocałować. Skąd to się w nim wzięło?! Po tylu latach?

Nie zniesie tego dłużej! Zerwał się gwałtownie spod drzewa. Karl zerknął na niego, przejęty.

- Przepraszam, nie chciałem wszystkiego zepsuć!

- Nie zepsułeś – zdołał powiedzieć Marco, choć czuł ogromne zdenerwowanie. I odszedł szybko.

Długo siedział sam w swoim pałacu i rozmyślał. Czemu? Co się nagle w nim zmieniło? Pamiętał jak był nastolatkiem jeszcze na Ziemi. Każdy wokół szeptał o randkach, całowaniu, a on niczego nie czuł…

Długo zajęło mu pogodzenie się z tym, aż tu nagle. DLACZEGO?! Ze złością uderzył dłonią w poduszkę. Nieważne. Nie przewróci całego swojego dotychczasowego życia do góry nogami dla jednej chwili wątpliwości.

Jego życie było dobre. Pomagał innym, miał wielu przyjaciół… Czego mu niby jeszcze brakowało?! Nie wróci więcej do lasu, postanowił nagle. Trudno, może relaksować się gdziekolwiek indziej. Bo gdyby tam wrócił, to byłaby jak zachęta dla Karla. Nie.

A jeśli on nadal nie da mu spokoju i będzie go nachodził, to… każe mu przestać. Tak.

Nieszczęśliwy, zwinął się w kulkę na łóżku i przymknął oczy.

*

Jednak minęło kilka dni a jego nie opuszczała dziwna, nie do zniesienia tęsknota. Nie rozumiał jej. Zupełnie. Nie wiedział, czego dokładnie dotyczy. I bał się.

W końcu uznał, że ciągłe przesiadywanie w pałacu niczego nie da i że jego przyjaciele prędzej czy później zaczną się o niego martwić, więc wyszedł na zewnątrz.

Wiedział już, do kogo chce pójść. To była jedyna sensowna decyzja, a jego przyjaciel nigdy jeszcze mu niczego nie odmówił, więc i teraz zechce z nim porozmawiać, choć był to krępujący temat.

Marco poszedł pod dom Dolga i zastukał. Ten szybko mu otworzył i wpuścił do środka. Usiedli przy herbacie i Dolg uśmiechnął się do niego miło:

- Tak, Marco, co cię tu do mnie sprowadza? - A potem przyjrzał się jego twarzy uważniej i dodał. - Masz jakiś problem?

Marco przeczesał dłonią włosy. Czy MIAŁ jakiś problem? Czy to było adekwatne określenie? Nie wiedział.

- Nie, chcę tylko… porozmawiać.

Dolg szybko skinął głową. Ale Marco nie zaczął mówić, nie umiał znaleźć właściwych słów… W końcu powiedział:

- Jeśli zadam ci kilka BARDZO osobistych pytań, to… nie będziesz się na mnie gniewał?

Dolg wytrzeszczył oczy, ale odparł szybko:

- Nie, nie, oczywiście. Mów.

Marco skinął głową i zaczął z trudem:

- Całowałeś kiedyś kogoś?

Dolg zmarszczył brwi, jakby chciał powiedzieć do przyjaciela: „Przecież znasz odpowiedź”, ale odparł:

- Nie, nigdy.

- A… ktoś pocałował ciebie?

Dolg westchnął i wyjaśnił:

- Tak… kiedyś, dawno temu, pewna dziewczyna…

- I? - zapytał gwałtownie Marco, nie mogąc opanować głosu.

- I?… - Nie rozumiał Dolg.

- Czy coś poczułeś, cokolwiek? - zapytał niemal gwałtownie.

Dolg spojrzał na niego, jakby czuł zmartwienie.

- Nic, Marco. Przecież wiesz, jestem taki sam jak ty – powiedział delikatnie.

Na te słowa Marco poczuł zmieszanie… „Taki sam jak ty”. A co jeśli on już nie jest „taki sam”? Próbując się uspokoić, pokiwał głową.

- Jasne.

Wtedy Dolg pochylił się i położył mu rękę na ramieniu.

- Marco, co się z tobą dzieje? Martwię się o ciebie.

Marco pokręcił głową, ale nie miał odwagi zerknąć w jego twarz.

- Mam wrażenie… że coś się we mnie obudziło. To takie dziwne uczucie. Myślisz, że to możliwe?

Marco nie był precyzyjny, ale liczył na to, że Dolg ZROZUMIE. Nie miał sił, by użyć innych, bardziej trafnych słów.

Dolg długo milczał, a potem powiedział ostrożnie:

- Tak, myślę, że to możliwe… Zawsze istnieje jakaś szansa, że…

Marco w roztargnieniu pokiwał głową i nagle powiedział słowa, na które Dolg się serdecznie roześmiał:

- A gdybym ja… czy nie pogniewasz się na mnie? Bo… wtedy zostaniesz w tym sam i…

Dolg pokręcił głową.

- Nie mów tak, to bzdura. Ok, jeśli tak się stanie, to… inni będą patrzeć na mnie jeszcze bardziej jak na jakiegoś ufoludka i może niektórzy uznają, że w takim razie JA też mogę się zmienić, ale… - Spojrzał Markowi w oczy. - Może opowiesz mi wreszcie, CO się stało?

Marco poruszył się niespokojnie na krześle, ale… Był mu winien szczerość, w końcu on sam także opowiadał mu przed chwilą o sobie.

- Pewien mężczyzna mnie ostatnio pocałował i… poczułem coś. Potem nie mogłem przestać o tym myśleć i… o nim. Gdy się pojawił, poczułem ulgę. I wtedy… JA SAM zapragnąłem go pocałować, ale nie zrobiłem tego, tylko… uciekłem. Od tamtej pory go unikam.

Zamilkł i w pokoju zapanowała kompletna cisza. Dolg długo milczał, więc Marco zapytał:

- Myślisz, że to może być TO?

Dolg uśmiechnął się do niego i odparł:

- Jak sam wiesz, nie znam się na tym, ale… ja nigdy czegoś takiego nie czułem, więc… być może…

Marco poczuł się tak, jakby Dolg właśnie oznajmił mu wyrok skazujący. Wiedział, że to bzdura, ale…

- Pójdź do niego. - Dolg położył mu pokrzepiająco rękę na ramieniu. - Porozmawiaj, może naprawdę spróbuj pocałować? Wtedy lepiej zrozumiesz swoje uczucia.

- Nie mogę igrać z jego uczuciami! - zaprotestował Marco. - On… wie już o mnie i od tamtej chwili trzyma się na dystans, a ja mu teraz zawrócę w głowie, a potem może uznam, że to jednak nie to i… - Paplał, czując się jak małe dziecko.

- To powiedz mu, że jesteś zagubiony, może on też się tak kiedyś czuł ze swoją orientacją? I wtedy będzie lepiej rozumiał twoje uczucia i pomoże ci… zrozumieć.

Marco przytulił go, czując wzruszenie, że ma tak wspaniałego przyjaciela, a potem wyszedł z jego domu.

*

Potem zdecydował się także na rozmowę z Indrą. Ona wiedziała, czym jest miłość. Niedawno związała się z Ramem. A on czuł, że potrzebuje rady kogoś, kto zna to uczucie.

Marco poszedł na spotkanie z nią, nadal czuł się tak samo skrępowany, jak wtedy, gdy rozmawiał z Dolgiem o Karlu, ale postanowił, że nie zrezygnuje. Zrobi wszystko, by móc lepiej zrozumieć siebie. I Karla.

Spotkali się w kawiarni. Indra uśmiechała się do niego szeroko i popijała herbatę.

- Tak, Marco, słucham cię – powiedziała ciepło.

Marco wahał się chwilę, a potem odparł:

- Chciałbym, byś… opowiedziała mi o twoim uczuciu do Rama.

Nagle zdał sobie sprawie jak okropnie zabrzmiały jego słowa. Niedyskretnie. Jak rozkaz. Skrzywił się i dodał nieśmiało:

- To znaczy… nic nie musisz, ja po prostu…

Ale Indra najwyraźniej nie była ani odrobinę urażona. Rozpromieniła się i zaczęła opowiadać z radością, jakby tylko na to czekała:

- Och! To było cudowne. Najpierw niewiele nas łączyło, oboje byliśmy ostrożni, on jest ważną osobą w Królestwie Światła… Ale potem oboje poczuliśmy TO COŚ!

- To coś? - powtórzył bezwiednie. Serce mu przyspieszyło. Czy naprawdę teraz zdoła zrozumieć swoje własne uczucia…?

Indra westchnęła głośno.

- No, miłość! - powiedziała, jakby to było całkowicie oczywiste. - Potrzebowaliśmy czasu, ale… Przy nim czułam się taka szczęśliwa, lekka i… było mi gorąco! - mówiła z entuzjazmem, ale on przestał już słuchać…

Szczęśliwa, lekka”?… Poczuł ukłucie w sercu. Ten opis pasował i do niego. Czy naprawdę miał rację? Sam nie wiedział, czy bał się tej myśli, czy bardziej go ekscytowała.

Nagle zorientował się, że wstał. Czuł jak mocno bije mu serce.

- C-co? - zapytała zdezorientowana Indra, przerywając swoją opowieść o Ramie. - Coś się stało, Marco?

Zmusił się, by pokręcić głową, choć czuł się bardzo dziwnie.

- Dziękuję ci, bardzo mi pomogłaś, Indro – powiedział cicho, w zamyśleniu. Położył rękę na klamce.

- Pomogłam? - zapytała, całkowicie zbita z tropu. - A niby w czym? I nadal mi nie powiedziałeś, czemu dziś do mnie przyszedłeś i pytałeś o Rama…

Pokręcił głową w milczeniu. To nie był dobry moment na pytania, Marco czuł się zbyt zdezorientowany.

Wyszedł na ulicę Sagi. Już wiedział, co zrobi dalej.

*

Potrzebował jeszcze kilku dni, by odważyć się porozmawiać z Karlem, ale potem w końcu to zrobił. Karl nie gniewał się na niego za milczenie. Przeprosił go i powiedział, że chce kontynuować ich znajomość.

Nadal zupełnie nie rozumiał swoich uczuć, ale uznał, że da sobie czas, by je poznać. Nadal byli dla siebie tylko znajomymi. Rozmawiali ze sobą długie godziny.

Pewnego dnia Marco zapytał go, czy chce poznać jego przyjaciół. Ten się zgodził, rozpromieniony, ale potem dodał z wahaniem:

- Myślisz, że będą chcieli poznać jakiegoś… gościa z Miasta Nieprzystosowanych?

- Tak – odpowiedział bez wahania. - Wiesz… o tym też myślałem. W tym mieście… jest podobnie jak na Ziemi, prawda?… - zapytał delikatnie. - Czy ktoś nie będzie cię tam prześladował za to, kim jesteś?

Karl pochylił głowę i odpowiedział cicho:

- No… u mnie w pracy są tacy, co… wolę przed nimi udawać, że lubię kobiety. Choć nie wiem, może niczego by mi nie zrobili… - dodał z wahaniem.

Marco milczał przez chwilę, myśląc intensywnie. Serce mocno mu biło.

- Może mógłbyś zamieszkać tu, w Sadze? Może nie od razu, ale za jakiś czas.

Karl prychnął.

- Z jakiegoś powodu mieszkam w Mieście Nieprzystosowanych, prawda?

- Tak, ale… - Marco uśmiechnął się lekko. - Może mógłbym zrobić coś, byś przestał być nieprzystosowany. Wytłumaczyć ci wszystko, jak działa Saga, co jest tu innego niż na Ziemi i…

Karl wydawał się czuć jednocześnie niedowierzanie i strach.

- N-naprawdę?… A dlaczego? - zapytał zaskoczony.

Marco skrzywił się i nie powiedział mu całej prawdy:

- Bo cię lubię, jesteśmy przyjaciółmi, prawda?

Karl najwyraźniej nie dostrzegł wahania w jego głosie, bo powiedział, uśmiechając się szeroko:

- Tak, jesteśmy przyjaciółmi.

Marco po chwili walki z sobą zapytał o coś, co ostatnio nie dawało mu spokoju:

- Karl… znalazłeś sobie kogoś?

Ten spojrzał na niego, zaskoczony.

- Nie… jeszcze nie, nie poznałem nikogo fajnego.

A Marco poczuł, że czuje się o wiele lżej po tych słowach. Czy to naprawdę oznaczało, że on…?

Następnego dnia Marco zorganizował ich wspólne spotkanie. Przyszło wielu jego przyjaciół, a Marco po raz kolejny poczuł ogromną ulgę, że ich wszystkich ma w swoim życiu…

Najpierw przedstawił wszystkim Karla, a potem złapał się na tym, że nie nadąża za ich ożywioną rozmową. Karl okazał się być duszą towarzystwa.

Rozmawiał, głośno gestykulując, dużo się śmiał. W pewnej chwili Marco usłyszał jak mówi do Indry:

- Jestem z Niemiec! Wiesz, gdzie to?

Marco oddalił się niepostrzeżenie. Oparł się o pobliskie drzewo i w zamyśleniu uśmiechnął do siebie.

Wtedy podszedł do niego Dolg i zapytał, uśmiechając się lekko:

- To ON?

Marco miał wrażenie, że jego policzki stały się nagle dziwnie gorące. Nigdy, w całym swoim długim życiu, tego nie doświadczył.

- Tak, to Karl – powiedział, nie umiejąc powstrzymać się od szerokiego uśmiechu.

Dolg w odpowiedzi pokiwał jedynie głową.

Czuł się dziwnie nieobecny duchem, ale też zupełnie mu to nie przeszkadzało. Czuł się… lekki. Czy to oznaczało, że…?

Marco po raz pierwszy odważył się użyć tego słowa wobec siebie, nawet w myślach:

Czy on naprawdę właśnie się zakochał?


KONIEC

29.3.23, 00:20

(7 str.)