środa, 8 grudnia 2021

Dwanaście lat

Nie umiał sobie z tym poradzić. Na pewno nie. Więc wybrał najbardziej żałosne z rozwiązań – ucieczkę, choć za to nienawidził się jeszcze bardziej niż kiedykolwiek.

Jak mógł mu to zrobić, do cholery?! Ale zrobił… Gdy Syriusz wyszedł z ich dotąd wspólnego mieszkania (za które on nie dał ani knuta…), zabrał ze sobą dosłownie kilka rzeczy i uciekł.

A gdzie mógł uciec? W to jedynie miejsce, które go nie odrzucało, które od zawsze (nie, od tamtego okropnego dnia) powinno być jego domem.

Nie myślał o niczym. To było jak instynkt. Ile razy już uciekał? Pięć a może sześć? Syriusz powinien już chyba przestać w ogóle wychodzić. A może właśnie dlatego to zrobił? Może gdzieś w głębi siebie czuł, że tego pragnie.

Nie. Nie ma prawa tak myśleć. Zatrzymał się gwałtownie i przycisnął dłoń do serca albo raczej do starej, zniszczonej koszuli.

Nie mógł się zatrzymywać, musi być szybszy i sprytniejszy niż kiedykolwiek, bo inaczej Syriusz znów go odnajdzie i poprosi… nie, już nawet przestał prosić, by nie uciekał, skoro to nic nie dawało.

Na szczęście było lato, ale i tak aż nazbyt dobrze (i boleśnie wiedział) jak trudne były noce nawet o tej porze roku.

Do pełni zostały tylko dwa dni, a on cieszył się, że najbliższy las wcale nie był tak daleko. Taak, to był jego jedyny warunek, gdy wynajmowali to skromne mieszkanie za zarobione przez Syriusza pieniądze.

Biegł długo i choć słaniał się i ledwo oddychał, wiedział, że wciąż jest silniejszy i szybszy od jakiegokolwiek człowieka. To był chyba jedyny plus jego stanu. Choć gdyby nie „jego stan” nigdy by nie uciekł.

W końcu pozwolił sobie na odpoczynek. Nie był pewien, ile dokładnie przebiegł, ale póki co wystarczy.

Usiadł ciężko na ziemi i podciągnął kolana. Plecy oparł o mur. Był na obrzeżach Londynu. W swojej starej, sfatygowanej torbie miał jedynie butelkę z wodą, dwie kanapki i podniszczony koc. Ale i tak czuł się winny, że zabrał to Syriuszowi. On pewnie upierałby się, że wszystko jest ich wspólne, ale on wiedział lepiej. Nie zarobił ani knuta odkąd obaj ukończyli szkołę, był nic nie wartym…

Westchnął i pokręcił głową, pijąc łyk wody. Wciąż przed oczami widział jedynie twarz Syriusza, a to bolało. Ale Remus widział, że tak będzie lepiej. Za jakiś czas zapomni o miłości do niego i znajdzie sobie kogoś lepszego (co wcale nie było takie trudne), bogatszego i co najważniejsze, kogoś, kto jest człowiekiem…

Tak bardzo nienawidził Greybacka, tak bardzo nienawidził tamtej strasznej nocy.

Przymknął oczy i okrył się kocem. Już się ściemniało, ale on nie bał się ciemności. Bał się za to tamtych wspomnień, ale nie umiał już z nimi walczyć. Nie tu, samotny w ciemnościach i chłodzie wieczoru, bez ciepłych, silnych ramion Syriusza wokół jego ciała…

Od tamtej nocy wszystko się zmieniło. Był dzieckiem, wtedy jeszcze tego nie rozumiał. Miał jedynie pięć lat. Matka stała się smutna i nerwowa, ojciec agresywny wobec każdego z wyjątkiem ich jego i matki, ale oboje… zaczęli patrzeć na niego z lękiem, gdy myśleli, że ich nie widzi.

Pierwsza przemiana była jedynie pasmem bólu i krzyku. Choć nic więcej nie pamiętał, szczerze nienawidził tego wspomnienia.

Wytrwał trzy lata. Gdy miał osiem lat, poszedł do komórki na drewno, zawiesił linę i – wzorem swojego sąsiada – popchnął stołek. Co zabawne, nie pamiętał strachu, jedynie ulgę, że uwolni siebie i rodzinę od strachu i bólu. Powolna utrata oddechu bolała, ale nie aż tak, jak myślał, że będzie. Co zabawne, tamto wspomnienie przez kolejnych kilkanaście lat dawało mu siłę, że gdy znów to zrobi, ból będzie dało się znieść. Ale z jakiegoś powodu to była jedyna próba samobójcza w jego życiu.

Gdy jego oczy zaczynały zasnuwać się mgłą, a on czuł w głowie dziwny narastający szum, matka coś krzyknęła, objęła go mocno i zdjęła.

Wiele lat później rozmyślał, czy powinien używać określenia „uratowała go”. Czy to był ratunek?

Ale żył. A później w jego życiu pojawił się Dumbledore. Potem James, Peter, Lily i on, Syriusz.

W głowie przelatywały mu różne wspomnienia. Dobre. Ich czwórka śmiejąca się do rozpuku w dormitorium. Nazwanie się Huncwotami. Figle, które płatali niemal każdemu. To jak poznali jego sekret i nie zostawili go. Szlajanie się po szkole z animagami. I ich pierwszy pocałunek.

Ale i złe. Strach, że go znienawidzą. Obrzydzenie do siebie, że nigdy nie miał odwagi bronić Severusa. Lęk, że podczas jednej z przemian skrzywdzi swoich przyjaciół. Wyrzuty sumienia wobec Dumbledore’a. I przerażenie, że mógł zabić Severusa. Złość na Syriusza i Jamesa za ten durny „żart”.

Jego wilkołacza natura nawet teraz dawała mu o sobie znać i grzała go od środka. Syriusz zawsze śmiał się, że jest jego grzejnikiem zimą. Zacisnął mocniej powieki w wąskiej uliczce, którą wybrał na swój nowy dom. Dotyk rąk Syriusza, jego piękna, umięśniona klatka piersiowa. Jego dotyk zawsze niemal zostawiał blizny po oparzeniach, a przynajmniej tak to czuł Remus. Nie, to nie jest dobry moment na takie myśli. Teraz już żaden moment nie będzie na to dobry.

Nie było go tu. Myśli Remusa uparcie wracały do Blacka. Nie wiedział, czy czuł złość, czy ulgę. Tak, po to właśnie uciekł, ale gdzieś w głębi siebie czuł pragnienie by Syriusz podbiegł tu, zasapany, uśmiechnął się, jak robił to wcześniej i powiedział: „Tu jesteś, Remi, wracamy do domu”. A może jutro się pojawi?… Nie, dość.

Miał wrażenie, że wilk w nim bardziej niż zwykle przed pełnią domagał się uwolnienia. Może to z powodu emocji?

Poddał się i sięgnął po jedną z kanapek. Jutro będzie musiał znaleźć jakiś sposób na zdobycie czegoś do jedzenia czy paru knutów. Tylko podczas pełni nie musiał się bać. W końcu wilki jedzą surowe mięso…

Przypomniał sobie ten dzień, gdy całował się zachłannie z Syriuszem w jakiejś pustej klasie, gdy przyłapał ich Severus i potem długo nie dawał spokoju. Czego właśnie teraz o tym myśli? Trudno było nie myśleć o niczym bolesnym, gdy nie miał nic do roboty poza siedzeniem i żuciem.

W szkole wszystko było niemal proste. Ignorowali żarty Severusa. Przyjaciele domyślili się również ich związku i nigdy nie usłyszeli od nich złego słowa, często też szli gdzieś razem, by dać im czas tylko dla siebie. Przemiany nie były tak straszne, gdy wiedział, że gdyby wpadł w szał, miał obok siebie silnego psa i jelenia. Pyszne jedzenie w Hogwarcie i ciepłe łóżko dawało mu poczucie bezpieczeństwa, bo nie musiał martwić się o pieniądze.

A potem zaczął się koszmar. Skończyli szkołę, myśląc, że wszystko „jakoś się ułoży”. Mieli przecież siebie, przyjaciół i dużo zapału.

Początki było magiczne. Kochali się niemal non stop, teraz gdy wokół nie kręcili się nauczyciele i wścibscy koledzy. Żartowali, urządzali mieszkanie, ciągle zapraszali do siebie Jamesa z Lily i Petera.

Wynajęli mieszkanie, Syriusz łapał się każdej pracy, bo nie udało mu się znaleźć nic dobrego na stałe. A on za każdym razem słyszał odmowę, choć na różne – mniej lub bardziej – obraźliwe sposoby. Zamykanie mu drzwi przed nosem, odmowa, krzyki, wyzwiska, atakowanie zaklęciami, a nawet pięściami, straszenie „odesłaniem do Ministerstwa”, cokolwiek miałoby to znaczyć.

Syriusz za każdym razem uśmiechał się do niego i mówił „to kretyn, następnym razem ci się uda”, ale nigdy mu się nie udawało. Minęły trzy lata i nic. W końcu się poddał i zajmował się jedynie pracami domowymi, co mocno go frustrowało.

James przed samym zakończeniem szkoły zabrał go na stronę, położył rękę na ramieniu i powiedział:

Ty i Syriusz zawsze będziecie mogli na mnie liczyć podczas pełni.

Skinął wtedy głową, patrząc mu w oczy i niemal czuł, że się rozpłacze.

I James dotrzymywał słowa. Zawsze sam sprawdzał terminy pełni i przychodził do nich, Peter też się czasem pojawiał. Czuł wstyd, że odrywa ich od własnych spraw, ale jednocześnie ogromne wzruszenie.

Raz tak mocno poturbował Jamesa, że musiał zostać u nich na noc, choć normalnie teleportował się do Doliny Godryka, gdy tylko Remus zamieniał się ponownie w człowieka. Czuł takie poczucie winy, że następnego dnia rano, wciąż słaby, poszedł do Lily i długo ją przepraszał, choć ona wciąż powtarzała, że nie ma za co przepraszać.

Od tamtej pory James przychodził lekko spóźniony, z nieodgadnioną miną, zaczął też mruczeć: „Lily będzie się martwić”… Następnym razem pojawił się, mówiąc, że jest tu wbrew woli Lily, z którą mocno się pokłócił przed wyjściem. Remus czuł w gardle gulę wstydu, poczucia winy i upokorzenia, ale milczał, bo wiedział, że bardzo go tu potrzebują. Syriusz patrzył to na jednego, to na drugiego, ale również milczał.

A potem James już więcej nie przyszedł. Pamiętał jak siedział na trawie na polanie za miastem, w samych majtkach, by podczas przemiany nie podrzeć ubrać, których miał tak mało i oddychał ciężko przez usta w próbie pozbycia się lęku, który jedynie przyspieszyłby przemianę. „Jeśli on nie przyjdzie…”, myślał non stop. Nie dadzą sobie rady we dwóch, nie.

Syriusz co jakiś czas wzdychał. Czekali do ostatniej chwili.

Później nic już nie pamiętał, a rano obudził się w łóżku, przykryty kołdrą. Wstał, czując ze strachem ten okropny zapach, którego tak nienawidził i jednocześnie pożądał, zapach, który nigdy nie wróżył nic dobrego: krew.

Poszedł za nim do łazienki, czując jak mocno wali mu serce. Drzwi nie były zamknięte. Nie dbając o nic, wszedł bez pukania.

Syriusz leżał w wannie. Widział jedynie jego nagą klatkę piersiową, całą pokrytą zadrapaniami i ranami. Nie widział reszty ciała, ale cała woda zabarwiła się na czerwono.

Syriusz, widząc go, odwrócił głowę i uśmiechnął się do niego słabo.

Remus, przerażony i pełen palącego poczucia winy, padł na kolana na kafelki i całował całe jego ciało, które sam tej nocy poranił.

Ale nie kochali się tamtego dnia. Syriusz był zbyt słaby i obolały, on także. Syriusz tamtego dnia pierwszy raz w życiu nie poszedł do pracy. Cały dzień leżeli obok siebie nago w łóżku, przytuleni ściśle, próbując tym sposobem dodać sobie sił.

Tamto wydarzenie zbiegło się w czasie z koszmarem potęgi Tego, Którego Imienia nie Wolno Wymawiać. I tym najgorszy, co do dziś było drzazgą w jego sercu – podejrzeniami, nawet wśród jego przyjaciół – że to on jest szpiegiem. W końcu był wilkołakiem, prawda…?

Kilka dni później poszedł do Jamesa, by porozmawiać z nim o tym. Czy on naprawdę mógł myśleć, że oddałby jego i Lily na śmierć za te wszystkie lata dobroci, której z ich strony doświadczył?

Ku swojemu zaskoczeniu usłyszał za drzwiami głos Syriusza. Co on tu robił? Nie powiedział mu, że będzie ich odwiedzał…

Nagle usłyszał głos Jamesa:

To on jest zdrajcą. Remus. Nie ma innej możliwości – jego głos był stanowczy, ale spokojny.

Remus poczuł, jakby ktoś wbił mu nóż w serce. Zacisnął konwulsyjnie dłoń na framudze i przymknął oczy. Spokojnie… mówił do siebie. Przynajmniej Syriusz…

Myślisz, że to możliwe…? - tym razem był to głos Syriusza, pełen wątpliwości.

Remus jak we śnie odwrócił się na pięcie i wrócił do domu. Nigdy nie wspomniał Syriuszowi, że był świadkiem jego zwątpienia w swojego ukochanego. Obaj po tym wydarzeniu zachowywali się jak gdyby nigdy nic.

Remus westchnął, zły na siebie. Naprawdę zamiast spróbować zasnąć, będzie teraz rozpamiętywał całe swoje żałosne życie…?

Kilka kolejnych pełni było tak samo strasznych jak te, których doświadczał przed zamianą swoich przyjaciół w animagów.

Syriusz za każdym razem wychodził z tego poraniony, a on niemal doznawał ataku paniki już na kilka dni przed kolejną pełnią.

Syriusz nigdy nie narzekał, a to sprawiało, że Remus czuł coś, czego nie umiał opisać. Więc wierzył w jego zdradę, a nadal ryzykował dla niego swoje życie? Czemu? Czyżby liczył, że się nawróci…?

W końcu Remus nie wytrzymał i przed samą przemianą uciekł przed Syriuszem w głąb lasu. Biegł i biegł, niemal tak jak dzisiaj, a potem skulił się gdzieś na trawie i przeczekał tak do rana. O dziwo, czuł się całkiem nieźle, a już na pewno nie musiał bać się, że skrzywdzi Łapę.

Ale już następnym razem nie było lepiej. Przekonał Syriusza, by mógł spróbować przejść przez to sam.

Na początku było dobrze. Zbliżał się już kolejny dzień, a wtedy usłyszał za sobą dziwne warknięcie. Zamarł, bo węch już mu powiedział, co jest za nim.

Wilkołak. Większy od niego. Nie zdoła mu uciec ani wygrać walki. Był tylko zabiedzonym człowiekiem pod postacią wilka. Nigdy nie ćwiczył swoich wilkołaczych umiejętności. Bo niby po co? Nienawidził tej swojej formy. Ale wiedział, że są tacy, którzy pielęgnują w sobie to drugie ja.

Odwrócił się powoli, po raz pierwszy żałując, że nie ma koło niego Syriusza. Zaskomlał instynktownie i skulił się, by dać mu do zrozumienia, że się poddaje, ale co to dało?

Wilkołak od razu się na niego rzucił. Remus próbował bronić się ze wszystkich sił, ale przegrywał. Czuł jego ostre zęby i pazury na ciele i pomyślał przelotnie, że teraz już chyba rozumie, co co miesiąc musiał przeżywać Syriusz…

Nie pamiętał, co było dalej. Rano obudził się, obolały i zakrwawiony. Uniósł się z trudem i ku swojemu zaskoczeniu dostrzegł obok siebie nagiego mężczyznę.

Najpierw się zląkł, że kogoś zaatakował, ale potem wspomnienia ubiegłej nocy uderzyły w niego jak fala.

To ten, który go poranił… Czy będzie pamiętał tamto zajście? Czy znów go zaatakuje, czy był agresywny jedynie jako wilkołak?

Ale nie miał zamiaru się o tym przekonywać. Zaczął powoli iść przed siebie, zataczając się, mocno zgarbiony.

Nagle usłyszał, że tamten jęknął i się obudził. Ale Remus nie miał siły przyspieszyć. Całe jego ciało się spięło, gotowe na atak.

Ale on nie nastąpił. Mężczyzna wydobył ubrania z kryjówki koło drzewa i zerknął na niego nerwowo. Wydawał się być zwykłym, zmęczonym życiem facetem. Chyba czuł się winny i chciał go przeprosić. Ale jednak tego nie zrobił, jedynie spuścił wzrok i odszedł, lekko utykając.

Po tamtym wydarzeniu Syriusz znów nie pozwalał mu na samotne przeczekanie pełni, więc Remus ponownie mu uciekł. I ponownie.

Za którymś razem obudził, obok niego leżała łania z ogromną, szarpaną raną na brzuchu. Remus poczuł w ustach smak krwi i surowego mięsa i zwymiotował.

Wprawdzie jako człowiek również jadał mięso, ale świadomość, że w tak okrutny sposób, jak zwierzę, zabił sprawiała, że jeszcze długo nie mógł się z tego otrząsnąć.

Remus wrócił do rzeczywistości i zmusił się do chwili snu.

Rano, cały obolały i zmarznięty wstał, gdy usłyszał obok siebie jakieś głosy. Wolał nie zwracać na siebie uwagi, choć pewnie i tak z daleka będzie wyglądał na bezdomnego.

Czasem słyszał żarty, że tak wygląda, a o to po raz pierwszy w życiu naprawdę się nim stał…

Przez kolejne tygodnie życie Remusa było trudne, a jednocześnie bardzo monotonne. Żebrał, przeszukiwał kosze na śmieci, kilka razy ukradł coś do jedzenia. Chyba nie mógł już niżej upaść, ale nie czuł się tak źle, bo wciąż wiedział, że tym sposobem uwolnił od siebie Syriusza.

Później próbował znaleźć pracę, ale teraz, bez domu, brudnego, tym bardziej nikt nie chciał go zatrudnić.

Przeniósł się bliżej ulicy Pokątnej, ale to nic nie dało. Z każdym dniem zmniejszał się jego lęk, że jednak Syriusz go odnajdzie. I tak było lepiej.

W końcu pozbył się resztek swoich wątpliwości i poszedł na ulicę Śmiertelnego Nokturna. Bo jakie to teraz miało znaczenie? W końcu według wielu to było właśnie właściwie miejsce dla wilkołaka.

O dziwo, tu dość szybko znalazł pracę, choć nie była legalna.

Zatrudnił się u jakiegoś mężczyzny i odtąd zajmował się szmuglowaniem nielegalnych eliksirów. Większość z nich miała paskudne działanie, a on wolał nie myśleć, do czego służą tym, którym je sprzedawał.

Gdy mężczyzna zapytał go o adres, postawił wszystko na jedną kartę i powiedział wprost, że jest bezdomny. Tamten jedynie skinął głową, jakby ta informacja mu nie przeszkadzała i zaproponował mu kąt u siebie.

Paradoksalnie, to życie dawało mu dużo satysfakcji. Po raz pierwszy zarabiał własne pieniądze.

Jednak wciąż nie odważył się powiedzieć mu o swojej likantropii. Szukał różnych sposobów, by go oszukać. Brał wolne, uciekał za miasto, tłumaczył się nagłą sytuacją…

Za którymś razem, gdy wrócił, mężczyzna spojrzał na niego poważnie i powiedział: „Myślisz, że nie wiem, kim jesteś? Nie musisz mnie dłużej okłamywać”. Zawstydzony skinął głową.

Któregoś razu niemal dostał zawału, gdy zobaczył, że sąsiednią ulicą idzie Syriusz. Zamarł na chwilę, ale serce wyrywało się do niego. Syriusz wyglądał dobrze, nie wydawał się być chory, biedny czy bardzo smutny, a to dodawało mu sił.

Uciekł i długo nie mógł się uspokoić. Syriusz żył i nic mu nie było… Tylko to się dla niego liczyło.

A potem wydarzył się ten koszmar, choć wcześniej Remus sądził, że najgorsze chwile jego życia już są przeszłością.

Zewsząd docierały do niego głosy mówiące, że Black zabił swojego przyjaciela Pettigrew i wydał Potterów Temu, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Że tylko ich syn przeżył. Ale to nie było możliwe, prawda? Syriusz nigdy by…

Remus od dawna rozmyślał, kto jest szpiegiem, skoro to nie on. Ale przecież to niemożliwe… W jednej chwili Remus stracił ukochanego i wszystkich swoich przyjaciół. Czuł się tak, jakby ktoś wyrwał mu serce, choć nie miał z nimi kontaktu od roku.

Syriuszu, to nie mogłeś być ty, prawda, Syriuszu…?

I nagle ta straszna myśl: a może Syriusz czuł się źle po tym, jak Remus go zostawił, może gdyby wciąż był w domu, to on by nie…?

Nie, myśli tak, jakby w to wierzył. To bzdura… Ale jeśli to nie Syriusz, to kto?

James, Peter, Lily… Oni nie mogą być martwi, prawda?! A Syriusz… Jest żywy, ale to tak, jakby dla niego był martwy. Zresztą… Nikt nie wytrwa zbyt długo w Azkabanie, prawda?

Wciąż dręczyła go myśl: gdyby nie jego własna duma i głupota, mógłby spędzić z nim jeszcze jeden piękny rok. Ostatni wspólny rok. Mogliby rozmawiać, wspólnie spędzać czas, kochać się… Remus gwałtownie zacisnął pięść w swojej małej klitce, w której mieszkał od roku. Oddałby wszystko za jeszcze jedną noc z nim, jedną, jedyną…

Przymknął oczy, wyobrażając sobie ciało Syriusza, przyciskające się do jego ciała. Jego namiętność i czułość. Jęknął cicho. Czy powiedziałby nie, gdyby wiedział, że Syriusz jest śmierciożercą? Ale znał odpowiedź: jego ciało zawsze należało do Syriusza. Tylko do niego. Nie odmówiłby. Za nic.

Rozejrzał się nieprzytomnie wokół. Był środek nocy, wokół było cicho. Jego pracodawca pewnie również spał. Powoli wsunął dłoń pod szatę. Nikt nie będzie mu teraz przeszkadzał. Był całkiem sam. Miał tylko siebie, swoją wyobraźnię i wspomnienia. I wcale nie podobał mu się taki obrót spraw…

Życie Remusa stało jeszcze bardziej monotonne niż wcześniej. Pracował. I nic poza tym. Wciąż był rozkojarzony, zamyślony i smutny. Teraz jego życie nie miało już celu, ale nadal żył. Chyba jedynie z przyzwyczajenia.

Mijały lata, stracił pracę i dom, więc znów zaczął się włóczyć to tu, to tam. Czasem udało mu się zdobyć jakąś dorywczą pracę, uzbierać parę knutów.

I wtedy znów jego życie odwróciło się do góry nogami. Dumbledore zatrudnił go w Hogwarcie, a on początkowo się wahał, ale zgodził się.

Pamiętał jak upokorzony się czuł, gdy Dumbledore podszedł do niego, gdy siedział na ulicy. Spojrzał na niego ze smutkiem w oczach, ale nic nie powiedział na ten temat.

To był dobry rok. Remus nie musiał bać się o dach nad głową, jedzenie, ubrania i pensję. Wtedy też odkrył, jak potoczyło się życie Severusa.

Może to dziwne, ale przez te lata myślał o nim nieraz. Głównie wtedy, gdy wspominał dawne lata. Potem, gdy pracował nad sprzedawaniem nielegalnych eliksirów. Zastanawiał się, czy może niektóre z nich warzył właśnie on. A może jednak jego życie potoczyło się szczęśliwiej niż Remusa? I jeszcze potem, gdy Syriusz trafił do Azkabanu. Zastanawiał się wtedy, czy Severus spełnił swoje marzenie i został śmierciożercą. Ciekawe, czy poczuł smutek po śmierci Lily, skoro już się nie przyjaźnili?

Poznał parę szczegółów na temat jego śmierciożerczej przeszłości, krótkim pobycie w Azkabanie i wyciągnięciu go stamtąd przez Albusa i późniejszej pracy w szkole oraz szpiegowaniu Voldemorta.

Oczywiście sam o nic go nie pytał, bo wiedział, jaki byłby skutek. Ich stosunki wciąż nie były proste, ale jednak lepsze niż za czasów szkolnych. Pamiętał, jak po tygodniu pracy odważył się pójść do niego wieczorem i powiedzieć zduszonym głosem: „Przepraszam”, na co Severus burknął: „Wyjdź, Lupin”.

A potem jego życie znów się zmieniło… Chyba powinien już do tego przywyknąć, prawda?

Jego serce i mózg z trudem rejestrowało, że Syriusz, jego Syriusz, stoi obok niego. Że go przytulił. Jest żywy, zdołał uciec z Azkabanu i udowodnił, że nie jest winny. Wprawdzie świadomość, że zdradził ich ich mały, słodki Peter też było bolesne, ale nie mógł ukryć ulgi, że to nie Syriusz. A co najważniejsze, ten wybaczył mu jego ucieczkę i to, że uwierzył w jego winę.

Właściwie poczuł ulgę, gdy za sprawą Severusa musiał zrezygnować ze stanowiska. Nie wytrzymałby ani chwili bez Syriusza, teraz, gdy znów miał go obok siebie.

Czuł jedynie ból, że znów musi rozstać się z Harrym. To było miłe, ale jednocześnie bolesne. Patrzeć na syna swojego martwego przyjaciela… Polubił tego zdolnego i otwartego chłopaka, jednak czuł wyrzuty sumienia, że nigdy nie spróbował poprosić o opiekę nad nim. W końcu był chłopakiem ojca chrzestnego Harry’ego. Jednak dzieciństwo u boku bezdomnego wilkołaka chyba nie jest szczytem marzeń. Obiecał sobie, że jeszcze się spotkają, że już nigdy nie urwie się jego kontakt z synem Jamesa.

Z jakiegoś powodu ani on ani Syriusz nie powiedzieli mu o swoim związku.

Harry i jego przyjaciele uwolnili Syriusza i wtedy obaj byli wolni. Zamieszkali razem przy Grimmaud Place.

Gdy frunęli razem na hipogryfie, a jego ciało przyciskało się do pleców Syriusza, czuł lęk. Czy te lata nic między nimi nie zmieniły? Czy Syriusz nadal będzie chciał z nim być?

Początki były trudne. Dotarli do domu, z którego przecież kiedyś Syriusz uciekł i obaj milczeli. Lupin usiadł na zakurzonym fotelu i zerkał ukradkiem na swojego ukochanego. Bez wątpienia wyglądał inaczej, co raczej nie było dziwne. Miał brudne, skołtunione włosy, był przerażająco chudy i postarzał się przedwcześnie. Cóż, widać dużo ich teraz łączyło… Ale nie to było dla niego najbardziej zaskakujące. Syriusz miał na ciele wiele, wiele tatuaży. Nigdy nie mówił mu, że chciałby jakiś mieć. Czy to ze względu na Azkaban? Miał też mocno zepsute, czarne zęby, ale Remus nie miał prawo na to narzekać, prawda?

Ale co innego nie dawało mu spokoju. Zmiana w jego zachowaniu. Przy Harrym Syriusz starał się powstrzymywać, ale teraz wyrażał się zupełnie inaczej. Był wulgarny i sporo klął, chwilami mówił też jakimś innym… slangiem? Wprawdzie w szkole również zdarzało mu się przeklinać, ale nigdy aż tak.

Remus skulił się na fotelu i zamyślił. A może nie miał prawa zwracać mu na nic uwagi? Minęło tyle lat, Syriusz na pewno doświadczył wiele złego w Azkabanie… Nie chciał być dziecinny i niewdzięczny.

W końcu poszli spać, a rano, oczywiście, zaczęły się pierwsze problemy z pieniędzmi, a co za tym idzie, z jedzeniem.

Remus kupił żywność za to niewielką kwotę pieniędzy, którą miał przy sobie. Wystarczy ledwo na kilka dni skromnego jedzenia… A przecież Syriusz na pewno jest bardzo głodny po ucieczce.

Usiedli przy stole. Remus czuł ścisk w żołądku. Syriusz nie narzekał gdy ten położył przed nim skromne śniadanie. Jadł szybko, gwałtownie, niemal nie żuł. Remus patrzył na niego ze smutkiem. Żałosne, nawet nie był w stanie zapewnić jedzenia swojemu ukochanemu, skoro po raz kolejny miał dzięki niemu gdzie mieszkać.

Remus jadł powoli. Syriusz już skończył i milczał. Po chwili wahania dał mu pół swojej porcji. Syriusz w żaden sposób tego nie skomentował, tylko ponownie zabrał się za jedzenie.

W dzień niewiele rozmawiali. Syriusz wciąż był milczący i zamyślony. Remus z trudem znosił jego puste oczy. Czy to cierpienie, smutek? Miał nadzieję, że on się nie poddał… Nie, w końcu uciekł z Azkabanu, to na pewno wymagało wiele samozaparcia.

Wkrótce będzie lepiej, wkrótce będzie lepiej… powtarzał sobie wciąż i wciąż.

Obserwował jego twarz. Ciemne cienie pod oczami, obwisłe policzki, mocno przerzedzone włosy… Cóż, chyba pasowali do siebie z jego worami pod oczami i przedwcześnie siwiejącymi włosami. Wilkołactwo i więzienie… Ostatnio łapał się na myśli, że może każdy z Huncwotów został przeklęty. Ale nie, ten cholerny Glizdogon sam się prosił o swój los.

Wypierdolę cię tak, że nie będziesz mógł chodzić przez tydzień – usłyszał nagle głos Syriusza.

Spojrzał na niego zaskoczony. Mężczyzna uśmiechał się. On również lekko się uśmiechnął. Wprawdzie Syriusz nigdy wcześniej tak do niego nie mówił, ale to było przyjemne. Zbliżył się do niego, czujesz dreszcz podniecenia na całym ciele.

Jestem żałosny, kurwa! - krzyknął Syriusz jakiś czas później, opadając na poduszki.

Remus spojrzał na niego ze smutkiem.

Nie, nie jesteś. Jesteś wykończony po Azkabanie, zestresowany tym, że ktoś może cię złapać – „I zagłodzony”, pomyślał, ale tego nie dodał, bo czuł się za to osobiście winny. - Odpoczniesz trochę, wyśpisz się porządnie i będzie dobrze – Uśmiechnął się do niego pokrzepiająco.

W więzieniu nie byłem pieprzonym impotentem! - powiedział wciąż zły. - Czasem masturbowałem się całymi godzinami, aż czułem ból. Wciąż myślałem o tobie, że jesteś ze mną… - zakończył cicho.

Remus poczuł, że robi mu się gorąco, choć obaj nadal byli nago. On też robił to nieskończoną ilość razy przez te lata. Kto wie, może kiedyś nawet w tej samej chwili? Wprawdzie i tak nie mieliby tej świadomości, ale z jakiegoś powodu sprawiało to, że był podniecony i wzruszony jednocześnie.

- To co będziemy robić, skoro tak spieprzyłem? - zapytał ponuro Syriusz.

Remus oparł się wygodniej na poduszce i zastanowił się.

Możemy porozmawiać.

Syriusz coś wymruczał, niezadowolony.

- Więc ja zacznę – powiedział, czując jak jego serce przyspiesza. To nie była dobra chwila, ale żadna nie była. A musi to powiedzieć.

- Przepraszam, że uciekłem i że… uwierzyłem w twoją winę… - wydusił w końcu. Czuł się jak wtedy, gdy przepraszał Severusa. Widać zawsze będzie przepraszał za durne rzeczy, które zrobił.

Syriusz westchnął i odwrócił się w jego stronę.

- To drugie… Nieważne. Chyba każdy uwierzył, durno dałem się wrobić. Ale… dlaczego…? Dlaczego ode mnie uciekłeś? - w jego głosie było słychać tyle bólu, że Remus ledwo był w stanie to znieść.

- Nie uciekłem od CIEBIE – powiedział z naciskiem, obejmując go mocno ramieniem. - Uciekłem, bo… -zamilkł, zbierając myśli. - Bo nie chciałem być na twoim utrzymaniu, ranić cię podczas pełni.

- Tęskniłeś? - zapytał cicho, niepewnie. Naprawdę w to wątpił?!

- Oczywiście. Bardzo.

Po chwili wahania opowiedział mu o tym, jak niemal na siebie wpadli i całą swoją historię z tamtego okresu.

- A ja przepraszam, że podejrzewałem ciebie – powiedział po chwili Syriusz. - Nie wiedziałeś, ale…

- Wiedziałem – przerwał mu. - Podsłuchem twoją rozmowę z Jamesem – przyznał niechętnie.

- Przykro mi.

- To już nieistotne… - powiedział ze zmęczeniem.

- A wiesz, co trzymało mnie przy życiu w więzieniu?

- Tak?

Syriusz uśmiechnął się mściwie.

- Wciąż wyobrażałem sobie, że któregoś dnia koło mojej celi dementorzy przeprowadzą Snape’a. Ale się przeliczyłem… - dodał ze złością.

Remus był zaskoczony. Więc on nie wiedział? Wprawdzie niespecjalnie chciał rozmawiać teraz o Severusie ani zdradzać informacji o nim, ale odpowiedział:

- Ale on był w więzieniu – powiedział po prostu.

- Ale… - Syriusz wydawał się być naprawdę zaskoczony. Aż tak mu na tym zależało? To trochę przerażało Remusa. - Jak mogłem to przegapić!

- Wiesz… ja nie znam szczegółów, ale on chyba nie był w normalnej celi, tylko w jakimś odosobnionym miejscu. Nie znam szczegółów…

- To czemu wyszedł?! Jest śmierciojadem, tak?

Lupin westchnął na to określenie.

- Tak, BYŁ. - dał z naciskiem. - Ale Dumbledore’a go wyciągnął, bo pomógł naszej stronie. Nie znam szczegółów, naprawdę…

- Ale…!

- Proszę, Syriuszu, zmieńmy temat – powiedział słabo.

Syriusz prychnął.

- Na jaki?

Rozmawiali niemal całą noc. Remus spojrzał za okno. Było niemal jasno. Aż tak długo rozmawiali?

- Chce ci się spać? - zapytał Syriusz.

Pokręcił głową, nagle się uśmiechając.

- Nie, zupełnie. Za to mam pomysł.

Syriusz spojrzał na niego zaskoczony, gdy się nad nim pochylił.

- Co ty ro…?! - zaczął, ale Remus się roześmiał.

- Chcę tylko obejrzeć twoje tatuaże, mogę? Jestem ich ciekaw.

Syriusz skinął głową.

Przesuwał dłońmi po każdym kolejnym tatuażu, czasem zatrzymując się przy którymś i pytając, co przedstawia. Syriusz wodził wzrokiem za jego spojrzeniem i opowiadał coś o każdym z nich: co oznacza, czemu jest dla niego ważny.

- Ten – Syriusz wskazał na swoją pierś, na której miał wytatuowane słońce – W więzieniu tęskniłem za słońcem, w mojej celi było tylko malutkie okienko. A poza tym… - dotknął piersi – myślałem wtedy o tobie.

Nim Remus zdążył odpowiedzieć cokolwiek na to wzruszające wyznanie, Syriusz odsunął się od niego na łóżku. Wyraz jego twarzy nagle się zmienił.

- Z iloma się pieprzyłeś, gdy mnie nie było, co?! - zapytał ostro, niemal krzycząc.

Lupin zamarł. O co mu…? Jeszcze przed chwilą rozmawiali spokojnie o tatuażach. Poza tym mógł przecież to pytanie zadań spokojnie… Ale ignorując upokorzenie i złość, odpowiedział spokojnie:

- Nigdy… nigdy nie było nikogo. Zawsze tylko ty – spojrzał mu w oczy, choć nadal czuł się nieswojo.

Syriusz tak samo nagle uspokoił się, jak przed chwilą wpadł w złość.

Czy to normalne zachowanie po tylu latach w więzieniu, przy boku dementorów? Myślał Remus. Ale niestety nie znał odpowiedzi na to pytanie. Syriusz nigdy nie był bardzo spokojną osobą, ale nigdy nie był aż tak porywczy.

Remus pomyślał nagle, że chciałby zapytać go o to samo. W końcu w więzieniu mógłby z kimś… ale nie miał odwagi na to pytanie.

Pochylił się, jakby ze wstydem i odezwał się do Remusa:

- Przepraszam… - ponownie położył się na łóżku i odwrócił głowę, by nie patrzeć na Remusa. - Wiesz… ja bardzo się zmieniłem, tam… Chyba nie mam wpływu na to. - nadal unikał jego wzroku.

- To nieważne. - powiedział delikatnie, głaszcząc go po policzku.

- Jeśli jest coś, co przeszkadza ci teraz we mnie, powiedz.

Black pokręcił głową.

- Nie, po prostu mi powiedz – odparł cicho.

Remus zamyślił się przez chwilę. Czy to będzie właściwe, jeśli mu powie? Ale nim zdążył podjąć jakąkolwiek decyzję, Syriusz odezwał się pierwszy:

- Moje zęby… Wiem, że są w okropnym stanie.

- Nie, przestań. To nie ma znaczenia – Remus szybko pokręcił głową.

- Mogę cię już więcej nie całować, jeśli…

- Nie, proszę… - pochylił się nad Syriuszem i objął go mocno. - Nie myśl o tym.

Tak, to prawda, za każdym razem, gdy się całowali czuł ten dziwnie słodki zapach z jego ust, ale jakie to niby miało znaczenie?! Miał obok swojego ukochanego, po tylu latach samotności.

- No i wiem, że zachowuję się okropnie… - kontynuował.

- Wiesz… pewnie się uspokoisz, gdy minie trochę czasu.

Syriusz uśmiechnął się do niego lekko.

- No to teraz twoja kolej.

- Ok… - Remus w końcu się poddał. - Wiesz… nie chodzi o to, że mi to przeszkadza, po prostu byłem trochę zaskoczony…

- Tak?

- Twoje tatuaże.

Syriusz wydawał się być zdziwiony.

- Och. Nie planowałem tego, ale skoro miałem taką okazję i aż za dużo wolnego czasu… to jakoś wypełniało pustkę.

Skinął głową.

- Rozumiem.

Nagle uśmiechnął się do Remusa.

- To teraz moja kolej – powiedział.

- Na co? Przecież ja nie mam…

- Obejrzę twoje blizny… - teraz już się nie uśmiechał. - Chcę zobaczyć, ile razy nie było mnie przy tobie.

Remus poczuł, jak jego ciało się spina. To bez wątpienia nie było coś, co mu się podobało. Ale… jeśli on tego pragnął.

- Jasne – odpowiedział odrobinę nerwowo.

Teraz on położył się płasko na łóżku, nagle wstydząc się swojej nagości.

Syriusz, jak on przed chwilą, przesuwał dłonią po jego ciele. Mało rozmawiali. Remus nie miał ochoty opowiadać mu, w jakich okolicznościach powstały konkretne blizny, choć w głowy pojawiały mu się konkretne wspomnienia. O dziwo, jego ciało reagowało podnieceniem na dotyk Syriusza, nawet jeśli jego umysł czuł jedynie smutek i bezsilność.

Gdy skończył, spojrzał na Remusa. On czuł jedynie zmęczenie, nie z braku snu, a z powodu całej tej sytuacji i ich żałosnego życia.

- Chodźmy spać, proszę… - powiedział cicho do Syriusza, choć wątpił, że zdoła zasnąć.

Syriusz skinął głową i przytulił się do niego.

*

Rano zaczęli jeść resztki swoich skromnych zapasów. Jeszcze nie skończyli, gdy usłyszeli dzwonek u drzwi. Matka Syriusza natychmiast zaczęła wrzeszczeć.

Syriusz zerwał się od stołu, ale po chwili zwiesił głowę i mruknął:

- Nie mam różdżki…

Tak, to była zła informacja, ale Remus nie miał pomysłu, jak miałby załatwić mu nową. Wstał więc i ruszył w stronę drzwi wejściowych.

Kto to mógł być? Niestety Remus nie spodziewał się niczego dobrego. Jeśli to aurorzy, sam nie zdoła ich obronić, a nie może też udawać, że nikogo tu nie ma, to nic nie da. Otworzył drzwi, mocno ściskając różdżkę.

W drzwiach stał Dumbledore.

Remus uśmiechnął się do niego z ulgą i chciał się cofnąć, by go przepuścić, ale Dumbledore pokręcił głową.

- Och, Remusie, nie pamiętasz o pytaniu bezpieczeństwa?

Niestety pamiętał. I nienawidził tego szczerze. Skoro te pytania miały być czymś, o czym wiedziały tylko te dwie osoby, zwykle były to bolesne sprawy, o których nie chciał pamiętać.

Ale nie miał wyboru. Milczał przez chwilę. Miał pustkę w głowie.

- Nie mam pomysłu na pytanie. Może ty…? - powiedział z wahaniem.

Dumbledore westchnął.

- Dobrze. Więc… co było w tej kuli, która była w twoim pokoju podczas naszego pierwszego spotkania? Ta, którą, żałuję, stłukłem? - powiedział, a Remus się skrzywił. - A odpowiedź brzmi: las.

Remus westchnął i skinął głową.

Wbrew jemu samemu, jego głowę wypełniły wspomnienia.

Nie dostał się do Hogwartu ze względu na swoje wilkołactwo. I wtedy pojawił się Dumbledore, nowy dyrektor.

Był już wieczór. On i jego rodzice siedzieli przy stole.

Remus od razu go poznał, choć nigdy nie spotkał. Legenda – Albus Dumbledore. Czytał o nim tak wiele. Skulił się na krześle. To niemożliwe, żeby ktoś taki przyszedł do nich osobiście…

Dumbledore powiedział, że muszą przedyskutować nowe okoliczności w sprawie pobytu Remusa w Hogwarcie. Wstał i chciał wyjść, ale Dumbledore powstrzymał go ruchem ręki.

- W końcu to ciebie dotyczy ta sprawa” - powiedział.

Opowiedział o Wrzeszczącej Chacie i o Wierzbie Bijącej, ale dodał, że jeszcze nie wszystko jest zapięte na ostatni guzik, bo musi mieć ich zgodę na całe to przedsięwzięcie. Jego rodzice zgodzili się.

Jemu samemu kręciło się w głowie od tych rewelacji. Wciąż nie mógł uwierzyć. A może to sen? W końcu ostatnio w jego życiu dzieją się jedynie same złe rzeczy.

Gdy skończyli rozmowę, chciał pójść do siebie, ale Dumbledore znów go powstrzymał.

Spojrzał na niego dobrotliwie i poprosił o chwilę rozmowy w jego pokoju. Remus kiwnął nerwowo głową i poprowadził go po schodach na górę. Gdy Dumbledore wchodził, zahaczył rękawem swojej ozdobnej szaty o śnieżną kulę, która stała na szafce nocnej.

Remus zamarł w bezruchu. Dumbledore powiódł wzrokiem za źródłem dźwięku i ze smutkiem zmarszczył brwi.

- Przykro mi.

Remus wiedział, że to głupie. Nie był już małym chłopcem, nie był już nawet dłużej człowiekiem… Ale ta kula wiele dla niego znaczyła, był w niej ośnieżony las iglasty. Dostał ją od ojca. Teraz była dla niego szczególnie ważna. Gdy na nią patrzył, przypominał sobie swoje wyprawy z ojcem do lasu. Wtedy, gdy jego życie było jeszcze dobre. Teraz ojciec zwykle siedział smutny w domu.

Rozpłakał się, nie mogąc nic na to poradzić. Wymruczał, że nic się nie stało i Dumbledore kiwnąwszy głową, rozpoczął wspomnianą rozmowę.

Remus zmusił się, by wrócić do chwili rzeczywistej.

- Może nie powinienem był dzwonić… - powiedział z wahaniem, zerkając w stronę przedpokoju, gdzie pani Black wciąż krzyczała. - ale nie chciałem wpadać bez pukania, to by było niestosowne.

Weszli do jadalni. Syriusz patrzył nerwowo w stronę drzwi, zaciskając pięści. Rozluźnił się, gdy dostrzegł Dumbledore’a.

- To ty! - krzyknął do niego – Miło, że nas odwiedziłeś.

- Zajmiesz się matką? - zapytał Remus, podając mu swoją różdżkę. Syriusz ją wziął i już miał wyjść,gdy Dumbledore wyciągnął coś z kieszeni.

- Potrzebujesz różdżki? - zapytał.

Syriusz patrzył na niego z otwartymi ustami.

- Skąd…

Dumbledore uśmiechnął się, a w jego oczach błysnęły iskierki wesołości.

- Zdobyłem ją dla ciebie. Choć nie do końca legalnie. Nie rozmawiajmy o tym.

Syriusz skinął głową i sięgnął po czarną różdżkę. Wyglądał jak dziecko, które dostało świąteczny prezent. Remus uśmiechnął się w duchu.

Syriusz wyszedł chwilę później i zostawił ich samych.

Remus usiadł przy stole i gestem zaprosił Dumbledore’a.

- Może herbaty?

Bo nie mamy nic innego… pomyślał ponuro.

Dumbledore skinął głową.

Remus wstał, ale nim zdążył podejść do czajnika, Dumbledore odezwał się:

- Mam coś dla was.

- Jeszcze coś?

Dumbledore uśmiechnął się pod wąsem i machnął różdżką. Na stole pojawiła się ogromna sterta jedzenia. Stół niemal pod nią ginął. Owoce, warzywa, mięso, słodycze, zupy, napoje… Wszystko.

Remus stał z wytrzeszczonymi oczami.

- Co to ma być? - zapytał z trudem.

Serce mu się ścisnęło, gdy zobaczył tyle jedzenia, a jego brzuch, jak zdrajca, zaburczał głośno. Nie, nie mogą tego przyjąć, on i tak już za wiele zawdzięcza dyrektorowi… Ale nim zdążył się odezwać, Dumbledore powiedział:

- Możecie to nazwać prezentem powitalnym.

Do kuchni wszedł Syriusz, dopiero wtedy Lupin zauważył, że pani Black zamilkła.

Remus nie miał już dłużej siły oponować. Z ogromnym uśmiechem podszedł do stołu i zaczął chować produkty do szafek i lodówki. Nagle zauważył tabliczkę czekolady. Poczuł, że się ślini. Ścisnął ją mocno w rękach, jak ogromny skarb. Nim zmusił się, by odłożyć ją do szafki, Dumbledore się zaśmiał.

- No jedź, smacznego.

Remus rzucił się do rozpakowywania. Zatopił gwałtownie zęby w czekoladzie, mrużąc oczy z zachwytu.

W tym czasie Syriusz pomagał mu odkładać jedzenie. Jednak gdy on jadł czekoladę, on również zaczął szukać czegoś dla siebie.

Remus uśmiechnął się, zerkając na niego kątem oka, ale jego uśmiech zniknął, gdy Syriusz wbił zęby w ogromny kawał krwistego, surowego mięsa. Krew zaczęła spływać mu po brodzie, a on jadł jak pies.

Remus poczuł falę mdłości, ale starał się to zignorować. Nie chciał być hipokrytą, on sam, choć się tego brzydził i wstydził, jadał czasem surowe mięso pod postacią wilkołaka. Czy tak samo było z animagami? Ale on był teraz pod ludzką postacią… Czy mu to nie zaszkodzi?

Otworzył usta, by jakoś interweniować, ale nim zdążył się odezwać, Dumbledore podniósł rękę do góry, jakby chciał mu powiedzieć: „Daj spokój, nic się nie dzieje”. Zamknął usta i znieruchomiał. Jeśli Dumbledore daje mu do zrozumienia, że wszystko jest dobrze, to mu zaufa.

Remus zjadł pół czekolady i zmusił się, by drugą połowę odłożyć do szafki. Potem w końcu zabrał się za robienie herbaty dla dyrektora. Po jakimś czasie Syriusz zjadł cały kawał mięsa, otarł zakrwawione usta rękawem i usiadł z wyrazem błogości na twarzy. Remus uśmiechnął się do niego blado, wciąż trochę zmieszany całą tą sytuacją.

Porozmawiali chwilę, potem Dumbledore powiedział, że ma jeszcze coś do załatwienia i wyszedł.

Remus czuł odrobinę mniejszy ciężar na sercu, ale tylko odrobinę. Mają dużo jedzenia, jeśli zacznie się psuć, użyje zaklęcia mrożącego, by dodatkowo pomóc pracy lodówki. Ale i to jedzenie za jakiś czas się skończy. Co wtedy? Dumbledore nie obiecał, że będzie im dostarczał jedzenie cały czas, a nawet gdyby, nie mogą polegać tylko na nim…. Czuł się tak żałośnie pozbawiony możliwości działania.

*

Kilka godzin później zabrali się wspólnie za przyrządzanie obiadu. Dla Remusa była to naprawdę przyjemna, niemal magiczna chwila. Jakby w końcu, choć przez chwilę, mogli być normalną parą, bez przerażających, niemożliwych do rozwiązania problemów.

Nagle jedzenie, którego pilnował Syriusz zaczęło się przypalać.

- Na Sala…! - krzyknął ze złością, szybko zdejmując patelnię z ognia. Nagle urwał w połowie słowa i rozejrzał się nerwowo wokół, jakby poza nimi był tu jeszcze ktoś, kto mógłby być oburzony określeniem, którego użył.

Taak, Remus wiedział, czemu on tak zareagował. Przypomniał sobie, jak w pierwszej klasie, jakieś dwa tygodnie po początku roku, siedzieli we czwórkę w Pokoju Wspólnym Gryffindoru na fotelach przy kominku. Rozmawiali o czymś emocjonującym, Remus nie pamiętał już teraz, o czym, ale całą tę sytuację pamiętał do dzisiaj…

Syriusz nagle krzyknął głośno: „Na Salazara!”, kończąc tymi słowami jakąś swoją historię. Już w pociągu użył tego określenia i wyjaśnił im, że bardzo chciałby zaczął mówić, jak inni „Na Merlina!”, ale ciężko mu się przestawić, gdy całe życie wychowywał się ze ślizgońską rodziną. Powiedzieli mu wtedy, że nie ma problemu i że rozumieją.

Teraz było tak samo. Zignorowali jego słowa, a Syriusz zaczął właśnie mówić, już ciszej, wyraźnie zły na siebie „Na Mer…!, gdy zobaczyli za sobą czyjś duży cień.

Remus odwrócił się i odetchnął głęboko, gdy zobaczył za swoimi plecami wkurzonego chłopaka. Wyglądał na siódmoklasistę.

Nim Remus zdążył zareagować, chłopak złapał Syriusza za ramię i szarpnął z fotela.

- Ej! Co ty?! - krzyknął Syriusz, a Remus zerwał się na równe nogi.

- Slytherin, co?! Domy ci się pomyliły? Wypieprzaj do tych swoich czarnoksiężników, to nie jest miejsce dla ciebie! - mówił coraz głośniej, a inni Gryfoni zaczęli na nich patrzeć.

- Nie, on… - zaczął Remus, ale chłopak spojrzał na niego ostro i krzyknął:

- A ty się nie wtrącaj!

Remus wstydził się tego, ale przestraszył się i cofnął, nic już nie mówiąc.

Nagle zerwał się James i próbował ich rozdzielić.

- Ej no, wyluzuj, nic się nie dzieje, on już nie będzie, ok?!

Do chłopaka podeszła jakaś dziewczyna w jego wieku i pociągnęła go za ramię, szepcząc mu coś do ucha. Chłopak zawahał się, a potem odwrócił się bez słowa i odszedł. Dziewczyna spojrzała na nich i rzuciła im przepraszające spojrzenie. Potem i ona odeszła. Zostali sami.

Remus opadł na fotel z mocno bijącym sercem. Teraz dostrzegł, że z ich czwórki jedynie Peter nie wstał, tylko kulił się na fotelu.

James zaczął mruczeć coś ze złością o tamtym chłopaku, A Syriusz przepraszać ich za kłopoty. Ale Remus milczał. Był wstrząśnięty całą tą sytuacją i nienawiścią tamtego chłopaka. Nie łudził się na temat przyjaźń Gryffindoru i Slytherinu, ale nie sądził, że stosunki są aż tak zaognione. I bardzo mu się to nie podobało. A jeszcze bardziej nie podobało mu się, że Syriusz przepraszał ich za coś takiego. Przecież to nie była jego wina! Tak jak jego winą nie było to, że był wilkołakiem…

Remus ze złością wrócił do rzeczywistości. Ostatnio jakoś trudniej było mu nie podążać wspomnieniami do przeszłości. Może to dlatego, że pierwszy raz po tak długim czasie spotkał Syriusza…

Ponownie zabrał się za gotowanie. Gdy skończyli, zaczęli nakrywać do stołu. Remus położył talerz przed sobą i usiadł, czekając na Syriusza. Ale on położył na stole dwa kolejne talerze. Spojrzał na niego zdziwiony i zmarszczył brwi.

- Po co nam trzeci talerz? - zapytał lekko, ale już po chwili zrzedła mu mina, gdy Syriusz spojrzał na niego ze zdziwieniem i powiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem:

- No jak to, Remi? Dla Jamesa.

Remus zmusił się do słabego śmiechu. Zmarły przyjaciel bez wątpienia nie był dla niego odpowiednim tematem dla żartów, ale skoro Syriusz uznał, że jest właściwy…

- Przecież James siedzi tu obok, ślepy jesteś? No co ty! - zaśmiał się, wskazując na puste krzesło obok niego.

Remus poczuł, że serce mu zamiera. Co tu się…? Przecież to niemożliwe, żeby on naprawdę myślał, że... Zerknął na wciąż puste krzesło. A może był tu duch Jamesa...? Nie, przecież nie dawałby jedzenia duchowi.

- Przepraszam, zamyśliłem się… - zmusił się, by powiedzieć, spuszczając głowę.

Będzie po prostu czekał, aż Syriusz w końcu krzyknie: „Dałeś się nabrać!”.

Wieczór mijał, a on nie krzyczał.

Syriusz cały ten czas mówił coś do Jamesa, opowiadał mu, że u nich wszystko dobrze, pytał, co u Lily i że powinna przyjść do nich następnym razem, a Remus prawie tylko milczał. Teraz już to pyszne danie na talerzu przestało mu smakować.

W końcu Syriusz skończył obiad, powiedział, że idą już spać i głośno pożegnał Jamesa. On sam zmusił się, by mruknąć: „Do zobaczenia, James”, bo Syriusz wyraźnie tego od niego wymagał. Potem Syriusz poszedł do łóżka, a on w milczeniu, z ciężkim sercem sprzątał po kolacji, wkładając „porcję Jamesa” do lodówki.

Siedział tak jeszcze chwilę sam, nie mając odwagi pójść do sypialni. Kiedy w końcu to zrobił, Syriusz już spał.

On sam długo leżał, patrząc na połówkę księżyca za oknem. Musiał powiedzieć to sobie wprost: „Tak, Syriusz miał halucynacje”. Ale co dalej? Czy po prostu Syriusz musi odpocząć po trudach ucieczki, koszmarze więzienia, wyspać się, najeść i to minie…? Remus będzie przy nim, ale czy to pomoże? Nie miał pojęcia, jaki wpływ na umysł więźnia mają dementorzy. Zwykle więźniowie Azkabanu nigdy nie opuszczali, w końcu tam byli zamykani jedynie najgroźniejsi przestępcy.

Czy była możliwość, że znalazłby jakąś książkę na ten temat? Pomyślał od razu o Dumbledorze. Czy on byłby w stanie pomóc im i w takim temacie? Ale Remus poczuł dziwny opór przed powiedzeniem mu czegoś takiego. I jednocześnie poczuł wstyd… Jak może tak reagować? Najważniejsze jest, by mu pomóc!

Ale nagle dopadły go wątpliwości. A może nie ma prawa?… Powie Syriuszowi: „Lily i James nie żyją, już nigdy nas nie odwiedzą na obiedzie, nie opowiesz im, jak układa ci się w związku ze mną”. Nie, to by było samolubne. Syriusz na pewno przeżyłby ogromny wstrząs. Kto wie, może nawet by mu nie uwierzył? Jak podczas pierwszej wojny… On jest szczęśliwy w swoim świecie.

Następnego ranka Syriusz ani słowem nie wspomniał o wczorajszej „wizycie Jamesa”. Zapomniał o tym? Pamiętał, ale wstydził się coś powiedzieć? A może nadal w nią wierzył? A on nie miał odwagi sam zacząć tego tematu.

Przez cały dzień Syriusz nie widział niczego, co nie było prawdziwe. Wieczorem kochali się po raz pierwszy od czasu ponownego spotkania.

Syriusz był zupełnie inny, niż wtedy, gdy byli niepewnymi siebie dwudziestolatkami, co było przecież normalne. Był bardziej gwałtowny, co chwilami sprawiało Remusowi ból, ale nie miał zamiaru mu o tym wspominać. Był pełen namiętności, większej niż kiedykolwiek. Czyżby chciał przelać w niego całą swoją miłość, która zbierała się w nim przez trzynaście lat tęsknoty? Remus nie był pewien, czy woli tamten czy ten nowy seks. Po prostu jego ciało, od lat przyzwyczajone do samotności musi się po prostu na powrót nauczyć odpowiadać na ciało Syriuszu. Tylko tyle.

Kilka dni później halucynacje wróciły, tak jak obawiał się Remus. Tym razem, według Syriusza, na popołudniową herbatkę wpadł do nich James razem z Lily. Remus tym razem już bez proszenia spokojnie przygotował picie również dla nich, choć w środku czuł trudny do zniesienia ból.

Położył cztery szklanki z napojem na stole i chciał usiąść na krześle, ale Syriusz krzyknął do niego:

- Ej, przecież tu siedzi James!

Szybko skinął głową, przepraszając i upewnił się, że tym razem siada na odpowiednim krześle.

Potem podczas rozmowy Syriusz zwrócił mu uwagę na to, że mówi do Lily nie patrząc na nią, znów przeprosił.

Całkowicie wyzuty z energii poszedł wcześniej spać, nawet nie sprzątając szklanek.

Rano, gdy to robił, do kuchni wszedł Syriusz. Remus zerknął na niego ukradkiem, ciekaw, czy wspomni coś o wczorajszym dniu, ale tego nie zrobił, więc on sam wspomniał o Jamesie i herbacie w jednym zdaniu, a wtedy Syriusz powiedział do niego ostro:

- Szkoda, że James już nigdy nie wypije z nami herbaty…

A potem ze złością wyszedł z pomieszczenia. Remus czuł się winny. Może naprawdę powinien był milczeć?

W kolejnych dniach nic nie było lepsze. Syriusz miał regularnie co kilka dni halucynacje, które zawsze mijały po kilku godzinach, ale Remus pocieszał się, że zawsze dotyczyły pozytywny spraw. Czasem odwiedzał ich również Peter, a choć Remus wiedział, że to głupie, nie potrafił być miły dla ich niewidzialnego przyjaciela, choć jego tu nawet nie było. Innym razem Syriusz powiedział mu wieczorem, że James pokłócił się o coś z Lily, więc Remus bez słowa sprzeciwu posłał mu łóżko w pokoju gościnnym.

O dziwo, Syriusz nigdy nie miał halucynacji przy Dumbledorze, który odwiedzał ich regularnie, wciąż zostawiając im jedzenie, nie słuchając protestów na ten temat. Choć to pewnie tylko przypadek. A Remus wciąż nie miał odwagi poruszyć przy dyrektorze tematu Syriusza.

Wciąż się zastanawiał, czy postąpił właściwie, a odpowiedź na to pytanie nie chciała nadejść. Może jeszcze kiedyś w końcu się pojawi?


KONIEC

19.12.21 22:25

(15 str.)