sobota, 25 września 2021

Ciemna i jasna moc

- Posłuchaj, ja wcale nie…

Nagle obraz Bena zaczął się rozmazywać, spojrzał na nią zaskoczony, a Rey odruchowo wyciągnęła rękę w jego kierunku. Zaklęła głośno, gdy jego sylwetka całkowicie zanikła. Niby wiedziała, że żadne z nich nie ma wpływu na ich połączenie, ale… Spuściła głowę, nagle zaskoczona ogromem swojej tęsknoty, pragnienia, by Ben był obok…

- Coś się stało?

Odwróciła się gwałtownie. W drzwiach jej pokoju stał Finn.

- Co? Nie, ja… - zaprzeczyła odruchowo.

Przecież mu nie powie, dobrze wiedziała, że by nie zrozumiał… Dziecko porwane od rodziców i wychowywane na żołnierza Ciemnej Strony. Widziała wyraźnie jego nienawiść do Bena, gdy walczyli, gdy ranił Finna. Wprawdzie z nią też walczył, ale jednak potrafiła wybaczyć Benowi, nawet więcej niż wybaczyć…

Czasem miała wrażenie, gdy czytała między wierszami, że Finn coś do niej czuje. Nie wiedziała, czy ma rację, czy to tylko jej wrażenie, gdy czasem widziała jego wzrok, zachowanie wobec niej, to jak do niej mówił, jak się martwił. Wolałaby się mylić.

- Ostatnio jesteś jakaś taka… nieobecna, zamyślona. Co cię martwi? - Podszedł do niej, a troska w jego głosie sprawiła, że poczuła się winna.

- Nie, nie, to nic takiego, naprawdę. Jestem tylko trochę zmęczona… - powiedziała pierwsze, co przyszło jej do głowy.

- Może jesteś chora? - Poczuła się winna, że się o nią martwi.

- Nie, pewnie nie, tylko pobędę trochę sama i…

Zrozumiał aluzję i wyszedł szybko. Rey położyła się na łóżku. Czuła się źle. Nie okłamuje tylko jego, ale tych wszystkich, którzy jej zaufali. Luke, Leia. To ironiczne… Czuła, że Leia jest dla niej niemal jak matka, której nigdy nie miała. A Ben z własnej woli wyrzekł się jej. Jak by zareagowała, gdyby dowiedziała się o tym, co ich połączyło? Byłaby na nią zła i czułaby się zdradzona, bo nie umiała mu wybaczyć śmierci jej męża czy może… namawiałaby ją do kontynuowania tego szaleństwa, bo matczyne serce kazałoby jej wciąż wierzyć w dobro jej jedynego syna? Ale nie umiała z nią o tym porozmawiać, nie…

Z czasem złapała się na tym, że wciąż wyczekuje tych krótkich chwil z Benem. Nie umiała w pełni skupić się na treningach w posługiwaniu się Mocą, na rozmowach czy planach. To tak jakby całe jej dnie kręciły się tylko wokół czasu z nim. W myślach układała ich kolejne rozmowy, planowała, co mu powie, ale gdy tylko ponownie widziała jego twarz zapominała o wszystkich swoich zamierzeniach.

*
- A właściwie dlaczego nie nosisz już maski? - zapytała go pewnego dnia.
Ben skrzywił się i odpowiedział po chwili wahania.
- Snoke uważał... zniszczyłem ją. Ale będę miał kolejną. - Uśmiechnął się lekko.
- Tak? Opowiedz mi o tym - zachęciła go.
- Moi ludzie już ją tworzą. Ma być czarno-czerwona, co o tym myślisz?
Uśmiechnęła się do siebie. To było tak niespodziewane, by rozmawiali o czymś tak lekkim jak kolory. Podobało jej się to.
- Bardzo dobry wybór. - Uśmiechnęła się szeroko.
*

- Chcesz wiedzieć? NAPRAWDĘ chcesz wiedzieć co wydarzyło się tamtej nocy? - zapytał nagle podczas jednej z ich rozmów, a ona zamarła.

Nie, to niemożliwe. On naprawdę chce opowiedzieć jej to coś, co tak długo przed nią ukrywał? Była w stanie jedynie w milczeniu skinąć głową.

Milczał długo a potem usiadł do niej tyłem. Nie oponowała, pomyślała, że to pewnie dla niego ekwiwalent maski, którą stracił. Pewnie bardzo trudno będzie mu o tym opowiedzieć, bez wątpienia nie zwierzał się z tego nikomu innemu. Bo niby komu? Przecież nie miał teraz nikogo.. przemknęło jej przez myśl i bardzo ją to zasmuciło. Ma tylko ją. To chyba mało… Bardzo chciałaby widzieć teraz jego twarz, by móc lepiej zrozumieć, co czuł w danej chwili, ale wiedziała, że nie ma prawa go do tego zmuszać. Nie, da mu tę odrobinę prywatności, której wyraźnie tak bardzo pragnął…

Ben znów długo milczał a potem powiedział dziwnym, zmienionym emocjami głosem:

- Nie wiem, czy to coś nam znów nie przerwie, nie mam na to wpływu, ale mam nadzieję, że nie, bo wtedy już na pewno stracę odwagę. Wiesz… - Usłyszała, że przełyka ślinę. Miała zamknięte oczy, by lepiej móc skupić się na jego głosie, skoro tylko tym mogła się teraz kierować. - Chciałem udawać kogoś zawsze pewnego siebie, przekonanego o swojej sile, odciętego całkowicie od przeszłości, nie tylko przed tobą… Snoke wciąż robi mi wyrzuty, że nie jestem właśnie taki, ale ja nigdy nie byłem. Nie wiem, może nie jestem wart jego uwagi, a bardzo bym chciał. Ale nieważne… Żeby móc ci to opowiedzieć muszę cofnąć się jeszcze dalej w przeszłość. To było dość dawno, dla mnie niemal w innym życiu. Byłem jeszcze nastolatkiem. Zwyczajnym nastolatkiem, tak sądziłem. Nigdy nikogo nie skrzywdziłem, dbałem o innych, bardzo kochałem moich rodziców, mój wuj był dla mnie idolem. Sądziłem, że moi rodzice mnie kochali, przecież nigdy ich w niczym nie zawiodłem…

Zamilkł ponownie, a ona wyraźnie czuła drżenie w jego głosie.

- Pewnej nocy wstałem z łóżka i zszedłem na dół, by napić się wody. Moi rodzice rozmawiali w kuchni. Nie miałem zamiaru ich podsłuchiwać, ale wtedy usłyszałem swoje imię. Zatrzymałem się w połowie drogi. Rozmawiali… mój ojciec upierał się, że „w końcu trzeba coś z tym zrobić”… „Z tym”, to znaczy ze mną… - Westchnął i kontynuował dopiero po chwili. - Że już od jakiegoś czasu wyczuwa we mnie coraz mocniejszą ilość energii Ciemnej Mocy, że „nie można czekać w nieskończoność, aż będzie za późno”…, że… najwyraźniej jestem taki jak mój dziadek, a nie jak moja matka. - Odetchnął chrapliwie. - Wtedy to nie był dla mnie komplement… To bolało, było najwyższą obrazą. Stałem w ciemnościach w przedpokoju i nie mogłem się uspokoić. Czułem… strach, że może on ma rację, straszliwą niesprawiedliwość, bo mój własny ojciec mówił o mnie takie rzeczy, a matka mnie nie broniła…

Byłem jak sparaliżowany. Sądzę, że nie byłbym w stanie się ruszyć, nawet, gdyby mieli mnie dostrzec. Ale oni nadal rozmawiali…. W końcu matka się odezwała i próbowała bronić mnie, ale jej głos był tak cichy i niepewny, że chyba robiła to tylko z poczucia obowiązku wobec jedynego syna, a nie dlatego, że nie zgadzała się ze swoim mężem… - Poruszył się niespokojnie, jakby dalsza część opowieści była dla niego jeszcze trudniejsza. - W końcu ustalili wspólnie, że jeśli jest jeszcze dla mnie „jakaś nadzieja”, to jedynym rozwiązaniem jest wysłanie mnie na szkolenie Jedi do mojego wujka.

W końcu zdołałem zmusić się do ruchu. Tak cicho jak tylko byłem w stanie w takiej sytuacji, poszedłem do swojej sypialni. Zamknąłem drzwi do pokoju, by nikt mi nie przeszkadzał. Ale nie mogłem zmusić się do żadnego więcej ruchu, który nie był absolutnie konieczny. Więc zamiast się położyć, długi czas stałem tak przy drzwiach w bezruchu… Wiele myśli kłębiło mi się w głowie, ale jednocześnie nie byłem w stanie skupić się na żadnej z nich tak naprawdę. Byłem zbyt skołowany. Pamiętam, że w końcu przytknąłem dłoń do piersi i zamknąłem oczy… Próbowałem zrozumieć, czy oni mają naprawdę rację… Czy było we mnie zło? - Zamilkł na dłuższą chwilę. - Wiem, że nikt z waszej strony nie uwierzyłby mi w tę historię, pewnie sądziliby, że jedynie zatajam prawdę, by… No właśnie, co? Przypodobać się wam? Nigdy tego nie pragnąłem… Nie po zmianie stron.

Próbowałem wyobrazić sobie, że Moc krąży wokół mnie… I jaki ma kolor? Czy w ogóle koncept powiązania kolorów z dobrem i złem nie był całkowicie naiwny z mojej strony? Pewnie tak. Ale nic nie przychodziło mi do głowy, nie czułem w sobie tego zła, o którym mówili moi rodzice, nie widziałem też żadnej krążącej wokół mnie Mocy, ani złej, ani dobrej… W końcu byłem tak zmęczony, że położyłem się wreszcie do łóżka, ale i tak nie mogłem zasnąć. To była najdłuższa noc w moim życiu. - Zawahał się przez chwilę. - Następnego dnia rodzice powiedzieli mi spokojnie, że powinienem „trenować tę Moc, którą mam w sobie”, ani słowem nie wspominając mi, że czują we mnie zło. Kłamali mi prosto w twarz… Matka było odrobinę smutna i przygaszona, zerknęła na mnie kilka razy nerwowo, ale nic poza tym. Kolejnego dnia byłem już u wujka.

Odwrócił na chwilę głowę i zerknął na nią, a ona była tym tak zaskoczona, że jedynie gapiła się na niego w milczeniu.

- Resztę historii już znasz, prawda? - Uśmiechnął się złośliwie. - Albo raczej… myślisz, że ją znasz… To słucham, opowiedz mi. - Znów odwrócił się do niej plecami.

Była całkowicie zdziwiona jego prośbą.

- Yyy… - Zaczęła żałośnie. - Chcesz znać tę wersję, którą zna Jasna Strona? - Dodała niepewnie.

Roześmiał się zimno.

- Nie, znam ją, chcę jedynie usłyszeć ją z twoich ust.

Rey zawahała się. W głowie jej się lekko kręciło. Więc według Bena istniała jakaś inna wersja tej opowieści i to ta, którą znał on była tą prawdziwą? Nie chciała odpowiadać na to pytanie, była zbyt skołowana historią, którą już usłyszała, po raz pierwszy pragnęła, by ich połączenie się zerwało, by mogła zostać sama i spróbować to wszystko przetrawić. Nie chciała sobie nawet wyobrażać, co czułaby na jego miejscu. Gdyby jej rodzice powiedzieli: „W naszych oczach jesteś zła, ale nawet nie spróbujemy tego zmienić, ale oddamy cię komuś innemu, by zajął się tym za nas”. Czy to byłoby mniej czy bardziej bolesne od faktu, że jej rodzice ją sprzedali? Nie znała odpowiedzi na to pytanie.

- No co, nie odpowiesz…? - Ponaglił ją Ben, jednak tym razem ton jego głosu nie był już ironiczny, a spokojny, cichy, jakby… niepewny?

- Ja… - Zaczęła i chrząknęła, gdy z zaskoczeniem dotarło do niej, że jej głos jest nagle schrypnięty. - Słyszałam… słyszałam, że chciałeś zabić Luke’a i zabiłeś wielu jego uczniów. – Powiedziała drżącym głosem.

Ben zaśmiał się drapieżnie.

- O tak, to drugie jest akurat prawdą. Ale to pierwsze… - Jego głos na powrót był poważny. - Trenowaliśmy wspólnie kilka tygodni. Znałem go niemal od urodzenia, był moim ukochanym wujkiem, lubiłem jego charakter, to że nie był tak poważny jak mój ojciec. Przez te lata spędziliśmy ze sobą wiele czasu. Nie wiem, czy moi rodzice podali mu prawdziwy powód naszego „treningu”. Pewnie tak… Ciekawe, czy to to tak go zaślepiło, czy może sam też miał o mnie takie zdanie po tych kilku tygodniach? Nie wiem i nie jestem pewien, czy chciałbym móc poznać odpowiedź na to pytanie…

Wiem jedno – podczas tamtego okresu ANI RAZU nie zrobiłem, ani nie powiedziałem niczego, co mogłoby wywołać w nim złe wrażenie o mnie. Trenowałem ze wszystkich sił, wykonywałem każde jego polecenie, w wolnym czasie razem rozmawialiśmy na różne tematy. Byłem z siebie dumny, zastanawiałem się, kiedy będę mógł wrócić do domu i rodzice w końcu mi uwierzą, że nie jestem zły. I wtedy… - Głos mu się odrobinę załamał. Usłyszała, jak przesuwa głowę po ścianie, o którą był oparty. - Spałem i nagle dotarło do mnie, że on stoi nade mną w ciemności z mieczem świetlnym w ręku…

Rey zatkała sobie usta dłonią, by ukryć zduszony okrzyk.

- I tyle. - Dokończył niemal spokojnym głosem. - Zdołałem się zerwać i zaatakować go swoim mieczem. Nie byłem w stanie go pokonać, więc uciekłem, wcześniej zabijając tych, którzy chcieli mnie zatrzymać. Wtedy po raz pierwszy w życiu zabiłem… - Jego głos zadrżał z emocji. - I bardzo mi się podobało. I teraz pytasz mnie – dodał z mocą - co ja widzę w Snoke’u?! W tym, który pomógł mi, gdy przerażony własnymi czynami i załamany zdradą najbliższych tułałem się po świecie, bojąc się, że Luke mnie dopadnie i tym razem dobije? To on zabrał mnie do siebie, dał mi nowy dom, uwierzył we mnie, uczynił mnie ważną osobą w jego szeregach. To wtedy zrozumiałem, że nie miałem racji, brzydząc się Vadera…

To ON zawsze miał rację, to ON był tym, którego drogą powinienem był podążać od początku! To ON otworzył mi oczy, pokazał, że to tu przynależę, że mogę być kimś potężnym, bez konieczności płaszczenia się przed tymi kretynami, którzy jedynie udają tych dobrych. - Jego głos dźwięczał teraz potężnie. Rey poczuła na plecach dreszcze strachu, ale starała się je ignorować. - Bardzo żałuję, że nigdy nie mogłem dostąpić zaszczytu poznania Dartha Vadera. Ale wiesz co? Po przybyciu do głównej kwatery Snoke’a zauważyłem czaszkę Vadera… Wiem, że moja „rodzina” dawna by ją zniszczyła. A dla nich to był ważny przedmiot, wzruszyło mnie to. Od tego czasu często… - Zawahał się. - Patrzę na nią.

Rey po raz kolejny podczas tej rozmowy poczuła dreszcze, tym razem obrzydzenia. Czaszka martwej osoby trzymana jako… artefakt? Wydawało jej się to przerażające, ale nie miała zamiaru mu o tym wspominać.

Ben wciąż milczał, dopiero po chwili dotarło do niej, że jego opowieść chyba dobiegła końca. Nie miała pojęcia, co mogłaby powiedzieć w takiej sytuacji, więc również milczała.

- Bardzo mi przykro. - powiedziała w końcu.

Nie odpowiedział. Milczeli tak jeszcze jakiś czas, a potem Rey zorientowała się, że ich połączenie zostało zerwane.

*

Jedno z ich kolejnych spotkań było bardzo trudne.

Rey nie była w stanie na niego spojrzeć, od chwili, w której zorientowała się, że ją widzi. Siedziała tak z zaciśniętymi ustami, bokiem do niego. Nie była pewna, czy nie patrzy na Bena, bo czuje do niego złość, czy jest rozczarowana i zasmucona.

Jednak Ben nagle się odezwał.

- Nie umiem już nawet zliczyć, ile istnień pozbawiłem życia. - powiedział spokojnie, a ona ponownie poczuła dreszcze strachu i obrzydzenia. Czy już zawsze właśnie to będzie czuła w jego obecności? - Zabiłem własnego ojca, o czym dobrze wiesz. Lubię zabijać, to naprawdę satysfakcjonujące i przyjemne zajęcie… - Mówił w zamyśleniu, z głową ponownie opartą o ścianę, jakby nie wiedział, jak źle jego wywód działa na Rey. A może po prostu o to nie dbał? - To pierwszy raz, kiedy nie potrafiłem. Chciałem, ale nie potrafiłem… - Z zaskoczeniem zobaczyła, jak Ben w złości uderza pięścią w ścianę. - Nie chodzi o to, że Snoke był na mnie zły i mnie ukarał. To JA SAM jestem na siebie zły, wściekły… Czy pomimo moich usilnych starań jestem tak samo słaby jak Jasna Strona? Nie mogłem zabić właśnie jej, swojej matki… - Zaśmiał się cicho, gorzko. - Że niby wciąż coś do niej czuję? Po tym, jak mnie skreśliła?! Nonsens. Po prostu… - Zamilkł, jakby zabrakło mu tchu.

- Z Leią wszystko dobrze, nic jej się nie stało, zdołała się uratować… - Powiedziała z mocą, choć nie wiedziała, po co to robi. Ze względu na niego, czy siebie?

Ben, oczywiście, nie odpowiedział.

- Nie wiem, czy umiem to opisać… - Brzmiało to tak, jakby mówił jedynie do siebie. - co wtedy czułem… Byłem… - Poruszył ręką, jakby szukał odpowiednich słów. - Czułem ogromną presję, że muszę wykonać tę misję, że CHCĘ ją wykonać, bo to kolejna nić, która już nigdy więcej, nawet w najmniejszym stopniu nie będzie mnie więzić, przyciągać do dawnego życia, ale… - Zacisnął gwałtownie pięść. - Nie umiałem. Zawahałem się o sekundę za późno i wiedziałem już, że oto straciłem swoją jedyną szansę. Pamiętasz, jak mówiłem ci o zemście? - Spojrzał na nią po raz pierwszy od początku rozmowy. - Poza ojcem i matką na mojej liście jest również Luke…

Rey nic na to nie odpowiedziała. Czuła się podle. „Czy ja również jestem na tej liście?”, przemknęło jej przez głowę, ale nie odważyła się zadać tego pytania na głos. Po co ona wciąż to ciągnie? Czy nie ma jeszcze wystarczająco dowodów na to, że on się już nie zmieni?…



KONIEC

25.9.2021 17:05

(4 str.)