środa, 30 marca 2022

Jego samotność

Jednym z pierwszych wspomnień, które przychodziło Draco do głowy, gdy myślał o swoim dzieciństwie był dzień, w którym poszedł do piwnicy.

Wprawdzie jego rodzice zawsze mówili mu, że nie ma prawa tam chodzić, ale jego ciekawość zwyciężyła. Był wtedy jeszcze naiwnym dzieciakiem i zastanawiał się, co ciekawego tam znajdzie. Drzwi były uchylone, co go zdziwiło. Popchnął je z trudem i wszedł.

Ale tego się nie spodziewał. W piwnicy do ścian były przymocowane łańcuchy i kajdanki, było tam ciemno, duszno, a na podłodze były plamy zaschniętej krwi, choć dotarło to do niego dopiero po chwili.

Był przerażony. Co się tu działo? Zaczął się cofać w stronę drzwi, ale wtedy usłyszał przed sobą głos. Ten głos był przerażający, schrypnięty i bardzo słaby.

- Proszę, pomóż mi, dziecko…

Krzyknął i pobiegł w stronę drzwi. Był już na zewnątrz, ale wtedy się zawahał. Może nie powinien uciekać?

Wrócił i przez chwilę tylko stał, bo było tu tak ciemno, że nic nie widział. Tego głosu już nie słyszał. Wydawało mu się?

Serce mocno mu biło i czekał, aż jego wzrok przyzwyczai się do ciemności. Wtedy, w najdalszym kącie pomieszczenia dostrzegł jakiegoś mężczyznę. Był zarośnięty, brudny, miał na sobie jakieś łachmany i… plamy krwi, choć Draco nie był pewien.

- Kim pan jest? - zapytał cicho – Co pan robi w naszej piwnicy?

- Proszę, pomóż mi, nim tamten mężczyzna znów tu wróci…

- Jaki mężczyzna? – zdziwił się – Tu jest tylko mój tata, mama i ja…

- Pomóż mi…

Stał tak przez chwilę i serce mocno mu biło. Co zrobić? Zawołać rodziców?

- Nic mi pan nie zrobi? - zapytał z wahaniem, robiąc kilka kroków w jego stronę.

Mężczyzna westchnął ciężko i rozkaszlał się.

- I tak nie miałbym na to siły.

Draco skinął głową, by dodać sobie animuszu. Podszedł do niego i kucnął. Niby co ma zrobić z tymi łańcuchami?

- Ile ty masz w ogóle lat? - westchnął mężczyzna – Umiesz już czarować?

Draco pokręcił głową i spróbował je szarpnąć. Oczywiście to nic nie dało.

- To chyba… - zaczął mężczyzna, ale wtedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. To był ojciec.

Mężczyzna krzyknął ze strachu, a on miał właśnie powiedzieć: „Tato, trzeba pomóc temu panu!”, ale nie zdążył, bo ojciec stał już przed nim.

Draco nigdy nie widział, by jego twarz była tak wykrzywiona wściekłością. Bez słowa uderzył go z całej siły w twarz. Draco upadł.

- Zostaw go… - powiedział słabo mężczyzna – To moja wina, ja…

- Tobą się zajmę potem! - wrzasnął i szarpnął Draco na nogi.

Draco poczuł w oczach łzy strachu i bólu, ale nim zdążył się naprawdę rozpłakać, do piwnicy weszła jego matka.

- Miałaś go pilnować, by tu nie wchodził! - wrzasnął do niej – Nie umiesz upilnować własnego syna?!

Ale ona jedynie podbiegła do Draco.

- Co mu zrobiłeś?! To jeszcze dziecko!

- Przestań mi się stawiać, bo też tego pożałujesz! - krzyknął, a Draco poczuł jeszcze większy strach.

Rzucił się matce w ramiona a ona pogłaskała go po głowie.

- Zabierz go stąd – warknął ojciec.

Szybko wyszli. Draco całą drogę płakał. Matka zabrała go do jego sypialni i położyła w łóżku.

- Odpocznij, zostanę z tobą nim się uspokoisz – powiedziała do niego, ale widział, że też jest smutna.

Położył się na boku, a matka go głaskała. Nigdy tego nie robiła, to był pierwszy raz, a on zastanawiał się, czy warto było przeżyć coś tak strasznego, by tego doświadczyć, ale nie był pewien.

Następnego dnia ojciec szarpnął go za rękę i zabrał do piwnicy. A potem na jego oczach zabił tamtego mężczyznę, a on nie mógł uspokoić się jeszcze dłużej niż wcześniej.

Potem wpadła matka i słyszał jak długo się kłócili, ale starał się tego nie słuchać, przyciskając dłonie do uszu. Często się kłócili, ale nigdy tak bardzo… Potem słyszał płacz matki w innym pokoju i znów zaczął płakać.

Następnego dnia leżał i rozmyślał, co wie o tacie. Pracował… chyba w Ministerstwie, ale tam chyba nie kazali mu zabić tego pana? Czasem wracał do domu w środku nocy, przypomniało mu się nagle. Zawsze był wtedy zły i czasem jakby… chory, ale Draco nie wiedział, gdzie chodził o tak późnej porze.

*

Ale jakiś czas później jego niewinność zniknęła całkowicie. Pewnego dnia przyszła do nich jego ciotka Bellatriks i spojrzała na niego ostro:

- Nie uważasz, Narcyzo, że on jest za mało męski?

- To dziecko! - syknęła mama.

Ciotka wzruszyła ramionami.

- Niedługo już nim nie będzie, nie uważasz, że trzeba coś z tym zrobić?

- Nie! - jego matka nagle krzyknęła, a on nie rozumiał dlaczego.

Ciotka uśmiechnęła się w sposób, którego Draco się bał i powiedziała:

- Wybacz, Cyziu, ale twój mąż już się zgodził. A on, na szczęście, ma na ten temat o wiele zdrowsze poglądy niż ty.

Właściwie niemal jej nie znał. Przez niemal całe jego życie nigdy jej nie spotkał i dopiero po latach dowiedział się, że była wtedy w więzieniu, a gdy już się pojawiła w ich życiu, nie polubił jej.

Była… dziwna. Zbyt gwałtowna, niemiła i coś w niej przerażało Draco.

Jego matka wyglądała jakby chciała jeszcze raz zaprotestować, ale tylko spuściła głowę ze smutkiem, a on nie rozumiał.

Ciotka uśmiechnęła się do niego, a on znów poczuł dreszcze. Zabrała go ze sobą do ogrodu i wyciągnęła różdżkę.

- Nauczę cię teraz bardzo pożytecznego zaklęcia.

Skinął posłusznie głową, ale nie był pewien, czy naprawdę tego chce.

- Zaklęcie nazywa się „Cruciatus” – uśmiechnęła się szeroko.

Nie wiedział, co to oznacza, ale nic nie powiedział. Wtedy ciotka wyciągnęła z kieszeni swojej czarnej szaty drugą różdżkę, której nigdy wcześniej nie widział i podała mu ją.

Jakiś czas uczyła go jak wypowiadać zaklęcie i jaki ruch różdżką wykonać i, o dziwo, była nawet cierpliwą nauczycielką. Przynajmniej do czasu.

Gdy uznała, że już to umie, ponownie zabrała go do piwnicy, a on poczuł jeszcze większy lęk. Po chwili przeraził się jeszcze bardziej, gdy dotarło do niego, że w ich piwnicy znów ktoś był. Dlaczego…?

Bez słowa wytłumaczenia wskazał różdżką na tamtego mężczyznę i krzyknęła:

- Crucio!

A on nagle zaczął głośno krzyczeć i wić się w łańcuchach, a Draco nie wiedział czemu, przecież nawet do niego nie podeszła.

- To zaklęcie torturujące – powiedziała radośnie – Czarny Pan bardzo je lubi.

Draco nic nie powiedział. Nie wiedział kim jest „Czarny Pan”, ale wydawało mu się, że słyszał już to określenie kilka razy.

Dalszych wydarzeń starał się nie zapamiętać. Przez wiele, wiele godzin dręczyła go, by próbował poprawnie rzucić to zaklęcie na mężczyznę, a gdy była na niego zła, sama torturowała więźnia.

Ta „nauka” trwała kilka tygodni, a on w końcu zdołał opanować zaklęcie i wtedy dała mu wreszcie spokój.

W taki właśnie sposób zobaczył po raz pierwszy czyjąś śmierć oraz nauczył się rzucać Zaklęcie Niewybaczalne, choć nawet nie poszedł jeszcze do szkoły.

*

Jeśli chodzi o kolejne wspomnienie, sam nie był pewien, czy uważa je za pozytywne czy nie. Szczególnie to, co wydarzyło się potem…

Jakiś czas później bawił się samotnie przed domem. Właściwie niemal zawsze był sam, czasem jedynie odwiedzali go Crabbe i Goyle, których niezbyt lubił, bo byli bardzo milczący, Severus, który również niemal się do niego nie odzywał i Namida, którą chyba lubił najbardziej, choć była od niego starsza.

Tego dnia odszedł dość daleko od domu. Po chwili dostrzegł za murem domu jakiś ruch. Zamarł i wsadził nos między kraty bramy.

To był jakiś chłopiec w jego wieku. Draco właściwie nie wiedział, kto mieszka niedaleko nich i był tego ciekaw.

Po długiej chwili udało mu się przedostać na drugą stronę, choć bał się reakcji ojca na swoje zachowanie. Obawiał się, że tamtego chłopca już nie będzie.

Ale był. Stał niedaleko i przyglądał mu się.

- Hej – powiedział Draco.

- Cześć – odparł tamten.

- Chcesz się ze mną pobawić? - zapytał, podchodząc bliżej.

Chłopiec skinął głową.

- Mieszkasz niedaleko?

- Nie… Jesteśmy tu z rodziną na wycieczce.

Draco skinął głową.

- Ale masz duży dom… - powiedział z zachwytem – To twój?

Draco skinął głową, ale właściwie nigdy nie zastanawiał się, czy lubi swój dom. Po prostu był.

- Umiesz już jakieś zaklęcia? - zapytał Draco – Które jest twoje ulubione?

Chłopiec spojrzał na niego w zaskoczeniu i powiedział po chwili milczenia:

- Jakie… zaklęcia?

- No twoje ulubione… - zaczął, ale nagle zamilkł.

Zrozumiał. On był mugolem. Wiedział, że nie ma prawa rozmawiać z mugolami o magii, więc dodał tylko:

- No tak tylko mówię… Wiesz, jako zabawa.

Chłopiec otworzył usta, by coś powiedzieć, ale nie zdążył tego zrobić, bo Draco nagle go pocałował.

Nigdy wcześniej nie chciał tego zrobić, nigdy wcześniej nie myślał o nikim w taki sposób. I choć po latach śmieszyło to go, wiedział, że to był ważny moment w jego życiu, moment, który pozwolił mu poznać swoją orientację.

Wtedy jeszcze nie miał umysłu zepsutego przez ideologię ojca i nie widział nic złego w tym, by całować mugola.

Szybko się odsunął, a chłopiec był zbyt zaskoczony, by w jakikolwiek sposób zareagować.

Draco chciał się odezwać, choć nie bardzo wiedział, co mógłby powiedzieć w takiej sytuacji, ale nie zdążył, bo usłyszał krzyk swojego ojca.

- Co ty tu robisz? Jak śmiałeś wyjść poza teren posesji? - ojciec był wściekły.

Draco zobaczył kątem oka, że chłopiec się odsuwa.

- Kim on w ogóle jest? - zapytał z obrzydzeniem, spoglądając na niego.

Draco czuł mocne bicie swojego serca. Nie wiedział, czy ojciec widział ich pocałunek, ale w jakiś sposób czuł, że jeśli tak, to z tego powodu też jest na niego zły. I nie chodziło jedynie o jego brak magii…

- Chodźmy już do domu, ojcze – powiedział cicho, mając nadzieję, że to pomoże mu odwrócił jego uwagę od kolegi.

Ojciec w końcu dał się ubłagać i razem poszli do domu. Draco nie miał odwagi się odwrócić, by jeszcze raz spojrzeć na tamtego.

Nigdy więcej się już nie spotkali. Draco nie tęsknił, ale czuł się dość dziwnie z myślą, że nawet nie poznał imienia kogoś, kogo całował pierwszy raz w swoim życiu.

- Czemu zadajesz się z mugolami? - warknął ojciec, gdy już byli na terenie domu – Zabroniłem ci tego!

- Skąd ty…? - zaczął odruchowo – To nie był mugol – powiedział w końcu.

- Nie okłamuj mnie! - ojciec wrzasnął i zatrzymał się ze złością – Widziałem jak był ubrany!

No tak, sam nawet nie zwrócił na to uwagi… Draco bał się kolejnego uderzenia, ale ono nie nastąpiło.

- Więc jesteś gejem? - zapytał ojciec z jakimś dziwnym uśmieszkiem, którego Draco nie rozumiał.

- Słucham? - zapytał cicho. Nie znał tego słowa.

- Nieważne – powiedział i razem weszli do posiadłości.

*

Pewnej nocy jego życie stało się koszmarem na jawie i już nigdy nie stało się lepsze.

Pewnego wieczoru matka wyjechała na dwie noce do koleżanki, a on został sam w domu z ojcem. Zdarzało się to już kilka razy, więc nie przejął się tym.

Było już późno, a on leżał w łóżku i niemal spał. Nagle usłyszał, że ktoś otwiera drzwi do jego pokoju.

Szybko uniósł głowę i zobaczył w nich swojego ojca. Zdziwiło go to, bo ojciec nie był osobą, która przed snem mówiłaby mu „dobranoc”. Może chciał go o coś zapytać?

- Tak, ojcze? - zapytał zaspanym głosem.

Ale ojciec nic nie odpowiedział. Podszedł do jego łóżka z dziwnym błyskiem w oku, który sprawiał, że Draco czuł się zdenerwowany.

A potem po prostu go zgwałcił. Draco nie wiedział nawet wtedy czym jest seks, ale w jakiś sposób czuł, że ojciec nie powinien robić mu czegoś takiego.

To bardzo bolało i zostawiało po sobie jakiś dziwny lęk i… pustkę. Draco nie umiał tego nazwać.

Ojciec przez cały czas mówił mu, że to, co robi nie jest niczym złym, wymyślał różne usprawiedliwienia, ale Draco z trudem mógł skupić się na jego słowach.

Potem wstał, ubrał się i nazwał go „grzecznym synkiem”, czego nigdy wcześniej nie robił, a na koniec spojrzał na niego, stojąc już przy drzwiach i powiedział ostro:

- Nie mów o tym matce.

I wyszedł, a Draco nie był w stanie się ubrać ani umyć, a jedynie leżał tak i płakał. Czuł się okropnie.

Nie spał całą noc. Rano bardzo się bał i cały dzień unikał ojca. W nocy znów nie spał, bo serce biło mu mocno, a on cały czas słuchał, czy ojciec nie idzie korytarzem.

Nie przyszedł, a Draco próbował sobie wmówić, że to straszne coś wydarzyło się jedynie raz i więcej się nie powtórzy.

Matka wróciła do domu, a on o niczym jej nie powiedział. Starał się zachowywać normalnie, ale nie był pewien, czy mu to wychodzi. Natomiast ojciec nie miał z tym problemu.

Jakiś czas później matka znów wyjechała, a ojciec znów mu to zrobił. A potem nie potrzebował już nawet nieobecności matki.

Przychodził do niego zawsze, gdy matka zasypiała. Jakiś czas później przeprowadził się do pokoju, który był bliżej pokoju Draco, a daleko od pokoju matki.

Draco znosił ten koszmar latami, a potem poszedł do szkoły i poczuł ogromną ulgę. Był tu bezpieczny, z dala od niego.

Ale się mylił. Ojciec był w Radzie Nadzorczej Hogwartu i często bywał w szkole, zawsze wtedy „odwiedzał go” w jego sypialni.

To nadal był koszmar, ale mimo wszystko teraz musiał znosić to o wiele rzadziej. Wciąż nie dawała mu spokoju myśl: czy tamten pocałunek sprawił, że ojciec uznał, że może robić mu to, co robił?… Nie, nie może tak myśleć.

Draco za nic w świecie nie zniósłby myśli, że matka by się o tym dowiedziała. Wiedział, że by tego nie zniosła. A on sam aż nazbyt boleśnie wiedział, że ktoś tak wpływowy w Ministerstwie, bogaty i oddany człowiek Czarnego Pana nie jest kimś, kogo może pokonać zwykła kobieta i dzieciak. Nie, nie mieliby z nim szans, Draco wolał już to znosić dla dobra swojego i matki.

Bo aż nazbyt dobrze pamiętał jak to było nim ojciec zaczął przychodzić do jego sypialni: choć był jeszcze małym dzieckiem i nie wiedział, co się dzieje, słyszał nie raz jak ojciec gwałci matkę. Słyszał jej stłumione szlochy i jego jęki. Potem to przestało się zdarzać, a on po latach zrozumiał, że w jakiś chory sposób uratował swoją własną matkę przed koszmarem.

Nikomu innemu też nigdy o tym nie powiedział i był chory ze wstydu na samą myśl, że w jakiś sposób ktoś mógłby poznać prawdę. W międzyczasie bardzo zbliżył się do Severusa, ale przed nim też to zawsze ukrywał. Przecież on też nie dałby mu rady…

*

Już pierwszego dnia w szkole zwrócił uwagę na pewnego chłopaka. Był Ślizgonem z piątej klasy, miał na imię David i miał piękne, brązowe, lekko falowane włosy.

Draco od tamtej chwili często go obserwował i to wtedy poznał jego wiek i imię. Minęło kilka tygodni szkoły, a on pewnego wieczoru w Pokoju Wspólnym po prostu podszedł do niego i na oczach wszystkich Ślizgonów pocałował.

Wszyscy zamarli, a po chwili było słychać uniesione szepty. Zastanawiał się, czy są zaskoczeni, że taki dzieciak pocałował kogoś starszego od siebie, czy przeszkadzało im to, że byli tej samej płci.

Czekał, z trudem oddychając, na reakcję Davida. Ten przed chwilę wciąż był zaskoczony, a potem złapał go za rękę i szepnął: „Musimy porozmawiać”. Zabrał go na korytarz, a Draco słyszał wokół siebie szepty i gwizdy.

- My się nawet nie znamy! Czemu mnie pocałowałeś? - zapytał go, gdy zostali sami.

Draco westchnął. Przecież to było oczywiste.

- Bo mi się od dawna podobasz – powiedział po prostu.

- Od dawna, czyli od… kilku tygodni? - zapytał powątpiewająco.

- Tak – odparł – A nie podobam ci się? - postanowił zapytać wprost – Może wolisz dziewczyny? - dodał, bo z jakiegoś powodu tej informacji nie udało mu się od nikogo zdobyć, choć Ślizgoni nigdy nie kryli się ze swoją orientacją.

Nie raz widział jak otwarcie okazywali sobie uczucia w Pokoju Wspólnym i słyszał, że inne domy tak nie postępują.

- Nie o to chodzi. Raczej o twój wiek.

- Z moim wiekiem jest wszystko ok! - zaprotestował szybko Draco.

Jednak czas mijał, a oni w końcu zostali parą, choć nigdy nie okazywali sobie uczuć publicznie, bo David mówił, że tego nie lubi.

Mijały miesiące, a oni nadal co najwyżej się całowali, a Draco miał swoje własne plany.

- Dlaczego nie? - pytał uparcie, a David kręcił głową.

- Bo jesteś dzieckiem, Draco – mówił mu.

- Jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało! - krzyknął któregoś razu ze złością.

- Wtedy nie było mowy o seksie.

- Ale…

- Nie.

A on po raz kolejny zaciskał zęby i obiecywał sobie, że dalej będzie próbował.

Nie wiedział, czy jego obsesja ma sens, ale chciał za wszelką cenę pozbyć się z głowy obrazu gwałcącego go ojca. Bał się, bo wiedział, że niektórzy po czymś takim już do końca życia boją się seksu, a on bardzo tego nie chciał.

Gdyby teraz mógł przeżyć to z Davidem… zapomniałby choć w jakimś stopniu o tamtym, prawda?

Bo Davidowi też nigdy o tym nie opowiedział. Nie odważyłby się. Właściwie nigdy nawet nie rozmawiali o tym, że Draco pochodzi z rodziny śmierciożerców i że pewnego dnia on również będzie musiał…

Draco dowiedział się od innych, że rodzina Davida nigdy nie miała nic wspólnego z Czarnym Panem i to była kolejna rzecz, której się wstydził. Nigdy o tym nie rozmawiali, ale David musiał wiedzieć kim jest jego rodzina, prawda? I nigdy o tym nie wspominał, nie przeszkadzało mu to?

W końcu, w drugiej klasie, dopiął swego. Tak jak planował wcześniej, miał udawać przed Davidem kogoś, kto nigdy nie miał żadnej styczności z seksem.

Było mu przyjemnie, nie brzydził się, jak się wcześniej tego obawiał, ale też nie zdarzył się cud i nagle nie zapomniał o ojcu…

David był bardzo czuły i dbał o to, by Draco nie czuł bólu i by mu się podobało, był tak różny od ojca. Nie, nie po to się na to zdecydował, by teraz o nim myśleć…

*

A potem nastały wakacje, a przed nim były dwa miesiące koszmaru, od którego zdążył już w jakimś stopniu odwyknąć.

Jednak pewnej nocy nie wytrzymał i zbuntował się. Nim ojciec zdążył przyjść do jego pokoju, prowadzony strachem, uciekł do lasu, który otaczał ich posiadłość.

Biegł i biegł, potykając się w ciemnościach, coraz bardziej żałując swojej decyzji. Bo co ma teraz zrobić? Nawet jeśli jakimś cudem udałoby mu się uciec od ojca to gdzie pójdzie? Do Severusa?

Nigdy u niego nie był, nie chciał też robić mu kłopotu. Było mu zimno, był cały brudny od kilku upadków. Zatrzymał się i oparł o jakieś drzewo, którego nawet nie widział.

I wtedy z ciemności wychynął on.

- Jak śmiałeś uciec?… - słyszał jego pełen wściekłości głos.

Nic nie odpowiedział, stał tak jedynie, drżąc z zimna i strachu.

Chwilę później ojciec przycisnął go do drzewa i wziął siłą. Nigdy wcześniej nie był tak brutalny i nie upokarzał go tak bardzo.

Gdy skończył, odsunął się od niego, a on nie miał sił stać, upadł na trawę, ale ojciec warknął:

- Wstawaj, idziemy do domu.

Przez chwilę próbował znaleźć w sobie siłę, aż w końcu wstał i ubrał się.

Milczeli całą drogę do domu.

Później w swoim pokoju, gdy już trochę doszedł do siebie, pomyślał, że ojciec zrobił to jedynie po to, by go ukarać. I udało mu się. Draco tak panicznie bał się, że tamto się powtórzy, że już nigdy więcej nie uciekał.

*

Wakacje się skończyły, a on ponownie wrócił do Hogwartu. Po wydarzeniach w lesie jeszcze trudniej było mu zbliżyć się do Davida.

Wtedy też rozpoczęły się ataki paniki, których nigdy wcześniej nie doświadczał.

Działo się to zawsze po gwałcie, ale też nawet, gdy tylko o tym myślał. Za pierwszym razem był naprawdę przerażony, potem próbował jakoś dojść do siebie i pogodzić się z tym, co się działo.

Zawsze, gdy ojciec wychodził z pokoju, długo wił się w łóżku, płakał, wymiotował, czasem mruczał do siebie: „Przestań, błagam, przestań…”, choć nie pamiętał wszystkiego, co się działo w takich chwilach.

Po powrocie do Hogwartu odkrył, że boi się seksu z Davidem, jednak to zawsze mijało po kilku dniach po gwałcie, bo inaczej nie dałby sobie rady. Wtedy też musiał zacząć okłamywać Davida w kolejnej sprawie, co wcale go nie pocieszało.

*

Jakiś czas po rozpoczęciu roku szkolnego mieli lekcję z boginem u Lupina. Ten mężczyzna był mu obojętny, zdarzało mu się drwić z jego poszarpanych ubrań.

Ale podczas tamtej lekcji jego podejście do Lupina zmieniło się.

Gdy Draco usłyszał, co będzie tematem dzisiejszej lekcji, poczuł lęk. Rozejrzał się po sali. Byli tam Gryfoni, na czele z Potterem, ale to było mu obojętne.

Ale byli też Ślizgoni i choć Draco nigdy nie żałował, że też nim jest, wtedy uznał, że to bardzo źle.

Jeśli byłeś Ślizgonem musiałeś być silny inaczej byłeś martwy. Jedno upokorzenie i koniec z tobą. Znał doskonale te zasady.

Lupin powiedział im, by wyobrazili sobie, czego boją się najbardziej. Czego bał się najbardziej? To było dla niego jasne w stu procentach…

Ojciec… Wbrew sobie wyobraził sobie ciało ojca, przyciskające się do jego ciała. Zacisnął pięść i zmusił się do odepchnięcia od siebie tej myśli.

Nienawidził świadomości, że w każdej chwili mógł być w pobliżu niego ktoś, kto byłby w stanie zobaczyć jego myśli. W tej kwestii naprawdę zazdrościł mugolom. Mieć umysł tylko dla siebie, bezpieczny od zakusów innych…

Naprawdę się bał… Co może teraz zrobić, do cholery? Lupin powiedział im wyraźnie, że teraz cała sala zobaczy przed sobą ich lęki.

Próbował sobie wyobrazić, co pokazałby jego umysł. Czy ten obraz byłby tak oczywisty, że każdy wiedziałby, CO właśnie widzi?

I co by sobie wtedy pomyśleli? Że jest jakimś świrem, fantazjującym o własnym ojcu? Czy uwierzyliby, że to prawda? I co byłoby dalej, na pewno nikt by mu nie pomógł, a on znów zostałby ukarany przez ojca…

Nie, nie może na to pozwolić… Jaka istniała szansa, że jego umysł pokaże jedynie jego lęk przed ojcem? Czy i to Ślizgoni zdołają wykorzystać przeciwko niemu?

Nigdy nie bał się, że ktoś pozna jego orientację, nigdy się tego nie wstydził ani nie ukrywał. Ale to…

Czy mógł się łudzić, że na przykład bogin ukaże… jego strach przed Czarnym Panem? I na ile taka sytuacja byłaby dla niego problematyczna? Ślizgon, syn śmierciożercy, bojący się Czarnego Pana…

Nie, cokolwiek nie wymyślał, to nie miało prawa się udać. Jednym okiem rejestrował przed sobą jakieś wielkie pająki, demony i inne bzdury i boleśnie poczuł, jak bardzo chciałby bać się czegoś tak trywialnego, a nie ojca gwałciciela.

Dość. Siedział, patrząc jak jego kolej na walkę z boginem zbliża się nieubłaganie. Serce biło mu mocno, ale jednocześnie czuł chłodny spokój. Wiedział, co musi zrobić. Nie miał innego wyboru.

Gdy przed nim były jeszcze dwie osoby, wstał.

- Panie Malfoy? - usłyszał pełen wahania głos Lupina.

Wszyscy na te słowa odwrócili się w jego stronę. Zobaczył zaskoczone spojrzenia Gryfonów i taksujące Ślizgonów.

Oni już kalkulują, czy na dzisiejszej lekcji uda im się coś dla siebie ugrać. Nagle przyszła mu do głowy bzdurna myśl.

A co gdyby jakimś cudem został Gryfonem? Czy nie musiałby w każdej jednej chwili uważać na to, co robi i mówi? Czy mógłby po prostu być sobą i móc liczyć na pomoc innych Gryfonów?

Nie, co też za bzdury przychodzą mu do głowy. Nawet jeśli naprawdę tak to jest być Gryfonem, o czym nigdy się nie przekona, to i tak myślenie o tym nie ma żadnego sensu.

Zebrał rzeczy i dla lepszego efektu powiedział do Lupina głosem pełnym nienawiści:

- Nie interesuje mnie ta bzdurna lekcja, wynoszę się stąd.

Zmusił się do złośliwego uśmiechu i wyszedł, głośno trzaskając drzwiami.

Lupin zdążył jedynie spojrzeć na niego z zaskoczeniem, a on ruszył szybko korytarzem, próbując się uspokoić.

Pieprzony Lupin! Nie może uczyć ich jakichś niegroźnych bzdur jak ten durny Hagrid?!

Jego irytujący umysł raz po raz wracał do wspomnień o ojcu, a on wiedział już, że tej nocy będzie miał atak paniki… Doskonale.

To było ich ostatnia lekcja tego dnia, a on planował to wykorzystać i uspokoić się w dormitorium, póki mógł być tam sam.

Minął jakiś czas, a on usłyszał pukanie do drzwi. W pierwszym odruchu pomyślał, że to ojciec i z trudem stłumił atak paniki.

Przestań, mówił do siebie, sprawdź kto to.

Dlaczego ten idiota, kimkolwiek był, pukał?

W drzwiach stał Lupin. W pierwszej chwili chciał wrzasnąć: „Co ty tu robisz, nie jesteś Ślizgonem!”, ale wtedy przyszło mu do głowy, że był nauczycielem i teoretycznie miał prawo, ale nigdy żaden nauczyciel, z wyjątkiem Severusa, tu nie bywał.

Zerknął szybko na zegarek. No tak, tamta durna lekcja o boginach już się skończyła. Czy Lupin naprawdę od razu po jej zakończeniu poleciał tu do niego? Niebywałe.

- Słucham? - zmusił się do spokoju i usiadł na swoim łóżku.

Lupin usiadł na łóżku obok i spojrzał na niego z powagą swoimi oczami, pod którymi miał bardzo wyraźne cienie.

- Martwię się o ciebie, Draco – powiedział delikatnie, a on miał ochotę prychnąć.

Więc już nie był dla niego „Malfoyem”?

Draco od pierwszych chwil w Hogwarcie odkrył to, co wiedział każdy Ślizgon: jeśli byłeś Ślizgonem, dla większości nauczycieli, czyli byłych uczniów z pozostałych domów byłeś nikim.

Oni zawsze faworyzowali swoich, dawali im punkty, dobrze traktowali i patrzyli z tą – niemal niewidoczną rezerwą, który każdy z nich miał w sobie. „Jesteś przyszłym śmierciożercą, nawet jeśli masz jedenaście lat”, mówiły ich oczy.

Szczególnie, gdy tym kimś był ktoś o nazwisku Malfoy. A oni mieli jedynie Severusa, który i tak był posądzany o stronniczość, choć nigdy nie robił takich rzeczy jak Dumbledore czy McGonagall…

- Nie ma się o co martwić – odparł mechanicznie.

Naprawdę zależało mu na jakimś Ślizgonie? Tak, wiedział już, że Lupin był Gryfonem, oni, Ślizgoni, zawsze dowiadywali się tego, gdy w szkole pojawiał się jakiś nowy nauczyciel.

Przyjrzał mu się uważnie. Wydawał się być mniej więcej w wieku jego ojca, choć miał zniszczoną zmartwieniami twarz. Ciekawe czy naprawdę znał jego ojca ze szkoły… Czy wtedy jednak zawracałby sobie głowę synem Lucjusza Malfoya?

Lupin westchnął.

- Nie musisz o tym ze mną rozmawiać – powiedział powoli – Ale… jeśli twój bogin mógłby ujawnić nam coś… niepokojącego, to…

Draco zaklął w myślach. Ten facet był zbyt inteligentny…

- Niczego się nie obawiam! - powiedział zbyt gwałtownie, ale było już a późno.

Lupin chyba się nie nabrał…

- Jeśli nie chcesz rozmawiać o tym ze mną, co całkowicie rozumiem – kontynuował uparcie – to porozmawiaj z Severusem, powiem mu o tym zdarzeniu na lekcji i…

- NIE! - krzyknął, zdając sobie sprawę, że właśnie całkowicie się wydał.

Ale nie panował nad sobą. Severus nie może się dowiedzieć o… Nie może…

Jednak był przecież Ślizgonem, więc dość szybko zdołał nad sobą zapanować.

Zmusił się do swojego zwykłego, wyniosłego uśmieszku i powiedział:

- Proszę bardzo, jeśli chce pan zawracać mu głowę.

I wstał, zostawiając Lupina samego w swoim dormitorium.

Długo spacerował, po błoniach, wściekły na siebie. Zawsze uważał, że dobrze umie grać, ale dziś był zbyt wyprowadzony z równowagi, by mu się to udało…

Czas mijał, zrobiło się już ciemno, a on nadal nie wracał do siebie. David już na pewno wie, pewnie inni Ślizgoni donieśli mu o jego głupim zachowaniu na obronie… Jak zareaguje, co sobie pomyślał o tej sytuacji?

Znów będzie musiał go okłamać, a naprawdę tego nie chciał…

Po co bawił się w jakiś durny związek? Był Ślizgonem, większość z nich żyła w otwartych związkach lub jedynie korzystała z niezobowiązującego seksu. Po co w ogóle to ciągnął? Przecież ktoś z taką tajemnicą nie może być szczęśliwy w związku…

Zacisnął mocno pięści. Dopiero po jakimś czasie zdał sobie sprawę z tego, że drży. Miał całe przemoczone buty, dół spodni i szaty. Trawa mokra była od deszczu, który padał jakiś czas temu.

Po co tu krąży jak jakiś dramatyczny Gryfon? Musi już wracać do zamku, przecież nie będzie tu spał…

Poszedł w stronę zamku i gdy tylko wszedł do lochów, wpadł na Severusa.

Ależ oczywiście, na pewno Lupin już do niego pobiegł.

- Słucham? - warknął niegrzecznie, choć bardzo lubił Severusa.

- Do mnie – powiedział równie ostro Snape.

Draco ze złością powlókł się za nim.

Milczeli całą drogę do gabinetu Severusa, a gdy już do niego dotarli, usiadł i zapatrzył się w Draco.

Draco poczuł, że serce mu przyspiesza. On chyba nie będzie próbował na nim legilimencji, prawda?… Wiedział, że Severus jest mistrzem w tej dziedzinie, ale chyba nie zrobiłby tego uczniowi? Szybko odwrócił wzrok.

- Wiesz, czemu tu jesteśmy, prawda? - zapytał ironicznie Severus.

Draco otworzył usta, ale już po chwili je zamknął. Okłamywanie go nie ma sensu. Szybciej powie „tak”, szybciej pójdzie do siebie. A dopiero teraz dotarło do niego, że ma dreszcze.

Severus chyba też to zauważył, bo powiedział:

- Masz mokre ubranie. Dlaczego?

Draco wzruszył ramionami. Miał już dość tej sytuacji.

Severus bez słowa wstał i skierował różdżkę w jego stronę. Rzucił zaklęcie i już po chwili Draco poczuł przyjemne ciepło w całym ciele.

- Nie jestem dzieckiem – warknął, bo choć ten gest był miły, poczuł nagłe skrępowanie. Już druga osoba jest dziś dla niego miła, a on do tego nie przywykł.

- To się zobaczy – odpowiedział Severus, ponownie siadając za biurkiem. Jednak jego głos nie był już ostry.

- Tak, wiem, czemu tu jestem – odpowiedział w końcu.

- Więc słucham. Czemu uciekłeś z lekcji? - zapytał.

Draco odetchnął, szukając odpowiednich słów. Dobrze wiedział, że nie może okłamać Severusa w stu procentach, bo ktoś taki jak on nigdy w to nie uwierzy.

- Spójrz na mnie – powiedział miękko Severus, a Draco z zaskoczeniem spojrzał na niego – Nigdy nie użyłbym legilimencji wobec ucznia, a już na pewno nie wobec ciebie, Draco.

Draco poczuł dziwne wzruszenie.

- Więc ja… - zaczął, starając się brzmieć przekonująco – Wiesz sam jacy są Ślizgoni…

Nic więcej nie dodał, ale Severus i tak pokiwał głową.

- Wiem. I? - dodał ponaglająco.

- Po prostu nie chciałem, by znaleźli sobie jakiś powód, by drwić ze mnie. Nie wiem właściwie, jaką postać przybrałby bogin, gdyby na mnie spojrzał, ale… - odetchnął głęboko – To pewnie byłoby coś w stylu… mojego ojca tyrana albo Czarnego Pana czy ciotki, więc… Nie patrzył już na Severusa. Jemu samemu ciężko było stwierdzić w jakim stopniu ta odpowiedź była jedyną grą a ile prawdą.

- Rozumiem – odparł Severus po chwili ciszy – Ale wiesz, że zawsze możesz mi o wszystkim powiedzieć?

Draco nagle poczuł, że ma mokre oczy. Czemu właśnie teraz tak zareagował? Przecież od zawsze wiedział, że może we wszystkim polegać na Severusie. To on był jego prawdziwym ojcem…

- Wiem… - powiedział z trudem.

- Idź spać.

Skinął głową i wstał.

W drodze do Pokoju Wspólnego rozmyślał o Severusie.

Był on w jego życiu niemal od zawsze, w najstarszych wspomnieniach. Nie pojawiał się w ich domu zbyt często, ale regularnie.

Jego ojciec wybrał go na jego ojca chrzestnego, choć Draco nigdy nie rozumiał dlaczego. Widywał ich czasem razem i zawsze odnosił wrażenie, że jego ojciec uważa Severusa za kogoś gorszego od siebie, bo niemal o każdym myślał w taki sposób.

Draco nie wiedział wiele na ten temat, ale Severus wspomniał mu kiedyś, że poznali się w szkole i że to on był jego opiekunem podczas inicjacji u Czarnego Pana.

Ta odpowiedź zaskoczyła Draco. Oczywiście jak ktoś tak blisko związany z Czarnym Panem (choć nie z własnej woli) wiedział, kim jest taki opiekun i nie mógł nie odnieść wrażenia, że Severus… nie jest do końca szczęśliwy jako śmierciożerca.

Nigdy na ten temat nie rozmawiali, bo Draco wiedział jak niebezpieczne to jest. Oczywiście wiedział o plotkach na temat Severusa. Śmierciożercy uważali, że Severus zdradził Czarnego Pana, a jasna strona uważała, że jest wierny Czarnemu Panu…

On sam nie znał prawdy, jednak czasem, z różnych gestów czy półsłówek odniósł wrażenie, że Severus żałuje tamtej decyzji.

Gdy był dzieckiem, widywał Severusa jedynie w biegu. Myślał wtedy, że ten go nie lubi, ale dopiero kilka lat później dotarło do niego, że Severus po prostu nie lubi małych dzieci, bo gdy był już starszy, dużo ze sobą rozmawiali i Draco bardzo to doceniał.

Dotarł w końcu do Pokoju Wspólnego i rozejrzał się nerwowo wokół. Ślizgoni patrzyli na niego z lekkim uśmieszkiem, a on domyślał się dlaczego…

Uniósł wysoko głowę i poszedł do swojego dormitorium. Tam czekał na niego David.

- Cześć – zaczął niepewnie, ale David objął go mocno i szepnął:

- Powiedz mi, co się stało.

Westchnął cicho i pocałował Davida. Gdy już się od siebie odsunęli odpowiedział:

- Nic takiego.

- Draco, proszę…

- Nie, to ja proszę - powiedział słabo – Maglowali mnie dziś już Lupin i Snape, a ja naprawdę po prostu miałem już dość siedzenia tam, bo bolała mnie głowa, więc…

Kolejne kłamstwo. Ciekawe kiedy się w nich pogubi?…

David patrzył na niego długo, ale w końcu powiedział:

- Dobrze, rozumiem – uśmiechnął się szeroko i dodał – Chcesz dziś spać ze mną?

Draco zaklął w myślach. Wiele razy na to nalegał, ale David upierał się, że to nie jest dobry pomysł, skoro obaj mają wieloosobowe pokoje i zgodził się właśnie teraz…

A co jeśli będzie miał dziś atak i palnie coś, co sprawi, że David się domyśli? Nie mógł się zgodzić…

Ale jednocześnie naprawdę tego chciał. Jego ciepła i bliskości…

- Jasne – uśmiechnął się z trudem.

Poszli do dormitorium Davida i Draco wiedział, że nie będzie to problem, bo Ślizgoni nigdy nie przestrzegali tego typu zasad.

Wtulił się Davida, a wokół nich nikogo nie było, bo było jeszcze zbyt wcześnie, by pozostali poszli spać.

David przesunął dłonią po wewnętrznej stronie uda Draco w zmysłowym geście, ale Draco poczuł jedynie lęk. Dotychczas nie miał problemu z ukrywaniem swoich czasowych lęków, bo to zwykle on inicjował zbliżenie, ale teraz…

Odsunął dłoń Davida, walcząc z dreszczem obrzydzenia i powiedział cicho:

- Przepraszam, nie dzisiaj…

David pocałował go w czoło i powiedział:

- Oczywiście, nie nalegam. To co, idziemy spać?

Skinął głową i wtulił się w pierś Davida. Przynajmniej nie bał się dotyku…

Czekał aż David zaśnie, słuchając jak inni Ślizgoni z rocznika Davida kładą się spać. Miał zamknięte oczy i udawał, że śpi, choć pod powiekami miał jedynie obrazy siebie i ojca… Z trudem zmuszał się, by nie wyrwać się z krzykiem z objęć Davida, bo w jego głowie to ojciec leżał obok niego…

Gdy w końcu wydawało mu się, że David zasnął, wysunął się odrobinę z jego objęć, ostrożnie, by go nie obudzić i sięgnął w ciemnościach po swoją różdżkę. Wyszeptał „Silencio”, kierując różdżkę na samego siebie.

Nerwowo czekał chwilę, wstrzymując oddech, ale David najwyraźniej nadal spał. Położył się, obejmując dłońmi ramię Davida i zamknął ponownie oczy.

Teraz już nie musiał obawiać się, że David coś usłyszy, gdy zacznie wrzeszczeć jakieś bzdury typu: „Błagam, ojcze, przestań”…

Ale nie mógł zasnąć. Wciąż myślał o tym, ile już razy w jego obecności użył tego zaklęcia. Potem rano musiał iść do toalety, by zdjąć je z siebie w samotności. Czy to możliwe, że David nigdy niczego się nie domyślił?

A może wiedział już od dawna? Więc czemu o tym nie wspominał? Nie chciał go dręczyć, skoro widział, że Draco chce to ukryć? Ale w takim razie co sobie na ten temat pomyślał? Nie, Draco nie chciał o tym myśleć. Musi zmusić się do snu…

Ale od tamtej chwili już inaczej patrzył na Lupina. Na Gryfona, który zainteresował się sytuacją Ślizgona.

*

Pewnego dnia samotnie włóczył się po Pokątnej, gdy nagle jego uwagę przykuła pewna wystawa sklepowa…

Właściwie znajdował się już na obrzeżach Pokątnej, a witryna przed nim była wyraźnie mugolska. Wiedział, że było tu w pobliżu kilka takich właśnie sklepów.

Była to księgarnia. Draco nigdy w życiu nie był w mugolskiej księgarni i nigdy tego nie planował, ale z jakiegoś powodu w jego głowie zaświtała myśl…

Wydawało mu się kiedyś, że słyszał jak jacyś Puchoni rozprawiali w Hogwarcie o dziedzinie nauki, która zajmowała się uczuciami ludzi. Nie pamiętał tego słowa, ale pomyślał, że może są tam też książki o… traumach seksualnych. Może w takiej książce uda mu się znaleźć cokolwiek, co pomogłoby mu w obecnej sytuacji.

Ruszył w stronę drzwi, czując jak mocno drżą mu ręce. Otworzył drzwi, wstrzymując oddech. Przez chwilę się rozglądał, jakby spodziewał się, że ktoś go napadnie, a potem zaczął przeglądać półki.

Nic nie mógł znaleźć i czuł, że coraz bardziej się stresuje. Nagle usłyszał za sobą głos:

- Czy mogę w czymś pomóc?

Niemal podskoczył ze strachu. Odwrócił się, stała za nim sprzedawczyni.

- Nie, ja… - był zaskoczony jak bardzo jest przejęty tą sytuacją, to naprawdę nie było w jego stylu – sam sobie poradzę, dziękuję – odpowiedział w końcu.

Kobieta skinęła głową i odeszła.

Stał jeszcze chwilę i ją obserwował, a potem kontynuował poszukiwania.

Udało się! krzyknął w myślach i sięgnął spoconymi dłońmi po książkę. Ruszył w stronę kasy, ale się zawahał.

A jeśli sprzedawczyni zobaczy jego zdenerwowanie i się czegoś domyśli? Książka nosiła tytuł „Wykorzystanie seksualne nieletnich. Informacje i porady”. Czy wezwie… tych, którzy zajmują się przestępstwami w świecie mugoli?

Odetchnął i ułożył sobie w głowie historię: „Ta książka jest mu potrzebna do referatu w szkole na…” Czy mugole mają jakieś zajęcia na ten temat w szkole? „Jest mu potrzebna na zajęcia”. A że jest nieśmiały to reaguje nerwowo…

Wtedy przypomniał sobie, że nie ma mugolskich pieniędzy. Zaklął w myślach, spojrzał na cenę książki, odłożył ją z powrotem na półkę z nadzieją, że nikt jej nie kupi i poszedł do kantora w banku Gringotta, by wymienić galeony na mugolskie monety i wrócił do sklepu. Książka nadal tam była.

Podszedł do kasy, zmusił się, by spojrzeć kasjerce w oczy i kupił książkę. Wziął ją trzęsącymi dłońmi i wyszedł ze sklepu.

Cały czas bał się, że nagle wpadnie na jakiegoś znajomego i każdy się dowie, że… Nikogo nie spotkał, ale dopiero wtedy przyszło mu do głowy, że nie wie, co zrobić z tą cholerną książką.

Nie zdoła jej całej przeczytać na ulicy, a jeśli weźmie ją do domu… Czy ojciec ukarałby go za to? A co pomyślałaby matka, gdyby ją znalazła? Czemu nie pomyślał o tym wcześniej, do cholery?

W końcu zdecydował, że rzuci na nią czar maskujący, ale i tak musi być bardzo ostrożny, bo ojciec nie dałby się nabrać na byle zaklęcie…

Wrócił do domu wykończony psychicznie i gdy tylko został sam w pokoju, zaczął czytać.

W pewnej chwili dotarło do niego, że płacze. Ta książka naprawdę była o nim. „Osoby molestowane często odczuwają poczucie winy”. Ile on razy mówił sobie, że to na pewno jego wina?

Pewnego razu ojciec powiedział mu: „Nie udawaj, że ci się to nie podoba, w końcu wiem, że jesteś gejem”, a on nie mógł zapomnieć o tych słowach. Ile razy pytał samego siebie, czy ten koszmar nigdy by się nie wydarzył, gdyby nie pocałował tamtego mugola?

Często reakcją na tego typu przeżycia są różnego rodzaju traumy: od ataków paniki po problemy w przyszłych kontaktach seksualnych, takie jak unikanie zbliżeń bądź odwrotnie – przesadne dążenie do nich, zwane też nimfomanią”.

Tak, wszystko się zgadza… Ataki paniki, lęk przed seksem, nimfomania… Cóż, David nie raz powtarzał mu, że on sam nie pragnie seksu tak często jak on i Draco wtedy musiał radzić sobie sam, bo nie umiał poradzi sobie z napięciem…

Te słowa mocno go uderzyły… Czy to dlatego zdecydował się w tak młodym wieku na pierwszy seks? Czy to nie był po prostu jego zwykły temperament seksualny, a… Coś chorego? Może niepotrzebnie czytał tę książkę…

Osoby molestowane mogą odczuwać podniecenie seksualne, co jest jedynie reakcją ciała i nie sprawia, że osoba ta wyraziła zgodę na czynność seksualną”. To zdanie chyba uderzyło go najmocniej…

Ile razy czuł do siebie nienawiść, gdy podczas gwałtu miał erekcję lub orgazm, a ojciec patrzył wtedy na niego z satysfakcją i mówił: „Wiedziałem, że ci się podoba, sam tego chciałeś”, a on miał ochotę zwymiotować na niego…

Odłożył książkę i rozpłakał się. Więc naprawdę nie był obrzydliwym zboczeńcem, który czuje podniecenie wobec własnego ojca? Naprawdę jego ciało miało prawo tak zareagować i nie znaczyło to, że zasłużył sobie na karę od ojca? Naprawdę…?

Przeczytał książkę kilka razy w ciągu wakacji i potem, gdy czuł, że pamięta już całą treść, spalił ją, by nikt nigdy jej nie odnalazł.

Czy dzięki tym informacjom poczuł się lepiej?

*

Potem odbyły się Mistrzostwa Świata w Quidditchu, a ojciec uparł się, że pojadą tam razem z matką. Właściwie nie bał się: ojciec nie skrzywdzi go, gdy wokół jest tylu ludzi. Ale wtedy stało się coś o wiele gorszego: Śmierciożercy zaczęli robić burdę i dręczyć mugoli...

Jego ojciec już wcześniej dużo wypił, choć niemal nigdy tego nie robił. Draco czuł lęk, ale starał się o tym nie myśleć. Położył się spać w namiocie obok matki i jednak udało mu się zasnąć. Potem obudziły go zamieszki, ojciec zniknął w tłumie, pijany i chętny do zrobienia czegoś złego. On i matka błagali go, by został, ale… to nic nie dało.

W końcu wyszedł z namiotu, zostawiając matkę samą, nie wiedział, gdzie idzie. Patrzył na torturowanych mugoli nad swoją głową i wcale nie czuł ekscytacji… On tak bardzo NIE CHCE zostać Śmierciożercą… Nie wiedział jeszcze wtedy, że ta scena była zapowiedzią jego najgorszego koszmaru: powrotu Czarnego Pana.

A potem spotkał Pottera i jego przyjaciół w tłumie przerażonych czarodziejów i tamto wydarzenie wydawało mu się tak nierealne, jak sen. Koszmar senny.

Wtedy zapytali go, czy jego ojciec jest tam, wśród tłumu Śmierciożerców, a on czuł ból, że nie może temu zaprzeczyć… Chyba w całym życiu nie czuł tak wielkiego wstydu w związku z pochodzeniem jego rodziny, ale i tak nie mógł im tego powiedzieć.

Oni nie wiedzieli, oni by nie zrozumieli… 

*

Był początek roku szkolnego, a on jak zwykle siedział w powozie, który wiózł go na jego czwarty rok w szkole. Siedział spokojnie, w wyuczony sposób nie zerkając na testrale, które ten powóz ciągnęły.

Pamiętał, co czuł, gdy zobaczył je podczas swojej pierwszej podróży do Hogwartu. Nie miał pojęcia, czym są te dziwne, straszne stwory, ale inni zdawali się ich nie widzieć.

Więc on też je ignorował, starając się wyglądać zwyczajnie. Po dotarciu do szkoły zaczął szukać informacji na ich temat w bibliotece i znalazł je.

Stworzenia, które może zobaczyć jedynie ktoś, kto był świadkiem czyjejś śmierci”. Więc to dlatego… Przypomniał sobie tamten dzień, gdy ojciec specjalnie na jego oczach zabił tamtego mężczyznę w sali do tortur.

Gwałtownie zacisnął pięści. Czy zrobił to specjalnie? Draco nie wiedział jeszcze wtedy o testralach w szkole, ale on musiał o nich wiedzieć, prawda?

Potem zdołał już przywyknąć do ich widoku i przejść nad tym do porządku dziennego. To, tak jak i wszystko inne, gdy jest się Ślizgonem, było niebezpieczną informacją do dzielenia się z innymi, więc milczał.

Ale wiedział jak to jest z innymi, nie było to trudne. Niewiele uczniów je widziało, jednak częściej byli to właśnie Ślizgoni… Wyraźnie dało się zauważyć, że rzadziej widzą je osoby z młodszych roczników.

Powóz ruszył, a on pogrążył się w rozmyślaniach. Wzrok miał skierowany przed siebie i nagle dostrzegł, że jeden z testrali się potyka.

To był odruch, nad którym nie zapanował. Pochylił się lekko w oczekiwaniu na gwałtowne ruchy wozu, ale one nie nastąpiły; testral zdołał odzyskać równowagę.

Ze złością rozejrzał się. Ci, którzy nie widzieli testrali, nie mogli tak zareagować. Złapał uważne spojrzenie Zabiniego. Doskonale…

- A więc się nie myliłem… - zaczął, nie spuszczając z niego wzroku.

- Nie tutaj… - wysyczał, bo z nimi w powozie były jeszcze dwie osoby.

Zabini roześmiał się.

- Jak sobie chcesz, Malfoy…

Wysiedli z powozu i ruszyli w stronę zamku. Próbował pozbyć się Zabiniego, ale nie łudził się, że mu się to uda.

Dotarli do szkoły, a po uczcie Zabini znów odezwał się do niego.

- No słucham wreszcie, jestem ciekaw.

- Ale ja nie jestem, Zabini – warknął.

- Och, daj spokój – uśmiechnął się złośliwie – Ale dobrze, ja zacznę.

Draco już miał mu przerwać słowami: „Nie interesuje mnie to”, ale nie zrobił tego. Naprawdę był ciekawy. Czy historia Zabiniego będzie podobna do jego własnej?

Poszli do jakiejś pustej klasy. Dlaczego Blaise chce mu zaufać? Ślizgoni niemal nigdy nie ufali sobie nawzajem, a on chciał zwierzać się komuś, z kim niemal nigdy nie rozmawiał?

A może to jakaś gra z jego strony?Ale cóż, póki co tylko go wysłucha, nic nie obiecał mu w zamian…

Ku jego zaskoczeniu Blaise nie wydawał się już być wyluzowany i ironiczny, a coś sprawiło, że Draco nie odebrał tego jako jakąś grę…

- Znasz historię o mojej matce, Malfoy?

Draco skinął głową. Tak, była dość znana…

- Właściwie… nawet nie wiem, kto jest moim ojcem. Matka miała już wielu mężczyzn, ciągle przewijali się nowi, odkąd byłem mały.

Pewnie byłem wpadką, ale sam nie wiem, czemu nigdy się mnie nie pozbyła. Czyżby jednak taki był jej plan?

Słodki synek sposobem na skuteczniejszy podryw”? Nie mam pojęcia… Nigdy nawet nie próbowałem przywiązywać się do jej kolejnych facetów, bo nie byłem tak naiwny, by wierzyć, że będą obok wystarczająco długo, a poza tym… Oni byli zawsze zainteresowani wdziękami mojej matki, a nie jakimś bachorem…

Tak mijały lata, a ona wciąż była taka sama… Któregoś dnia pojawił się pewien facet. Najpierw go zwyczajnie zignorowałem, ale… czas mijał, a on nadal był u nas. Żywy.

Jeszcze jakiś czas to ignorowałem, ale potem pomyślałem, że może jednak… Właściwie było mi to obojętne, po prostu byłem ciekaw, co się zmieniło w mojej matce.

Ale on też był inny niż tamci napaleni debile, którzy traktowali mnie jak powietrze. On był… miły, musiałem to przyznać, od samego początku, ale wcześniej nie przyjmowałem tego do wiadomości.

Potem, sam nie wiem kiedy, zbliżyliśmy się do siebie. Nigdy nie miałem ojca, prawdziwej matki właściwie też nie i chyba to sprawiło, że stałem się miękki.

Polubiłem go. Zabierał mnie na mecze quidditcha, uczył ciekawych zaklęć, pytał o szkołę, był… jak pierwszy prawdziwy ojciec w moim życiu… - Zabini skrzywił się gorzko.

Pewnego dnia byłem poza domem, ale wróciłem szybciej niż planowałem. Matka stała z nim w salonie, całowali się. Chyba mnie nie usłyszeli.

Pomyślałem, że nie będę im przeszkadzał i właśnie miałem wyjść, ale… - głos Zabiniego zadrżał – On nagle upadł, a ona zupełnie się tym nie przejęła… Ominęła jego ciało, szepcząc z satysfakcją: „Wreszcie…” i wtedy dotarło do mnie, że ma w ręku różdżkę.

Ja… może to głupie, w końcu jestem Ślizgonem, ale… spanikowałem. Upuściłem coś na podłogę, nawet nie pamiętam co, ona gwałtownie odwróciła się w moją stronę i…

Nie wiem, myślałem, że zacznie się jakoś tłumaczyć, a ona…. Uśmiechnęła się do mnie jak gdyby nigdy nic i powiedziała: „Już jesteś w domu, Blaise?”.

Uciekłem z domu i wróciłem dopiero w środku nocy, a ona jak gdyby nigdy nic spała… Nigdy już nie wróciła do tego wydarzenia, a ja… Ciężko mi o tym zapomnieć.

To było rok temu, a od tamtej pory byli dwaj kolejni… Rok temu pierwszy raz zobaczyłem testrale i… Nie miałem pojęcia, że one ciągną powozy, przestraszyłem się, ale tak jak i ty, nikomu się z tego nie zdradziłem…

Zamilkł, Draco widział, że ciężko oddycha. Milczał chwilę, próbując zebrać myśli.

- Czemu mi o tym mówisz? - zmarszczył brwi.

Zabini skrzywił się i odparł:

- Bo… nigdy nikomu o tym nie mówiłem, a ty mniej więcej musisz wiedzieć, co czuję… Gdy zobaczyłem dziś twoją reakcję, zrozumiałem, że ty też… Prawda? - spojrzał na niego niepewnie.

Draco skinął głową.

- Ty nie wiesz jak to jest… - Zabini oparł łokcie na udach i pochylił się do przodu – Wy wszyscy… macie rodziców śmierciożerców, którzy nie raz mordowali dla Czarnego Pana…

Draco poruszył się niespokojnie. Do czego on zmierza, do cholery?

- A ja… niby moja matka też morduje, ale… z zupełnie innego powodu, ona nie ma nic wspólnego z Czarnym Panem, a ja czuję w jakiś sposób, że… odstaję od was, gdy rozmawiacie na te „super tajemnicze tematy”, ja nie mogę brać udziału w takich rozmowach…

Draco nic nie odpowiedział. Tak, Blaise miał rację, ale mimo tego jego argument wydawał mu się… bez sensu. Nie rozumiał jego problemu.

- Ty też zostaniesz śmierciożercą, prawda? - zapytał nagle Zabini.

Draco milczał. Co miałby powiedzieć? Nie był pewien, choć pewnie nie uda mu się tego uniknąć… Ale czy tego chciał?…

Przypomniał mu się ten koszmarny dzień. Był naprawdę małym chłopcem, a ojciec spojrzał na niego, gdy we trójkę byli w salonie i powiedział: „Pewnego dnia będziesz śmierciożercą tak samo jak ja”. Jego matka poruszyła się wtedy nerwowo i odparła: „Nie mów tak, może nie…”, ale on odpowiedział z uporem: „Dobrze wiesz, że dzieci śmierciożerców zawsze nimi zostają, dzieciak nie ma wyboru, jest mu to przeznaczone”.

Wtedy nie do końca rozumiał, ale i tak poczuł lęk. Nie chciał. Teraz też nie chciał. Ale nie może powiedzieć tego Zabiniemu. To zbyt niebezpieczne.

- Nie wiem… - odparł ostrożnie – Może… Ale przecież ty też możesz nim zostać bez względu na swoją matkę – powiedział, choć nie był do końca pewien, czy właśnie to miał na myśli Blaise.

- Jak sam… nie wiem, czy tego chcę… - powiedział i już po chwili jego oczy rozszerzyły się ze strachu.

Obaj doskonale wiedzieli, że takie deklaracje ze strony Ślizgonów są bardzo niebezpieczne.

- Ja nie… nie to miałem na myśli… - powiedział z wahaniem Blaise.

- Wiem – odparł szybko, choć sam nie rozumiał, czemu go pociesza.

Po chwili wahania opowiedział mu historię o torturach mężczyzny w ich piwnicy. Zabini słuchał go uważnie.

A potem uprawiali seks. Gdy skończył opowiadać, zbliżył się do Zabiniego i pocałował go. Ten zamarł i szepnął:

- A… David?

Draco uśmiechnął się lekko i znów go pocałował.

- Nie ma go tutaj, nie zauważyłeś?

- Od dawna miałem na ciebie ochotę, Malfoy… - wymruczał mu w usta.

Draco zachichotał.

- Ja też, ja też…

Potem spotykali się co jakiś czas, ale nigdy niczego nie wymagali od siebie nawzajem.

*

Draco nie kłamał. Davida już tu nie było. Skończył szkołę w czerwcu i Draco był teraz wolny…

Pamiętał ich pożegnanie. David spojrzał mu w oczy podczas jednego z ich ostatnich wspólnych wieczorów i powiedział:

- Nie martw się… Nie musimy bawić się w jakieś obietnice… To całe cztery lata, jesteś wolny.

Draco nie wiedział, co powiedzieć. Myślał o tym wiele, ale do niczego nie doszedł. Czy ze swoją ciągłą ochotą na seks wytrzymałby w celibacie całe cztery lata rozłąki?

A nawet jeśli, to co? Czy jakiś szkolny związek miał w ogóle przyszłość? Skinął wtedy głową, ale wyobrażał sobie, że wytrzyma i gdy spotkają się po czterech latach, powie mu: „Z nikim nie byłem przez cały ten czas”.

I co? I będą wtedy „Żyli długo i szczęśliwie”? Jak to możliwe, że był tak durny jeszcze dwa miesiące temu?

Dwa miesiące...Wytrzymał dwa miesiące i to tylko dlatego, że nie miał przez wakacje kontaktu z nikim w jego wieku…

Zdecydował, że napisze do Davida i powie mu prawdę. „Przespałem się z kimś ostatnio, znasz go, nazywa się Zabini”. Właściwie nie wiedział, czemu to robi. Ale David nie zabronił mu tego, więc…

Po jakimś czasie dostał odpowiedź: „Tak, kojarzę go, mam nadzieję, że dobrze się bawiłeś”. Ucieszyło go, że David dotrzymał słowa i nie zrobił mu sceny zazdrości.

Potem pisywali do siebie co jakiś czas. David opisywał mu swoje mieszkanie i nową pracę w biurze. Pisał, że za nim tęskni, ale nigdy nie był zaborczy. Nie wspominał też, że ma kogoś nowego.

Draco opisywał mu, co dzieje się w szkole. Pisał mu o pierwszym, drugim, trzecim partnerze seksualnym, a potem uznał, że nie ma już sensu o tym wspominać. Tak naprawdę on sam stracił już rachubę.

Potem pisywali do siebie coraz rzadziej i rzadziej, a potem w ogóle przestali, a Draco nie umiał sobie przypomnieć, kto pierwszy przestał odpisywać.

Po jakimś czasie Draco zupełnie zapomniał o Davidzie, był od tamtej chwili dla niego jedynie miłym wspomnieniem i niczym więcej. Czy kiedykolwiek go kochał?

Draco sądził, że nie umie kochać, ale bez wątpienia nigdy więcej z nikim innym nie łączyło go coś równie silnego, potem był już tylko czysty seks, bez rozmowy czy czułości i Draco to odpowiadało.

*

Jakiś czas później ogłoszono w szkole bal bożonarodzeniowy z okazji Turnieju Trójmagicznego i każdy miał kogoś zaprosić.

Wiedział, że dla większości szkoły „zaprosić kogoś” oznacza „zaprosić kogoś przeciwnej płci” i pomyślał, że mógłby zagrać tym osobom na nosie, ale tak naprawdę nie miał wcale ochoty się tam wybierać.

Gdyby ten bal został zorganizowany rok temu bez wątpliwości poszedłby tam z Davidem, ale w takiej sytuacji… Wciąż nie podjął decyzji, gdy na korytarzu dogoniła go Pansy i po prostu zaprosiła na bal.

Wiedział, że próbowała go zdobyć już od lat, ale on nigdy nie był zainteresowany żadną dziewczyną, jednak zgodził się z nią pójść, co zaskoczyło nawet jego samego. Ona nigdy nie odpuściła, choć nie raz widziała go z innymi chłopakami.

Bal się rozpoczął, zatańczył kilka razy z Pansy, która bardzo cieszyła się z jego towarzystwa. Przemknęło mu przez myśl, że wcale nie było tak źle. Pansy nie próbowała niczego więcej, bo taki był jego warunek, gdy nagle…

Poczuł, że serce mu zamiera. Nie, nie, czemu właśnie dziś?! Zatrzymał się w połowie tańca, a Pansy zapytała:

- Co się stało, Draco?

Pokręcił głową, nie mogąc mówić. W drzwiach Wielkiej Sali stał jego ojciec.

- Ja… zaraz wrócę – wyjąkał z trudem i ruszył w stronę ojca, który już zdołał odnaleźć go na sali i teraz patrzył na niego ponaglająco.

Podszedł do ojca bez słowa i po prostu czekał na to, co nieuniknione, bo nawet nie łudził się, że ojciec przyjechał tu po to, by się z nim przywitać.

- Za mną – usłyszał jego ostry głos i ruszył za nim.

Czuł się jak martwy. W szkole niemal nikogo nie było, może dlatego ojciec wybrał właśnie ten dzień?

Dotarli do jego dormitorium, ojciec znów użył zaklęcia wyciszającego i zamknął drzwi, jak robił to w domu.

A potem było to, co zawsze, a on ubrał się szybko, gdy tylko ojciec pozwolił mu wstać z łóżka i bez pożegnania uciekł z dormitorium.

Biegł, bojąc się, że ojciec go dogoni. Miał ochotę ryczeć, ale obiecał sobie, że nie da mu tej satysfakcji. Wrócił i poszedł wziąć prysznic, by choć po części pozbyć się wspomnienia ojca.

Wpadł do Wielkiej Sali i odnalazł Pansy. Stała w rogu sali i piła coś ze znudzoną miną.

W jednej chwili podjął decyzję i choć na samą myśl o tym serce waliło mu jak szalone, nie miał zamiaru zmienić zdania. Musi zrobić coś, żeby zapomnieć o tym potworze…

Podszedł do Pansy, która rozpromieniła się na jego widok i pomachała do niego. Podszedł, a ona powiedziała:

- I co, już porozmawiałeś z ojcem?

Skrzywił się wbrew sobie.

- Tak… ja… porozmawiałem z ojcem.

A potem na nic już nie czekał i pociągnął Pansy za rękę w stronę wyjścia.

- Co… Draco? - zapytała zaskoczona, ale szła za nim.

Zaprowadził ją do jej sypialni, używając małego zaklęcia, by schody nie zamieniły się w zjeżdżalnię.

Za nic nie zniósłby myśli o swoim łóżku, w którym jeszcze przed chwilą był z własnym ojcem…

Zaczął się rozbierać a Pansy patrzyła na niego z otwartymi ustami.

- Co ty robisz? - szepnęła.

Spojrzał na nią poważnie.

- Wiele razy mówiłaś, że tego chcesz, tak?

Skinęła głową i również zaczęła zdejmować z siebie ubranie.

To było dziwne. Draco sam nie wiedział dlaczego nie poszedł do Zabiniego czy jakiegokolwiek innego chłopaka. Chyba gdzieś głęboko w sobie chciał wmówić sobie, że jest w stanie stać się hetero i wtedy może ojciec da mu w końcu spokój…

Pansy jęczała, wiła się w jego ramionach i drapała go po plecach ale on nie odbierał tego jako komplement. W końcu zrozumiał, że dłużej nie da rady, więc jedynie zadbał o jej przyjemność i nagle wstał.

- Czemu…? - zaczęła, zerkając na niego nieprzytomnie.

- Przepraszam… - powiedział – Naprawdę nie mogę…

Rzeczywiście czuł się głupio. Nigdy nie bawił się niczyimi uczuciami, nie wydawało mu się to zabawne.

I wyszedł.

Długo potem krążył po korytarzach, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Po co to zrobił?! Czy zawsze musi mieć tylko durne pomysły?… Miał nadzieję, że ojciec wrócił już do domu.

W pewnej chwili usłyszał za sobą jakieś kroki. Odwrócił się. To Gryfoni wracali z balu. Cóż, przynajmniej ktokolwiek bawił się dobrze, skoro on nie…

Potter i jego znajomi wyminęli go bez słowa, ale w pewnej chwili Potter się odwrócił.

To było durne, Draco nigdy w życiu nie poczuł czegoś takiego i zawsze sądził, że to tylko głupie historyjki z książek, ale…

Spojrzał na Pottera w tej jego zielonej szacie wejściowej i jak zwykle rozczochranych włosach. Oczy mu błyszczały, policzki miał zaczerwienione, pewnie od tańca i nagle Draco pomyślał, że Potter jest naprawdę piękny, choć nigdy wcześniej nie przyszło mu to do głowy.

Gapił się na niego przez chwilę jak idiota, ale Potter na szczęście niczego nie zauważył i zaraz odwrócił się i poszedł przed siebie z pozostałymi.

Czemu nigdy wcześniej tak o nim nie myślał? Skołowany szedł w stronę swojego dormitorium.

On przecież nie mógł zakochać się w Gryfonie, hetero facecie, w Potterze, prawda?! Nie, tylko mu się wydaje, bo ten dzień był naprawdę okropny…

Wrócił szybko do siebie i położył się do łóżka nim inni zdążyli wrócić z balu.

Ale rano wcale nie przestał myśleć o Potterze, wręcz przeciwnie – myślał o nim cały czas.

Kilka dni później gdy siedział w Pokoju Wspólnym, zobaczył nagle przed sobą Zabiniego.

- To co, pójdziemy gdzieś razem? - uśmiechnął się do niego zawadiacko, ale Draco pokręcił głową.

Nie, to był dobry moment.

Ale Zabini pytał go jeszcze kilka razy, a on wciąż odmawiał. Pewnego dnia wracał z lekcji i nagle Zabini zaciągnął go w jakiś pusty korytarz.

- Co się dzieje? - zapytał ze złością – Znowu masz kogoś na stałe? Kto to?

- Nie mam… - powiedział nie patrząc na niego.

- No właśnie – Zabini polizał go zmysłowo po szyi, ale on poczuł się winny.

Do cholery, czy on oszalał?! Nie może zdradzać Pottera, bo przecież Potter nawet nie wie o jego durnym pomyśle!

Odsunął się od Zabiniego i nagle poczuł potrzebę powiedzenia mu prawdy. Draco nie miał żadnych przyjaciół, ale z Zabinim był dość blisko i chyba był mu to winien. A może po prostu nie był w stanie dłużej ukrywać tego tylko dla siebie?

- Zakochałem się… - zaczął i dotarło do niego jak głupio to brzmi – chyba.

Zabini zaśmiał się.

- Nieźle… A w kim? Znam go? Już go poderwałeś?

Zawahał się.

- To Potter.

Zabini przez chwilę milczał, a potem wybuchnął śmiechem.

- Dobry żart…

-Ale to nie jest żart – powiedział ponuro.

- Oszalałeś, tak? - spojrzał na niego powątpiewająco.

- Nie…

- A co z twoją zasadą „żadnych nie-Ślizgonów?” Czy on w ogóle nie był na balu z jakąś laską? - zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć.

- Ja też byłem. No i co z tego?

- No właśnie też miałem cię zapytać, po co odwaliłeś coś takiego!

- Nieważne…

Więcej nie wspominał już o tym Zabiniemu, ale nadal konsekwentnie trzymał się od niego z daleka.

Czas mijał, a on nadal każdemu odmawiał. Nigdy nie sądził, że jest w stanie tyle wytrzymać, ale tak właśnie było.

Było to dla niego bardzo trudne, czasem miał wrażenie, że zaraz oszaleje, ale wciąż trwał uparcie przy swoim, bo na samą myśl o zbliżeniu się do kogoś czuł się okropnie.

Ale, na szczęście, nie oszalał jeszcze na tyle, by próbował przystawiać się do Pottera, więc cały czas był sam.

Zamyślił się. Tak, Zabini miał rację. On nigdy wcześniej nie pomyślałby o zadawaniu się z kimkolwiek, kto nie był Ślizgonem, uważał, że nie jest to warte zachodu. Jednak nie każdy Ślizgon tak uważał. Niektórzy spotykali się także z Krukonami.

Miał też drugą zasadę, według niego jeszcze ważniejszą – żadnych nawróconych hetero facetów. Żadnych dramatycznych wątpliwości co do swojej orientacji, żadnych powrotów, bo „może to jednak nie jest to”. Było mu na to szkoda czasu.

Choć właściwie ciężko było mu odpowiedzieć sobie na pytanie jakiej Potter jest orientacji. W końcu z tego, co wiedział nie-Ślizgoni zachowują się nad wyraz grzecznie w tym wieku.

Podczas wakacji poszedł na spacer z Namidą. Był środek lata, było bardzo gorąco, wokół były jedynie pola, a oni szli niespiesznie.

Tak naprawdę mało kto wiedział, kim jest Namida. On był jedną z niewielu osób, która o tym wiedziała ze względu na wpływy swojego ojca u Czarnego Pana.

Namida była bowiem córką Czarnego Pana a jej istnienie było wielką tajemnicą. Teraz, po upadku Czarnego Pana, Namida mieszkała u Lestrange’ów.

Poznał ją, gdy byli jeszcze dziećmi i polubił ją. Czasem też rozmawiali na różne tematy.

- No i wtedy… poszedłem z nią do łóżka.

Namida skrzywiła się.

- Z tą, co za tobą latała? Z babą? - roześmiała się – Och, Draco, czyżby coś ci się pomyliło? - zaśmiała się i uderzyła go żartobliwie w ramię – No to opowiadaj, jak było?!

Draco żachnął się.

- Było okropnie. Była taka delikatna i… rozemocjonowana.

- Jaka? - roześmiała się.

- Nieważne…

- Mówiłam, że to nie dla ciebie.

- Taa…

*

Draco sądził, że po tym koszmarze, którzy przeżył jego życie nie może być już gorsze, ale przekonał się, że się myli.

Ojciec zwykle zmuszał go, by wracał do domu na ferie wielkanocne i bożonarodzeniowe. Teraz też nie było inaczej.

Ojciec zawsze wychodził z jego pokoju, gdy zaspokoił już swoje obrzydliwe żądze, ale tym razem tego nie zrobił. Usiadł na jego łóżku i uśmiechnął się złośliwie.

- Mam dla ciebie niespodziankę.

Draco jedynie słuchał go z nisko opuszczoną głową.

- To był nasz ostatni raz. Już nigdy więcej nie przyjdę do twojej sypialni.

Jego ton był całkiem spokojny, zwyczajny. Draco gwałtownie uniósł głowę. To był sen, prawda?

Nie był w stanie odpowiedzieć, w jego głowie kłębiły się myśli. Czyżby jego teoria się sprawdziła, a jego ojciec był pedofilem i teraz, gdy jego ciało dojrzewało, przestał być dla niego interesujący?

- Nie pytasz, dlaczego? - zapytał ojciec.

- Dlaczego? - powtórzył głucho.

Nie był w stanie się cieszyć. Czuł, że to nie skończy się tak pięknie, nie pozwolił sobie na myśli o tym, jak cudowne mogłoby od teraz być jego życie.

- Wiesz, że zostaniesz niedługo śmierciożercą, prawda? - zapytał z naciskiem.

- Ale on… - zaczął, ale ojciec mu gwałtownie przerwał.

- Naprawdę sądzisz, że ktoś tak potężny jak on nigdy nie powróci?!

- Nie! Nie mówię tego – powiedział szybko.

- Mam dla ciebie idealne zadanie – w jego uśmiechu było coś tak obrzydliwego, że poczuł, że zaraz zwymiotuje – Jedyna rzecz, w której jesteś NAPRAWDĘ dobry.

Draco poczuł, że się poci. Nie, on nie może mieć na myśli…? Zaczął gwałtownie oddychać.

Ojciec roześmiał się.

- Widzę, że rozumiesz… Tak, Draco, zostaniesz męską prostytutką dla śmierciożerców i tych, którzy mają zostać zwerbowani. Dla ludzi, którzy są ważni dla Czarnego Pana jako nagroda za zasługi…

Draco nie był w stanie nawet się poruszyć.

- Nie… - szepnął płaczliwie.

Ojciec wytrzeszczył na niego oczy w złości.

- Sprzeciwiasz mi się…? - zapytał ostrzegawczo.

- Nie, ja…

- Więc doskonale. Załatwiłem ci własny, jednoosobowy pokój obok twojego poprzedniego dormitorium, będziesz tam przyjmował klientów. Oczywiście okłamałem Dumbledore’a tak, by niczego nie podejrzewał. Będziesz dostawał ode mnie listy z informacją kiedy masz być gotowy. I doceń – dodał jadowicie, wstając – że będą to jedynie mężczyźni. A teraz trenuj, by ich należycie zaspokoić – uśmiechnął się do niego obrzydliwie i wyszedł.

Draco trwał jakiś czas w stuporze. Nie, to żart… A potem po prostu się rozpłakał.

Następnego dnia Severus wezwał go do siebie.

- Nie, Draco, nigdy się na to nie zgodzę! - krzyknął od progu.

Draco jeszcze nigdy nie widział go w takim stanie. Więc już wiedział…

- Od wczoraj kłócę się z Lucjuszem, ale on nadal się upiera. Przecież jesteś jego synem! - gwałtownie usiadł za biurkiem.

- Severusie, przestań…

Spojrzał na niego zaskoczony.

- Ty… tylko nie mów, że się na to zgadzasz! - powiedział – Jesteś dzieckiem!

Draco skrzywił się.

- Nie wiesz z iloma spałem – odparł.

Severus westchnął i machnął różdżką, a przed nimi pojawiła się herbata.

- Nie, nie wiem, ale to nie ma znaczenia. To byli twoi rówieśnicy, a ty tego chciałeś, a…

- Dobrze wiesz, jacy są Ślizgoni! Zawsze przymykałeś oko! - powiedział głośno.

Cóż, przynajmniej większość, pomyślał, bo Severus nigdy mu na takiego nie wyglądał.

- Nigdy się nie zgodzę, jesteś mi zbyt bliski.

Draco pokręcił głową. Za bardzo bał się o Severusa.

- Przecież ty wiesz, jaki jest mój ojciec! - powiedział stanowczo – Zniszczy cię, a potem dopnie swego i jeszcze zemści się na mnie!

Ale Severus właśnie taki był. Draco dobrze o tym wiedział. Żaden nie-Ślizgon nigdy by w to nie uwierzył, bo Severus nigdy na takiego nie wyglądał, ale był naprawdę idealnym opiekunem domu.

Wprawdzie Ślizgoni nie zwykli opowiadać innym o swoich prywatnych zmartwieniach i wypłakiwać się innym w ramię, ale Severus zawsze był przy nich, gdy tego potrzebowali.

Słyszał kiedyś, że McGonagall nigdy nie była tak blisko ze swoimi Gryfonami i Draco pomyślał wtedy jak ogromne mają szczęście.

Tak samo było z ich relacjami syn – ojciec chrzestny. Gdy tylko rozpoczęła się szkoła, Severus wezwał go do siebie i oświadczył, że nie chce, by inni myśleli, że go faworyzuje, więc od teraz w czasie lekcji ma zwracać się do niego nie po imieniu, a „panie profesorze” lub „proszę pana”.

Draco zgodził się na to bez wahania. Nigdy nie miał zamiaru się tym chełpić przed innymi, jednak bardzo doceniał obecność Severusa w swoim życiu.

- Proszę, błagam, Severusie, ja… dam radę, nic mi nie będzie. Odpuść – spojrzał mu w oczy.

Widział jak wstrząsnęło to Severusem. On nigdy nie błagał.

- Nie… - zaczął ponownie.

- Więc na próbę - powiedział – Jeśli uznam, że nie dam rady, to…

Wiedział, że za nic się nie wycofa. Za bardzo bał się o siebie, Severusa i matkę, by to zrobić, ale miał nadzieję, że ten argument zadziała na Severusa.

Zobaczył jak w złości zaciska pięść.

- Nie – powiedział stanowczo.

Draco poczuł, że serce mu przyspiesza i robi mu się gorąco. Tak bardzo nie chciał użyć tego przeciwko Severusowi, tak bardzo nie chciał uderzyć poniżej pasa, ale nie miał wyboru.

Odetchnął głęboko.

- Czyżbyś mniej więcej nie wiedział jak to jest, Severusie? - szepnął, patrząc mu prosto w oczy.

Severus zamarł, ale już po chwili się uspokoił.

- Nie wiem, o czym mówisz – powiedział stanowczo.

- Wiesz – powiedział, ale marzył o tym, by móc zamilknąć – Tamta kobieta podczas twojej inicjacji…

Odruchowo wstrzymał oddech. Więc powiedział to, naprawdę powiedział.

Z bólem w sercu obserwował jak twarz Severusa staje się jeszcze bledsza niż zazwyczaj. Pokręcił głową.

- Nie, nie możesz wiedzieć… JAK? - wysyczał z twarzą ściągniętą wściekłością i bólem jednocześnie, a Draco naprawdę poczuł strach.

Ale było już za późno, by się z tego wycofać. Nigdy nie planował powiedzieć mu, że wie, ale…

Odwrócił wzrok.

- Przecież wiesz, że w moim domu bywają różni śmierciożercy. Pewnego dnia usłyszałem, jak mój ojciec rozmawiał z jednym z nich o… - głos mu zadrżał i nie umiał nad tym zapanować – o jakiejś kobiecie, którą na rozkaz Czarnego Pana zgwałciłeś podczas inicjacji na śmierciożercę. Oni żartowali sobie z tego.

Severus oddychał głośno i przez chwilę jedynie to było słychać w pomieszczeniu.

- Po co mi to teraz mówisz? - zapytał w końcu, a jego głos był spięty do granic możliwości – To szantaż?

Draco poczuł ból w sercu. Jak on mógł pomyśleć, że…? Ale sam sobie na to zasłużył, nie miał prawa mówić mu czegoś takiego.

- Właśnie dlatego wiem, jak bardzo to boli, nawet po latach, Draco… - Severus zacisnął mocno pięści. Wyraźnie widać było jak drżały.

Draco poczuł łzy w oczach.

- Dlatego wiem, że obaj zbyt głęboko tkwimy w tym bagnie, byś mógł mnie z niego wygrzebać – wyszeptał.

Severus milczał naprawdę długo. Draco przez chwilę widział jedynie jak jego szczęka porusza się nerwowo.

- Nigdy bym się nie zgodził, gdybym tylko mógł tego uniknąć, Draco… - powiedział pustym głosem.

Serce biło mu mocno, gdy kilka dni później dostał list od ojca.

Dziś o 16”. Tylko tyle było napisane w liściku, ale on i tak poznał to pismo. Odetchnął głęboko. Tak bardzo się bał.

A potem w jego pokoju pojawił się jakiś dorosły mężczyzna.

Było jednocześnie przerażająco i nie tak źle. W głowie Draco ten ktoś miał być dzikim potworem, gorszym od ojca, ale był zwykłym, spokojnym mężczyzną, który go nie skrzywdził. Przynajmniej nie w sensie fizycznym.

Bo gdy wyszedł, Draco był zniszczony psychicznie. Długo leżał, nie mając nawet siły się ubrać i płakał, płakał.

Czy jego życie już zawsze będzie takie…? Już zawsze będzie tylko strasznym, upokarzającym koszmarem?

Czas mijał, a on w jakiś sposób przywykł do tego.

Zastanawiał się, czy inni Ślizgoni wiedzą. Widzieli przecież jak różni mężczyźni przechodzą przez Pokój Wspólny i przychodzą do jego pokoju, ale nigdy niczego nie komentowali. Czyżby była to sprawka jego ojca, czy oni naprawdę mieli to gdzieś?

Zastanawiał się czasem, co zrobiłby David. Pewnie by się wtedy rozstali, on by tego nie zniósł… A może jednak trwałby przy nim? Ale to i tak nie miało teraz żadnego znaczenia.

Tylko jeden raz kłócił się o coś dość ostro z jednym Ślizgonem, a on w pewnej chwili spojrzał na niego z góry i powiedział:

- A co ty niby masz do powiedzenia na ten temat, dziwko?

Ale chyba najbardziej bolało to, że nie mógł mu się odgryźć, bo ten przecież miał rację. Ale te słowa naprawdę zabolały, a on odszedł wtedy nic nie odpowiadając.

*

Kolejny koszmar wydarzył się kilka miesięcy później. Potter pojawił się podczas ostatniego zadania Turnieju Trójmagicznego i oświadczył, że Czarny Pan powrócił.

Ale on, jak i inne dzieci śmierciożerców, nie potrzebował słów Pottera. Oni już wiedzieli od swoich rodziców.

Tamtej nocy urządzono w Pokoju Wspólnym Ślizgonów imprezę z okazji powrotu Czarnego Pana.

Całą imprezę trzymał się z boku. Oczywiście wiedział, że nie może nie wziąć udziału w przyjęciu, bo byłby skończony, jednak on sam nie czuł wcale powodu do świętowania.

Jakie będzie teraz jego życie? Jeszcze gorsze? Czy było to w ogóle możliwe? Kiedyś łudził się, że może Czarny Pan nigdy nie powróci i przynajmniej to go ominie…

Pił sok, opierając się o ścianę i obserwował innych. Był w stanie dostrzec, że kilka osób zachowuje się równie ponuro, co on i poczuł do nich sympatię.

Najwyraźniej nie każdy Ślizgon marzy o byciu śmierciożercą. Choć każdy wie, że musi ukrywać to przed innymi.

Poczekał aż kilka pierwszych osób pójdzie w końcu spać i dopiero wtedy uznał, że i on ma prawo wreszcie zniknąć z tej durnej imprezy. Tej nocy miał naprawdę straszne sny.

*

Ku jego przerażeniu Czarny Pan nie uznał, że pomysł jego ojca był zły, więc Draco nadal musiał kontynuować ten koszmar. Ojciec dotrzymał słowa i więcej się do niego nie zbliżał, choć Draco nie mógł w to uwierzyć.

Z jednym wyjątkiem. Pewnego dnia Draco był zbyt zmęczony nauką i zapomniał o spotkaniu. Gdy przybiegł zasapany do swojego nowego pokoju, klient uśmiechnął się do niego i powiedział, że nic się nie stało. Draco starał się, by już więcej go nie rozczarować.

Klienci Draco byli różni. Zwykli byli to mężczyźni, którzy pojawiali się u niego raz i więcej nie wracali i wiedział, że są to ci, którzy zostali wysłani do niego, bo jego ojciec liczył, że potem zostaną śmierciożercami.

Byli też stali klienci, choć było ich zdecydowanie mniej. Byli to śmierciożercy, których znał z widzenia i to mocno go krępowało.

Draco często myślał o swoim ojcu. Czy teraz znów dręczy jego matkę? A może… Draco nie wiedział, która z tych opcji przeraża go bardziej – dorwał kolejne dzieci…

Draco próbował sobie wmawiać, że tak nie jest, ale nigdy nie miał odwagi zapytać i sama myśl o tym go przerażała. Ale nie miał w sobie tylu sił, by spróbować temu zapobiec.

Czy przez jego lęk cierpiały kolejne dzieci? Czy była to jego wina a on stał się takim samym potworem jak jego ojciec?

Po jakimś czasie nauczył się sporo o tym, co lubią jego klienci a czego nie. Nigdy z nikim się nie spoufalał ani nie rozmawiał, gdy nie było to konieczne i chciał, by tak zostało.

Gdy tamten mężczyzna poszedł już do siebie, Draco pomyślał, że udało mu się uniknąć kary.

Ale się mylił. Gdy tylko zamknęły się drzwi za tamtym mężczyzną, Draco zobaczył obok siebie wściekłego ojca.

- Jak śmiałeś zawieść klienta?! - wysyczał mu w twarz.

Draco poczuł paraliżujący strach.

- Nie, ja… potem powiedział, że nic się nie stało!… - wyjąkał.

- Nie miałeś prawa! Pokażę ci teraz co się stanie, gdy znów mnie zawiedziesz!

A potem go zgwałcił. Bardziej brutalnie niż kiedykolwiek. Draco został sam w pokoju. Czuł ogromny ból, którego jeszcze nigdy nie czuł.

Wiedział, że sam nie zdoła wstać i jakoś sobie pomóc, więc tylko leżał i płakał. Po jakimś czasie zobaczył w drzwiach Severusa.

Był zbyt słaby i załamany, by choć próbować ukryć swoją nagość.

- Nic mi nie jest… - powiedział słabo, zerkając jedynie na niego, bo usiąść też nie miał siły.

- Pomogę ci, Draco – usłyszał głos Severusa, delikatny jak nigdy.

- Nie musisz… - powiedział ze wzrokiem zbitym w poduszkę.

Nie wstydził się go, ale nie chciał, by to Severus czuł się skrępowany. Nie wiedział, czy Severus wie, kto mu to zrobił i bardzo się bał.

Severus pochylił się nad nim i sięgnął po jakąś maść.

- Mogę? - zapytał tym samym delikatnym głosem tak do niego niepodobnym.

Tylko skinął głową. Zasyczał z bólu, choć starał się udawać, że nic nie czuje.

Gdy poczuł się już lepiej dzięki opiece Severusa, padło to pytanie, którego tak bardzo się bał:

- Kto ci to zrobił? - wysyczał, tym razem pełnym nienawiści głosem.

Draco milczał przez chwilę. Wiedział od początku, że ta chwila jest najważniejsza. Musi wiarygodnie kłamać, bo inaczej jego plan się nie powiedzie, a tego bardzo się bał.

- Mój klient… - powiedział starając się, by jego głos był spokojny.

- Kim on jest?! - krzyknął Severus, a Draco z ulgą pomyślał, że udało mu się go skutecznie okłamać.

Wiedział, że może o nim powiedzieć, bo mężczyzna wspomniał mu, że więcej do niego nie przyjdzie, bo „chyba nie jest zainteresowany sprawami Sam-Wiesz-Kogo”. Nie chciał, by Severus ukarał kogoś, kto go nie skrzywdził.

- Daj temu spokój, dobrze? - powiedział z naciskiem.

Severus zacisnął usta.

- Pamiętasz jak sam zaproponowałeś, że „sprawdzimy, czy nie stanie się nic złego”? - uniósł brew, patrząc na niego.

- Tak – westchnął Draco, żałując tamtych słów – Ale… to wydarzyło się tylko raz…

- Tylko?! - Severus zerwał się z krzesła i zaczął krążyć po pokoju.

- Tak – powtórzył, gotów powtarzać to, dopóki Severus nie ustąpi.

*

Pewnego dnia razem z Crabbe’em dostał szlaban od McGonagall. Mieli zostać po zajęciach w jednej z sal lekcyjnych i posprzątać tam bez używania magii.

Draco, oczywiście, nie był z tego powodu zadowolony, ale postanowił, że im szybciej skończy, tym szybciej uda mu się wrócić do siebie.

Niewiele rozmawiali, bo nigdy wiele nie rozmawiali. Crabbe po prostu był milczący, tak jak i Goyle, a Draco po prostu to zaakceptował.

Mieli już za sobą ponad połowę pracy, gdy nagle w całej sali pogasły świece. Draco zupełnie się tym nie przejął i sięgnął po różdżkę, by ponownie je zapalić.

Ale to nic nie dało. Choć Draco widział, że „Lumos” zadziałało, bo koniec jego różdżki zapłonął jasno, świecie nadal pozostawały zgaszone.

Draco zaklął pod nosem i próbował jeszcze kila razy.

- Kto robi sobie z nas jaja, do cholery?! - warknął.

Cóż, mimo że nie lubił McGonagall, nie przyszłoby mu do głowy, że to ona. To bez wątpienia nie było w jej stylu.

A to musiało znaczyć, że to jakiś uczeń zakradł się gdzieś w pobliżu nich i teraz… no właśnie co: żartuje sobie z nich głupio, mści się za coś?

Ale nie był dziś w nastroju do tego typu żartów. Miał zły humor i był dość zmęczony. Dlatego jedynie usiadł z westchnieniem na posadzce i postanowił poczekać aż temu komuś się znudzi.

Crabbe po chwili wahania usiadł koło niego, co Draco wywnioskował z odgłosów, bo nadal zupełnie nic nie widział.

To było dziwne, bo znali się tyle lat, jeszcze nim poszli do szkoły, ale przyszło mu do głowy, że chyba nigdy nie był tak blisko niego.

Siedzieli tak w milczeniu jakiś czas, gdy nagle usłyszeli jakiś dziwny… Draco nie był pewien, co to. Jakby krzyk, ale niecodzienny, demoniczny.

Chwilę potem usłyszał w prawym uchu pisk Crabbe’a i skrzywił się, pocierając głowę.

- To nic takiego, Vince – powiedział uspokajająco, choć nigdy nawet nie nazywał go po imieniu – To pewnie jakieś durne duchy. Albo Irytek – dodał, choć nie był co do tego przekonany.

Tak naprawdę czuł się dziwnie. Jakby niedaleko nich byli dementorzy albo jakby… był we śnie, tak, to wydawało mu się najbardziej adekwatnym porównaniem.

- Ja… - usłyszał blisko siebie jego schrypnięty głos.

Nawet jego głos słyszał tak rzadko. To takie dziwne… Ale dlaczego dopiero teraz przyszło mu to do głowy?…

- Boję się ciemności – dokończył Crabbe.

Draco skinął głową, choć dopiero po chwili dotarło do niego, że on tego nie zobaczy.

- Spoko – odparł, bo nie chciał być złośliwy.

Ile to razy w życiu był dla nich złośliwy? Ile razy drwił z nich – jawnie! Mówił, że są głupi, że mają robić wszystko, czego chce.

Nigdy nie uważał, że nie ma prawa. To ojciec chciał, by byli blisko niego. A ojciec w ten sam sposób traktował innych ludzi…

Tak bardzo nim pogardzał, ale czasem łapał się na tym, że jest taki sam jak on. Nie chciał tego!… Czy mógł jeszcze to zmienić?…

- Niedługo stąd wyjdziemy, zobaczysz – powiedział, by powiedzieć cokolwiek.

Czuł nagłą potrzebę mówienia, czyżby bał się swoich dziwnych, niewygodnych myśli i w ten sposób pragnął je zagłuszyć?

Potem coś głośno huknęło. Wzdrygnął się wbrew sobie, a Crabbe krzyknął i przysunął się do niego. Nie odsunął się, ale czuł się dziwnie skrępowany.

- P-pogadajmy o czymś, bo się boję, ok? - powiedział zlęknionym głosem.

- Jasne – odpowiedział szybko Draco, ale nic więcej nie dodał.

Nie miał pomysłu na rozmowę. Rozmowa… to takie dziwne. Czy on choć raz przez te… ile to już było? Chyba dziesięć lat, ale nawet tego nie był pewien… Przez te dziesięć lat tak naprawdę choć raz rozmawiał z nim lub z Goylem?

Crabbe, Goyle”, nigdy nie mówił do nich po imieniu. Właściwie dlaczego? Jedyne, co do nich mówił to znania typu: „Chodźcie”. Rozkazy, jak do służących. Dlaczego?

Wbrew sobie zacisnął dłoń na udzie. Ta myśl tak nagle go uderzyła, że nie umiał się uspokoić.

- No to… - odezwał się dziwnie nerwowym tonem, który nie miał nic wspólnego z ciemnością wokół nich – może opowiesz mi coś o sobie… - zasugerował, bo nadal nic innego nie przychodziło mu do głowy, a nie chciał tyle milczeć.

I znów niewygodna myśl: „coś o sobie”… Równie dobrze mógłby opowiedzieć mu cokolwiek, bo Draco i tak nic o nim nie wiedział.

Nagle poczuł potrzebę ustalenia, ile o nim wie. Był… tak, był synem śmierciożercy, tyle wiedział na pewno. Niezbyt dobrze radził sobie z nauką, tak. Był milczący, zwykle trzymał się jego i Goyle’a. I… i tyle? Pomimo usilnych starań nie był w stanie powiedzieć czegokolwiek innego.

Był beznadziejny… Cóż, więc chociaż skupi się teraz na słowach Crabbe’a… nie, Vincenta i może czegoś się dowie. O ile ten zechce mu cokolwiek powiedzieć.

- No ja… - zaczął niepewnie – Lubię… nieważne…

Draco zmarszczył brwi. Tego właśnie się spodziewał…

- Nie musisz nic mówić, jeśli nie chcesz – odparł.

Poczuł, że Vincent porusza się nerwowo koło niego.

- Lubię rośliny – wyrzucił z siebie, jakby było to coś złego.

Draco milczał. Nie rozumiał tego dramatycznego wyznania.

- To… chyba fajnie, nie? - spróbował.

- Nie wiem… - usłyszał jego nagle cichy głos.

Milczał, mając nadzieję, że dowie się czegoś więcej.

- Bo… ja powinienem skupić się na zostaniu śmierciożercą – powiedział – Tak twierdzi mój ojciec i… Mam nie zajmować się bzdurami.

Draco poczuł smutek. Tak, on też wciąż to słyszał.

- Ale to fajnie, gdy się coś lubi – powiedział, nagle chcąc przekonać go do tego, jakby za wszystkie dzieci śmierciożerców jednocześnie.

- Lubię zapach ziemi – dodał, już pewniej – Czasem chodzę nad jezioro, tam rosną różne rośliny, wiedziałeś o tym?

Draco był zaskoczony tymi słowami. Nie, nie miał pojęcia, nigdy się tym nie interesował. Niby kiedy on tam chodzi, skoro niemal zawsze był przy nim?

- Nie – powiedział.

- Są bardzo ładne, lubię się nimi zajmować. Albo położyć się na trawie i tam leżeć. Ale Goyle raz to zobaczył i śmiał się ze mnie. Chciałbym być ogrodnikiem, nie śmierciożercą…

Draco nigdy jeszcze nie słyszał, by Vincent powiedział tyle słów naraz. I niestety obawiał się, że obaj skończą jako śmierciożercy.

- Niebezpiecznie jest mówić takie rzeczy – przestrzegł go, ale on nie zareagował na jego słowa.

- A ty kim chciałbyś zostać, gdybyś nie musiał być śmierciożercą?

To pytanie zawisło w powietrzu. Może to głupie, ale nigdy o tym nie myślał. Bo niby po co, skoro to i tak się nigdy nie ziści? Nie chciał ranić się jeszcze bardziej.

- Nie wiem – powiedział po prostu – Ale wiem, że na pewno nie chciałbym pracować jak mój ojciec w Ministerstwie. To mi się wydaje bardzo nudne.

- Yhm… - odpowiedział Vincent – Nie powiesz nikomu o tym? O roślinach – uściślił, jakby nie bał się, że powie komuś, co ten sądzi o zostaniu śmierciożercą.

- Nie powiem.

Pomyślał, że to smutne, że Vincent nie ma w nikim oparcia, ani w nim ani w Goyle’u, ojcu… On miał przynajmniej Severusa.

- Ale tobie ufam – dodał nagle, ale Draco to zaskoczyło.

Skrzywił się.

- Wiesz, ja… chyba nie zasłużyłem sobie na twoje zaufanie… Wybacz mi za te wszystkie lata – dodał, a serce mocno mu biło.

- Niby za co?

- Byłem… władczy, niemiły…

- Ojciec chciał, bym cię zawsze we wszystkim słuchał.

- Wiem – szepnął Draco – Ale to nie znaczy, że musiałem być dla ciebie gnojem.

Draco poczuł smutek. Prawdopodobnie Vincent nigdy nie zostanie ogrodnikiem, będzie całe życie męczył się jako śmierciożerca, tak jak i on…

- Lubiłem Davida. Zawsze był dla mnie miły.

Draco zamyślił się. Tak, zawsze był dla niego milszy niż on kiedykolwiek…

- Co teraz u niego? - zapytał Crabbe.

Draco poczuł wstyd. Nawet nie wiedział.

Siedzieli tak jeszcze jakiś czas a potem nagle zapaliły się światła a oni szybko wrócili do siebie.

Draco nigdy nie dowiedział się co, do cholery, działo się tamtego wieczoru, ale najważniejsze było to, że pierwszy raz zobaczył z Vincencie człowieka.

*

Draco właściwie nie mógł narzekać na swoich klientów, jednak pewnego dnia pojawił się ktoś, kto sprawił, że Draco musiał zmienić zdanie.

Byli to dwaj mężczyźni. Jak się później dowiedział byli braćmi i zawsze przychodzili do niego razem.

Draco bardzo nie lubił ich wizyt. Zawsze potem czuł się obolały i choć łudził się, że jego ciało w końcu do tego przywyknie, nie przywykło.

*

W piątej klasie mieli rozmowy ze swoim opiekunem na temat przyszłej drogi zawodowej. Draco miał podły nastrój i wcale nie miał ochoty na tę rozmowę, ale Severus zmusił go do niej.

Siedział więc ponuro w jego gabinecie i czekał.

- Kim chcesz zostać, Draco? - zapytał spokojnie Severus.

Draco prychnął i spojrzał ze złością na Severusa. Wiedział, że to nie jego wina, że on też został zmuszony do odgrywania tej szopki, ale i tak był na niego zły.

Czy pyta o to każdego Ślizgona, choć wiedział, że większość z nich i tak nie wybierze jednej z tych durnych broszurek z Ministerstwa na temat zawodów w świecie czarodziejów, a zostanie śmierciożercami?

- Śmierciożercą – wyburczał – Nie chcę, ale pewnie zostanę.

- Draco… - zaczął ostrzegawczo Severus, ale on mówił dalej.

- Albo dziwką. W sumie już jestem. Jestem w tym doskonały, mówię ci, choć na szczęście ty nigdy się o tym nie przekonałeś. Więc to możesz zapisać w tych swoich papierach.

Oczekiwał, że Severus się wścieknie i nawet miał na to ochotę. Albo w końcu da mu spokój. Ale nie tego oczekiwał.

Severus spuścił głowę i szepnął pełnym poczucia winy głosem:

- To moja wina, że cię przed tym nie uchroniłem. Nigdy nie zdołam cię za to przeprosić.

Draco wytrzeszczył oczy. Kretyn, po co gadał Severusowi takie bzdury, przecież wiedział jak on to przeżywa!

- Proszę, Severusie, to był tylko durny żart – spojrzał mu w oczy – Proszę, to nie była twoja wina.

A potem wziął z biurka pierwszą lepszą ulotkę na temat zawodów, przeczytał nagłówek i przez kolejny kwadrans udawał przed sobą i Severusem, że to jest właśnie jego wymarzony zawód…

*

Mijały miesiące, a on pewnego dnia miał zostać śmierciożercą. Wiedział od Severusa, że będzie musiał wykonać zadanie, by Czarny Pan uznał, że można mu zaufać.

Zwykle takim zadaniem było morderstwo, a Draco był przerażony. Tyle lat żył z myślą, że pewnego dnia będzie musiał zabić, ale bał się, że nie da rady. Wiedział, że wtedy czeka go śmierć.

Pewnego dnia pojawił się w gabinecie Severusa i powiedział desperacko:

- Severusie, błagam, musisz nauczyć mnie zabijać!

Severus milczał zaskoczony.

- Może najpierw usiądź? - zapytał ironicznie.

- Nie! Nie rozumiesz, Czarny Pan mnie zabije!

Ale jednak usiadł, skoro Severus tego chciał.

- Więc uważasz mnie za mistrza w zabijaniu. To ma być komplement? - zapytał, unosząc brew.

Draco się zmieszał. Cóż, to nie miało tak zabrzmieć…

- Nie, ja…

Severus westchnął.

- Nieważne. To nie jest coś, czego można się tak po prostu nauczyć. Samo zaklęcie, inkantacja, ruch różdżką, pragnienie zabicia, znasz te zasady, prawda?

Draco w zniecierpliwieniu skinął głową.

- To nie jest takie proste… Ja – skrzywił się, ale kontynuował – ćwiczyłem na zwierzętach przed inicjacją.

Draco milczał, oczami wyobraźni widząc Severusa-nastolatka zabijającego zwierzęta… Ale nie miał prawa tego negatywnie komentować, Severus mu zaufał.

- To chyba jeszcze gorsze… - szepnął.

Severus wzruszył ramionami.

- Wybacz, ale nie mam dla ciebie ludzi do zabicia.

Draco westchnął. Wiedział, że nie będzie łatwo. Potem jeszcze jakiś czas rozmawiali. Severus dawał mu kolejne wskazówki, a on starał się je zapamiętać.

A potem nastała ta noc. To były ferie bożonarodzeniowe, a on razem ze swoją matką czekał w domu na przybycie Severusa.

Jego matka była chyba jeszcze bardziej nerwowa niż on. Krążyła po przedpokoju i wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać.

Po chwili w drzwiach pojawił się Severus. Zanim Draco zdążył się odezwać, jego matka przypadła do Severusa, wczepiła się dłońmi w jego ramię i szepnęła:

- Błagam cię, Severusie, zaopiekuj się moim synem! - była na granicy łez.

Severus zawahał się przez chwilę.

- Spróbuję – powiedział równie cicho i delikatnie odsunął się od niej.

- Draco – powiedział a ten skinął głową i z mocno bijącym sercem wyszedł z nim przed dom, gdzie mieli się teleportować do dworu Czarnego Pana.

Na początku był przekonany, że to jego ojciec zmusi go, by być jego opiekunem podczas inicjacji, ale nie zdecydował się na to.

Draco z jednej strony czuł ogromną ulgę, ale jednocześnie lekki żal… Czyżby był mu obojętny nawet w tej sprawie? Przecież to on zawsze nalegał, by został śmierciożercą…

Wtedy swoją pomoc zaoferował mu Severus, a on poczuł ogromne wzruszenie. W tym koszmarze było ogromną pomocą móc mieć go obok siebie.

- Severusie… - szepnął głosem nabrzmiałym emocjami – Nie odwrócisz się ode mnie… bez względu na to, co będę musiał dziś zrobić?

Severus westchnął i zerknął na niego z ukosa.

- Po tym, czego ty dowiedziałeś się o mnie? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

Może nie była to zbyt emocjonalna odpowiedź, co było bardzo w stylu Severusa, jednak Draco podniosła na duchu. Skinął głową i razem się teleportowali.

Chwilę później stał już w głównej sali, a wokół nich było wielu śmierciożerców w maskach i czarnych szatach. Severus stał koło niego i choć z powodu maski nie był w stanie zobaczyć jego twarzy, to i tak podnosiło go na duchu.

Potem Czarny Pan wstał ze swojego tronu, powiedział kilka słów do swoich śmierciożerców, a potem kazał mu do siebie podejść.

Draco drżał ze strachu, ale zrobił to, a obok niego szedł Severus. Po chwili Czarny Pan uniósł różdżkę a on poczuł ogromny ból.

Jęknął przez zaciśnięte zęby, bo wiedział, że powinien nie okazywać bólu.

- Zaraz będzie mniej bolało – usłyszał obok siebie szept Severusa – Wytrzymaj.

Ponownie poczuł wzruszenie. Severus naprawdę był przy nim…

Odetchnął głęboko i zdołał znieść ten ból. Draco wiedział, że Czarny Pan zawsze tak robi: najpierw wypalanie Mrocznego Znaku, dopiero potem zadanie.

Była w tym ironiczna logika: jeśli ktoś zdecydował się tu pojawić, umrze w hańbie jako śmierciożerca, nawet jeśli nie zdoła wykonać zadania.

A potem Czarny Pan kazał swoim ludziom przyprowadzić do niego jakiegoś mężczyznę. Draco miał go zabić.

Serce mocno mu biło, w głowie krążyło milion myśli, czuł, że zaraz zemdleje.

- Uspokój się – usłyszał w swojej głowie delikatny głos Severusa.

Zadrżał i rozejrzał się szybko wokół siebie. Severus użył legilimencji, by się z nim skontaktować. Nagle wydawało mu się, że czuje spływający na niego spokój. Czy to sprawka Severusa?

Na trzęsących się nogach podszedł do mężczyzny, który klęczał przed nim spętany. Mugol, jak powiedział im Czarny Pan.

Ale nie dał rady. Rzucił na niego jedynie kilka zaklęć, a potem stał na środku sali i trząsł się, płacząc.

Teraz umrze, ale to nie ma znaczenia. Nie da rady. Zerknął w stronę Severusa. On też poruszył się nerwowo. Draco miał tylko nadzieję, że nie zrobi nic durnego, by go ratować…

A potem zobaczył, że jego ojciec podchodzi do Czarnego Pana, szepcze mu coś i cofa się w ukłonie. Serce zabiło mu jeszcze mocniej. Nie spodziewał się po nim niczego dobrego.

Czarny Pan od niechcenia machnął różdżką i zabił mugola, a po chwili kazał części śmierciożerców opuścić salę, wśród nich był też Severus, a Draco poczuł narastającą panikę.

Gdy drzwi zamknęły się za nimi, usłyszał głos Czarnego Pana:

- Lucjusz powiedział mi właśnie coś bardzo interesującego. Podobno jest coś, w czym młody Malfoy jest o wiele lepszy niż zabijanie…

Draco poczuł, że cała krew odpływa mu z twarzy. Dobrze wiedział, co jego ojciec miał na myśli.

A chwilę potem już nic do niego nie docierało. Wszędzie wokół niego byli nadzy mężczyźni, a on nie był w stanie nawet zebrać myśli.

Widział, że Czarny Pan siedzi spokojnie i obserwuje całą scenę, obok niego siedział jego ojciec i poruszał się nerwowo.

To była najgorsza chwila w jego życiu. Ból rozrywał mu ciało, a on nie był w stanie poradzić sobie z tyloma mężczyznami naraz.

Po jakimś czasie całkiem zobojętniał, ale już po chwili zrozumiał, że nie ma prawa. Gdy nie usłyszał jakiegoś polecenia, jeden z mężczyzn uderzył go z całej siły twarz i od tej chwili zaczęli traktować go jeszcze brutalniej.

Gdy wszystko się skończyło, padł na posadzkę i tak leżał. Słyszał jak pozostali wychodzą z sali. Nagle usłyszał nad sobą głos jego ojca. Był pełen jadu:

- Podziękuj mi, uratowałem ci życie.

Nic nie odpowiedział, nie był w stanie. Jak lunatyk wstał, z trudem doprowadził się do porządku i powlókł się do drzwi. Musi odnaleźć Severusa i wymyślić jakieś wiarygodne kłamstwo. Kolejne. A potem będzie jeszcze tylko musiał okłamać matkę…

Ale może to źle, że ojciec uratował mu życie, skoro ono tak wyglądało?


KONIEC

5.4.22 13:05

(34 str.)