poniedziałek, 13 marca 2023

Wewnętrzna przemiana

Domeki często wspominał jak poznał Yashiro… Bardzo lubił to wspomnienie, choć - bez wątpienia – w tamtej chwili było to bardzo konfundujące.

Pewnego dnia stał na ulicy i chyba się zamyślił. Nie zajmował się w tamtej chwili niczym konkretnym. Zerknął bezmyślnie w boczną, wąską, ciemną uliczkę i dostrzegł najpiękniejszego mężczyznę na świecie.

Właściwie te słowa w jego głowie brzmiały głupio – nigdy w życiu nie pomyślał o żadnym mężczyźnie, że jest piękny (zresztą o kobietach też rzadko), ale wtedy te słowa wydawały mu się jedynymi właściwymi.

Mężczyzna ten miał na sobie wspaniały, wyraźnie drogi garnitur. Piękne, jasne, niemal szare włosy. Jego spojrzenie było takie… zamyślone, a jednocześnie mówiło „jestem wyluzowany i wszystko mam gdzieś”. To chyba najbardziej przyciągnęło Domekiego.

On nigdy nie umiał być obojętny, wyluzowany. zawsze czymś się martwił, a w tamtej chwili jego życie było istnym bagnem. I to właśnie Yashiro go z niego wyciągnął, choć pewnie do dziś nie zdawał sobie z tego sprawy. A może zupełnie go to nie interesowało?

Dotarło do niego, że głupio się na niego gapi, więc szybko odwrócił wzrok. Nie miał jednak siły odejść, musiał jeszcze raz, dwa razy, trzy razy spojrzeć w jego stronę…

A on nadal tam stał, niemal w bezruchu, opierając się nonszalancko o mur. Wyglądał, jakby na kogoś czekał. Pewnie na dziewczynę… pomyślał ponuro Domeki i, z jakiegoś powodu, ta myśl go zasmuciła. Bzdura! Niby czemu? Przecież oni i tak nigdy by nie, on nigdy by nie…

Nagle niemal serce wyskoczyło mu z piersi, bo tak się zamyślił, że dopiero, gdy uniósł głowę, dotarło do niego, że ten piękny mężczyzna stoi tuż przed nim.

Gwałtownie odskoczył do tyłu i zaczął bełkotać coś w stylu „Prze-przepraszam pana, ja nie chciałem…”. Nie miał pojęcia, CO miałby powiedzieć dalej. „Nie chciałem się gapić”, „Myśleć o panu”. Nie...

Zamilkł nagle i wtedy mężczyzna jak gdyby nigdy nic złapał go za nadgarstek i zaczął za sobą ciągnąć w stronę ciemnej uliczki. Domeki, ku swojemu zaskoczeniu, nie miał zupełnie nic przeciwko temu.

- No, to gdzie mieszkasz? - zapytał tak po prostu, spokojnym, nieskrępowanym głosem. - Gdzieś niedaleko? Bo w przeciwnym razie…

Nie dał mu dokończyć, zbyt zdenerwowany. Czuł, że musi jak najszybciej odpowiedzieć na pytanie tego pięknego mężczyzny, bo milczenie byłoby zbyt niegrzeczne. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że NIE PODAJE się adresu nieznajomemu. Nie, nigdy nie był tak głupi i lekkomyślny, ale w tamtej chwili nie mógł odmówić tym szczerym, ciemnym oczom. Jego blada skóra niemal błyszczała w ciemności, a on czuł w tamtej chwili, że nie ma rzeczy, której by dla niego nie zrobił, a co dopiero odpowiedzieć na pytanie o adres!

- Tak, tu niedaleko… - wybełkotał, sam zaskoczony swoim zachowaniem i wskazał mężczyźnie alejkę.

Tamten jedynie skinął mu głową i, nadal nie puszczając jego ręki, ruszył w tamtą stronę. Szli w milczeniu, w końcu dotarli pod odpowiednie drzwi, a Domeki otworzył je przed nimi.

Czuł się dziwnie ogłupiały. Czemu po prostu mu się nie wyrwie i nie zapyta, o co tu chodzi, do cholery? Albo jeszcze lepiej – nie oleje go? Ale nie potrafił. W głowie kłębiło mu się wiele pytań.

O co mu chodzi? Chce go okraść, zabić, zaprosić na randkę w taki dziwny sposób? Sprzedać coś…? Wszystkie te wytłumaczenia wydawały mu się bezsensowne.

Weszli do środka, a Domeki zdążył jedynie zamknąć za nimi drzwi na klucz, bo mężczyzna w jednej chwili klęknął przed nim i rozpiął rozporek.

Domeki krzyknął w myślach, ale nie był w stanie zareagować. Poczuł jego język na swoim nagim ciele… On przecież nigdy nie był z mężczyzną… Nie, nie będzie teraz myślał o tamtym mężczyźnie w więzieniu, nie chciał myśleć…

Czuł… zdziwienie. Lekki lęk i nic więcej. Nie czuł podniecenia, choć wcale tego nie oczekiwał. Dobrze wiedział, że jego ciało znów go zawiedzie i choć nigdy mu to nie przeszkadzało, teraz pierwszy raz poczuł na siebie złość.

Wyobraził sobie, że mogliby za chwilę… Ale on musiał wszystko spieprzyć! Ten mężczyzna równie dobrze mógłby w tej chwili lizać go po łokciu, nie robiłoby to mu żadnej różnicy.

Boleśnie wiedział, że powinien już na początku tej sytuacji odsunąć się od niego i wyznać mu prawdę, ale nie był w stanie. Zamarł, czekając, aż ten w końcu się domyśli, a potem wyjdzie i już na zawsze zniknie z jego życia, a on tego tak bardzo nie chciał… Czuł, że zaraz się rozpłacze.

Jednak, co bardzo go zaskoczyło, nie chciał się odsuwać. Pragnął jego bliskości, dotyku, ale nie w erotyczny sposób… Wyciągnął rękę, by dotknąć jego włosów, nie myśląc, co robi, ale szybko ją cofnął. Nie miał prawa.

I w końcu stało się to, czego tak się obawiał…

- Kurczę… - usłyszał jego głos. Mężczyzna odsunął się od niego odrobinę. - A myślałem, że jestem taki uzdolniony, każdy mi to mówi…

Domeki zebrał się na odwagę i odskoczył od niego. Oblał go zimny pot, ale widział, że musi TO powiedzieć.

- Nie… - szepnął niemal bezgłośnie. - To nie twoja wina. To ja przepraszam, ja… jestem impotentem.

Zacisnął oczy, czekając na słowa drwiny, ale tamten jedynie wstał bez słowa i otarł usta.

- To ja nie rozumiem… - wymruczał, urażony. - Nie jestem cudotwórcą, wiesz? Na co ty w ogóle liczyłeś, co? Ze złością ruszył w stronę drzwi. - Tylko marnujesz mój czas, teraz ktoś inny mógłby mnie pieprzyć!

Domeki skrzywił się. Taki język go krępował. Mężczyzna złapał za klamkę, ale zmienił zdanie i odwrócił się.

- Powinieneś mi zapłacić! Ale niech będzie, w sumie i tak nic nie zrobiłem… - wymruczał do siebie.

Domeki nie był w stanie się ruszyć. Wytrzeszczył oczy. Więc on był… Taka ewentualność ani razu nie przyszła mu do głowy. Szybko rzucił się w stronę portfela.

- Ile…? - zapytał nieśmiało.

Mężczyzna skrzywił się.

- Powiedziałem, że nie…

Domeki pokręcił głową.

- Nie… przyszedłeś tu i…

Tamten westchnął teatralnie i podał mu kwotę. Domeki podał mu pieniądze, ale gdy ten miał wyjść, zrobił coś szalonego. Rzucił się w jego stronę, złapał za rękę i pociągnął w stronę pokoju.

O dziwo, mężczyzna się nie szarpał i nie wściekał. Domeki sam był zaskoczony swoją desperacją, ale nagle poczuł taki lęk, że zostanie sam i…

Właściwie odkąd jego ojciec zgwałcił jego siostrę, on trafił do więzienia i tamten mężczyzna z celi nie dawał mu spokoju jego życie stało się jednym, wielkim koszmarem.

Po powrocie z więzienia wcale nie było lepiej. Nie umiał polubić swojej nudnej pracy w biurze, unikał kontaktu z siostrą, choć nienawidził się za to, że tak reaguje, bo to nie była jej wina… potem odkrył, że jest impotentem i to był tylko kolejny powód, by z nikim się nie wiązać.

Teraz był całkiem sam. Jego życia to była jedynie praca, dom, praca, dom i powoli go to zabijało, ale nie miał nawet odwagi marzyć, a teraz… W jego życiu tak nagle pojawił się ten cudowny mężczyzna, a Domeki był zaskoczony, że nie ucieka przed nim, jak przed każdym innym człowiekiem.

Tak bardzo bał się dalszej samotności, że był gotów paść na kolana przed tym mężczyzną i błagać go, by nie odchodził… Ale nie zrobił tego, jedynie powiedział spokojnie, choć w środku buzowały w nim emocje:

- Proszę, zostań, zapłacę ci więcej….

Mężczyzna prychnął ze złością, wyrwał się z jego uścisku i założył ręce na piersi.

- Słuchaj, może i jestem dziwką, ale ja kocham tę robotę i wcale mnie nie cieszy, że chcesz mi płacić za… nie wiem… granie w karty, rozmowę czy przytulaski – prychnął. - Naprawdę chce mi się pieprzyć!

Domeki spuścił wzrok.

- Proszę… - powiedział żałośnie.

- Ja nie jestem psychologiem, niańką czy cokolwiek…

- Dobrze… - szepnął w odpowiedzi.

Mężczyzna westchnął teatralnie i powiedział:

- Dobra, już dobra, tylko nie rób takiej cierpiącej miny! To co będziemy robić?

Domeki poczuł, że jego oczy rozszerzają się w zaskoczeniu. Naprawdę mu się udało?!

- Nie wiem… usiądziemy, pogadamy, jeśli nie masz nic przeciwko…

- No dobra, w końcu się zgodziłem… - Ale po chwili dodał: - A masz tyle kasy? Nie jestem tani.

- Jasne – odparł szybko i ruszył w stronę skrytki z pieniędzmi. Nawet nie ukrywał się przed nim. Oczyma wyobraźni zobaczył jak mężczyzna wyciąga broń z tego pięknego garnituru i okrada go z całych oszczędności i wychodzi, ale tak się nie stało. Spokojnie pokazał mu pieniądze, a on jedynie skinął głową.

Domeki wskazał mu kanapę i usiadł koło niego. Dopiero wtedy dotarło do niego, że nie zna jego imienia. Zapytał go o to. Zrobił im herbatę, choć Yashiro upierał się, że wcale nie ma na nią ochoty.

Długo rozmawiali, a Domeki był zaskoczony, jak wiele opowiada mu o sobie. Mówił o swojej pracy, o tym, że niedawno się tu wprowadził, jednak nie wspominał nic o ojcu, ani o więzieniu.

Yashiro nie mówił niczego o sobie, ale słuchał jego opowieści bardzo uważnie i odpowiadał. Wtedy Domeki zrozumiał jak inteligentną osobą jest Yashiro. Był też zaskoczony, jak wiele opowiada mu o sobie, bo zawsze był bardzo milczącą i skrytą osobą.

Czas mijał, a za oknem było już ciemno. Domeki w myślach przeliczał, ile pieniędzy jest mu winien. Bał się coraz bardziej, że już niedługo się rozstaną. Wtedy zaryzykował pytanie, by móc zatrzymać go przy sobie choć odrobinę dłużej:

- Chcesz coś zjeść?

Yashiro zerknął na niego, zdziwiony.

- Faktycznie! Cały dzień nic nie jadłem!

- Ja też nie – odparł Domeki, sam tym zaskoczony. To prawda, poznali się rano, a teraz był już wieczór. Nieprawdopodobne, jak długo rozmawiali…

Szybko wstał i poszedł w stronę części pomieszczenia, która pełniła funkcję kuchni.

- A co masz? - zapytał Yashiro, który położył się na kanapie, całkowicie zrelaksowany.

Domeki się zmieszał.

- Ja… nie umiem gotować. Mogę… zrobić ci jajecznicę.

Yashiro prychnął.

- Ja też nie umiem. Dlatego jem w restauracjach. Mogę teraz też pójść i…

- Nie! - zaprotestował. - Proszę…

Yashiro westchnął.

- No dobra.. Więc dawaj już tę jajecznicę.

Domeki uśmiechnął się, choć zwykle tego nie robił.

Wiedział, że to bardzo prosty posiłek, ale bardzo się starał ze względu na Yashiro. Usiedli razem przy stole. Znów rozmawiali, ale Domeki nadal czuł niepokój. Nie był w stanie jeść.

Yashiro skończył i powiedział, prostując ramiona:

- Dobrym kucharzem to ty nie jesteś… Dobra, pora już na mnie.

- Nie, proszę… To znaczy… nie będę cię zmuszał, ale może… chcesz tu przenocować? - Serce mocno mu waliło. To było szalone pytanie, ale… zaryzykował.

Yashiro zamyślił się.

- Kompletnie cię nie rozumiem… Co będziesz ze mnie miał, gdy będę spał? A może liczyć na jakieś słodkie tulenie się przez sen? Mówiłem ci już, to mnie nie kręci.

- Nie… - odparł szybko. I nie kłamał. Czułby się skrępowany, gdyby spał w łóżku z kimś, kogo prawie nie zna.

- To jak? - Yashiro zerknął wymownie w stronę jedynego łóżka.

Domeki opuścił wzrok.

- Ja… będę spał na podłodze.

Yashiro spojrzał na niego uważnie. Jego oczy niemal przewiercały go na wylot. Domeki z trudem to znosił, ale nie odwrócił wzroku.

- Czemu to robisz? - Zmrużył oczy.

Domeki zaryzykował prawdę, bo co mu pozostało?

- Nie będę… bał się samotności.

Yashiro milczał przez chwilę, jakby zaskoczyły go te słowa, a potem jedynie skinął głową.

- Ale możesz… wyjść, jeśli chcesz – dodał, przypominając sobie jego wcześniejsze słowa.

Yashiro milczał przez chwilę, jakby się zastanawiał, a potem odparł:

- Nie, odbiję sobie jutro, spać mi się strasznie chce. - Ziewnął szeroko.

Domeki skinął głową i wskazał mu drzwi toalety.

Yashiro ruszył w tamtą stronę, ale Domekiemu nagle coś przyszło do głowy. Poczuł zawstydzenie.

- Ale… nie mam dla ciebie piżamy.

Yashiro obojętnie wzruszył ramionami.

- Spoko. Ja zawsze śpię nago.

Domeki poczuł, że policzki go palą.

- J-jasne… - odparł niepewnie.

Yashiro poszedł do łazienki, a Domeki usiadł na kanapie. Dopiero teraz dotarło do niego, że ręce mu się trzęsą. Co on wyprawiał? Cała ta sprawa była szaleństwem… Wprawdzie miał dużo pieniędzy, ale to nie o to chodziło… To co robił było szalone i… w jakiś sposób nieodpowiednie. Bo jak długo będzie go błagał, by nie odchodził?… Siedział tak, całkiem zagubiony w myślach.

Po krótkiej chwili wrócił Yashiro. Włosy miał mokre i… był całkowicie nagi. Domeki nie był w stanie odwrócić wzroku.

Teraz, gdy widział go całego, pomyślał, że nie mylił się, myśląc, jak piękny jest Yashiro. Miał delikatnie umięśniony brzuch i klatkę piersiową, nie miał na ciele ani jednego włoska. Był bardzo szczupły i miał wąskie ramiona, tak różne od jego szerokich barów. Był też od niego o wiele niższy. Był idealny.

Domeki nie był w stanie oderwać od niego wzroku, ale Yashiro kompletnie to zignorował. Przeszedł obok niego bez słowa i położył się do łóżka. Od razu zamknął oczy.

Wtedy Domeki się ocknął i szybko poszedł pod prysznic. Brał go dłużej niż zwykle. Zamyślony, czuł jak gorąca woda spływa po jego ciele i próbował ogarnąć umysłem całą tę sprawę.

Ale nie potrafił, więc w końcu się poddał i wrócił do pokoju. Zamarł w progu. Yashiro spał i już zdążył się rozkryć… Teraz Domeki widział przed sobą jego piękne, całkowicie nagie pośladki i nie był w stanie się ruszyć.

Co tak nagle go wzięło? Nigdy nie uganiał się za dziewczynami, był w życiu tylko z dwiema kobietami, jego libido zawsze było niskie. Więc czemu teraz tak bardzo zachwyca się pięknem kogoś, kogo nawet nie znał?…

Zabrał w ciszy koc z kanapy i rozłożył go sobie na podłodze. Położył się zaraz obok łóżka, pragnąc tej odrobiny bliskości Yashiro.

Nie był w stanie zasnąć, ale to nie miało znaczenia, i tak rano musi iść do pracy. Serce mu się ścisnęło. Wtedy Yashiro zniknie z jego życia na dobre i pewnie już nigdy się nie pojawi. Bo i dlaczego miałby chcieć wracać?…

Ale Yashiro nie miał z tym problemu. Zasnął niemal od razu, gdy się położył, a Domeki słuchał jego delikatnego, spokojnego oddechu. Przewracał się jedynie z boku na bok, w końcu zasnął.

Nagle poczuł ból. Gwałtownie się zerwał i… zobaczył nad sobą nagiego Yashiro. Wydawał się być wściekły.

- Ty jesteś szalony! Dobrze myślałem, że to chore, bym nocował u obcego faceta!

- Co się stało? - szepnął, rozmasowując bolącą twarz.

- I ty jeszcze pytasz?! Kładziesz się pod łóżkiem jak pies?! Przestraszyłem się. Chciałem pójść do łazienki i wlazłem gołą stopą w twoją twarz! Prawie dostałem zawału!

Choć wiedział, że to nie jest śmieszne, bo obaj mogli na tym ucierpieć, uśmiechnął się. Tak rzadko to robił…

Yashiro w końcu chyba się uspokoił i ruszył w stronę toalety.

- Chcesz śniadanie?!

- Znów jajecznicę?! - usłyszał zza drzwi złośliwe pytanie.

- Nie! - odkrzyknął. - Mogę ci zrobić kanapki!

Wydawało mu się, że słyszy prychnięcie.

- Jeszcze lepiej!

Domeki znów uśmiechnął się do siebie.

- No dobra!

Zaczął robić kanapki dla siebie do pracy i dla Yashiro, ale nadal czuł, że nic nie przełknie. Będzie jadł dopiero, gdy ten cudowny mężczyzna zniknie z jego życia, a Domeki nie łudził się, że to nie stanie się całkiem niedługo…

Yashiro wrócił po chwili i znów poszedł do łóżka.

- Muszę iść do pracy – poinformował go, zanim ten znów zasnął.

Yashiro na chwilę uniósł głowę.

- Ja nie wstaję tak wcześnie jak ty… Mam się wynosić? - zapytał krótko.

- Nie! - szybko zaprotestował. - Możesz… odnieść mi klucze jutro.

Yashiro wzruszył ramionami.

- Spoko.

Domeki podał mu wyliczone pieniądze, położył kanapki dla niego na szafce kuchennej i powiedział:

- Zjedź je potem.

- Jasne… - wymruczał nieprzytomnie Yashiro.

Domeki ubrał się w garnitur do pracy (nigdy go nie lubił. Był taki zwykły, brązowy, tak różny od eleganckiego garnituru Yashiro) i stanął na środku pokoju. Znów czuł ten nieznośny uścisk w piersi. Musi powiedzieć coś, cokolwiek…

- Dziękuję ci, że ze mną byłeś… Przyjdź jeszcze, jeśli zechcesz… - Czuł, że głos mu się załamuje.

Był przekonany, że Yashiro mu nie odpowie, bo znów zasnął. Ale nie.

- Nie ma sprawy – powiedział, patrząc na niego z powagą. - Wprawdzie nadal twierdzę, że nic dla ciebie nie zrobiłem, ale…

Zrobiłeś, i to bardzo wiele… pomyślał i wyszedł z domu.

W pracy nie mógł się skupić, myślał jedynie o tych pięknych, czarnych oczach… Wrócił do domu, Yashiro już nie było, i choć tak właśnie się umówili, i tak czuł smutek. Zerknął w stronę szafki i poczuł ciepło w sercu. Jego kanapek już nie było, zostały tylko okruszki. Wyobraził sobie, jak Yashiro je i uśmiechnął się w duchu.

Usiadł ciężko na kanapie, na której wczoraj razem siedzieli i nie poruszał się aż do nocy. Teraz, gdy Yashiro tu nie było, jeszcze jaśniej docierało do niego, że jego życie nie ma żadnego sensu…

Następnego dnia znów była tylko praca, a gdy wrócił wieczorem do domu (w pracy był tak samo nieproduktywny jak dnia poprzedniego), Yashiro czekał na niego w środku.

Domeki w pierwszej chwili przestraszył się, że ktoś się do niego włamał, ale już po chwili poczuł ogromną radość.

- Yashiro… - Tylko tylko z siebie wydobył, choć w środku kłębiło się w nim wiele emocji.

Ale ten znów przed nim klęknął, a Domeki powiedział cicho:

- Nie musisz…

- Ale chcę. Mogę? - Spojrzał na niego.

Domeki spojrzał w bok.

- Ale przecież wiesz… że nic się nie wydarzy… - szepnął.

- Wiem. To mogę?

Ku własnemu zaskoczeniu, skinął głową. Tym razem już nie czuł lęku. Przymknął oczy i dla większego komfortu oparł się plecami o ścianę. To było przyjemne, lubił czuć jego bliskość i delikatny język na swoim ciele.

Domeki w zachwycie gładził jego piękne włosy. Potem regularnie Yashiro mu to robił, gdy sam tego chciał. Zawsze pytał go o zgodę, a on mówił „tak”. I choć polubił to, nadal największą radość sprawiało mu gładzenie włosów Yashiro.

Ponownie nastał wieczór, a Yashiro znów nie wyszedł. Domeki ponownie zaproponował mu nocleg, a Yashiro tym razem się nie wahał.

*

Tak mijały im tygodnie, a on czuł, jakby żył ciągle na haju.

Kochał swoje nowe życie. Yashiro w nim, robienie dla niego posiłków, nocowanie koło swojego łóżka (które szybko stało się łóżkiem Yashiro, a on nie miał zupełnie nic przeciwko), wychodzenie i wracanie z pracy z myślą, że Yashiro tam będzie.

Wiedział, że tak właśnie wygląda szczęście, którego nigdy wcześniej nie doświadczył w swoim dwudziestopięcioletnim życiu.

Właściwie ciężko było mu ustalić, KIEDY Yashiro się do niego wprowadził. Zostawał już u niego od jakiegoś czasu, najpierw zawsze Domeki mówił „Zostań dziś”, a on się zgadzał, jednak potem wychodził na jakiś czas. W końcu zaczął przynosić do niego coraz więcej swoich ubrań (same piękne garnitury) i innych osobistych przedmiotów.

Czas mijał, jednak on nadal płacił Yashiro, nie wyobrażał sobie nawet, że miałoby być inaczej. W końcu nic ich nie łączyło, prawda?… Jednak pewnego dnia Yashiro kompletnie go zaskoczył, gdy przyszedł do niego wieczorem i oddał mu większość kwoty, którą dostał wcześniej od niego.

Domeki gapił się na niego z otwartymi ustami, nie mając pojęcia, CO to ma oznaczać. Zrobił coś nie tak? On już… nigdy więcej do niego nie przyjdzie? Poczuł okropny lęk.

- Dla-dlaczego…? - zaczął cicho. - Nie musisz… nie oddawaj mi tego! - krzyknął w końcu.

Yashiro westchnął i przesunął pieniądze w jego stronę.

- Nie… słuchaj, od dawna o tym myślałem… Jestem uczciwy i…

- Nie mówię, że nie! Ale…

Yashiro mu przerwał.

- Nie, mam dużo pieniędzy, chcę zarabiać uczciwie…

Domeki poczuł, że robi mu się gorąco.

- Chodzi ci o seks… o to, że ja nie mogę…?

- Nie, chodzi mi o to, że… nigdy wcześniej nikt nie płacił mi za więcej niż parę godzin naraz i… Ja mieszkam u ciebie za darmo, gotujesz dla mnie, choć… - Uśmiechnął się złośliwie. - nadal beznadziejnie ci to wychodzi i… nie, nie mogę, to by było obrzydliwe…

Domeki starał się przetworzyć to, co właśnie usłyszał. Powoli jego oddech i mocno bijące serce się uspokajały. Więc… on nie chce odejść?…

- N-naprawdę uważasz, że tak będzie właściwie? - szepnął.

Yashiro skinął głową z poważną miną.

- Jeśli… - Uśmiechnął się złośliwie. - Nadal mnie chcesz?

Domeki uśmiechnął się szeroko.

- Tak, chcę…

Odsunął od siebie pragnienie, by go pocałować. Od jakiegoś czasu wciąż o tym marzył, ale nie chciał do niczego zmuszać Yashiro, więc tłumił to w sobie.

- Mógłbym wynająć swoje mieszkanie, skoro i tak tu mieszkam… - Myślał na głos.

Domeki z przejęciem pokiwał głową.

- Tak, to dobry pomysł.

Yashiro milczał przez chwilę.

- Albo i nie…

- Dlaczego? - zapytał zaskoczony Domeki. - Uważam, że to ma sens.

- Wiesz… - Uśmiechnął się do niego złośliwie. - Nie mogę zabierać sobie tej możliwości. Gdybym nagle miał cię dość, to będę miał gdzie uciec. Poza tym… - Wzruszył ramionami. - To mieszkanie jest mi potrzebne do przyjmowania klientów.

Domeki skinął głową. Tak, to miało sens, ale… I tak się o niego martwił. Gdyby ktoś coś mu zrobił, a on byłby daleko, nawet by o tym nie wiedział, poza tym… On nawet nie zna adresu jego mieszkania… Yashiro nigdy mu go nie podał, zawsze spotykali się tu.

- A gdyby… - szepnął, czując lęk. - Gdyby ktoś cię skrzywdził? - Wstrzymał oddech.

Spodziewał się, że Yashiro uśmiechnie się, jak zwykle pewny siebie, i powie coś w stylu: „Nie bój się o mnie”, ale…

Yashiro nagle wyraźnie posmutniał, odsunął się od niego odrobinę i szepnął gorzkim głosem:

- Ty nawet nie wiesz, ile razy w życiu ktoś mnie zgwałcił…. Spoko, nie przejmuj się niczym…

Domeki na te słowa poczuł, że się dusi. Nie! On musiał się przesłyszeć… W jednej chwili w oczach pojawiły mu się łzy i skoczył gwałtownie w jego stronę, obejmując go ramionami.

Yashiro skrzywił się i odsunął od niego.

- Nie! - wrzasnął. - Nie, Yashiro… Jak możesz tak mówić! Przecież to straszne i…

- Przestań. – Głos Yashiro nie był już tak smutny jak przed chwilą.

- Możesz przyjmować klientów u mnie i…

- Jasne – prychnął Yashiro. - Przy tobie najlepiej… To było dawno, teraz nic mi nie grozi. Mój alfons ukarałby każdego, komu przyszłoby do głowy coś durnego. - Uśmiechnął się z wyraźną satysfakcją.

Domeki otworzył usta, zaskoczony. Nigdy wcześniej o nim nie słyszał.

- Kto to?

Yashiro uśmiechnął się ironicznie.

- Mój przyjaciel ze szkoły. Serio, wiem, że to głupio brzmi, ale…

- To on ci zaproponował tę pracę? - zapytał Domeki. Czuł się dziwnie nieswojo.

- Nie, on pojawił się później. Właściwie to wolałbym, żeby był moim klientem, ale… - Yashiro uśmiechnął się szeroko. - On nigdy nie był mną zainteresowany.

- Naprawdę nic ci nie grozi? - zapytał niepewnie.

- Naprawdę.

- Mówiłeś mu o mnie?

Yashiro się zamyślił.

- Nie, właściwie to nie. To on załatwia mi klientów, ale tamtego dnia chciałem zrobić wyjątek.

Domeki posmutniał.

- Więc byłby na mnie zły?

Yashiro wzruszył ramionami.

- Pewnie nie. Jesteś dobrym człowiekiem.

Domekiego zdziwiły te słowa. Nikt nigdy mu tego nie powiedział, zresztą…. Był więźniem… Serce mu przyspieszyło. Pewnie nie miał prawa, ale…

- Proszę… powiedź mi… kto cię skrzywdził?

Spodziewał się odmowy, ale w oczach Yashiro błysnęła złość.

- Co? Mam ci opowiadać o sobie a ty nigdy nie powiedziałeś mi, dlaczego jesteś impotentem! - krzyknął.

Domeki zmieszał się. To prawda, nigdy mu nie powiedział… Westchnął ciężko i usiadł. Yashiro usiadł koło niego. Pieniądze nadal leżały koło nich na stole.

Po chwili wahania zebrał się w sobie i opowiedział mu o ojcu, siostrze, pobiciu i więzieniu. I o swoim współwięźniu.

Yashiro dziwnie posmutniał, ale nic nie powiedział. Po chwili milczenia wstał i powiedział:

- Zapiszę ci adres mojego mieszkania… Na wszelki wypadek, gdybyś się o mnie martwił… A tak poza tym możesz poznać Kageyamę. To mój jedyny przyjaciel, jest naprawdę wspaniałym człowiekiem.

Domeki otworzył szerzej oczy. Yashiro naprawdę chce wpuścić go do swojego życia… Bardzo to doceniał.

*

Następnego dnia szedł do pracy, zamyślony. Yashiro zwykle pracował w tych godzinach, co on. Czasem jedynie wracał później. Od jakiegoś czasu pokazywał mu swój notes z zapisanymi godzinami spotkań, by Domeki mniej się o niego martwił.

Właściwie nic się nie zmieniło od tamtej ich rozmowy o więzieniu, ale Domeki i tak czuł, że coś jest… inaczej. Yashiro był bardziej zamyślony, zerkał na niego czasem ze smutkiem, a on nic z tego nie rozumiał…

Dotarł do pracy i znów nie był w stanie na niczym się skupić… Działo się tak, odkąd Yashiro pojawił się w jego życiu. Ile jeszcze minie, aż szef w końcu się zdenerwuje i go wyrzuci? Już i tak był zdziwiony, że chciał go zatrudnić, mimo jego przeszłości…

A Domeki NIE potrafił skupić się na pracy. Znali się już dość długo, a on nadal nie umiał przestać całymi dniami wspominać ich rozmów, wspólnie spędzonego czasu… Wciąż myślał o jego pięknych oczach i ciele, a teraz jeszcze zaczął martwić się o niego.

Usiadł przy biurku, starając się ze wszystkich sił. Po jakimś czasie zaczęła się przerwa, a on odruchowo sięgnął po telefon. Miał w nim zapisany numer Yashiro, ale właściwie nigdy go nie używał.

Kierowany jakimś dziwnym pragnieniem, napisał do niego: „Jak ci mija dzień?”. Wysłał smsa i dopiero wtedy poczuł wątpliwości. A może to było niewłaściwe?

Jeśli Yashiro jest teraz zajęty, a on mu przeszkadza? Może będzie zły, że do niego pisze i to jeszcze takie bzdury? Szkoda, że nie mógł anulować tego smsa…

Do pomieszczenia wszedł jego kolega z pracy. Nie wiedzieć czemu, szybko schował telefon, niemal go upuszczając. Przecież nie robił nic złego, nie pisał niczego niestosownego… Czemu tak się zachowywał?

Kolega uśmiechnął się do niego i zapytał:

- Co, piszesz do jakiejś laski?

Domeki zamarł. Czy to było aż tak oczywiste, że pisze do osoby, na której mu zależy?

- Nie… - zaczął z wahaniem.

Kolega zaśmiał się.

- To co jesteś taki czerwony?

Naprawdę był? Musi szybko coś odpowiedzieć. Zmusił się, by nie dotknąć dłonią policzków.

- Nie. Ktoś mnie wkurzył – zaryzykował.

- Ok… To co, idziemy dziś na miasto z kilkoma kolegami, idziesz z nami?

Odkąd tu pracował, jego koledzy próbowali gdzieś go wyciągnąć. Do klubu, na obiad, „na podryw”… A on zawsze odmawiał. Nigdy nie był zbyt towarzyską osobą, ale ostatnie wydarzenia w jego życiu sprawiły, że całkowicie odciął się od ludzi. A teraz miał Yashiro i nikt inny nie był mu potrzebny.

- Nie, dzięki… - powiedział ostrożnie.

- Znajdziemy ci w końcu jakąś babę, nie?

W tej chwili do pomieszczenia wszedł jego drugi kolega z pracy i gdy tylko usłyszał, o czym mówią, również mu zawtórował…

- Ty, a może on kogoś ma, co? - zaczął drugi.

- Wiesz, my wszyscy mamy kobiety, gdybyśmy też ci kogoś znaleźli, moglibyśmy spotkać się wspólnie! - zapalił się pierwszy.

- Nie… ja… - Zrobiło mu się gorąco, sam już nie wiedział, co powiedzieć. Chciał jedynie, by dali mu spokój. - Od jakiegoś czasu jest ktoś… - powiedział, choć tego nie planował, oni zbyt go naciskali.

- Uuuu! - zawyli obaj.

- Opowiadaj!

Poczuł się jak w potrzasku. Nie miał odwagi powiedzieć im prawdy… Już otwierał usta, choć nadal nie wiedział, CO powie, ale wtedy wszedł szef i uratował go, oświadczając im, że pora wrócić do pracy…

Na kolejnej przerwie uciekł do toalety i zaszył się tam sam. Co miał zrobić? Nie zależało mu na nich, ale nie chciał też ich okłamywać. Wyobraził sobie, że mówi im, że mieszka z mężczyzną… Pewnie nie daliby m spokoju…

A gdyby powiedział im, że ten mężczyzna jest prostytutką, to… Yashiro chyba nie lubił takich spotkań, ale nawet gdyby poszli tam razem… Yashiro, z tym jego otwartym zachowaniem… Jeszcze zacząłby opowiadać im o ostatnim kliencie, często jemu opowiadał takie historie, a on zawsze czuł, że robi mu się gorąco…

A jeszcze ciekawiej by było, gdyby okazało się, że jeden z jego współpracowników jest klientem Yashiro. Uśmiechnął się do siebie głupio. Może wtedy w końcu daliby mu spokój.

I co by im powiedział? Że co ich łączy? Nie są TYLKO współlokatorami, przyjaciółmi? Miał nadzieję. Parą? Nie, to za dużo słowo… Wprawdzie łączy ich seks, ale nic poza tym. Nie całują się, nie śpią razem, nie obejmują, nie trzymają za ręce, nie chodzą na randki, nie robią sobie prezentów… Tak naprawdę co ich łączy?

Wspólne mieszkanie, jedzenie, rozmowy… to dużo, wiedział o tym, jednak…

Przez kilka ostatnich godzin obsesyjnie sprawdzał telefon, by zobaczyć, czy Yashiro mu odpisze, ale tak się nie stało. Był dziś jeszcze bardziej zdekoncentrowany, niż zwykle. Teraz wyjął telefon i zobaczył wiadomość od Yashiro.

Serce tłukło mu się jak szalone. Zaraz przeczyta: „Nie wysyłaj mi żadnych durnych smsów”. Ale nie… Yashiro napisał: „Wszystko dobrze, czekam na kolejnego klienta”. Uśmiechnął się do siebie jak kretyn.

Odpisał mu, nie był zły. Miał dobry humor i nikt go nie skrzywdził. Czy mógł być szczęśliwszy? Przez chwilę gapił się na smsa jak na największy skarb, a potem schował telefon. Nie, nie będzie już więcej do niego pisał. Szybko wyszedł z toalety i zaszył się przy biurku.

Gdy wrócił do domu, Yashiro nie skomentował w żaden sposób ich wymiany smsów, co Domeki przyjął z ulgą. Nie wspomniał mu ani słowem o zaproszeniu kolegów. I nagle przyszła mu do głowy straszna myśl: czy on się wstydzi Yashiro?…

Nie, bzdura, on po prostu był zagubiony, nigdy wcześniej nie spotykał się z mężczyzną i nadal się w tym nie odnalazł.

*

Pewnego dnia Yashiro oznajmił mu:

- Powiedziałem o tobie Kageyamie i uznał, że chciałby cię poznać.

Spojrzał na niego, zaskoczony.

- Tak, chcę.

Nie umiał tego wyjaśnić, zawsze robił wszystko, by unikać ludzi, jednak teraz naprawdę CHCIAŁ tego spotkania. Czy to dlatego, że to jedyna bliska Yashiro osoba? Że tak dobrze o nim mówił? Chyba tak, Domeki bardzo chciał dowiedzieć się więcej o życiu… Yashiro. Nadal nie wiedział, jak określić Yashiro. Kim dla siebie byli? Teraz to nieważne…

- To świetnie. Kageyama ma jutro czas. A tak przy okazji, on jest szefem mafii – powiedział lekko Yashiro.

Domeki zaśmiał się w pierwszym odruchu. Jasne…

- Mówię serio – dodał, widząc minę Domekiego.

Domeki usiadł z wrażenia. Nagle poczuł strach.

- Przestań, przecież nic mu nie zrobiłeś.

- Ale…

Yashiro westchnął ciężko i usiadł koło niego.

- Więc… Spotkaliśmy się po latach i wtedy odkryłem, że on jest… mafiozem – powiedział Yashiro. Jego głos nie był już taki pewny. - Wtedy uznał, że to dobry pomysł, by pilnować, by żaden mój klient nie chciał mnie oszukać, czy skrzywdzić. Właściwie niewiele wiem, nie interesuje mnie to.

Wiesz? - zerknął na Domekiego. - On KOMPLETNIE mi do tego nie pasuje… W szkole był zawsze taki… inteligentny, spokojny, w przeciwieństwie do mnie, ale… nigdy nie pytałem, JAK to się stało.

Zawsze chciał zostać lekarzem i jest nim. Ale jednocześnie… zajmuje się czymś jeszcze… mniej legalnym.

Domeki milczał, to było dla niego kompletne zaskoczenie. Jednak, o dziwo, nadal chciał poznać ważną dla Yashiro osobę.

Yashiro nagle poruszył się niespokojnie i powiedział:

- Ostatnio… powiedziałem, że chcę coś o tobie wiedzieć… Teraz mnie to uwiera, sądzę, że to moja kolej, by coś ci o sobie opowiedzieć.

Serce Domekiego przyspieszyło.

- Pytałeś o… dobrze, opowiem ci. Nikomu nigdy o tym nie opowiadałem, wiesz? Jedynie Kageyamie, a i tak zrobiłem to dopiero jakiś czas temu, wcześniej… nie miałem odwagi. - Skrzywił się. - Mogę? - zapytał, pochylając się nad jego kroczem.

Domeki zacisnął zęby. Nigdy wcześniej mu nie odmawiał, ale teraz… Yashiro chce opowiadać mu o czymś tak strasznym i jednocześnie… To chyba nie był właściwy moment.

- Ja po prostu… boję się tej rozmowy, a to by mnie odstresowało i…

Domeki już się nie wahał. I tak czuł się winny, że porusza tak trudny dla niego temat. Skinął głową. Chwilę potem znów poczuł usta Yashiro na swoim ciele. Jednak tym razem nie umiał się tym cieszyć. Czekał na te straszne słowa…

Tym razem ruchy Yashiro było gwałtowniejsze, szybsze niż zwykle. Domeki wyraźnie czuł jego zdenerwowanie.

- Więc… do domu, w którym mieszkałem z matką wprowadził się mój ojczym i… - zaczął, na chwilę odsuwając się od jego ciała, a Domeki poczuł, że umiera. Myślał, że to wyznanie nie może być jeszcze gorsze, jednak było… - Już się domyślasz, nie?

Domeki gwałtownie zacisnął powieki, pod którymi poczuł łzy. Tak, domyślał się, choć bardzo chciał się mylić… Skinął głową.

- Miałem dziesięć lat… On stosował wszystkie te pedofilskie sztuczki, o których nie miałem wtedy pojęcia… „To twoja wina”, „Podoba ci się”, „Jeśli powiesz matce, to będzie na ciebie zła”… - skrzywił się. - Nie ma co się w to zagłębiać… W każdym razie… to trwało wiele lat. Nigdy nie powiedziałem matce.

W liceum poznałem Kageyamę… Już wtedy mi się spodobał, ale zawsze mnie olewał. Wiedziałem, że dłużej tego nie zniosę… W tamtym czasie zacząłem spotykać się z chłopakami, było ich wielu. Uznałem, że nie mam nic, więc nie mogę uciec z domu. Dlatego skończyłem szkołę i wtedy… zostałem prostytutką… - Yashiro zacisnął powieki i odsunął się od niego. - Koniec historii. Potem nic już mi nie groziło i lubię swoje życie. - Wstał.

Domeki milczał, serce go bolało. To przerażające, że przeżył coś takiego…

- Dobra, daj spokój – powiedział Yashiro. - Nie będziemy cały dzień o tym myśleć.

*

Wieczorem poszli do Kageyamy. Domeki był przerażony i nie miał pojęcia jak się zachować, ale ten okazał się być spokojnym, miłym, całkiem zwyczajnie wyglądającym facetem.

Obok niego był innym mężczyzna, sporo młodszy od Kageyamy, przedstawił się jako Kuga i chłopak Kageyamy. Domekiego to zdziwiło, bo Yashiro mu o nim nie wspominał, ale nic na ten temat nie powiedział.

Rozmawiali jakiś czas. Przy nim Yashiro wydawał się być bardziej otwarty i spokojny, co Domeki bardzo doceniał, nie miał jednak okazji porozmawiać z Kageyamą na osobności.

Potem wrócili do siebie, a Domeki powiedział:

- Nie powiedziałeś mi, że on kogoś ma.

Yashiro prychnął ze złością.

- Od niedawna. Strasznie się wkurzyłem, bo mnie jakoś nigdy nie chciał, więc myślałem po prostu, że nie interesują go faceci, a tu… - Mruczał coś niewyraźnie przez chwilę, a Domeki uśmiechnął się do siebie.

Kilka dni później Yashiro spojrzał na niego poważnie i powiedział:

- Nie uważasz, że powinieneś odwiedzić lekarza?

Domeki odwrócił wzrok od gazety, którą czytał i zapytał, zbity z tropu:

- Jakiego lekarza?

Yashiro westchnął.

- Seksuologa, psychologa…

Domeki zacisnął usta. Odebrał to jak atak. Nigdy tego nie planował, lubił siebie takiego… On najwyraźniej nie.

Yashiro dodał szybko:

- To nie tak, że mi to przeszkadza. To miła odmiana po tych wszystkich napalonych facetach. - Uśmiechnął się do niego. - Choć przyznaję, chciałbym cię kiedyś przelecieć. - Zaśmiał się. - Posłuchaj… - nagle spoważniał. - właśnie o to mi chodzi: To twoja decyzja, ja jedynie… ci to proponuję.

Zamilkł, a Domeki czuł, że kręci mu się w głowie. Nie chciał tego, ale… Może to rzeczywiście było najlepsze rozwiązanie? Ale wyobraził sobie siebie. Że mówi komuś o czymś tak osobistym i krępującym i… Zacisnął pięści.

- Dobrze.

Yashiro poklepał go po ramieniu, choć rzadko go dotykał.

Domeki wyszedł z pokoju, rozmyślając. Minęło kilka dni, a on nadal nie umiał zdecydować.

W końcu pomyślał, że może rozmowa z Kageyamą mu pomoże, choć sam nie wiedział, dlaczego wybrał akurat jego.

Poszedł do niego i opowiedział mu o wszystkim. Kageyama długo milczał, a potem powiedział:

- To musi być twoja decyzja, nie Yashiro. TY tego chcesz?

Domeki zacisnął usta, w końcu odparł:

- Nie… chyba nie chcę, lubię to, jak jest teraz. Ale… gdyby on tego pragnął, to… zrobiłbym to, spróbował się leczyć.

Nie wiedział, co jeszcze miałby powiedzieć, więc zmienił temat na ten, który najbardziej go bolał:

- Yashiro… jego ojczym… - zamilkł, nie będąc w stanie nic więcej dodać.

Twarz Kageyamy posmutniała w jednej chwili.

-Tak, to… przerażające. Niczego nie wiedziałem, ale i tak zarzucam sobie, że może… mogłem się czegoś domyśleć i…

- Nie – odpowiedział. - To nie twoja wina…

Wtedy do gabinetu lekarskiego, w którym rozmawiali, wszedł Kuga.

- Skończyłeś już pracę, nie?

- Tak, już idę.

Spojrzał na Domekiego w milczeniu, a on pomyślał, że nie będzie im przeszkadzał. Wstał nagle.

- Dziękuję… za rozmowę.

Kageyama skinął mu głową, a on ruszył do drzwi. Jednak przed wyjściem odwrócił się jeszcze i zamarł. Kuga gwałtownie przycisnął Kageyamę do biurka, siadając na nim okrakiem.

Całowali się. Gwałtownie, namiętnie, ich dłonie sunęły szybko po ich ciałach. Gdy Kuga wsunął rękę w spodnie Kageyamy, a ten jęknął, zrozumiał, że musi wyjść.

Szybko zamknął za nimi drzwi. Przymknął oczy. Nie miał pojęcia, dlaczego tak bardzo to go poruszyło. To było takie pełne pasji, namiętne… Nigdy za tym nie tęsknił, ale w tej chwili pomyślał o sobie i Yashiro. Gdyby to oni byli razem w takim uścisku, gdyby kochali się tam, na biurku, nie mogąc nawet nad sobą zapanować…

Yashiro by tego chciał, sam to powiedział… Ruszył szybko przed siebie, na świeże powietrze. Tak, podjął już decyzję. Będzie się leczyć. Dla Yashiro, nie dla siebie.

Jednak czas mijał, a on ani razu nie poszedł do lekarza. Yashiro pytał go o to kilka razy, a on nie wiedział, co mu odpowiedzieć. Nie chciał go okłamywać, a jednocześnie czuł, że tak naprawdę NIE CHCE niczego zmieniać w swoim życiu. Więc milczał.

*

Yashiro był w restauracji z Aoi. Ostatnio dzięki Domekiemu zdołał się z nią skontaktować, jednak on nic nie wiedział o ich spotkaniu.

Teraz siedzieli obok siebie w milczeniu. Kobieta piła herbatę i zerkała na niego nerwowo.

- Jesteś kimś bliskim dla mojego brata? - zapytała w końcu.

Yashiro zaśmiał się. Właściwie nie wiedział, DLACZEGO chciał się z nią skontaktować. Może dlatego, że Domeki jej unikał?

Czy powiedzieć jej prawdę? Czego chciałby Domeki?

- Tak – powiedział jedynie, ciekaw jej reakcji.

A ona otworzyła usta i powiedziała bez wahania:

- Jesteście parą, prawda?

Był zaskoczony jej słowami.

- Skąd wiesz? - zapytał w końcu.

Odwróciła wzrok.

- Ostatnio nie widujemy się wiele, ale… On się zmienił. Wcześniej po… po tamtych wydarzeniach był bardzo smutny, milczący. Teraz… wydaje się być weselszy. Najpierw myślałam, że to czas mu pomógł, a potem wspomniał twoje imię. I wtedy już wiedziałam. Sposób, w jaki je wymówił…

Yashiro spodobały się te słowa.

- I co byś na to powiedziała?

Wydawała się być zaskoczona jego pytaniem.

- Na mężczyznę w jego życiu? - doprecyzował.

- No… to prawda, zaskoczyło mnie to, ale… nie mam nic przeciwko. - Uśmiechnęła się do niego.

- A nadal nie miałabyś nic przeciwko, gdyby ten mężczyzna był prostytutką? - zapytał cicho.

Otworzyła usta, ale szybko je zamknęła.

- Ja… nie wiem, to nie moja sprawa… Widzę, że mój brat jest przy tobie szczęśliwy i tylko to się dla mnie liczy.

Yashiro milczał. Zaskoczyły go jej słowa. Właściwie nigdy nie wstydził się swojego zawodu, ale jednocześnie przywykł już do tego, że większość osób jest na nie, więc… Sądził, że ta kobieta także, szczególnie, gdy dotyczyło to jej brata. Jednak nie.

Długo o tym myślał. Po jakimś czasie opowiedział Domekiemu o tym spotkaniu.

*

Ostatnio Domeki złapał się na tym, że dużo rozmawia z Kageyamą, naprawdę bardzo polubił tego inteligentnego, spokojnego mężczyznę.

Także i tego dnia rozmawiali w jego gabinecie. W pewnej chwili Kuga wpadł bez pukania do gabinetu, pocałował namiętnie Kageyamę, a potem wybiegł, krzycząc jeszcze „Wrócę wieczorem!”.

Domekiego lekko to zaskoczyło, a Kageyama w zamyśleniu dotknął ust i powiedział:

- Chcesz wiedzieć jak go poznałem?

Domeki pokiwał głową, zaskoczony. Kageyama usiadł wygodniej i zaczął:

- Najpierw powinienem wspomnieć o moim… zajęciu.

Domeki poruszył się niespokojnie. Nie chciał dowiedzieć się czegoś, co potem narazi go na niebezpieczeństwo.

- Nie, żadnych szczegółów – doprecyzował Kageyama.

- Dobrze – zgodził się.

- Więc… po szkole zostałem lekarzem, tak jak zawsze o tym marzyłem. Nie spotykałem się z nikim, wciąż skupiałem się tylko na nauce. Często myślałem o tym, że Yashiro tak nagle zniknął z mojego życia, żałowałem tego.

W pewnej chwili pewni mężczyźni przyszli do mnie…

Domeki poczuł, że serce mu przyspiesza. Domyślał się, co usłyszy dalej.

- Oni byli… z mafii. Zainteresowali się mną, moimi umiejętnościami. To poszło bardzo szybko, zostałem jednym z nich, potem wybrali mnie na swojego przywódcę.

Moje życie zmieniło się diametralnie. Stałem się kimś ważnym, bogatym. Miałem swoich ludzi, ochroniarzy… Wszystko, na każde skinienie.

Wtedy miałem jeszcze więcej na głowie i nadal byłem samotny. Jeden z moich ludzi zaproponował delikatnie, bym „spotkał się z jedną z ich pań”. Od razu zrozumiałem. Pomyślałem, że czemu nie… - Kageyama odwrócił wzrok, był zmieszany. - Zgodziłem się. Przyszła do mnie jedna kobieta, była piękna, ale ja… niewiele czułem. Pomyślałem, że to po prostu nie jest dla mnie, ale nie wygoniłem jej.

Potem było jeszcze wiele, wiele kobiet… Straciłem rachubę. To było tak niepodobne do tego, jaki byłem wcześniej. Ani ja nigdy nie czułem tego czegoś… pasji, szaleństwa… - Westchnął.

Domeki pomyślał o jego spotkaniu z Kugą. Wtedy bez wątpienia była między nimi pasja. Czyżby to właśnie na niego podświadomie czekał Kageyama? Ponownie skupił się na jego słowach.

- Zacząłem się martwić… Czy coś ze mną jest nie tak? Czy jestem chory, zepsuty?

Domeki pomyślał o sobie.

A może to inni przeceniali te uczucia i ja po prostu za bardzo się tym zasugerowałem? Potem przestałem zaprzątać sobie tym głowę. Po prostu uznałem, że tamte kobiety również mogą być.

Pewnego dnia jedna z kobiet miała na przedramieniu sporą bliznę, a ja… nagle oszalałem. - Odwrócił wzrok.

- Sam nie wiedziałem, co się ze mną dzieje, moje ciało zwariowało. Wcześniej, w szkole, również zwróciłem uwagę na zadrapania, które Yashiro miał na rękach, ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że… Ale wtedy pojąłem: to mój fetysz.

Przeraziło mnie to z początku. Czułem się brudny, obrzydliwy. To NIE było normalne, uciekłem od tamtej kobiety i potem odmawiałem spotkań z kolejnymi przez długi czas. Moje ciało domagało się tego, od czego zdążyło się już uzależnić, a ja… w końcu ustąpiłem.

Nie chciałem nikomu o tym mówić, nie chciałem, by ktoś mógł wykorzystać to przeciwko mnie w jakiś sposób, ale i tak niedługo najbliższe mi osoby w mafii zauważyły, że zawsze wybieram kobiety, które mają na ciele blizny. Zostawiłem ten temat, niech sobie mówią…

Minął jakiś czas, a ja pogodziłem się już z tym, jaki jestem. Pogrążyłem się w pracy dla mafii. Tylko to się wtedy dla mnie liczyło, a może to była tylko ucieczka? Nie wiem.

Któregoś dnia zdecydowałem się pójść do klubu. Zwykle tego nie robiłem, nigdy nie byłem rozrywkową osobą, jednak… w tamtej chwili czułem, że tego potrzebuję…

Nie bawiłem się dobrze, było nudno. Wypiłem trochę, potem stanąłem przy barze, obserwując ludzi, ale nie umiałem zrelaksować się na tyle, by dołączyć do tańczących.

W końcu miałem już wychodzić i zaszyć się samotnie we własnym domu, ale wtedy… zobaczyłem jego. - Uśmiechnął się szeroko. - Kugę. Tańczył niedaleko baru. Był idealny: młody, wysportowany, przystojny. I taki pewny siebie. Nie dostrzegłem nikogo obok niego. A on i tak tańczył, jakby niczego się nie wstydził, nie krępował. Zainteresowało mnie to.

Długo gapiłem się na niego, ale wtedy moje uczucia mnie przygniotły. On był… mężczyzną. Ja nigdy w życiu nie byłem z mężczyzną, choć Yashiro tyle razy mi to proponował. I teraz nagle miałbym… spróbować go uwieść? Nie…

Uciekłem stamtąd… Zaszyłem się sam w domu i długo rozmyślałem tylko o nim… Kilka dni później znów tam poszedłem. Właściwie miałem nadzieję, że JEGO tam nie będzie, bo za bardzo się bałem…

Mówiłem sobie, że na pewno go nie będzie, czemu miałby. Wszedłem… i był. Znów tańczył, a ja… Zobaczyłem koło niego innego mężczyznę w jego wieku. To zabolało. Pomyślałem, że w takim razie nie mam żadnym szans, przy nim poczułem się staro…

Więc znów tylko stałem tam, niedaleko wejścia i obserwowałem go. Nie mogłem sobie tego odmówić.


- Ej, ten gość cały czas się na ciebie gapi – mężczyzna zaśmiał się, szturchając swojego towarzysza w ramię.

Kuga odwrócił się i zmarszczył brwi.

- Tamten? Tak elegancko ubrany? Jest starszy od nas.

Kolega zaśmiał się.

- I? Wygląda nieźle! Dawaj, idź do niego.

Kuga zawahał się. Nie miał dużego doświadczenia z mężczyznami…

- Serio mówisz?…

- Jasne!

Kuga poczuł, że serce mu przyspiesza, ale ruszył przed siebie.


Zobaczyłem, że idzie w stronę baru – powiedział Kageyama. - Też tam szedłem, pomyślałem, że jeśli mój pobyt tutaj nie ma żadnego sensu, to choć się czegoś napiję… Zamówiłem drinka, a ten chłopak zatrzymał się na prawo ode mnie.

Pochylił się nad barem, by też coś zamówić. Podwinął długie rękawy koszuli i wtedy… - odetchnął chrapliwie, Domeki zerknął na niego.

Całe przedramiona pokryte miał… od razu rozpoznałem. To były blizny od przypalania papierosem. Znałem się trochę na psychologii. Wiedziałem, że mało kto sam by sobie coś takiego zrobił… - westchnął.

To był właśnie jeden z problemów z moim fetyszem. Blizny zwykle nie są niczym neutralnym dla ich posiadacza… Kojarzą się z czymś złym. Z depresją, agresją ze strony drugiej osoby, z operacją, wypadkiem… Są czymś, o czym NIE CHCE się pamiętać.

Czy to nie jest niewłaściwie, że JA skupiam się na nich tak bardzo? Wstydziłem się tego. Nie wiem czemu, ale nigdy wcześniej moje ciało nie zareagowało aż tak gwałtownie… Do dziś twierdzę, że to były najpiękniejsze blizny, jakie widziałem w życiu…

Było ich tak wiele, były tak blisko siebie… Niemal tworzyły konstelację. Były rozłożone nierównomiernie, co sprawiło, że jeszcze bardziej chciałem na nie patrzeć, odkryć je…

Moje ciało płonęło szaleńczo, a ja wiedziałem, że muszę stąd uciekać. Uspokoić się. Niemal bałem się swojej reakcji. Nie planowałem już więcej tu wracać. Lepiej, żebym dał spokój temu chłopakowi, myślałem.

Planowałem wypić drinka i wyjść, ale wtedy on… Podszedł do mnie i po prostu… pocałował.

Domeki nie spodziewał się takich słów, ale – to prawda – takie zachowanie pasowało mu do Kugi. Uśmiechnął się do siebie.

- Wtedy nie umiałem już od niego uciec, moja ręka bez udziału woli poszła w stronę jego blizn. Jęknąłem głucho. W dotyku były jeszcze cudowniejsze niż gdy tylko na nie patrzyłem. Takie wypukłe, ostre, nierówne… To było obłędne. Usłyszałem gwizdy gdzieś z oddali, a Kuga nadal obejmował mnie i całował.

W końcu odsunąłem się od niego i zapytałem nieprzytomnie:

- A tamten to nie twój chłopak?

Zaśmiał się i wtedy pomyślałem, że uśmiech też ma cudowny.

- Nie, to mój kolega i to on mi powiedział, że się gapisz. - Zaśmiał się.

Potem złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia a ja nie potrafiłem mu się opierać. Spokojnie zapytał mnie o adres, a mnie kręciło się w głowie. Dobrze wiedziałem, co ma na myśli i w tamtej chwili nie pragnąłem niczego innego. Wątpliwości już zniknęły.

W taksówce nie umieliśmy oderwać od siebie rąk. Rzucił się na mnie od razu, gdy tylko zamknąłem drzwi mojego mieszkania. A ja… przysunąłem sobie jego nadgarstek do ust i zacząłem całować.

Nie byłem w stanie się powstrzymać… - Kageyama poruszył się niespokojnie. - Nie chciałem, by się domyślił, by pomyślał, że… cały on mnie nie interesuje, że jestem jakimś świrem. Ale on był zbyt zainteresowany moim ciałem, by zwrócić na to uwagę.

Nigdy wcześniej nie czułem się tak cudownie. Potem położyliśmy się koło siebie, a ja nadal gapiłem się na jego blizny. Kuga szybko zasnął, a ja przytuliłem się do jego ręki jak jakiś kretyński nastolatek i tak zasnąłem. - Uśmiechnął się, rozmarzony.

Przez chwilę milczał, jakby przypominał sobie ponownie tamtą chwilę.

- Rano obudził mnie zapach jedzenia. Najpierw nie widziałem, co się dzieje, potem wszystko mi się przypomniało… Nago poszedłem do kuchni, a Kuga stał tam w samych majtkach i robił dla nas jajecznicę.

Z jakiegoś powodu wydało mi się to najwspanialszą rzeczą na świecie. Ostatnio przywykłem do zbytku, a on… przyrządza zwykłą jajecznicę. Sam.

Podszedłem do niego i objąłem jego biodra dłońmi. Najpierw podskoczył, przestraszony, a potem uśmiechnął się do mnie. Tak płomienne, szczerze. To było wspaniałe.

Wiesz, przywykłem już do opłacanych kobiet, które zaraz po seksie szły do siebie, a ja zasypiałem sam. Teraz… również myślałem, że pójdzie do siebie, a ja obudzę się sam. W końcu miał prawo – nic nas nie łączyło.

Byłem przekonany, że szybki numerek z osobą, poznaną w klubie NIE może zakończyć się związkiem. - Zaśmiał się. - Ale właśnie tak się stało.

On gwałtownie odłożył patelnię i znów rzucił się na mnie. Wybełkotałem bez sensu:

- A co z jajecznicą?

A on zaśmiał się, ciągnąc mnie ponownie do sypialni i powiedział:

- To się ją odgrzeje potem!

A ja znów nie byłem w stanie odsunąć się od jego przedramion. Chciałem wciąż je całować, lizać, dotykać… On znów nic nie powiedział. Pomyślałem wtedy, że może jest zbyt skupiony na naszych ciałach, by zwrócić uwagę na cokolwiek innego. I to dodało mi odwagi.

Po śniadaniu również nie uciekł ode mnie, choć byłem tego niemal pewien. To dziwne, wiesz… - Zamyślił się. - Z jednej strony BARDZO chciałem, by został, z drugiej… nie miałem zamiaru o nic go błagać, bo byłem przekonany, że to nic by nie dało. On był wolny, miał do tego prawo. Więc uznałem, że zamiast się bać, będę cieszył się z tego, co mam.

Potem powiedział, że idzie do pracy, jednak wieczorem wrócił. - Kageyama uśmiechnął się tak szeroko jak nigdy wcześniej w obecności Domekiego. - Dużo rozmawialiśmy, choć jaki to miało sens?… Ukrywałem przed nim nie tylko mój fetysz, ale także… moją pracę.

Wiedziałem, że nawet jeśli jakimś cudem zaakceptuje to pierwsze, to drugie… Nigdy. Był naprawdę uczciwym chłopakiem…

Opowiadał mi o swojej pracy za barem, o tym, że nie ma dużo pieniędzy i musi radzić sobie sam, ale jakoś daje radę. Nie miałem odwagi zapytać go o pochodzenie tych blizn. On sam też nic o nich nie wspominał, choć nie krył się z nimi.

Minęło kilka tygodni naszego wspaniałego, pełnego namiętności związku. Czułem się jak we śnie. On zamieszkał u mnie, choć nigdy tego nie uzgadnialiśmy, samo się stało, a ja nie miałem nic przeciwko, choć wciąż bałem się, że ten raj szybko się zakończy. Przez moje kłamstwa.

Pewnego wieczoru, opadliśmy koło siebie po seksie, a on zamiast zasnąć, jak zwykle, spojrzał tylko na mnie uważnie i powiedział:

- Kiedy planowałeś mi powiedzieć o swoim fetyszu?

Raczej trudno wyprowadzić mnie z równowagi, ale wtedy… kompletnie mnie zatkało. Chyba zobaczył przerażenie na mojej twarzy, bo powiedział tylko:

- Przecież to nie problem, nie przejmuj się.

I pocałował mnie, a ja nadal nie mogłem się odezwać. Wtedy westchnął i powiedział:

- Opowiem ci, chcesz?

W milczeniu jedynie skinąłem głową.

- Więc… - odetchnął ciężko, a ja powiedziałem szybko:

- Nie musisz… mi mówić.

Ale on pokręcił głową.

- Ale chcę. Moi popieprzeni rodzice mi to zrobili… - Pochylił nisko głowę. - Znęcali się nade mną przez wiele lat, zaczęli, gdy byłem jeszcze mały. Teraz myślę, że… to było jakieś zaburzenie, ale wtedy nie miałem o tym pojęcia…

Najbardziej lubili mnie przypalać papierosem, a nikt nigdy mi nie pomógł. Uciekłem, gdy byłem nastolatkiem. Nie mam teraz z nimi żadnego kontaktu i nie chcę. Niedługo po ucieczce udało mi się zaczepić w tamtym barze i… jakoś żyję… - Odwrócił wzrok. - NIENAWIDZĘ tych blizn, nie mogę na nie patrzeć.

Poczułem się podle. Nie miałem prawa… Szybko powiedziałem:

- Już nigdy więcej ich nie tknę.

Ale on mi przerwał i powiedział:

- Nie, posłuchaj… wiele lat miałem straszne kompleksy. Jeden chłopak cholernie mi się podobał, udało mi się go poderwać, byłem taki szczęśliwy, ale potem zacząłem się przed nim rozbierać, on zobaczył blizny i uciekł z mojego łóżka… To było okropne. Potrzebowałem lat, by być w stanie podwinąć rękawy przy ludziach, a ty… - Spojrzał na niego, i ku zaskoczeniu Kageyamy, uśmiechał się szeroko. - Jesteś pierwszą osobą, która się ich nie brzydzi. Moi poprzedni faceci po prostu „jakoś” je tolerowali i to bolało, ale i tak czułem, że mam szczęście, że ktokolwiek mnie chce.

A ty? Kurczę, to cudowne, jak one cię kręcą! Niedawno dopiero zauważyłem twoje zachowanie i nic nie mówiłem, bo byłem przekonany, że coś mi się zdaje. Więc jednak się przydały i może… teraz odrobinę mniej je nienawidzę.

- One są idealne… - szepnąłem, dotykając ich ustami i znów poczułem podniecenie.

*

Jakiś czas potem odkrył także moją drugą tajemnicę… Wcześniej robiłem wszystko, by się nie dowiedział. Nie chciałem, by miał kontakt z innymi mafiozami, by się z czymś nie wygadali. Opowiadałem mu jedynie o swojej pracy jako lekarz.

Pewnego dnia jadłem śniadanie w kuchni, a wtedy usłyszałem krzyk z naszej sypialni. Pełen paniki krzyk. Zerwałem się w jednej chwili i pobiegłem do Kugi. Wyobrażałem sobie najgorsze: że ktoś coś mu zrobił ze względu na mnie, że się postrzelił… - Skrzywił się.

Ale nie, on… stał na środku sypialni, stał całkiem nieruchomo, jak sparaliżowany, na twarzy miał wyraz całkowitego przerażenia, a w ręku mój… pistolet.

Podszedłem do niego i delikatnie wyjąłem mu go z ręki, a on nawet nie zareagował… Schowałem pistolet do szafki, wściekły na siebie, że go tu zostawiłem, a on w końcu się trochę uspokoił i powiedział cicho, siadając na łóżku:

- To do samoobrony? Przepraszam, że tak zareagowałem, nie lubię broni…

Wtedy pomyślałem, że nawet nie muszę kłamać, bo sam dał mi gotową wymówkę, ale… nie potrafiłem go okłamać, nie chciałem. Ale jeszcze bardziej nie podobała mi się jego gwałtowna reakcja. „Nie lubię broni”… To było oczywiste, że mnie zostawi, gdy się dowie, ale… Nie chciałem dłużej go okłamywać, nie miałem prawa.

Opowiedziałem mu o mafii. Najpierw milczał, jego oczy robiły się jedynie coraz bardziej okrągłe, ale potem… szepnął:

- To nieważne, za bardzo cię kocham, by cię zostawić. Nie mówmy o tym już nigdy więcej, ok? Dla mnie jesteś już na zawsze „panem doktorem”.

Spojrzał na mnie ufnie, a ja poczułem ogromną ulgę. Pocałowałem go, ale on dodał:

- A nic mi nie grozi?

Skrzywiłem się. Bardzo mnie to przerażało. Nie zniósłbym myśli, że ktoś skrzywdziłby Kugę, by coś ze mną ugrać. Odparłem bez zastanowienia, z głębi serca:

- Zabiję każdego, kto cię skrzywdzi.

On skrzywił się na te słowa, ale ja jedynie go przytuliłem. Nie mogłem ich cofnąć, bo właśnie tak myślałem. Na całym świecie mam tylko jego i Yashiro i nie mogę ich stracić.

Domeki milczał długo. Uderzyło go jak bardzo Kageyama kocha Kugę. Czy jego Yashiro również…? Nie, nie chciał zadawać takich pytań.

Wtedy zapytał Kageyamę o coś, co dręczyło go od jakiegoś czasu:

- Czy ty kiedyś… czy łączyło cię kiedyś z Yashiro coś… fizycznego?

Czuł się jak idiota, ale nie mógł powstrzymać się przed tym pytaniem, a jednak wolał nie zadawać go Yashiro.

Kageyama odparł powoli:

- Tak jak powiedziałem, nigdy nie łączył nas seks, ale… Raz, w szkole… Wspominałem ci, że kiedyś miał całe podrapane ręce, chciałem mu je opatrzeć, bo uparł się, że nie jest mu potrzebna szkolna pielęgniarka.

Była już lekcja, zamknęliśmy się razem w toalecie i… Teraz wiem, że zareagowałem tak na te rany, ale wtedy myślałem, że to jedynie czar Yashiro.

Mocno się wtedy obściskiwaliśmy, Yashiro zaczął mnie rozbierać, ale ja… uciekłem w pewnej chwili, nie byłem na to gotowy, potem jeszcze bardziej liczył na coś więcej, ale ja już nigdy nie straciłem przy nim panowania nad sobą, pilnowałem się. - Uśmiechnął się do Domekiego. - Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe?

- Oczywiście, że nie – odparł, kręcąc głową.

*

Po jakimś czasie ich wspólnego mieszkania Domeki postanowił kupić sobie materac, by wygodniej spało mu się koło łóżka Yashiro. Jednak pewnego wieczoru wyrwało mu się:

- Moglibyśmy spać dziś razem w łóżku… tylko ten jeden raz? - zapytał.

Yashiro milczał długą chwilę, ale w końcu powiedział:

- Dobrze. Ale słuchaj, nie czuję się z tym komfortowo…

Domeki poczuł się winny.

- Wcale nie musimy…

- Nie o to chodzi, raz mogę zrobić wyjątek. - Uśmiechnął się do niego.

Domeki poczuł ogromną ekscytację. Obaj się umyli i Domeki położył się obok Yashiro. Czuł tak ogromną radość, że podejrzewał, że i tak nie zaśnie.

Nie miał odwagi dotknąć Yashiro, więc jedynie leżał koło niego. Yashiro zasnął szybko jak zwykle, a Domeki nadal rozmyślał o swoim życiu. Był z nim tak szczęśliwy…

W końcu zasnął i przez sen objął Yashiro. Rano obudził się. Czuł coś ciepłego i miękkiego obok siebie, ale nie miał pojęcia, co to… Wzmocnił uścisk i wtedy… poczuł ból.

Gwałtownie się zerwał. Obok niego był nagi Yashiro, ale… nie wyglądał normalnie. Był całkowicie przerażony, oczy miał zamglone, jakby go nie widział. I rzucał się po łóżku.

- NIE! NIE! Puść mnie, ty potworze!

Domeki szybko wstał z łóżka i próbował uspokoić Yashiro.

- Spokojnie, nic się nie dzieje… Spokojnie, nic ci nie robię, to ja, Domeki…

Czuł się jak potwór. Pieprzony kretyn… że też zachciało mu się jakiegoś obejmowania przez sen…

Yashiro w końcu przestał krzyczeć, jedynie siedział na łóżku i ciężko oddychał.

- C-co się stało? - zapytał słabo.

- Nie wiem, ty… chyba miałeś jakiś atak.

Yashiro skrzywił się.

- Taa, jasne… kretyn jak zwykle.

- Nie mów tak! Co ci się wydawało? - zapytał, choć bał się odpowiedzi.

- On, oczywiście, mój ojczym, bo kto? Że jest obok mnie i… - powiedział gorzko.

Domeki spuścił wzrok.

- Przepraszam, to moja wina.

- Nie, sam się zgodziłem. Po prostu myślałem, że tym razem… będę miał spokój.

- Więc to nie pierwszy raz?

- Oczywiście, że nie. Ten skurwiel nadal mnie prześladuje, choć uciekłem z domu już dawno.

- Bardzo mi przykro… - Z trudem mówił, tak bardzo mu współczuł.

- Eee tam. Ej, co ta mrużysz oko, uderzyłem cię? - zapytał nagle, patrząc na Domekiego.

Ten się skrzywił. Tak, czuł ból w oku, ale nie chciał teraz o tym wspominać. Yashiro był ważniejszy.

- Przepraszam…

- Nic się nie stało.

Następnego dnia miał pod okiem piękne limo. Westchnął, zbierając się do pracy. Trudno, koledzy w firmie będą plotkować… Nie przejął się tym zbyt mocno. Oczywiście tej nocy spał już sam, nie miałby odwagi znów przestraszyć Yashiro. Jego zamglone, przerażone oczy były dla niego zbyt straszne.

Jednak Yashiro bardzo przejął się jego okiem. Gdy tylko je rano zauważył przestał wylegiwać się w łóżku i jeszcze przed pracą Domekiego pobiegł do sklepu i przyniósł mu podkład maskujący i uparł się, że sam mu go nałoży.

Domeki przez to niemal nie spóźnił się do pracy, ale jednocześnie bardzo cieszyła go troska mężczyzny.

Chyba Yashiro dobrze sobie poradził, bo gdy Domeki pojawił się w pracy nikt ani słowem nie skomentował jego podbitego oka.

Cały dzień w milczeniu pracował, jednak podczas przerwy wyjął telefon i pod wpływem impulsu napisał do Yashiro: „Kocham cię”. Nim zdołał się opamiętać, sms już został wysłany.

To sprawiło, że resztę dnia myślał już tylko o tym. Sprawdził kilka razy telefon, gdy tylko mógł sobie na to pozwolić, ale Yashiro nic mu nie odpisał. Może to i dobrze?… Był zły na swój durny pomysł.

Po pracy zawsze wracał od razu do domu, bo był w stanie myśleć jedynie o Yashiro i pragnął spędzić z nim jak najwięcej czasu, jednak dziś tego nie zrobił.

Długo spacerował po parku, patrząc na rzekę i rozmyślał. Bał się reakcji Yashiro. Wiedział, że ten nie będzie na niego zły, ale bez wątpienia nie podziela jego uczuć, więc… nie chciał go nimi przytłaczać ani zmuszać do niczego. Nadal nie dostał odpowiedzi na smsa, ale może to i lepiej?

W końcu zrobiło się ciemno, a on wiedział, że nie powinien dłużej włóczyć się bez sensu. Wrócił do domu.

Serce mocno tłukło mu się w piersi, ale odważył się otworzyć drzwi. Yashiro jak gdyby nigdy nic leżał na kanapie i czytał magazyn o modzie.

Yashiro był bardzo oszczędną osobą. Jedyny zbytki w jego życiu to były garnitury i magazyny o modzie, które uwielbiał. Przestał też jadać w restauracjach, odkąd Domeki starał się nauczyć gotować.

Domeki wszedł w milczeniu. Yashiro nie zareagował, a Domeki pomyślał, że może tak jest lepiej, choć czuł lekki smutek.

Gdy zjedli obiad, Yashiro podszedł do niego i powiedział dziwnie spiętym głosem:

- Czytałem twojego smsa.

- Nie musisz o tym mó… - zaczął, ale Yashiro przerwał mu pocałunkiem. Domeki zamarł.

Przez chwilę ich usta były złączone, jednak Yashiro szybko odsunął się od niego. Ciężko oddychał.

- Mam nadzieję, że nie poszło mi beznadziejnie. - Uśmiechnął się.

- Nie! Oczywiście, że nie! - zaprotestował Domeki. Kręciło mu się w głowie. Chciał więcej.

- To był mój pierwszy pocałunek w życiu, wiesz… - powiedział cicho Yashiro.

Domeki wytrzeszczył oczy.

- Ale… to niemożliwe – powiedział nim zdążył pomyśleć.

- A jednak możliwe… - odpowiedział Yashiro. - Nigdy nie czułem takiej potrzeby.

Domeki poczuł ciężar na sercu.

- A teraz?

- Chciałem jakoś odpowiedzieć na tego twojego smsa, a w żaden inny sposób nie umiałem i…

- Nie musiałeś, nie przejmuj się. - Domeki uśmiechnął się do niego. Czuł się dziwnie, ale nie miał zamiaru nadal drążyć tego tematu.

Potem już więcej się nie całowali, ale Domeki starał się cieszyć tamtym wspomnieniem i do niczego nie zmuszać Yashiro.

*

- Opowiem ci coś, chcesz? - powiedział nagle Yashiro, gdy wieczorem siedzieli obok siebie po obiedzie.

- Dobrze – odparł szybko zaskoczony Domeki. - Nie spodziewał się, niestety, niczego pozytywnego po jego opowieściach, pewnie to znów jakiś koszmar z jego życia, ale nie chciał mu przerywać, gdy ten zdobył się przed nim na szczerość.

Yashiro jednak tym razem nie zbliżył się do ciała Domekiego, jedynie wyprostował się na kanapie. Z jakiegoś powodu to zachowanie przeraziło Domekiego. Czyżby to wspomnienie było dla Yashiro jeszcze gorsze, skoro odmówił sobie czegoś, co tak bardzo lubił?

- Ostatnio skończyłem na tym, że uciekłem z domu… Ale to wszystko nie skończyło się od razu tak dobrze jak jest teraz… - Yashiro wzrok miał utkwiony w dywanie. Ta nerwowość i brak pewności siebie zupełnie Domekiemu do niego nie pasowały, co jeszcze bardzo go stresowało. - Nie miałem ze sobą nic, łudziłem się, że szybko coś zarobię, wtedy wynajmę mieszkanie i wszystko się ułoży… - szepnął.

Ale nie pomyślałem o tym jak okrutny jest świat. Czas mijał a ja… nadal niemal nic nie miałem. Większość klientów, widząc gościa, mieszkającego na ulicy uznawała, że nie musi mnie szanować ani mi płacić, bo i po co?

Po jakimś czasie zacząłem wyglądać jak prawdziwy bezdomny, a to było błędne koło: oni mi nie płacili, bo obdartusowi nie warto, a jak byłem obdarty, to mi nie płacili. Niektórzy jednak byli uczciwi, ale co z tego, skoro zaraz pojawiał się kolejny i kradł te pieniądze, bo nie miałem gdzie ich ukryć…

A z takim wyglądem nikt nie chciał wynająć mi mieszkania… Ale nadal, jakkolwiek szaleńczo to brzmi, cieszyłem się tym, tą wolnością, życiem bez ojczyma.

Od czasów liceum kochałem seks i już wcześniej myślałem, że właśnie o takiej pracy marzę. Ale potem… nadeszła zima i… zrobiło się źle. Mieszkałem w jakiejś bocznej uliczce, ubranie miałem całe podarte.

W końcu, co było nieuniknione, zachorowałem. Strasznie kaszlałem, ale najgorsza była gorączka. Potem… cały czas już ją miałem.

Domeki słuchał, ta historia byłą tak przerażająca, że czuł trudny do zniesienia ciężar na sercu.

I razem z gorączką… zaczęły się omamy. Wtedy moi klienci stali się dla mnie potworami, monstrami z powykrzywianymi ciałami. Przerażało mnie to, chciałem, by mnie puścili, ale… nie miałem sił, by się poruszyć.

To był ciągły, ciągły lęk. Wtedy… - W oczach Yashiro po raz pierwszy odkąd się znali błysnęły łzy, a to jeszcze bardziej przeraziło Domekiego. - Przed chwilą przyszło do mnie trzech mężczyzn. Po chwili odeszli a ja… Nie miałem nawet sił, by się ruszyć, ubrać, cokolwiek… Śnieg na mnie padał, trząsłem się z zimna i nadal miałem halucynacje. Całą twarz miałem w spermie… - Zaśmiał się smutno.

Wtedy uniosłem głowę, ledwo widziałem i… przede mną stała moja matka.

Domeki na te słowa zasłonił sobie usta dłonią. Nie wiedział, czego się dalej spodziewać, ale to była przecież jego matka, na pewno mu pomoże i… Domeki złapał się na tym, że zacisnął mocno kciuki, choć to było bez sensu, bo przecież tamta historia już się wydarzyła.

Wiesz, ona nigdy nie była idealną matką, była zawsze taka… chłodna, wyniosła dla każdego, ale nie dla mnie. Kochała mnie, wiem o tym, a ja kochałem ją. Jest bardzo bogata, ale miała dla mnie czas. A wtedy… - Yashiro zaszlochał a Domekiego to kompletnie przeraziło. Nie miał pojęcia, co zrobić. Pochylił się nad nim i pocałował go w policzek, by jakoś dodać mu otuchy. - spojrzała na mnie. W jej oczach było tak straszne obrzydzenie, pogarda. Nie byłem w stanie tego znieść, serce niemal mi pękło.

A ona wtedy odwróciła się i zostawiła mnie samego. Wiesz… - Głos mu drżał. - Lubię sobie wyobrażać, że ona… że nigdy jej tam nie było, że to były tylko kolejne moje halucynacje, spowodowane gorączką, bo za bardzo przeraża mnie świadomość, że ona pozwoliłaby swojemu synowi zdychać na ulicy w mrozie, bez względu na to jak bardzo brzydziłaby się tego, co robiłem…

Nie, przepraszam, nie mogę…. - dodał po chwili. - Idę spać. - Wstał i bez słowa przeniósł się do łóżka a Domeki nie mógł zasnąć.

*

Tamta historia nie dawała mu spokoju. Nie mógł uwierzyć, że MATKA mogła zrobić coś takiego… Długo przewracał się, nie mogąc zasnąć, w końcu wstał cicho. Musi się przejść, przewietrzyć, bo tego nie wytrzyma…

Ubrał się i wyszedł na ulicę. Był środek nocy, a on szedł przed siebie jak lunatyk. W głowie wciąż i wciąż odtwarzała mu się scena, którą opowiedział mu Yashiro, nie dawała spokoju, wypalała w nim dziurę.

W końcu przestał już nad sobą panować, skręcił w boczną, ciemną uliczkę i wyobraził sobie w niej nagiego, chorego Yashiro. To pewnie nie była nawet ta uliczka, bo Yashiro nie podał mu adresu, ale to nie miało znaczenia, to równie dobrze mogła być i ta.

Zamrugał zaskoczony, bo nagle NAPRAWDĘ zobaczył przed sobą Yashiro. Czy on śnił? Też miał gorączkę? Sam już nie wiedział.

Próbował wyobrazić sobie, co czuła matka Yashiro, gdy zostawiła go samego…

Szła ulicą, miała na sobie… elegancką garsonkę, ciemne szpilki i dużą torebkę. Nagle Domeki spojrzał w dół i zobaczył, że właśnie tak jest ubrany. Czy on naprawdę oszalał?…

Miała za sobą kolejny ciężko dzień pracy, była bardzo zmęczona, chciała jak najszybciej wrócić do domu, nie miała daleko, więc nie wzięła taksówki.

W głowie wciąż krążyły jej rozmowy z dzisiejszego dnia pracy. Sen, tylko tego teraz potrzebowała… I wtedy zobaczyła jego, swojego syna. Nie, to niemożliwe…

Domeki jak pijany ruszył przed siebie uliczką. Słyszał nawet stukot swoich szpilek. Szaleństwo… Kucnął, by lepiej widzieć, dotknął ziemi przed sobą. Czuł pod palcami zimny, mokry śnieg, którego nie mogło tu teraz być.

Przemknęło mu nagle przez myśl, że pewnie ktoś, kto by go teraz zobaczył uznałby go za jakiegoś pijaka w delirce…

Czuła lęk i… zaskoczenie. Nie, to na pewno nie jest jej Yashiro. Bardzo ją bolało, gdy uciekł z domu, ale przecież on by nie… Poczuła obrzydzenie… i złość.

Nie powinien robić TAKICH rzeczy, a jednocześnie… był jej synem i…

Domeki mocno zacisnął pięści. Walczyła w nim chęć oddania wiernie sceny, bo przecież ta kobieta ZOSTAWIŁA swojego syna nagiego na mrozie oraz chęć, by choć w myślach pomóc Yashiro. To jego matka, do cholery! Jak mogła? Poczuł łzy pod powiekami. Zaraz oszaleje...

Jakim potworem trzeba być, żeby w takiej sytuacji spojrzeć z obrzydzeniem na własnego syna?! Domeki zorientował się, że krzyknął te słowa na głos, ale nikogo nie było w pobliżu.

Przecież powinna pomyśleć, że… że ktoś go zgwałcił albo dał mu pigułkę gwałtu albo czymś go szantażuje! Powinna połączyć jego obecną sytuację z ucieczką z domu! A nawet gdyby uznała, że zrobił to z własnej woli to nadal nikt normalny nie leżałby w śniegu z własnej woli! Domeki czuł, że dłużej nie panuje nad swoimi emocjami. Uderzył mocno pięścią w mur obok siebie. Zabolało i to pomogło mu się odrobinę uspokoić.

Wtedy dostrzegła tamtych okropnych mężczyzn, nadal byli niedaleko, przestraszyła się, że jej też coś zrobią… Zaczęła uciekać, zostawiając Yashiro za sobą…

Domeki płakał już otwarcie, również biegnąc przed siebie jakby ktoś go gonił. Nie miało znaczenia, czy taka była prawda, czy nie, on chciał poczuć się choć odrobinę lepiej, wyobrażając sobie coś na usprawiedliwienie kobiety.

Jak pijany wyszedł na główną ulicę. Zerknął na zegarek. Trzecia w nocy. Nie miał pojęcia, że tak długo się tu szlajał jak szaleniec… Powinien wrócić, przespać się trochę przed pracą, zresztą może Yashiro się obudził i martwił o niego? Tylko Yashiro się teraz liczył, nie przeszłość…

Otarł łzy z twarzy i wszedł do sklepu całodobowego. Kupił sobie jakiś napój i wypił go od razu. Może to go trochę otrzeźwi… Oczywiście nadal nie mógł zasnąć, ale może to było lepsze od bezsensownego łażenia po nocach?…

*

Kilka dni później Yashiro znów podjął tamten temat:

- Tym razem będzie już pozytywniej. - Uśmiechnął się do niego.

Domeki nie był tego do końca pewien, ale słuchał.

- Gdy matka sobie poszła… Do końca zimy było jeszcze daleko, wiem, że bym tam zdechł, na ulicy, to było dla mnie jasne… I wtedy pojawił się ktoś, kto uratował mi życie i całkowicie je odmienił.

- Kageyama – szepnął Domeki, czując do niego jeszcze większą wdzięczność.

- Tak, on. Któregoś dnia szedł ulicą i dostrzegł mnie. Był taki elegancki, bogato ubrany… - Westchnął. - Tęskniłem za nim. Widać było, że mu się powodzi, nie to, co mnie. Ale nie próbowałem udawać, że wcale nie jest ze mną tak źle. Miałem to gdzieś.

Poza tym i tak nie miałbym na to siły. Nadal miałem gorączkę i mocno kaszlałem. On uklęknął przede mną i nic nie mówił. Miał taki smutek w oczach, że poczułem się źle. Nie chciałem jego litości.

A jednocześnie… To bolało jeszcze z innego powodu. Bo to on, mój kolega ze szkoły, okazał mi więcej współczucia niż moja własna matka.

Odwróciłem od niego wzrok, a on zaczął wtedy mówić, dużo mówić. - Yashiro westchnął ciężko. - Mówił, że nie mogę tu zostać, że zabierze mnie do swojego mieszkania. Taa… on nie był takim słabym frajerem jak ja, skoro nie skończył na ulicy – szepnął Yashiro, a Domeki znów pod wpływem emocji pocałował go w policzek.

Że załatwi mi jakąś pracę, mieszkanie, ubranie, żarcie. To było tak cholernie upokarzające… Wtedy uśmiechnąłem się do niego złośliwie i powiedziałem, choć mówienie w tamtej chwili też przychodziło mi z trudem:

- Ja już mam pracę, Kageyama.

Więc on westchnął i powiedział:

- Dobrze, więc załatwię ci jakieś mieszkanie, kogoś do ochrony i…

- Nie. Wynoś się stąd. Niczego mi nie trzeba.

Yashiro zapatrzył się przez okno. Nie wiem, czemu tak się upierałem. To było dla mnie zbyt upokarzające, kto wie, może matce też bym tak odpowiedział?

Poszedł sobie w końcu, a ja… znów zapadłem w ten dziwny letarg, w którym ostatnio byłem cały czas. Minęło tak kilka kolejnych dni, Kageyama już nie wracał, a ze mną było coraz gorzej. Cały się trząsłem i nie mogłem przestać.

Potem było… nic. - Yashiro uśmiechnął się do niego. - Chyba zemdlałem, bo obudziłem się… gdzieś. W jakimś łóżku, wokół było tak elegancko. Nie miałem pojęcia, gdzie jestem. Po chwili przyszedł do mnie… Kageyama.

Oświadczył mi spokojnie, że odkąd kazałem mu odejść obserwował mnie i zabrał z ulicy, gdy straciłem przytomność. Powiedział spokojnie, że jeśli chcę, to znów mogę wrócić na ulicę, ale wtedy… chyba coś we mnie pękło. - Yashiro zamyślił się.

Powiedziałem, że nie chcę. Okazało się, że mam bardzo poważne zapalenie płuc i liczne niewielkie odmrożenia… Wtedy też dowiedziałem się, że jest lekarzem. Opiekował się mną przez kilka tygodni, bo ja upierałem się, że żadnego szpitala.

Potem dał mi pieniądze na mieszkanie, a ja obiecałem mu, że oddam. Dalej upierałem się, że nie mam zamiaru zmieniać zawodu, a on spokojnie odpowiedział, że ok, bo to moja decyzja.

Załatwił mi mieszkanie, w którym właścicielce nie będzie przeszkadzał tabun facetów, którzy mnie odwiedzają i dziwne odgłosy z mieszkania. Upierałem się milion razy, że NIE CHCĘ żadnego ochroniarza, więc w końcu się zgodził, jednak… powiedział, że w takim razie to on będzie mnie chronił „na odległość”. - Yashiro skrzywił się.

Właśnie wtedy dowiedziałem się, że w czasie, gdy ja byłem bezdomną dziwką, on został… mafiozem. Bardzo się wtedy przestraszyłem, nie chciałem mieć nic wspólnego z takim bagnem. Jednak on tak naprawdę w nic nie ingeruje, ludzie wiedzą KIM on jest i to najwyraźniej wystarczy.

To także on załatwił mi klientów, sam nie wiem jak i skąd ich skombinował, ale to dobrzy ludzie… Wiesz, nic mnie z nimi nie łączy poza seksem, ale spotykamy się regularnie, pamiętam ich imiona, zamienimy przed czy po parę zdań.

Kiedy już mogłem zacząć stawiać sam warunki, bo nie groziła mi śmierć na ulicy, to chciałem, by to nie był ktoś, kto zdradza ze mną swoją żonę. Jednego dnia klient podczas seksu ze mną jak gdyby nigdy nic odebrał telefon i powiedział: „Tak kochanie, jestem w pracy, zaraz pojadę po naszego syna do przedszkola”. Zmroziło mnie. - Yashiro posmutniał.

Nie miałem odwagi powiedzieć do niego „spieprzaj stąd”, więc do końca udawałem, że wszystko jest ok. Potem też jakiś czas nic nie zrobiłem, czułem, że nie mam prawa robić za stróża moralności, bo sam robię coś, co dla wielu jest dnem moralności, ale ja… nikogo nie zdradzałem i… uwierało mnie to.

Potem spotkałem się z Kageyamą, mieliśmy sobie jedynie przyjacielsko pogadać, ale on zauważył moją krzywą minę i powiedział:

- Co się stało?

W końcu mu opowiedziałem. Wtedy odparł:

- Przepraszam, to się więcej nie powtórzy, podaj mi jego imię.

Yashiro miał zaskoczoną minę, jakby nadal nie wierzył w tę odpowiedź Kageyamy.

Potem oświadczył mi spokojnie, że paru klientów też więcej do mnie nie przyjdzie, bo „powinni zająć się swoimi żonami, a nie bawić się w zdrady”, a ja… poczułem ogromną radość, że… Kageyama zgadza się ze mną, że nie uważa, że przesadzam.

Po jakimś czasie oddałem mu te pieniądze, choć upierał się, że nie muszę. Nagle stałem się bogaty, ale nigdy nie lubiłem marnować pieniędzy. Nie wiem, czy miałem szczęście, czy to Kageyama jest aż tak dobrym ojcem chrzestnym, ale… nikt nigdy mnie nie skrzywdził i naprawdę jestem zadowolony ze swojej pracy i… szczęśliwy.

Domeki uśmiechnął się do siebie. Cieszyło go, że po tym koszmarze, który przeżył Yashiro jest teraz zadowolony ze swojego życia.

*

Kilka dni później znów spotkał się z Kageyamą na ich wspólne rozmowy, który z czasem stały się ich zwyczajem.

Domeki nie mógł przestać myśleć o słowach Yashiro, więc uznał, że zapyta o to Kageyamę.

- Słuchaj… Yashiro opowiadał mi, że to ty załatwiłeś mu klientów.

Kageyama skinął głową.

- Tak poza tym… opowiadał mi też, że to ty… uratowałeś mu życie i… bardzo chcę ci za to podziękować… - Głos mu się załamał, zdał sobie teraz sprawę, że gdyby nie Kageyama nigdy w życiu nie poznałby swojej miłości.

Kageyama zamyślił się.

- Dręczyło mnie, że nagle zniknął ze szkoły, jego matka nie umiała mi powiedzieć, gdzie on jest i… chciałem się dowiedzieć, brakowało mi go. Minęło dużo czasu, ale w końcu udało mi się go odnaleźć, całkowitym trafem.

- Jak to było z tymi klientami? - zapytał w końcu Domeki.

Kageyama zaśmiał się.

- Poszedłem do domu publicznego. Pracowały tam same kobiety, spotkałem pewnego mężczyznę, przychodził z kolegą, ale on zawsze tylko czekał na niego. Stał i patrzył w zamyśleniu przed siebie. Czułem, że czegoś mu brakuje, że za czymś tęskni.

Podszedłem do niego. Zapytałem wprost:

- Przydałby się tu jakiś mężczyzna, nie?

Niemal wyskoczył ze skóry, zaczął bełkotać, że wcale nie, ale po chwili powiedział:

- BARDZO.

A ja wspomniałem mu o Yashiro.

Potem poszedłem do klubu ze striptizem i patrzyłem na mężczyzn, którzy zupełnie nie byli zainteresowani nagą kobietą, tylko patrzyli gdzieś na boki, zamyśleni.

No i tak dalej. W końcu udało mi się zabrać wystarczającą grupę mężczyzn, przepytałem ich, by sprawdzić, czy nie są jakimiś świrami, kazałem im przynieść wyniki badań i w końcu przedstawiłem ich Yashiro, zapytałem, czy wszystko mu odpowiada, ustaliłem stawki i zasady zachowania. Yashiro był zadowolony. Potem tylko pilnowałem, by WIEDZIELI, że może ich spotkać coś złego, gdyby go skrzywdzili i monitorowałem sytuację. - Wzruszył ramionami.

*

Minęło kilka tygodni, a Domeki nie był w stanie zapomnieć o historii Yashiro. Te myśli wypalały mu dziurę w brzuchu, a on poczuł, że dłużej nie chce tego znosić.

Z trudem udało mu się wymyślić podstęp i zdobył od Yashiro adres matki, choć nie miał pojęcia, czy ona nadal mieszka z tym potworem.

Wziął w pracy dzień wolny, nie mówiąc o tym Yashiro i… poszedł pod jej dom. Czuł, że to szaleństwo, ale nie mógł się powstrzymać. Nie bardzo wiedział, co chce osiągnąć.

Oczywiście najwspanialej by było, gdyby matka Yashiro nagle zmieniła się i przyszła spotkać się z Yashiro, przeprosiła go…

Ale to wydawało mu się kompletnie nierealne. Przecież… Yashiro pewnie za nic nie zgodziłby się, by okłamywać ją w sprawie swojej pracy, a gdyby jej powiedział… pewnie nie byłaby zadowolona.

Ale może chociaż mogliby spotkać się raz, porozmawiać, może Yashiro poczułby się trochę lepiej, byłby mniej zraniony.

Chyba najbardziej przerażała go myśl, że ten potwór nadal tam jest… Że ona go nie zostawiła. A gdyby go spotkał… to co?

Gdy tylko o nim myślał czuł taką samą palącą nienawiść jak wtedy, gdy pobił swojego ojca… Gdyby go zabił… Oczywiście, że tylko pomógłby światu, ale… trafiłby znów do więzienia, czy zniósłby to? A Yashiro? Jakby zareagował? Nie, musi nad sobą panować.

Nie znał dokładnego adresu, bał się o to pytać, miał jednak nazwę ulicy, bo pytał Yashiro, czy może to było niedaleko jego domu rodzinnego i ten odpowiedział mu wtedy, że nie, że to na drugim końcu miasta i podał nazwę ulicy.

Znał też nazwisko, wiedział, że jego matka jest bogata. Jeśli popyta, to…

W końcu zdobył dokładny adres od jakiegoś przechodnia. Ale nie miał odwagi wejść… Spojrzał na bogaty, duży dom i usiadł na ławce niedaleko. Może powinien dać sobie spokój? Wrócić do domu?

- Co tak siedzisz?

Niemal podskoczył, gdy obok niego usiadła mała dziewczynka.

- Och, ja… zamyśliłem się – odparł szybko.

Wyglądała słodko. Miała dwa sterczące kucyki i uśmiechała się do niego szeroko. Usiadła koło niego, zupełnie nie zawstydzona i znów zapytała:

- Mieszkasz niedaleko?

- Nie. Przyszedłem tu kogoś odwiedzić.

Nie wiedział, czemu z nią rozmawia. Nigdy nie miał podejścia do dzieci, właściwie na swój sposób przerażały go swoją szczerością i prostotą, ale tej małej nie zignorował. Może był tak zestresowany, że uznał, że mała niezobowiązująca rozmowa dobrze mu zrobi?

- Kogo? - zapytała ciekawie.

Po chwili wahania podał imię i nazwisko kobiety.

Ona, ku jego zaskoczeniu, uśmiechnęła się szeroko i powiedziała:

- Super! Ona jest bardzo miła!

- Naprawdę? - wyrwało mu się. Może ta rozmowa nie będzie jednak taka zła?…

- Tak! Zawsze wita się ze mną i głaszcze po głowie! Mieszkam obok i często ją spotykam.

- To super… - odparł cicho.

Zawahał się. Czy ma prawo pytać? Rozejrzał się nerwowo wokół. Nikogo… Powinien przepytywać obcą dziewczynkę, czy ktoś nie pomyśli sobie o nim czegoś złego? Trudno. Zrobi to, lepiej wiedzieć wcześniej.

- Czy ta pani z kimś mieszka?

Dziewczynka wyraźnie posmutniała, a on poczuł, że serce mu boleśnie przyspiesza. To nie wróżyło niczego dobrego.

- Tak, z takim panem. On… nie jest miły, nigdy się do mnie nie uśmiecha, jest taki… straszny.

Zacisnął usta. Doskonale…

- Przykro mi – odparł szybko.

Dziewczynka z przejęciem pokiwała głową, już miała coś dodać, ale wtedy Domeki usłyszał krzyk kobiety:

- Chodź tu, skarbie! Gdzie jesteś?! Idziemy na zakupy!

Dziewczynka zachichotała i pomachała do niego. Chwilę potem już jej nie było.

Westchnął i na chwilę przymknął oczy. W końcu zebrał się na odwagę i wstał. Najwyżej szybko stamtąd wyjdzie i tyle…

Czuł jak pocą mu się dłonie. Szaleństwo.

Zadzwonił do drzwi i wstrzymał oddech. Po chwili otworzyła mu elegancka kobieta. Domeki poczuł, że serce mu przyspiesza. Jej oczy i włosy… były niemal identyczne jak u Yashiro i to w jakiś sposób go zabolało.

- Słucham? - zapytała wyniośle, mierząc go od stóp do głów.

Odruchowo pomyślał, co ma dziś na sobie. Nie podobało mu się to spojrzenie, ale obiecał sobie, że to nie zepsuje mu humoru, więc uśmiechnął się do niej szeroko.

- Jestem… kolegą Yashiro, mogę wejść?

Kobieta jęknęła i zakryła sobie usta dłonią. Domeki pomyślał przez chwilę, że może jednak nie będzie to złe spotkanie.

Szybko go wpuściła. Wstrzymał oddech, czekając aż krzyknie: „Kochanie, mamy gościa!”, ale najwyraźniej była w domu sama. To dobrze.

Zaprosiła go na kanapę w salonie, jednak nie zaproponowała nic do picia. Gdy już usiedli, zaczęła:

- Nie mam z nim kontaktu odkąd uciekł z domu, był wtedy nastolatkiem, to straszne!

Domeki zmarszczył brwi. A może naprawdę Yashiro miał wtedy halucynacje i ona już potem nigdy go nie spotkała i… Ale postanowił zaryzykować. Spojrzał na nią intensywnie i powiedział:

- NAPRAWDĘ już go potem pani ani razu nie spotkała?

Zmieszała się, a on znów poczuł ukłucie bólu. Więc Yashiro się nie mylił, niestety…

- No tak… powiedziała cicho, ze wstydem. - Ale to pewnie nie był on i tylko mi się zdawało.

Skinął spokojnie głową, by skłonić ją do mówienia, ale w środku z nim buzowało.

- Ja znam tę historię – powiedział, gdy ona milczała. Czuł, że złość bierze w nim górę.

Wtedy jej zachowanie nagle się zmieniło. Zjeżyła się i krzyknęła:

- Jasne! Pewnie jesteś jego klientem! A on nadal pieprzy się z tymi wszystkimi facetami! To obrzydliwe!

Domeki gwałtownie zerwał się z kanapy, ona również. Miał ochotę ją uderzyć, ale powstrzymał się.

- To pani syn! Jak pani może! - wrzasnął, choć zwykle był bardzo spokojny.

- Mój syn nie robiłby takich rzeczy! On nadal jest dziwką, prawda?!

Domeki z trudem oddychał. Był kretynem, po co tu przyszedł? Co powinien odpowiedzieć? Skłamać? Czy to coś naprawi? Powiedzieć prawdę? Ale czy miał do tego prawo? To było bardzo złe przychodzić tu bez wiedzy Yashiro….

- Tak… - powiedział cicho.

Otworzyła gwałtownie usta. Nagle zmarszczyła nos, jakby poczuła smród i spojrzała na niego:

- Jesteś JEGO klientem, prawda?!

Nie wiedział czemu, ale odpowiedział:

- Nie. Jesteśmy znajomymi.

Zaśmiała się gorzko.

- Nie wierzę.

- Nie musi pani. Ja…

Przerwał mu dźwięk smsa. Pomyślał o Yashiro.

- To on, prawda? - wysyczała z nienawiścią.

Wziął do ręki telefon i odczytał: „Z ostatnim klientem było OBŁĘDNIE, teraz odpoczywam”. Gwałtownie poczerwieniał. Ostatnio Yashiro często pisał mu tego typu smsy, a on nie do końca rozumiał, dlaczego.

- Ha! Mówiłam, że to od niego! - krzyknęła z triumfem.

Szybko schował telefon do kieszeni.

- Naprawdę nie chce pani… spotkać się z synem albo choć porozmawiać z nim przez telefon? - dodał żałośnie.

- Nie – odparła hardo. - On już nie jest moim synem!

Domeki poczuł łzy pod powiekami. To było straszne…

- Nieźle cię omotał, nie? - zapytała ironicznie.

Nic nie odpowiedział.

- Nie rozumie pani… nic pani nie rozumie. - spojrzał jej w oczy, starając się po raz ostatni coś zmienić. - Nie zastanawiała się pani, DLACZEGO uciekł z domu? - zapytał desperacko.

- Żeby móc się do woli pieprzyć z takimi jak ty! - ryknęła.

Podszedł do niej gwałtownie. Nie panował już nad sobą. Znów poczuł ochotę, by ją uderzyć.

- WYNOŚ SIĘ STĄD POTWORZE! - krzyknęła, przestraszona. - Jesteś tak samo nienormalny jak mój syn! Zaraz wezwę policję!

Rzucił się do drzwi. Siedzenie tu nie miało już żadnego sensu…

Znów usiadł na tej samej ławce. Schował twarz w dłoniach. Miał ochotę płakać, wyć. Jak można być takim potworem?! Ta mała się pomyliła…

Wyjął telefon i odpisał Yashiro: „Cieszę się, że masz dobry dzień”. Cóż, on nie miał… Yashiro był w stanie poprawić nawet jego najgorszy nastrój. Uśmiechnął się do siebie, chowając telefon.

- Ej, co się tak szczerzysz, piszesz do swojej laski?

Szybko uniósł głowę. To nie była tamta dziewczynka. Zobaczył przed sobą jakąś nastolatkę. Co to za ławka?! Czemu każdy do niego zagaduje?

- Tak – odparł po chwili walki z samym sobą.

Tak samo jak i w pracy nie wiedział jak odpowiedzieć na takie pytanie. Tak, to był ktoś, na kim mu romantycznie zależało, ale to nie była „laska”, ale… Nie będzie tego tłumaczyć obcej dziewczynie…

- Ja też mam chłopaka – poinformowała go radośnie i usiadła obok.

- I co? - zapytał głupio.

- I nic – odpowiedziała.

Prychnął w duchu. Sam nie wiedział, do czego zmierza.

- Miałaś kiedyś tak, że nie mogłaś komuś powiedzieć o swoim chłopaku? - zapytał nagle.

Co on wyprawia? Czy ta obca nastolatka ma rozwiązać jego problemy?

- Nie… tak – powiedziała. - Mój były był… ubierał się dość mrocznie i bałam się, że matka się wścieknie.

- I co zrobiłaś? - zapytał. Naprawdę czuł, że CHCE poznać odpowiedź, choć dziwiło go to.

Wzruszyła ramionami, jakby to było oczywiste.

- Powiedziałam jej. Pogadała trochę i dała mi spokój. A potem go zostawiłam, bo mnie zaczął wkurzać – Zaśmiała się beztrosko.

Domeki nagle poczuł, że jej słowa mu pomogły poradzić sobie z bałaganem we własnej głowie.

Wstał nagle.

- Dziękuję za tę rozmowę, dała mi do myślenia. - Ukłonił się przed nią lekko.

- Spoko – odparła po prostu.

Odszedł. Po drodze spotkał tamtą dziewczynkę. Uśmiechnęła się do niego jak do starego znajomego i powiedziała:

- Spotkałeś ją?

- Tak… odparł niewyraźnie.

- I co? Jest miła, nie?

Otworzył usta, zaskoczony. Dzieci często mają przeczucie co do intencji ludzi. Czy to znaczy… że ona naprawdę była dobrym człowiekiem dla KAŻDEGO z wyjątkiem własnego syna?…

- Tak, jest miła.

I odszedł szybko bez pożegnania.

Nigdy nie wspomniał Yashiro o tamtej koszmarnej wymianie zdań. Czuł, że tylko by tym jeszcze bardziej skrzywdził swojego ukochanego.

*

Domeki wrócił do domu, marzył o spokojnym wieczorze z Yashiro. Wszedł do środka i… zamarł, ale już po chwili pobiegł w stronę Yashiro.

Leżał on na łóżku, skulony i trząsł się. Oko miał obwiązane bandażem, obok niego pochylał się Kageyama. Yashiro mruczał coś, jakby płakał.

- Co się…? - z trudem wyszeptał Domeki.

Kageyama spojrzał na niego. W jego oczach widać było czystą nienawiść.

- Jakiś skurwiel go skrzywdził – wysyczał. - Póki co niczego nie umiem z niego wyciągnąć. Już go wstępnie zbadałem i opatrzyłem.

Domeki czuł się jak we śnie. Skinął głową i usiadł spokojnie na kanapie, ale tak naprawdę nic do niego nie docierało.

- To moja wina… - syknął po chwili milczenia Kageyama. - On się upierał, że nie muszę go niańczyć, a ja w końcu mu ustąpiłem i… nie robiłem już tego tak restrykcyjnie.

Domeki wstał, nadal czując się nierealnie, i poklepał Kageyamę po ramieniu.

- Nie, to nie twoja wina. Starasz się dla niego, a poza tym… sam wiem jak bardzo uparty jest Yashiro.

- Może ty coś zdziałasz, co? - Kageyama zerknął na niego. Gdybym już coś wiedział, mógłbym zrobić temu skurwielowi to samo… - Jego głos był niemal spokojny. Domeki poczuł dreszcze wzdłuż kręgosłupa i pomyślał, że teraz po raz pierwszy dociera do niego, DLACZEGO Kageyama zdołał tak daleko zajść w mafii.

Domeki nie był pewien, czy sam coś wskóra, ale uklęknął obok Yashiro i szepnął:

- Wszystko już jest dobrze, Yashiro… - Chciało mu się płakać, ale wiedział, że to nie jest odpowiedni moment. - Powiesz, co się stało?

Yashiro jedynie odrobinę odwrócił głowę, by na niego zerknąć.

- Nie wiem… - mówił z trudem. W jedynym odsłoniętym oku miał łzy. - Czekałem na klienta, ktoś nagle wpadł do środka bez pukania, ale to nie był on. Najpierw się zdziwiłem, potem pomyślałem, że może tamten nie mógł przyjść i wysłał do mnie kolegę, już tak bywało. Pomyślałem, czemu nie, a wtedy on… - Skrzywił się. - Rzucił się na mnie i zaczął bić, zachowywał się jak wariat… wciąż wrzeszczał, że „jestem obrzydliwą dziwką” i że „takich jak ja powinno się zabijać”… - Yashiro skulił się jeszcze bardziej. - A potem mnie zgwałcił i uciekł, a ja… nie miałem jak się bronić, on miał pistolet i… dał mi do zrozumienia, że jeśli coś zrobię, to…

Dopiero jak poszedł dotarło do mnie, że coś mi się stało z okiem, on wiele razy uderzył mnie w głowę… ja nic na nie nie widzę i… jeśli to już na zawsze, to… - Rozpłakał się.

Domeki zacisnął pięści tak mocno, że paznokcie przebiły skórę, ale nie dbał o to. Chciał go pogłaskać, powiedzieć „będę przy tobie, kochanie”, ale nie sądził, by Yashiro chciał takiego zachowania, więc nadal jedynie klęczał przed nim.

- Nic więcej nie mówił? - Ton głosu Kageyamy nadal był pełen napięcia. - Nie znasz go? Przepraszam, że tak cię wypytuję, ale MUSZĘ coś z tym zrobić.

- Pamiętam, z kim się pieprzę – wysyczał. - Nie wiem, kto to. Cały czas tylko się wściekał i mi groził…

- Jak wyglądał? - naciskał Kageyama.

- Całkiem zwyczajnie… Żadnych znaków szczególnych… Ciemne, krótkie włosy… A nie… - szepnął niemal bezgłośnie. - Miał… pieprzyk koło oka. - Nagle zatrząsł się mocno. - Nie zniosę tego dłużej, proszę… - jęknął.

Domeki szybko wstał, ale Kageyama nie nalegał. Westchnął i powiedział:

- Ma wstrząśnienie mózgu. Jeśli chodzi o oko… sądzę, że najbliższy tydzień będzie… decydujący. Teraz to oko musi odpocząć. - Zerknął poważnie na Domekiego. - Teraz wyjdę, ty z nim zostaniesz, prawda?

- Oczywiście – odpowiedział szybko.

Kageyama skinął głową i wyszedł. Domeki znów klęknął przed Yashiro.

- Jak się czujesz?

Yashiro skrzywił się.

- Wiesz, co jest najgorsze? - szepnął, a Domeki zadrżał. - Że… myślałem, że jeśli znów ktoś mi to zrobi, to… że jestem już uodporniony… że nikt nie może być gorszy od mojego ojczyma, więc zupełnie się nie przejmę… A ja… czuję się koszmarnie… Jakby już nic w życiu nie miało sensu…

Domeki poczuł ogromne przerażenie, ale nie chciał panikować przy Yashiro.

- Chciałbym, żeby to minęło, ale… nie wiem…

- Pomogę ci, z czasem… przestaniesz o tym myśleć.

- Taa… Ale nie zapomnę. Boję się, że… zacznę bać się mężczyzn… - Znów zaczął płakać. - Gdy on… znów przypomniał mi się ojczym, choć wcześniej już rzadko o nim myślałem. Jeśli nie będę mógł wykonywać mojego zawodu, to… będę nikim, nadaję się jedynie do bycia dziwką, nie umiem nic innego i nie chcę, ale…

- To minie… Musisz odpocząć i tyle…

- Będę się nudził.

- Będę przy tobie. Wezmę wolne w pracy i…

Yashiro pokręcił głową.

- Nie, nie będziesz przeze mnie robił sobie kłopotów w pracy. Idę spać – dodał ponuro i odwrócił się tyłem do Domekiego.

Westchnął i wstał. Bardzo martwił go jego stan psychiczny, ale… nie wiedział, co może zrobić.

Każdego dnia odwiedzał ich Kageyama i badał Yashiro. Ustalili, że Domeki będzie przy nim, gdy nie pracuje, a przez resztę czasu pilnował go Kageyama.

Powiedział mu na osobności, że wciąż stara się ze swoimi ludźmi ustalić kim jest ta osoba, ale jeszcze mu się to nie udało.

- On powiedział, że wróci i… to powtórzy, by mnie ukarać – szepnął Yashiro. - A ja się boję.

- Zatłukę każdego, kto cię tknie – wysyczał Domeki.

Kageyama odciągnął go na bok i spojrzał poważnie.

- Jesteś pewien, że dasz radę… obezwładnić tego potwora?

Domeki uśmiechnął się gorzko.

- Tak, w końcu trafiłem do więzienia za pobicie, mój ojciec ledwo to przeżył… - Westchnął.

Kageyama podał mu pistolet.

- Na wszelki wypadek – powiedział cicho, by Yashiro tego nie usłyszał. - Umiesz się nim posługiwać?

Domeki skinął głową. Miał kiedyś krótki kurs.

Potem ponownie zbadał oko Yashiro. Od kilku dni nie było żadnej poprawy…

- I jak? - zapytał Kageyama, głosem pełnym napięcia. - Zasłaniał Yashiro drugie oko.

- Nic… - odpowiedział Yashiro, był wyraźnie zdesperowany. - Nic, kurwa, nie widzę… Nieważne. - Zerwał się i odsunął od Kageyamy. - Nie marnuj już na mnie czasu.

- Nie mów tak. Jest jeszcze nadzieja.

- Jasne – syknął Yashiro.

Yashiro od tamtego dnia miał koszmary senne, z których budził się z krzykiem a w dzień leżał w łóżku z ponurym nastrojem i nie chciał z nikim rozmawiać. Jego klienci dzwonili do niego, by pytać o datę kolejnego spotkania, a wtedy Yashiro wysłał do nich wszystkich smsa: „Mam teraz urlop. Do odwołania”. Domeki czuł, że z Yashiro dzieje się coś bardzo złego i nienawidził się za to, że nie umiał mu pomóc.

- Boję się nawet na myśl o seksie… - powiedział cicho do Domekiego, gdy zostali sami.

- Przykro mi, ale…

Yashiro zerwał się gwałtownie z łóżka.

- Ale „zaraz mi przejdzie”, tak?! - krzyknął ze złością. - Nie, samo nie przejdzie. Muszę się na powrót z tym oswoić.

- Ale… - powiedział niepewnie Domeki. Nie chciał mu niczego zakazywać, ale martwił się o niego, a wiedział jakie zalecenia dał mu Kageyama. - Nie powinieneś jeszcze…

Yashiro prychnął.

- Nie to mam na myśli.

Domeki zmarszczył brwi. Nie rozumiał.

- A co?

Wzruszył ramionami.

- Zobaczysz.

Sięgnął po telefon i zaczął pisać smsa. Domeki nadal nie rozumiał.

- Zacznę od jakiś erotycznych smsów. Może to mnie rozkręci.

Domeki nic nie odpowiedział. Miał nadzieję, że to zadziała. Przez chwilę było słychać tylko stukanie, ale potem Yashiro ze złością rzucił telefonem.

- Co się stało? - szepnął Domeki.

- Nie dość, że nawet to mnie obrzydza, to jeszcze… nadal nic nie widzę na to oko… - Znów się rozpłakał.

Domeki nigdy nie widział go w takim stanie i był przerażony.

- Może cię przytulę? - zaryzykował nieśmiało.

Yashiro prychnął.

- Jasne, jeśli chcesz, żebym znów zaczął wariować… - powiedział ponuro.

Minął tydzień, Kageyama znów przyszedł na badanie. Domeki czuł, że serce zaraz mu wyskoczy. We trójkę usiedli i Kageyama ponownie zaczął badać jego chore oko. Po chwili Yashiro znów się zerwał i krzyknął:

- Nic! NIC!

Domeki widział jak Kageyama zaciska pięść.

- Jeszcze… - zaczął, ale Yashiro wypadł z mieszkania, trzaskając drzwiami.

Kageyama spojrzał ze smutkiem na Domekiego.

Potem minął kolejny tydzień i Yashiro nadal nic nie widział na prawe oko…

Yashiro spojrzał na Domekiego i powiedział:

- Wiesz co? To już nieważne… pogodziłem się z tym, cudów nie zdziałam. Mam jeszcze drugie oko, nie? - Skrzywił się, choć pewnie miał to być uśmiech. - Bardziej martwi mnie inna sprawa.

Tak, Domeki wiedział, co on ma na myśli…

- Spróbuję dziś zadzwonić do jednego z klientów, może wtedy…

- Jasne – odpowiedział Domeki.

Yashiro spojrzał na niego znacząco.

- I co, będziesz tego słuchał?

Domeki poczuł, że czerwienieje.

- N-no nie… ale… nie mogę cię zostawić samego w domu! Nie kiedy ten świr nadal jest na wolności! - zaprotestował.

- To jaki masz plan? - Yashiro pytająco uniósł brew.

- Ja… nieważne… pójdę do toalety.

Tak też zrobił, ale bardzo szybko tego pożałował.

Yashiro jęczał w słuchawkę i mówił wiele, wiele sprośnych zdań. Używał bardzo wulgarnego języka. Dopiero teraz Domeki w pełni zauważył jak bardzo Yashiro się przy nim powstrzymuje.

Z jednej strony to było miłe, z drugiej… czuł jeszcze większy szok.

Usiadł na toalecie i zasłonił sobie uszy dłońmi, ale to niewiele dawało. Starał się śpiewać coś sobie w myślach, ale to też na nic… Wciąż tylko słyszał kolejne słowa Yashiro i czuł, że policzki płoną mu jeszcze bardziej.

W końcu Yashiro zamilkł, a on odważył się wystawić głowę z łazienki.

Yashiro leżał na łóżku. Uśmiechnął się na jego widok.

- I co, podobało ci się? - zapytał ironicznie.

Domeki jedynie szybko odwrócił wzrok.

- Ale wiesz co? - szepnął zamyślony Yashiro. - Nie było źle, już się nie bałem, dotykałem się i… fantazjowałem. Wiem, że to tylko telefon, ale… już jest lepiej. Myślisz, że nie widzę jaki jesteś czerwony? - zapytał po chwili Yashiro.

- To nieważne… - odparł nieśmiało. - Nie zostawię cię samego.

Yashiro westchnął ciężko.

- I co, będziecie mnie tak niańczyć do końca życia?

Domeki zacisnął zęby. MUSIAŁ wierzyć, że go złapią, przynajmniej on, skoro Yashiro nie wierzył…

- Nie, tylko dopóki…

- Jasne. – Yashiro znów zerwał się z łóżka i zaczął szybko krążyć po pokoju. Od tamtego dnia stał się bardzo nerwowy i niecierpliwy.

Kilka dni później Domeki wrócił z pracy i zastał na łóżku trzęsącego się i płaczącego Yashiro. Dziko rozejrzał się po pokoju, szukając tego potwora, ale…

- On… - wybełkotał Yashiro, krztusząc się łzami. - on go zabił… - Znów zaniósł się płaczem.

Domeki dopadł do niego. Nic nie rozumiał. Był przerażony tak samo jak Yashiro.

- Kto? Kogo? - zapytał Domeki, starając się nie podnosić głosu.

- Kageyama… tego faceta… - wybełkotał niewyraźnie Yashiro.

Domeki uparł przed nim na kolana. Czuł ulgę nie do opisania. Nie rozumiał przerażenia Yashiro, sam marzył o tym, by uściskać Kageyamę.

- Ja… jestem tylko… zwykłą dziwką… - płakał Yashiro. Domeki pochylił się nad nim, by móc słyszeć, co mówi. - Nigdy nikogo nie zabiłem…

Domeki powoli zaczynał rozumieć. Wiedział, że Yashiro jest dobrym człowiekiem, ale i tak zaskoczyło go, gdy zrozumiał, że Yashiro WSPÓŁCZUŁ temu potworowi, który go skrzywdził… Niepojęte.

- Nadal nikogo nie zabiłeś – powiedział stanowczo.

Yashiro zatrząsł się jeszcze gwałtowniej.

- Nieprawda… - zapłakał. - Teraz zabiłem tego faceta… To moja wina, jestem kretynem. Co to był za problem? Czemu mi przeszkadzało, że on…? Równie dobrze można by nazwać to zwykłym seksem i…

- Nie – przerwał mu stanowczo. - Nie można. On cię skrzywdził.

- A teraz NIE ŻYJE! - zawył, zrywając się z łóżka. - Ja… wiedziałem, że Kageyama go ukarze, tak, ale…

Domeki milczał. Nie wiedział, co miałby powiedzieć… Oczywiście, gdyby to wszystko było choć odrobinę bardziej legalne to policja by się tym zajęła i wtedy pewnie by go zamknęli, ale… Zresztą kto wie, czy policja dałaby radę go ująć? W końcu Kageyama był tak skuteczny…

- Uspokój się, kochanie… - szepnął. Nagle zamarł. Jeszcze nigdy nie odważył się wypowiedzieć tego słowa, choć marzył o tym wiele razy. Bał się reakcji Yashiro, ale on jedynie uśmiechnął się lekko, jakby nie miał nic przeciwko. Domeki poczuł ulgę.

Potem Domeki bardzo długo dziękował Kageyamie, nie wspominając mu jednak o reakcji Yashiro na tę informację. To nie miało sensu.

Kilka dni później Domeki wszedł do domu i rzucił się na łóżko i zamknął oczy, by odpocząć po pracy. Był sam, Yashiro wyszedł. Teraz, gdy był już wolny od tamtego potwora… Kageyama powiedział im, że miał na imię Inami i był policjantem. Psychol… Domeki z trudem o nim myślał.

Nie, koniec, powinien się teraz zrelaksować i…

Wtedy usłyszał, że drzwi otwierają się powoli. W jednej chwili się zerwał. Był przerażony. Może tamten mężczyzna miał jakiegoś wspólnika i… Jeśli teraz i jego skrzywdzi… pomyślał nagle o swoim współwięźniu…

W drzwiach stał Yashiro. Ziewnął i powiedział:

- Spać mi się chce, ostatnio nadal kiepsko sypiam. - Spojrzał na przerażoną twarz Domekiego i zmarszczył brwi. - Co… co się stało? - zapytał.

Domeki odetchnął głęboko, by się uspokoić i pokręcił głową.

- Nic. Odpoczywaj.

Oni obaj niedługo oszaleją z lęku… Nie wiedział, co z tym zrobić.

Kilka dni później Domeki zastał Yashiro leżącego na łóżku z telefonem w ręku. Patrzył w niego z uporem.

- Co robisz? - zapytał.

Yashiro westchnął głośno.

- Muszę zrobić sobie terapię wstrząsową – oświadczył.

- Co zrobić? - zapytał głupio Domeki, choć od razu zrozumiał, co ten ma na myśli. I w jednej chwili rozbolał go brzuch. W końcu dodał: - I?

Yashiro wzruszył ramionami.

- Szukam kogoś odpowiedniego.

- Co masz na myśli? - zapytał, siadając koło niego.

- Kogoś… najbardziej delikatnego, miłego. Nie lubię delikatnych facetów, ale… Właściwie nigdy nie zastanawiałem się nad ich charakterami. Szkoda, że to nie możesz być ty… pewnie mniej bym się bał… - westchnął jakby do siebie.

Domeki pochylił głowę. Znów poczuł się winny. Ale Yashiro jak gdyby nigdy nic mówił dalej:

- Chyba już wybrałem. Ma na imię Naoki. Zawsze był miły i spokojny. Może to dobry wybór… - westchnął. Nie wydawał się być przekonany do tego pomysłu.

- A ja… zapytał cicho Domeki. - Co mam ze sobą zrobić?

Yashiro zgarbił się.

- Boję się, że będę miał atak paniki, ale nie chcę cię w to wszystko wplątywać, wiem, że czułbyś się wtedy źle i…

- Więc będę… na klatce schodowej, gdybyś zaczął krzyczeć wiedziałbym, że coś jest nie tak i…

Yashiro myślał przez chwilę.

- Tak, to chyba dobry pomysł. - Skinął głową.

Następnego dnia Domeki zniknął w bocznym korytarzu i usiadł na schodach, zamyślony. Mało spał tej nocy i zastanawiał się, czy zdołałby uspokoić Yashiro, gdyby ten zaczął panikować. Czy musiałby prosić o pomoc Kageyamę? On i tak już wiele dla nich ostatnio zrobił. Ale Yashiro był tak zdeterminowany…

Wtedy zobaczył mężczyznę, idącego korytarzem. Tamten nie zauważył go…

Yashiro czuł wyraźnie jak trzęsą mu się ręce. Domeki wyszedł a on usiadł na kanapie. Po chwili usłyszał pukanie do drzwi. Nerwowo powiedział „proszę”.

Do pokoju wszedł Naoki. Wydawał się być zdenerwowany, choć nie tak bardzo jak Yashiro.

- Cześć – powiedział cicho, choć zwykle nie bawił się nawet w powitania, bo i po co? Wskazał ręką, by Naoki usiadł koło niego.

Yashiro zebrał się w sobie i zaczął:

- Jeśli oczekiwałeś zwykłego seksu, to… pewnie cię rozczaruję. Chciałem cię dziś o coś prosić.

Naoki spojrzał na niego, zaskoczony.

- Oczywiście możesz powiedzieć „nie”… To trochę szalony pomysł, szczególnie, że nie znamy się zbyt dobrze, ale… Dziś nie musisz mi płacić. - Uśmiechnął się smutno. - To raczej JA powinienem zapłacić tobie.

- Nie rozumiem… - powiedział cicho Naoki.

- Chodzi o to, że… niedawno ktoś mnie skrzywdził i… - Z trudem zmuszał się do mówienia. Nie chciał, by więcej osób wiedziało o jego lęku, ale czuł, że nie ma wyboru. - Teraz boję się seksu.

Naoki jęknął.

Opowiedział mu całą historię tak zwięźle jak był w stanie, a i tak bał się, że za chwilę się rozpłacze.

- No i teraz pomyślałem, że chcę na nowo się z tym oswoić, powoli i…

- Ale dlaczego akurat ja? - szepnął, patrząc na Yashiro uważnie.

Yashiro westchnął. Czuł się zawstydzony tym pytaniem, a raczej swoją odpowiedzią.

- Bo nie mam nikogo bliskiego i.. Ty zawsze byłeś dla mnie miłą osobą.

Naoki rozejrzał się. Był zdziwiony, bo zawsze spotykali się w mieszkaniu Yashiro. Jednak tego dnia dostał w smsie całkiem inny adres. Do kogo należało to mieszkanie?

- Przeprowadziłeś się? - zapytał ostrożnie, bo czuł, że nie ma prawa pytać o jego osobiste sprawy.

- Nie. – Yashiro uśmiechnął się. - To mieszkanie mojego… sam nie wiem, mieszkamy razem od jakiegoś czasu. - Wzruszył ramionami.

- A on…? - zaczął Naoki.

- A on jest impotentem – przerwał mu Yashiro.

- Och – Naoki wydawał się być zaskoczony, ale już po chwili dodał złośliwie, nie mogąc się powstrzymać:

- To taki twój prywatny eunuch, co?

Yashiro zaśmiał się krótko.

- No, coś w tym stylu…

- Brakowało mi seksu, wiesz? - szepnął Naoki.

Yashiro wytrzeszczył na niego oczy. Był kompletnie zaskoczony.

- Ale… specjalnie na mnie czekałeś? Przecież to trwało kilka tygodni! Myślałem, że… że poszedłeś do kogoś innego!

Naoki westchnął.

- Wiesz, ja… jestem nieśmiałą osobą, gdybyś zrezygnował całkiem, pewnie musiałbym znów długo się do kogoś przyzwyczajać, ale tak… wolałem poczekać. Tęskniłem za tobą. - Uśmiechnął się do siebie.

Yashiro milczał. Nie wiedział, co miałby odpowiedzieć na takie wyznanie.

- Właściwie w moim życiu nie ma wielu ludzi… Tak naprawdę najbardziej tęskniłem za… przytulaniem cię… - szepnął.

Yashiro poruszył się niespokojnie. Nie chciał żadnych wyznań. Jeszcze chwila i go stąd wyrzuci i…

- Spokojnie – odparł szybko Naoki. - To nie jest żadne wyznanie miłości, czy coś, nie bój się. - Uśmiechnął się do Yashiro. - Wiesz… - Nagle spoważniał. - Ktoś też kiedyś mi to zrobił… wiele lat temu… - Pochylił się, a Yashiro poczuł ucisk w sercu. - Nie ma o czym mówić, po prostu… to straszne, że ty też tego doświadczyłeś i… - Wzruszył ramionami. - Nie wiem, chciałem, żebyś to wiedział. Więc nie bój się powiedzieć, żebym przestał, gdyby…

- Jasne. - Yashiro był coraz bardziej zestresowany, ale starał się tego nie okazywać.

Jakiś czas potem Domeki usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Zerwał się natychmiast, cały spięty. Teraz już nie czekał na to, aż mężczyzna zniknie za rogiem.

Gdy Naoki zobaczył Domekiego zatrzymał się gwałtownie i wyciągnął ręce przed siebie w obronnym geście, jakby bał się, że Domeki go uderzy. Domekiego zaskoczyła taka reakcja.

- Spokojnie – odparł, również podnosząc ręce. - Nic ci nie zrobię, nie bój się. Znam całą historię.

- To ty mieszkasz z Yashiro, tak? - zapytał.

Domeki w milczeniu skinął głową. Naoki ukłonił mu się i ruszył korytarzem.

Domeki wszedł do mieszkania, serce mocno mu biło. Yashiro siedział na kanapie, dziwnie zamyślony.

- I jak? - zapytał cicho.

Yashiro odwrócił twarz w jego stronę i zaśmiał się gorzko.

- Żałośnie – westchnął. - Kilka razy zacząłem mu uciekać… - Zaśmiał się szaleńczo. - Upierał się, żeby dać sobie spokój, ale ja… nie mogę dłużej tak żyć. Nie. Tylko mam nadzieję, że on nie będzie miał teraz przeze mnie traumy… - dodał ponuro.

- Planujesz to powtórzyć?

Yashiro pokiwał głową.

- Tak, za jakiś czas. Do skutku – wysyczał. - Po tym, co ja dziś wyprawiałem… trochę mniej żałuję, że ten skurwiel nie żyje… - Pochylił się nisko, a Domeki poczuł dreszcze wzdłuż kręgosłupa na te straszne słowa.

Yashiro jeszcze kilka razy decydował się na swoją „terapię” i za każdym razem opowiadał Domekiemu, że boi się już mniej. W końcu uznał, że „czas przestać męczyć już Naokiego” i napisał także do innych klientów.

Domeki bał się wtedy jeszcze bardziej, ale Yashiro wyraźnie się poprawiło, choć nadal był smutniejszy niż przed pojawieniem się w ich życiu Inamiego.

*

Jakiś czas po tamtych wydarzeniach Yashiro uśmiechnął się do Domekiego, gdy ten rano szykował się do pracy, i powiedział:

- Weź sobie dziś wolne.

Domeki zmarszczył brwi.

- Dlaczego?

Yashiro wzruszył ramionami.

- A kiedy ostatnio brałeś? Porobimy coś razem.

Domeki poczuł dreszcze. To brzmiało jak raj, ale…

- Nie mogę tak na ostatnią chwilę.

Yashiro westchnął teatralnie.

- To zadzwoń do niego i powiedz… że nagle się źle poczułeś.

Domeki patrzył na niego w milczeniu. Nagle poczuł dziwne podekscytowanie. Kiedy ostatni raz się tak czuł? Jeszcze w szkole… Dobrze, zrobi to.

Wziął do ręki telefon, Yashiro obserwował go w milczeniu.

Ale w chwili, gdy szef powiedział „Słucham?”, Domeki znów poczuł na swoim ciele język Yashiro. Jęknął, zaskoczony. Yashiro uśmiechnął się do niego złośliwie.

- J-ja… źle się dziś czuję, jestem trochę chory… - Znów jęknął, nie mogąc się powstrzymać. - Ch-chciałbym zrobić sobie dziś wolne.

Szef milczał przez chwilę.

- Dobrze, naprawdę źle brzmisz.

Domeki rozłączył się i odetchnął z ulgą. Zerknął na Yashiro, który nadal przed nim klęczał, ale nie umiał się na niego złościć. Cieszyło go, że się uśmiecha, że już nie boi się zbliżenia, że chce spędzić z nim cały dzień…

Powtórzył mu słowa szefa. Yashiro wybuchnął śmiechem.

- A widzisz! - krzyknął, dumny z siebie. - To dzięki mnie, bo tak przekonująco jęczałeś.

Domeki uśmiechnął się, zaskoczony, że jest do tego zdolny po tym, co ich ostatnio spotkało.

Szybko się ubrali i wyszli na miasto. Najpierw poszli do restauracji, jednak Yashiro najwyraźniej nie miał jeszcze dość na dziś dręczenia Domekiego, bo przy stoliku poprosił o słomkę i potem ssał ją obscenicznie, jęcząc dość głośno, a ludzie wokół patrzyli na nich z oburzeniem.

Gdy skończyli jeść (Domeki był cały czerwony na twarzy) wyszli, a potem długo spacerowali po parku. Domeki dopiero teraz pomyślał, że nigdy wcześniej nie wychodzili razem. Yashiro głównie pracował lub przebywał w ich mieszkaniach.

To Domeki robił zakupy. Żaden z nich nie miał innych znajomych niż Kageyama. Znów pomyślał o swoich znajomych z pracy. Gdyby któregoś z nich teraz spotkał, to… Nie, nie będzie o tym myślał, zdecydował stanowczo.

Gdy mieli dość spaceru poszli do baru. Yashiro wziął dla siebie piwo, jednak Domeki nie lubił alkoholu i pił sok. Jak można się było tego spodziewać po Yashiro, gdy wychodzili z baru, poszli do toalety i Yashiro zamknął się z nim w jednej kabinie. Wtedy Yashiro po raz kolejny zaproponował mu seks oralny, a on nie umiał mu odmówić. Starał się być bardzo cicho, choć musiał przyznać, że i on czuł ekscytację, gdy słyszał za drzwiami ich kabiny męskie głosy.

Potem wyszli, odprowadzani zaskoczonymi spojrzeniami mężczyzn, a Domeki starał się zachować kamienną twarz, co przychodziło mu z wielkim trudem, choć zwykle nie miał z tym żadnego problemu. Bał się, że ktoś ich zaatakuje i zaciskał mocno pięści, ale nic takiego się nie stało. Gdy byli już na zewnątrz, Yashiro wybuchnął głośnym śmiechem, znów zwracając na siebie uwagę innych. Domeki pomyślał wtedy, że choć znają się już wiele miesięcy, on nigdy nie słyszał, by Yashiro śmiał się tak szczerze i radośnie. Bardzo go to cieszyło, choć trudno było mu w to uwierzyć.

W pewnej chwili zmęczeni usiedli koło rzeki. Robiło się już późno, patrzyli w zamyśleniu na zachód słońca. Domeki czuł w sercu trudny do zniesienia ból, jakby jego serce odwykło od radości, a może nigdy nie było do niej przyzwyczajone…? Bo ten dzień był idealny, bez wątpienia. Dużo rozmawiali, o wszystkim. Czasem Yashiro żartował, co rzadko mu się zdarzało, a czasem ich rozmowa schodziła na poważniejszy temat.

Obaj mówili sporo o sobie, Domekiemu podobała się cisza, panująca wokół nich w parku. Wiał wiatr, z dala było słychać głosy ludzi, niebo przed nimi było pomarańczowe, a Domeki czuł szczęście, chyba pierwszy raz w życiu. Wdychał w nozdrza zapach rzeki, sunąc dłonią delikatnie po świeżej trawie i rozmyślał, zerkając na równie zamyślonego Yashiro…

Nagle przyszła mu do głowy straszna myśl: a może on to wszystko uknuł? Może wcale nie poradził sobie z tamtym koszmarem, a jedynie chce go pocieszyć? Otworzył już usta, ale nie wiedział jak sformułować to pytanie, więc znów je zamknął.

Yashiro koło niego patrzył uparcie na zachód słońca, który już powoli znikał, zastępowany przez mrok. Nerwowym ruchem rwał trawę obok siebie, jego ręka leżała obok Domekiego, tak blisko… Znów poczuł pragnienie, by jej dotknąć, zakryć swoją, pogłaskać, ale… Nie zrobi tego, choć teraz wiedział już, że Yashiro by mu nie odmówił, szanował jego prośby, ale Domeki nie będzie go dręczył, nie…

W końcu Yashiro zerwał się, twierdząc, że „zimno mu w dupę” i powinni już wracać. Szli obok siebie, wolniej niż wcześniej i znów dużo rozmawiali. Yashiro już się nie uśmiechał, ale wydawał się być pogodny. Gdy mijali sklep w drodze do domu, Domeki przypomniał sobie, że powinien zrobić zakupy na kilka kolejnych dni. Powiedział Yashiro, by wracał już do domu, a on się tym zajmie. Yashiro zgodził się.

Szybko się z tym uporał, a potem niósł ciężkie siaty i czuł, że ten dzień był magiczny.

*

Yashiro usiadł koło niego z bardzo poważną miną, pochylił się w jego stronę i oświadczył:

- Musimy o czymś porozmawiać.

Domeki natychmiast się zmieszał. W głowie wybuchło mu milion myśli: Czy Yashiro ma go dość? Czy zrobił coś źle? Czy teraz go zostawi?…

Ale to, co powiedział chwilę potem Yashiro wcale nie było lepsze.

- Musimy porozmawiać o gwałcie, którego doświadczyłeś.

Domeki otworzył usta. On doświadczył? Czy Yashiro się przejęzyczył? Ale nie, po chwili dodał:

- O moich rozmawialiśmy już bardzo wiele, a teraz pora na ciebie.

Nadal nie był w stanie się odezwać. Przecież jego nikt nigdy nie… Już otworzył usta, by mu to oświadczyć, ale wtedy Yashiro powiedział pewnym siebie i jednocześnie delikatnym głosem:

- Mówimy o twoim współwięźniu i dobrze o tym wiesz.

Domeki potrzebował chwili, by zrozumieć znaczenie słów Yashiro. Gdy to się stało od razu planował odpowiedzieć: „On nigdy mnie nie zgwałcił, ja sam mu pozwoliłem!”, ale coś w nim nie pozwalało mu tego powiedzieć. Chwilę otwierał i zamykał usta na zmianę, a potem… rozpłakał się.

Tak bardzo jego samego zaskoczyła ta reakcja… Czemu miałby ryczeć, przecież tamten facet nic mu nie zrobił, nie?! Ale nie potrafił się uspokoić, choć w całym swoim życiu tak rzadko płakał…

To było jak fala, fala emocji, która zalała go całego. Szlochał i szlochał, niemal nie mogąc zaczerpnąć oddechu, a Yashiro usiadł blisko niego i obejmował go mocno ramionami. Nigdy nie byli ze sobą tak blisko, ale Domeki nie umiał się tym cieszyć, nie w takiej chwili.

Ale nawet wtedy jego przerażony mózg, przerażony prawdą próbował się bronić przed tym faktem. Bo gdzieś głęboko w sobie wiedział, że jeśli teraz przyzna przed samym sobą „Tak, on mnie zgwałcił”, to… Nie będzie mógł się pozbierać, bardzo, bardzo długo. Tak jak to było w przypadku Yashiro, a on bał się tego procesu, tych emocji, tak strasznie trudnych, więc szeptał:

- Ale ja… mu pozwoliłem…

- A dlaczego? - pytał powoli, wyraźnie Yashiro, nadal nie przestając go tulić. Swoim spokojnym głosem dodał sił Domekiemu, który zupełnie ich teraz nie miał.

- Bo on chciał.

- A TY nie chciałeś?

- Ja… - Z trudem mówił. - Mnie to było obojętne.

- Nie, Domeki. Seks NIGDY nie może być obojętny. Albo go pragniesz albo go nie chcesz i wtedy to się nazywa gwałt. Zgodziłeś się, bo powtarzał to wciąż i wciąż, tak?

- No tak, ale… - Zapłakał jeszcze głośniej, wyrwał się z uścisku Yashiro i schował w dłonie mokrą twarz.

- A tobie się to nie podobało, tak?

- Było mi to obojętne…

- Więc ci się nie podobało! Znów: nie ma odpowiedzi pomiędzy, jest tylko „tak” lub „nie”. Nigdy wcześniej nie byłeś z żadnym mężczyzną, jedynie z kobietami, tak?

- Tak, ale…

- To było zaraz po tym, czego dowiedziałeś się o swoim ojcu, tak?

- Tak, ale on o tym nie wiedział!

- Ale olewał twoje ciągłe „nie”! Nie mogłeś uciec, prawda?

- N-no…

- Byłeś z nim zamknięty w jednej celi, gdzie niby miałeś uciec?

- Ja… - Zawył, przerażony bólem, który tak nagle spadł na niego…

- Domeki, strasznie cię przepraszam, nie chcę tak naciskać, ale… Już wtedy, gdy… opowiedziałeś mi o tym coś bardzo było według mnie nie tak, ale nie chciałem o tym mówić, bo… nie byłem pewien, czy się nie mylę, a to bardzo wielkie słowa, nie można nimi rzucać na prawo i lewo… Więc poszedłem do Kageyamy. On wprawdzie NIE jest psychologiem, ale to jego hobby i wiele na ten temat czyta i… - Yashiro skrzywił się boleśnie. - On zgodził się ze mną, że… to była BARDZO niezdrowa sytuacja… Przepraszam, Domeki, nie miałem prawa nikomu o tym mówić bez twojej zgody, ale…

Domeki jedynie pokręcił głową. Na nic innego nie było go teraz stać. Klęczał na łóżku, z nisko pochyloną głową.

- Po co mi to teraz mówisz? - wybełkotał. Za nic nie chciał oskarżać Yashiro, wiedział, że on nigdy nie chciałby zranić go świadomie, ale… - To tak przerażająco boli…

Yashiro odetchnął ciężko.

- Słuchaj… to nie tak, że wcześniej wszystko było dobrze, gdy nie wiedziałeś, prawda? - zapytał miękko. - Widziałem w tobie wiele sygnałów… traumy. - Zaśmiał się gorzko. - Jestem w tym ekspertem, nie? I… ja myślę, że to przez to stałeś się impotentem, a nie…

- NIEPRAWDA! - ryknął Domeki, nagle unosząc głowę. Nie wiedział, czemu tak gwałtownie protestuje, czemu jest to dla niego tak ważne, ale nie umiał inaczej. Może dlatego, że wtedy cała ta sytuacja stanie się dla niego samego jeszcze bardziej przerażająca?

Yashiro westchnął.

- A czy… pomiędzy… tym, co widziałeś a więzieniem… nie byłeś impotentem?

Domeki otworzył usta. Nic już nie wiedział, w głowie mu się mąciło.

- Ja… to działo się tak szybko, nie mogłem tego sprawdzić.

Yashiro jedynie w milczeniu pokiwał głową.

- Posłuchaj… jest coś, o czym ci nie mówiłem. Od kilku miesięcy… nie wiem jak to określić… chodzę na „terapię” do Kageyamy.

Domeki patrzył na niego. Był tak zaskoczony, że przez chwilę zapomniał o swoim bólu. Jak to możliwe, że niczego nie zauważył? No tak, pewnie myślał, że Yashiro w tym czasie spotyka się ze swoimi klientami…

- Nie wiem, czemu milczałem na ten temat… To chyba dla mnie też było zbyt nowe, zaskakujące. Wiesz… ja za nic nie poszedłbym do prawdziwego lekarza, nie będę opowiadał jakiemuś obcemu człowiekowi o moim ojczymie, więc… - Usiadł prosto i zerknął na Domekiego.

Pewnego dnia poczułem, że… nie daję sobie już rady. Coś we mnie pękło. To trwało od lat, od samego początku, ale wcześniej… wmawiałem sobie, że dam radę bez niczyjej pomocy.

Pierwszy raz… - Jego oczy były zamyślone. - Pamiętam, to był sam początek. Matka gdzieś wyjechała, ojczym gwałcił mnie całą noc, choć mówiłem, że muszę się wyspać. A rano… Oświadczył, że „nie ma mowy, nie będę szukał sobie wymówek, mam iść do szkoły”… - Po policzkach Yashiro spłynęły łzy. - A sam poszedł sobie spać…

Więc poszedłem do szkoły, cały obolały i niemal nieprzytomny ze zmęczenia… Zaczęła się pierwsza lekcja, to chyba była matematyka. Usiadłem i… tak przerażająco chciało mi się spać, że coraz mniej docierały do mnie słowa nauczyciela, choć bardzo się starałem…

Potem… zasnąłem i śniło mi się, że ojczym znów mnie gwałci… Zacząłem przeraźliwie wrzeszczeć, błagać, by przestał, rzucać się, płakać…

Wtedy obudził mnie nauczyciel, a ja… zorientowałem się, że jestem na lekcji i to było jeszcze gorsze… cała klasa gapiła się na mnie, szeptali między sobą, wytrzeszczali na mnie oczy, a ja z przerażeniem myślałem ILE wygadałem i czy są z tego w stanie domyśleć się prawdy.

Choć już kontaktowałem, nadal nie byłem w stanie się uspokoić. Płakałem, trząsłem się i… nauczyciel zaprowadził mnie do szkolnej pielęgniarki, choć upierałem się, że nic mi nie jest, pójdę do domu i mi przejdzie…

To był mój pierwszy atak paniki w życiu, a potem… - Spuścił wzrok. - Było ich wiele, wiele więcej. Teraz też… odkąd razem mieszkamy, wiele razy…

Domeki jęknął. Nie, to niemożliwe, nie jest aż tak ślepy! Nie… czy był aż tak beznadziejny, choć twierdził, że go kocha, jednak mimo tego nie dostrzegł czegoś tak ważnego?!

- Nie…

- Wiesz… robiłem wszystko, byś tego nie zauważył… A mam w tym wieloletnią wprawę, serio…

Teraz to Domeki objął go mocno. Jedyną dobrą stroną tej koszmarnej rozmowy było to, że zaczęli się obejmować, dawali sobie tę bliskość…

- No i wtedy właśnie poszedłem do Kageyamy… - Głos mu się załamał. - Opowiedziałem mu o… o moim ojczymie, wspominałem ci, że wie od niedawna. Był przerażony, obwiniał się…

Zacząłem błagać go o terapię, a on oświadczył, że „nie jest psychologiem”. Ale potem… po jakimś czasie wrócił do mnie i powiedział, że zgadza się. Dużo rozmawialiśmy, opowiadałem mu o tym wszystkim, to naprawdę pozwala mi spojrzeć zupełnie inaczej na całą sprawę, bo wiesz… - Odetchnął ciężko.

- Zawsze powtarzałem mojemu ojczymowi, że „bardzo mi się podobało”. To dopiero Kageyama uświadomił mi, że… wmawiałem to sobie, by móc jakoś sobie z tym poradzić… Zacząłem rozumieć, że to NIE była moja wina, bo bez względu na to jak bardzo by mi się podobało, byłem DZIECKIEM i to na nim spoczywała odpowiedzialność, że nie miał PRAWA mi tego robić…

Po każdej takiej sesji byłem trupem… Zwykle zaszywałem się w osobnym pokoju w szpitalu Kageyamy i starałem się jakoś dojść do siebie, by móc nadal przed tobą udawać… - Spojrzał Domekiemu prosto w oczy i pogłaskał go po ramieniu.

Mówię serio: powinieneś do niego iść, jeśli też nie czujesz się na siłach, by pójść do prawdziwego psychologa. To niemal magia, choć cholernie boli, przyszykuj się na to psychicznie. Daj sobie tyle czasu, ile chcesz. Zresztą… - Westchnął. - Nie musisz wcale tego robić, to niczego między nami nie zmieni.

A potem obaj długo szlochali sobie w ramiona i choć było to przerażające, Domeki czuł również siłę w tej sytuacji.

Kilka tygodni później (Domeki czuł, że to najtrudniejsza decyzja, którą podjął w całym swoim życiu) poszedł wreszcie do Kageyamy. Usiadł na wprost niego, garbiąc się lekko ze zdenerwowania i zapytał na początek:

- Jak to było z Yashiro? Dlaczego wreszcie się zgodziłeś?

Chciał lepiej zrozumieć całą tę sytuację.

Kageyama zamyślił się i po chwili odparł:

- Mówiłem ci już, Yashiro i Kuga to jedyne osoby na świecie, które mam… Gdy Yashiro powiedział mi o tym koszmarze, który znosił LATAMI, a ja niczego nie zauważyłem… czułem się okropnie. Czułem, że zawiodłem, więc… chciałem coś zrobić dla niego, cokolwiek. A on tak się upierał.

Najpierw poczułem, że mogę jedynie zaszkodzić mu moją niewiedzą, ale potem… On naprawdę nie chciał słyszeć o prawdziwym psychologu, a ja pomyślałem… że to trochę tak, jakbym po prostu nie był w tamtej chwili psychologiem, a jego przyjacielem, który nie przeprowadza z nim sesji psychologicznej, a jedynie rozmawia, słucha, radzi… Więc może to więcej niż nic?

A moja wiedza na ten temat naprawdę była większa niż przeciętnego człowieka, już wtedy. Tak naprawdę zastanawiałem się bardzo krótko, resztę tego czasu poświęciłem… badaniom. Gdy tylko miałem czas, otaczałem się wieloma książkami i czytałem, czytałem…

O traumach, o seksualności człowieka, o sposobach prowadzenia terapii… Wszystko. W końcu uznałem, że… wiem cokolwiek, a to zawsze coś, więc pozwoliłem mu przyjść w moim wolnym od pracy czasie i pocieszałem się, że będę teraz uważnie obserwował Yashiro i jeśli zobaczę, że PRZEZE MNIE mu się pogarsza, to już nigdy więcej nie będę bawił się w psychologa, ale…

Sądzę, że jego stan trochę się poprawił, że jest odrobinę bardziej… spokojny, pogodny. A co najważniejsze: w końcu zaczął rozumieć, czym są granice seksualnie. To chyba przerażało mnie najbardziej: on całe życie miał chore podejście w tej sprawie, choć zupełnie mu się nie dziwię, po tym, co przeżył… - Kageyama westchnął i powiedział: - Więc słucham cię, jesteś gotowy, by zacząć?

Domeki dzielnie skinął głową, choć był przerażony. Zaczął opowiadać mu o współwięźniu, potem Kageyama tłumaczył mu jak zła była tamta sytuacja, a wtedy… nie wytrzymał…

Kageyama ze złością zaklął. Z Yashiro nigdy nie było aż tak źle na sesjach… Świetnie, naprawdę zaczął się bać. Jak ma mu, kurwa, pomóc?!

Domeki siedział obok niego, płakał i cały się trząsł.

- Masz – westchnął, podając mu tabletki na uspokojenie.

Domeki wziął je w trzęsące się dłonie i z trudem przełknął jedną.

- Jak mam ci pomóc, Domeki? - szepnął, patrząc na niego. Serce bolało go z żalu, że ten tak cierpi.

Domeki pokręcił głową, nadal się trzęsąc.

- Przecież nic mi nie jest, zaraz… - Znów zapłakał. - mi przejdzie.

- Mam pomysł – powiedział nagle Kageyama i sięgnął po telefon. - Zadzwonię do Yashiro, ok?

- Nie! - zaprostował Domeki. - Pewnie ma teraz klienta i…

- A może nie ma – upierał się i już wybrał numer.

Czekał chwilę, obawiając się, że Yashiro jednak nie odbierze. Wstrzymał oddech.

- Halo? - Usłyszał w telefonie głos Yashiro.

W myślach odetchnął z ulgą.

- Nie jesteś teraz zajęty?

- Nie. A co? - Głos Yashiro był wyraźnie zaskoczony.

- Bo… A ile masz wolnego czasu?

Przez chwilę słyszał szelest kartek, a potem Yashiro odparł:

- Godzinę.

Kageyama zaklął w myślach.

- To mało.

Niestety, jego klinika znajdowała się dość daleko od domu Domekiego.

- A dowiem się, co się stało?! - zdenerwował się Yashiro.

Kageyama przez chwilę szukał odpowiednich słów.

- Domeki… ma atak paniki po naszej sesji i…

- Co?! - ryknął w słuchawkę Yashiro, a Kageyama ze złością odsunął telefon od ucha. - Natychmiast jadę!

- A jak? - zapytał ironicznie. Yashiro nigdy nie miał prawa jazdy. Uważał, że się do tego nie nadaje.

- Normalnie!

I rozłączył się.

Kageyama westchnął i zerknął na Domekiego.

- Jak się czujesz?

Mężczyzna teraz już odrobinę mniej się trząsł.

- Lepiej. Nie chcę robić mu kłopotu…

- On sam się uparł, że zaraz tu przyjedzie. Nie zmuszałem go, sam słyszałeś.

Domeki skinął głową, a potem powiedział z trudem:

- Chyba lekarstwo powoli zaczyna działać. Nie będę marnował więcej twojego czasu…

- Nie marnujesz…

- I poczekam na niego w jakimś innym pomieszczeniu, mogę?

- Jesteś pewien?

- Tak.

Kageyama skinął głową.

- Więc dobrze. Ale weź jeszcze to, ok?

Domeki zmarszczył brwi, patrząc na małą fiolkę.

- A co to?

- Lek nasenny. Bez recepty, ale sądzę, że trochę ci pomoże. Weź przed snem, ok?

- Mogę wziąć wszystkie?

- Jasne.

Domeki wyszedł, a Kageyama pojął, że też czuje się bardzo zestresowany.

Pół godziny później wszedł do pomieszczenia, w którym siedział Domeki, gdy usłyszał głos Yashiro.

Ten był cały zasapany. Kageyama spojrzał na niego, marszcząc brwi.

- Co się stało?

- Chciałem być szybko i autobus uciekł mi sprzed nosa! - krzyknął ze złością. Kageyama uśmiechnął się do siebie. - No a machałem, a ten chuj nic!

Tak, to zachowanie jest bardzo w stylu Yashiro… pomyślał Kageyama.

- A co z klientem? - zapytał.

Yashiro wzruszył ramionami.

- Może zdążę, ale w autobusie napisałem, że się spóźnię i żeby poczekał, jeśli chce.

Kageyama skinął głową.

Przez cały ten czas Domeki siedział cicho obok nich z opuszczoną głową.

Yashiro podszedł do Domekiego i pocałował go w policzek. Kageyamę to zaskoczyło, to zachowanie tak bardzo do niego nie pasowało, ale nic nie powiedział.

- Domeki w tym stanie nie może tłuc się autobusem ani sam prowadzić – oświadczył Kageyama. - Więc ja was obu odwiozę, ok?

Yashiro spojrzał na niego.

- A twoi pacjenci?

Kageyama westchnął.

- Wiesz… spodziewałem się, że Domeki… może się gorzej poczuć, więc zaplanowałem w moim grafiku okienko.

Yashiro skinął głową.

- Więc ok, dziękuję.

Domeki ukłonił się przed nim lekko, a potem we trójkę wyszli z sali.

Jakiś czas potem Domeki i Yashiro weszli do domu, a Kageyama ponownie wsiadł w samochód.

- Możesz zostać sam? - zapytał ostrożnie Yashiro.

- Jasne… - odpowiedział Domeki. Jego głos był całkiem pusty.

- Nie jestem pewien…

- Wezmę tabletkę i…

- Jaką tabletkę? - zapytał podejrzliwie Yashiro.

- Od Kageyamy, nasenną i pójdę spać, ok?

Yashiro westchnął.

- Dobrze… Ale poczekam aż zaśniesz, dobrze?

Domeki w milczeniu połknął tabletkę i położył się na łóżku Yashiro. Yashiro siedział przy nim, dopóki jego oddech się nie uspokoił, a dopiero potem poszedł do klienta, który czekał na niego niecierpliwie przed mieszkaniem Yashiro.

Domeki obudził się. Było ciemno, a on nie mógł sobie niczego przypomnieć. Czuł się beznadziejnie, ale nie wiedział, czemu. Rozejrzał się, próbując coś dostrzec i wtedy wydawało mu się, że coś koło niego siedzi i patrzy na niego…

Zerwał się, przerażony i zapalił światło. W głowie miał same najczarniejsze scenariusze i… Dostrzegł na fotelu Yashiro. Patrzył na niego.

- Przestraszyłem cię? - zapytał. Wydawał się być zmęczony. Wyprostował ramiona, jęcząc lekko. - Przepraszam.

Dopiero wtedy w jednej chwili do Domekiego wróciły wspomnienia. Uderzyły go aż się skulił: współwięzień, terapia, atak paniki…

- Kochanie…? - Usłyszał głos Yashiro i zamarł. Czy śnił? Yashiro nigdy, nigdy tak do niego nie mówił… Zadrżał pod jego dotykiem, zaskoczony.

- Nic mi nie jest, Yashiro… - powiedział cicho. Postanowił udawać, że nie słyszał TEGO słowa. Bał się, że Yashiro wypowiedział je tylko dlatego, że mu współczuł i nie chciał tego… Wtedy udało mu się zebrać myśli. Zerknął na zegarek na ścianie. - Jest środek nocy. Spałeś na fotelu?

Yashiro zaśmiał się cicho.

- Lepiej niż na ziemi, nie? A czemu nie, nic mi się nie stało.

- Zasnąłem a potem…

- A potem ja poszedłem do klienta.

- Gniewał się? - zapytał Domeki.

- Trochę. Ale miałem to gdzieś. Potem było jeszcze kilku, ale co jakiś zaglądałem do ciebie, czy nadal śpisz. Ta tabletka naprawdę ci pomogła. Potem zrobiło się późno, więc tu wróciłem i… poszedłem spać. Jak miałbym cię budzić, tak słodko wyglądałeś.

Domeki uśmiechnął się złośliwie na te słowa, był przekonany, że Yashiro sobie z niego drwi, ale wtedy przyjrzał się jego twarzy i dotarło do niego, że wcale tak nie jest. Tak go to zaskoczyło, że milczał.

Domeki wstał szybko i powiedział:

- Zamiana.

Yashiro przez chwilę patrzył na niego, a potem odparł:

- Dobra.

- Prześpij się jeszcze.

Potem to Yashiro szybko zasnął, a Domeki nie był już w stanie. Położył się na materacu i długo rozmyślał. Czuł się okropnie. W końcu poczuł, że dłużej tego nie wytrzyma.

Szybko pobiegł do łazienki i zamknął się w niej. Wiedział aż nazbyt dobrze, że nie jest wygłuszona… Zatkał więc sobie usta dłonią i długo płakał….

Przestał dopiero, gdy usłyszał, że Yashiro wstał. Zerknął nieprzytomnie. Już świt… Więc siedział tu tyle godzin.

Szybko wstał, planował udawać, że poszedł jedynie do toalety, ale wątpił, że uda mu się nabrać Yashiro, pewnie wyglądał okropnie.

Yashiro od progu zmierzył go od stóp do głów i powiedział:

- Siedziałeś tam całą noc, nie?

- Skąd wiesz? - zapytał głupio.

Yashiro westchnął.

- Nie wiem, tak zgaduję.

- Tak… - Domeki zgarbił się, czuł się winny. - Ale to nic takiego.

- Tylko mi nie mów, że teraz idziesz do pracy, w takim stanie? - zapytał ironicznie Yashiro. Domeki czuł, że nawet gdyby się upierał, Yashiro by mu na to nie pozwolił.

- Nie. Nie pójdę.

- Grzeczny chłopiec.

Domeki spojrzał na niego, zaskoczony. Nie wydawał się mówić tego ironicznie. Znowu… Ale Domeki nie miał teraz sił nad tym rozmyślać.

- Ja też robię dziś sobie wolne. Chcę być przy tobie.

Domeki poczuł ucisk w sercu ze wzruszenia.

Kilka godzin później, gdy Yashiro z trudem wmusił w niego śniadanie, Domeki powiedział:

- A może gdzieś wyjedziemy? Razem. Na wakacje.

Nagle poczuł, że zapalił się do tego pomysłu.

Yashiro skrzywił się.

- I co będziemy tam robić?

- Rozmawiać. Zwiedzać, robić zdjęcia, pić, cokolwiek.

- Nie wytrzymam bez seksu – marudził Yashiro.

Domeki westchnął.

- Dobrze… znajdziemy ci tam kogoś.

- No nie wiem… pomyślę – odparł Yashiro, a Domeki poczuł się odrobinę lżej na duszy.

- Czemu to dla mnie robisz? - zapytał nagle Domeki.

- Co robię?

- Jesteś przy mnie.

- Bo ty byłeś przy mnie wcześniej. - Yashiro uśmiechnął się do niego. Jego uśmiech pełen był ogromnego ciepła.

Jakoś sobie poradzą. Razem.


KONIEC

20.3.2023, 00:21

(39 str.)