piątek, 22 stycznia 2021

Leśne tajemnice

Kakashi wybrał się na spacer w środku nocy po lesie. Jeszcze niedawno nigdy nie zrobiłby czegoś takiego – w nocy się spało, ewentualnie czytało „Icha Icha”, to tylko Guy uważał, że noc służyła do jakichś dziwnych treningów, polegających na chodzeniu przez wiele godzin na rękach. A i tak Kakashi żałował tych nielicznych nocy, gdy jego silna wola przegrała z Icha Icha – „Make Out Paradise” albo „Icha Icha – Tactics” i potem przez cały kolejny dzień pracy czuł, że jego mózg jest zwykłą, suchą gąbką, nawet nie mokrą…

Ale dziś z jakiegoś powodu czuł, że właśnie tego potrzebuje, choć właściwie nie miał pojęcia dlaczego. Wszedł już między pierwsze drzewa lasu, który niemal ze wszystkich stron otaczał Konohę.

Po śmierci ojca, gdy był już dorosły, władze Konohy zaproponowały mu zmianę domu na „taki, który nie niesie za sobą bolesnych wspomnień”, ale on odmówił… Do dziś nie wiedział, dlaczego, ale po prostu nie mógł postąpić inaczej. Sądził, że wtedy już naprawdę będzie nikim, bez rodziny, wspomnień, korzeni, domu, a może żałośnie nie chciał, by ktoś nazwał go słabym? Nie miał pojęcia, ale to było nieistotne, teraz już nie. Zresztą i tak nie sądził, by w jakimkolwiek innym domu chętniej spędzałby czas.

Jaki sens miało wracanie z ciężkiej misji, na której ryzykował życiem, do pustego domu? Nienawidził tego uczucia, wiedział, że to głupie, ale za każdym razem, gdy wracał po kilku dniach nieobecności, wchodził do środka, wstrzymując oddech i czekał, jakby ktoś ze środka miał zawołać: „Wróciłeś już?”. Nie miał pojęcia jaki głos miała ta osoba, jakiej była płci, jak się do niego zwracała: „kochanie”, „tato”, a może po prostu „Kakashi”? Ale to też było nieistotne, bo taka osoba po prostu nie istniała.

Kakashi nigdy nie był zakochany, nie znał tego uczucia, nie chodziło więc o wyobrażanie sobie kogoś konkretnego obok siebie, na ojca też bez wątpienia się nie nadawał. Zresztą do tego musiałby uprawiać seks… Uśmiechnął się drwiąco pod maską, sam do siebie.

Po co tu był, do cholery? Po co jak idiota błąkał się po lesie, zamiast, jak zwykle to robił, leżeć w łóżku i patrzeć tępo w sufit, podczas tych okropnych nocy, które nie dawały snu? Czego tu szukał?

Zrobił jeszcze kilka gwałtownych kroków przed siebie i już miał wracać, gdy usłyszał jakiś dziwny hałas… Oczywiście las pełen był dźwięków i to było normalne, ale… W tym dźwięku było coś osobliwego, choć Kakashi nie potrafił tego opisać. Zatrzymał się i wsłuchał. Nie, to nic takiego, tylko jakieś zwierzę poluje na inne, prawa natury. Odwrócił się, by w końcu wrócić do domu, gdy usłyszał jakiś ludzki głos, mamroczący coś. Co, do cholery? Gdyby jakieś zwierzę kogoś zaatakowało, ten głos byłby wrzaskiem, a nie szeptem, więc co się tu działo? Z jakiegoś dziwnego powodu pomyślał o Naruto.

Nie, to nonsens, Naruto był pilnowany przez całą dobę, więc nie mógł tak po prostu pozwolić wyjść bestii i teraz hasać sobie po lesie… W takim razie kto…?

Odpowiedz nadeszła niemal od razu. Kilka metrów od niego, w miejscu, w którym gęste liście nie dopuszczały światła księżyca czaiło się coś ciemnego, skulonego i w kuckach rozszarpywało wciąż żywą, szamocącą się rozpaczliwie łanię, ale to coś zbyt silnie wbijało w nią swoje szpony, by mogła się uwolnić. Kakashi wciąż nie miał pojęcia, czym lub kim jest to coś. Co powinien zrobić? Odejść, czy za wszelką cenę upewnić się, co to? Nim zdążył podjąć decyzję, to coś z głośnym mlaśnięciem wyjęło kły z ciała martwej już łani i spojrzało na niego i nim zdążył zareagować, odezwało się dziwnym, schrypniętym głosem:

- No co, doniesiesz na mnie? Że wybijam wam sarenki w Konosze?

W końcu zrozumiał: to ten dzieciak z… tak, z Suny. Jinchūriki Shukaku. Pamiętał jak wiele rozmów rad wiosek odbyło się, nim zdecydowali się pozwolić przekroczyć mu bramę Konohy.

Przypomniał sobie ten dzień, gdy jinchūriki wyśledził ich podczas treningu tylko po to, by gapić się na Sasuke… Nie przejął się wtedy jego słowami, ale teraz wróciły do niego: „Masz takie same oczy jak ja”. Takie same?

- Takie same oczy? - zapytał nagle na głos – Czyli jakie? Gaara, tak?

Ten tylko prychnął zwierzęco w odpowiedzi.

Nie wyglądał teraz jak ten zwyczajny rudowłosy dzieciak z czarnymi obwódkami wokół oczu, a jak… potwór. Wciąż kucał przed nim, jak zwierzę czające się do skoku, na ubraniu miał ziemię i gałązki, jakby tarzał się po lesie, całą dolną część twarzy miał umazaną w zwierzęcej krwi, a oczy płonęły złotem. Nie, nie była to pełna przemiana, miał wprawdzie szpony, ale poza tym był wciąż człowiekiem. Przynajmniej jeśli chodziło o sylwetkę…

- Daj mi najpierw zjeść ją do końca, to do dupy zmarnować świeże mięsko, nie? - zaśmiał się chrapliwie, nieludzko – Przynajmniej w ten sposób skorzystam na siedzeniu miesiąc w tej durnej Konosze, u nas to tylko można ganiać za kilkoma skorpionami.

Skinął głową i usiadł pod drzewem na gołej ziemi. Nie miał pojęcia, czemu to robi. Czemu po prostu nie odszedł albo nie zmusił dzieciaka, by wrócił do hotelu, gdzie mieszkał z innymi gośćmi? O czym niby mieliby rozmawiać. I po co?

Nagle przyszła mu do głowy dziwna myśl: a może ten dzieciak był tak samo samotny jak Naruto. W końcu jinchūriki w każdej wiosce byli traktowani tak samo podle… Może uznał, że łatwiej jest porozmawiać z kimś, kogo za miesiąc już najprawdopodobniej nigdy więcej nie spotka.

Patrzył spokojnie, jak Gaara, zupełnie nie przejęty jego obecnością, rozrywa ludzkimi zębami ciało łani i mruczy z rozkoszy podczas połykania zachłannie ogromnym kawałów mięsa i ssie krew… W jakiś dziwny sposób w tym widoku było coś, co go fascynowało. Naruto nigdy nie jadł surowego mięsa, ale w końcu każdy bijū był inny.

Gaara w końcu skończył i usiadł koło niego pod drzewem. Pachniał bardzo mocno krwią, ale Kakashiemu to nie przeszkadzało.

- To jakie Sasuke ma oczy?

- Sasuke? - Gaara zmrużył oczy – Uchiha?

- Tak.

Gaara zaśmiał się chrapliwie.

- Nie wiesz, czy tylko udajesz? Nawet ja, choć tu nie mieszkam, znam jego historię – uśmiechnął się złośliwie – Braciszek mordujący mu całą rodzinę, ciekawa historia, nie powiem… Czy to nie oczywiste, że chce się zemścić?

Kakashi poczuł, jak dreszcz strachu przebiegł mu po plecach… „Nie wiesz, czy tylko udajesz?” Tak, on chyba miał rację, tylko łudził się, że Sasuke w końcu nie dotrzyma słowa i nie spróbuje zabić Itachiego, tak jak obiecał tego dnia, gdy spotkali się po raz pierwszy jako drużyna: „Moim marzeniem jest… nie, to nie jest marzenie, bo któregoś dnia stanie się prawdą. Zabiję pewną osobę”. Zmarnował kolejny rok, podczas którego mógł choć spróbować odwieść Sasuke od tego pomysłu… Teraz, gdy Orochimaru położył na nim swoje obrzydliwe szpony… Czy jego los został już całkowicie przypieczętowany? Dosłownie przypieczętowany… Kakashi tak niewiele wiedział o pieczęci Anko, a teraz nie było już czasu, by dowiedzieć się więcej.

- A ty na kim chcesz się zemścić? – zapytał, by odwrócić swoją uwagę od Sasuke.

Gaara prychnął.

- Na tej, która go we mnie zapieczętowała i na ojcu.

- Ojcu?

- Czyżbyś nie wiedział? To oni razem mi to zrobili. Nie wiesz, kim jestem?

- Wiem. Jinchūriki z Suny.

Gaara ponownie prychnął.

- I synem Kazekage. Czyżby nie chwalił się, co zrobił swojemu synkowi?

Choć głos Gaary był pełen nienawiści, Kakashi poczuł do niego ogromne współczucie. Własny ojciec… Wprawdzie Minato zrobił to samo Naruto, ale sytuacja była zupełnie inna, został do tego zmuszony… Choć minęło już tyle lat, Kakashi wciąż nie mógł we własnej głowie dojść do porozumienia, czy czyn Minato był czymś złym, czy wręcz przeciwnie – odważnym i chwalebnym i nie dawało mu to spokoju.

Gaara po chwili znów się odezwał:

- Nienawidzę tego, ich wszystkich, całego świata… Też tak masz?

Kakashi roześmiał się niewesoło. Aż tak źle z nim nie było.

- Nie. Może ty też spróbuj, co?

- Nie jestem idiotą.

- Więc nienawiść jest mądrością?

- Nie wiem. Ale jest siłą, która trzyma mnie na tym chorym świecie. Nie ma nic lepszego niż zabijanie, nie sądzisz?

Kakashi poczuł, jak oblewa go zimny pot. Z pewnością nie był osobą, która mogłaby bać się dzieciaka, ale i tak poczuł się dziwnie. Ta czysta nienawiść. I szczerość, jakby zupełnie nie interesowało go zachowanie pozorów. Sasuke też nie kryje swoich planów… przyszło mu do głowy.

O tak, Kakashi aż nazbyt dobrze wiedział, jak przyjemne może być zabijanie, ale nie miał zamiaru mówić czegoś takiego temu dzieciakowi obok siebie.

- Och, znalazłoby się kilka lepszych rzeczy. Więc dalej polujesz na Lee?

- Kogo?

Więc nawet nie zna imienia tego, którego próbował dwukrotnie zabić…

- Lee. Walczyłeś z nim podczas eliminacji.

Gaara zaśmiał się chrapliwie.

- Ten idiota już mnie nie interesuje.

- Już nie biegasz za nim po szpitalu?

- Ten stary frajer ci powiedział?

- Guy? Stary? Jest w moim wieku.

Gaara tylko wzruszył ramionami.

- Teraz wolisz Sasuke, co?

Oczy Gaary ponownie zapłonęły złotem. Niedobrze… Czy Sasuke jest w stanie poradzić sobie z tym psychopatą?

- O taak…. To będzie gratka. Jednak warto było posłuchać ojca i tu przyjechać.

- Więc egzamin się dla ciebie nie liczy?

Gaara wzruszył ramionami i oparł się wygodniej o drzewo. To, co zostało z łani leżało niedaleko nich, niedbale porzucone przez Gaarę.

- Można zabijać bez egzaminu, no nie?

Całkowita obsesja i szaleństwo… Czy tak zachowuje się każdy jinchūriki pozostawiony bez opieki, czy w tym dzieciaku szaleństwo tkwiło już wcześniej?

- Więc postanowiłeś czekać cały miesiąc, by zabić Sasuke?

Gaara się zamyślił.

- Najpierw pomyślałem, że to bez sensu, ale tak będzie ciekawiej… i przyjemniej - uśmiechnął się szaleńczo. Po chwili zmrużył oczy i powiedział:

- To ty jesteś jego mistrzem, no nie? Przylazłeś tu, żeby mnie szpiegować? Albo zabić, bym nie zdążył wykończyć tego twojego ucznia?

- Zabić? Nie. Myślisz, że przewidziałem, że tu będziesz? A swoją drogą, smakowało?

Gaara się skrzywił.

- A co, dla ciebie też jestem obrzydliwym świrem? Brzydzi cię to, co zrobiłem?

- Nie, jest mi to obojętne.

- Nie odpowiedziałeś. Zabronisz mi zjadać wasze zwierzęta?

- Nie – odpowiedział spokojnie Kakashi – Raczej nie zdążysz w miesiąc przetrzebić nam zwierzyny – Uśmiechnął się.

- Nie przeszkadza ci, że go zabiję?

Kakashi się roześmiał.

- Sasuke nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, nie ignoruj jego umiejętności. Chciałeś wtedy poznać jego taktykę?

Gaara obnażył zęby.

- Nie potrzebuję takich marnych sztuczek, by go zatłuc. Bez tego będzie zabawniej. Chciałem go tylko poznać.

- Poznać, kogoś, kogo i tak zabijesz? Po co? Lee jakoś nie chciałeś poznawać.

- Ten idiota mnie już nie interesuje. Nigdy nie interesował. Stał tylko na mojej drodze i był irytująco uparty, musiałem mu udowodnić, że nie ma prawa wchodzić mi w drogę, bo jestem niepokonany.

- Zawsze zabijasz nieprzytomnych? To takie „ciekawe i przyjemne”, jak to nazwałeś?

Gaara warknął, jak prawdziwe zwierzę.

- A czemu nie? Irytujesz mnie.

- Nie musisz ze mną rozmawiać.

Gaara westchnął i zapatrzył się na drzewa przed sobą.

- Nie mam z kim rozmawiać. Ojciec próbował mnie zabić, dla rodzeństwa jestem tylko niebezpiecznym świrem, a wujek… Zabiłeś kiedyś kogoś ze swojej rodziny?

Kakashi zawahał się. Nie wiedział dlaczego, ale nie mógł przestać rozmawiać z tym dziwnym dzieckiem… Był szalony, to prawda, ale czyż nie był bardziej samotny niż szalony? Bo Kakashi aż nazbyt dobrze wiedział, jak często te dwie rzeczy chodzą w parze.

- Tak… Mój ojciec popełnił samobójstwo, a ja nie zdołałem go powstrzymać…

- To się nie liczy. Chciałbym poznać kogoś takiego jak ja…

Więc nie wiedział o Naruto… Naruto też pewnie o nim nie wiedział… Ciekawe czy mogliby się zaprzyjaźnić, gdyby Gaara nie był tak nieobliczalny? Czy wtedy byłoby im łatwiej żyć z tym brzemieniem?

- A nie znasz?

Gaara pokręcił głową.

- Nie, ale wiem, że inni istnieją, opowiadali nam o tym w akademii.

- A co byś zrobił, gdybyś poznał? Razem byście zabijali?

Gaara spojrzał na niego, jakby to było oczywiste.

- Jasne, że tak. Co innego mielibyśmy razem robić? W końcu każdy jinchūriki jest szalony, jak ja. Ojciec tak powiedział.

Biedne dziecko… przemknęło przez myśl Kakashiemu i sam się zdumiał. Po raz pierwszy od spotkania go w lesie nie myśli o nim jak o psychopacie czy potworze, a jak o zwykłym, skrzywdzonym dziecku. Czy byłby w stanie mu jakoś pomóc...?

Otworzył nagle usta, by powiedzieć coś, choć sam nie wiedział, co. Coś, co choć odrobinę pomogłoby temu zagubionemu dziecku, ale zanim zdążył choć sformułować w głowie jakąś myśl, Gaara nagle zapytał:

- Jadłeś kiedyś ludzkie mięso?

Kakashi wolał nie odpowiadać, zresztą nie chciał również wiedzieć, jak to było w przypadku Gaary. Poczuł nagle zmęczenie, czy udałoby mu się wreszcie zasnąć? Ale przemknęło mu przez myśl, że nie chce zostawić go samego, choć ta myśl go zdziwiła. Przecież to tylko krótka, chaotyczna rozmowa, nie może w żaden sposób pomóc temu dziecku…

Jedną z bolesnych lekcji jego nastoletnich lat była świadomość, że nie jest w stanie zmienić niesprawiedliwości świata shinobi, twardych zasad, brutalności, zresztą sam stał się, sam nie wiedział kiedy, częścią tych trybików… Nie stanie nagle przed kage i nie oświadczy, że mają zakazać zmuszania ludzi do stania się jinchūriki, bo i tak nic by nie wskórał.

- Kurczę, lubię ten wasz las, wiesz? Jest taki… cichy, spokojny, lubię ten zapach powietrza, ziemi, szum liści… tu jest tak ciepło.

Kakashi zerknął na niego, zaskoczony. Ten szalony dzieciak mówi mu nagle, że poza zabijaniem lubi również coś tak spokojnego, jak zapach lasu i szum drzew? To brzmiało niemal jak jego własne myśli. Zastanawiał się, czy Gaara z niego nie drwi, ale on znów zapatrzył się przed siebie, podciągnął kolona pod brodę i w zamyśleniu oblizywał twarz z zaschniętej krwi.

- U nas z trudem jestem w stanie znieść chłód nocy na dachu... – mówił dalej.

- A czemu nie śpisz, tylko siedzisz na dachu?

Gaara zawahał się, jakby po raz pierwszy podczas ich rozmowy miał jakieś zahamowania przed powiedzeniem mu czegoś.

- Śpię, oczywiście, po prostu część nocy spędzam na dachu, nie lubię zamkniętych pomieszczeń, wiesz? Jasne, że wiesz – odpowiedział sam sobie – w końcu też łazisz po nocy po lesie.

Kakashi roześmiał się, ta rozmowa stawała się nawet dość przyjemna.

- O nie, to pierwszy raz, zwykle w nocy śpię, sam nie wiem, czemu dzisiaj… Ale tak, bardzo lubię las w Konosze, ale niekoniecznie nocą.

Zamyślił się, może to głupie, ale czuł się tak, jakby coś wyciągnęło go siłą z łóżka tej nocy tylko po to, by poznał lepiej tego dzieciaka. Ale po co…? Miało to przynieść coś dobrego jemu, czy Gaarze…?

- Ludzie tutaj… - mówił dalej Gaara – Nie umiem tego wyjaśnić, wiesz? Są tacy… inni, inni niż ci u mnie. Nikt mnie nie wyzywa. Nie próbuje zabić… To takie dziwne. Znaczy… nie wiem, czy wiedzą, kim jestem, ale to nadal dziwne. Ten… jak to mówiłeś…? Guy, tak? Zamiast się wściec, że prawie zabiłem mu ucznia odpowiedział tylko spokojnie, że… - Gaara zamilkł gwałtownie i przełknął z trudem ślinę, jakby nie mogło przejść mu przez gardło to, co chciał powiedzieć.

Po długiej chwili milczenia, podczas której Kakashi ponownie rozkoszował się dźwiękami lasu nocą (to ciekawe, jak inne były to dźwięki niż te w dzień, o wiele głośniejsze, jakby zwierzęta w końcu poczuły się bezpieczne nocą, gdy ludzie spali… No chyba, że Gaara był w pobliżu). Gaara znów się odezwał:

- Czy można kochać swojego ucznia? Co ty czujesz wobec swoich? Uchihy, tego wrzeszczącego kretyna i tej rudej? Myślałem, że to jego syn… To by było zabawne, móc zabić mu syna na jego oczach. Są tak podobni… Nie wiem… - Gaara zacisnął pięści na głowie. Kakashi przez chwilę przestraszył się, że ma jakiś atak, ale on tylko wymamrotał niewyraźnie:

- Głowa mnie boli, nieważne…

Kakashi uspokoił się i pomyślał, że powinien odpowiedzieć. Ale co? Ponownie się zamyślił. Pytanie Gaary było bardzo trafne, ale też bardzo niewygodne dla niego. CO czuł…?

Sasuke… Kakashi zobaczył przed oczami jego pewną siebie, złośliwie uśmiechniętą twarz. Tak bardzo pragnął, by Sasuke mógł zapomnieć, zaznać wreszcie spokoju. Móc żyć normalnie, choć Kakashi nie był pewny, czy było to w ogóle możliwe. Ale co poza tym? Kakashi doskonale wiedział, że nie jest dobrym mistrzem… Nie umiał zbliżyć się do swoich uczniów należycie, dać im nie tylko suche wykłady czy treningi, ale też bliskość. Nie, zupełnie się do tego nie nadawał. Wciąż obawiał się, gdzieś w głębi siebie, że Sasuke zapyta go tym swoim ostrym, nieprzystępnym głosem, czy ukradł Sharingana komuś z jego klanu, tak, jak wcześniej zapytał go o to jego brat…

Naruto… Czuł, że to bzdurne i patetyczne, ale wciąż nie mógł pokonać w sobie tego bólu, gdy patrzył na Naruto. Na jego błękitne oczy Minato, blond włosy Minato, delikatną twarz Minato… Był do niego tak przerażająco podobny… Ale wcale nie byłoby lepiej, gdyby był podobny do matki, bo za nią też tak bardzo tęsknił. Czuł złość na siebie i żal do władz wioski, że nie może powiedzieć mu, że tak dobrze ich znał, opowiedzieć mu coś o nich. Mógłby mu wiele opowiedzieć… Czy wtedy jego ból byłby mniejszy? Czy mógł być dobrym mistrzem dla kogoś, czyj sam widok nie dawał spokoju? Przypomniał sobie swoją nerwową rozmowę z Hiruzenem, gdy próbował mu wyperswadować, że jest NAJGORSZĄ możliwą osobą do bycia mistrzem Naruto. Ale to oczywiście nic nie dało…

No i Sakura… To było najprostsze. Wprawdzie niespecjalnie rozumiał jej obsesję na punkcie Sasuke i ciągłe piski na jego widok, ale i tak to z ich trójki właśnie z nią najłatwiej było mu się porozumieć. A to, że nie umiał jej zrozumieć, zrzucał na karb swojego braku obycia z kobietami. Jedyną kobietą w jego życiu była Kushina i choć niespecjalnie przypominała typową kobietę z jej wrzaskami i wkurzaniem się na wszystko, to wciąż potrafiła być bardzo ciepła i troskliwa, szczególnie, gdy zapraszała go na obiady…

- Ej! Żyjesz?!

Usłyszał koło ucha wrzask Gaary i ocknął się ze swoich myśli.

- Co? - wymamrotał, z zaskoczeniem zauważając, że zaschło mu w gardle – Nie… to znaczy tak. Twoje pytanie. Sądzę, że to możliwe, ale ja nie jestem dobrym mistrzem…. - dotarło do niego, że po raz pierwszy powiedział to na głos. To było dziwne uczucie, w końcu naprawdę się do tego przyznać. Ale czy to wystarczy, by się zmienić? Bardzo w to wątpił.

- Jasne… - burknął Gaara – Na pewno jesteś lepszy od mojego. Zwyczajnie się mnie boi i w ogóle jest taki… nieprzystępny, nie tylko wobec mnie. Chociaż… moja głupia siostra… Nieważne…

Kakashi próbował przypomnieć sobie, co wie o jego bliskich. Gaara wspomniał coś o siostrze. Blondynka, chyba od niego starsza i chłopak z makijażem, nie musiał ich znać, by widzieć, jak bardzo się go boją. Chociaż… miał wrażenie, że martwili się o niego, gdy walczył z Lee… Gaara pewnie był zbyt zaślepiony, by to dostrzec, tak jak on przez tyle lat nie zauważył, ile zrobił dla niego Guy.

Czy mógłby zrobić coś, by przynajmniej Gaara nie stracił tylu lat? Czy byłby w ogóle w stanie przebić się przez jego szaleństwo? Ale nawet gdyby, to co niby miałby powiedzieć? „Hej, gdy tak na was patrzę, to chyba to twoje rodzeństwo jednak cię kocha...znaczy, wtedy, gdy się ciebie nie boi”. Taak, to wiele by dało…

Mistrz… Kakashi z trudem przywołał z pamięci jego twarz. Mężczyzna w turbanie, z surową twarzą. I ojciec… Jego surowa, nieprzejednana twarz, gdy ostrym głosem kłócił się na zebraniu. Być może Kakashi nie powinien pozwolić sobie na kierowanie się pozorami, ale jakoś nie umiał wyobrazić go sobie jako miłego, kochającego tatusia... Ciekawe, czy wtedy Gaara byłby choć trochę inny.

- Wiesz, że zabiłem swoją mamę? Zabiłem ją, gdy mnie rodziła… A ojciec powiedział mi, że to nie jest normalne, że inni stają się jinchūriki dopiero po urodzeniu, to prawda? - zapytał dziwnie miękkim głosem.

Kakashi poczuł się okropnie. Nie miał o tym pojęcia, dotychczas nie sądził, by ktokolwiek był na tyle szalony, by zdecydować się na tak niesprawdzone i niebezpieczne eksperymenty z bijū. I ten głos Gaary, gdy mówił o zabiciu matki… Już nie próbował być ostrym, pewnym siebie i użył słowa „mama”, choć wcześniej wszyscy, o których wspominał byli dla niego „durniami” i „frajerami”.

- Prawda… - odpowiedział z trudem – Nigdy nie słyszałem o takim przypadku, przykro mi.

Ale Gaara chyba go nie słuchał, powiedział tylko cicho:

- Może wtedy nie byłbym nienormalny… Nie wiesz jak to jest mieć uszkodzony mózg, no nie? Jasne, że nie… - dodał niewyraźnie.

Kakashi miał coraz bardziej dość tej rozmowy. Łóżko, ciepła kołdra, ostatnie chwile ciemności nocy, ale wiedział, że nie może być takim tchórzem. Czy to możliwe…? Gaara zachowywał się całkiem zwyczajnie… to znaczy, za wyjątkiem tej łani. Zwykły, butny, zbuntowany dzieciak, czy to możliwe, żeby…?

- Chciałbym czasem uciec… daleko, sam, ale pewnie bym sobie nie poradził, zresztą… Ty też byś tak chciał?

Zmusił się, by otrząsnąć się z ponurych myśli i skupić się na słowach Gaary. On ciągle mówił, dużo, chaotycznie, ciągle zmieniał temat, wyrzucał z siebie kolejne straszne, intymne szczegóły ze swojego życia, jakby pierwszy raz spotkał drugiego człowieka i bał się, że on zaraz mu ucieknie, więc musi powiedzieć jak najwięcej. Poczuł ucisk w sercu.

On przecież miał ich przy sobie… Guya, Asumę, Kurenai, zawsze ich odtrącał, ale właśnie o to chodziło, MIAŁ wybór, mógł ich zignorować, jak zwykle, ale mógł też porozmawiać z nimi, wybrać się gdzieś, porobić cokolwiek…. Nigdy nie był aż tak zdesperowany, by opowiadać historię swojego życia całkiem obcym ludziom.

Obrócił głowę, by spojrzeć na miękkie, wciąż dziecięce rysy twarzy Gaary. Oj tak, marzył wiele razy… Ale wiedział, że to tylko durne mrzonki.

- Wiesz… to raczej niezbyt realne, pewnie wcale nie byłoby ci lepiej.

- Gorzej też nie – Wzruszył ramionami. - I tak bym nie umarł.

Ciekawe co ma na myśli, pomyślał Kakashi, ale nie zapytał. Nagle przyszło mu coś do głowy.

- Chyba rzeczywiście masz takie oczy jak Sasuke – powiedział.

Byli do siebie przerażająco podobni. Ich przeświadczenie o tym, że są niepokonani, niemiłe traktowanie każdego wokół nich i ta obsesja zabijania…

Bo Kakashi nie łudził się nawet, że Sasuke po dokonaniu zemsty na bracie zaprzestanie zabijania. Zbyt dobrze znał te mechanizmy, widział zbyt wielu ludzi w swoim życiu, którzy zbyt w tym zasmakowali i zabijanie stało się najważniejszym celem ich życia. Zresztą sam również znał to uczucie, którego tak się brzydził, uczucie podniecenia, gdy wiedział, że osoba przed nim jest zdana tylko na niego, uczucie bycia niepokonanym, kimś, kto wreszcie ma nad czymś władzę w swoim życiu. Z trudem, przy ogromnej pomocy Guya zdołał się z tego wygrzebać, a przecież Sasuke miał tylko trzynaście lat i nie ufał nikomu…

- Mówiłem – Gaara tylko wzruszył ramionami.

- A co dalej, jak już go zabijesz?

- A co ma być? Znajdę sobie kolejną ofiarę i kolejną.

- I takie życie ma sens?

- A jakiekolwiek życie ma sens?

- Nie wiem… - poczuł się głupio, że zamiast choć spróbować dać temu dzieciakowi jakąś nadzieję, dzieli się z nim tym swoim pesymizmem. Cóż, w tym akurat byli bardzo do siebie podobni.

Przyszło mu nagle do głowy, że może stałby się taki jak Gaara, gdyby nie jego przyjaciele. Czuł, że był tego bliski. Jeszcze jakiś czas i… Ale co miał zrobić? Wygadywać jakieś bzdury w stylu „będzie dobrze”, czy „ciesz się życiem, jakoś to będzie”? Tylko by go zirytował. Ciekawe, czy Guy zdołałby coś na to poradzić.

Przypomniał sobie ten dzień, gdy Guy opowiedział mu o „tym dzieciaku z egzaminu”, który ponownie próbował zabić Lee. Kakashi nigdy nie czuł czegoś tak silnego jak Guy do Lee ale i tak nie był w stanie sobie wyobrazić, jak Guy może tak spokojnie, bez złości opowiadać o czymś takim. Nie był wściekły na Gaarę, jedynie martwił się o Lee. Nigdy nie umiał zrozumieć tego optymizmu Guya i jego dobroci. Nigdy nie umiał choć po części stać się taki jak on.

- I Shukaku… Nie wiesz jakie to irytujące, gdy ktoś ciągle drze ci się w głowie.

- Nie wiem – przeszło mu do głowy, że czasem miał dość własnych myśli, a co dopiero czyjegoś wrzasku.

Kakashi ponownie się zamyślił. Nie wiedział zbyt wiele o Gaarze, ale jednak miał na jego temat kilka informacji. Gaara był sławny we wszystkich wioskach, niestety nie była to dobra sława. Miał trzynaście lat, a już zabił wielu, wielu ludzi, pewnie nawet sam nie wiedział ilu. Jego szał pod postacią Shukaku i niszczenie własnej wioski, zabijanie ludzi, których znał, to wszystko dotarło nawet do Konohy. Kakashi nie wiedział, co o tym myśleć. Nie chciał go osądzać.

Czasem, gdy nie mógł zasnąć, widział pod zamkniętymi powiekami siebie… tego innego siebie, którym mógłby się stać, gdyby coś poszło nie tak. Swoją pełną nienawiści twarz, ukrytą pod maską. Pewnie odwróciłby się od wioski, stałby się kimś takim jak członkowie Akatsuki lub Orochimaru, choć jeszcze niedawno robił wszystko, by powstrzymać jego nienawistne plany.

- Dlaczego jesteś dla mnie taki miły? – zapytał nagle.

- Miły? - zdziwił się – Nie jestem miły, po prostu… chyba masz zbyt małe wymagania co do ludzi, ale…

Coś trzasnęło niedaleko nich. Gaara w jednej chwili poderwał się na równe nogi.

- Co to? - Nie wyglądał już tak, jak przed chwilą, w jednej chwili całkowicie się zmienił, Kakashiemu przyszło na myśl przestraszone zwierzę. - Czyżby ojciec chciał mnie zabić nawet tu…?

- Spokojnie – powiedział Kakashi, podnosząc się, uznał, że musi jakoś go uspokoić. Przypomniał sobie co czuł, gdy bał się, że w każdej chwili Uchiha mogą przyjść po niego i odebrać mu Sharingana, to nie było dobre uczucie, ciągły strach. Nie życzył tego temu dzieciakowi. - To pewnie jakieś zwierzę… - urwał, bo zobaczył przed sobą ludzką sylwetkę.

Gaara gwałtownie wypuścił przed siebie piasek. Kakashi się spiął, musi jakoś powstrzymał Gaarę, nim skrzywdzi kogoś, być może niewinnego.

- Ty…! - wrzasnął nagle i zatrząsł się ze złości.

Kakashi zmrużył oko. Przed nim stała ta dziewczyna, jego siostra.

- Jak śmiesz! - wrzeszczał. Nie był już tym smutnym dzieckiem, które opowiadało mu o rodzinie, a szaleńcem, jak wtedy, gdy się dziś spotkali. - Odpieprz się wreszcie ode mnie, przestań za mną łazić, nawet tu… Co mam zrobić, żeby się ciebie wreszcie pozbyć?

Dziewczyna nie wydawała się przesadnie przestraszona, pewnie przywykła już do wybuchów złości brata.

- Dobrze wiesz, że Baki kazał… - zaczęła cicho, ale to chyba nie był dobry pomysł. Gaara zdenerwował się jeszcze bardziej.

- Będziesz mi mówić w twarz, że łazisz za mną tylko dlatego, że ten debil ci kazał? Co, już nie bredzisz, że mnie kochasz?

- Oczywiście, że cię kocham, ale nie chcę, żeby…

- Wytropisz każdą moją kryjówkę, co? Bawi cię to?

- Nie! Ja…

- My tylko sobie rozmawialiśmy – Kakashi postanowił w końcu im przerwać, nim Gaara ją skrzywdzi.

Temari drgnęła tak gwałtownie, jakby dopiero teraz go zauważyła. Ukłoniła się niemal do ziemi i powiedziała zmieszana:

- Przepraszam pana za Gaarę, on…

Gaara znowu wrzasnął:

- Jemu też nie wierzysz?! Bo przecież ktoś taki jak ja nie może z kimś po prostu rozmawiać, prawda?

Temari chyba chciała zaprzeczyć, ale wtedy jej wzrok padł na zakrwawioną twarz Gaary, błyszczącą w świetle księżyca. Jej oczy rozszerzyły się ze strachu, a potem szybko przeniosła wzrok na Kakashiego, jakby szukała na jego ciele ran.

- Rozmawialiśmy – powtórzył z naciskiem, nim dziewczyna zdążyła znów coś powiedzieć.

- Och… Ja… Tak, jasne – powiedziała, choć widział wyraźnie, że mu nadal nie uwierzyła. Ukłoniła się ponownie, a potem powiedziała do Gaary:

- Chodź, musimy wracać do hotelu…

- A co, wszystkim nagadałaś, że znów uciekłem?! Nie chcę być waszym więźniem!

- Nikomu nic nie powiedziałam! Kankurō też śpi!

- Nieważne – powiedział, nagle spokojny – Możemy iść, jak chcesz i tak już się najadłem…

- Co?!

- Nieważne…

Kakashi patrzył na nich uważnie, nie odzywając się. Czuł się dziwnie, widząc jak szybko zmieniały się emocje Gaary. Nie wiedzieć czemu, Temari skojarzyła mu się nagle z Sakurą. To, jak ciągle mówiła Naruto jak ma się zachowywać, a on się denerwował. Ciekawe, czy Naruto dogadałby się z Gaarą?, pomyślał po raz kolejny.

Ruszyli powoli przez las, wciąż głośno rozmawiając, a on ponownie usiadł pod drzewem i obserwował ich, aż zniknęli w ciemnościach. Wtedy wstał i powoli ruszył w stronę domu.

Nie wiedział czemu, ale nie mógł przestać myśleć o całej tej dziwnej rozmowie. Położył się do łóżka, choć nie miało to większego sensu o tej porze, ale i tak nie mógł zasnąć. Słyszał w głowie kolejne słowa Gaary i widział przed oczami jego wściekłą twarz, gdy wrzeszczał na siostrę. Dlaczego nie mógł przestać o nim myśleć?! To przecież tylko jakiś dzieciak, nieszczęśliwy, to prawda, ale nie on jeden… Prawie go nie zna, więc dlaczego…?

*

Cały dzień chodził dziwnie zamyślony, wieczorem zgodził się na spotkanie z Guyem, ale nie był w stanie skupić się na tym, co ten do niego mówił.

- Kakashi…? Coś się stało? - zapytał ostrożnie.

- Co? Nie, nic…

Bo co niby miał mu powiedzieć? „Spotkałem jakiegoś dziwnego dzieciaka”? No i co z tego? Jeśli tak bardzo chciał pokazać, że ma dobre serduszko, miał obok Naruto, by zbawić samotne dziecko…

- Porobimy coś razem? - zapytał z wyraźną nadzieją w głosie Guy.

- Ja… wiesz, chyba nie dzisiaj…

Wiedział, że po raz kolejny traktuje go tak, jak obiecał sobie więcej nie robić, ale to nie był właściwy dzień… Po co w ogóle się zgodził? Jeszcze znów na niego nawrzeszczy, już lepiej było wrócić do siebie. Albo…

- Gdzie byłeś dziś w nocy? Ja… - Guy wyraźnie się zmieszał. - Przyszedłem do ciebie, bo nagle wpadło mi do głowy coś, co mógłbym ci powiedzieć na temat naszej poprzedniej rozmowy i…

- Spacerowałem…

- Beze mnie?! To znaczy… Moglibyśmy razem potrenować, czy coś…

- Mówiłeś, że musisz się wyspać, bo masz dziś coś ważnego do załatwienia – przypomniał sobie.

- No tak, ale mogłeś powiedzieć... Co tam sen!

No tak, cały Guy… Kakashiego kiedyś irytowała ta jego uległość i oddanie wobec niego, ale ostatnio zwyczajnie go przytłaczała. On nie umiał traktować go z takim zaangażowaniem, zresztą nie tylko jego…

- Do jutra – urwał i wyszedł z jego mieszkania, nim Guy zdążył coś jeszcze powiedzieć.

Było jeszcze dość jasno, Gaara pewnie… Nagle poczuł się jak kompletny kretyn… Czemu tak biega za tym cholernym dzieciakiem?! Ok, spotkali się przypadkiem, porozmawiali no i koniec. On i tak niedługo wyjeżdża, mógł więc mu chyba poświęcić ten czas, pozwolić się wygadać… Ciekawe, co powiedziałby Sasuke, gdyby ich razem zobaczył… Że knuje z wrogiem, by mogli wspólnie go zabić? A może, że zbiera dane na temat Gaary, by mu je przekazać, tak jak podejrzewał Gaara? Wiedział, że powinien skupić teraz całą swoją uwagę na Sasuke, bo nie łudził się, że ich rozmowa sprawi, że Gaara nie będzie już chciał go zabić.

Siedział kilka godzin całkiem sam a niedaleko wciąż leżała rozkładająca się łania. Chyba będzie musiał coś z nią zrobić, nim zacznie śmierdzieć… Chyba naprawdę był kretynem, bo Gaara się nie pojawił. Może dawał mu w ten sposób do zrozumienia, że nie życzy sobie kolejnej rozmowy, może był zajęty, a może szukał kolejnej kryjówki, by siostra go nie kłopotała?

Wstał gwałtownie i ruszył do domu. To od początku było bez sensu. Pomyślał o Guyu… Nie, przecież nie przyjdzie do niego w środku nocy. On na pewno nie miałby nic przeciwko, ale wiedział, że to było niestosowne.

Czasem nie był pewien, czy spędza z nim czas, bo tego pragnie, czy to tylko siła przyzwyczajenia, dlatego, że on wciąż nalega… Jakby sam nie czuł zupełnie nic, za wyjątkiem rozpaczy, jakby był tylko pustą skorupą. Ludzie czasem w jego obecności szeptali o depresji a on uparcie udawał, że nie słyszy…. Jak ktoś tak zepsuty jak on mógł wierzyć, że jest w stanie pomóc komukolwiek?

Powinien wrócić do domu i porządnie się wyspać i skończyć z tymi durnymi myślami...

*

Kolejnej nocy Gaara był w tym samym miejscu, co wcześniej. Obok leżało kolejne ścierwo sarny. Gdy dostrzegł Kakashiego, uśmiechnął się złośliwie i powiedział:

- Widzę, że za mną tęsknisz… jak słodko.

Wzruszył tylko ramionami w odpowiedzi i w milczeniu usiadł ponownie koło niego.

Rozmawiali tak kolejne dni, Kakashi nie był do końca pewien o czym, ale czas szybko mu mijał. Gaara wciąż opowiadał mu o sobie, otwierając się przed nim coraz bardziej. On, jak zwykle, mówił niewiele o sobie, ale lubił go słuchać.

Jutro miał być egzamin i Kakashi wiedział, że wtedy ich leśne rozmowy urwą się raz na zawsze. Ale koniec rozmów nie był najważniejszy… Dwóch szalonych, ambitnych nastolatków na niebezpiecznym egzaminie. To było oczywiste, że obaj nie mogą tego przeżyć… Tylko który...? Wiedział, że to nie miało żadnego znaczenia, ale do Gaary zdążył się przywiązać przez te kilka dni bardziej niż kiedykolwiek do Sasuke.

Oczywiście nigdy nie zdradziłby Sasuke, trenowali wytrwale tak często, jak Sasuke tego chciał, a on nigdy nie powiedział Gaarze niczego, co pomogłoby mu pokonać swojego przeciwnika, ale jednocześnie ani razu nie wspomniał Sasuke o jego rozmowach z Gaarą.

- Już jutro… To będzie coś… Już prawie miesiąc nikogo nie zabiłem… Jeszcze nigdy nie miałem tak długiej przerwy, ale chcę jak najbardziej cieszyć się zabiciem Uchihy.

Kakashi nic nie odpowiedział, w jakimś stopniu chyba już przywykł do przerażającego sposoby bycia Gaary, skoro chciał wciąż z nim przebywać.

- Zobaczymy, czy twoja nauka na cokolwiek się zda, gdy chodzi o moje umiejętności – Uśmiechnął się drapieżnie.

Gdy nastał świt Gaara ruszył w stronę wioski. Ostatnio prawie nie spał, bo dni zajmował mu trening Sasuke, a noce rozmowy z Gaarą. Sasuke oczywiście od razu zauważył zmianę, jaka w nim zaszła i skomentował to złośliwie. Od tego czasu widywał się tylko przelotnie na ulicy z Guyem, a on coraz bardziej pochmurniał. Cóż, nadrobię to, gdy Gaara już wyjedzie… obiecywał sobie. Dopiero wtedy dotarło do niego, że to tak, jakby już przekreślił szanse Sasuke…

Patrzył na odchodzącego powoli Gaarę i pomyślał, że może rzeczywiście to ich spotkanie w lesie nie było przypadkowe i obaj dzięki temu zyskali… Gaara w końcu miał, choć na chwilę, kogoś, z kim mógł porozmawiać i wydawał się być przy nim choć trochę bardziej spokojny, a Kakashi… polubił te rozmowy, miał wrażenie, że może dzięki niemu zaczął rozumieć, dlaczego ludzie tak cenią sobie rozmowę z kimś. Ten czas spędzony w lesie chyba nie był jednak całkowicie bezwartościowy…



KONIEC

(14 str.)

14.3.21, 22:33