piątek, 9 czerwca 2023

Inny początek

Kakashi przeżył w swoim życiu wiele koszmarnych chwil. Jedną z nich bez wątpienia była ta, w której odkrył, że Guy ma bezwładne nogi. Z wielkim trudem wracał do tamtego wspomnienia, ale ono – jak na ironię – wciąż wracało do jego umysłu.

Skończyła się Czwarta Wojna. Guy odważnie walczył z Madarą i bez wątpienia uratował życie ich wszystkich, a Kakashi czuł wtedy lekkie ukłucie zazdrości. On nie zdołał zrobić tak wiele. Ale już chwilę potem jakaś durna zazdrość przestała się w ogóle liczyć…

Niósł Guya do domu, wszyscy byli w koszmarnym stanie, więc zupełnie się o niego nie martwił. Guy tylko się trochę nadwerężył, wrócą do Konohy, on odpocznie i… Gdy tylko wrócili, Tsunade uparła się, że go zbada, choć sama była w okropnym stanie, gdy niemal umarła podczas walki z Madarą.

Wtedy Tsunade zrobiła nieodgadnioną minę, spojrzała na Kakashiego, a potem zapytała Guya, czy ma mówić przy nim. Już wtedy Kakashi poczuł lęk. Oczywiście Guy krzyknął coś w stylu „Nie mam żadnych tajemnic przed moim rywalem!” Był tak samo radosny jak zwykle, choć nadal słaby…

Ale gdy Tsunade wszystko im opowiedziała, pokazała zdjęcie rentgenowskie… Wtedy po raz pierwszy Guy zachował się tak, jak teraz zachowywał się każdego dnia, co łamało Kakashiemu serce: mruknął coś ze smutną miną i powiedział, żeby wyszli.

Dla Kakashiego było to całkiem nowe doświadczenie: dopiero wtedy boleśnie zdał sobie sprawę, że zawsze było na odwrót. To ON nosił wszędzie ze sobą swoją traumę, swoje złe wspomnienia, śmierć bliskich, a to Guy był tym, który go wspierał. Czy teraz był w stanie zamienić się z nim na role?

Ale to nawet nie było pytanie: tak, CHCIAŁ to zrobić, nie musiał, a chciał, choć nie wiedział wtedy jak trudne to będzie. Ale dzięki temu lepiej zrozumiał, co Guy czuł przez te lata. Bez niego byłby martwy, już dawno, w wieku kilkunastu lat, bo już dawno odebrałby sobie życie albo specjalnie dał się komuś zabić, bo „to wtedy nie jest samobójstwo”.

Wrócił wtedy do domu, by dać czas Guyowi. Usiadł na kanapie i już wiedział, CO zrobi. Rozglądał się wokół i wszystko planował. Gdy Tsunade wypuściła go ze szpitala, gdy kupiła dla niego wózek, gdy opowiedziała mu, co robić, by zachować zdrowie, on poszedł pod szpital.

Ile to razy Guy był tam i czekał na niego, gdy oko Kakashiego znów dawało mu się we znaki? Spojrzał mu w oczy i powiedział spokojnie:

- Zamieszkamy razem, ok?

Guy był smutny, tak samo jak wtedy, gdy usłyszał słowa Tsunade. Kakashi pomyślał potem, że zachował się jak debil mówiąc mu to w taki sposób, ale i tak nie spodziewał się, że Guy zareaguje AŻ TAK źle…

Spojrzał na niego wytrzeszczonymi oczami i ryknął:

- Bo co?! Bo jestem teraz jak małe dziecko?!

- Nie, nie jesteś! Dobrze wiem, że sam byś sobie poradził, bo jesteś piekielnie silny, ale… nie musisz, chcę, by było ci prościej…

- Co będziesz z tego miał?… - szepnął Guy. I rozpłakał się.

Tak, to prawda, Guy płakał niemal non stop całe swoje życie, taki po prostu był, ale Kakashi widział wyraźnie, że to nie to samo. Zawsze płakał, bo… ktoś powiedział coś wzruszającego, bo przegrał z Kakashim w walce, bo… Ale po raz pierwszy na jego twarzy widać było rozpacz, prawdziwą rozpacz. Kakashi poczuł przerażenie.

Kucnął przed nim, co także spowodowało, że Guy się skrzywił i powiedział:

- Jesteś moim przyjacielem, od tylu lat, bo bez ciebie zdechłbym wiele lat temu. Chcę być blisko ciebie, proszę.

Wtedy pomyślał o tym wszystkim: o tych latach, gdy traktował Guya jak gówno, wyzywał go, drwił, nawet bił, a on wciąż był obok. Mocno zacisnął pięści.

- Proszę cię… chodź do mnie, razem sobie poradzimy.

A wtedy Guy już nie krzyczał, nie kłócił się. Jedynie skinął głową, a gdy Kakashi prowadził jego wózek, on całą drogę płakał. Bezgłośnie, z niemal spokojną twarzą, ale Kakashi wiedział, że wciąż płacze, bo zerkał na niego co jakiś czas.

Obok nich byli ludzie, gapili się, szeptali. Kakashi miał ochotę zabić ich wszystkich, by nie byli takimi debilami bez serc, by udawali, że nic nie widzą. Ale co innego najbardziej go bolało: że Guy płakał przy ludziach, że musiał być aż tak załamany, że nie udawał. Przerażające… Kakashi mocno ścisnął dłonie na wózku, niemal modląc się, by byli już w domu.

*

Kolejne tygodnie były koszmarem. Kakashi zdobył od Tsunade podstawowe informacje na temat pomocy Guyowi, pielęgnacji, ale wciąż czuł, że nic nie wie, nie umie. Guy w domu przestał już płakać, jedynie milczał jak zaklęty całymi dniami. Wydawał się być martwy za życia, a Kakashi nie był w stanie nic z tym zrobić. Miał ochotę wyć, wyć, aż zabraknie mu sił, ale wiedział, że musi być teraz dla niego silny.

Za każdym razem, gdy Kakashi myślał, że nie może być już gorzej, okazywało się, że może. Pierwszego dnia Guy zupełnie nie reagował na jego słowa, więc Kakashi uznał, że po prostu da mu spokój, ale już kolejnego dnia uparł się, że Guy potrzebuje kąpieli.

Guy zareagował na te słowa z paniką. Zaczął powtarzać wciąż i wciąż, że przecież sam sobie poradzi, ale Kakashi wiedział, że nie… W końcu udało mu się go rozebrać. Przez jakiś czas Guy siedział pod prysznicem, nadal tępo patrząc przed siebie, ale chwilę potem Kakashi podszedł do niego, by pomóc mu się umyć.

Przez chwilę wydawało mu się, że ponownie widzi łzy w jego oczach, ale nie miał pewności. Może to tylko woda z prysznica? Sunął dłońmi po tych miejscach po ciele Guya, do których ten – choć bardzo się starał – nie był w stanie dotrzeć. Nie myślał o niczym, to była tylko zwykła czynność i miał nadzieję, że Guy także niedługo zrozumie, że nie ma w tym nic upokarzającego.

Już niemal kończył, gdy dostrzegł, że Guy ma erekcję. Zupełnie się tym nie przejął, dobrze wiedział, że to się zdarza i nie musi zupełnie nic oznaczać, ale wtedy Guy spanikował. Dziko zamachał dłońmi, próbując zakryć ciało przed wzrokiem Kakashiego, a potem ryknął: „WYJDŹ!”.

Kakashi bez słowa spełnił jego prośbę. Gdy zamykał drzwi, wydawało mu się, że słyszy jego jęk… Postanowił poczekać, aż Guy się uspokoi, by pomóc mu wyjść spod prysznica, wytrzeć się i ubrać, ale Guy wciąż milczał. W końcu zastukał i – gdy nie usłyszał odpowiedzi – wszedł. Odetchnął głęboko i zaczął:

- Guy, proszę… obaj jesteśmy facetami… Myślisz, że ja nigdy nie miałem takiej krępującej sytuacji? Dobrze wiem, że to bzdura, niczego sobie nie pomyślę, proszę… Mogę chociaż zakręcić wodę? Przeziębisz się!

Guy pokiwał głową. Gdy Kakashi podszedł do niego, znów zauważył łzy na jego twarzy.

- Ani słowa o TYM, nigdy więcej, jasne? - powiedział głosem zmienionym przez płacz.

- Jasne – odparł szybko Kakashi i pomógł mu wstać.

*
Ale kolejnego dnia Guy nadal nie zapomniał o tamtym wydarzeniu. Po południu Guy zaczął się krzywić i trzymać za brzuch. Najpierw Kakashi to ignorował, ale potem zrozumiał.

- Zabrać cię do toalety? - zapytał tak delikatnie jak tylko był w stanie.

Guy zacisnął usta i pokręcił głową. Minął jakiś czas. Kakashi zajął się sobą, co jakiś czas jednak zerkał na niego, czekając, aż Guy ZROZUMIE, że nie może wiecznie odwlekać tej chwili. W końcu wstał, zdeterminowany i powiedział:

- Chodź.

Widział jego wzdęty brzuch, to pewnie musiało bardzo boleć…

- Narobisz sobie kłopotów… - powiedział cicho.

Guy zerknął na niego. Kakashi aż się wzdrygnął. Jeszcze nigdy nie widział na jego twarzy takich emocji… goryczy, zmęczenia. On się poddał… pomyślał, przerażony.

- Gorzej już z moim zdrowiem nie będzie, nie? - powiedział gorzko. Nawet jego głos był inni niż jeszcze tak niedawno…

- Może być o wiele gorzej i dobrze o tym wiesz! - Poczuł irytację, ale nie miał zamiaru tracić nad sobą panowania. Guy tyle lat znosił jego o wiele gorsze zachowanie… - Dobra… to inaczej. Potem to ja skorzystam przy tobie z toalety, ok? Zobaczysz, że to nie jest aż takie straszne… - Uśmiechnął się do swoich wspomnień. - Pamiętasz jak uparłeś się, że mam zajrzeć ci w majtki, gdy byliśmy nastolatkami, bo przypadkiem zobaczyłeś mnie nago? - Wciąż czuł dreszcze zażenowania na myśl jak durni wtedy byli, ale, o dziwo, lubił to wspomnienie. - Więc teraz…

- Dobrze… - Usłyszał głos Guya, ale wcale nie poczuł się o wiele lepiej. Jego głos był niemal całkiem pusty, pozbawiony życia.

*

Kolejnym razem, gdy go kąpał, to znów się wydarzyło. Poczuł się odrobinę nieswojo, ale znów postanowił to zignorować.

- Przepraszam… - powiedział Guy cicho, odwracając od niego twarz.

Kakashi pokręcił głową.

- Nic się nie dzieje. Wiesz, zostawię cię teraz samego i…

- Myślisz, że tego nie robię? Częściej niż kiedykolwiek, by moje ciało w końcu przestało…

- Nie myśl o tym. To dla ciebie trudny czas, pewnie twoje ciało w taki sposób reaguje na stres i… - Nie dawał za wygraną Kakashi, ale wtedy Guy odwrócił twarz w jego stronę, spojrzał mu prosto w oczy i powiedział spokojnym, choć nadal pustym głosem:

- A wiesz, dlaczego, Kakashi? To nie przypadek… Kocham cię już od tylu lat, że nawet nie mogę tego zliczyć… - Uśmiechnął się gorzko. - Zawsze jakoś dawałem sobie radę, ale teraz nie potrafię… Wyjdź, proszę.

Kakashi wyszedł szybko, kiwając głową. Poszedł do salonu, by dać Guyowi trochę prywatności, ale czuł się tak zszokowany i skołowany, że niemal nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Usiadł na kanapie i zapatrzył się w ścianę.

Kocham cię już od tylu lat, że nawet nie mogę tego zliczyć…” Czy to możliwe, że niczego nie zauważył..? To znaczy… Przypomniał sobie tamten dzień, gdy Guy zabił po raz pierwszy i potem ich rozmowę… Zapytał go wtedy, czemu ten tyle dla niego robi. A Guy odpowiedział: „Bo czuję to coś, nie umiem tego nazwać”. Kłamał?…

Kakashi zacisnął mocno pięści. Czuł się, jakby tracił grunt pod nogami. On nigdy nic nie czuł, nie umiał…. Co ma teraz zrobić? Kazać się Guyowi wyprowadzić? Przecież nie może go tak zadręczać… Nie może mu dać tego, co on chce, bo jest zepsuty, zepsuty od zawsze. Poczuł pieczenie pod powiekami, ale zignorował to. Zaczął nasłuchiwać, czy Guy go nie woła…

*

Mijały dnie, a oni obaj udawali, że tamtej rozmowy nie było. Kładł właśnie Guya do łóżka, było już późno… Właśnie miał położyć się na swoim materacu i spróbować zasnąć, gdy… Zagapił się na jego ciało. Tak piękne, silne, choć widać już było, że nogi stają się słabsze, mniej umięśnione… Tyle lat patrzył na niego i nigdy niczego nie czuł. A teraz…

Guy był w coraz gorszym stanie psychicznym, a Kakashi nie był w stanie do niego dostrzeć. Zrobiłby wszystko, by ten poczuł się lepiej… Nie myśląc, co robi, podszedł do Guya na czworakach i zbliżył twarz do jego twarzy.

Guy jęknął z zaskoczenia i odsunął twarz.

- C-co ty robisz, Kakashi?

- Masz ochotę na seks? - zapytał dziwnie niskim głosem, sam zaskoczony swoimi słowami.

- CO?! Przestań, nie drwij ze mnie!

- Nie drwię. Więc jak?

Czuł się całkowicie spokojny, jakby był innym człowiekiem. Ostatnio wszystko było takie inne…

Guy w panice próbował od niego uciec. Kakashiego tak to zaskoczyło, że usiadł prosto.

- Nie potrzebuję twojej litości! - krzyknął Guy.

- To nie jest litość… - powiedział cicho Kakashi, pochylając głowę.

- A niby co?! Przecież ty nigdy…

- A skąd wiesz? - zapytał zaskoczony.

Guy westchnął i w końcu przestał się poruszać.

- Nie wiem, domyśliłem się. Nigdy z nikim cię nie widziałem i…

Kakashi zapatrzył się w ciemność za oknem.

- Masz rację, Guy.

- Właśnie! - podchwycił. - A teraz chcesz zrobić to tylko dla mnie i…

Kakashi spojrzał mu w oczy.

- Posłuchaj… Wiesz ile razy w życiu się nasłuchałem „Kakashi, znajdź sobie wreszcie kogoś!”, „Nie możesz być ciągle sam!”? - mówił zmienionym głosem. - Ale ja miałem to zawsze gdzieś, nikt nie będzie mnie przecież zmuszał…

- Właśnie!

- Dla ciebie także bym się nie zmuszał. Ale… kompletnie mnie zaskoczyło, gdy powiedziałeś mi o swoich uczuciach… Najpierw nic nie poczułem, ale teraz… Nie jestem w stanie powiedzieć ci, że ja coś do ciebie…

Zamilkł i zaklął w myślach. Brawo! Nie ma nic bardziej romantycznego niż w takiej chwili powiedzieć „Nie kocham cię”…

- Nie, przestań… - przerwał mu Guy, zerkając w bok. - Nie chcę o tym słyszeć… To… nic takiego, to nie ma znaczenia, ważne, że ja… - Spojrzał mu w oczy. - Nadal tego chcesz? - zapytał z nadzieją w głosie.

- Chcę – odparł. Był tego pewien.

- Szkoda, że… tak długo marzyłem o tej chwili, chciałbym okazać ci całą moją miłość, ale… - szepnął Guy, zaciskając pięść. - Teraz nie mogę i…

Kakashi pokręcił głową.

- Miłość można okazać na wiele sposobów, tyle lat byłeś przy mnie, choć byłem nie do zniesienia i… To teraz pytanie: jaką rolę wybierasz?

Guy zaśmiał się gorzko. Znów widać było na jego twarzy smutek…

- Przestań, dobrze wiesz, że teraz NIE MAM wyboru.

Kakashi uśmiechnął się ironicznie.

- Masz wybór! Pierwszy raz w życiu przydały mi się do czegoś te wszystkie książki Jiraiyi.

Ale Guy pokręcił głową.

- Nie, ja… chcę poczuć cię w sobie, od tak dawna o tym marzyłem i…

- Jesteś pewien? To prawdopodobnie będzie bolało. Nie lepiej…

Guy uśmiechnął się ponuro i powiedział, garbiąc się:

- Och tak? Jakbym ostatnio ciągle nie czuł… - przerwał, klnąc.

Kakashi poczuł się podle na te słowa. Tak bardzo starał się, by Guy czuł się jak najlepiej w ich nowym życiu, a teraz dowiedział się, że to i tak nie…

Guy domyślił się jego wątpliwości, bo wyciągnął ręce do niego i szepnął:

- Proszę cię, Kakashi, nie myśl o tym. Chcę cię, chodź do mnie…

Kakashi uśmiechnął się i ponownie pochylił nad Guyem. Pocałował go przez maskę. Guy nie protestował, tak dobrze go znał i wiedział, że Kakashi jej nie zdejmie. Pomimo tego, że Guy nie mógł nawet poczuć jego ust, jęknął głośno na ten pocałunek.

Jakiś czas potem położyli się obok siebie. Kakashi nie był w stanie pojąć, że w życiu może istnieć coś przyjemniejszego niż zabijanie. Nie… nie będzie o tym teraz myślał. Patrzył na piękną twarz Guya. Wiedział, że wielu nazwałoby go brzydkim, a on sam dopiero od niedawna widział w nim piękno.

Nagle Guy zaczął płakać, nie mogąc się uspokoić. Kakashi znał go aż nazbyt dobrze, by wiedzieć, że to łzy radości.

- Kakashi, ja… nie umiem tego opisać. Dziękuję ci, to była najwspanialsza rzecz w moim życiu!

Moim też… pomyślał Kakashi, ale nie był gotów, by mu o tym powiedzieć.

*

Przez kolejne dni Guy był na miłosnym haju. Uśmiechał się niemal cały czas, śmiał, bez wahania zgadzał się na wszelkie zabiegi, czasem wykorzystując tę sytuację do wspólnych chwil w łóżku. Każdego dnia domagał się ciała Kakashiego, a on nie miał nic przeciw. Sam czuł się tak jakby to wszystko było tylko snem.

Ale to nie trwało długo, jak podejrzewał Kakashi. Guy z każdym dniem uśmiechał się coraz mniej aż ponownie stał się milczący, smutny i ponury. Kakashi najpierw szukał wszelkich możliwości, by to zmienić, ale potem chyba i on zaczął się poddawać.

Opiekowanie się Guyem stało się czymś o wiele bardziej męczącym niż Kakashi mógłby sobie wyobrazić, nawet mimo ostrzeżeń Tsunade. Ale Kakashi obiecał sobie, że dopóki jest żywy, nie podda się.

Rano pomógł mu wstać z łóżka a potem posadził go na krześle w kuchni. Guy od początku upierał się, że „skoro tak mało może, to choć w kuchni będzie mu pomagał” i przyrządzał dla nich wszystkie posiłki. Kakashi chętnie się na to zgodził, gdyż jego jedynym popisowym numerem była ryba.

Pocałował Guya i ruszył w stronę łazienki. Od jakiegoś czasu każdy ich poranek wyglądał właśnie tak. Ale wtedy Guy powiedział coś, co sprawiło, że Kakashi nie miał już sił do niczego…

- Po co my to w ogóle ciągniemy, co? - mówił cicho, z twarzą pochyloną nad przygotowywanym śniadaniem. - Gdybym mógł cofnąć czas, nie zrobiłbym tego… Jestem tak dumny z siebie, że uratowałem cały świat shinobi, marzyłem o tym całe życie, gdyby tylko mój tatuś mógł to zobaczyć…

Kakashi dostrzegł jak łzy Guya kapią na talerz, ale nie ruszył się. Nie był w stanie. Zamarł na środku kuchni…

- Ale… teraz już nikomu się do niczego nie przydam, ok? Zabijcie mnie po prostu, wtedy już nie będę dla ciebie ciężarem i… Albo sam się zabiję… - Łzy spływały mu po twarzy, ale nie szlochał, jego głos był przerażająco spokojny. Jakby starannie to sobie zaplanował… pomyślał Kakashi, czując dreszcze na kręgosłupie.

Podszedł do niego, czując się jak we śnie, jakby jego ciało nie należało do niego. Klęknął przed nim i pocałował w usta, ale Guy ani odrobinę bardziej się nie uspokoił.

- Kocham cię… - powiedział, sam zaskoczony tymi słowami.

Guy odwrócił twarz w przeciwną stronę.

- Przestań… - powiedział nieswoim głosem. - Nie zmuszaj się…

- Ale ja mówię naprawdę. - Pogłaskał Guya po policzku. - Po raz pierwszy poczułem, że jestem gotów to powiedzieć… Od jakiegoś czasu zrozumiałem, co do ciebie czuję. A tamta chwila… również była moją najwspanialszą.

Guy tym razem zaszlochał z radości. Objął Kakashiego mocno za szyję, aż ten poczuł ból i powiedział:

- Kakashi! Tak strasznie cię kocham…

Ale Kakashi spojrzał na niego z powagą.

- Posłuchaj… człowiek nie jest „coś wart” tylko wtedy, gdy może poświęcić dla kogoś życie… Teraz także jesteś wartościowy i… jesteś mi potrzebny.

- Przestań! Beze mnie nie musiałbyś tak się męczyć każdego dnia i…

Kakashi przyłożył mu palec do ust.

- Bez ciebie nie miałbym po co żyć. Jesteś jedyną osobą, która ratuje mnie przed nawrotem depresji i myśli samobójczych…

Po raz pierwszy odważył się wypowiedzieć te słowa na głos… Guy jęknął i objął go jeszcze mocniej. Trwali tak przez jakiś czas, głośno płacząc, a Kakashi pomyślał, że jeszcze nigdy nie czuł, by płacz mógł być tak oczyszczający…

*

Kiedy ich życie już trochę się ustabilizowało, Kakashi odkrył z zaskoczeniem, że niemal każdego dnia mają gości. Lee uwielbiał u nich przesiadywać, wtedy on i Guy ryczeli całymi godzinami, wtuleni w siebie, a Kakashi nie zawsze był w stanie zorientować się, kiedy płaczą z radości a kiedy ze smutku.

Kolejnym częstym gościem w ich domu był Naruto. Nigdy wcześniej się nie odwiedzali, więc Kakashi zrozumiał, że ten nie przychodzi do niego, a do Guya, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało.

Nigdy nie kryli się z uczuciami, nawet tego wspólnie nie ustalając. Guy niemal całymi dniami ściskał jego rękę, uwielbiał wykrzykiwać co chwilę „Kocham cię, Kakashi!”, uwielbiał też całować go w policzek przy ludziach.

Lee zrozumiał od razu, promieniejąc radością, gdy na nich patrzył. Kakashi miał też wrażenie, że od tamtej chwili nie był już dla niego jedynie „jednym z mistrzów”, a jego drugim ojcem i Kakashiemu to nie przeszkadzało, choć nie umiał okazywać mu uczuć, ale nie powstrzymywał Lee przed robieniem tego.

Natomiast Naruto, choć był teraz z Sasuke, niczego nie rozumiał, a Kakashi, zirytowany jego kolejną zdziwioną miną, wziął go na stronę i wyjaśnił charakter ich relacji, co kompletnie chłopaka zaskoczyło.

*

Pewnego dnia Kakashi zadał w końcu pytanie, które tak długo go dręczyło:

- Powiedz, Guy… czemu mnie wtedy oszukałeś? Powiedziałeś, że nie wiesz, co do mnie czujesz, gdy byliśmy nastolatkami i…

Guy westchnął i zamyślił się.

- Nie okłamałem cię. Więc może zacznę od początku, ok? - Guy ścisnął mocno jego rękę i powiedział – Nie umiem sam powiedzieć, kiedy się w tobie zakochałem… Wiem, że byłeś dla mnie ważny i wspaniały już od pierwszego spotkania – Guy uśmiechnął się szeroko, choć już dawno tego nie robił. - Gdy nasi ojcowie nas zapoznali.

Kakashi uśmiechnął się ponuro. Taa, już wtedy byłem dla ciebie podły… pomyślał.

- Byłeś wtedy dla mnie najgenialniejszą osobą na świecie, pragnąłem ci dorównać. Potem mijały lata, gdy staliśmy się nastolatkami, ludzie zaczęli wyzywać mnie od „pedałów”, gdy opowiadałem o tobie z zachwytem…

Zawsze to ignorowałem, sądziłem wtedy, że „to wcale nie to”, ale może już wtedy cię kochałem, ale się tego bałem, bałem się reakcji ludzi i… twojej, bo nigdy nie okazywałeś mi TAKIEGO zainteresowania….

Kilka lat później jakaś kobieta zaczęła mnie uwodzić, zgodziłem się na związek, choć niewiele czułem. Tak, była piękna i miła, ale… nic poza tym. Czułem wtedy, że chcę stać się taki jak wszyscy, więc byliśmy ze sobą ileś miesięcy. - Uśmiechnął się gorzko, zerkając na Kakashiego.

Obiecałem sobie wtedy, że niczego nie spieprzę, starałem się. Ona mnie w końcu rzuciła, mówiąc, że „coś jest między nami nie tak”. Zignorowałem to wtedy bez zastanawiania się.

Ale potem była druga kobieta, znów to ona zrobiła pierwszy krok. Znów zepsuło się po iluś miesiąca, ale ona powiedziała do mnie, że czuje, że „za mało ją kocham”. Powtarzałem jej, że wcale tak nie jest, że jest wspaniała, ale…

To też się rozpadło i wtedy zacząłem myśleć o TOBIE. I zrozumiałem, że one miały rację. Starałem się, ale nadal myślami byłem przy tobie, więc to nie mogło się udać. Najpierw mnie to przeraziło. Więc tamci mężczyźni mieli rację, mówiąc tak o mnie.

Potem zacząłem cię obserwować, gdy się spotykaliśmy. Nigdy nie czułem, że to z twojej strony coś więcej, więc uznałem, że nigdy ci nie powiem, a ty już potem nie pytałeś. Tylko Lee wiedział, zapytał mnie o moją orientację kilka lat temu, a ja nie chciałem go okłamać. - Uśmiechnął się do Kakashiego, a w jego twarzy było tak wiele miłości…

*

Pewnego wieczoru, gdy byli razem w łóżku, Kakashi nagle pochylił się nad jego kroczem. Guy jęknął i powiedział:

- C-co ty robisz?

- Jak to co? - zapytał spokojnie Kakashi. - Chcę sprawić ci przyjemność. Ty nie raz mi tak robiłeś.

- Tak, ale… - zerknął wymownie na maskę Kakashiego. - JAK chcesz to zrobić?

Kakashi uśmiechnął się ironicznie.

- Mogę ją… zdjąć?

Guy westchnął.

- Posłuchaj… dobrze wiem, że bez niej masz kłopoty z oddechem, więc…

Guy był jedyną żyjącą osobą, która wiedziała o tym jego problemie.

- To… nie obiecuję ci wiele, ale choć spróbuję… dopóki nie będę miał problemów z oddechem.

Guy niepewnie skinął głową, ale gdy tylko Kakashi przysunął dłoń do maski, Guy odwrócił wzrok. Kakashi westchnął.

- Przecież już widziałeś mnie bez maski.

- Tak, ale…

- Możesz na mnie patrzeć, chcę tego.

Guy niepewnie zerknął na niego. Kakashi z mocno bijącym sercem zdjął maskę i ponownie pochylił się nad ciałem Guya. Gdy tylko dotknął go językiem, Guy jęknął głośno.

Tak jak podejrzewał, po chwili Kakashi założył ponownie maskę, z trudem oddychając. Pociemniało mu przed oczami, bo starał się dłużej bez niej wytrzymać. Położył się ciężko na łóżku.

Wtedy coś przyszło mu do głowy. Uśmiechnął się triumfująco do Guya i powiedział:

- Więc będę trenował każdego dnia. Choćbym miał zdejmować maskę każdego dnia na sekundę dłużej, będę to robił.

Kakashi miał ochotę głośno się zaśmiać. Nie umiał nawet zliczyć jak wiele osób w życiu powtarzało mu w kółko, że powinien „umieć wytrzymywać bez maski”… Hiruzen, Minato, potem Sakura… A on zawsze miał to gdzieś. A teraz? Teraz chodziło o przyjemność Guya i Kakashi CHCIAŁ to zrobić.

Ale to nie było tak proste jak sądził. Zdarzało się, że mijało wiele, wiele dni zanim był w stanie posunąć się do przodu choć o sekundę. Z jakiegoś powodu na swój „trening” wybrał te chwile, gdy Guy jeszcze spał.

Wtedy Kakashi siadał cicho koło niego, zdejmował maskę i nerwowo odliczał sekundy. Po wielu, wielu dniach w końcu udało mu się wytrzymać bez maski wystarczająco długo.

Guy objął go mocno i szepnął do ucha:

- Było cudownie, dziękuję ci, Kakashi.

A on jedynie uśmiechnął się do siebie. Wiedział, że już do końca życia będzie uzależniony od swojej maski, ale właściwie nigdy mu to nie przeszkadzało.

*

Kakashi coraz częściej łapał się na myśleniu o Jiraiyi. To prawda, zawsze za nim tęsknił, ale teraz co innego nie dawało mu spokoju. Myśl, czy jego mistrz cieszyłby się, że w końcu kogoś ma, czy spojrzałby na niego z obrzydzeniem, że wybrał mężczyznę?

Tak naprawdę nigdy nie rozmawiali na ten temat, za życia Jiraiyi Kakashi nie czuł takiej potrzeby, ale teraz… On zawsze w swoich książkach pisał jedynie o parach hetero. To oczywiście jeszcze nic nie oznaczało, ale…

Kakashi marzył o tym, by móc zwierzyć się komuś z tego, co czuje. Z tej ogromnej miłości do Guya, z radości, którą czuł, gdy się kochali, ale… Niby kogo miałby wybrać? Naruto? Niby tak byłoby najlepiej, w końcu także spotykał się z mężczyzną, ale… Naruto nadal zachowywał się jak niedoświadczone dziecko i Kakashi czułby się pewnie skrępowany.

Sasuke? Oni nigdy się dobrze nie dogadywali. Już wyobrażał sobie jego ironiczną minę, gdy gada mu takie rzeczy… Sakura? Nie chciał jej zawstydzać. Teraz boleśnie docierało do niego, że odciął się od ludzi, choć wcześniej nigdy mu to nie przeszkadzało. Więc nadal dusił w sobie emocje, choć – tym razem – nie były to złe emocje.

*

Od jakiegoś czasu Guy uparł się, że zacznie chodzić na rękach. On i Tsunade byli temu przeciwni, ale Guy był uparty. Wprawdzie on całe życie był mistrzem w tej dziedzinie, ale sytuacja była teraz inna… Jego dłonie po wojnie były słabsze, a Kakashi dobrze wiedział, że mięśnie nóg także pomagają zachować równowagę, w końcu on też kiedyś urządzał sobie z Guyem wyścigi na rękach.

Ale Guy i tak postawił na swoim. Przez wiele tygodni ćwiczył mięśnie ramion za pomocą ciężarków, a potem zabrał się za pierwsze próby chodzenia na rękach. Początki były bolesne dla nich obu. Guy nieraz padał na twarz, niemal wybijając sobie zęby, a Kakashi czuł ból, widząc jego kolejne desperackie próby.

W końcu Guy niemal opanował to do perfekcji, choć najwyraźniej nie był w stanie całkowicie uchronić się przed upadkami. Od tej pory zwykle właśnie w taki sposób poruszał się na krótkie dystanse.

Był późny wieczór. Kakashi siedział samotnie na ganku. Wiedział, że powinien teraz wstać i pomóc Guyowi się położyć, ale nie miał sił… Usiadł, podkładając dłonie pod brodę i patrzył przed siebie na ciemne niebo. Przymknął oczy. Tak bardzo pragnął odpoczynku, choć jeden dzień… A wiedział, że jutro wcale nie będzie lepiej. Zrobiłby wszystko, by wyleczyć Guya, oddałby mu swoje własne nogi, ale to nie było możliwe…

Otworzył oczy. Gdy zdał sobie sprawę, jak cholernie późno się zrobiło, niemal wpadł w panikę. Rzucił się szybko w stronę domu. Guy leżał na ziemi z zamkniętymi oczami, jego ciało było dziwnie ułożone. Podbiegł do niego, ledwo oddychając.

- Guy!

Guy odwrócił twarz w jego stronę. Kakashi od razu dostrzegł na niej duże zaczerwienienie. Znowu…

- O, cześć, Kakashi! - odpowiedział, siląc się na lekki ton. - Próbowałem sam się położyć, ale… jak widzisz… niezbyt mi się to udało.

Kakashi zacisnął pięści.

- To moja wina! Przepraszam… - Szybko pomógł mu się podnieść i ułożył go wygodnie na łóżku.

- Eee, tam! Chciałeś sobie trochę ode mnie odpocząć, to normalne.

- Nie miałem prawa! Mogłem tam sobie siedzieć całą pieprzoną noc, ale najpierw cię położyć i…

Guy uśmiechnął się lekko.

- Bez ciebie i tak bym nie zasnął. Jesteś mi niezbędny.

Wciąż miał ochotę protestować, czuł się podle, ale wiedział, że to wcale nie pomoże Guyowi.

- Przemyć ci to? - szepnął delikatnie, patrząc na stłuczenia na twarzy.

Guy zaśmiał się gorzko.

- Eee, tam! Nie umrę! Na szczęście nie poszły zęby… - dodał cicho, a Kakashi zadrżał. - Ale chyba zacznę nosić jakieś nakładki, czy coś.

Guy starał się mówił wesołym tonem, ale Kakashi poczuł się jeszcze gorzej. Położył się cicho koło niego, obejmując go mocno i obiecał sobie, że jutro zmusi go do przemycia stłuczeń.

*

Kakashi, mimo całej swojej miłości do Guya, nie umiał pomóc mu z jego podłym nastrojem. Pewnego dnia wpadł na pewien pomysł.

- Guy, pojedziemy na wakacje?

Guy zamrugał, jakby dopiero obudził się ze swoich ponurych myśli i powiedział:

- Wakacje?… A po co?

Kakashi westchnął w duchu.

- Bo wakacje są dla ludzi! Zmienimy otoczenie, zobaczymy coś nowego, nie wiem, porobimy coś innego. Masz jakieś propozycje?

Guy apatycznie pokręcił głową.

Kakashi miał ochotę się rozpłakać, ale nie zrobił tego.

- Więc moja propozycja jest następująca… - ciągnął z trudem. - Gorące źródła? Klasycznie. Jakiś hotel, nie wiem… Chętnie poszlajałbym się z tobą, jakieś pola, łąki, mam dość hałasu Konohy. Co ty na to?

Guy tym razem pokiwał głową, nadal bez słowa. Jego twarz nie zmieniła się ani o jotę… Kakashi przypomniał sobie jak Guy wcześniej potrafił krzyczeć i klaskać z zachwytu, gdy Kakashi zgodził się na rozmowę z nim… Kiedyś nie lubił tych wybuchów radości, teraz dałby za to wszystko…

Żadnej więcej reakcji. Więc Kakashi sam wszystko zorganizował. Wybrał miejsce, gdzie nie ma dużo ludzi, zarezerwował pokój w hotelu, dowiedział się, jakie atrakcje ich tam czekają. Guy nadal nie reagował na jego opowieści.

W końcu nastał dzień wyjazdu. Lee przybiegł, by ucałować Guya, a potem nieśmiało podał rękę Kakashiemu. Podróż pociągiem zajęła im kilka godzin, a Guy cały ten czas w milczeniu gapił się w okno. Kakashi kilka razy pogłaskał go po ramieniu, ale to nic nie dało.

Więc Kakashi rozsiadł się wygodnie, zamknął oczy i zaczął rozmyślać… Przy Guyu rzeczy dla niego niemożliwe stały się możliwe. Guy był jedyną osobą, której dotyku się nie bał. To on dał mu szansę odkrycia przyjemności płynącej z miłości fizycznej, to dzięki niemu jest teraz w stanie dłużej wytrzymać bez maski. Pierwszy raz poczuł do kogoś miłość i nawet był w stanie po raz pierwszy w życiu wypowiedzieć na głos słowa „kocham cię”. Ale czy ON był w stanie dać Guyowi wystarczająco w zamian?…

Dotarli wreszcie do hotelu. Rozgościli się w pokoju, rozpakowali i poszli do źródeł, choć Guy nadal nie wykazywał ani odrobiny entuzjazmu. Zanurzyli się w wodzie, Kakashi poczuł jak cudowne ciepło pomaga jego ciału się uspokoić… Zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu.

Niemal podskoczył, gdy poczuł czyjś dotyk po wewnętrznej stronie ud. Szybko otworzył oczy i spojrzał pytająco na Guya. Ten uśmiechał się do niego figlarnie. Kakashi poczuł jak serce mu przyspiesza. Czyżby śnił? Guy SIĘ UŚMIECHAŁ!

- Jesteśmy w miejscu publicznym – odpowiedział, również uśmiechając się figlarnie.

Jeszcze tak niedawno nie przyszłoby mu do głowy, że jeden dotyk Guya jest w stanie tak bardzo rozpalić jego ciało. On, który nigdy nie rozumiał, czemu ludzie tak wychwalają seks… Nigdy nie pomyślał, że odkryje tę przyjemność w wieku trzydziestu dwóch lat.

- Nie żeby mi to przeszkadzało – dodał, szczerząc się przez maskę. - Nie takie rzeczy czytało się w „Ich icha”, ale…

Guy zaśmiał się głośno, a dla Kakashiego był to najpiękniejszy dźwięk na świecie.

- A źródła? - zapytał, choć znał odpowiedź.

Guy prychnął.

- Źródła są tu cały czas, mamy jeszcze ponad dwa tygodnie wakacji!

Kakashi uśmiechnął się triumfalnie i wyniósł go ze źródeł.

Guy jeszcze nigdy nie był tak pełen pasji i wyzwolony jak tamtego dnia w pokoju hotelowym. Dotychczas niemal zawsze powtarzał gorzko: „Gdybym tylko miał sprawne ciało, pokazałbym cię na co mnie stać!”, ale teraz chyba po raz pierwszy się tym nie przejmował.

Te tygodnie były jak magia. Kakashi całe życie wzbraniał się przed wakacjami, powtarzając „A po co to komu?”, ale teraz nie żałował. Kochali się tak często jak tylko byli w stanie. Resztę czasu poświęcali na pyszne jedzenie (Guy w końcu odzyskał apetyt), moczenie się w źródłach. Często też grali w ping-ponga w hotelu albo Kakashi wyciągał go na długie spacery po łąkach.

Oglądali piękne widoki, napawali się zielenią i śpiewem ptaków, rozmawiając o samych pozytywnych rzeczach. Guy co jakiś czas ćwiczył chodzenie na rękach, a gdy miał dość, siadali, oparci o drzewo i patrzyli na niebo.

Dużo się całowali, choć Kakashi nigdy nie sądził, że „interesują go takie bzdury”. Lubił wtulać się w jego ramię i słuchać szumu drzew. Zawsze bardzo lubił przyrodę. Ich kolejnym zwyczajem stały się spacery, podczas których trzymali się za ręce. Nie było to proste, bo Guy musiał wykręcać rękę do tyłu, a Kakashi nie chciał, by ten czuł dyskomfort, ale Guy wciąż nalegał na bliskość Kakashiego.

Kakashi łudził się, że teraz wszystko się ułoży. Guy zdołał wreszcie się zrelaksować, odnaleźć ponownie szczęście, więc… Ale gdy koniec wakacji zbliżał się nieuchronnie, zachowanie Guya ponownie się zmieniło. Coraz częściej się zamyślał, znów posmutniał i nie miał na nic ochoty. Kakashi ponownie poczuł beznadzieję. CO ma zrobić, żeby Guy był dawnym sobą? Choć po części…

Wakacje minęły, szli teraz przez wioskę w stronę domu. Guy nadal nie puszczał ręki Kakashiego, co go zaskoczyło. Wcześniej o ich związku wiedzieli tylko ci, którzy ich odwiedzali. Jednak Kakashi nie miał nic przeciwko, pozostawiał tę decyzję jemu.

Dłoń Guya na jego dłoni zaciskała się coraz bardziej kurczowo, a on zaczął odczuwać ból. Dopiero wtedy pojął… Guy nie był tak pełen smutku z powodu swojego kalectwa, choć to pewnie także było dla niego trudne. On nie mógł znieść świadomości, że INNI widzą go takim.

Ci, których znał od lat, którym zawsze chciał pokazał swoją siłę… TO dlatego był tak radosny tam, z dala od znajomych. Kakashi był tak zaskoczony swoim odkryciem, że na chwilę zatrzymał się na środku ulicy.

Alu tu byli oni wszyscy: Lee, Tenten, Sakura, Naruto, Sasuke, Tsunade… Czy mogliby ich tak po prostu zostawić? Czy Guy byłby wtedy szczęśliwy? Bo gdyby tak, Kakashi nie wahałby się ani sekundy…


KONIEC

10.6.23, 15:25

(9 str.)




Odnaleźć siebie

Siedzieli w sypialni Isaaca i rozmawiali, jak ostatnio często robili. Właściwie nie rozmawiali o niczym szczególnym, atmosfera była lekka, ale wtedy słowa Emmy wszystko zmieniły.

Zanim zdała sobie sprawę z tego, co mówi, słowa opuściły jej usta. Te słowa, które tak długo już krążyły jej po głowie, ale nie miała odwagi ich wypowiedzieć. Aż do teraz.

- Masz autyzm, Issac, wiesz o tym?

Odwrócił od niej głowę. Milczał przez chwilę, a ona czuła jak mocno bije jej serce. Nie miała prawa tego mówić, a już na pewno nie w taki sposób. Ale było już za późno… Choć pewnie on nawet jej nie rozumie, w końcu w jego czasach nikt nie znał tego słowa.

- Wiesz, co to autyzm? - zapytała w końcu nerwowym głosem. - To jest…

- Wiem, co to jest – odparł spiętym głosem, nadal na nią nie patrząc. Obserwowała jego piękny profil i próbowała uspokoić mocno bijące serce.

- Ale… skąd, przecież…

Prychnął i w końcu na nią spojrzał.

- Opowiem ci coś, dobrze?

Skinęła głową. Wciąż czuła zdenerwowanie.

Isaac zapatrzył się przed siebie, a potem zaczął mówić:

- Jakiś czas temu, jeszcze nim się tu pojawiłaś… do mojego pokoju przyszedł le Comte. Spojrzał na mnie jakoś tak dziwnie i podał mi książkę. Powiedział „Powinieneś to przeczytać, Isaac”. A potem wyszedł bez słowa.

To była książka z twoich czasów, kupił ją podczas jednej ze swoich podróży w czasie. Domyślasz się, o czym była, prawda?

Emma ponownie skinęła głową.

Nie rozumiałem, o co mu chodzi, ale zgodziłem się. „Autyzm. Poradnik i informacje”, było napisane na okładce. Nie znałem tego słowa, ale poczułem ciekawość. Zagłębiłem się w treść i… przepadłem. Przeczytałem całą w ciągu jednego dnia.

Issac miał łzy w oczach. Zerknął na nią.

- Wiesz, jakie to uczucie, gdy całe życie jest coś, nie wiesz co, co sprawia, że NIE PASUJESZ, NIE ROZUMIESZ tak wielu spraw, choć wszyscy nazywają cię geniuszem? Gdy czujesz się jak obcy na własnej planecie? - Zaśmiał się gorzko. - Kto wie? Może to dlatego tak często gapiłem się w niebo? Bo podświadomie szukałem swojej prawdziwej planety, innych ufoludków, takich jak ja… - Głos mu się załamał.

Emily odruchowo dotknęła jego ramienia. Nie odsunął się.

- Może to dziwne, ale potem już nie rozmawialiśmy na ten temat. Z nikim o tym nie rozmawiałem, bo i po co? Byłem przekonany, że nie zechcesz mnie wtedy znać, więc… nie powiedziałem ci… - Pochylił głowę.

- Nie! Nie mów tak! - zaprotestowała. - Ja wiem od początku i… To niczego nie zmienia.

- Taa… to pewnie mocno widoczne dla kogoś z twoich czasów, więc…

- Nie… - powiedziała już ciszej. Bała się jak Issac zareaguje na jej słowa… Czy o tym też wiedział? Z książki? Od le Comte’a? - Ja… nie chodziło o to, co widzę… W… w moich czasach istnieją rozważania na twój temat. Że… z tego, co wiadomo o tobie z historii… wydajesz się być autystykiem.

Issac poderwał głowę i wydawał się być bardziej zdenerwowany niż podejrzewała.

- Więc… - mówił z trudem. - W twoich czasach… jestem świrem, o którym można sobie pogadać?! - krzyknął. Nigdy nie słyszała, by krzyczał, nawet, gdy tak burzliwie rozmawiał ze studentami. Zadrżała.

- Nie! - również krzyknęła, zrywając się z krzesła. Nie była na niego zła, po prostu bardzo chciała, by PRZESTAŁ źle o sobie myśleć. - TY NIE ROZUMIESZ! - krzyknęła jeszcze głośniej. - Tacy jak ty w moich czasach czytają o tobie i myślą sobie „Ktoś tak wspaniały jak on, osoba, o której czytaliśmy w podręcznikach do fizyki jest taki sam jak my. Jeśli genialny fizyk mógł tyle dokonać i BYĆ autystyczny, to znaczy, że moje życie nie jest bezwartościowe, że ja też mam prawo żyć!”.

Teraz już płakała. Usiadła ponownie na krześle i ciężko oddychała. Issac milczał, z głową nadal nisko pochyloną.

- Więc… zbliżyłaś się do mnie, bo… Chciałaś poznać…?

- Przestań! - ponownie krzyknęła, by mu przerwać. Domyślała się, co chce powiedzieć i nie chciała do tego dopuścić. Jego intencje było wyraźnie widać na twarzy. Skrzywił się w obrzydzeniu…

- Nie! Ja sobie ciebie nie wybrałam. Sebastian poprosił mnie, bym przynosiła ci krew i… Każdego w tym domu chciałam poznać, bo byliście postaciami historycznymi, o których uczyłam się w szkole. O każdym z was trochę wiem z książek, czasem są to prywatne historie, ale… to nie o to chodzi. Ja tylko… potem cię bliżej poznałam i polubiłam… jako kogoś zwykłego, namacalnego, a nie tego wspaniałego Isaaca Newtona.

- Więc znasz takich jak ja…? W swoich czasach?

- Nie. - Pokręciła głową. - A może i znam, ale nie mam o tym pojęcia, wiesz, nie każdy o tym mówi.

Zacisnął usta.

- Więc wcale nie jest lepiej?

Westchnęła i zamyśliła się nad odpowiedzią. Tak naprawdę prawie nic nie wiedziała o autyzmie. Nigdy ją to nie interesowało, nie czuła potrzeby, a teraz… Niemal chciała sięgnąć po telefon i poszukać informacji w Google. Jasne…

- Tak… nie jest idealnie. Tak naprawdę ten temat dopiero… zaczął się pojawiać i…

- Wyjdź. - Usłyszała nagle.

- Co?… - zapytała całkiem zaskoczona.

Issac westchnął.

- Wyjdź. Chcę pobyć sam. Ja… muszę to sobie przetworzyć. Pogadamy jutro, dobrze?

Wstała szybko. Jego twarz była dość spokojna, ale i smutna. Skinęła głową i opuściła pokój. Długo siedziała w swoim pokoju i w zamyśleniu patrzyła w ścianę.

*

Kolejnego wieczoru, gdy zakończyła razem z Sebastianem wszystkie obowiązki w domu, ponownie przyszła do Issaca.

- Całe życie nie pasowałem. Nienawidziłem kontaktu z ludźmi, pracy z nimi, choć kochałem mówić o fizyce, ale… gdybym mógł… wykładać, by nikt się na mnie nie gapił, nie zadawał pytań, to… - Westchnął. - Byłoby idealnie, ale nie było. Rodzice, rodzina… nigdy mnie nie rozumieli, uczniowie, inni wykładowcy. A ja musiałem wykładać, by nie zdechnąć z głodu, bo każdy inny zawód wydawał mi się jeszcze gorszy…

Mówił dużo, szybko, a Emma starała się nadążać i nie przeszkadzać mu.

- Całe życie byłem sam, nigdy nawet się nie całowałem, tylko dopiero raz, z tobą…

Emma uśmiechnęła się do siebie. Tamten pocałunek był dla niej tak niespodziewany, ale i cudowny.

- Jak na ironię żyłem bardzo długo, choć to było tak męczące. Pewnie zapytałabyś „To po co ci życie wieczne, skoro tak się męczyłeś?”. - Zacisnął pięść. - Wiele razy za życia myślałem o samobójstwie…

Emma poczuła ból w sercu. Isaac… Ale nic nie mówiła, by mu nie przeszkadzać.

- Długie życie nie było dla mnie marzeniem, ale… pojawił się le Comte i… fizyka i astronomia były dla mnie całym życiem, KOCHAŁEM to i… le Comte od razu się domyślił, powiedział, że u niego nie będę musiał pracować, spotykać się z ludźmi, będę tylko ja i moje badania…

Ale nie to było najważniejsze… Wiesz, co wtedy pomyślałem?

Emma pokręciła głową.

- Wtedy jeszcze nie znałem słowa „autyzm”, ale… pomyślałem sobie, że skoro wampiryzm może uratować śmiertelnie rannego, chorego, uratować przed starością, to…

Emmie ścisnęło się serce. Domyślała się jego kolejnych słów…

- To „to coś” we mnie też naprawi i… - Po jego twarzy spłynęły łzy, tak samo jak wczoraj. - Ale nie naprawiło się i… Odwrócił głowę w bok, jakby nie chciał, by widziała jego twarz, gdy mówi te słowa. - Ja nadal mogę popełnić samobójstwo, nawet jako wampir, wprawdzie nie wiem, co powiedziałby na to le Comte, ale… Chyba nie chcę.

Do Emmy dopiero teraz dotarło, że wstrzymywała oddech, gdy to mówił, tak bardzo bała się, że powie coś całkiem przeciwnego…

- Nie sądzę, by było lepiej, odkąd jestem wampirem, ale… jest trochę prościej. Le Comte dotrzymał słowa: mam tu spokój, ciszę i mogę się skupić. - Zerknął na nią. - Wiesz, że jesteś jedyną osobą, z którą chciałem przebywać, rozmawiać?

Emma rozpromieniła się. Te słowa bardzo jej pomogły, ale nadal nie zabrały całkowicie smutku, który czuła przed chwilą.

- Ja też bardzo cię lubię, Issac.

- To czasem jest nie do zniesienia: moja ukochana fizyka jest dla mnie koszmarem, rozumiesz, co mam na myśli?

- N-nie…

Westchnął.

- Czasem marzę o chwili odpoczynku, śnie, ale nie mogę, bo mój mózg ekscytuje się czymś i nie daje mi spokoju… - wyjaśnił cicho.

Emma zamyśliła się. Nie znała tego uczucia. Gdy bardzo chciała na przykład obejrzeć jakiś film, to to robiła i co najwyżej wściekała się, gdy nie miała na to czasu. Ale to…

- A te twoje kanapki… są idealne, wiesz?

Emma zmarszczyła brwi. Zdziwiła ją nagła zmiana tematu, ale już po chwili zrozumiała, że to NADAL był ten sam temat.

- Jem niemal tylko kanapki, bo są… proste, przewidywalne. Twoje są tak starannie przyrządzone, bardziej niż te Sebastiana i… to mi pomaga. Ale i tak są chwile, gdy… nie mogę jeść.

- Czemu? - zapytała delikatnie.

- Nie wiem… coś we mnie mi nie pozwala i nie mogę tego przeskoczyć. Za życia po prostu wtedy nie jadłem i tyle. Czasem zdarzało mi się zemdleć z głodu.

Zadrżała, ale Issac uśmiechał się.

- A co to takiego? Nic. Ale teraz… ten ciągły lęk, że cię zaatakuję, gdy nie wypiję krwi. A wcześniej bałem się o Sebastiana, choć on upierał się, żebym się nie martwił, bo nic się nie stanie.

- A może… - odezwała się. Tak desperacko chciała mu jakoś pomóc… - będę przy tobie, gdy będziesz jadł i to ci jakoś…

Isaac skrzywił się.

- Nie. Nie lubię jeść przy innych, zresztą… to i tak nic by nie dało, jeśli nie mogę jeść, to… nic mi nie pomaga. Ale nieważne… koniec tego tematu. - Zerknął na nią ciekawie. - Powiedz… czy ktoś w tym domu też…?

Ale zanim zdążyła mu odpowiedzieć, Isaac ponownie się odezwał:

- Jasne, że nie. Zauważyłbym przecież.

- Tak – przerwała mu.

Wytrzeszczył oczy.

- Ale… - powiedział zaskoczony.

Emma skinęła głową i wyjaśniła.

- Mozart. To znaczy… to też tylko domysły ludzi z moich czasów, ale…

Isaac zamyślił się.

- Może… ja tak naprawdę staram się każdego unikać, więc pewnie nawet bym nie zauważył. Ciekawe, czy le Comte z nim też rozmawiał? - Westchnął ciężko. - Pomyślałem, że byłoby mi… łatwiej, gdybym poznał kogoś innego, kto jest taki, jak ja, ale… Sądzę, że nawet z nim nie umiałbym się porozumieć, to mnie przerasta…

- Możesz… - powiedziała nagle - napisać do niego.

Oczy Isaaca rozszerzyły się.

- Nie wpadłem na to! Zawsze może mi nie odpisać, to może być tylko jeden list z mojej strony i…

Emma z przejęciem pokiwała głową. Chciała mu jakoś pomóc.

- Ale nie wiem… zobaczymy, czy dam radę.

- Jasne, nie zmuszaj się do niczego.

Po chwili milczenia Issac odezwał się. Brzmiał, jakby coś go dręczyło:

- Czy… czy ty czegoś ode mnie oczekujesz, skoro zdecydowałaś się zostać na stałe w tych czasach i…?

Emma poczuła, jak pieką ją policzki. Tak, zrozumiała jego pytanie.

- Nie… - odetchnęła głęboko. - niczego od ciebie nie oczekuję. Lubię nasze rozmowy i byłoby super, gdyby nadal trwały, ale nie będę cię zmuszać, gdybyś… zechciał to zakończyć. To nie chodziło TYLKO o ciebie. Lubię innych mieszkańców tego domu, są dla mnie tacy cudowni i… Pokochałam te czasy, ten Paryż, to wszystko.

Pokiwał głową, ale nadal nie wydawał się być w pełni przekonany.

- Ale tamten pocałunek… - drążył. - Ja naprawdę wtedy tego chciałem, ale… nie mogę obiecać ci czegoś więcej, stałego związku, seksu, ja… nie wiem, potrzebuję czasu, by się z tym wszystkim oswoić. Wiesz…? To kolejne słowo, które NIE ISTNIAŁO w moich czasach: „aseksualność”… Nie jestem pewien, czy to o mnie, ale… to możliwe. Jestem zmęczony ustalaniem, czy kolejna etykieta pasuje do mnie, czy nie i…

Emma milczała. Cóż, taka ewentualność przemknęła jej przez myśl.

- Nie przejmuj się.

- Ale… - Isaac wydawał się być zdeterminowany. - NIE CHCĘ, byś… była sama przeze mnie. Możemy się tylko przyjaźnić i nie będę się gniewał, gdy sobie kogoś znajdziesz, wręcz przeciwnie…

Emma nie wiedziała, co mu odpowiedzieć. Kochała Isaaca, ale nie miała zamiaru go tym obarczać. Czuła się źle na samą myśl, że miałaby znaleźć sobie kogoś innego jako zamiennik…

- Nie myśl o tym, nie trzeba mi kogoś innego…

Spojrzał na nią ciekawie.

- Ty też jesteś… aseksualna, jak ja?

- Nie… - Spuściła wzrok. - Ale to nie o to chodzi.

- Więc nie bądź sama tylko dla mnie! - zaprotestował z przejęciem.

To nie jest takie proste, Isaac, pomyślała ze smutkiem.

- Proszę… nie chcę teraz o tym rozmawiać – powiedziała cicho.

Szybko skinął głową.

- Więc tak… myślałem sobie, że choć tu będę miał spokój, ale… - zaczął.

- Co masz na myśli? - zapytała szybko, pełna złych przeczuć.

- Bo… całe życie ktoś ze mnie drwił, wyśmiewał, znosiłem to, bo nie miałem wyboru… To jest pewnie jeden z powodów, dla których tak unikałem ludzi, by to się nie powtarzało. A tu… sama widziałaś, gdy już czasem odważę się na zjedzenie posiłku razem z wami przy stole, to Arthur i Dazai…

Emma zacisnęła mocno pięści. Tak, ile razy kazała im już zamknąć mordy, ale to nic nie dawało. Ile razy czepiali się jego i Mozarta. No właśnie, AKURAT ich… Aż nazbyt dobrze wiedziała, że to nie jest przypadek.

- Walnę ich następnym razem! - powiedziała ze złością.

Isaac szybko pokręcił głową.

- Nie! Przestań, to bzdura…

- Nie! To nie bzdura! Masz prawo czuć się komfortowo we własnym domu.

- Zapomnij o tym – upierał się.

- Następnym razem wybiję im zęby… - wysyczała cicho, mając nadzieję, że Isaac tego nie usłyszy.

*

Kilka dni później Isaac odezwał się nagle:

- Wiesz, co kompletnie mnie zaskoczyło?

- Tak? - zapytała Emma.

- Więc le Comte wspominał mi, że czytał w tym… internecie, tak? - zapytał z wahaniem, szukając odpowiedniego słowa.

Uśmiechnęła się do siebie.

- Tak, w internecie – potwierdziła.

- No właśnie. Że… wielu autystyków pisze, że… gdyby mogli się zmienić, to… nigdy by tego nie zrobili. Rozumiesz?! - niemal krzyknął.

Emma poruszyła się nerwowo. Nie wiedziała, co odpowiedzieć.

- Że dzięki autyzmowi są bardziej… wrażliwi, spostrzegawczy, pełni pasji i tak dalej, a ja… bez wahania bym to zmienił, ale nie mogę… - Zacisnął pięści.

Emma milczała, jedynie zerkając na niego.

- Wiem, że to ironiczne, bo pewnie nie byłbym TYM Newtonem, gdyby nie autyzm, wtedy nie poznałbym le Comte’a, ciebie, nie byłbym wampirem, już dawno bym nie żył, ale…

Byłbym wolny, miałbym tylko jedno życie, ale umiałby je wykorzystać. Miałbym pracę, którą lubię, przyjaciół, żonę, dzieci i… To wszystko tak by nie bolało.

- Isaac, ja nie wiem, co… - szepnęła, dotykając jego dłoni. Czuła, że NIE MOŻE już dłużej milczeć, ale nadal nie umiała odnaleźć właściwych słów.

- Nie, nieważne, daj spokój. Ostatnio tak sobie marzyłem… Bo autyzm jest związany z inną pracą mózgu, czytałem o tym w tej książce od le Comte’a i… gdyby dało się… to zmienić.

Emma mimowolnie zadrżała. Nie umiała obrać tego w słowa, ale czuła, że jest coś strasznego w słowach Isaaca, ale wiedziała, że nie ma prawa protestować. To nie dotyczyło jej.

Isaac kontynuował, najwyraźniej nie widząc jej wątpliwości:

- I gdyby dało się zmienić taki mózg autystyka, to… Gdyby teraz albo za jakiś czas, jeszcze dalej niż w twoich czasach, dało się znaleźć kogoś genialnego, neurologa, nie wiem i le Comte by go sprowadził tu i on miałby nieskończenie wiele czasu, by…

Isaac mocniej zapalał się do tego pomysłu, a Emma czuła się coraz bardziej nieswojo. I co? I ten ktoś może by jeszcze… kroił mózg Isaaca? Pomyślała, czując ponownie dreszcze. Wiedziała, że wampiry są bardzo odporne, ale gdyby coś mu przypadkiem zrobił… A nie łudziła się: Isaac ochoczo zgodziłby się na takie eksperymenty… Był tak zdesperowany.

- Le Comte podsunął mi różne sposoby, by poczuć się lepiej, o których w internecie pisali sami autystycy, ale… robię tak, to trochę pomaga, ale… niewiele. A ja, niestety, nie znam się na tej dziedzinie nauki, zresztą pewnie nie mógłbym pracować sam na sobie…

Emma w końcu nie wytrzymała. Wyprostowała się na krześle i powiedziała ostro, ostrzej niż planowała:

- I co?! Będziesz czekał nie wiadomo ile, aż ktoś taki się urodzi, potem przekonywał le Comte’a, by uznał, że warto go przemienić? Potem on by się jeszcze musiał zgodzić, bo gdyby się nie zgodził, to co…? - Emma mówiła z coraz większym trudem. - Wtedy byś poszedł do Vlada? I jeszcze byś musiał przekonać tego kogoś, by chciał tu zamieszkać i zająć się akurat tym tematem, z tak wielu innych i potem minęłyby kolejne lata, nim on by zdołał coś odkryć. A może by się nigdy nie dało, a może coś by poszło nie tak i coś by ci się…? Więc może szkoda twoich męczarni, więc może lepiej, byś… byś… - Rozpłakała się i zamilkła. I tak za dużo powiedziała. Nie miała prawa. Tak, martwiła się o niego, ale i tak NIE MIAŁA prawa…

Issac milczał, zaskoczony jej wybuchem. W końcu się odezwał.

- Po prostu myślałem, że może są inni, którzy… też by tego chcieli i…

Emma pochyliła głowę.

- Przepraszam, nie miałam prawa…

- Czasem myślę, że… to pewnie dlatego jestem… nietypowym wampirem, że… nawet teraz mój neuroróżnorodny mózg musiał się objawić. Nienawidzę smaku krwi, wiesz… Jako człowiek musiałem jeść, by nie umrzeć, ale jest tak wiele dań do wyboru, coś można wybrać. Miesiącami jadłem to samo i nie interesowało mnie, co powiedzą inni, a teraz… mam do wyboru TYLKO krew i…

- A może… mógłbyś napić się mojej krwi? - wypaliła Emma, nim zdążyła pomyśleć. - Nie znam się na tym, ale może ona ma inny smak niż ta krew w butelkach…

- Nie – przerwał jej. - Nie mam zamiaru zrobić ci krzywdy.

- Ale teraz ty cierpisz! - zaprotestowała.

Spojrzał na nią.

- Tak, bo to MÓJ problem, więc ja cierpię, a to nie jest twój problem, więc ci nie pozwolę, by…

Emma milczała. Wciąż uważała, że CHCIAŁABY mu pomóc, ale nie będzie się teraz upierać…

*

Minęło kilka tygodni, odkąd Isaac opowiedział Emmie o swoim autyzmie. Przez cały ten czas nie znalazł w sobie odwagi, by napisać do Mozarta list. Czasem mijali się w korytarzu, wtedy zerkał na niego ukradkiem z zaciekawieniem, ale obaj milczeli. Mozart także nie miał nikogo bliskiego, całymi dniami i nocami grał na pianinie i komponował, jego także wyśmiewali Arthur i Dazai…

Że też on sam tego wcześniej nie zauważył! Ale nie umiał zapytać o to le Comte’a, zresztą możliwe, że ten nic by mu nie odpowiedział, w końcu to była prywatna sprawa Mozarta… Nie, sam musi to załatwić. Albo dać sobie spokój.

Był środek nocy. Kochał tę porę, miał wtedy jeszcze więcej spokoju i prywatności. Jedynie Mozart komponował o tej porze, ale jemu nigdy nie przeszkadzał dźwięk pianina, wręcz przeciwnie. Usiadł przy biurku i sięgnął po pióro.

Gapił się na nie niemal w nieskończoność, aż zaczął powoli pisać, a z każdym słowem stawało się to coraz łatwiejsze, choć serce mocno mu biło. Bał się, że Mozart obrazi się na niego, uzna, że ten chciał go urazić…


Drogi Mozarcie,

wiem, że nigdy nie rozmawialiśmy, choć mieszkamy w tym samym domu, ale moje ostatnie rozmowy z Emmą sprawiły, że zacząłem się nad czymś zastanawiać. Nie mam odwagi powiedzieć ci tego w twarz, a podejrzewam, że i ty nie lubisz rozmów, więc piszę ten list. Masz prawo go podrzeć, zignorować, nawet zdenerwować się na mnie, ale wiedz, że nie chcę cię urazić.

Nie jestem pewien, czy le Comte ci o tym powiedział i czy w ogóle to prawda w twoim przypadku, ale uznałem, że ci to napiszę: jesteś osobą autystyczną, tak samo jak i ja. W czasach, w których żyła Emma historycy podejrzewają, że tak właśnie jest.

Ja sam wiem o tym dopiero od niedawna i chciałem, byś znał prawdę. Może to i tobie zdejmie klapki z oczu, pomoże zrozumieć, tak jak i mnie? Jeśli kompletnie nie rozumiesz, o czym ja bredzę, to poproś le Comte’a o pewną książkę, on będzie wiedział, o co chodzi. Lub porozmawiaj z Emmą. Możesz także przyjść do mnie, choć pewnie ta rozmowa będzie dla mnie bardzo trudna.

To Emma zaproponowała mi napisanie do ciebie listu. I choć to też jest trudne, to o wiele prostsze niż rozmowa w cztery oczy i chyba czuję się teraz lepiej, choć całe ręce mi się trzęsą i pewnie sam widzisz, jak beznadziejnie wygląda w tej chwili moje pismo.

Chcę po prostu, byś wiedział, że nie jesteś sam, bo ja myślałem tak przez całe moje życie i wiem, jak bardzo to boli. Najbardziej chciałbym, byś odpisał mi na ten list, bo pewnie, gdy przypadkiem ponownie spotkamy się na korytarzu, to ucieknę, jeszcze szybciej niż zwykle.

Dziękuję za przeczytanie tego listu, Wolfgang,

w razie czego służę ci radą,

Isaac Newton


Odetchnął, dziwnie zmęczony. Zaczął krążyć w kółko, ale potem chyba poszło mu już lepiej. Z trudem zakleił kopertę, a potem przez całą noc nie spał, patrzył jedynie na księżyc za oknem i zastanawiał się, czy spalić ten list, by nikt go przypadkiem nie przeczytał.

Rano wstał, na palcach, czując się jak złodziej, podszedł do drzwi pokoju Mozarta i nasłuchiwał przez chwilę. Nic, pewnie w końcu zasnął. Wsunął mu pod drzwi kopertę i uciekł jak najszybciej.

Tak jak podejrzewał, za każdym razem, gdy dostrzegł gdzieś Mozarta, uciekał. Cóż, on całe życie uciekał, i choć nadal sam przed sobą się tego wstydził, to nie potrafił przestać.

Przestał także jeść posiłki z innym, choć i wcześniej robił to naprawdę rzadko. Emma pytała go, czy coś się stało, bo jest bardziej zamyślony i nerwowy, ale on milczał. Nie miał odwagi jej o tym opowiedzieć, może zebrałby się na odwagę, gdyby Mozart mu odpisał? Ale nie odpisał i Isaac wiedział, że ma on do tego pełne prawo.

Minęło kilka tygodni i od już przestał wierzyć, że otrzyma odpowiedzieć, ale tak właśnie się stało. Uśmiechnął się do siebie ironicznie. Taa… on także potrzebował właśnie tyle czasu, by odważyć się do niego napisać.

Ze znów mocno trzęsącymi się dłońmi rozerwał kopertę i wyjął list. Dostał go, gdy wrócił ze swojego nocnego obserwowania nieba. Wyobraził sobie jak Mozart przerywa grę na pianinie i nasłuchuje, by potem zaczaić się, tak jak i on i podrzucić mu list… Pewnie taki debil jak Arthur pomyślałby, że mają sekretny romans, ale on starał się o nim nie myśleć.


Newtonie,

Ten list od ciebie bardzo mnie zaskoczył, choć, przyznaję, jego treść nie. Tak, wiem i z twojego listu wnioskuję, że dowiedziałeś się tak samo jak i ja od le Comte’a. Tak, on także dał mi tę książkę i sądzę, że ja naprawdę jestem autystyczny. Kto by pomyślał, że ci ludzie z czasów Emmy są tacy domyślni!

Bardzo mnie to na początku uderzyło, pragnąłem pójść do le Comte’a i krzyknąć „Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy! Mylisz się!”. Ale to wszystko było tak prawdziwe… Zawsze kochałem muzykę, ale nienawidziłem grać dla ludzi, ale musiałem się im przypodobać, by mieć z czego żyć. Kocham grać, to całe moje życie, gdy to robię, jestem w innym świecie. Lepszym świecie.

Cieszę się, że do mnie napisałeś, ja nigdy bym na to nie wpadł. Emma miała dobry pomysł, podziękuj jej za to, jeśli chcesz, bo ja pewnie nigdy tego nie zrobię osobiście. Przyznaję, świat wydaje się być odrobinę lepszym miejscem, gdy zrozumiałem tak wiele o sobie. I tak, nigdy nie myślałem, że może ciebie i mnie tak wiele łączy. Czuję się teraz… trochę bardziej związany z kimś, gdy wiem, że ty także masz autyzm.

Tylko nie myśl, że to coś między nami zmieni. Nadal nie lubię ludzi. Ani wampirów. Choć cieszę się, że zbliżyłeś się do Emmy, bo nawet ja umiem dostrzec, że spędzasz z nią czas. Pewnie nie odpiszę na twój kolejny list, gdyby miał się w ogóle pojawić, nawet napisanie tego było dla mnie bardzo trudne i męczące.

Wolfgang Amadeus Mozart

PS Nie musisz uciekać przede mną na korytarzu czy w jadalni. Nie będę cię nękał, nie będę z tobą rozmawiał ani o nic cię pytał. Jeśli ty przestaniesz uciekać przede mną, ja przestanę uciekać przed tobą i nasze życie stanie się wtedy prostsze.


Isaac uśmiechnął się do siebie, gdy skończył czytać. Tak, ten jego ostry języczek… Więc zauważył jego uciekanie! Ale to dobrze, on sam był już tym zmęczony. Nie odpisze mu więcej? To chyba dobrze. Dla niego te listy również były bardzo męczące. Nie, raczej nie planował napisać drugiego listu, niby po co?

Teraz miał za ścianą kogoś takiego jak on i dawało mu jakąś wewnętrzną siłę. Nie był z tym sam na świecie, choć tak wiele razy myślał o tym, płacząc całą noc.

Gdy kolejnego dnia Emma jak zwykle przyszła do niego, uśmiechnął się i powiedział:

- Wiesz co? Napisałem do Mozarta! I on mi dziś odpisał…


KONIEC

9.6.23, 17:03

(7 str.)