niedziela, 26 września 2021

Burza

Eloise nagle obudziła się ze snu, zaskoczona, co było tego powodem. Otworzyła zaspane oczy i uniosła głowę w stronę okna. Na dworze było już szaro. W pierwszej chwili poczuła strach przed tym, co mogło ją obudzić. Nagle niebo przecięła błyskawica, rozświetlając ciemności wokół niej. Chyba spała dziś zbyt długo. Po chwili usłyszała grzmot tak silny, że zatrzeszczały szyby w oknie jej sypialni. Ta burza była wyjątkowo silna, pewnie ona ją obudziła. Rozciągnęła się kilka razy w łóżku i usiadła.

I wtedy usłyszała krzyk. Wysoki, przerażony, bardzo głośny. Serce gwałtownie jej przyspieszyło. Pomyślała od razu o tamtej imprezie… Wciąż czuła się w tym domu, w swoim domu, jak w pułapce, sama, bez ani jednej przyjaznej osoby obok… Nie umiała porozumieć się z Ethanem, pomimo wielu swoich prób… Oferowała mu swoją krew tak często, jak tego pragnął, ale i tak (a może właśnie DLATEGO) uważa ją za nic nie wartą Rzecz. Chyba musiała przestać się łudzić, że to się jednak zmieni. Więc czy znowu zorganizowali imprezę? Ale tamtym razem uprzedzili ją o tym. Czy to był krzyk jednej z ofiar, jakiegoś niewinnego człowieka, który umrze jeszcze dziś?

Wstała niepewnie. Czy to bezpieczne wychodzić z tego pokoju? Tylko, czy TU była bezpieczna, czy gdziekolwiek w tym cholernym domu z szóstką wampirów u boku mogła czuć się bezpieczna? A jeśli stąd wyjdzie może uda jej się dowiedzieć skąd pochodził ten krzyk i wtedy się obronić. Kolejny krzyk… Co się tu dzieje?!

Wyszła na korytarz z mocno bijącym sercem. Ruszyła przed siebie, bo nagle wydawało jej się, że wie, z której strony dochodzą te dźwięki.

Korytarz, przy którym znajduje się pokój Ethana. Skręciła za róg. Czy to możliwe, że Ethan przetrzymuje jakąś ofiarę w swoim pokoju? Ale… czy jej krew mu nie wystarczała? Czy to nie szaleństwo pójść do niego i zaproponować mu siebie, by ratować tamtą osobę? Widziała już wampira opanowanego rządzą krwi i wiedziała, że nie miałaby szans, ale Ethan zawsze się kontrolował, gdy z niej pił, w przeciwieństwie do Ivana. Musi chociaż spróbować…

Nagle usłyszała czyjś głos. Wyjrzała ostrożnie zza rogu i pod drzwiami Ethana dostrzegła… Beliatha. Stał i krzyczał coś w stronę zamkniętych drzwi.

- Do cholery, Ethan! Otwórz mi. Przecież to nie pierwszy raz. Zaraz się wkurzę! Proszę… - dodał nagle delikatniej.

Eloise nic z tego nie rozumiała. Czemu po prostu nie wejdzie? Przecież są najbliższymi przyjaciółmi. A może jego wcale tam nie ma, ale dlaczego Beliath po prostu nie wejdzie i tego nie sprawdzi?

Beliath kilka razy zabębnił pięściami w drzwi, a potem odwrócił się gwałtownie i dostrzegł ją. Eloise przestraszyła się jeszcze bardziej, ale wyszła z ukrycia.

- Oh, to ty piękna – Uśmiechnął się do niej jak zwykle szeroko. - Nie ma sensu tu sterczeć, wiesz?

- A co, nie ma go?… - zapytała głupio.

Roześmiał się, choć w jego śmiechu było coś dziwnie poważnego.

- No… w pewnym sensie.

- Co to znaczy?

- Nieważne, no chodź.

Zawahała się, ale zrobiła, jak jej kazał. Ruszyła w stronę swojej sypialni. Gdy się odwróciła, dostrzegła, że zniknął w swoim pokoju. Nagle przyszła jej do głowy myśl. Poszła za róg, odczekała chwilę, a potem ponownie zawróciła i poszła w stronę pokoju Ethana. Zawahała się. Co niby chciała osiągnąć…? Ale spróbuje. Odetchnęła, dziwnie zdenerwowana i zapukała. Nic. Niby czego się spodziewała, skoro Beliathowi również nie otworzył?

- Ethan, to ja… Jesteś tam…? - zapytała niepewnie.

Żadnej odpowiedzi. Zastukała jeszcze dwa razy i już miała zawrócić, gdy ponownie usłyszała ten krzyk. Może to dziwne, ale nie umiała ustalić, czy należał do kobiety, czy do mężczyzny, tak bardzo zmieniony był przez strach. I wyraźnie dochodził z pokoju Ethana… Czyżby Beliath nie chciał przeszkadzać mu w „jedzeniu” i nie chciał, by ona była tego świadkiem?

Nie do końca rozumiejąc, co nią kieruje, gwałtownie otworzyła drzwi i weszła do środka. Nie było tu żadnego źródła światła, pokój był całkowicie pogrążony w ciemnościach. Eloise dopiero teraz zaczęła odczuwać strach. Czy ona właśnie z własnej woli zamknęła się tutaj z głodnym Ethanem, gdy nawet nie była w stanie nic dostrzec wokół siebie? Spokojnie, oddychaj… Nie miała pojęcia, czy powinna uciekać, zawołać ponownie Ethana, czy rozejrzeć się po pomieszczeniu. Bała się tak, że nie była w stanie wymacać klamki.

Wtedy ponownie pokój rozjaśnił się dzięki kolejnej błyskawicy i dostrzegła w najdalszym kącie jakąś skuloną postać. To musi być ten biedny człowiek, ale jak ma mu pomóc? Ta osoba siedziała wyraźnie przerażona, z kolanami podciągniętymi pod brodę, z pochyloną głową, wciąż cicho szlochała.

- E-ethan, gdzie jesteś? - zapytała, bo nigdzie nie dostrzegła drugiej sylwetki.

Gdy po raz kolejny błysnęło, jeszcze jaśniej niż wcześniej, dotarło do niej z całkowitym zaskoczeniem, że tą skuloną postacią na podłodze jest właśnie Ethan. Choć wciąż nie rozumiała, z jakiegoś powodu poczuła mniejszy lęk. Musi mu jakoś pomóc, choć nadal nie wiedziała, co mu jest. Podeszła do niego cicho i przykucnęła.

- Ethan, mogę ci jakoś pomóc?

- Odczep się, głupia suko – wysyczał.

Cóż, niestety słyszała już od niego wcześniej wiele uroczych wyzwisk.

Błysnęło, a Ethan wrzasnął piskliwie i zasłonił głowę rękami. Dopiero wtedy zrozumiała, co naprawdę się wydarzyło. Pewnie powinna była pojąć to wcześniej, ale jak mogła kojarzyć kogoś tak pewnego siebie i stanowczego jak Ethan z…

- Ty się boisz burzy… - powiedziała, choć chciała to jedynie pomyśleć.

Zerknęła na niego nerwowo, zastanawiając się, jak zareaguje na jej słowa. Zaśmiał się złośliwie.

- I co, myślisz, że wykorzystasz to przeciwko mnie, że będzie mogła mnie teraz szantażować, że powiesz innym?

- Nie, ja… - Zaczęła, zaskoczona jego słowami.

Znów się roześmiał.

- Więc muszę cię rozczarować, że to nie zadziała, bo oni wiedzą. Chyba ciężko, żeby nie wiedzieli, kiedy drę się za każdym razem tak samo, co? Wiedzą odkąd tu zamieszkałem albo raczej… od pierwszej burzy.

Ponownie skulił się i zakwilił żałośnie. Usiadła koło niego.

- Nie powiedziałem wyraźnie, żebyś stąd spieprzała?

Zignorowała to.

- Krew.

- Co „krew”, do cholery? - wysyczał.

Westchnęła, zirytowana.

- Dam ci swoją krew.

- Bo, co? Uspokoisz mnie wtedy, jak mamusia dająca mleczko swojemu dziecku? - zadrwił.

- Nie wiem, pomyślałam, że…

- Chcesz, żeby odgryzł ci rękę?

- Co…?

- Jeśli będę pił twoją krew, a wtedy błyśnie, w strachu zacisnę na tobie swoje kły, nie sądzisz? - mówił powoli, jak do małego dziecka.

- Ach, to masz na myśli… Myślałam, że… nieważne.

- Że informuję cię, w jaki sposób cię zabiję? - prychnął.

- Więc nie ma tu nikogo? - Przypomniała sobie nagle.

- O czym ty bredzisz?

- No… nic takiego.

- Podobno chciałaś mnie tu zabawiać, więc powiedz – Wzruszył ramionami. Wydawał się już być odrobinę bardziej rozluźniony, choć za każdym razem, gdy błyskało, kulił się sobie i krzyczał.

- Dobrze, niech ci będzie… - Dała za wygraną. - Więc… na początku myślałam, że ktoś tu jest…

- Ktoś?

- No… jakaś twoja ofiara.

- Zapamiętaj to sobie, Rzeczo. Odkąd stałaś się moim kubkiem, nie mogę pić niczyjej krwi, jedynie twoją, niestety… - dokończył, zrezygnowany.

- Więc…

- Powiedziałem już, że nie! - zdenerwował się.

- Dobrze, przepraszam… A czemu nie wpuściłeś Beliatha? - zapytała ostrożnie.

- Więc i to wyszpiegowałaś? Nieważne, nie potrzebuję niańki, powrzeszczę sobie, a potem przestanę.

- Więc nie da się z tym nic zrobić.

Prychnął.

- Nie jestem wprawdzie psychologiem, ale wiesz mi, przez wiele lat próbowałem wszystkiego. Nic na mnie nie działa. Ale to nieistotne…

Poczuła współczucie.

- Nie rób takiej miny, nie potrzebuję twojej litości – powiedział ostro.

- A tabletki na uspokojenie...? - zapytała nieśmiało.

Zaśmiał się ostro.

- Jestem wampirem, wiesz? Ludzkie sposoby na mnie nie działają.

- A są jakieś wampirze tabletki? - zapytała niepewnie.

- Nie, nie ma. Najwyraźniej jestem jedynym świrem pośród wampirów.

- Nie, nie mów tak….

- No może nie jedynym… - dodał ponuro z twarzą między kolanami. - Drugim jest Ivan.

Eloise prychnęła.

- Widzę, że wraca ci humor…

- Nie, nie wraca, po prostu próbuję jakoś odsunąć swoje myśli od tej przeklętej burzy. Codziennie śledzę informacje pogodowe, by choć odrobinę móc się do tego przygotować. Ale sam nie wiem, czy świadomość, kiedy znów będę to przeżywał, pomaga mi, czy wszystko jeszcze pogarsza…

Eloise poczuła nagle przemożną chęć, by położyć mu rękę na ramieniu, ale dobrze wiedziała, jakby na to zareagował, więc się powstrzymała.

- A jak… kiedy się to zaczęło? - szepnęła w przerwie między grzmotami.

Przez chwilę nie odpowiadał, jedynie oddychał ciężko.

- Myślisz, że będę ci się teraz zwierzał? - zadrwił słabo.

- Nie musisz, ja tylko… Czyli czasem Beliath towarzyszył ci podczas burzy? - zapytała szybko, by zmienić temat.

Skinął głową.

- Za pierwszym razem sam się do mnie wprosił, niemal wyważył drzwi – uśmiechnął się lekko. - Ale później zacząłem się upierać, by dał sobie spokój, bo to nie jest konieczne.

- Nie chciałeś pomocy?

Wzruszył ramionami.

- To i tak nic by nie dało.

- Ale dziś znowu przyszedł.

- Niemal zawsze próbuje.

- Chyba naprawdę jest twoim przyjacielem – powiedziała z lekkim uśmiechem.

- Nie jestem pewien, czy prawdziwa przyjaźń w ogóle istnieje, sądzę, że…

Wtedy po raz pierwszy Eloise była świadkiem jego ataku halucynacji. 

- Podczas wojny zostałem porwany i... eksperymentowano na mnie. Tak stałem się wampirem. Potem ich zabiłem i uciekłem.

Wtedy właśnie poznałem Beliatha… Podczas najgorszego gówna w całym moim życiu. To on mi pomógł, zabrał mnie z ulicy, zajął się jak małym dzieckiem, a ja do dziś nie rozumiem, czemu. Co takiego we mnie widział? Czy opłacało mu się to?

Eloise poczuła ucisk w sercu, słysząc, że dla Ethana jedynym powodem, by kogoś uratować, jest coś, co można otrzymać w zamian…

Zabrał mnie do swojego domu, nauczył wszystkiego, co powinien umieć wampir. Wtedy też obaj byliśmy po raz pierwszy świadkami mojego ataku. Dopiero, gdy udało mi się stamtąd uciec, mój mózg pozwolił sobie na lęk, bo w tamtym laboratorium pewnie starał się być całkowicie skupiony, by umożliwić mi ucieczkę. Byłem niemal pewien, następnego dnia po moim pierwszym ataku, że Beliath się mnie pozbędzie… Bo po co mu jakiś świr, którego musi w kółko niańczyć? Ale on tego nie zrobił… - Ethan podciągnął kolana pod brodę, przez co jego słowa stały się mniej wyraźne, ale Eloise skupiła się mocniej, by wciąż móc go rozumieć.

Jakiś czas później przeprowadziliśmy się do tego domu, a ja po raz kolejny byłem przekonany, że wyrzucą mnie za te ciągłe wrzaski. Ale nie wyrzucili. Choć z Beliathem jesteśmy bardzo od siebie różni, jakimś cudem wciąż jesteśmy ze sobą blisko, od tylu lat. Na szczęście on jest mniej upierdliwy od ciebie, więc nigdy nie żądał ode mnie wyjaśnień, wiedział tylko tyle, ile sam był w stanie się domyśleć. Nim dostałem ataku, wspomniałem ci, że nie jestem pewien, czy w ogóle istnieje coś takiego jak przyjaźń. Naprawdę nie wiem, ale on najwyraźniej wciąż jeszcze nie ma mnie dość i… doceniam to – dodał niemal bezgłośnie. - Choć nigdy mu tego nie powiedziałem.

Burza powoli ustępowała. Deszcz bębnił w szyby, ale błyskawice i pioruny nie pojawiły się na nocnym niebie już od kilku minut.

- Myślisz, że to już koniec?… - zapytała cicho. Przerwanie milczenia sprawiło, że poczuła dziwnie dreszcze, przebiegające przez jej kręgosłup. - że będziesz mógł w końcu odpocząć?

- Ty też z jakiegoś powodu nie dajesz mi spokoju, tak samo jak on… To takie dziwne – szepnął jakby do siebie. Wstał i przeniósł się na łóżko.

- Teraz napijesz się krwi? - ponowiła pytanie, choć wciąż bała się, że go to zezłości.

- Nie. Teraz idę spać, jestem wykończony… Ty też już idź do siebie. Ja… chyba ci dziękuję… - wymruczał w poduszkę, a ona poczuła łzy wzruszenia w oczach.

Zasnął od razu, ale Eloise nie była w stanie zostawić go teraz samego, choć była przekonana, że rano się na nią zdenerwuje. Przekonana, że jej decyzja jest słuszna, usiadła ostrożnie na brzeżku jego łóżka i tak trwała.

*

Wieczorem obudziła się w dziwnej pozycji, wisząc na samym brzegu łóżka. Szybko otworzyła oczy, przestraszona, że jeśli Ethan się teraz obudzi, wkurzy się na nią, ale on wciąż spał. Usiadła ciężko, czując ból w karku i przyszło jej do głowy, że nie wie, co ją tak nagle obudziło. Rozejrzała się po pokoju i zamarła. Niedaleko niej stał zdziwiony Beliath.

- Co ty tu…? - zaczął, ale przyłożyła szybko palec do ust.

- Ciii… Nie budź go – szepnęła.

- Więc wyjaśnij mi, co ty tu robisz – odszepnął.

Westchnęła.

- Byłam przy nim podczas burzy i… - zaczęła.

Wydawał się być zaskoczony.

- Naprawdę ci na nim zależy?

Sama nie do końca była pewna odpowiedzi.

- Tak… chyba tak.

Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem.

- Cóż… Zdziwiło mnie to, przyznaję, ale… Chyba ci wierzę, choć w pierwszej chwili… przestraszyłem się twoich intencji.

Eloise poczuła, że jej oczy rozszerzają się w szoku. Czy on ma na myśli… nawet gdyby chciała, czy zwykły człowiek byłby w stanie skrzywdzić wampira…?

- To pa, piękna – Uśmiechnął się do niej jak zawsze, ukłonił się lekko i wyszedł.

W drzwiach jeszcze się odwrócił i dodał:

- I dziękuję, widać tym razem to tobie poszło lepiej niż mnie.

Uśmiechnęła się do niego nieśmiało w odpowiedzi. Po chwili ponownie została sama z Ethanem. Usiadła na łóżku i zerkała na niego z wahaniem. Jak zareaguje, gdy się w końcu obudzi? Znów będzie na nią zły, czy tym razem nie? Chociaż wczoraj powiedział do niej „chyba dziękuję”, jak na taką osobę jak on, to naprawdę było miłe…

Nie minęło wiele czasu, który Eloise poświęciła na rozmyślanie, zerkanie na Ethana i patrzenie na ostatnie kolory zachodzącego słońca, gdy poruszył się i mruknął. Otworzył oczy i ją dostrzegł, usiadł gwałtownie. Wstała szybko i odsunęła się od niego.

- Co ty tu…? - zaczął napiętym głosem.

- Ja… chciałam się upewnić, że dobrze czujesz się po wczorajszych wydarzeniach i…

Nagle westchnął przeciągle i ponownie opadł na poduszki.

- Dobra, nieważne… - Zawahał się. - Dasz mi teraz swoją krew?

Skinęła szybko głową, uspokojona jego reakcją.

- T-tak, jasne… - Odruchowo ruszyła w stronę toalety, ale on powiedział szybko:

- Nie, pomyślałem, że tym razem możemy zrobić to tu. Nie chce mi się wstawać, a jeśli nie będziesz się wyrywać, pewnie uda mi się nic nie zachlapać.

- Dobrze… - powiedziała zaskoczona jego propozycją. Zawsze upierał się przy swoim, a ona po jakimś czasie przywykła już do jego dziwnego wyboru.

Podeszła do niego powoli, czekając na dalsze instrukcje.

- Siadaj – powiedział, a w jego głosie nie było już tej wcześniejszej wyższości i ironii. Był spokojny, neutralny.

Skinęła głową i spełniła jego polecenie. Wstrzymując oddech, pochyliła się lekko w jego stronę, a on odgarnął jej włosy i objął za szyję jedną ręką. Poczuła, że robi jej się gorąco od tego gestu i nie była pewna, czy to strach, czy może…

- Spokojnie… - roześmiał się wprost do jej ucha. - Postaram się, by nie bolało…

- Wiem – powiedziała i z zaskoczeniem dotarło do niej, że mu ufa.

Czyżby naprawdę ta dziwna burzowa noc zmieniła na lepsze ich relacje…?


KONIEC

17.43 28.10.21

(7 str.)