piątek, 9 czerwca 2023

Odnaleźć siebie

Siedzieli w sypialni Isaaca i rozmawiali, jak ostatnio często robili. Właściwie nie rozmawiali o niczym szczególnym, atmosfera była lekka, ale wtedy słowa Emmy wszystko zmieniły.

Zanim zdała sobie sprawę z tego, co mówi, słowa opuściły jej usta. Te słowa, które tak długo już krążyły jej po głowie, ale nie miała odwagi ich wypowiedzieć. Aż do teraz.

- Masz autyzm, Issac, wiesz o tym?

Odwrócił od niej głowę. Milczał przez chwilę, a ona czuła jak mocno bije jej serce. Nie miała prawa tego mówić, a już na pewno nie w taki sposób. Ale było już za późno… Choć pewnie on nawet jej nie rozumie, w końcu w jego czasach nikt nie znał tego słowa.

- Wiesz, co to autyzm? - zapytała w końcu nerwowym głosem. - To jest…

- Wiem, co to jest – odparł spiętym głosem, nadal na nią nie patrząc. Obserwowała jego piękny profil i próbowała uspokoić mocno bijące serce.

- Ale… skąd, przecież…

Prychnął i w końcu na nią spojrzał.

- Opowiem ci coś, dobrze?

Skinęła głową. Wciąż czuła zdenerwowanie.

Isaac zapatrzył się przed siebie, a potem zaczął mówić:

- Jakiś czas temu, jeszcze nim się tu pojawiłaś… do mojego pokoju przyszedł le Comte. Spojrzał na mnie jakoś tak dziwnie i podał mi książkę. Powiedział „Powinieneś to przeczytać, Isaac”. A potem wyszedł bez słowa.

To była książka z twoich czasów, kupił ją podczas jednej ze swoich podróży w czasie. Domyślasz się, o czym była, prawda?

Emma ponownie skinęła głową.

Nie rozumiałem, o co mu chodzi, ale zgodziłem się. „Autyzm. Poradnik i informacje”, było napisane na okładce. Nie znałem tego słowa, ale poczułem ciekawość. Zagłębiłem się w treść i… przepadłem. Przeczytałem całą w ciągu jednego dnia.

Issac miał łzy w oczach. Zerknął na nią.

- Wiesz, jakie to uczucie, gdy całe życie jest coś, nie wiesz co, co sprawia, że NIE PASUJESZ, NIE ROZUMIESZ tak wielu spraw, choć wszyscy nazywają cię geniuszem? Gdy czujesz się jak obcy na własnej planecie? - Zaśmiał się gorzko. - Kto wie? Może to dlatego tak często gapiłem się w niebo? Bo podświadomie szukałem swojej prawdziwej planety, innych ufoludków, takich jak ja… - Głos mu się załamał.

Emily odruchowo dotknęła jego ramienia. Nie odsunął się.

- Może to dziwne, ale potem już nie rozmawialiśmy na ten temat. Z nikim o tym nie rozmawiałem, bo i po co? Byłem przekonany, że nie zechcesz mnie wtedy znać, więc… nie powiedziałem ci… - Pochylił głowę.

- Nie! Nie mów tak! - zaprotestowała. - Ja wiem od początku i… To niczego nie zmienia.

- Taa… to pewnie mocno widoczne dla kogoś z twoich czasów, więc…

- Nie… - powiedziała już ciszej. Bała się jak Issac zareaguje na jej słowa… Czy o tym też wiedział? Z książki? Od le Comte’a? - Ja… nie chodziło o to, co widzę… W… w moich czasach istnieją rozważania na twój temat. Że… z tego, co wiadomo o tobie z historii… wydajesz się być autystykiem.

Issac poderwał głowę i wydawał się być bardziej zdenerwowany niż podejrzewała.

- Więc… - mówił z trudem. - W twoich czasach… jestem świrem, o którym można sobie pogadać?! - krzyknął. Nigdy nie słyszała, by krzyczał, nawet, gdy tak burzliwie rozmawiał ze studentami. Zadrżała.

- Nie! - również krzyknęła, zrywając się z krzesła. Nie była na niego zła, po prostu bardzo chciała, by PRZESTAŁ źle o sobie myśleć. - TY NIE ROZUMIESZ! - krzyknęła jeszcze głośniej. - Tacy jak ty w moich czasach czytają o tobie i myślą sobie „Ktoś tak wspaniały jak on, osoba, o której czytaliśmy w podręcznikach do fizyki jest taki sam jak my. Jeśli genialny fizyk mógł tyle dokonać i BYĆ autystyczny, to znaczy, że moje życie nie jest bezwartościowe, że ja też mam prawo żyć!”.

Teraz już płakała. Usiadła ponownie na krześle i ciężko oddychała. Issac milczał, z głową nadal nisko pochyloną.

- Więc… zbliżyłaś się do mnie, bo… Chciałaś poznać…?

- Przestań! - ponownie krzyknęła, by mu przerwać. Domyślała się, co chce powiedzieć i nie chciała do tego dopuścić. Jego intencje było wyraźnie widać na twarzy. Skrzywił się w obrzydzeniu…

- Nie! Ja sobie ciebie nie wybrałam. Sebastian poprosił mnie, bym przynosiła ci krew i… Każdego w tym domu chciałam poznać, bo byliście postaciami historycznymi, o których uczyłam się w szkole. O każdym z was trochę wiem z książek, czasem są to prywatne historie, ale… to nie o to chodzi. Ja tylko… potem cię bliżej poznałam i polubiłam… jako kogoś zwykłego, namacalnego, a nie tego wspaniałego Isaaca Newtona.

- Więc znasz takich jak ja…? W swoich czasach?

- Nie. - Pokręciła głową. - A może i znam, ale nie mam o tym pojęcia, wiesz, nie każdy o tym mówi.

Zacisnął usta.

- Więc wcale nie jest lepiej?

Westchnęła i zamyśliła się nad odpowiedzią. Tak naprawdę prawie nic nie wiedziała o autyzmie. Nigdy ją to nie interesowało, nie czuła potrzeby, a teraz… Niemal chciała sięgnąć po telefon i poszukać informacji w Google. Jasne…

- Tak… nie jest idealnie. Tak naprawdę ten temat dopiero… zaczął się pojawiać i…

- Wyjdź. - Usłyszała nagle.

- Co?… - zapytała całkiem zaskoczona.

Issac westchnął.

- Wyjdź. Chcę pobyć sam. Ja… muszę to sobie przetworzyć. Pogadamy jutro, dobrze?

Wstała szybko. Jego twarz była dość spokojna, ale i smutna. Skinęła głową i opuściła pokój. Długo siedziała w swoim pokoju i w zamyśleniu patrzyła w ścianę.

*

Kolejnego wieczoru, gdy zakończyła razem z Sebastianem wszystkie obowiązki w domu, ponownie przyszła do Issaca.

- Całe życie nie pasowałem. Nienawidziłem kontaktu z ludźmi, pracy z nimi, choć kochałem mówić o fizyce, ale… gdybym mógł… wykładać, by nikt się na mnie nie gapił, nie zadawał pytań, to… - Westchnął. - Byłoby idealnie, ale nie było. Rodzice, rodzina… nigdy mnie nie rozumieli, uczniowie, inni wykładowcy. A ja musiałem wykładać, by nie zdechnąć z głodu, bo każdy inny zawód wydawał mi się jeszcze gorszy…

Mówił dużo, szybko, a Emma starała się nadążać i nie przeszkadzać mu.

- Całe życie byłem sam, nigdy nawet się nie całowałem, tylko dopiero raz, z tobą…

Emma uśmiechnęła się do siebie. Tamten pocałunek był dla niej tak niespodziewany, ale i cudowny.

- Jak na ironię żyłem bardzo długo, choć to było tak męczące. Pewnie zapytałabyś „To po co ci życie wieczne, skoro tak się męczyłeś?”. - Zacisnął pięść. - Wiele razy za życia myślałem o samobójstwie…

Emma poczuła ból w sercu. Isaac… Ale nic nie mówiła, by mu nie przeszkadzać.

- Długie życie nie było dla mnie marzeniem, ale… pojawił się le Comte i… fizyka i astronomia były dla mnie całym życiem, KOCHAŁEM to i… le Comte od razu się domyślił, powiedział, że u niego nie będę musiał pracować, spotykać się z ludźmi, będę tylko ja i moje badania…

Ale nie to było najważniejsze… Wiesz, co wtedy pomyślałem?

Emma pokręciła głową.

- Wtedy jeszcze nie znałem słowa „autyzm”, ale… pomyślałem sobie, że skoro wampiryzm może uratować śmiertelnie rannego, chorego, uratować przed starością, to…

Emmie ścisnęło się serce. Domyślała się jego kolejnych słów…

- To „to coś” we mnie też naprawi i… - Po jego twarzy spłynęły łzy, tak samo jak wczoraj. - Ale nie naprawiło się i… Odwrócił głowę w bok, jakby nie chciał, by widziała jego twarz, gdy mówi te słowa. - Ja nadal mogę popełnić samobójstwo, nawet jako wampir, wprawdzie nie wiem, co powiedziałby na to le Comte, ale… Chyba nie chcę.

Do Emmy dopiero teraz dotarło, że wstrzymywała oddech, gdy to mówił, tak bardzo bała się, że powie coś całkiem przeciwnego…

- Nie sądzę, by było lepiej, odkąd jestem wampirem, ale… jest trochę prościej. Le Comte dotrzymał słowa: mam tu spokój, ciszę i mogę się skupić. - Zerknął na nią. - Wiesz, że jesteś jedyną osobą, z którą chciałem przebywać, rozmawiać?

Emma rozpromieniła się. Te słowa bardzo jej pomogły, ale nadal nie zabrały całkowicie smutku, który czuła przed chwilą.

- Ja też bardzo cię lubię, Issac.

- A te twoje kanapki… są idealne, wiesz?

Emma zmarszczyła brwi. Zdziwiła ją nagła zmiana tematu, ale już po chwili zrozumiała, że to NADAL był ten sam temat.

- Jem niemal tylko kanapki, bo są… proste, przewidywalne. Twoje są tak starannie przyrządzone, bardziej niż te Sebastiana i… to mi pomaga. Ale i tak są chwile, gdy… nie mogę jeść.

- Czemu? - zapytała delikatnie.

- Nie wiem… coś we mnie mi nie pozwala i nie mogę tego przeskoczyć. Za życia po prostu wtedy nie jadłem i tyle. Czasem zdarzało mi się zemdleć z głodu.

Zadrżała, ale Issac uśmiechał się.

- A co to takiego? Nic. Ale teraz… ten ciągły lęk, że cię zaatakuję, gdy nie wypiję krwi. A wcześniej bałem się o Sebastiana, choć on upierał się, żebym się nie martwił, bo nic się nie stanie.

- A może… - odezwała się. Tak desperacko chciała mu jakoś pomóc… - będę przy tobie, gdy będziesz jadł i to ci jakoś…

Isaac skrzywił się.

- Nie. Nie lubię jeść przy innych, zresztą… to i tak nic by nie dało, jeśli nie mogę jeść, to… nic mi nie pomaga. Ale nieważne… koniec tego tematu. - Zerknął na nią ciekawie. - Powiedz… czy ktoś w tym domu też…?

Ale zanim zdążyła mu odpowiedzieć, Isaac ponownie się odezwał:

- Jasne, że nie. Zauważyłbym przecież.

- Tak – przerwała mu.

Wytrzeszczył oczy.

- Ale… - powiedział zaskoczony.

Emma skinęła głową i wyjaśniła.

- Mozart. To znaczy… to też tylko domysły ludzi z moich czasów, ale…

Isaac zamyślił się.

- Może… ja tak naprawdę staram się każdego unikać, więc pewnie nawet bym nie zauważył. Ciekawe, czy le Comte z nim też rozmawiał? - Westchnął ciężko. - Pomyślałem, że byłoby mi… łatwiej, gdybym poznał kogoś innego, kto jest taki, jak ja, ale… Sądzę, że nawet z nim nie umiałbym się porozumieć, to mnie przerasta…

- Możesz… - powiedziała nagle - napisać do niego.

Oczy Isaaca rozszerzyły się.

- Nie wpadłem na to! Zawsze może mi nie odpisać, to może być tylko jeden list z mojej strony i…

Emma z przejęciem pokiwała głową. Chciała mu jakoś pomóc.

- Ale nie wiem… zobaczymy, czy dam radę.

- Jasne, nie zmuszaj się do niczego.

Po chwili milczenia Issac odezwał się. Brzmiał, jakby coś go dręczyło:

- Czy… czy ty czegoś ode mnie oczekujesz, skoro zdecydowałaś się zostać na stałe w tych czasach i…?

Emma poczuła, jak pieką ją policzki. Tak, zrozumiała jego pytanie.

- Nie… - odetchnęła głęboko. - niczego od ciebie nie oczekuję. Lubię nasze rozmowy i byłoby super, gdyby nadal trwały, ale nie będę cię zmuszać, gdybyś… zechciał to zakończyć. To nie chodziło TYLKO o ciebie. Lubię innych mieszkańców tego domu, są dla mnie tacy cudowni i… Pokochałam te czasy, ten Paryż, to wszystko.

Pokiwał głową, ale nadal nie wydawał się być w pełni przekonany.

- Ale tamten pocałunek… - drążył. - Ja naprawdę wtedy tego chciałem, ale… nie mogę obiecać ci czegoś więcej, stałego związku, seksu, ja… nie wiem, potrzebuję czasu, by się z tym wszystkim oswoić. Wiesz…? To kolejne słowo, które NIE ISTNIAŁO w moich czasach: „aseksualność”… Nie jestem pewien, czy to o mnie, ale… to możliwe. Jestem zmęczony ustalaniem, czy kolejna etykieta pasuje do mnie, czy nie i…

Emma milczała. Cóż, taka ewentualność przemknęła jej przez myśl.

- Nie przejmuj się.

- Ale… - Isaac wydawał się być zdeterminowany. - NIE CHCĘ, byś… była sama przeze mnie. Możemy się tylko przyjaźnić i nie będę się gniewał, gdy sobie kogoś znajdziesz, wręcz przeciwnie…

Emma nie wiedziała, co mu odpowiedzieć. Kochała Isaaca, ale nie miała zamiaru go tym obarczać. Czuła się źle na samą myśl, że miałaby znaleźć sobie kogoś innego jako zamiennik…

- Nie myśl o tym, nie trzeba mi kogoś innego…

Spojrzał na nią ciekawie.

- Ty też jesteś… aseksualna, jak ja?

- Nie… - Spuściła wzrok. - Ale to nie o to chodzi.

- Więc nie bądź sama tylko dla mnie! - zaprotestował z przejęciem.

To nie jest takie proste, Isaac, pomyślała ze smutkiem.

- Proszę… nie chcę teraz o tym rozmawiać – powiedziała cicho.

Szybko skinął głową.

- Więc tak… myślałem sobie, że choć tu będę miał spokój, ale… - zaczął.

- Co masz na myśli? - zapytała szybko, pełna złych przeczuć.

- Bo… całe życie ktoś ze mnie drwił, wyśmiewał, znosiłem to, bo nie miałem wyboru… To jest pewnie jeden z powodów, dla których tak unikałem ludzi, by to się nie powtarzało. A tu… sama widziałaś, gdy już czasem odważę się na zjedzenie posiłku razem z wami przy stole, to Arthur i Dazai…

Emma zacisnęła mocno pięści. Tak, ile razy kazała im już zamknąć mordy, ale to nic nie dawało. Ile razy czepiali się jego i Mozarta. No właśnie, AKURAT ich… Aż nazbyt dobrze wiedziała, że to nie jest przypadek.

- Walnę ich następnym razem! - powiedziała ze złością.

Isaac szybko pokręcił głową.

- Nie! Przestań, to bzdura…

- Nie! To nie bzdura! Masz prawo czuć się komfortowo we własnym domu.

- Zapomnij o tym – upierał się.

- Następnym razem wybiję im zęby… - wysyczała cicho, mając nadzieję, że Isaac tego nie usłyszy.

*

Kilka dni później Isaac odezwał się nagle:

- Wiesz, co kompletnie mnie zaskoczyło?

- Tak? - zapytała Emma.

- Więc le Comte wspominał mi, że czytał w tym… internecie, tak? - zapytał z wahaniem, szukając odpowiedniego słowa.

Uśmiechnęła się do siebie.

- Tak, w internecie – potwierdziła.

- No właśnie. Że… wielu autystyków pisze, że… gdyby mogli się zmienić, to… nigdy by tego nie zrobili. Rozumiesz?! - niemal krzyknął.

Emma poruszyła się nerwowo. Nie wiedziała, co odpowiedzieć.

- Że dzięki autyzmowi są bardziej… wrażliwi, spostrzegawczy, pełni pasji i tak dalej, a ja… bez wahania bym to zmienił, ale nie mogę… - Zacisnął pięści.

Emma milczała, jedynie zerkając na niego.

- Wiem, że to ironiczne, bo pewnie nie byłbym TYM Newtonem, gdyby nie autyzm, wtedy nie poznałbym le Comte’a, ciebie, nie byłbym wampirem, już dawno bym nie żył, ale…

Byłbym wolny, miałbym tylko jedno życie, ale umiałby je wykorzystać. Miałbym pracę, którą lubię, przyjaciół, żonę, dzieci i… To wszystko tak by nie bolało.

- Isaac, ja nie wiem, co… - szepnęła, dotykając jego dłoni. Czuła, że NIE MOŻE już dłużej milczeć, ale nadal nie umiała odnaleźć właściwych słów.

- Nie, nieważne, daj spokój. Ostatnio tak sobie marzyłem… Bo autyzm jest związany z inną pracą mózgu, czytałem o tym w tej książce od le Comte’a i… gdyby dało się… to zmienić.

Emma mimowolnie zadrżała. Nie umiała obrać tego w słowa, ale czuła, że jest coś strasznego w słowach Isaaca, ale wiedziała, że nie ma prawa protestować. To nie dotyczyło jej.

Isaac kontynuował, najwyraźniej nie widząc jej wątpliwości:

- I gdyby dało się zmienić taki mózg autystyka, to… Gdyby teraz albo za jakiś czas, jeszcze dalej niż w twoich czasach, dało się znaleźć kogoś genialnego, neurologa, nie wiem i le Comte by go sprowadził tu i on miałby nieskończenie wiele czasu, by…

Isaac mocniej zapalał się do tego pomysłu, a Emma czuła się coraz bardziej nieswojo. I co? I ten ktoś może by jeszcze… kroił mózg Isaaca? Pomyślała, czując ponownie dreszcze. Wiedziała, że wampiry są bardzo odporne, ale gdyby coś mu przypadkiem zrobił… A nie łudziła się: Isaac ochoczo zgodziłby się na takie eksperymenty… Był tak zdesperowany.

- Le Comte podsunął mi różne sposoby, by poczuć się lepiej, o których w internecie pisali sami autystycy, ale… robię tak, to trochę pomaga, ale… niewiele. A ja, niestety, nie znam się na tej dziedzinie nauki, zresztą pewnie nie mógłbym pracować sam na sobie…

Emma w końcu nie wytrzymała. Wyprostowała się na krześle i powiedziała ostro, ostrzej niż planowała:

- I co?! Będziesz czekał nie wiadomo ile, aż ktoś taki się urodzi, potem przekonywał le Comte’a, by uznał, że warto go przemienić? Potem on by się jeszcze musiał zgodzić, bo gdyby się nie zgodził, to co…? - Emma mówiła z coraz większym trudem. - Wtedy byś poszedł do Vlada? I jeszcze byś musiał przekonać tego kogoś, by chciał tu zamieszkać i zająć się akurat tym tematem, z tak wielu innych i potem minęłyby kolejne lata, nim on by zdołał coś odkryć. A może by się nigdy nie dało, a może coś by poszło nie tak i coś by ci się…? Więc może szkoda twoich męczarni, więc może lepiej, byś… byś… - Rozpłakała się i zamilkła. I tak za dużo powiedziała. Nie miała prawa. Tak, martwiła się o niego, ale i tak NIE MIAŁA prawa…

Issac milczał, zaskoczony jej wybuchem. W końcu się odezwał.

- Po prostu myślałem, że może są inni, którzy… też by tego chcieli i…

Emma pochyliła głowę.

- Przepraszam, nie miałam prawa…

- Czasem myślę, że… to pewnie dlatego jestem… nietypowym wampirem, że… nawet teraz mój neuroróżnorodny mózg musiał się objawić. Nienawidzę smaku krwi, wiesz… Jako człowiek musiałem jeść, by nie umrzeć, ale jest tak wiele dań do wyboru, coś można wybrać. Miesiącami jadłem to samo i nie interesowało mnie, co powiedzą inni, a teraz… mam do wyboru TYLKO krew i…

- A może… mógłbyś napić się mojej krwi? - wypaliła Emma, nim zdążyła pomyśleć. - Nie znam się na tym, ale może ona ma inny smak niż ta krew w butelkach…

- Nie – przerwał jej. - Nie mam zamiaru zrobić ci krzywdy.

- Ale teraz ty cierpisz! - zaprotestowała.

Spojrzał na nią.

- Tak, bo to MÓJ problem, więc ja cierpię, a to nie jest twój problem, więc ci nie pozwolę, by…

Emma milczała. Wciąż uważała, że CHCIAŁABY mu pomóc, ale nie będzie się teraz upierać…

*

Minęło kilka tygodni, odkąd Isaac opowiedział Emmie o swoim autyzmie. Przez cały ten czas nie znalazł w sobie odwagi, by napisać do Mozarta list. Czasem mijali się w korytarzu, wtedy zerkał na niego ukradkiem z zaciekawieniem, ale obaj milczeli. Mozart także nie miał nikogo bliskiego, całymi dniami i nocami grał na pianinie i komponował, jego także wyśmiewali Arthur i Dazai…

Że też on sam tego wcześniej nie zauważył! Ale nie umiał zapytać o to le Comte’a, zresztą możliwe, że ten nic by mu nie odpowiedział, w końcu to była prywatna sprawa Mozarta… Nie, sam musi to załatwić. Albo dać sobie spokój.

Był środek nocy. Kochał tę porę, miał wtedy jeszcze więcej spokoju i prywatności. Jedynie Mozart komponował o tej porze, ale jemu nigdy nie przeszkadzał dźwięk pianina, wręcz przeciwnie. Usiadł przy biurku i sięgnął po pióro.

Gapił się na nie niemal w nieskończoność, aż zaczął powoli pisać, a z każdym słowem stawało się to coraz łatwiejsze, choć serce mocno mu biło. Bał się, że Mozart obrazi się na niego, uzna, że ten chciał go urazić…


Drogi Mozarcie,

wiem, że nigdy nie rozmawialiśmy, choć mieszkamy w tym samym domu, ale moje ostatnie rozmowy z Emmą sprawiły, że zacząłem się nad czymś zastanawiać. Nie mam odwagi powiedzieć ci tego w twarz, a podejrzewam, że i ty nie lubisz rozmów, więc piszę ten list. Masz prawo go podrzeć, zignorować, nawet zdenerwować się na mnie, ale wiedz, że nie chcę cię urazić.

Nie jestem pewien, czy le Comte ci o tym powiedział i czy w ogóle to prawda w twoim przypadku, ale uznałem, że ci to napiszę: jesteś osobą autystyczną, tak samo jak i ja. W czasach, w których żyła Emma historycy podejrzewają, że tak właśnie jest.

Ja sam wiem o tym dopiero od niedawna i chciałem, byś znał prawdę. Może to i tobie zdejmie klapki z oczu, pomoże zrozumieć, tak jak i mnie? Jeśli kompletnie nie rozumiesz, o czym ja bredzę, to poproś le Comte’a o pewną książkę, on będzie wiedział, o co chodzi. Lub porozmawiaj z Emmą. Możesz także przyjść do mnie, choć pewnie ta rozmowa będzie dla mnie bardzo trudna.

To Emma zaproponowała mi napisanie do ciebie listu. I choć to też jest trudne, to o wiele prostsze niż rozmowa w cztery oczy i chyba czuję się teraz lepiej, choć całe ręce mi się trzęsą i pewnie sam widzisz, jak beznadziejnie wygląda w tej chwili moje pismo.

Chcę po prostu, byś wiedział, że nie jesteś sam, bo ja myślałem tak przez całe moje życie i wiem, jak bardzo to boli. Najbardziej chciałbym, byś odpisał mi na ten list, bo pewnie, gdy przypadkiem ponownie spotkamy się na korytarzu, to ucieknę, jeszcze szybciej niż zwykle.

Dziękuję za przeczytanie tego listu, Wolfgang,

w razie czego służę ci radą,

Isaac Newton


Odetchnął, dziwnie zmęczony. Zaczął krążyć w kółko, ale potem chyba poszło mu już lepiej. Z trudem zakleił kopertę, a potem przez całą noc nie spał, patrzył jedynie na księżyc za oknem i zastanawiał się, czy spalić ten list, by nikt go przypadkiem nie przeczytał.

Rano wstał, na palcach, czując się jak złodziej, podszedł do drzwi pokoju Mozarta i nasłuchiwał przez chwilę. Nic, pewnie w końcu zasnął. Wsunął mu pod drzwi kopertę i uciekł jak najszybciej.

Tak jak podejrzewał, za każdym razem, gdy dostrzegł gdzieś Mozarta, uciekał. Cóż, on całe życie uciekał, i choć nadal sam przed sobą się tego wstydził, to nie potrafił przestać.

Przestał także jeść posiłki z innym, choć i wcześniej robił to naprawdę rzadko. Emma pytała go, czy coś się stało, bo jest bardziej zamyślony i nerwowy, ale on milczał. Nie miał odwagi jej o tym opowiedzieć, może zebrałby się na odwagę, gdyby Mozart mu odpisał? Ale nie odpisał i Isaac wiedział, że ma on do tego pełne prawo.

Minęło kilka tygodni i on już przestał wierzyć, że otrzyma odpowiedź, ale tak właśnie się stało. Uśmiechnął się do siebie ironicznie. Taa… on także potrzebował właśnie tyle czasu, by odważyć się do niego napisać.

Ze znów mocno trzęsącymi się dłońmi rozerwał kopertę i wyjął list. Dostał go, gdy wrócił ze swojego nocnego obserwowania nieba. Wyobraził sobie jak Mozart przerywa grę na pianinie i nasłuchuje, by potem zaczaić się, tak jak i on i podrzucić mu list… Pewnie taki debil jak Arthur pomyślałby, że mają sekretny romans, ale on starał się o nim nie myśleć.


Newtonie,

Ten list od ciebie bardzo mnie zaskoczył, choć, przyznaję, jego treść nie. Tak, wiem i z twojego listu wnioskuję, że dowiedziałeś się tak samo jak i ja od le Comte’a. Tak, on także dał mi tę książkę i sądzę, że ja naprawdę jestem autystyczny. Kto by pomyślał, że ci ludzie z czasów Emmy są tacy domyślni!

Bardzo mnie to na początku uderzyło, pragnąłem pójść do le Comte’a i krzyknąć „Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy! Mylisz się!”. Ale to wszystko było tak prawdziwe… Zawsze kochałem muzykę, ale nienawidziłem grać dla ludzi, ale musiałem się im przypodobać, by mieć z czego żyć. Kocham grać, to całe moje życie, gdy to robię, jestem w innym świecie. Lepszym świecie.

Cieszę się, że do mnie napisałeś, ja nigdy bym na to nie wpadł. Emma miała dobry pomysł, podziękuj jej za to, jeśli chcesz, bo ja pewnie nigdy tego nie zrobię osobiście. Przyznaję, świat wydaje się być odrobinę lepszym miejscem, gdy zrozumiałem tak wiele o sobie. I tak, nigdy nie myślałem, że może ciebie i mnie tak wiele łączy. Czuję się teraz… trochę bardziej związany z kimś, gdy wiem, że ty także masz autyzm.

Tylko nie myśl, że to coś między nami zmieni. Nadal nie lubię ludzi. Ani wampirów. Choć cieszę się, że zbliżyłeś się do Emmy, bo nawet ja umiem dostrzec, że spędzasz z nią czas. Pewnie nie odpiszę na twój kolejny list, gdyby miał się w ogóle pojawić, nawet napisanie tego było dla mnie bardzo trudne i męczące.

Wolfgang Amadeus Mozart

PS Nie musisz uciekać przede mną na korytarzu czy w jadalni. Nie będę cię nękał, nie będę z tobą rozmawiał ani o nic cię pytał. Jeśli ty przestaniesz uciekać przede mną, ja przestanę uciekać przed tobą i nasze życie stanie się wtedy prostsze.


Isaac uśmiechnął się do siebie, gdy skończył czytać. Tak, ten jego ostry języczek… Więc zauważył jego uciekanie! Ale to dobrze, on sam był już tym zmęczony. Nie odpisze mu więcej? To chyba dobrze. Dla niego te listy również były bardzo męczące. Nie, raczej nie planował napisać drugiego listu, niby po co?

Teraz miał za ścianą kogoś takiego jak on i dawało mu jakąś wewnętrzną siłę. Nie był z tym sam na świecie, choć tak wiele razy myślał o tym, płacząc całą noc.

Gdy kolejnego dnia Emma jak zwykle przyszła do niego, uśmiechnął się i powiedział:

- Wiesz co? Napisałem do Mozarta! I on mi dziś odpisał…

*

Pewnego dnia Emma była znów w pokoju Isaaca a on zdawał się mieć jeszcze bardziej ponury nastrój niż zwykle.

Przez długą chwilę po prostu milczeli a wtedy Emma z przerażeniem zauważyła, że Isaac rozdrapuje nadgarstki do krwi. Wstrzymała oddech. Miała wrażenie, że Isaac robi to nieświadomie, gdy jest pogrążony w myślach.

- Co robisz? – Gwałtownie pochyliła się w jego stronę. Wiedziała jednak, że nie powinna go dotykać.

Spojrzał na nią, całkiem zaskoczony, a to z jakiegoś powodu jeszcze bardziej zasmuciło Emmę. Czyli on nawet nie wiedział, CO robi. Więc miała rację…

- Twoja ręka – tylko tyle zdołała wyszeptać.

Westchnął zaskoczony i spojrzał na swój nadgarstek.

- Och – tylko tyle odparł. Potem odetchnął i dodał. – Wybacz, to… już mi się wcześniej zdarzało, już nie będę. – Szybko zasłonił nadgarstek rękawem koszuli.

- Ale… czemu? – szepnęła.

Odwrócił wzrok.

- Bo potrzebuję krwi – powiedział głucho.

Emma poczuła, że serce jej staje.

- Ale… masz przecież krew w kuchni, prawda? – zapytała niepewnie.

Wzruszył ramionami.

- Tak, mam… ale wiesz, że to nie jest PRAWDZIWA krew. Nieważne, zmieńmy temat – dodał szybko.

Emma poczuła ból w sercu. Tak, bała się, ale nie chciała, by Isaac cierpiał.

- Ja mogę… - z trudem mówiła – dać ci swoją krew.

Prychnął.

- Jasne… jeśli chcesz, żebym cię zabił. Zresztą – dodał, patrząc na nią. – Może sobie to tylko ubzdurałem i krew mi nie pomoże? Może jestem tylko przemęczony i zestresowany. Dobrze wiem, że inne wampiry w tym domu piją tylko sztuczną krew i nic im nie jest.

Skrzywiła się. Nie chciała mu o tym przypominać, bo on tego nie lubił, ale czuła, że musi.

- Ty NIE jesteś zwykłym wampirem.

Tak jak podejrzewała, skrzywił się.

- Tak, jestem nienormalny – burknął.

- Nie, po prostu…

Ale nie zdążyła dokończyć, bo nagle drzwi do pokoju Isaaca otworzyły się szeroko i do środka bezceremonialnie wszedł… Arthur.

Emma patrzyła na niego z szeroko otwartymi ustami.

To prawda, Arthur zwykle wkurzał ich oboje, ale jeszcze nigdy nie zachowywał się tak chamsko, by wchodzić bez pukania!

Ale zanim zdążyła na niego nakrzyczeć, Arthur uśmiechnął się szeroko, jakby dumny z siebie i powiedział:

- Oto ja! Rozwiązanie wszystkich waszych kłopotów!

Issac zgarbił się lekko, a Emma poczuła złość.

- Wyjdź – burknęła, widząc jego błazeńskie zachowanie.

Najwidoczniej Arthur zrozumiał, że jego obecne zachowanie nic nie da, więc spoważniał w jednej chwili i powiedział:

- Chcę wam pomóc. Tobie Isaac – spojrzał na niego, ale Isaac odwrócił głowę.

- Podsłuchiwałeś? – wysyczała.

Arthur przewrócił oczami.

- Tak. Podsłuchiwałem. Inaczej nie mógłbym wam pomóc.

Emma westchnęła. Miała już go dość.

- JAK chcesz nam pomóc?

- Czy to nie oczywiste? – Rozłożył szeroko ramiona i usiadł na fotelu, choć nikt mu tego nie zaproponował. – Ty dasz mu swoją krew, a ja będę pilnował, by nie zabrał ci jej zbyt wiele.

Emma odetchnęła gwałtownie. Czemu sama na to nie wpadła? To był idealny pomysł. Ale nie była na tyle szalona, by na swojego ochroniarza wybrać JEGO. Może Comte? Albo Leonardo? Albo… Zapaliła się do tego pomysłu, ale nim podjęła decyzję, Isaac warknął:

- Nie. Kropka. Wyjdź.

Arthur zaśmiał się.

- Czemu tak ostro? A może piękna pani chce ci pomóc? Nie rań jej!

Emma zacisnęła usta. Oczywiście Arthur od razu odczytał jej intencje. Jak detektyw…

- Czemu chcesz mi pomagać? – szepnął nagle Isaac.

Arthur westchnął.

- Może dlatego, że byłem dla ciebie gnojem przez lata? – odparł i naprawdę wyglądał jakby tego żałował. – A może uważam, że to niesprawiedliwe, że twój autyzm…

Ale Isaac natychmiast mu przerwał:

- SKĄD?! Ty… ciągle nas podsłuchujesz! – niemal ryknął, a Emma zadrżała.

Ale Arthur nadal był spokojny.

- Nie, dziś podsłuchiwałem wam po raz pierwszy. A dla twojej wiadomości – Rzucił mu długie spojrzenie. – W czasach, w których żyłem istniało już słowo autyzm. A nie muszę chyba wspominać, że każde dziecko zna nazwisko Issac Newton, prawda?

- Dobrze, nieważne… - Isaac oddychał ciężko. – Dziękuję, ale nie przyjmuję twojej propozycji.

Arthur prychnął teatralnie.

- Lubisz cierpieć, co?

- Nie lubię! – syknął Isaac.

Arthur milczał przez chwilę.

- Jeśli boisz się, że… zrobisz jej głęboką ranę, na przykład, to… Emma może spuścić dla ciebie trochę krwi i dać ci ją w szklance.

- I wtedy rzuci się na mnie nie jeden wampir a dwa! – W końcu nie wytrzymała Emma.

Arthur spojrzał jej głęboko w oczy.

- Posłuchaj, skarbie…

Emma zacisnęła zęby, ale zignorowała to słowo.

- Dla twojej wiadomości KAŻDEJ nocy piję krew kobiet i NIGDY żadnej nie zaatakowałem. Jeśli nie wierzysz – zapytaj Comte’a. Inaczej nigdy by się na to nie zgodził!

Emma zacisnęła usta. Tak, słyszała o tych jego „randkach” i rzeczywiście nigdy nie słyszała, by kogoś zaatakował. Zapatrzyła się w ścianę.

- Dobrze. Ja się zgadzam – odparła.

Isaac nadal milczał. Ale w końcu powiedział:

- Dobrze… Ale jeśli coś się stanie… - syknął.

Arthur nadal nie wydawał się być przejęty.

- Jeśli coś się stanie – dokończył za niego. – to JA cię obezwładnię i Emma będzie bezpieczna.

- To którą metodę wybierasz, Emma? – zapytał wciąż zrelaksowany Arthur.

- Chcesz napić się bezpośrednio z mojej dłoni? – zapytała cicho. – Chyba trochę się boję lać moją krew do szklanki… - zadrżała, wyobrażając to sobie.

- Dobrze. – Issac skinął głową.

Z mocno bijącym sercem Emma podwinęła rękaw bluzki i usiadła obok Isaaca.

- Jesteś pewna? – szepnął Isaac obok jej ucha, a Emma zadrżała.

- Tak – powiedziała niemal bezgłośnie.

Arthur siedział dość daleko od nich z rękami założonymi na piersiach. Nadal się uśmiechał.

- Może być tak się przygotował? – wysyczała Emma, zerkając na niego.

Arthur zaśmiał się, odrzucając głowę do tyłu.

- Skarbie. Umiem dobiec do was w ułamku sekundy.

Emma zacisnęła usta ze złością, ale Issac powiedział cicho.

- To prawda, każdy wampir to umie.

Emma w milczeniu skinęła głową.

Isaac przez chwilę wstrzymywał oddech, a potem wtopił kły w jej rękę. Emma poczuła ból, ale już po chwili jęknęła z rozkoszy. Cholera, tak się bała, że zapomniała jak picie krwi działa na ludzi.

Zerknęła zawstydzona w stronę Arthura.

Wzruszył ramionami.

- Słuchaj. Nie raz słyszałem jak kobiety jęczały, gdy je gryzłem. To naprawdę nie problem. Lepiej, że nie jęczysz z bólu, co?

W jakiś sposób słowa Arthura pocieszyły ją. Znów jęknęła.

- Powiesz, gdy uznasz… że on nie powinien wypić więcej, prawda? – zapytała po chwili. Nadal nie czuła się słaba.

Arthur spojrzał na nią z powagą.

- Oczywiście.

Emma chyba po raz pierwszy poczuła do niego wdzięczność.

Nagle jęknęła głośno i tym razem nie z przyjemności. Poczuła jak Isaac mocniej zaciska szczęki na jej ręce. Zerknęła ze strachem na Arthura. Ten w jednej chwili znalazł się przy niej. Poczuła się trochę bezpieczniej.

- Isaac… - Usłyszała jego ostrzegawczy ton. – Nie musisz wbijać jej kłów tak głęboko. Krew i tak leci. Jeśli zaraz nie rozluźnisz szczęk, sam ci w tym pomogę.

Isaac jedynie jęknął i zacisnął powieki. Nadal ściskał mocno jej rękę. Emma głośniej jęknęła z bólu, choć próbowała się powstrzymać.

- Nie… zrobisz mu nic? – Stęknęła.

Arthur wyciągnął ręce w stronę Isaaca.

- Nie bój się, nie tak łatwo połamać szczękę wampirowi…

Arthur mocno złapał Isaaca za twarz i rozwarł mu szczęki.

- Panuj nad sobą – wysyczał i ponownie usiadł.

Emma powoli czuła jak zaczynają opuszczać ją siły. Wtedy Arthur powiedział.

- No, Isaac! Wystarczy!

Ku zaskoczeniu Emmy tym razem Isaac zdołał nad sobą zapanować. Odsunął się szybko od Emmy i wytarł usta rękawem. W oczach miał łzy. Zanim Emma zdążyła zapytać, co się stało, Isaac skłonił przed nią głowę.

- Przepraszam… Nie chciałem cię skrzywdzić! – powiedział błagalnie.

Emma zerknęła na rękę. Skrzywiła się lekko. Nie wyglądało tak źle…

Arthur również pochylił się nad nią.

- Nie jest tak źle, niedługo się zagoi. – I nagle uśmiechnął się złośliwie do Isaaca: - Mały chłopiec się najadł?

Isaac głęboko odetchnął.

- Odwal się… - warknął. Ale już po chwili na jego twarzy pojawiła się wdzięczność. – Dziękuję ci, Arthurze… I tobie też – zwrócił się do Emmy.

Arthur jedynie wzruszył ramionami a Emma uśmiechnęła się do niego. Arthur wyszedł już bez słowa.

Potem co jakiś czas Emma oferowała Isaacowi swoją krew, a Arthur im wtedy asystował, jednak Isaac nigdy w pełni nie stracił nad sobą panowania.

Emma cieszyła się, że choć w ten sposób może mu pomóc. A relacje Arthura i Isaaca trochę się poprawiły po tym wydarzeniu.


KONIEC

9.6.23, 17:03

(10 str.)