poniedziałek, 27 marca 2023

Ujawnione tajemnice

Gohan czuł się jak w potrzasku… Nie chciał nikomu ujawniać tajemnic o sobie, ale nie miał wyboru. Chwilę temu on i jego bliscy walczyli z potężnym przeciwnikiem z kosmosu. Choć był z nimi jego tata, Vegeta i Piccolo, nie byli w stanie zwyciężyć.

Kiedy już myśleli, że to koniec, że teraz umrą, a on pewnie przejmie władanie nad ziemią i skrzywdzi ich bliskich… Ich wróg odezwał się:

- Mam dziś dobry dzień. Nie zabiję was, ale chcę coś w zamian… - Uśmiechnął się złośliwie, a Gohan poczuł, że to nie będzie nic miłego. - W zamian dacie mi… swoje tajemnice.

Gohan usłyszał jęki zaskoczenia wokół siebie. Jakie tajemnice, do cholery?! To nie miało żadnego sensu. Spodziewał się, że usłyszy coś o pieniądzach, ważnych informacjach na temat ich technik walki, może coś upokarzającego i…

Wtedy dotarło do niego, że… właśnie tak jest - coś upokarzającego, czyli ich tajemnice… Ale kiedy Gohan pomyślał, że gorzej już nie może być, mężczyzna powiedział:

- Opowiecie mi o swoim życiu seksualnym i romantycznym. A jeśli nie… zabiję was a potem waszych bliskich. - Rozpromienił się.

Vegeta ryknął w odpowiedzi i rzucił się na Kazukiego, który zaśmiał się, zadowolony z siebie i bez problemu powalił Vegetę na ziemię. Ten legł na niej i przez długą chwilę nie mógł się poruszyć. Wtedy Kazuki dodał:

- I żadnych kłamstw, bo, wiecie… ja umiem czytać w waszych myślach i od razu się dowiem.

- Jasne! - prychnął jego ojciec. Zacisnął mocno pięść i pomógł wstać Vegecie.

- Ok. - Tamten wzruszył ramionami. - Więc… jesteś na mnie cholernie zły, Goku, ale gdzieś tam, z tyłu twojej głowy jest myśl… że jesteś tak bardzo głodny, że chętnie zjadłbyś teraz… fasolę? Którą przyrządzi Chichi.

Gohan szybko zerknął na ojca. To prawda, on ZAWSZE myślał o jedzeniu, ale czy ten świr zgadł…?

Jego ojciec otworzył szeroko usta, a on poczuł jeszcze większą beznadzieję. Więc on nie blefował… Doskonale.

- Więc wyczytaj to z naszych głów i wynoś się, zboczeńcu! - krzyknął Piccolo, a Kazuki ponownie się zaśmiał.

- Nie jestem zboczeńcem. Nie, bo to nie miałoby sensu. Nie interesują mnie wasze tajemnice, interesuje mnie to, jak te informacje wpłyną na WAS. - Uśmiechnął się niemal delikatnie. - Obserwowałem was podczas walki, wciąż pomagaliście sobie nawzajem, walczyliście jak jedno ciało. A ja… uznałem, że chcę wam pokazać, jak ŁATWO mogę zniszczyć te śmieszne więzi między wami.

- Ta, jasne! Już widzę jak ci się to udaje! - krzyknął Krilin. - To nic ci nie da, zobaczysz!

Gohan pochylił się. Taak, on ma żonę i dziecko, każdy to wie, ale… ścisnęło go w brzuchu, gdy pomyślał o czymś, o czym wie tylko Piccolo. Czy ojciec mu to wybaczy? Musiał, niestety, przyznać rację Kazukiemu. Jego pomysł miał w sobie okrutny geniusz…

Kazuki zaklaskał w dłonie.

- No, no! Nie mam całego dnia, chcę jeszcze podręczyć inne planety! - Zaśmiał się bezlitośnie. - Kto pierwszy? - dodał słodko.

- Myślisz, że co? - krzyknął ze złością Yamcha. - Że usłyszysz o jakimś zdradzaniu się między sobą, sekretnym wzdychaniu do cudzej żony, czy co?!

- Zobaczysz, zobaczysz… - Uśmiechnął się ponownie.

Gohan poruszył się niespokojnie. Co on miał na myśli? Jego historię? Czy… jeszcze coś. Nie, nie miał prawa tak myśleć, jemu już się udaje zasiać w nich ziarnko niezgody, a tak nie może być...

Kazuki był bardzo przystojnym mężczyzną. Niemal nie dało się dostrzec, że nie jest Ziemianinem. Miał długie, blond włosy, piękną twarz. Jedyne, co go wyróżniało, to czerwone, okrutne oczy, których nie mógł mieć żaden człowiek.

Miał też na sobie dziwne, egzotyczne ubrania, nie mające nic wspólnego z ludźmi. Były długie, powłóczyste i bardzo kolorowe. Powiewały wokół Kazukiego. Gohanowi w niewielkim stopniu przywodziły na myśl ubrania Piccolo.

Wtedy, tak jak podejrzewał, odezwał się Krilin. Uśmiechnął się szeroko, choć widać było jego zdenerwowanie. Miał podbite oko i szeroką, krwawą pręgę na twarzy po wcześniejszej walce.

- Więc… raczej was niczym nie zaskoczę, przyjaciele. Moja żona jest najwspanialszą osobą na świecie. Długo nie wierzyłem, że mnie zechce. Ona… - Skrzywił się lekko. - Piękna, silna, wysoka… Ale było inaczej. Wcześniej… rzadko się z kimś spotykałem, mało kto chciał takiego kurdupla… - Nerwowo rozejrzał się wokół. - Mamy córkę i… wszystko jest idealnie, choć czasem chciałbym, by Osiemnastka była bardziej… delikatna, pełna uczuć dla mnie i dla Marron. - Wzruszył ramionami i spojrzał na Kazukiego, jakby pytał go w milczeniu, czy to wystarczy.

Gohan ponownie się zamyślił. Podobała mu się ta historia, cieszyło go, że Krilinowi tak się układa, ale nadal nie mógł przestać czuć lęku, gdy myślał o SWOJEJ opowieści. Żołądek mu się boleśnie ścisnął.

Spojrzał na pozostałych. Tata… to oczywiste, ma żonę i syna, nie usłyszy nic niespodziewanego, ale i tak nie chciał słuchać jego opowieści na TAKI temat. Vegeta, Yamcha, znał ich historie. Piccolo? Z tego, co wiedział, nie miał nikogo… Bał się coraz bardziej.

Wtedy Yamcha odetchnął bardzo głęboko, jakby się bał i zaczął, nie patrząc na nikogo.

- Ja… - Głos mu się trząsł. - Miałem wcześniej kilka dziewczyn, ale to nigdy nie było nic poważnego. Jak wiecie, byłem wcześniej z Bulmą. To był cudowny czas… - Zerknął szybko na Vegetę, jakby bał się, że ten go uderzy, ale on chyba nawet nie słuchał zbyt dokładnie. Był bardzo pobity, z trudem stał. Gohanowi zrobiło się przykro. On i tata, jako najsilniejsi z nich, w walce poświęcali się najbardziej, ale to i tak nic nie dało… - Potem… mnie zostawiła a ja do dziś nie wiem, co spieprzyłem. Ja… BŁAGAŁEM ją kilka razy, by do mnie wróciła, choć to było bardzo upokarzające, ale… To nic nie dało. A potem przestałem, bo pojawił się Vegeta i… nie chciałem niczego między wami psuć. - Tym razem zwrócił się bezpośrednio do Vegety, ale on w żaden sposób nie zareagował, choć Gohan czuł, że tym razem słucha.

Ja nie umiem, nie potrafię… spojrzeć na żadną inną kobietę tak jak na nią, więc… nadal jestem sam, ale życzę Bulmie szczęścia z Vegetą. - Zacisnął mocno powieki. - Choć go nie lubię, ale wiem, że ona kocha jego.

On także zerknął na Kazukiego, jakby pytał go o zgodę na zakończenie swojej „spowiedzi”.

Vegeta uśmiechnął się drapieżnie, rozejrzał po pozostałych i powiedział w końcu:

- I tak nie powiem niczego ciekawego, świrze. A i tak wiedz, że zatłukę cię pewnego dnia, gdy tylko odzyskam siły – wypluł, patrząc z nienawiścią na ich wroga. Milczał przez chwilę. - Wcześniej… z nikim nie byłem, my, Saiyanie mamy skupiać się jedynie na walce. Nie tęskniłem za tym. Potem trafiłem na Ziemię, wszystko się zmieniło, czułem się… zagubiony. - Gohan wyraźnie widział jak Vegeta stara się udawać, że wypowiadane przez niego słowa nie mają na niego żadnego wpływu. - Poznałem Bulmę, okazała mi serce. Ja… wtedy pierwszy raz w życiu poczułem do kogoś pociąg. Ona… zaszła w ciążę, choć tego nie planowaliśmy, zdecydowała się urodzić. Bałem się tego, tej odpowiedzialności, a ona do niczego mnie nie zmuszała. Dopiero po długim czasie zostaliśmy prawdziwą parą, wcześniej łączył nas tylko seks. - Spojrzał na innych wyzywająco, jakby oczekiwał, że go wyśmieją, ale każdy milczał. On jako jedyny nie pytał Kazukiego, czy może skończyć mówić. Gohan widział wyraźnie, że ci, którzy już się odezwali, byli spokojniejsi.

- Doskonale, następny – oznajmij Kazuki.

Wtedy Piccolo odezwał się dziwnym głosem, jakby znajdował się zupełnie gdzie indziej.

- Gdybym był tak silny jak Goku i Vegeta spróbowałbym cię zatłuc – wysyczał. - Ale skoro nie mogę, to… - Gohan zobaczył, że zerka na niego nerwowo. Dlaczego na niego? To prawda, byli ze sobą blisko, ale… co złego mógł powiedzieć? Ścisnęło mu się serce. - Ja… nigdy z nikim nie byłem. U siebie, na Nameku, jedynie walczyłem i zabijałem swoich, bo nie umiałem zapanować nad swoją nienawiścią. Na Ziemi także myślałem tylko o tym. Potem… chciałem tu zamieszkać, ze względu na… - Spojrzał niemal błagalnie na Kazukiego, a Gohan poczuł współczucie.

- No, mów, mów, Piccolo – ponaglił go Kazuki.

Piccolo zacisnął zęby i dokończył:

- Ze względu na Gohana.

Gohan gwałtownie zaczerpnął powietrza. To prawda, byli ze sobą blisko, ale nigdy o tym nie rozmawiali i…

- Chciałem być blisko niego, jest dla mnie bardzo ważny. I wtedy wiedziałem, że… to oznacza dalszy brak seksu, bo… pochodzę z innej planety, nie jestem jak wy, Saiyanie, nie chciałem nikogo skrzywdzić… Czasem… - Nerwowo poruszył stopą w ziemi. - czuję w sobie silną tęsknotę, chciałbym poczuć czyjąś bliskość, znaleźć sobie kobietę, ale… ignoruję to, tak wybrałem… - Zacisnął pięści i zamilkł. Gohan widział jak jego pierś szybko się unosi.

Rozumiał jego trudne emocje, jak dotychczas był jedyną osobą tutaj, która nie ma za sobą żadnego doświadczenia seksualnego, a był dorosły i… Pewnie wstydził się takiego wyznania. Gohan pomyślał ze smutkiem, że będzie musiał z nim porozmawiać. Nie chciał, by cierpiał przez niego, choć nadal czuł, że nie zrozumiał jego słów do końca.

Ale teraz… czy to on powinien się odezwać? Poczuł jak serce mocno mu wali, ale wtedy odezwał się jego ojciec.

- Daj spokój Gohanowi, on jest jeszcze dzieckiem, nie ma nikogo, przecież bym o tym wiedział jako jego ojciec i…

Poczuł wyrzuty sumienia, że tak długo go okłamywał. Nie, tato, nie jestem już dzieckiem… pomyślał gorzko.

Ale Kazuki pokręcił głową.

- Nie, teraz zaczyna się najciekawsze, zaczynaj, chłopcze. - I uśmiechnął się do niego ironicznie.

Inni poruszyli się, zaskoczeni a on poczuł, że zaraz zemdleje. Może lepiej było jednak umrzeć z jego rąk? pomyślał gorzko. Ale nie, nie może ryzykować życiem swoich najbliższych.

Odezwał się w końcu, choć w gardle tak mu zaschło, że z trudem wypowiadał słowa.

- Nie, tato, mylisz się. Ja… mam kogoś.

Goku przerwał mu i powiedział radośnie:

- To wspaniale! Czemu nic mi nie mówiłeś?

Ale on szybko odwrócił głowę w bok i dodał, by mieć to już za sobą.

- Ja… jestem gejem. Mam chłopaka, od kilku miesięcy. Nie mówiłem tobie ani mamie, bo bardzo się bałem… Wie tylko Piccolo, ja… zwierzałem mu się. On jest, oczywiście, Ziemianinem i… nie zna mojego pochodzenia. Chodzimy razem do klasy, tam się też poznaliśmy. My… ja nie jestem jeszcze gotowy na seks, ale chciałbym… żeby nasz związek nadal trwał, ale boję się, że mnie znienawidzi, gdy dowie się, że jestem… małpą… - wypluł to ostatnie słowo z nienawiścią, ale dopiero wtedy dotarło do niego, że mógł tym urazić ojca i Vegetę. Nie miał jednak odwagi po swoim wyznaniu spojrzeć na ojca, a Vegeta całkowicie zignorował jego słowa. - Będę musiał wtedy wymyślić jakąś bajeczkę o… bliźnie czy coś, bo w chwili zbliżenia zauważy przecież pozostałości mojego ogona.

Opuścił głowę, ciężko oddychając. To był koszmar, opowiadać o TAKICH sprawach przy nich wszystkich, wyznać, że ukrywa swój związek przed ojcem. Powiedzieć, że czasem wstydzi się swojego pochodzenia… A pozostali? Czy okażą się wobec niego wyrozumiali? Czy ojciec zezłości się na Piccolo, że to jemu powiedział prawdę, a nie własnemu ojcu? Tyle pytań, a on bał się poznać na nie odpowiedzi…

Rozejrzał się, choć w głowie mocno mu się kręciło od nadmiaru wrażeń. Został tylko tata i ten koszmar się zakończy. No, chyba że Kazuki ich okłamał i potem I TAK ich zabije, ale może… to byłoby prostsze…?

Ale jego ojciec nie zaczął mówić. Jego twarz pełna była nienawiści jak nigdy. Odezwał się głosem pełnym napięcia.

- Słuchaj, Kazuki, to nie jest uczciwe, my wszyscy tutaj jesteśmy przyjaciółmi, a on… to mój syn, nie każ mu słuchać o mnie, niech odejdzie na chwilę i…

Gohan pomyślał, że jakoś nie wspomniał o tym WCZEŚNIEJ, gdy to on o sobie opowiadał, ale… tak, to miało sens.

Ale Kazuki się nie zgodził, Gohan spodziewał się tego po nim. Wtedy Goku spojrzał bojowo na Vegetę i powiedział:

- Ej, no, chodź, Vegeta, może tym razem uda nam się go pokonać!

Vegeta już nawet nie stwarzał pozorów, kucał obok nich, był bardzo blady. Gohan pomyślał, że ojciec powinien się pospieszyć i wtedy szybciej będą mogli go opatrzeć… Czemu on się tak zachowuje, CO ma do ukrycia? Czyżby Kazuki miał rację, że niby są przyjaciółmi a tak naprawdę…

Vegeta burknął:

- Wal się, Kakarot, sam sobie z nim walcz, ja nie mam na nic sił, zresztą ja i tak już mu o sobie opowiedziałem. Mówiłem ci już, któregoś dnia go za to wszystko zatłukę, a ja zawsze dotrzymuję słowa…

- Goku, mówisz? - powiedział Kazuki, a w jego głosie dźwięczało ostrzeżenie.

Goku zacisnął pięści i powiedział:

- Jestem aseksualny… - Przez chwilę milczał, nikt inny się nie odezwał. Gohan czuł, że brakuje mu powietrza.

Ale mama i… on. Przecież…

Ale Goku kontynuował:

- Miałem seks z Chichi jeden raz w życiu… - Uśmiechnął się gorzko. - To chyba cud, że zaszła w ciążę, bo inaczej… Ona bardzo pragnęła dziecka, a ja chciałem tego dla niej. Nigdy nic do nikogo nie czułem, to Chichi chciała ślubu. Ja… lubię ją, jest miła, wspaniale gotuje, jest dobrą matką, ale… niczego więcej do niej nie czuję.

Czasem myślę… że powinienem zniknąć gdzieś daleko, by… ona mogła znaleźć szczęście z kimś innym, ale nie chcę krzywdzić Gohana. Czasem niemal chcę, by mnie zostawiła, ale tego nie robi, kocha mnie…

A ja żałośnie nie mam odwagi jej tego wyznać. - Zerknął na Vegetę. - Przez jakiś czas myślałem, że może… wszyscy Saiyanie tacy są, ale potem przekonałem się, że nie… i znów poczułem się zagubiony.

Gohan po raz pierwszy widział łzy w oczach ojca. Sam nie wiedział, co myśleć… czuł się całkiem pusty. Nim zdążył się odezwać, Kazuki zaklaskał radośnie w dłonie:

- Doskonale, ach, jakie emocje, prawda?!

Goku ryknął nagle i skoczył w jego stronę, ale także nie dał mu rady. Gohan czekał niemal spokojnie aż umrą, ale wtedy Kazuki dotrzymał słowa. Teleportował się i zostali sami.

Gohan poczuł się jeszcze gorzej. Co miał zrobić? Uciec? Porozmawiać z ojcem? A może z Piccolo? Chciało mu się wymiotować. W końcu postanowił uciec.

Szybko ruszył przed siebie, ale wtedy ojciec położył mu rękę na ramieniu.

- Co? - warknął, nie mogąc się powstrzymać.

- Proszę, porozmawiajmy…

Gohan nie patrzył mu w oczy.

- O czym? Że nigdy nie kochałeś mamy? - powiedział poprzez łzy.

- Nie mów tak! Pożądanie i miłość to nie to samo!

- A kochasz ją?! - ryknął Gohan.

Goku westchnął ciężko i powiedział:

- Kocham ją. Jak przyjaciółkę. Czemu nie powiedziałeś mi o swoim chłopaku? - zapytał delikatnie ojciec, ale on i tak poczuł złość.

- A po co?! Ty też mnie okłamywałeś!

Ojciec nagle wyciągnął ręce w jego stronę i… przytulił go mocno. - Przepraszam, synu.

Gohan rozpłakał się.

- Gdybym był lepszym ojcem nie bałbyś się mi o tym powiedzieć.

- To teraz nieważne… Powiesz mamie… o sobie?

Goku westchnął.

- Nie wiem, czy dam radę… Boję się jej reakcji. Jak myślisz, co się może stać?

Gohan zamyślił się.

- Sam już nic nie wiem.

Gohan w milczeniu odłączył się od ojca.

Wtedy zobaczył w oddali Piccolo. Podbiegł do niego, ale ten wyraźnie go unikał.

- Piccolo! Zaczekaj!

Piccolo odwrócił się do niego gwałtownie. Wydawał się być zły.

- Co?!

- Musimy pogadać! - oświadczył Gohan.

Piccolo uśmiechnął się złośliwie.

- Tak, a o czym?

Gohan spuścił wzrok.

- Ja nadal nie rozumiem, kim ja dla ciebie jestem – powiedział niepewnie.

Piccolo warknął:

- Jesteś jak mój syn, głupku!

Gohan spojrzał na niego, zaskoczony. Te słowa go uderzyły… Może to głupie, ale nigdy na to nie wpadł.

- Ale… Przepraszam, że się nie domyśliłem. Ale nie chcę, byś przeze mnie był sam i… - Nie wiedział, co chce powiedzieć. „Znajdę ci kogoś”, „Opuść Ziemię”? Jak miałby mu pomóc?

- Odczep się. Nie chcę o tym gadać.

- Ale… - zaprotestował.

- Odczep się! - krzyknął Piccolo i odleciał.

Gohan zgarbił się. Poczuł się jeszcze gorzej niż przed chwilą. Z nikim się nie dogadywał. Kazuki naprawdę miał rację, mówiąc, że ich relacje są tak kruche…

*

Minął jakiś czas, a tak naprawdę niewiele się zmieniło. Piccolo nadal milczał jak zaklęty na temat swoich uczuć do Gohana. On… nadal nie wyznał prawdy ani matce, ani swojemu chłopakowi. Ojciec nie rozstał się z matką.

Pewnego dnia powiedział mu, że w końcu wyznał jej prawdę. Chichi długo płakała, ale nie chciała rozstania. Powiedziała, że nie będzie go więcej do niczego zmuszać, że nadal go kocha.

Wtedy Gohan pomyślał, że i on ma w sobie odwagę, by wyznać prawdę bliskim. Powiedział matce o swojej orientacji. Znów się popłakała, ale potem powiedziała, że chce go poznać.

Teraz zostało najgorsze… powiedzieć Aokiemu… Pewnego dnia, przerażony niemal na śmierć, zaprosił go do swojego domu.

Aoki poznał jego ojca, ale chwilę potem Goku gdzieś zniknął, Chichi była bardziej wylewna. Rozmawiała z nim przez chwilę, dała im talerz ciasteczek „specjalnie na tę okazję”, a potem w końcu poszli do pokoju Gohana.

Aoki uśmiechnął się do niego i powiedział:

- Masz super rodziców.

Taak… pomyślał gorzko.

- Muszę ci coś wyznać… - powiedział, czując ogromny strach.

Aoki spojrzał na niego, zaskoczony.

- Tak…? Martwię się.

- Ja… nie jestem z Ziemi.

Tak jak podejrzewał, Aoki się zaśmiał.

- Jasne…

- Ja mówię serio – szybko mu przerwał. - Jestem… z innej planety. Ja… miałem kiedyś ogon, umiemy zmieniać się w wielkie małpy i… - Wiedział, że takie gadanie nie ma sensu. - Pokażę ci, ale się nie bój, dobrze? - zapytał delikatnie.

Aoki miał zdziwioną minę. Gohan utworzył przed sobą kulę energii. Aoki wrzasnął jak szalony i uciekł w stronę drzwi.

Gohan westchnął i powoli do niego podszedł.

- Proszę, kochanie… - Pocałował go delikatnie. - Nie bój się.

Aoki nadal się trząsł, ale spojrzał mu w oczy.

- Czemu nie masz ogona? - szepnął i wrócił na kanapę, na której siedzieli.

- Bo… został mi wyrwany. Wiesz… tak jest lepiej, wtedy jestem… mniej groźny.

- Groźny? - zapytał, a on ponownie zobaczył strach w jego oczach. Świetnie.

- Wiesz… wtedy zmieniłbym się w małpę, ale… nie mówmy o tym.

- On nie odrośnie? - szepnął.

- Możliwe, że odrośnie, ale wtedy…

- Nie chcesz go?

- Chyba nie…

- Kto? - zapytał. - Mama czy tata?

- Tata – westchnął.

- I… coś jeszcze? - zapytał niepewnie Aoki. - Coś jeszcze jest w tobie innego?

- Jesteśmy… rasą wojowników, mamy ogromną moc. Dużo trenowałem, jestem całkiem niezły.

Aoki pokiwał głową.

- Są inni tacy jak ty? Na Ziemi?

- Jeden mężczyzna. Przyjaciel ojca. Ale… mój… on też jest przyjacielem ojca, ale… - Uśmiechnął się do siebie delikatnie. - Jest dla mnie jak ojciec, przez jakiś czas opiekował się mną. On jest z jeszcze innej planety. Jest zielony i...

- Co?!

Zaśmiał się cicho na jego reakcję.

- Dalej mnie chcesz? Takiego? - zapytał nieśmiało.

Aoki pocałował go i powiedział:

- Tak. Zawsze.

Gohan patrzył na jego czerwone policzki i usiadł mu na kolanach, obejmując go mocno.

Kto wie, może w jakiś chory sposób Kazuki im pomógł? Jemu. I ojcu… Ta myśl go zaskakiwała, nie podobała mu się, ale nie umiał wyrzucić jej ze swojej głowy.

*

A wtedy wydarzyło się coś jeszcze gorszego. Kolejny groźny wróg zaatakował ich planetę, a ojciec… znów wykorzystał go do walki, jego wpadanie we wściekłość, gdy bliscy cierpieli. Jego siłę.

Wiedział, że ta siła gdzieś w nim drzemie, widywał ją, niestety, kilka razy, ale nie chciał… nigdy więcej jej w sobie budzić. Uważał, że jego ojciec NIE MA prawa zmuszać go do walki. Nadal nie był dorosły, był nastolatkiem. To oni: ojciec, Vegeta, Piccolo powinni walczyć. Dorośli. Doświadczeni. Może to brzmiało samolubnie, bo na szali leżał los całej planety, ale on nie chciał tego robić...

Poprzednim razem, gdy to się stało wybaczył ojcu. Był małym chłopcem i nie umiał postąpić inaczej. Ale teraz… to przelało czarę goryczy.

Wrócił w milczeniu do domu. Po walce bolało go całe ciało, ale to było najmniej ważne. Marzył o tym, by wynieść się z domu na jakiś czas. Może mógłby zamieszkać z Piccolo?

Ale nie, nie zrobi tego matce. Ona i tak za bardzo bała się o nich, gdy walczyli… A potem, choć myślał, że to już niemożliwe, stało się jeszcze coś gorszego.

Podczas ich walki jakiś kretyński dziennikarz wszystko nagrywał, tam była jego twarz i…

Wkrótce potem o jego pozaziemskiej sile dowiedziała się cała szkoła. Nauczyciele, uczniowie… Wszyscy. Tak długo się tego bał.

Przez pierwszy tydzień nie chodził do szkoły, za bardzo się bał, zresztą jego ciało też musiało dojść do siebie po walce.

Nie odzywał się do ojca, nie był w stanie, w domu mijał go bez słowa. Dużo przesiadywał u Piccolo lub spotykał się z Aokim.

Ale w końcu MUSIAŁ wrócić do szkoły, jeśli nie chciał, by go wyrzucili. Najpierw nie było tak źle. Wszyscy zamarli na jego widok, na twarzach części z nich widział strach, na innych zachwyt. Sam nie wiedział, co było gorsze.

Potem poszedł na lekcje i przez cały dzień wszystko było nieźle. KAŻDY nauczyciel zerkał na niego, gdy odczytywał listę obecności, niektórzy także zadawali mu pytania na temat jego walki. Nie podobało mu się to, ale nie chciał być niemiły.

Jednak po lekcjach zaczął się koszmar… Poszedł do szatni po kurtkę, by móc przed szkołą spotkać się z Aokim. W szkole nikt nie wiedział, że są parą, przy innych udawali przyjaciół.

Założył na siebie kurtkę i wtedy…

Trzej chłopaków ze szkolnej bandy stało przed nim. Nie bał się ich, wiedział, że mógłby bez problemu ich pokonać, ale chciał za wszelką cenę uniknąć walki. Gdzieś na granicy świadomości wciąż dręczyła go myśl o to, co się działo, gdy tracił nad sobą panowanie…

Dwóch z nich złapało go za ramiona, a ich szef stanął przed nim, dumny z siebie. Gohan spokojnie patrzył na niego.

- No, frajerze. Jak to było z tamtym gościem? Niby jesteś taki silny, co? - zadrwił.

Pomyślał, że nie chce, by jego chłopak na niego czekał, ale… niech się chwilę pobawią, może zaraz się znudzą… Starał się zachować spokój.

Wtedy tamten uderzył go w twarz. Jego głowa poleciała w tył, a on poczuł jak krew spływa mu po twarzy. Świetnie. Matka będzie się martwić. Ale nadal się nie wyrywał. Uderzyli go jeszcze kilka razy, ciesząc się, że „mieli rację, bo wcale nie jest taki silny”, a on w końcu miał dość.

Wyrwał im się w jednej chwili i uderzył jednego z nich. Wciąż doskonale nad sobą panował, dostosował siłę uderzenia, by niczego mu nie uszkodzić, ale ten natychmiast zaczął biec przed siebie i krzyczeć: „Ratunku, ten potwór mnie zaatakował!”.

Gohan pomyślałby, że sobie to ukartowali, gdyby nie ich przerażone twarze. Dwaj pozostali, wyjąc dziko ze strachu, pobiegli za swoim szefem.

Gohan zaklął cicho. Sam już nie wiedział, CO powinien zrobić. Uciec? Gonić ich? Donieść komuś na nich? Ze złością wytarł rękawem krew, która wciąż nie przestawała lecieć z jego nosa i wyszedł z szatni.

Nim zdecydował, co robić, zobaczył na końcu korytarza tych chłopaków… oni rozmawiali z nauczycielką. Krzyczeli i dużo gestykulowali, a on pomyślał, że WIE, co właśnie mówią nauczycielce…

Uznał, że stąd ucieknie, póki może, ale oni go dostrzegli. Wskazali go nauczycielce i ona natychmiast do niego podbiegła.

Była wściekła. Od razu krzyknęła:

- CO ty sobie myślisz, Gohan? To że jesteś bohaterem całej Ziemi, nie oznacza, że możesz bić słabszych od siebie! Natychmiast do mojego gabinetu. - Złapała go za rękę i ze złością zaczęła ciągnąć korytarzem.

Zobaczył jeszcze wykrzywione złośliwością twarze tamtych. Doskonale, więc zrobili to specjalnie… Szef bandy pokazał mu środkowy palec, a potem Gohan razem z nauczycielką zniknął w jej gabinecie.

Westchnął i usiadł na wprost jej biurka. Ona zaczęła długi wykład o jego „karygodnym zachowaniu”, a on nie wiedział, czy czuć złość, czy smutek…

Ona wcześniej go lubiła, miał dobre oceny z jej przedmiotu… A teraz? A może złość, bo czy ona była ślepa?! Nie widzi krwi na jego twarzy? Powinien to jakoś zatamować, ale teraz nie miał jak… Po raz kolejny w życiu złapał się na myśli, że chciałby być całkiem zwykłym, nudnym człowiekiem...

Czy Aoki nadal czeka na niego przed budynkiem…? W końcu nauczycielka skończyła, on ukłonił się jej teatralnie i wyszedł bez słowa.

Ze złością poszedł do łazienki, na szybko obmył twarz, by aż tak bardzo nie przestraszyć Aokiego i wyszedł na zewnątrz.

Aoki stał tam i czekał na niego, a on poczuł ogromną radość. Nie wszystko jeszcze było źle… Bardzo chciał go pocałować, ale przecież byli na terenie szkoły.

- Gohan! Co ci się…?

Ale on przerwał mu machnięciem ręki. Nie chciał o tym rozmawiać.

- Nic się nie dzieje, nie bój się o mnie – powiedział z trudem.

Zaczęli iść w stronę bramy, byli już niemal przy wyjściu, gdy… Tamci znów ich dogonili. Byli z siebie wyraźnie zadowoleni.

- I co, frajerze? - krzyknął do niego ich przywódca. - Fajnie się słuchało opieprzu od nauczycielki za nic?

- Doskonale – odpowiedział spokojnie. Całe ciało miał napięte do granic możliwości, ale… co on może? Jeszcze go wyrzucą ze szkoły, ale z drugiej strony… NIKOMU nie pozwoli skrzywdzić Aokiego.

Znów na niego skoczyli… Nie bronił się, krzyknął tylko do swojego chłopaka:

- Uciekaj!

Ale on, oczywiście, powiedział:

- Nie, nie zostawię cię tu z nimi!

Powalili Gohana na ziemię w jednej chwili. To dobrze, pomyślał gorzko, przynajmniej nie czepiają się Aokiego. Przymknął oczy i zasłonił rękami głowę, dając się kopać raz po raz. Może przyjdzie tu jakiś cholerny nauczyciel i wtedy będzie miał dowód, że to NIE JEST jego wina…?

Aoki krzyczał koło niego, a on był zły, że nie chce zostawić ich samych. Przecież powinien dobrze wiedzieć, że NIC mu się nie stanie…

Tamtym najwyraźniej się znudziło, przynajmniej na tę chwilę. Gohan usiadł ostrożnie, otrzepując podarte i brudne ubranie. Super, teraz już na pewno nie ukryje tego przed mamą…

Ale wtedy stało się coś gorszego…

Szef bandy zerknął na płaczącego ze zdenerwowania Aokiego i uśmiechnął się złośliwie.

- Skoro dalej jesteś taki twardy, Gohan, to może… zrobimy coś twojemu przyjacielowi?!

Gohan wytrzeszczył oczy, serce zaczęłu mu walić. Nie… Aoki pisnął i zaczął uciekać, ale oni go dopadli. Zaczęli go bić, a on krzyczał z bólu.

W jednej chwili Gohan przestał być sobą. Nie pozwoli… Nie jego. Skoczył na nich i zaczął okładać. Nic już się nie liczyło. Czy ich zabije, czy go wyrzucą ze szkoły, a może zamkną w więzieniu?… Liczył się tylko Aoki.

- Wynoś się stąd! - ryknął do swojego chłopaka, a on, z zakrwawioną, przerażoną twarzą, pobiegł przed siebie. Tym razem go nie gonili. Nie mogli. Bił ich i bił, krew pryskała wokół, a on coraz bardziej bał się siebie. Cała trójka leżała na ziemi, nie ruszali się…

Wtedy zobaczył oczami wyobraźni dobrą, delikatną twarz swojego Piccolo… On też kiedyś robił złe rzeczy, ale zdołał się zmienić. Więc i on zdoła się teraz powstrzymać?…

Wstał jak we śnie, bo klęczał obok tamtych, bijąc ich. Powiedział, oddychając z trudem:

- NIGDY więcej nie tkniecie ani mnie, ani Aokiego, bo będzie z wami jeszcze gorzej…

Usłyszał w odpowiedzi tylko ich jęki. Ruszył przed siebie na trzęsących się nogach, a potem odleciał. Po co miał stwarzać pozory, teraz, gdy i tak każdy już wie…?

*

Aokiemu nic poważnego się nie stało. Następnego dnia bał się iść do szkoły, ale tamci… nie donieśli na niego. Po jakimś czasie ich niegroźne rany zniknęły, a oni stali się potulni jak baranki, nie tylko dla Gohana i jego chłopaka. Nie mógł w to uwierzyć. Matka wypytywała go, zdenerwowana, „kto skrzywdził jej syneczka”, ale on uparcie milczał.

Pewnego dnia zaproponował Aokiemu trening. Ten wytrzeszczył oczy.

- Ale ja… nie jestem Saiyanem!

Gohan zaśmiał się lekko.

- Nie, nie jesteś, ale… każdy może nauczyć się walki, prawda?

Aoki z wahaniem zgodził się.

Gohan uśmiechnął się promiennie i wyciągnął przed siebie ręce.

- No, chodź.

- Gdzie? - zdziwił się Aoki.

- Jak to gdzie? Nie będziemy walczyć przecież w moim pokoju! - Zaśmiał się. Ostatnio miał już lepszy nastrój. - Coś byśmy zaraz rozwalili.

- Ok. To gdzie idziemy? - zapytał z ciekawością.

- Zobaczysz.

Gohan zaprowadził go na plażę. Bardzo lubił to spokojne miejsce. Pokazał mu na początek podstawowe chwyty, a za każdą dobrze wykonaną próbę Gohan nagradzał go pocałunkiem na zachętę.

Po jakimś czasie Gohan doszedł do wniosku, że Aoki naprawdę dobrze sobie radzi. W końcu padli na ziemię, zmęczeni i roześmiani. Gohan w końcu czuł się szczęśliwy…

Wtedy usłyszał za sobą głos Piccolo:

- No, no, Aokiemu naprawdę dobrze idzie jak na człowieka!

Szybko wstał i zobaczył przed sobą twarz swojego drugiego ojca. Uśmiechnął się radośnie.

- Piccolo! Co ty tu robisz?

Piccolo uśmiechnął się z lekką nutką złośliwości i odpowiedział:

- Zobaczyłem was z daleka. Pomyślałem, że popatrzę przez chwilę, bo ten chłopak ma potencjał!

Gohan rozpromienił się na te słowa.

- Poznajcie się – powiedział. - To Piccolo, a to Aoki.

Aoki przez chwilę wydawał się być przerażony, choć przecież Gohan opowiadał mu o nim. Ale nie miał mu tego za złe. Po chwili wyciągnął przed siebie trzęsącą się dłoń i Piccolo ją uściskał.

- Miło mi cię poznać – powiedział Piccolo. - To co, może ja też pokażę mu parę chwytów?

Gohan był zaskoczony, że chce mu się tracić swój czas na jakiegoś człowieka, ale pomyślał, że robi to dla niego. A może chciał bardziej uczestniczyć w życiu swojego syna? Gohan pokiwał głową, mając nadzieję, że Aoki się zgodzi.

- Dobrze… - powiedział w końcu z wahaniem.

Gohan roześmiał się i powiedział:

- Ale najpierw usiądź tu z nami na piasku. Bo musimy trochę odpocząć!

Piccolo skinął głową i usiadł koło nich po turecku. Przez chwilę rozmawiali o wszystkim i o niczym, a słońce ich ogrzewało. Gohan uśmiechał się do siebie, zadowolony…

W końcu wstali, Aoki z wahaniem, a Piccolo powiedział, choć nadal miał na twarzy złośliwy uśmiech, jak zawsze:

- Nie bój się, nie uszkodzę cię.

Potem walczyli, a Gohan widział wyraźnie, że jego ojciec jest dla Aokiego delikatny. Jego chłopak walczył coraz pewniej i Gohan miał wrażenie, że dobrze się przy tym bawi.

Oparł dłonie o ciepły piasek i przymknął oczy. Jego życie w tej chwili było idealne…


KONIEC

28.3.23, 16:25

(9 str.)