czwartek, 30 marca 2023

Domy i eliksiry

Remus bardzo lubił swoich przyjaciół, byli oni pierwszymi osobami w jego życiu, które go zaakceptowały, ale czuł, że nie do końca do nich pasuje.

James i Syriusz byli zawsze głośni, pewni siebie, lubili się popisywać, a on… lubił ciszę, spokój i pogrążenie się w lekturze książki.

Od jakiegoś czasu łapał się na tym, że obserwuje z daleka Lily i Severusa, gdy ci rozmawiali i… zazdrości im. Zawsze, gdy rozmawiali byli tacy przejęci, zaangażowani, pełni pasji.

Wiedział, że nie musi trzymać się jedynie z Huncwotami, ale w tym wypadku sprawa była inna: z jakiegoś powodu Syriusz i James NIENAWIDZILI Severusa i nie daliby mu spokoju, gdyby chciał się do niego odezwać.

A on był zbyt słaby, by jednak się im przeciwstawić i potem słuchać ich przytyków i żartów.

Był właśnie w dormitorium. Syriusz i James jak zwykle się wygłupiali. Śmiali głośno, właśnie odgrywali jakąś scenkę, gwałtownie gestykulując, ale on nie słuchał. Nie miał pojęcia, o czym rozmawiają, nie umiał się skupić.

Na łóżku obok siedział Peter i zaśmiewał się w głos z ich żartów, miał całą twarz we łzach. A on sam zakopał się głębiej w kołdrę i starał się odciąć od hałasów i skupić na książce w jego ręce.

Ale nie było mu to dane, tu się nie skupi… Wstał nagle i bez słowa ruszył do drzwi. Syriusz spojrzał za nim i krzyknął:

- Ej, gdzie ty idziesz, Remi?! Nie skończyłem opowiadać ci tej historii! - zaprotestował, ale on odkrzyknął tylko:

- Potem.

I ruszył korytarzem. Nie miał konkretnego miejsca, w które chciał się udać. Po prostu trochę bolała go głowa i miał dość ich wrzasków…

W końcu zorientował się, że dotarł na błonia. Usiadł pod jednym z drzew i cieszył uszy ciszą. Lekkim szumem liści i dalekimi głosami uczniów.

Wtedy odwrócił głowę i dostrzegł niedaleko od siebie Lily i Severusa. Serce mu się zatrzymało. Huncwoci są w dormitorium, nie zauważyliby, gdyby do nich podszedł i…

Ale nie chodziło TYLKO o to. I tak nie miał odwagi. Severus nigdy go nie lubił i właściwie nie można było mu się dziwić, Remus nigdy nie stanął w jego obronie…

Siedział tak dość długo i gapił się na nich. Nie był zbyt dyskretny, ale oni byli tak głęboko pogrążeni w rozmowie, że to i tak nie miałoby znaczenia.

W pewnej chwili zorientował się, że stoi przed nimi, choć nie zdawał sobie z tego sprawy. Przez chwilę nadal rozmawiali, w końcu dostrzegł go Severus.

Drgnął lekko, jakby bał się, że ten coś mu zrobi i warknął:

- Wynoś się stąd, Lupin!

Wtedy Lily również go dostrzegła. Uniosła głowę w jego stronę i powiedziała miło:

- Witaj, Remusie! Usiądź tu z nami, rozmawiamy sobie o eliksirze, o którym wspominał Slughorn na ostatniej lekcji.

Severus obrzucił go ponurym spojrzeniem, ale najwyraźniej nie chciał zrobić nic wbrew Lily. Ale wtedy Remus poczuł wątpliwości. Czy powinien…? Nie, chyba nie. Severus nadal wydaje się być urażony, więc…

Ale Lily, śmiejąc się, złapała go za rękę i pociągnęła za sobą na trawę. Usiadł w końcu i nerwowo spojrzał na Severusa. On siedział w milczeniu z obrażoną miną.

Wtedy Lily znów się uśmiechnęła i powróciła do ich wcześniejsze rozmowy o eliksirach. Remus dość szybko zdobył potwierdzenie na coś, co wiedział już na lekcjach: Lily i Severus, a w szczególności on, mieli tak OGROMNĄ wiedzę o eliksirach, że szybko został w tyle.

Oparł się plecami o pień drzewa i z głupim uśmiechem słuchał, co mówią. Przymknął oczy i pozwolił, by słowa jedynie przepływały przez niego.

W chwili, w której powrócili do ulubionego tematu Severusa, ten już się nie dąsał. Znów zdawał się być w swoim świecie i nic innego nie istniało wokół niego…

Jego oczy płonęły pasją, a Remus co jakiś czas zerkał na niego i zazdrościł mu: gdyby on miał taką pasję… Sam nie potrafił znaleźć niczego, co pozwoliłoby mu zapomnieć o całym świecie.

Nagle poczuł się bardzo, bardzo spokojny i szczęśliwy. Chciałby, by Lily i Severus ponownie pozwolili mu spędzić ze sobą czas, nawet jeśli tylko siedział i milczał.

Ale w tej chwili usłyszał krzyk oburzenia:

- Ej, co ty robisz tu ze Smarkerusem!

To był James… Patrzył na niego z takim oburzeniem, jakby właśnie go uderzył. Zerwał się. Lily i Severus zrobili to samo.

Lily wrzasnęła ze złością:

- Przestań tak go nazywać, Potter!

Severus nic nie mówił, ale Remus dostrzegał strach w jego oczach. Poczuł ukłucie smutku: dobrze wiedział jak często ci go dręczą, miał prawo do takiej reakcji. Ale teraz James był sam, więc pewnie niczego nie zrobi…

Remus otworzył szybko usta, ale nie miał pojęcia, co ma powiedzieć. Czemu miałby się tłumaczyć? Ale wtedy pojawił się w nim ten strach, którego tak nienawidził: jeśli oni wyrzucą go ze swojej paczki, to…

Nie wytrzyma tego. Bez słowa poszedł w stronę Jamesa, planując go przepraszać. Na odchodnym zerknął jeszcze szybko na Lily, starając się przeprosić ją wzrokiem. Severus już wydawał się być odrobinę spokojniejszy, gdy zobaczył, że tym razem James nic mu nie zrobi.

Weszli razem do zamku, a on przez całą drogę do wieży Gryffindoru wysłuchiwał jego pretensji. Przeprosił go i powiedział, że to tylko raz, ale wciąż nie mógł pozbyć się z głowy tęsknoty za tamtymi chwilami nad jeziorem…

Gdy wrócili w końcu do dormitorium, James krzyknął z oburzeniem:

- Nie uwierzycie! Remi gadał nad jeziorem z tym Smarkerusem!

- No co ty gadasz! - krzyknął Syriusz. - On żartuje, nie? - zwrócił się do niego.

Pokręcił głową. Peter wydawał się być naprawdę oburzony, a on usiadł i znów musiał się im tłumaczyć i obiecywać, że nigdy więcej, choć coraz mocniej budził się w nim sprzeciw.

*

Choć Remus był czarodziejem czystej krwi lubił czytać mugolskie książki. Gdy był dzieckiem nie miał do nich dostępu, ale potem, jako nastolatek bardzo je polubił.

Wiedział, że dla niektórych nie miałoby to żadnego znaczenia, jednak wielu czarodziejów było uprzedzonych do mugoli, więc także do ich literatury.

Nie sądził, by jego przyjaciele mieli coś przeciw, ale i tak to przed nimi ukrywał. Pewnego dnia dostrzegł, że Severus siedzi samotnie na jednej z ławek na korytarzu na drugim piętrze i czyta… zerknął mu przez ramię, choć wiedział, że to niegrzeczne i po przeczytaniu kilku zdań, rozpoznał jednego ze swoich ulubionych mugolskich pisarzy.

Nim pomyślał, co robi, krzyknął:

- O! Severusie, kocham księżki tego pisarza!

Severus niemal podskoczył i zakrył książkę dłonią. Poczerwieniał lekko. Przez chwilę jakby szukał odpowiednich słów a potem warknął:

- Tylko nie waż się nikomu o tym mówić! Bo pożałujesz, Lupin!

Przez chwilę stał tylko, zaskoczony. O co mu chodzi? Dopiero po chwili to do niego dotarło: Severus był Ślizgonem, pewnie nie MÓGŁ czytać takich książek, jeśli nie chciał, by inni Ślizgoni zaczęli go dręczyć…

Może pomyśleliby, że jest mugolem, skoro czyta takie rzeczy? Po raz kolejny Remus poczuł ulgę, że nie został wybrany do Slytherinu. Życie tam wydawało się jeszcze bardziej skomplikowane, niż w Gryffindorze.

Przeprosił szybko Severusa, obiecał, że NIKOMU nie powie i odszedł szybko korytarzem.

Nie, chyba nie powie o tym, co czyta swoim przyjaciołom. Trochę się tego obawiał…

*

Peter nigdy nie był śmiały, zabawny, zdolny, odważny… Właściwie myślał o sobie same negatywne rzeczy. Był taki jeszcze nim trafił do Hogwartu. Łudził się, że skoro został wybrany do Gryffindoru, to jego życie teraz się zmieni.

Stanie się magicznie wygadany, pewny siebie i mądry. Ale nie, a on czuł, że Tiara Przydziału jedynie sobie z niego zadrwiła.

Potem udało mu się zaprzyjaźnić z Huncwotami, ale zawsze czuł, że tu nie pasuje, że to tylko jakiś przypadek, kolejna drwina od losu.

James… mistrz Quidditcha, sławny coraz bardziej po każdym wygranym przez siebie meczu, a on nigdy nie przegrywał, był genialnym szukającym.

Syriusz, taki przystojny, wszystkie dziewczyny do niego wzdychały, a on zdawał się ich nie dostrzegać. I odważny, bo postawił się swojej Ślizgońskiej rodzinie.

Ile on by dał, by jakaś miła, ładna dziewczyna go zechciała? Jedna, nie potrzebował, by wszystkie się nim zachwycały.

No i Remus. Taki mądry, zdolny czarodziej. I odważny, skoro był w stanie poradzić sobie z przemianami w wilkołaka.

A on? Ani ładny, ani uzdolniony, ani odważny. To James i Syriusz musieli pomagać mu, by stał się animagiem, bo sam nigdy nie dałby rady…

Przez wiele lat robił wszystko, by ci cudowni ludzie zwrócili na niego uwagę. Bo niby byli od dawna w jednej paczce, ale on zupełnie tego nie odczuwał.

Oni rozmawiali, śmiali się, planowali kolejne żarty, a on milczał. Nigdy nie miał tyle odwagi, by zrobić komuś jakiś kawał.

Wprawdzie Remus także rzadko się odzywał, zwykle wsadzał nos w książkę i tylko przebywał obok nich. Ale to nie było to samo, Peter wyczuwał, że on LUBI to swoje milczenie i czytanie.

A Peter marzył o tym, by więcej się odzywać, robić żarty razem z przyjaciółmi, zagadać do jakiejś dziewczyny, jak często robił James. Choć Lily zawsze go spławiała.

Jednak on zawsze zdawał się być tym zupełnie nieprzejęty, a gdyby tak JEMU jakaś dziewczyna powiedziała raz „nie”, to już na zawsze zamknąłby się w sobie. Bardziej niż teraz.

Całe siedem lat szkoły, a on ani jeden raz nie czuł, że James czy Syriusz WIEDZĄ, że on jest obok. Czuł, że jedynie tolerują jego obecność i on powinien być im za to bardzo wdzięczny i nie chcieć już niczego.

Jedynie przy Remusie czuł się inaczej. On go dostrzegał, czasem rozmawiali we dwóch, a on lubił te chwile, ale może właśnie dlatego tak desperacko pragnął uwagi nie jego, a Jamesa i Syriusza, bo nigdy jej nie dostał.

A robił, co mógł. Śmiał się głośno z ich żartów, chwalił ich na każdym kroku, wszędzie za nimi chodził.

A może właśnie TO był jego błąd? Bo po co mieli się starać, skoro on był na każde ich skinienie? Ludzie często szeptali za jego plecami, że jest „cieniem Jamesa i Syriusza”, a on nienawidził tego określenia.

Tak, był ich cieniem… Nawet jego postać animagiczna wskazywała na jego niepewną siebie naturę: mały, malutki szczurek, obok ogromnych i silnych jelenia i wilczura…

A potem Czarny Pan okazał mu zainteresowanie, a on poczuł, że rozkwita, pęka z dumy. Ktoś tak potężny jak on zainteresował się NIM, jakimś nic niewartym nastolatkiem…

Nie potrafił mu odmówić, choć wiedział, że pozostali Huncwoci go nienawidzą. Jednak i to okazało się ułudą: Czarny Pan jedynie udawał swoje zainteresowanie nim, by móc dotrzeć do Lily i Jamesa, a Peter poczuł wtedy, że znów ktoś go zostawił.

Był tylko środkiem do celu, a Czarny Pan z łatwością odkrył, że właśnie tego potrzebuje: uwagi i dał mu to od razu.

Potem jego życie stało się pasmem bólu i strachu. Strachu, że jego byli przyjaciele zemszczą się na nim i bólu, bo jego nowy, wspaniały Pan torturował go za niemal wszystko…

Nie chciał usprawiedliwiać samego siebie, ale wiedział, że po części właśnie TO było powodem jego zdrady: brak szczerego zainteresowania przyjaciół, która dodałaby mu sił, by mógł sprzeciwić się Voldemortowi.

A potem, przerażony, zamienił się w szczura i był nim przez kilkanaście lat. Kto wie, może to była jego prawdziwa natura? Mały, przerażony szczurek, ukrywający się w śmierdzących kanałach, którym KAŻDY pogardza?…

Potem czekał już jedynie na śmierć, bo śmierć wydawała mu się lepsza niż ciągły, paraliżujący strach. Ale ona, jak na ironię, nie chciała nadejść…

*

Severus szedł ulicą, zamyślony. Od jakiegoś czasu Lily nie żyła a on starał się jakoś sobie z tym poradzić. Żył, pracował i udawał, że nie czuje bólu.

Nagle dostrzegł przed sobą… Petunię.

Nie widział jej już jakiś czas, ale to na pewno była ona. Zamarł głupio na środku ulicy, a ludzie klęli, gdy musieli wymijać go w ostatniej chwili.

Właściwie nie wiedział, po co się zatrzymał. Niby co mieliby sobie do powiedzenia? Petunia nigdy go nie lubiła, od pierwszego dnia, on też z czasem miał jej dość. Jedyne, co ich łączyło, to Lily, ale od jakiegoś czasu i to już nie…

Wtedy zmusił swoje nogi do ruchu i planował minąć ją bez słowa, ale wtedy to Petunia się zatrzymała. Odeszli odrobinę na bok, by nie przeszkadzać przechodniom, a Petunia uśmiechnęła się do niego złośliwie już na wstępie:

- O, Snape! Cóż to za spotkanie!

Skinął jej jedynie głową, nie miał sił na kłótnie, Petunia zbyt boleśnie przypominała mu o Lily.

- Jak tam sobie radzisz po ukończeniu tej szkoły dla świrów, co? - zadrwiła.

Uśmiechnął się drapieżnie i odparł:

- A ty radzisz sobie w tym świecie MUGOLI? Pewnie tak, bo jesteś dla niego stworzona.

Przez jakiś czas dziecinnie obrzucali się wyzwiskami, ale nagle Petunia posmutniała, skrzywiła się i powiedziała cicho:

- Bardzo mi brakuje Lily… Wiem, że nigdy się nie dogadywałyśmy, ale… i tak tęsknię. Nie zasłużyła sobie na taką śmierć…

Zaskoczony, powiedział z trudem:

- Bardzo mi przykro, że straciłaś siostrę…

- A wiesz co? - szepnęła nagle. - Może gdyby moja głupia siostra wybrała ciebie, a nie tego przemądrzałego gada, to nadal by żyła…

Severus skrzywił się, ale jednocześnie poczuł, że to miłe słowa. Jednak odparł ponuro:

- Wiesz… Petunio, robiłem w życiu złe rzeczy…

Spojrzała na niego zaskoczona. Nie miał zamiaru zdradzać jej szczegółów, więc milczał. A ona wtedy zaczęła nerwowo trajkotać:

- Wiesz… mam męża, niedawno urodził mi się synek…

- Cudownie – powiedział ironicznie. Bo CO on mógł powiedzieć? "Przyczyniłem się do śmierci twojej siostry"? "Pracuję teraz dla jej morderców"?

- Pracuję teraz w „szkole dla świrów” – odparł.

W końcu uznał, że nie będzie już ciągnął tej farsy i pożegnał się z Petunią i ruszył przed siebie. Ale ona jeszcze krzyknęła za nim:

- Jej syn pewnie będzie twoim uczniem w Hogwarcie!

A jego zmroziło. Nie chciał nawet dopuszczać do siebie tej myśli, ale… tak, też przyszło mu to do głowy.

Bzdura, do tego czasu już pięć razy zabiją mnie albo aurorzy albo Śmierciożercy… pomyślał ironicznie i przyspieszył kroku…

*

Severus siedział samotnie w jednej z wież Hogwartu. Czytał i nie zwracał uwagi na otoczenie. Nagle zobaczył, że ktoś zbliża się w jego stronę, ale zaraz to zignorował. W końcu był w szkole pełnej uczniów.

Ale gdy te dwie osoby podeszły trochę bliżej, dotarło do niego, że to dorośli ludzie. W szkole nie było wielu nauczycieli, a on bez wątpienia umiałby ich rozpoznać z daleka. Zmarszczył brwi.

Serce mu przyspieszyło, gdy te osoby były już bardzo blisko niego. Oszalał, to jedyne rozwiązanie.

Bo przed nim stali Lily i James. Otworzył szeroko usta i patrzył na nich.

- Wy… nie żyjecie – odpowiedział głupio.

James zaśmiał się. Wyglądał tak samo jak w chwili śmierci.

- Tak, masz rację, nie żyjemy. Ale przyszliśmy coś ci powiedzieć.

Lily pokiwała głową i patrzyła mu w oczy z uśmiechem. Była tak samo piękna jak ją zapamiętał… To już tyle lat…

- Posłuchaj, Severusie, przyszliśmy tu specjalnie dla ciebie. Nie możemy długo zostać, a chcemy przekazać ci coś bardzo ważnego.

James nie był już tak pełen buty i złośliwości w stosunku do niego. Teraz powiedział:

- Byłeś bardzo dobry dla naszego małego Harry’ego przez te lata.

Severus czekał na ciąg dalszy. Co zrobi James? Uderzy go? Zwyzywa? Przecież sam dobrze wiedział, że nigdy nie umiał zbliżyć się do tego chłopca należycie…

Ile razy był dla niego niemiły, dawał mu szlabany, krytykował jego zachowanie i uwarzone eliksiry?

Ale James kontynuował:

- Ile razy już uratowałeś mu życie? Nie umiem nawet zliczyć. Ryzykowałeś życiem dla niego, stawałeś przeciw Voldemortowi. A nikt nigdy ci za to nie podziękował!

Severus nie mógł się ruszyć. Tak, to wszystko prawda, ale… Czemu nie wspominają o tych złych rzeczach, które robił?…

- Bardzo ci dziękuję, Severusie… - szepnęła Lily. - Nie musiałeś, wcale bym się nie zdziwiła, gdybyś nie mógł nawet na niego spojrzeć, ale… Byłeś mu pomocą przez te lata.

I ku jego zaskoczeniu podeszła do niego i pocałowała go w policzek, a James nie miał nic przeciwko. Była… jak żywa, nie jak duch. Zimny i przezroczysty.

Czuł ciepło jej ciała i zapach skóry. Kompletnie nie rozumiał, co się tu dzieje.

James spojrzał na Lily i skinął głową.

- Musimy już iść, wzywają nas. Żegnaj, Snape.

James skinął mu głową, Lily uśmiechnęła się ostatni raz i… rozpłynęli się w powietrzu.

Severus dziko rozejrzał się wokół. Wszystko było normalne, ludzie rozmawiali ze sobą w oddali i zdawali się niczego nie dostrzegać.

Severus siedział tak jeszcze chwilę i ciężko oddychał, a potem…

Obudził się gwałtownie i zerwał z łóżka, głośno sapiąc.

Kretyn! Że też musiał mieć właśnie taki sen! Jasne, oni by mu kiedykolwiek podziękowali… Jeśli jakimś cudem spotka ich po swojej śmierci, pewnie dostanie po mordzie i tym razem po raz pierwszy James będzie miał prawdziwy powód…

Severus otarł pot z czoła i ponownie opadł na poduszki.

Kto wie, może jednak powinien być odrobinę milszy dla tego cholernego Harry’ego Pottera?…

*

Były wakacje. Severus siedział samotnie w swoim małym mieszkaniu. Czytał spokojnie i cieszył się ostatnimi chwilami przed powrotem do szkoły…

Nagle usłyszał mocne, głośne walenie do drzwi. Uniósł szybko głowę i porwał różdżkę z szafki. Kto to może być…? Aurorzy, Śmierciożercy, którzy odkryli jego zdradę…?

Szybko rzucił się do drzwi, otworzył je, mocno ściskając różdżkę i…

W drzwiach stał Karkarow.

Severus otworzył usta, całkiem zaskoczony. Nie widział go od dwóch lat, odkąd uciekł z Hogwartu, przerażony zemstą Czarnego Pana, gdy zapiekł go Mroczny Znak. Pamiętał jak niemal błagał go, by uciekł wraz z nim, ale on kategorycznie odmówił.

A teraz wyglądał okropnie. Był wychudzony, oczy miał zapadnięte i podkrążone. Włosy zmierzwione, ubranie brudne. Widać było wyraźnie, że od dawna ucieka. Że jest przerażony i wykończony.

Severus pomyślał, że będzie miał kłopoty, jeśli go wpuści. Ale zrobił to. Karkarow wybełkotał z trudem podziękowania i wszedł do środka chwiejnym krokiem.

Severus zrobił mu herbatę i usiedli obok siebie.

- Słucham – powiedział wprost. Co innego miałby zrobić? Nie przychodziło mu do głowy nic, co mógłby zrobić dla tego mężczyzny.

Karkarow, ten dumny i wyniosły Karkarow w jednej chwili padł do jego stóp i zaczął szlochać:

- Severusie, błagam, Severusie… Musisz mnie ratować! Ukryć, obronić! Oni mnie dorwą, Śmierciożercy, za moją ucieczkę i…

Bełkotał, zalewając sę łzami i ściskał jego nogi. Severusowi wcale nie sprawiał radości jego strach ani uniżenie, choć przypomniał sobie, że Karkorow zdradził go przed Ministerstwem, myśląc, że to mu pomoże wydostać się z więzienia.

Ale… jak miałby mu pomóc? Nie mógł NIC. Sam aż nazbyt boleśnie wiedział, że w każdej chwili może umrzeć, jeśli Czarny Pan odkryje jego powiązania z Dumbledorem. Wtedy zginą obaj, a on wiedział, że ma ważną misję do wykonania i nie może tego zrobić…

Z bolącym sercem wyrwał się z uścisku Karkarowa, a ten upadł na ziemię.

- Mogę cię nakarmić… pozwolić odpocząć przez jedną noc – dodał z wahaniem. - Możesz się u mnie umyć, przebrać, dostaniesz też jedzenie na jakiś czas, ale… Nic więcej nie mogę – dodał gorzko.

Karkarow znów zapłakał, ale zgodził się.

Severus nie spał tamtej nocy. Oddał Igorowi swoje łóżko a sam siedział całą noc na fotelu, ściskając różdżkę w ręce, aż czuł ból. Ale nikt ich nie zaatakował.

Rano obudził Karkarowa i zmusił do wyjścia, choć czuł ucisk w sercu.

Po kilku tygodniach dotarła do niego informacja, że Karkarow został zabity przez ludzi Czarnego Pana, a on poczuł znów, że to ostrzeżenie dla każdego Śmierciożercy: zdradzisz i umrzesz tak marnie jak Karkarow.

Severus zacisnął mocno usta, ale wiedział, że się nie wycofa z pomocy Zakonowi. Nigdy, aż i po niego przyjdą pewnego dnia.


KONIEC

31.3.23, 00:12

(6 str.)