piątek, 25 lutego 2022

Wróg?

Lee naprawdę się przestraszył, gdy nagle podczas treningu zobaczył przed sobą oczy Gaary. Odsunął się gwałtownie, czując jeszcze większy ból w lewej nodze.

Nie, to niemożliwe, pewnie coś mu się pomyliło, w końcu w życiu spotkał go tylko jeden raz. Podczas najgorszego dnia w swoim życiu...

Skrzywił się z bólu i stanął na nogach, bo nie miał odwagi znajdować się w innej pozycji przed Gaarą,

- Cz-cześć… - zaczął, zaskoczony swoim jąkaniem się.

- Co ty tu robisz? - zapytał po prostu, nie odpowiadając na powitanie.

Stał, jak wtedy, gdy go poznał, z rękami założonymi na piersi. Wyglądał tak samo jak wtedy. On naprawdę tu był!

- J-ja… Jesteś tu na misji z rodzeństwem? - zapytał, starając się rozejrzeć dyskretnie wokół.

Jeśli teraz go zaatakuje, on na pewno zginie… Nie widział nikogo w pobliżu.

- Jestem tu na misji sam – odparł, patrząc mu uporczywie w oczy – Czemu się jąkasz? - dodał.

- B-bo… - zadrżał, bojąc się, że Gaara wpadnie w złość, jeśli nie zdoła się uspokoić.

Odetchnął głęboko.

- Nic takiego – dokończył, odrobinę bardziej spokojny.

Gaara dalej patrzył na niego, nawet nie mrugając.

- Trenujesz? - zapytał nagle – Żałośnie ci idzie, obserwowałem cię przez chwilę – powiedział po prostu.

- Yyyy… No cóż, bywało lepiej… - zaczął ostrożnie.

- Czemu?

Lee poczuł, że się poci. To niemożliwe, żeby od nie wiedział, czemu jest teraz w takim stanie… Drwił sobie z niego?…

- Gorszy dzień po prostu… - odparł ostrożnie.

- Trenuj – usłyszał nagle jego ostry rozkaz.

- C-co? - jęknął.

Był tak zaskoczony tymi słowami, że nie był w stanie dodać nic więcej.

- Trenuj – powtórzył Gaara jak gdyby nigdy nic.

Serce mu przyspieszyło. Dobrze wiedział, do czego zdolny jest Gaara. Jeśli mu odmówi…

- A czemu tego chcesz? - odważył się słabo zapytać.

Gaara tylko wzruszył ramionami, wciąż go obserwując.

- J-jasne…

Szybko padł na ziemię, ignorując ból w ręce i zaczął robić pompki. Chwilę obaj milczeli, a on nie był w stanie zerkać cały czas, by upewniać się, czy Gaara go nie atakuje, bo jego głowa znajdowała się za nisko.

- Żałosne – usłyszał jego słowa.

Cóż, zgadzał się z tym. Był cały zlany potem i głośno sapał. Jego lewa ręka i noga płonęły bólem, a on z trudem był w stanie nie jęczeć z bólu, bo bał się reakcji Gaary. Z powodu bólu jego ciało podświadomie starało się przełożyć ciężar ciała na prawą rękę i nogę, co już po chwili skończyło się bólem wszystkich kończyn. Lee doskonałe wiedział, że to ogromny błąd, ale w takiej chwili nie było stać go na więcej.

Guyu, gdzie jesteś?… powtarzał w myślach.

Już planował błagać Gaarę, czy może sobie zrobić przerwę, gdy usłyszał za sobą głos.

- Ach tu jesteś, Gaara. Chodź do mojego gabinetu, mam już wszystkie informacje dla ciebie – z trudem odchylił głowę i zobaczył przed sobą Tsunade.

Spoglądała na niego dziwnie, ale nic nie mówiła, za co był jej wdzięczny.

Po chwili oboje odeszli w stronę gabinetu hokage, a on odczekał aż Gaara zniknie mu z oczu i dopiero wtedy, z ogromnym trudem, przekręcił się na bok.

Nie miał siły wstać, zerknął tylko na bandaże, ale jakimś cudem nie były mokre. Jego szwy naprawdę to wytrzymały?!

Leżał tak jakąś chwilę, choć wiedział, że to głupie, bo Gaara mógł iść na misję tą samą drogą…

Gdy usłyszał za sobą kroki, odwrócił się tak gwałtownie, że poczuł igły bólu w kończynach.

To była Tenten.

- Yyy… co ty masz taką minę? - zapytała i usiadła koło niego.

Nie był w stanie dłużej tłumić w sobie emocji, jedynie rozpłakał się mocno. Tenten spojrzała na niego zdziwiona, a on przytulił ją mocno do siebie.

Tak bardzo się bał, że umrze… Nie mógł się uspokoić. W co on z nim pogrywał?!

Opowiedział jej wszystko, a ona długo milczała.

- Cóż… no ja też nic nie rozumiem. Yyy… znaczy… jego chyba trudno zrozumieć, nie? - złapała go za ramiona i pociągnęła – Jak pójdziesz do domu, to może cię nie znajdzie.

Dał się jej niemal ciągnąć. Nie był pewien, czy to ma sens, ale i tak nie miał lepszego pomysłu.

Tenten odprowadziła go do fotela i właśnie miała wyjść, a on z trudem powstrzymał się, by nie krzyknąć: „Nieee! Błagam cię, zostań tu ze mną, boję się!”.

Pomachała mu, mówiąc, że musi jeszcze dziś zrobić zakupy i wyszła.

Długo leżał na łóżku, starając się nie myśleć o tamtym dniu, gdy patrzył w wodę rzeki i planował skoczyć, by nie znosić bólu i upokorzenia życia jako nie-shinobi…

W końcu zasnął i śniły mu się te straszne, dziwne oczy Gaary, wpatrzone w niego, które świeciły w ciemności… Obudził się z krzykiem i rozejrzał dziko po pokoju.

Nie ma go tu, nie ma… powtarzał sobie gorączkowo.

*

Jakiś czas później znów był pewien, że umrze, ale nagle, w ostatniej chwili, od śmierci z rąk Kimmimaro, uratował go Gaara.

Gdy Kimmimaro umarł, padł pod drzewem, zbyt słaby i przerażony, by zachować pozory. Ku jego zaskoczeniu, Gaara usiadł koło niego.

Może to dziwne, ale już się go nie bał.

Milczeli chwilę, aż w końcu Gaara powiedział:

- Wiem, co ci się stało w rękę i nogę.

Milczał, bał się, że powie coś niewłaściwego.

- Temari i Kankurō mi powiedzieli… - powiedział dziwnie cicho.

Miał ochotę krzyknąć: „Sam byś na to nie wpadł?!”, ale zdołał ugryźć się w język.

W końcu ruszyli w drogę powrotną.

- Przepraszam – usłyszał nagle jego głos.

Zamarł na chwilę, ale zdołał wykrztusić.

- Nic się nie stało, Gaara.

Wydawało mu się, że przez chwilę Gaara zgubił rytm kroków. Resztę drogi już obaj milczeli.

*

- O, hej, Gaara! - krzyknął głośno, gdy dwa lata później dostrzegł Gaarę na ulicy Konohy.

Tak wiele się w nim zmieniło odkąd spotkał go ostatnio…

Gaara zatrzymał się, ale odwrócił dopiero po chwili.

- Lee… - powiedział niepewnie.

Lee nie widział w nim już tej pewności siebie, czasem graniczącej z chamstwem. Czyżby on też bardzo się zmienił?…

- Cieszę się, że cię widzę.

- Tak? Yyy… muszę już iść, jestem tu na misji, cześć – ukłonił się lekko i odszedł szybkim krokiem.

Lee jeszcze chwilę stał i patrzył na plecy Gaary. Czy on go unika?

Nie miał pojęcia ile czasu jeszcze Gaara zostanie w wiosce, ale starał się dużo chodzić po ulicach Konohy, by mieć szansę na kolejne spotkanie. Tak bardzo chciał się do niego zbliżyć…

- Hej, Gaara! - powiedział już któryś raz w ciągu ostatnich kilku dni.

Gaara zgarbił się na jego widok.

- Cześć… - powtórzył cicho.

Lee się rozpromienił.

- Gratuluję ci zostania kazekage, to naprawdę super! - krzyknął.

Gaara rozejrzał się nerwowo wokół.

- Dziękuję… - nie patrzył mu w oczy.

Co stało się z tamtym dawnym Gaarą?! Znaczy… może nie marzył o tym, który niemal go zabił, ale w jakiś dziwny sposób czuł, że tamten Gaara z ostrym językiem czuł się lepiej. Czemu on cały czas jest taki niespokojny?!

- To… do zobaczenia – znów się ukłonił i odszedł szybko.

- Hej, Gaara!

Gaara tym razem odwrócił się w jego stronę w jednej chwili, ale wciąż widział tę niepewność, emanującą z niego całego.

- Cześć...

- Um… masz może jakieś wolne?

- Yyy… raczej nie – Czemu on cały czas na niego nie patrzy?!

Czy coś mu zrobił?…

- Wybacz, muszę już iść… Mam ważne spotkanie.

I odszedł szybko.

- Hej, Gaara!

Gaara pochylił głowę, gdy usłyszał jego przywitanie.

- Gaara, proszę cię… - zaczął desperacko – Co się stało, że tak się zmieniłeś?!

Gaara zgarbił się jeszcze bardziej.

- Nie, to nic takiego, po prostu od czasu więzienia…

Lee wytrzeszczył brwi. Co on wygaduje?!

- Nic – dodał szybko – Zapomnij o tym, co ci powiedziałem…

I odszedł tym razem nawet bez pożegnania.

- GAARA! Zaczekaj, wyjaśnij mi to! - krzyknął desperacko.

Żadnej odpowiedzi.

Następnym razem nie zdążył otworzyć ust, by powiedzieć swoje zwykłe „Hej, Gaara!”, bo Gaara odezwał się do niego pierwszy.

Stał pochylony, patrząc w chodnik.

- Chcę ci coś powiedzieć, Lee – usłyszał jego głos.

Poczuł, że serce mu przyspiesza. Czyżby w końcu miał czas, by mogli gdzieś razem wyjść?

- Nie chcę, byś więcej za mną chodził – oświadczył, nadal nie odwracając wzroku od chodnika.

Lee poczuł, że serce mu staje.

- Ale… - zaczął płaczliwym tonem – ale Gaara, ja przecież tylko…

- Nie chodź już więcej za mną – powtórzył i odwrócił się, by odejść.

- Nie, nie, NIE! Błagam cię, Gaara! Ja…

Gaara nagle gwałtownie się odwrócił. W jego oczach znów błysnęło szaleństwo.

- Czego ty ode mnie chcesz?! - krzyknął, już nie unikał jego wzroku – Chcesz się na mnie zemścić za to, co ci zrobiłem?! Upokorzyć mnie przed innymi?!

Lee zamarł. Co on wygaduje?

- Ja… ciebie… miałbym dręczyć? - zaczął głupio – Gaara, nigdy, nigdy!

- Nie wiem… nie rozumiem… ludzi, ale… daj mi spokój… - Lee nie był już pewien, czy głos Gaary trzęsie się ze złości, czy może z jakichś innych emocji.

Ruszył przed siebie, a Lee nie był w stanie nic zrobić. Czuł, że cała jego siła opada. Tak długo czekał na spotkanie z nim… W głowie miał pustkę.

Gaara nagle mocno się rozkaszlał.

- Nic ci nie jest?!

- Nie… to chyba przez ten krzyk.

Nagle poczuł w sobie siłę.

- Gaara… proszę… daj mi jedno spotkanie… może w restauracji, napijesz się czegoś na to gardło. Wszystko ci wyjaśnię, proszę.

Gaara odpowiedział dopiero po długiej chwili, dalej stojąc tyłem do niego.

- Dobrze… jedno spotkanie. A potem dasz mi spokój.

Lee poczuł, że serce mu pęka, gdy słyszy takie słowa, ale skinął głową.

- Tak, tylko jedno spotkanie.

Chwilę później dotarli w milczeniu do restauracji.

Usiedli przy stole, a Lee zamówił dla nich soki owocowe.

- Mów – oświadczył Gaara.

Lee szybko skinął głową.

- Tak… ja nigdy nie chciałem się na tobie mścić, przysięgam!

- A czemu nie?

Lee zamyślił się. Jak odpowiedzieć na to pytanie? Nigdy nie przyszłoby mu do głowy, by zrobić coś takiego komukolwiek. Przecież gdyby chciał się mścić musiałby zaczął od swoich kolegów z akademii… potem przyszłaby kolej na Nejiego i Tenten, a potem… Nie, to szaleństwo…

- Zemsta nie ma sensu.

Gaara długo milczał. Wypił jednym haustem pół szklanki soku z czarnych porzeczek, a teraz patrzył tylko na szklankę.

- Jesteś inny niż ja… – odparł w końcu – Więc czemu za mną łazisz?

- Ja…

To był impuls, nagle rzucił się przez stół, by złapać Gaarę za rękę.

Spodziewał się, że ten się odsunie albo go odepchnie, ale takiej reakcji się nie spodziewał…

Gaara wytrzeszczył oczy, jakby bardzo się bał i rzucił się wraz z krzesłem do tyłu, niemal spadając na ziemię razem z nim. W ostatniej chwili odzyskał równowagę i rozejrzał się nerwowo po innych gościach restauracji.

- Nigdy. Więcej. Tego. Nie. Rób – warknął stanowczo Gaara.

Znów wydawał się straszny.

- Przepraszam… już nie będę.

- Co ty w ogóle wyprawiasz?! - z jakiegoś powodu Gaara w chwilach złości wydawał mu się o wiele bardziej autentyczny, mimo że wtedy się go bał.

Odetchnął głęboko.

- Kocham cię, Gaara… Od dwóch lat, odkąd uratowałeś mi życie… Nie umiem o tobie zapomnieć, chciałbym być z tobą. Chciałem potrzymać cię za rękę, pomyślałem, że może ta restauracja zbliży nas do siebie…

Gaara oddychał szybko.

- Przestań… bredzisz, kogoś takiego jak ja nie można kochać… - mówił, jakby się dusił.

Lee patrzył na niego z lękiem.

- Znajdź sobie kogoś normalnego. Ja nie umiem kochać. Boję się dotyku. Nigdy więcej nie próbuj mnie dotykać.

Lee z trudem znalazł słowa na takie wyznanie.

- Przysięgam… już nie będę. Przepraszam.

Gaara odrobinę się rozluźnił.

- Przepraszam za moją gwałtowną reakcję. To odruch.

Lee jedynie skinął głową.

Gaara objął obiema dłońmi szklankę i zapatrzył się w sok.

- Prawie cię zabiłem… - powiedział ponuro – Dlaczego ty…?

- A potem uratowałeś mi życie!

- Przepraszam, że cię wtedy męczyłem… z tym treningiem.

Lee zmarszczył brwi.

- Spoko, ale czemu to zrobiłeś?

Gaara westchnął.

- Nie wiem… często nie umiem wyjaśnić swojego zachowania.

Lee nic na to nie odpowiedział.

Siedzieli tak w milczeniu, a wokół nich ludzie rozmawiali ze sobą. Lee nie był pewien, czy to było właściwe zapraszać go tutaj. Co on sobie wyobrażał?

Gaara nagle wstał, jednak wcześniej dopił sok.

- Będę już szedł. Rodzeństwo pewnie się zastanawia, co robię tak długo.

Lee zdziwił się.

- Są tu z tobą? Nie spotkałem ich…

- Tak, razem wykonujemy misję.

- To… pa – powiedział niepewnie Lee, również wstając.

Nie będzie go już do niczego zmuszał.

Jednak Gaara odwrócił się jeszcze przed wyjściem z restauracji i powiedział, patrząc w bok:

- Spotkamy się jutro?

Lee zamarł.

- J-jasne, że tak!

Zapłacił jeszcze i również wyszedł, czując że niemal unosi się w powietrzu.

Następnego dnia poszedł do hotelu, w którym Gaara mieszkał z rodzeństwem na czas pobytu w Kohosze.

Otworzył mu Kankurō, a on poczuł się zmieszany. Czy Gaara opowiedział rodzeństwu o jego wyznaniu?

- Cz-cześć, Kankurō… - powiedział niepewnie.

Ten uśmiechnął się do niego szeroko i powiedział:

- Spoko, kochasiu, nie rób takiej miny, nie będę tu sterczał podczas waszej randki, sam idę kogoś poderwać.

- Do cholery, Kankurō! - usłyszał zdenerwowany głos Temari.

Serce jeszcze mocniej mu przyspieszyło. Czy oni wszyscy tu są?!

Kankurō ukłonił się przed nim przesadnie i wyszedł, a on odważył się zrobić kilka kroków do przodu.

- Cześć, Temari – czuł, że jest cały czerwony, szczególnie że słowa Kankurō potwierdziły jego podejrzenia.

Ale Temari nie powiedziała nic złośliwego.

- No hej – uśmiechnęła się do niego szeroko. Nagle wstała, obejmując jakieś książki – Spoko, nie będę wam truła dupy, idę do swojego pokoju. Muszę wypełnić te cholerne raporty, a tak też bym się poszlajała po wiosce z Kankurō.

Gaara zmarszczył brwi.

- A to nie była moja kolej?

Temari wyraźnie się zmieszała.

- Yyy… nie, coś ci się pewnie pomyliło. A zresztą co to za różnica?!

Temari wyszła i zapadła niezręczna cisza.

Lee usiadł na krześle na wprost Gaary, dbając o to, by przypadkiem go nie dotknąć.

- Słyszałem, że wasz ojciec umarł… - szepnął – Przykro mi.

Gaara spojrzał na niego w zamyśleniu.

- Wiesz… jakoś sobie radzę, ale on… był osobliwym ojcem.

Lee skinął głową. Tak, to dobre określenie, patrząc na to, co o nim wiedział, ale pewnie i tak nie wiedział wszystkiego.

Rozmawiali chwilę o niczym, a potem weszła Temari i zaproponowała im herbatę.

- Lubię zapach herbaty – powiedział nagle Gaara, dmuchając na gorący napój.

Lee to wyznanie wydawało się dziwne, ale się uśmiechnął.

- Ja też. Herbata jest super.

- Lubię wasze ryby w Konosze, u nas nie ma takiego pożywienia.

Lee uśmiechnął się jeszcze szerzej. Chyba lubił taką zwykłą rozmowę z Gaarą.

- Ryby są pyszne, szkoda, że u was nie ma, ale zawsze możesz je jeść, gdy jesteś u nas! Wiem – rozpromienił się – chodźmy do restauracji, bo ja niezbyt umiem gotować!

Gaara się zmieszał.

- Nie… - zaprzeczył słabo.

- Czemu?

- Tak będzie lepiej.

- Yyy… ok – powiedział powoli Lee, choć nic z tego nie rozumiał.

Chwilę milczeli, a potem Gaara odezwał się, znów patrząc w dół, w tym razem w dywan.

- Wolę być tu z tobą, gdy Temari jest obok.

- Ale… dlaczego? Ja nic ci nie zrobię!

- Nie o to chodzi…

- A o co?

- O mnie… nie chcę nic ci zrobić…

Lee głośno zaczerpnął powietrza.

- Przecież ty nic mi nie zrobisz! Wiem to – powiedział z pasją.

Gaara gwałtownie pokręcił głową.

- Nie możesz tego wiedzieć. Ja też nie wiem, co może się wydarzyć. Nie wiesz, co robiłem…

- Ale to już przeszłość! - zaprzeczył.

- Nie… nie mów tak, bo nie wiesz…

Lee zamilkł, ale poczuł nagle ciarki na plecach i był za to zły na siebie.

- A jak się teraz czujesz?… - zapytał cicho Lee, gdy już strach ustąpił.

- Nie wiem… Chyba dobrze, ale ja nie ufam samemu sobie…

Lee nie wiedział, co może na to odpowiedzieć.

- Wiesz… umówiłem się z Temari, że będzie tu cały czas, pewnie dlatego wymyśliła to kłamstwo z raportem, ale ja nie zrozumiałem i ją wsypałem…

Rozmawiali jeszcze jakiś czas już tylko na lekkie tematy. W pewnej chwili wpadł Kankurō i zaczął im opowiadać o „pięknych dziewczynach w Konosze”, a Lee uśmiechał się do siebie.

Bez względu na to, co Gaara mówił mu o niebezpieczeństwie, dobrze się tu czuł, nie tylko z nim, ale i z jego rodzeństwem. Uśmiechnął się do siebie.

Jakiś czas potem pożegnał się z nimi i poszedł.

Od tamtej chwili spotykali się niemal co dzień, gdy tylko obaj mieli czas. Lee czuł, że pewnie już niedługo wyjadą i nawet nie umiał sobie tego wyobrazić. Tak szybko przyzwyczaił się do jego obecności…

Pewnego dnia znów siedzieli razem w hotelu. Ani razu już nie spotykali się na mieście, a za każdym razem Temari lub czasem Kankurō ich pilnowali z sąsiedniego pokoju, a jemu to nie przeszkadzało. Ani razu też Gaara nie stracił nad sobą panowania.

- Jutro wyjeżdżamy – oświadczył nagle Gaara.

Lee wiedział, że tak będzie, ale i tak serce go zabolało.

- O-ok… - odparł słabo.

- Czas na misję nam się skończył.

- A… jak myślisz, kiedy znów tu przyjedziesz?

- Pewnie za rok, może pół. Sam dobrze wiesz, że misje między wioskami nie są częste.

Skinął głową, czując ogromny ciężar na sercu.

- Będę… chyba za tobą tęsknił… - powiedział nagle Gaara, a Lee serce zaśpiewało i łzy stanęły mu w oczach.

Miał wielką ochotę go teraz mocno przytulić, co zawsze robił, gdy czuł wzruszenie, ale powstrzymał się. Nie będzie go dręczył.

- Ja… ja też, Gaara, ja też… - i rozpłakał się głośno.

Niemal w jednej chwili Temari wpadła do ich pokoju bez pukania.

- Co się tu dzieje?!

Lee otarł łzy, a Gaara patrzył na niego w niemym zaskoczeniu.

- Yyy… nic, tylko sobie płaczę.

Temari prychnęła.

- A czemu „sobie płaczesz”?

- Bo jutro wyjeżdżacie… - głos mu się załamał.

Temari ponownie prychnęła.

- A to spoko, już wam nie przeszkadzam, sorry.

Ale nim zdążyła wyjść, rzucił się na nią i przytulił.

Zamarła w zaskoczeniu, ale go od siebie nie odsunęła.

- Yyy… spoko… - powiedziała zmieszana.

Odsunął się szybko.

- Przepraszam, jestem uczuciowy.

Roześmiała się głośno.

- No, zauważyłam.

Poczuł ciepło w sercu, patrząc na jej rozpogodzoną twarz. Lubił ją. On nigdy nie miał rodzeństwa i tego żałował, a ona i Kankurō wydawali się być fajnymi osobami.

- Fajnie byłoby mieć rodzeństwo.

Temari roześmiała się jeszcze głośniej.

- Taa… szczególnie jak pewien kretyn o imieniu Kankurō ciągnie cię za włosy albo robi ci: „Buu!”, gdy się zamyślisz, a tobie serce skacze do gardła.

Lee tylko się uśmiechnął.

Temari skinęła im głową i wyszła.

Lee ponownie opadł na krzesło i zamyślił się.

- A może ja do ciebie przyjadę, co ty na to, Gaara?! To super pomysł, dawno nie brałem urlopu!

Ale Gaara nagle się zmieszał.

- Nie… wiesz, to nie jest dobry pomysł.

- A czemu?

- Bo… pewnie nasze wioski nie pozwolą na wakacje… W końcu nasz konflikt dopiero niedawno się zakończył.

- No tak… - powiedział Lee. Nie pomyślał o tym.

- A poza tym… po prostu nie.

Gaara wydawał się dziwnie zacięty, gdy to mówił, a on nadal nie miał zamiaru zmuszać go do niczego, obojętnie czy chodziło o wizytę w restauracji, dotyk, czy wakacje w Sunie.

- Nigdy u was nie byłem, ale… nieważne.

Rozmawiali jeszcze jakiś czas, a on za wszelką cenę starał się powstrzymywać łzy. Już miał wychodzić, gdy wrócił Kankurō. Nim zastanowił się, co robi, jego również objął.

- Hola, hola! - Kankurō próbował mu się wyrwać, ale Lee go nie puszczał – To kogo ty w końcu próbujesz poderwać, co? - zaśmiał się, a Lee w końcu go wypuścił.

- M-możemy się jeszcze jutro pożegnać? - zapytał, znów płacząc.

- Myślę, że tak… - odparł Gaara.

Lee nie był w stanie skupić się całym dzień.

Wieczorem miał trening z Guyem, ale nie chciał go odwoływać, by nie wzbudzać podejrzeń.

Ale wcale nie szło mu dobrze. Gdy Guy po raz któryś musiał hamować w ostatniej chwili, by nie uderzyć Lee, który znów nie zrobił uniku, powiedział, sapiąc:

- Lee, no co się dziś z tobą dzieje?

Lee odwrócił wzrok. Nie powiedział mu ani o swoim uczuciu ani o spotkaniach z Gaarą. Nie miał oporów, by opowiedzieć mu o Nejim, ale panicznie się bał, że Guy nazwie go wariatem, że zadaje się z kimś, kto tak go skrzywdził.

- Ostatnio Tenten wspominała, że nigdzie nie może cię spotkać i że w domu też cię nie było, a miała do ciebie sprawę.

Poczuł, że czerwienieje.

- Yyy… poszedłem na spacer dość daleko w las… - nagle zorientował się, że nie wie, kiedy dokładnie Tenten była pod jego domem i dodał kulawo: - znaczy… wtedy… - miał ochotę zapaść się ze wstydu.

Guy westchnął głośno i powiedział:

- Wiesz, Lee, gdybyś chciał mi o czymkolwiek powiedzieć…

- Jasne – przerwał mu szybko i zaatakował go, bo miał nadzieję, że podczas treningu nie będą mieli czas na rozmowę, a on naprawdę nie umiał kłamać.

Teraz tylko musi skupić się na unikach, a nie tych pięknych morskich oczach Gaary i tych ognistych włosach, które układają się w tak interesujący sposób i o… Nie, stop.

Pożegnanie było krótkie i pełne łez (z jego strony). Stali na granicy Konohy w lesie, rodzeństwo Gaary w pewnym oddaleniu, a on szepnął przez łzy:

- Dziękuję za ten czas, nie zapomnę, Gaara…

Gaara jedynie skinął mu głową i wraz z rodzeństwem pobiegli przed siebie.

*

Dwa lata później bez słowa wybrał się na wakacje do Suny. Przez ten czas spotkali się jedynie kilka razy w Konosze. Wiedział, że powinien się zapowiedzieć, ale tak bardzo tęsknił…

Nadal ich spotkania opierały się jedynie na rozmowach, a obok nich zawsze była „ochrona”, ale jemu to nie przeszkadzało. Możliwe, że już zawsze będą tylko rozmowy, ale nawet w takiej sytuacji Gaara był dla niego ideałem, do którego nie umywał się żaden inny chłopak.

Dotarł do Suny, to było kilka dni niemal nieustannego biegu, ale zupełnie nie żałował. Zapytał kogoś o drogę i zapukał do drzwi, a serce mocno mu waliło.

Czuł się podle, nie powiedział swojej drużynie, gdzie wybiera się na urlop, ale nie umiał powiedzieć im prawdy, a kłamać bardzo nie chciał. Oby się nie martwili…

Zastukał ponownie, a w drzwiach pojawiła się Temari. Cofnęła się na jego widok.

- Co ty tu…

Lee zmieszał się.

- Jeśli przeszkadzam mogę się wynieść i…

Zawahała się.

- Nie no, wejdź…

- Jest Gaara? - zapytał od razu.

- Nie ma, siedzi w biurze kazekage, i nie, nie możesz go tam odwiedzić.

- Nie, ja…

- Kankurō też nie ma.

- Och, ok…

Wprowadziła go do pięknego, obszernego hollu. Rozglądał się ciekawie, było tu wspaniale, choć dom z zewnątrz wydawał się niezbyt urodziwy.

- Więc nie powiedziałeś Gaarze, że tu będziesz? - zapytała, siadając na fotelu niedaleko drzwi.

Usiadł obok i pokręcił głową.

- Nie, wybacz…

- Czemu? Czemu mu nie powiedziałeś? - zapytała z naciskiem.

Spuścił głowę, nagle poczuł się jak małe dziecko.

- Nie wiem, sam już nie wiem…

- Spoko, nie przejmuj się tak…

Nagle coś przyszło mu do głowy. Było już po południu.

- Macie już obiad na dziś? - zapytał.

- Yyy… co?

- No, mogę ci pomóc z obiadem dla was! To znaczy… dla nas, jeśli mi pozwolicie… Jeśli tu zostanę.

- A ile chcesz tu zostać?

Znów się zmieszał.

- Z-znaczy dwa tygodnie… Ale mogę iść do hotelu lub wrócić do Kohony, jeśli…

- Nie wiem, to decyzja Gaary. To chodź do tej kuchni… - i pociągnęła go za rękę.

Uśmiechnął się szeroko i dał się prowadzić.

Przeszli przez salon i skręcili w lewo. Kuchnia nie była już tak okazała jak salon, ale sprawiała wrażenie bardzo przytulnej.

- No to… co umiesz gotować, hmm?

- No… ja… nic…

- To wspaniale mi pomożesz, serio!

- Ja… mogę ci pomagać, nauczę się! A kto u was zwykle gotuje? - zapytał z zaciekawieniem, gdy Temari zaczęła wyjmować składniki z lodówki.

- Ja albo Gaara. Kankurō oczywiście się od tego wykręcił, a Gaara niemal odciąga mnie od kuchni – zaśmiała się, obierając warzywa.

- A czemu? - powiedział, biorąc od niej nóż.

- Bo ojciec za życia zmuszał mnie do robienia wszystkiego w domu, a teraz Gaara chce też coś robić, ale zwykle jest zajęty pracą lub…

- Tak?

- Nie, nic – pokręciła energicznie głową i sięgnęła po kolejne warzywo.

- To co będzie na obiad? - zapytał, gdy Temari zabrała się za przygotowywanie jakiegoś sosu.

- Sałatka z sosem.

- Tylko?

Temari zmarszczyła brwi.

- Znaczy… przepraszam, że tak mówię.

- Tylko – powiedziała z naciskiem – Gaara nie jada mięsa i nie znajdziesz go u nas w domu. Nienawidzi też zapachu alkoholu.

Lee przypomniał sobie o tamtym dniu, gdy przypadkiem się upił…

- Ok… Jasne.

Już kończyli (choć większość zrobiła ona), a Lee czuł się niepotrzebny, więc sypnął do miski jakiejś dziwnie pachnącej przyprawy.

Temari rzuciła się na niego w jednej chwili, wyrwała mu słoiczek i spojrzała na niego.

- Do jasnej cholery, co ty wyprawiasz?! Wiesz jakie to jest mocne?! - zerknęła na sałatkę – Jasne… już tego nie wygrzebię, musiałeś tak głęboko wtryniać łyżkę?!

- Prze-przepraszam…

- Eh, trzeba było cię zostawić w salonie…

Kilka godzin później wrócił Gaara i również cofnął się w progu, gdy dostrzegł Lee. Milczał.

- Cześć, Gaara… mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam…

Gaara wyglądał olśniewająco w szacie i kapeluszu kazekage, który zdjął zaraz po wejściu do domu.

Temari stanęła za nim i powiedziała:

- Lee pyta cię, czy może u nas na trochę zostać.

Gaara spojrzał na nią w zaskoczeniu.

- Nie wiem, muszę to przemyśleć…

- Jasne – odpowiedział szybko Lee.

Jakieś pół godziny później wrócił Kankurō i krzyknął jedynie na jego widok:

- O, hej, kochaś!

Lee uśmiechnął się do niego. Właściwie nie gniewał się na to określenie.

Zasiedli chwilę później do stołu i nim nałożyli sobie jedzenia Temari burknęła, patrząc na Gaarę i Kankurō:

- Ten kretyn tak to przyprawił, że pewnie umrzecie. Tak tylko mówię, że to nie moja wina.

Lee spuścił wzrok.

- Zobaczy…

Kankurō zakrztusił się i pobiegł do łazienki.

- Przepraszam! - krzyknął Lee.

Temari sięgnęła po kęs i skrzywiła się.

- Przeeepyszne… - warknęła, przełykając z trudem jeden kęs.

Jedynie Gaara jadł bez żadnego wyrazu twarzy.

Lee spróbował i również się zakrztusił. Temari wybuchnęła śmiechem.

Kankurō wrócił z toalety i burknął:

- Idę po żarcie do restauracji, kucharzu. Wam też kupić?

Temari skinęła głową, ale Gaara zaprzeczył.

- Ej, Gaara, otrujesz się.

- Nie, jest całkiem niezłe.

Lee nie wiedział, czy chce być dla niego miły, czy naprawdę tak sądzi.

- A ty, kucharzu?

Lee zerknął na swój talerz.

- Nie, zjem to…

- Nie musisz… - powiedziała Temari.

- Nie, ale chcę.

- Ooook…

I Kankurō wyszedł.

Wieczorem spojrzał pytająco na Gaarę.

- Możesz zostać – odpowiedział mu.

- Gdzie mam spać?

- Chodź, pokażę ci – powiedziała Temari, znów łapiąc go za rękę.

Poprowadziła go schodami i wskazała jedyne drzwi na lewo.

- Tu masz pokój gościnny. I nie wchodź do pokoju Gaary.

- Jasne, że nie!

- Tak tylko mówię.

Przygotowała mu pościel i wyszła.

Następnego dnia rano wpadła do jego pokoju i wyciągnęła go z łóżka.

- Ej! Co się dzieje?!- krzyknął zaskoczony.

Bez słowa pociągnęła go na dół. Gdy już tam byli, spojrzała mu poważnie w oczy.

- Kochasz Gaarę?

Oniemiał.

- Pytam, do cholery!

- Yyy… oczywiście, że tak, ale o co ci…

- Więc chodź!

Pociągnęła go do kuchni. Nadal nic nie rozumiał.

- Chodź, do cholery!

- A co… będziemy tu robić?… - zapytał cicho, bojąc się jej trochę.

- No a co się robi w kuchni, idioto?! - krzyknęła.

- No… gotuje, ale…

- Właśnie.

- Nadal nie…

- W kuchni się gotuje, geniuszu, a jeśli chcesz być z Gaarą nie pozwolę ci go truć!

- Ale ja nie…

- Nie przerywaj mi! Więc tak: ja teraz piekę ulubione ciasteczka Gaary a ty się uczysz!

- Yyy… jasne.

- Nie dam ci spokoju, dopóki twoje własne ciasteczka nie będą do zjedzenia.

- D-dobrze…

I tak piekli, jak zobaczył Lee, o szóstej rano, a on wciąż miał na sobie piżamę. Najpierw był zszokowany, ale potem już mu to nie przeszkadzało.

Gdy się starał Temari stała się mniej apodyktyczna, a on uznał, że to przyjemne móc zbliżyć się do siostry Gaary.

Po jakimś czasie wstał Kankurō i szeroko ziewając, spojrzał na nich.

- Co wy tu, do cholery, odpieprzacie o tej porze?

- Nie twoja sprawa – warknęła Temari.

Kankurō wzruszył ramionami.

- To nie.

I wyszedł.

Niemal codziennie przez kilka kolejnych dni Temari zapędzała go do kuchni, za każdym razem pomagając mu coraz mniej. W końcu spróbowała ciasteczek w kształcie misiów i nie skrzywiła się.

- Smakują nieźle, choć są gorsze od moich – wyszczerzyła się do niego, zjadając resztę ciastka - Umiesz już.

Lee naprawdę poczuł dumę. Nigdy nie sądził, że przyrządzanie potraw może być takie satysfakcjonujące, ale może było tak tylko dlatego, że Gaara miał tego spróbować?

Wieczorem Temari z poważną miną położyła przed Gaarą talerz z ciastkami.

- Z jakiej to okazji? - spojrzał na nią pytająco.

- Z okazji przyjazdu Lee – wzruszyła ramionami – On je dla ciebie zrobił.

Kankurō wszedł do kuchni.

Gaara sięgnął po jedno ciastko i odgryzł kawałek.

- Tak dobre jak twoje, Temari.

Kankurō wybuchnął śmiechem, a Temari burknęła pod nosem: „No bez przesady”.

Kankurō zerknął na Lee.

- Mogę? - wskazał na talerz.

- Jasne.

- Ty, naprawdę dobre!

- Zaraz was kopnę! - powiedziała Temari poważnym tonem, ale po chwili się roześmiała.

*

Lee spędził z Gaarą kilka kolejnych, cudownych dni, choć Gaara miał też sporo pracy. Dużo spacerowali, choć Lee wydawało się, że mieszkańcy krzywo na niego patrzą, ale nie wspominał o tym.

Lee odkrył z zaskoczeniem, że lubi pustynię. Zwykle spacerowali z dala od domów, dość daleko na pustyni.

Lee czuł strach, ale Gaara zdawał się znać na tym doskonale, w końcu mieszkał na pustyni od urodzenia.

W końcu przestał się bać, a pustynia zaczęła naprawdę go fascynować. Pewnego dnia znów po niej spacerowali, Gaara wydawał się tu spokojniejszy niż gdziekolwiek indziej.

Zwykle siadali na piasku i długo rozmawiali. Gaara nie był już przy nim tak spięty. Jednak nagle zerwał się i spojrzał w stronę pustyni.

- Spójrz – wskazał w tamtym kierunku – Zbliża się burza piaskowa, musimy wracać.

Ale Lee się nie ruszył. Zmrużył oczy i niczego nie dostrzegł.

- Gdzie?… A tam! - krzyknął i zamarł.

To było piękne. Na horyzoncie, daleko, widział małą, szybko poruszającą się kulkę, która już po chwili rozrosła się w pas. Miała kolor piasku.

Ale Gaara krzyknął:

- Do cholery, biegniemy!

On nigdy się tak nie zachowywał, ale Lee nadal patrzył jak zahipnotyzowany. Gdyby umiał malować…

Nagle zamarł ze strachu, gdy poczuł na sobie żelazny uścisk. Rozejrzał się. To był Gaara. Patrzył na niego ostro i ściskał jego ramiona swoim piaskiem.

- Natychmiast – wysyczał, szarpiąc go do przodu.

Lee czuł ból, ale nie protestował, bo czuł się winny, że tyle zwlekał.

Gdy wrócili do domu Temari rzuciła się na nich w drzwiach.

- Co tak długo? - sapnęła, zwracając się do Gaary.

Gaara nic nie odpowiedział, jedynie zerknął na niego.

Lee poczuł się okropnie.

- To ja… - szepnął, patrząc w podłogę.

- Co ty? -zapytała ostro.

Odetchnął głęboko, by dodać sobie odwagi.

- Ja go spowalniałem… Burza piaskowa wyglądała tak pięknie z daleka…

Temari podeszła do niego, a jej oczy płonęły gniewem.

- Ty kretynie… gdyby mój brat umarł przez ciebie, zabiłabym cię. Kup sobie mózg! - ryknęła.

- Nie. Przestań – powiedział Gaara, a Temari natychmiast się uspokoiła.

Jakieś pół godziny później wpadł również Kankurō, a Temari nerwowo powiedziała:

- Wszyscy jesteście kretynami! Mogłeś jeszcze dłużej zwlekać.

Kankurō uśmiechnął się olśniewająco.

- Spoko, siora, ja nie zginę na pustyni.

Chwilę potem rozpętało się piekło, ale tylko on tak gwałtownie na to reagował. Wokół świszczał wiatr, uderzając w dach domu i okna. Lee nie dbając o pozory usiadł na podłodze za fotelem. Rodzeństwo siedziało wokół niego na fotelach.

Lee kulił się przy każdym mocniejszym powiewie. Za oknem było całkiem szaro, było widać tylko piasek. W domu zrobiło się bardzo ciemno.

- Jesteście pewni, że te szyby to wytrzymają?

Temari westchnęła zniecierpliwiona.

- Słuchaj, te okna wytrzymały już niejedną burzę piaskową!

- Właśnie, może już za dużo?

Kankurō nagle westchnął.

- Ach, ja nawet nie pamiętam swojej pierwszej burzy piaskowej, to mniej straszne niż…

- Kankurō, do cholery… - ostrzegawczo przerwała mu Temari, a Lee nie wiedział o czym mówią.

Jednak burza minęła po kilku godzinach, a dom to wytrzymał.

*

Kilka razy zapytał Gaarę, czy nie mogliby razem trenować, ale on zawsze odmawiał. W końcu zapytał go o powód, gdy widział, że Gaara ma dzień wolny od pracy.

- Nie mogę… z pewnego powodu.

Wtedy Temari przechodziła obok i powiedziała do niego:

- Możesz trenować sam. U nas w piwnicy jest sala treningowa, możesz z niej korzystać.

Oczy mu się rozszerzyły.

- Naprawdę?! Cudownie, już się bałem, że stracę formę!

Temari roześmiała się w odpowiedzi.

Czasem też Gaara zabierał go na wysoką wydmę, z której był piękny widok na wioskę, a ze wszystkich innych stron rozpościerała się przeogromna pustynia, która zapierała mu dech w piersiach.

Pewnego dnia zapytał Temari, gdzie jest Gaara, a ona wskazała mu jedne drzwi. Poszedł tam i zamarł z otwartymi ustami.

Była to ogromna szklarnia, a w niej same… kaktusy!

- Co to…?

Gaara spojrzał w jego stronę. Całe ręce miał brudne od ziemi. Chyba przesadzał któregoś kaktusa.

Wokół było pełno lamp, doniczki, worki z ziemią, konewki, nawóz, łopatki… Wszystko.

- Tu jest… obłędnie!

Gaara zerknął na niego. On nigdy się nie uśmiechał. Lee to smuciło, ale starał się o tym nie myśleć.

- Jakiś czas po ataku na Konohę szukałem sposobów na uspokojenie się… Pomogły mi kaktusy i… herbata.

- Herbata? - zapytał zdziwiony, zerkając na kolejne rzędy kaktusów.

- Tak, uwielbiam ją parzyć, wąchać, pić, patrzeć jak paruje….

- Pięknie to opisujesz – uśmiechnął się Lee.

- A kaktusy… Zawsze lubiłem rośliny w naszym ogrodzie, ale uważałem, że to nie jest odpowiednie zajęcie dla jinchūriki… Potem zająłem się kilkoma kaktusami w ogrodzie i dotarło do mnie, że one są takie delikatne i wymagają tyle uwagi i… bliskości.

Lee uśmiechnął się szeroko. Teraz już wiedział, że kocha to uczucie w jego oczach, gdy Gaara opowiada o swoim hobby.

Wciąż nie mógł zapomnieć słów Gaary: „Ja nie umiem kochać”. Ale przekonywał się, że to nieprawda. Kochał swoje rodzeństwo, to było dla niego bardzo widoczne, i swoje kaktusy, i wioskę, i pracę, tak często zostawał dłużej, by coś dokończyć… Czy miał więc na myśli miłość romantyczną? Lee poczuł, że ściska go w żołądku.

Pewnego wieczoru siedział sam w domu, gdy nagle poczuł, że bardzo tęskni za Guyem. Nie, napisze do niego.

Zajrzał do kilku szafek w gabinecie na dole, którego od śmierci Rasy jedynie Gaara czasem używał. Już dość dobrze znał się na rozmieszczeniu pomieszczeń w tym domu.

W końcu znalazł jakiś papier i przybory do pisania. Usiadł przy biurku i z mocno bijącym sercem zamyślił się.

Kochany Guyu,

pewnie ty, Tenten i Neji zastanawiacie się, gdzie ja się podziewam i czemu z tobą nie trenuję, co zawsze robiłem, gdy miałem urlop. Otóż… jestem w Sunie. Nie, nie na misji. Ja… mieszkam w domu Gaary i jego rodzeństwa. Czemu? Przepraszam cię za kilka lat okłamywania cię… Po tym jak Gaara uratował mi życie przed Kimmimaro pokochałem go. Pamiętasz jak mnie pytałeś, czemu nie otworzyłem Tenten, a ja wspomniałem coś o lesie? Byłem wtedy z Gaarą, potem jeszcze kilka razy się spotykaliśmy. Pojechałem do nich na dwa tygodnie. Jestem tu szczęśliwy, choć nie wszystko jest idealnie… Nieważne.

Przesiadujemy w ogrodzie, jest przepiękny! Lub na ganku, jemy tam posiłki, gdy jest ładna pogoda. Lubię to ciepło w ciągu dnia. Gaara ma własną szklarnię z kaktusami, mówię ci, jak on je kocha! Dużo rozmawiamy i spacerujemy, naprawdę jest tu pięknie, nigdy nie sądziłem, że pokocham pustynię. Kocham te widoki, nawet widziałem burzę piaskową! Ale nie bój się, Gaara mnie uratował. Sporo trenuję, oni mają super salę treningową we własnym domu! Już lepiej dogaduję się z Gaarą, a także z jego rodzeństwem. Kankurō dużo żartuje, z nim nigdy nie jest nudno, a Temari uczyła mnie piec ciasteczka! Naprawdę mi w końcu wyszły!

Jeszcze raz przepraszam cię za to kłamstwo i mam nadzieję, że zrozumiesz moją decyzję. Gaara naprawdę nie jest zły, żałuje tego, co mi zrobił. On się zmienił i jest kazekage.

Całuję cię i zobaczymy się za niecały tydzień

Twój Lee”.

W trakcie pisania poczuł łzy w oczach i próbował się odsunąć, by nie zalać im biurka ani listu. Tak, on umiał dużo płakać. Gdy skończył i czytał list, do pokoju wszedł nagle Kankurō.

- Co ty tu robisz? - zdziwił się – Gaara już wrócił z pracy.

- Jasne, jasne, już idę! - zerwał się od biurka, a dopiero wtedy Kankurō zauważył jego łzy.

Roześmiał się głośno.

- Nie wiem, do kogo tam skrobałeś, ale nie zalewaj nam całego gabinetu, jeszcze się nam przyda!

Uśmiechnął się do Kankurō.

*

Raz przy obiedzie (Temari pilnowała, by Lee niczego nie zepsuł, gdy gotowali) zapytał nagle:

- A czym ty się właściwie zajmujesz, Kankurō?

Kankurō roześmiał się między jednym a drugim kęsem owoców z miodem.

- Ja… pomagam temu oto Gaarze w jego pracy kazekage – wyszczerzył się do niego.

Skinął głową.

- To musi być trudne, zajmować się całą wioską.

- Ja tylko pomagam Gaarze, on robi większość – wzruszył ramionami – Zarządzanie całą wioską jest cholernie kłopotliwe.

- Brzmisz jak Shikamaru – powiedziała Temari, a brat zerknął na nią podejrzliwie.

- A ty tylko o nim…

- Nieprawda, ja…!

I zaczerwieniła się mocno, a Kankurō się z niej śmiał.

Lee zerknął na Gaarę, który jadł w milczeniu, nie wtrącając się w ich przekomarzania.

Pewnego dnia Gaara wpuścił go po raz pierwszy do swojego pokoju. Lee usiadł niepewnie na krześle na wprost łóżka i rozejrzał się dyskretnie.

Było tu tak… pusto, ale nie chciał być niegrzeczny.

- Ładnie tu – powiedział zamiast tego.

Gaara wzruszył ramionami.

- Rzadko tu przebywam, wolę moją szklarnię.

W pewnej chwili Lee zauważył misia, a raczej jego nogę, bo wystawała zza półki.

Niewiele myśląc wstał i wyjął go.

- O, miś!

Gaara się zmieszał.

- Pewnie Temari go wyjęła.

- Czemu?

- Pewnie nie chciała, bym go przed tobą ukrywał. Uważa, że nie ma się czego wstydzić…

- Co masz na myśli?

Gaara się zawahał.

- Śpię z nim… Temari mi to zaproponowała, niemal mnie zmusiła, pozwala mi się wyciszyć przed snem.

- Och… - zaskoczyło go to wyznanie, ale pomyślał, że Gaara musi wyglądać słodko, gdy obejmuje misia.

Nagle przyszło mu coś do głowy.

- Mój miś ma na imię Tulipan – roześmiał się, nie wspominając jednak, że spał z nim, gdy był mały – A twój? - zachęcił go.

- Pan Przytulas.

- Ślicznie!

Rozmawiali jeszcze chwilę a potem wrócili do salonu, a Gaara nie wydawał się już tak speszony. Gdy wyszli za drzwi, Temari obrzuciła ich ciekawym spojrzeniem, ale nie wspomniała o misiu.

*

Kilka dni później poszedł z Gaarą do restauracji.

Bardzo go to cieszyło, bo dotychczas zawsze jedli w domu. Obaj zamówili bezmięsne potrawy i zaczęli jeść.

Gaara jak zawsze jadł w milczeniu, a Lee bardzo dużo mówił: o menu, jedzeniu, kelnerach, wystroju.

Byli w połowie posiłku, gdy nagle do uszu Lee dotarły głośne szepty mężczyzn za nimi:

- To ten potwór, spójrz…

- Tak, to on, niszczył naszą wioskę przez tyle lat, a teraz udaje, że jest kazekage…

- Jak on śmie tak sobie siedzieć w restauracji…

- A ten obok niego? Ciekawe kto to?

- A co to za różnica? Jego też zabije jak tylu przed nim!

Gaara skulił się i spuścił głowę, odkładając pałeczki. Lee poczuł, że się w nim gotuje. Jak oni mogli?!

- Jak śmiecie! - zerwał się bez chwili namysłu – On się zmienił, stara się, jest teraz zupełnie inny! On jest kazekage i…

Gaara również wstał, wciąż był skulony.

- Nie, proszę cię, Lee… - szepnął cicho.

Ale on nie umiał się uspokoić. Jak można obrażać kogoś tak idealnego?!

- Macie natychmiast przestać, bo inaczej…!

Nie zdążył dokończyć zdania, bo jeden z nich podszedł do niego i warknął:

- Noo… to co mi zrobisz, dzieciaczku?!

- Przestać, Lee… - ponownie szepnął.

- Ale ja nie mogę… - nagle urwał, bo ten drugi mężczyzna powalił go na ziemię.

Nim zdążył się podnieść, zobaczyć z przerażeniem, że Gaara zaatakował go piaskiem. Zobaczył jak mężczyzna krzywi się z bólu, gdy piasek ściska mu ramię.

- Nie pozwolę… krzywdzić Lee… Mnie możecie wyzywać do woli, ale jego nie pozwolę… - Gaara z trudem oddychał, Lee widział jak jego pierś szybko się porusza – Nigdy…

Mężczyzna krzyknął z bólu, a Lee zobaczył, że inni goście uciekają z restauracji. Dostrzegł też jednego z kelnerów, który kulił się w kącie, ale nie reagował.

- Nie, Gaara, nic mi nie jest, przestań, proszę… - skoczył w jego stronę, ale przypomniał sobie, że nie ma prawa go dotykać – Błagam cię, Gaara… - poczuł, że zaraz się rozpłacze.

I nagle jakby coś pękło. Gaara cofnął piasek i z głową nisko pochyloną wyszedł z restauracji. Wyglądał jakby z trudem szedł. Lee gapił się za nim.

Został jeszcze chwilę, by przeprosić wszystkich i pomóc w sprzątaniu, a potem wrócił do domu rodzeństwa.

Szedł jak na ścięcie. Był kretynem, pieprzonym kretynem… Pewnie go teraz wyrzucą i będą mieli rację…

Wszedł, a Temari do niego podeszła. Niemal czekał aż go uderzy, ale ona nic nie nawet nie powiedziała.

- Przepraszam was… - rozpłakał się.

Wzruszyła tylko ramionami, unikając jego spojrzenia.

Tamtego dnia szybko poszedł spać.

Rano Gaara zawołał go do swojego pokoju. Usiadł nerwowo i zerknął na niego.

- Temari uważa, że powinniśmy o tym porozmawiać… Ja nie wiem, ale możesz pytać, o co chcesz – Gaara po chwili wahania przytulił do siebie misia.

Lee w każdej innej chwili wzruszyłby ten widok, ale teraz był zbyt zdenerwowany.

- Jeśli mogę… ja nie rozumiem… więc to na ciebie tak ludzie patrzą… tak niemiło? T-to znaczy, myślałem, że na mnie, bo jestem tu intruzem i…

Gaara westchnął w misia.

- Nie, na mnie. Przecież wiesz, jaki kiedyś byłem…

- No wiem…

Lee znów zdusił w sobie chęć przytulenia go.

- Więcej już nie będę kretynem, ok?

- Nikt mi nie kazał tak zareagować… - szepnął Gaara – Spieprzyłem, gdybym znów kogoś zabił… - mocno zacisnął powieki – Potem Kankurō upewnił się, że nic mu się nie stało… Nie zniósłbym, gdyby było jak z tobą…

- Ej, nic mi nie jest! - zaprotestował głośno.

- Jasne… przecież widzę jak masz czasem problemy z tą rękę i nogą… To już nigdy się nie cofnie, prawda? - zerknął na niego ze smutkiem.

Lee zmieszał się.

- Noo… nie wiem, to nic takiego – nie miał już siły zaprzeczać.

- To dlatego chodzisz w tych bandażach cały czas? Zdejmujesz je czasem? - zapytał cicho.

- Oczywiście, że tak!

Zdejmij je – nagle mu rozkazał, jak wtedy, gdy kazał mu ćwiczyć.

Lee zamarł. Nie, nie pokaże mu jak przerażająco wygląda jego ręka…

Ale zobaczył, że piasek Gaary porusza się w jego stronę. Zamarł.

- Nie, NIE! - nie wiedział, czemu aż tak panikuje, ale niemal spadł z krzesła.

Piasek nagle się cofnął. Gaara się pochylił.

- Przepraszam… wyjdź, proszę… - szepnął, a on od razu to zrobił – Nie miałem prawa, oni mają rację, że jestem nienormalny… Chyba jestem już zmęczony twoim pobytem tutaj, tym ciągłym udawaniem przed tobą kogoś, kim nigdy nie będę… - mówił bardzo cicho, z twarzą zwróconą w stronę pościeli.

Lee nie miał odwagi zapytać, co Gaara ma na myśli, mówiąc „udawaniem kogoś, kim nigdy nie będę”. Wyszedł cicho i niemal cały kolejny dzień spędził samotnie w ogrodzie.

*

Jego pobyt zbliżał się już ku końcowi, a on pewnego dnia przy obiedzie, gdy jedli kaszę ze smażonymi warzywami zapytał Gaarę:

- A może będziemy pisać do siebie listy? Co ty na to? To super pomysł!

Kankurō prychnął pod nosem, ale nic nie powiedział.

- Nie, nie możemy… - odparł Gaara, patrząc w talerz z kaszą.

Lee zmarszczył brwi.

- Ale… dlaczego?

- Nie pytaj, proszę…

Temari poruszyła się niespokojnie.

- Więc może by… - zaczęła, ale Gaara jej przerwał.

- Nie, Temari.

Ona zamilkła, a Lee przyszło do głowy, że oboje zawsze robią to, co mówi im Gaara.

*

Był już wieczór, gdy nagle Lee, który był w toalecie na dole, usłyszał jakiś krzyk. Dobiegał z góry. Szybko wybiegł z toalety i pobiegł po schodach.

Ale tam stał Kankurō i blokował mu przejście.

- Kto krzyczał? - zapytał ostro.

Kankurō zacisnął szczękę.

- Idź na dół…

- Ale…

- Do cholery, jesteś tu tylko pieprzonym gościem, słuchaj, co do ciebie mówię!

Lee zacisnął zęby. Może powinien tak zrobić?…

Ale nagle usłyszał kolejny krzyk.

- To Gaara! - ryknął – Co mu jest?!

- Zamknij mordę, nie krzycz tak! - warknął Kankurō.

Lee jeszcze nigdy nie widział go tak stanowczego i… niemiłego.

- Przestanę… - powiedział ze łzami w oczach – ale powiedź…

- Nie, to nie do mnie należy decydowanie o tym.

- Co mu jest?! - starał się mówić cicho.

- Nic – zobaczył, że Kankurō zaciska pięści – Zaraz mu przejdzie…

- Ale co mu przejdzie?…

- Zaraz ci przywalę…

- A gdzie jest Temari?

- Z nim, więc nie musisz się o niego martwić, książę z bajki.

W tej chwili na korytarz wyszła Temari.

- Wybacz, jeszcze nie udało mi się go stąd wypieprzyć…

Ale Temari pokręciła głową.

- Czemu tu przylazłaś? - syknął – Zostań z nim, ja się zajmę tym półgłówkiem.

Lee wyraźnie widział jak bardzo są zestresowani. Nigdy nie zachowywali się przy nim w taki sposób.

- Ale może lepiej, by go tam wpuścić i…

Kankurō aż zatrząsł się ze złości.

- Do jasnej cholery! - szepnął ze złością – Wy wszyscy jesteście nienormalni.

- Nie używaj tego słowa - przerwała mu gwałtownie.

- Ja pieprzę, Temari, wiesz dobrze, że nie to mam na myśli… - nagle ciężko oparł się o ścianę – Mam już tego dość… Kompletnie. Ten gość nagle bez zapowiedzi zwala nam się na głowę, a my musimy odgrywać jakiś teatrzyk… Mam dość, Temari, po prostu… - w jego oczach było tak ogromne zmęczenie, że Lee poczuł, że płacze.

- Nie, ja… j-jutro już mnie tu nie będzie, przepraszam…

Temari westchnęła i spojrzała na niego.

- Od początku mówiłem wam, że to nie może wypalić… - powiedział do Temari tym samym zrezygnowanym tonem, co przed chwilą - A poza tym możesz sobie gadać, co chcesz, ale bez zgody Gaary on tam nie wejdzie – dodał już bardziej stanowczo.

- Ok… - szepnęła.

- Idź stąd… - wysyczał Kankurō, a on po prostu poszedł na dół.

Usiadł na krześle w kuchni i podkulił nogi. Dalej płakał. Tak bardzo się bał tego czegoś nieznanego… Co się dzieje w tym domu?!

Nie miał prawa tu przyjeżdżać. Co on sobie myślał…?

W pewnej chwili usłyszał nad sobą głos Kankurō:

- Czemu śpisz na podłodze w kuchni?

Szybko otworzył oczy i rozejrzał się. Tak, chyba spadł z krzesła i zasnął… Spojrzał na zegarek. Była druga w nocy.

Serce mu się ścisnęło. Przecież „tamto” wydarzyło się wieczorem, czy to możliwe, że tyle godzin…?

- Przepraszam… - wstał z podłogi.

Kankurō roześmiał się.

- Przeproś podłogę – nagle spojrzał mu w oczy i powiedział poważnie:

- To ja przepraszam, byłem strasznym chujem. Zawsze tak reaguję, gdy… - przerwał.

- Ale…

- Nie. To, że nie będę cię już wyzywać nie znaczy, że wszystko ci wyśpiewam…

Zaczął robić herbatę.

- Też chcesz? - zerknął na niego.

- Nie… nie spaliście całą noc?

Kankurō beztrosko wzruszył ramionami.

- A która godzina…? - zerknął na zegarek – No, jak widzisz, noc jeszcze trwa…

Gdy wypili w milczeniu herbatę, Kankurō powiedział:

- Idź spać, ok? I nie na podłodze. A rano… nie wiem.

Nie miał odwagi już się z nim spierać, więc wstał cicho.

*

Bardzo słabo spał, a rano zszedł cicho na dół.

Temari i Kankurō siedzieli w milczeniu przy śniadaniu, oboje mieli podkrążone oczy. Gaary z nimi nie było.

Usiadł również bez słowa i zaczął żuć bułkę, ale czuł, że jest jak z gumy. Nie miał odwagi zapytać o Gaarę.

Oboje głośno ziewali, a po chwili Kankurō pomachał do Temari i poszedł do łazienki, a ona wyszła na trening.

Siedział sam w salonie i gapił się w ścianę. Ściskało go w żołądku. Obiecał sobie, że dziś wróci do Konohy, ale musi się dowiedzieć, jak czuje się Gaara… Potem już nie słyszał krzyków, ale…

Chyba zasnął na kanapie, bo nagle usłyszał jakby z oddali głos Kankurō:

- Gaara uparł się, że chce z tobą pogadać, choć ja sądzę, że to nie jest dobry moment…

- Nie zrobię nic wbrew tobie! - powiedział nagle.

Kankurō się roześmiał.

- Taa… teraz będziesz mi się podlizywał? Po wczoraj?

- Nie, ja…

- Daj spokój, idź, skoro on się upiera…

I usiadł obok niego, biorąc do ręki jakiś magazyn.

Szedł po schodach, a nogi bardzo mocno mu się trzęsły. Po chwili stanął pod drzwiami i zapukał drżącą ręką.

- Wejdź – usłyszał głos Gaary. Był strasznie słaby…

Wszedł, wstrzymując oddech.

- Cześć… - powiedział, nie patrząc na Gaarę.

Dopiero po chwili odważył się na to.

Gaara leżał przykry kołdrą, miał podkrążone oczy jak rodzeństwo i był bardzo blady.

- Siadaj, proszę…

Lee wykonał polecenie bez słowa. Obaj długo milczeli.

Nagle odkrył z przerażeniem, że Gaara płacze. Trząsł się mocno, głowę miał pochyloną. Dotarło do niego, że nigdy wcześniej nie widział go płaczącego.

- Gaara, co…?

- Przepraszam…

- Niby za co?! - krzyknął z oburzeniem Lee.

- Że wciągnąłem cię w to całe gówno… Kankurō od początku mnie ostrzegał, że to się nie może udać, gdy jest się mną… Ale Temari mówiła, że będzie dobrze, ona chyba za dobrze o mnie myśli… Oni oboje. Na nic sobie nie zasłużyłem, jestem wrakiem człowieka, zresztą… ja nie jestem nawet w pełni człowiekiem… Nie mam już sił, a jeszcze dręczę ich… Wiesz co? - spojrzał na Lee, który był tak przerażony tym wyznaniem, że jedynie milczał – Chciałem się zabić i uwolnić siebie i ich, ale Temari mi tego zakazała… Może ucieknę, marzę o tym, ale po co, skoro pewnie gdzieś tam sam znów zacznę zabijać…

Nie chciałem, nie umiałem powiedzieć ci prawdy. Prawie nikt nie wie, nawet rodzeństwo dowiedziało się niedawno, bo już dłużej nie umiałem tego wszystkiego ukrywać. Kankurō dalej twierdzi, że mam ci nic nie mówić, ale jakie to ma znaczenie? Powiem ci, uciekniesz i znów będę sam, bo tak musi być…

Ja nawet nie wiem, czy cokolwiek do ciebie czuję, ja nie umiem… nic czuć do innych, nawet boję się tego słowa, wiesz? - zaśmiał się gorzko – Te wszystkie kłamstwa… Mam już ich dość na ulicy i w pracy, ukrywać to wszystko w domu było jeszcze trudniej… Nawet nie wiem, od czego zacząć… - odwrócił wzrok.

- Shukaku uszkodził mi mózg, gdy byłem mały, nikt nie zdołał nic z tym zrobić. Ale mam wrażenie, że jest coraz gorzej. Odkąd po spotkaniu z Naruto obiecałem sobie, że przestanę zabijać nie umiem… poradzić sobie z tą agresją we mnie. Niedługo po mojej obietnicy niemal zabiłem mężczyznę, który nic mi nie zrobił… Próbowałem radzić sobie sam, trenowałem jak szalony, ale choć miałem rozorane całe dłonie to nie pomagało. Pewnego dnia… prawie zabiłem Kankurō… I od tamtego dnia… - spojrzał w bok – Oni wymyślili sobie, że będą moimi workami treningowymi, żebym nie skrzywdził innych. To dlatego nie chciałem z tobą trenować, bałem się, że stracę nad sobą panowanie, jak zawsze przy nich. Nie zauważyłeś, że oboje mają pełno pudru na twarzach…? No właśnie – skulił się – Czasem czekam aż ktoś się domyśli i…

Kolejna rzecz, o którą pytałeś… Niedługo po naszym powrocie z ataku na Konohę nagle… przyszli do mnie jacyś ludzie i siłą zabrali mnie do więzienia… Ja… - wyglądał, jakby było mu niedobrze – Odgryzłem Temari kawałek mięsa z ręki…

Nie radzę sobie z Shukaku, choć już i tak jest lepiej. Nie mogę spać, w ogóle, podczas pełni jestem jeszcze bardziej pełen agresji. A te listy… Czasem… ja czasem nie umiem odczytać liter, wszystko mi się miesza, nie wiem, więc mam też kłopoty z wyraźnym pisaniem. To między innymi dlatego Kankurō pomaga mi w pracy, a Temari pewnie sama chciała odpisać na list, gdybyś go do mnie wysłał.

Boję się krwi albo raczej mojej reakcji na nią. Czasem… jadałem surowe zwierzęce mięso. Więc przestałem w ogóle je jeść, a Temari zmusiła Kankurō, by oboje też przestali jeść je w domu, bo nie mogę znieść tego zapachu.

A to wczoraj… Mam różne ataki, czasem to halucynacje, czasem po prostu się czegoś bardzo boję, czasem jestem agresywny i nigdy nic z tego nie pamiętam. Kiedyś jakoś radziłem sobie sam, potem rodzeństwo starało się przy mnie być, gdy tylko mogli. Wstydzę się tego, więc wczoraj cię nie wpuścili. Nasza trójka ma opracowany cały cholerny system kłamstw i udawania, by nikt się nie dowiedział, gdy jestem w miejscu publicznym. Wciąż nie wiem jak to możliwe, że to jeszcze działa, ale… Nie umiałbym tylko siedzieć w domu i czekać na ataki, chcę choć odrobinę czuć się potrzebny, skoro i tak jestem pasożytem dla mojego rodzeństwa. Chciałbym, żeby wioska mi wybaczyła… Nigdy nie wiem, kiedy coś się stanie, ale zwykle mam spokój maksymalnie tydzień, kilka dni… Dlatego bałem się, że chcesz tu tyle zostać. Potem długo nie mogę dojść do siebie i się uspokoić, a oni też mają ze mną piekło. Nie wiem, czy wyjaśniłem ci już wszystkie nasze kłamstwa, ale… pewnie i tak masz już dość…

Lee milczał bardzo długo, ale tym razem nie płakał, był zbyt przerażony tym wyznaniem.

- A… dlaczego boisz się dotyku? - odezwał się w końcu schrypniętym głosem.

- Nie wiem, mam tak już od wielu lat. Dlatego, gdy muszę kogoś dotknąć chcę odruchowo używać piasku, ale wiem, że to raczej zły pomysł. A dlaczego trzymam cię na dystans? Wydaje mi się, że jestem aseksualny, więc to jeszcze jeden z wielu powodów, byś dał sobie ze mną spokój. Ja nie pragnę… niczego romantycznego.

Gaara wciąż miał pochyloną głowę, a Lee czuł, że płacze w środku.

- Przez wiele lat wierzyłem, że moja zmarła matka rozmawia ze mną… Zresztą dalej słyszę jej głos, ale staram się go ignorować… - wzruszył ramionami – A teraz wyjdź.

Lee był zbyt zniszczony w środku, by w jakikolwiek sposób zaprzeczyć. Wstał i wyszedł, niemal spadając ze schodów.

Poszedł do łazienki i zamknął się tam. Leżał długo na posadzce i płakał z pięścią w ustach, by nikomu nie przeszkadzać.

W końcu usłyszał, że ktoś dobija się do drzwi.

- Gaara, to ty…? - usłyszał głos Kankurō.

Wstał i otworzył drzwi. Odwrócił głowę w bok, ale on pewnie i tak zobaczył jego zapłakaną twarz.

- Miło sobie pogadaliście, co? - zapytał cicho.

- No… tak.

Poszedł za Kankurō do salonu na kanapę i skulił się w rogu.

- Nie wiem ile ci powiedział, ale wiem, że cholernie długo cię nie było. Już się martwiłem… Wiesz, on często ma ataki, gdy mówi lub myśli o przeszłości.

Lee wytrzeszczył oczy.

- Nie wiedziałem, nie chcę mu zaszkodzić!

Kankurō wzruszył ramionami.

- Oj, daj spokój. On sam się uparł, że ci powie, zwykle ja i Temari każemy mu milczeć, wolę nie wiedzieć, co zrobiłaby mu wioska, gdy uznała, że jest „jeszcze bardziej pojebany niż myśleli…” - powiedział zmęczonym głosem – Kurczę, Temari zabiłaby mnie za te słowa, ale wiesz, ja tylko cytuję… powiedzmy że nie raz słyszę, co o nim mówią… Czasem nie wiem, czy bardziej boję się o niego, czy o to, że ktoś coś mu zrobi. A wczoraj… W takich chwila Gaara reaguje paniką na krzyk, więc…

- Przepraszam!

- Przestań… Bałeś się, kurczę, gdybyś ty wiedział jak ja się bałem, gdy pierwszy raz Gaarze nie udało się tego przed nami ukryć. A Temari często siedzi obok niego i ryczy przez kilka godzin… Raz zostałem sam, bo ona była na jakiejś misji i… Cóż, nigdy jej tego nie mówiłem, ale bałem się bardziej niż na jakiejkolwiek misji. - spojrzał na niego poważnie – Słuchaj, KAŻDY mieszkaniec Suny, łącznie z nami, panicznie się go boi, czasem Gaara poruszy się gwałtownie albo użyje piasku, by po coś sięgnąć, a my odruchowo umieramy ze strachu. A ciebie tu nie było przez te lata, znasz tylko mały ułamek prawdy, choć przykro mi, że doświadczyłeś tego na własnej skórze, więc… Nie udawaj bohatera, po prostu uciekaj stąd i nigdy nie wracaj. Gaara też tak sądzi, pewnie będzie trochę tęsknił, ale… On też wie, że to coś między wami nie ma żadnej przyszłości. Możesz tu zostać do jutra, jeśli chcesz się uspokoić i… no cóż, żegnaj.

Wstał i już bez słowa wyszedł.

Następnego dnia z samego rana wyjechał bez słowa z kompletnym chaosem w głowie. Nie wiedział, czy chce uciekać, ale skoro oni mu każą…

Kankurō skinął na niego głową, Temari przytuliła go mocno i szepnęła do ucha:

- Jesteś super gościem, nikt nigdy poza nami nie próbował zbliżyć się do Gaary, ale… pa…

Gaara nawet go nie pożegnał, ale może tak było lepiej?

Po drodze do domu zrobił sobie przerwę i usiadł pod drzewem, by przeczytać list od Guya, który niemal przed wyjazdem do niego dotarł.

Witaj, ukochany Lee!

Oczywiście, że się nie gniewam! Młodość musi się wyszumieć, a ja cieszę się, że ten chłopak Gaara jest taki fajny. Już od wielu lat nie byłem w Sunie, ale pamiętam jak piękne są tam widoki. To wspaniale, że dobrze spędzacie razem czas i że jego rodzeństwo też jest fajne, bo widziałem ich tylko raz na egzaminie.

Nie martw się o decyzję twojego serca, pamiętasz naszą rozmowę? Ja też nie miałem wpływu na porywy mojego serca, ale ty, w przeciwieństwie do mnie, miałeś w sobie odwagę, by podsłuchać swoich uczuć i z tego powodu jestem z ciebie bardzo, bardzo dumny!

Jak wrócisz to znów będziemy razem trenować i zobaczę, czy nauczyłeś się czegoś nowego w tej ich super wypaśnej sali treningowej!

Mocno całuję,

Maito Gai”

Lee miał problemy, by zachować spokój, gdy czytał coś takiego… Ile dni temu pisał mu takie cudowne, pozytywne rzeczy? A teraz… Rozpłakał się głośno, mnąc list w pięściach. Gdzie zniknęły tamte piękne, beztroskie dni, gdy bał się jedynie, czy zdąży do domu przed burzą i czy jego ciasteczka dla Gaary nie będą spalone…?



KONIEC

21:01

(21 str.)