środa, 22 grudnia 2021

Upadek

Chiyo była bardzo zadowolona, gdy Rasa został wybrany na Kazekage. Pamiętała dobrze tego silnego, pewnego siebie i uzdolnionego młodzieńca. Tak, jeśli ktokolwiek nadawał się na Czwartego, by uratować ich wioskę z koszmaru wojny i głodu był to właśnie on. Widziała wyraźnie, jak bardzo był oddany swojej wiosce, jak bardzo się starał i jak wiele temu poświęcił. Głosowała za przyjęciem jego kandydatury, jak większość członków Rady.

Ale czas mijał, a wszystko w Sunie stawało się coraz gorsze. Wojna całkowicie ich wyniszczyła, a ona po raz pierwszy w życiu zrozumiała, czym jest zasypianie z pustym żołądkiem. Byli zniszczeni na arenie międzynarodowej. Ale nie to było najgorsze. Według niej najgorsza była przemiana, która powoli, lecz zauważalnie zachodziła w Rasie.

Wcześniej uważała, że jego oddanie wiosce jest czymś dobrym, ale szybko przekonała się, że zbyt duże oddanie wszystko pogarsza. Rasa nie był w stanie poradzić sobie z trudną sytuacją, jaka na nich spadła. Stawał się coraz bardziej milczący, wyalienowany, zacięty…

Zwołał zebranie Rady i zapytał ich o pomysły na zażegnanie kryzysu. Żadne z nich nie miało żadnego sensownego planu. Rasa zaczął na nich krzyczeć, że mieli go wspierać, a są nic niewartą grupą kretynów. To był pierwszy raz, gdy Chiyo widziała, by Kazekage stracił nad sobą panowanie. I niestety nie ostatni.

Wtedy uznał, że skoro oni nie mają pomysłu, on zrealizuje swój bez pytania ich o zdanie. Chiyo od początku się nie podobał, ale dopiero po latach pojęła, jak bardzo był koszmarny w skutkach.

Chiyo dość dobrze znała Karurę, w końcu była blisko związana z klanem Kazekage. Uważała ją za dobrą i odpowiednią dla niego kobietę. Mocno kochającą swojego męża. Zasłużył sobie na kogoś takiego. Asystowała przy narodzinach Temari i Kankurō. Byli słodkimi, wesołymi dziećmi i czuła, że staną się potężnymi ninja tak, jak ich rodzice.

Gdy Karura przyszła do niej z szerokim uśmiechem i oświadczyła, że ponownie jest w ciąży, ona również była zadowolona. Ale niedługo potem zaczął się koszmar.

Rasa spojrzał na nią bez żadnych emocji, tym swoim dziwnie błyszczącym wzrokiem, który miał od niedawna i rozkazał jej, by zapieczętowała w nienarodzonym jeszcze dziecku Karury Shukaku.

Pamiętała, że roześmiała się wtedy. Nie planowała tym zadrwić z Kazekage, po prostu ten plan był dla niej tak absurdalny, że musiał być żartem. Ale on nadal patrzył na nią spokojnie.

Dopiero po wielu stanowczych prośbach zgodził się wyjaśnić jej szczegóły swojego planu. Złoty piasek Shukaku. Sprzedawanie go innym wioskom, by się wzbogacić. Ochrona przed kolejnym atakiem którejś z wiosek dzięki demonowi. Tak, pojęła plan, ale to wciąż nie miało sensu. Ten cholerny plan miał tyle słabych punktów, tyle mogło pójść nie tak, ale oni mogli jedynie skazać się na ślepy los. Nie, to głupota.

Ale on nie pytał jej o zdanie, co ostro jej przypomniał. On oświadcza, że to Chiyo będzie tą, która go w nim zapieczętuje. Tak, miała sporą wiedzę na temat bijū, nie tylko teoretyczną, bo również asystowała kiedyś przy pieczętowaniu innego demona. Ale właśnie dlatego doskonale rozumiała, jak szalonym i niebezpiecznym pomysłem była próba zapieczętowana demona w nienarodzonym dziecku.

Samo zapieczętowanie było bardzo trudne i niebezpieczne, szczególnie, gdy ktoś zdecydowałby się wybrać osobę wbrew jej woli. Lub bardzo młodą, z nieukształtowaną psychiką. Chiyo widziała już skutki przejęcia władzy demona nad jinchūriki. Opłakane skutki. Ale to?! Nie, ona się tego nie podejmie. To niemożliwe. To zagrażało bezpieczeństwu jej, i tak już, cierpiącej wioski.

No i dochodził do tego jeszcze aspekt uczuciowy. Wprawdzie nigdy nie uważała się za osobę specjalnie wrażliwą i dobrą, ale jakieś sumienie miała. Choć bez wątpienia zostało ono mocno nadwerężone, gdy jej ukochany Sasori uciekł z wioski.

Wiedziała, że to nie będzie proste. Sytuacja kunoichi nie była zbyt łatwa w Sunie. Żadna z nich nigdy nie została wybrana na Kazekage. Wśród shinobi kobiet było o wiele mniej, niż mężczyzn, a w Radzie jedynie kilka. Od niedawna Rasa coraz bardziej ignorował jej zdanie, lecz nie była pewna, czy jej płeć miała z tym coś wspólnego, czy on po prostu nikogo już nie słuchał.

Ale mimo tego musi pójść do niego i mu wszystko wyjaśnić. Koniec.

*

Ebizō czuł, że coś jest nie tak. Jego siostra ostatnio dziwnie się zachowywała. Wprawdzie o wiele boleśniej od niego przeżyła śmierć swojego syna i synowej, a potem zniknięcie wnuka, ale od tamtej chwili minęło już sporo czasu. Nie, musiało chodzić tym razem o coś innego.

Mąż Chiyo umarł już dość dawno, a od tego czasu ponownie mieszkali razem. Bardzo go to ucieszyło. Zawsze, jeszcze od dzieciństwa, dobrze się dogadywali. Byli zupełnie różni – on spokojny, nawet dość flegmatyczny, ona żywiołowa, dzika, głośna. Ale to jakoś im nie przeszkadzało we wzajemnych relacjach.

Musi jakoś wydusić z niej prawdę, ale nie wiedział, jak. Pytał już kilka razy, ale to nic nie dało, choć zwykle mówiła mu o wszystkim.

Następnego dnia odbyło się kolejne spotkanie Rady. Wszyscy zbierali się już do wyjścia, a wtedy usłyszał, że Rasa każe jego siostrze zostać w gabinecie.

Coś go tknęło, więc puścił pozostałych przed sobą i gdy wyszli z budynku, przylgnął do drzwi.

Po chwili usłyszał stanowczy głos swojej siostry. Był zaskoczony, bo pierwszy raz słyszał, by krzyczała na pana Kazekage. Zawsze bardzo go ceniła, wprawdzie on też, ale nigdy nie w takim stopniu, co ona.

- Nie! To szaleństwo! Nie zrobię tego, nie zmusisz mnie!

- Chyba zapominasz z kim rozmawiasz! Nie masz prawa mi niczego odmówić! - krzyknął, a chwilę później do uszu Ebizō dotarł dziwny trzask i zduszony pisk.

Zamarł pod drzwiami, przestraszony i odskoczył w ostatniej chwili, gdy Chiyo wypadła z pomieszczenia.

Trzymała się za policzek, a w oczach miała łzy. Mruczała coś do siebie ze złością. Gdy go spostrzegła, drgnęła gwałtownie i odwróciła twarz.

- Co ty tu…?

Spojrzał na jej zaczerwieniony policzek. I wtedy pojął. Choć raczej powinien powiedzieć, że wiedział to już chwilę wcześniej, ale nie był w stanie przyjąć tego do wiadomości, uwierzyć, że pan Kazekage skrzywdził jego siostrę, członkinię Rady…

- Co ci się…? - mimo tego zapytał ostro.

Cofnęła się, wyraźnie przestraszona.

- N-nie, nic, chodź, pogadamy w domu…

Ona nigdy się tak nie zachowywała, wiedział, że była tak silna i pełna tupetu, że oddałaby nawet Kazekage. Co on jej takiego zrobił?! Jaki wydał jej rozkaz, że nie chce go wykonać, choć nigdy wcześniej nie kwestionowała rozkazów żadnego Kazekage? Musi się tego dowiedzieć!

- Co on ci zrobił?! - krzyknął głośniej niż planował.

Jej oczy rozszerzyły się ze strachu.

- Nic, nic, cicho, nie możemy tu rozmawiać… - złapała go za rękaw i próbowała odciągnąć od drzwi gabinetu Rasy. Ale on się zaparł.

- CO ON CI ZROBIŁ ?! - teraz nie chciał już nad sobą panować, nie interesowało go, co zrobi mu Rasa, jego siostra była najważniejsza. Była jego ostatnią żyjącą krewną…

Chiyo pisnęła i przycisnęła się do ściany, gdy w drzwiach stanął Rasa. Spojrzał na jedno i drugie ze złośliwym uśmieszkiem, który jeszcze tak niedawno nie pojawiał się na jego twarzy.

- Co, Ebizō? Przestań wrzeszczeć pod drzwiami i powiedz mi w twarz to, co masz mi do powiedzenia…

- Oczywiście, ja…!

- Nie! Proszę… - Chiyo pchnęła go w stronę korytarza.

- Mądra decyzja… - uśmiechnął się złośliwie Rasa.

Gdy dotarli do domu, spojrzał na nią ostro.

- Teraz powiedz mi wszystko!

Westchnęła z rezygnacją i usiadła na kanapie w salonie. Ku jego ogromnemu zaskoczeniu, wybuchła płaczem. Pochylona, ukryła twarz w dłoniach.

Ona rzadko płakała, nawet, gdy zniknął Sasori. Była smutna i nerwowa, ale niemal nie płakała. A teraz… To brzmiało coraz poważniej. Czekał.

- On… kazał mi coś zrobić…

- Co? - zapytał od razu.

Spojrzała na niego ze smutkiem.

- Niedługo sam zobaczysz.

- Zabronił ci mówić?

Zamyśliła się.

- Właściwie to nic nie mówił na ten temat.

- Więc mi powiedz!

- Nie…

- Czemu?

- Bo sama nie chcę. Chyba się wstydzę. Pewnie niedługo każdy w Sunie będzie wiedział. Ciekawe, czy mnie znienawidzą, czy uznają, że Rasa miał rację?

- To odmów!

Prychnęła.

- Widziałeś chyba, że nie…

- Co masz zrobić?

- I tak się na tym nie znasz.

Zamyślił się. Więc to coś chyba związanego z jej pracą. Chiyo zajmowała się sprawami medycznymi. Porody, leczenie… Ale to by jej nie zasmuciło.

Często mówiła mu, że skoro bogowie dali jej ten dar, to może pomagać innym. Lubiła swoją pracę. Więc co… Ma kogoś zabić?

Chiyo czasem chodziła na misje. Wiedział, że zabiła w życiu kilka osób. To nigdy nie było dla niej powodem do traumy, więc… Nadal nie miał pomysłu.

Może rzeczywiście powinien poczekać? Ale to było takie trudne.

*

Temari dość dobrze pamiętała dzień narodzin Gaary… Czy też raczej myślała, że pamięta. Czy możliwe, że ten pełen wydarzeń dzień, dobrych i złych, sprawił, że zapamiętała go, mimo że miała wtedy jedynie trzy lata? A może cała te historia była tylko jej wymysłem, wyobrażeniem tamtego dnia, zlepkiem różnych zasłyszanych opowieści? Ale nie, ludzie raczej starali się o tym nie wspominać, szczególnie ojciec…

Czekała już od jakiegoś czasu na ten dzień. Pamiętała, jak mama opowiedziała jej, że będą mieli brata albo siostrę. Pozwalała jej głaskać się po dużym brzuchu. Często to robiła. Już wtedy kochała Gaarę…

Potem zabrali mamę i się nie bała, bo wiedziała, że to tak wygląda. Pani Chiyo i jeszcze trzy osoby w fartuchach poszły razem z nią do jednego z pomieszczeń w ich domu. Tato też tu był, ale wydawał się być poddenerwowany.

Był wieczór. Czekała bardzo długo albo tak jej się wydawało. Nie pozwolili jej wejść ani razu, ale siedziała w pomieszczeniu obok. Słyszała co jakiś czas jęki mamy, ale ona wcześniej wytłumaczyła jej, że to normalne, bo urodzenie dziecka wymaga siły.

Jej mały brat leżał już w łóżku i spał. Siedziała na fotelu i czekała, czekała. Nagle coś się zmieniło wokół niej. Poczuła ekscytację w głosach tamtych ludzi, którzy pomagali mamie.

Zerwała się i uniosła głowę. Czyżby jej braciszek już się urodził…? Według mamy miała teraz usłyszeć głośny płacz brata, który, według jej słów, oznaczał, że jest już poza brzuchem mamy.

Słyszała coraz głośniejsze głosy akuszerek i tupot nóg, ale dziecko nie płakało… Serce jej przyspieszyło. Czy to źle…?

Stała tak na środku pokoju, nie mogąc się ruszyć, tak się bała, gdy nagle do pokoju wparł tata i niemal ją przewrócił. Ignorując to, przebiegł przez pomieszczenie i wszedł przez drzwi, niezatrzymywany przez nikogo.

Rzuciła się za nim, ale jakiś mężczyzna złapał ją za ramiona i krzyknął:

- Nie możesz tu wejść, panienko!

Próbowała się szarpać, ale wypchnął ją i zamknął drzwi za sobą. Rzuciła się w bok, ale jedyne, co dostrzegła, to łóżko i włosy mamy od tyłu.

Oparła się o ścianę i czekała. Po kilku minutach usłyszała krzyk pani Chiyo, a potem jeszcze głośniejszy ojca.

Po chwili jego krzyk zamienił się w wycie zranionego zwierzęcia i głośne przekleństwa.

Temari czuła, że zaraz umrze. Nigdy nie słyszała, by tato się tak zachowywał. Musiało stać się coś bardzo złego, ale… Przecież mama nie… albo braciszek…

Kiedy podjęła decyzję, że wejdzie tam siłą, drzwi ponownie się otworzyły, a ojciec wypadł na korytarz. Miał twarz pełną łez i bólu. Temari strasznie się przestraszyła.

Chiyo powiedział coś do niego, czego Temari nie usłyszała, a on wrzasnął, aż podskoczyła ze strachu:

- Nie obchodzi mnie ten bachor! Zrób z nim, co chcesz! Zniszczę cię za zabicie jej! - zaszlochał głośno i wybiegł z domu.

Przebiegła pod uniesionym ramieniem tamtego mężczyzny i, nim ktokolwiek zdołał ją złapać, doparła łóżka matki.

Matka się nie poruszała. Twarz miała zmęczoną i mokrą od potu, ale się uśmiechała. Oczy miała zamknięte, a ręce złożone na piersi. Była bardzo blada.

- Mamo…?

Już miała rzucić się na nią, gdy Chiyo podsunęła jej pod nos coś małego, okrągłego i rudego i zapytała:

- Chcesz zobaczyć swojego braciszka?

Ale ona nie słuchała. Co znaczy słowo „bachor”? I niby kto umarł, przecież nie…?

- Ma na imię Gaara – kontynuowała.

Temari zmrużyła oczy. Dziwne imię, takie straszne i… smutne. Czemu takie? Kto je wybrał? Mama czy tata? Czemu on jest taki malutki? Ze zdjęć pamiętała, że ona i Kankurō byli sporo więksi…

- Temari… - usłyszała jej delikatny głos – Twoja mama nie żyje… Bardzo mi przykro.

- NIE!!! - rzuciła się w stronę łóżka i padła na kolana.

Poczuła, jak ktoś chwyta ją pod ramiona i wyciąga z pokoju. Usłyszała jeszcze głos pani Chiyo:

- Nie powinnaś na to patrzeć. Zaraz przyniosę twojego brata. Możesz z nim chwilę zostać.

- Spokojnie… - usłyszała jakiś męski głos koło ucha.

Kątem oka dostrzegła, że przykrywają twarz mamy jakimś białym materiałem. Nie…

Kucnęła na ziemi. Nic już nie czuła. Chwilę potem jedna z akuszerek zabrała Gaarę do pokoju na piętrze.

Wciąż był tak samo cichy. Czyżby w jakiś sposób czuł, że jego mama nie żyje, a rodzina z tego powodu nie jest w stanie cieszyć się tak, jak powinna jego pojawieniem się na świecie?

Możesz z nim chwilę zostać” przypomniały się jej słowa pani Chiyo. Ale ona nie chciała brata. Chciała mamę. Zacisnęła mocno usta.

Choć wiedziała, że to głupie, ta chwila zdrady wobec Gaary ciążyła jej przez lata. Przypomniała sobie, że kiedyś opowiedziała mu o tym i poprosiła o przebaczenie. Spojrzał na nią z zaskoczeniem i powiedział powoli: „To nie jest coś, co wymaga wybaczenia”. Ale ona wciąż uważała inaczej.

Wtedy dwie osoby wynosiły mamę na noszach, wciąż była cała przykryta materiałem. Temari nie była w stanie tego znieść. Pobiegła po schodach na górę.

Czemu mama była ostatnio taka smutna? pomyślała nagle, może czuła, że stanie się coś złego? Nagle poczuła ogromny lęk… A może oni wszyscy, dorośli, wiedzieli więcej i jej nie chcieli nic powiedzieć…?

Z przekory nie poszła do nowego pokoju Gaary, urządzonego jeszcze przez mamę, a do pokoju Kankurō. Weszła cicho. Leżał w łóżeczku, przykryty kołdrą. Spał tak spokojnie. Poczuła złość. On nie musi przeżywać tego koszmaru, co ona, on jeszcze nie wie, nie rozumie…

Nagle jakby jej emocje przeszły na brata, obudził się i głośno rozpłakał. Podeszła do niego, ale go nie uspokoiła, nie pogłaskała, choć wcześniej często to robiła i miała do niego dobre podejście. Jakby ze śmiercią mamy zniknęły z niej wszystkie dobre uczucia…

*

Chiyo po prostu siedziała na fotelu w swoim domu i płakała. Mocno, głośno, jak chyba nigdy. Już nie miało dla niej znaczenia, czy brat się obudzi. Była noc, a ona nie spała. Właśnie wróciła z porodu. Bardzo nieudanego…

Tak jak podejrzewała, do salonu wszedł zdziwiony Ebizō. Spojrzał na nią zaspanym wzrokiem. Nie odezwała się nawet. Po co?

Spojrzała tylko na niego i poszła do sypialni. Na pewno nie zaśnie, ale przynajmniej nie będzie musiała patrzeć w oczy brata. Po tym, co zrobiła czuła się brudna.

Myślała o swojej ostatniej rozmowie z Karurą przed samym porodem. Spojrzała na nią z powagą i powiedziała wprost:

- Niczego nie mogę ci obiecać, to bardzo trudne i niebezpieczne.

Ale ona uśmiechnęła się do niej z dobrocią, jak zwykle i odpowiedziała:

- Wiem, ale zrobię, co każe mi mąż… Choć wcześniej mocno się o to pokłóciliśmy… O mnie nie dbaj, już pogodziłam się z najgorszym. Liczy się tylko mój syn, zrób wszystko, by nic mu nie było… On i tak będzie miał bardzo trudne życie. Zajmij się też Temari i Kankurō, choć wiem, że nie mam prawa cię o to prosić. Ale nie mam do kogo się zwrócić.

W jej oczach błysnęły łzy, ale się nie rozpłakała. Zawsze była bardzo silna. Uśmiechała się nawet, gdy umierała, trzymając w ramionach swojego syna.

*

Dwa dni później, z samego rana, o nic już nie dbając, w końcu najgorsze już się wydarzyło, poszła ponownie do gabinetu Rasy.

Wpadła bez pukania. Nic nie mógł jej zrobić… Zabije ją? Świetnie, pozbędzie się tego niemożliwego do zniesienia bólu…

W gabinecie był jakiś mężczyzna, przerwała ich rozmowę. Obaj spojrzeli na nią. Mężczyzna z zaskoczeniem, Rasa ze złością.

- Będziemy rozmawiać. Teraz – oświadczyła głosem nieznoszącym sprzeciwu.

Ze złością zmarszczył brwi, ale o dziwo, nie zignorował jej. Skinął głową na tamtego mężczyznę, który od razu wyszedł.

- To mów – warknął, siadając za biurkiem.

Ledwo hamując gniew, usiadła na wprost niego.

- Ty nic nie rozumiesz…! Demon uszkodził mu mózg. Badałam go cały wczorajszy dzień. Uszkodzenia są duże, nie umiem tego uleczyć. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam – spojrzała na niego; w jej oczach odbijał się nieskończony smutek i zmęczenie – Musimy czekać, by zobaczyć, jak będzie się zachowywał, gdy będzie miał co najmniej kilka lat. Nie możemy zapomnieć o wpływie Shukaku na Gaarę, szczególnie w takiej sytuacji. Czy będzie warzywem, podpiętym do respiratora, śliniącym się, opóźnionym w rozwoju dzieckiem, do którego nic nie dociera? Czy może potworem, który zabija każdego, kogo napotka, bo sam nic nie czuje? Może będzie miął regularnie ataki słabości, kłopoty z pamięcią, koncentracją? Jak zapanujesz nam nim, jeśli będzie miał potężną czakrę i jutsu oraz demona zawsze obok siebie? - wyrzuciła wszystko z siebie za jednym razem, nie miała sił, by dalej to w sobie dusić.

Ku jej zaskoczeniu, Rasa uśmiechnął się ironicznie.

- Doskonale… - powiedział powoli – Więc pozwalam ci się nim zajmować. Powinnaś być mi wdzięczna, w końcu twój syn i wnuk nie żyją…

Miała ochotę uderzyć go za te słowa, ale zdołała się powstrzymać. To nie jest dobry pomysł, nie da rady...

- Nie, ja… mogę raz na jakiś czas.

- Jesteś kobietą, jesteś do tego stworzona. Cofnę ci inne obowiązki, zajmiesz się tylko tym dzieckiem.

Ty pieprzony mizoginie, pomyślała, patrząc mu w oczy.

Tym dzieckiem”… Jakby nie mówił o własnym synu… Czy całkowicie się od niego odciął po śmierci żony?

- A może mam go jeszcze karmić piersią? - zapytała ze złością, nie myśląc, co mówi.

Otaksował ją wymownym spojrzeniem.

- Nie, o pieniądze się nie martw. Załatwię ci mleko modyfikowane lub mamkę i… - nagle zamilkł, jakby coś przyszło mu do głowy – Nie, zmieniam zdanie. Możesz być zadowolona. Oddam go pod opiekę Yashamaru.

- On nie jest kobietą… - powiedziała złośliwie – I nie zapominaj – spojrzała w górę na jego twarz z czystą nienawiścią – To TY zabiłeś swoją żonę, nie ja!

Znów się zamachnął, ale jednak cofnął rękę.

Spojrzała na niego z pogardą i wyszła bez pozwolenia, z mocno bijącym sercem.

Obiecała sobie, że nie zostawi tego dziecka samego, choć wiedziała, że nie może dać mu wszystkiego.

Ale już sześć lat później pojęła, że jej najgorsze przypuszczenia co do Gaary się spełniły.

*

Gaara, odkąd tylko Skukaku pokazał mu Chiyo na ulicy, nienawidził jej. Chyba nawet bardziej od swojego ojca, bo gdyby ta kretynka skłamała, że nie zna się na pieczętowaniu, on nie mógłby zrealizować swojego szalonego planu, bo sam nie umiał tego zrobić.

Lata mijały, a on jedynie wodził za nią nienawistnym wzrokiem, który jednak jej nie zabił i w samotności wymyślał dla niej najgorsze rodzaje tortur, długie i krwawe, tak jak lubił.

Wciąż była dla niego zbyt potężna, wiedział to. Bo choć ludzie często nazywali go świrem, on nie rzucał się na nią bez odpowiedniej siły i planu.

A potem, gdy miał dziewięć lat, ona nagle przeszła na emeryturę i razem ze swoim bratem wyprowadziła się poza Sunę. Zwykle shinobi na emeryturze dalej mieszkali w wiosce…

Był wściekły tak, jakby zrobiła mu to na złość… A może się domyślała, może uciekła ze strachu? Ale jakie to ma znaczenie, on i tak ją odnajdzie i zabije, razem z Ebizō, bo czemu nie. Będzie łaskawy, niech staruch nie cierpi samotnie po stracie siostry, tak jak on przez Chiyo całe życie tęsknił za matką…

A potem w jego życiu wszystko się zmieniło za sprawą Naruto… Zmienił się i od tamtej chwili wielokrotnie myślał o rozmowie z nią. Chciałby zrozumieć, czemu mu to zrobiła. Chciała, była ciekawa, głodna nienawiści? A może nie chciała, może jego ojciec… kazał jej? W końcu był Kazekage, mógł zrobić to bez problemu, kazać jej zrobić cokolwiek.

Ale poprzestał jedynie na tych rozmyślaniach. To były długie lata, pełne walki z samym sobą, próby porozumienia się z Shukaku, przepraszania tak wielu osób, później również musiał zająć się sprawowaniem władzy nad Suną jako Kazekage. Chyba po części zapomniał o Chiyo.

I wtedy zaczęła się tamta noc. Został porwany przez Akatsuki i zabity, a Shukaku mu odebrany. I wtedy uratowała go ona. Właśnie ona. Czemu? Czy to wyrzuty sumienia nie pozwoliły jej dłużej żyć?

Siedział na ziemi, przerażająco słaby i zaskoczony… Co tu robią Temari i Kankurō, Naruto? Czemu Shukaku milczy w jego głowie?

I wtedy odwrócił głowę i zobaczył ją. Zmieniła się przez te sześć lat nieobecności, postarzała. Ale to była na pewno ona. Zresztą obok był jej brat. Leżała nieruchomo. Czemu?

Poczuł lęk, jakby dopadło go przeczucie. Wtedy ktoś szepnął mu, że Chiyo oddała za niego życie.

Siedział tak z szeroko otwartymi oczami, mocno bolała go głowa, wszystko wirowało mu przed oczami, z trudem oddychał. Te słowa uderzyły go jeszcze bardziej.

Nie, to niemożliwe. Za co? Za te lata, gdy patrzył na nią z nienawiścią? I nagle poczuł mocne ukłucie w sercu. Ona nawet nie wiedziała… Wyprowadziła się z Suny, może nawet uciekła przed nim, przed ciągłą grozą śmierci, bezsennymi nocami, gdy Shukaku demolował kolejne domy… Nie wiedziała o jego przemianie, o tym, że został Kazekage… Czemu ta myśl aż tak bolała?

Nagle pomyślał, że w jakiś chory sposób byli ze sobą bardzo mocno związani, niemal jak rodzina. Pewnie czuła, że to przez nią stał się taki. A teraz już nigdy jej nie udowodni, że jest inny, że jej wybaczył.

Tak, wybaczył jej tak, jak był w stanie wybaczyć swojemu ojcu. Uśmiechnął się gorzko do siebie. Taak, i jemu i jej wybaczył dopiero, gdy umarli, czy to się liczyło…? Nie… to nie tak, wybaczył im już kilka lat temu, ale nie był w stanie przyznać tego głośno, nie miał odwagi powiedzieć im to wprost, więc spychał to przebaczenie na granicę świadomości, aż zrobiło się za późno...

Chciał się zerwać, przypaść do jej martwego ciała, dotknąć twarzy, pooranej zmarszczkami… Ale gdy tylko próbował się podnieść, zachwiał się mocno. Ktoś od razu go przytrzymał. Kankurō… Jego ukochany brat. Zawsze był przy nim… Temari też.

Myśl, że nie może choćby powiedzieć do niej jednego „dziękuję”, porozmawiać z nią chwilę przed śmiercią była jak niegojąca się rana w sercu.

*

Mieli już wracać do Suny, gdy nagle podszedł do nich Kakashi. Poczuł się dziwnie, przypominając sobie ich rozmowę w lesie, gdy był jeszcze pogrążony w szaleństwie. Potem już więcej nie rozmawiali, a on czuł się skrępowany tą stroną siebie, którą mu wtedy pokazał…

Kakashi spojrzał na niego z powagą i powiedział:

- Musimy porozmawiać, na osobności. Spokojnie, nie zabiorę dużo czasu.

Zaskoczony, skinął głową. Temari i Kankurō pomogli mu dojść do skały, na której go posadzili i odeszli na bok.

Spojrzał w górę na twarz Kakashiego, ukrytą za maską. Ten przyglądał mu się uważnie.

- Chcę jedynie wyjaśnić coś, czego pewnie pan nie rozumie. Podróżowaliśmy tu wspólnie i sporo jej opowiadałem. O panu, o tej zmianie, o tym, że jest pan dobrym Kazekage, że pomogł pan Konosze w sprawie Sasuke, że chciał pan oddać życie za swoją wioskę…

Gaara spojrzał na niego zaskoczony. Kakashi, widząc emocje na jego twarzy, powiedział z uśmiechem:

- Kankurō mi o tym opowiedział – zamyślił się i kucnął koło niego.

- Ale… - powiedział słabo. Nie rozumiał, czemu ktokolwiek coś dla niego robi – Nie musiał pan… - przypomniał sobie, jak cztery lata temu bez wahania mówił do niego na „ty”, teraz już by nie umiał.

Kakashi ponownie się do niego uśmiechnął.

- Powiedziałem jedynie prawdę. Możliwe, że moje słowa miały jakiś wpływ na jej decyzję… I jeszcze jedno… Nie powiedziała mi o swoich planach, ale proszę się nie obwiniać. Ona nie planowała już wracać, pożegnała się ze swoim bratem. Tylko że planowała oddać życie za Sasoriego. Dopiero potem zrozumiała, że pan jest więcej wart.

- Dziękuję za wyjaśnienie…. Za te słowa...

Pomyślał, że musi porozmawiać z bratem Chiyo, tylko tyle mógł zrobić, ale gdy się rozejrzał, on już gdzieś zniknął… Ciekawe, czy zrobił to specjalnie?...

*

Z trudem wrócił do domu razem z rodzeństwem. Potrzebował odpoczynku, musiał ułożyć sobie to wszystko. Z trudem przyzwyczajał się do faktu, że może spać, pierwszy raz w swoim szesnastoletnim życiu.

W Sunie też było wiele do załatwienie po jego nieobecności. Wielu cieszyło się z jego śmierci, a on musiał jakąś to rozwiązać… Wciąż łapał się na tym, że w myślach woła Shukaku. Bardzo się o niego martwił.

Ale tamta myśl, o Chiyo, wciąż go nie opuszczała.

Tydzień później spojrzał z powagą na swoje rodzeństwo i powiedział po prostu:

- Muszę porozmawiać z Ebizō.

Tak, jak się spodziewał, spojrzeli na niego z zaskoczeniem.

- Ale… on już wrócił do siebie… Wiesz, gdzie mieszka? - zapytał z wahaniem Kankurō.

Pokręcił głową, zmęczony.

- Nie, ale chyba uda mi się tego dowiedzieć. Muszę… z nim porozmawiać. Przynajmniej tyle mogę zrobić dla Chiyo.

Widział, że wymienili między sobą znaczące spojrzenia. Martwili się o niego.

- OK… - powiedział po chwili Kankurō. - Mam pójść z tobą?

Zawahał się, ale tylko na chwilę.

- Nie… muszę sam to załatwić. Nie martwcie się, nie będę tam długo.

- A… no wiesz… - zaczęła powoli Temari – Nie boisz się, że on może… być na ciebie zły za jej śmierć?

Przypomniały mu się słowa Kakashiego. Powoli pokręcił głową.

- Nie… ona, nie chciała już żyć. Powiedziała mu o tym.

Patrzyli na niego z zaskoczeniem. Powtórzył im słowa Kakashiego.

*

Następnego dnia był już w drodze. Szedł długo, rozmyślając. Po dobie udało mu się wytropić odpowiednie miejsce.

To był niewielki domek na środku pustyni, na modłę Suny, przykryty ogromną ilością piasku, że aż dziw, że dach się nie zawalił, choć wiedział, że domy w ich wiosce muszą być silne.

Podszedł powoli, z wahaniem. Czuł, że musi dać czas Ebizō, gdyby chciał go zignorować. Miał do tego prawo.

Odetchnął ciężkim piaskiem pustyni i po chwili ruszył w stronę półokrągłych drzwi. Zapukał. Tak, jak podejrzewał, on już wiedział o jego obecności. Otworzył mu niemal od razu.

Przez chwili patrzył na niego, a potem go wpuścił. Nie było w jego oczach nienawiści, jedynie smutek. Nie był również zaskoczony.

On się mnie tu spodziewał… pomyślał, niespecjalnie tym zaskoczony.

- Proszę wybaczyć, że tak wtedy zniknąłem… - powiedział zmęczonym głosem i poprowadził go do stolika i kanapy – Musiałem wszystko przemyśleć… A pan odpocząć.

Usiadł na kanapie i skinął głową. Po chwili Ebizō przyniósł mu szklankę wody z miodem. Gaara wypił ją z wdzięcznością. Napój miał oryginalny, odświeżający smak.

Po chwili wyprostował się i powiedział, patrząc na Ebizō:

- Chciałem… pana przeprosić.

- Nie masz za co przepraszać, byłeś… martwy, poza tym nie miałeś pojęcia o planach mojej siostry.

Gaara bez wątpienie nie spodziewał się, że mężczyzna będzie dla niego aż tak miły.

- Pan wiedział, tak?

Spuścił głowę.

- Tak, wiedziałem…

Więc Kakashi miał rację, pomyślał Gaara.

- Wie pan… ona była już stara, miała kłopoty z pamięcią... - posmutniał – Wstydziła się tego, próbowała ukrywać. Kiedyś była wspaniałą, silną kunoichi, ale czas zrobił swoje. I zmartwienia – spojrzał na niego intensywnie – Ona bardzo żałowała, całe życie, tego, co panu zrobiła…

Skinął głową, ale wciąż był zaskoczony, mimo że brał to pod uwagę.

- Ona nie chciała, to… - przerwał i spojrzał na Gaarę nerwowo.

Ten machnął ręką.

- Wiem, nie musi pan wybielać mojego ojca.

Skinął głową.

- Dobrze, to wiele uprości.

Gaara się zamyślił.

- Tak, już od dawna brałem pod uwagę, że została zmuszona… - i nagle odnalazł w sobie odwagę, by powiedzieć to, co najbardziej chciał – Ja… przykro mi, że nie wiedziała, że się zmieniłem. Wiem, że wcześniej zgotowałem wam wszystkim lata koszmaru, ale… - Głos mu się załamał.

- Bardzo pan cierpiał – powiedział delikatnie Ebizō.

- Zmieniłem się. Wiele włożyłem w zmienienie siebie w prawdziwego shinobi.

- Ona wiedziała – powiedział po prostu, a Gaara z zaskoczeniem uniósł głowę.

- To niemożliwe… przecież zmieniłem się dopiero po waszej wyprowadzce…

Uśmiechnął się lekko w odpowiedzi.

- Nie słyszał pan nigdy o gazetach?

- Tak, ale…

- I nie tylko o to chodzi. Wie pan, Chiyo… choć nigdy mi o tym nie powiedziała, często myślała o panu.

- Naprawdę? - Gaara był całkowicie zaskoczony. Czuł się dziwnie, wzruszony i pełen poczucia winy jednocześnie.

- Nieraz przyłapałem ją na tym, jak przegląda gazetę, którą specjalnie zamawiała, choć przez całe życie nigdy tego nie robiła. Wiem też, że miała swojego informatora w Sunie, kiedyś na niego wpadłem – ponownie się uśmiechnął – A gdy został pan Kazekage, zobaczyłem wycięty przez nią artykuł w gazecie na ten temat.

Gaara nie był w stanie się odezwać.

- Chciała dla pana dobrze, Gaara. Ja też z ciekawością śledziłem informacje o pana awansie, sojuszu z Konohą. Wie pan, moja siostra głęboko cierpiała, gdy przez całe nasze długie życie wioski wzajemnie się zdradzały. Gdy była młoda mocno walczyła, by było inaczej. Potem… chyba już się poddała i wciąż powtarzała zapalczywie, że już zawsze będzie źle. Ale sądzę, że gdzieś głęboko w sobie wierzyła, że młodzi, ci którzy nie doświadczyli jeszcze w życiu tyle goryczy i rozczarowań, mogą to zmienić. I miała rację. Opowiem coś panu - dodał po chwili.

Gaara w odpowiedzi skinął głową.

- Chiyo walczyła, by zmienić zdanie Rasy. Byłem świadkiem ich kłótni, widziałem ile łez wylała. Gdy był pan bardzo mały często się panem zajmowała, badała pana. Była panu bardziej rodzicem niż pana ojciec… - dodał gorzko.

Gaara poczuł w oczach łzy wzruszenia. Nie miał pojęcia… Czemu nikt nigdy mu o tym nie powiedział? Czułby się trochę lepiej…

- Ale czemu potem już nie…? - dodał ostrożnie, by go nie urazić.

Ale on nie wydawał się urażony. Westchnął ciężko i powiedział:

- Bo Rasa ją od pana odsunął. Chciał, by jedynie Yashamaru się panem zajmował. Przykro mi, że to się tak skończyło… Pewnie długo mnie pan szukał, prawda? - zmienił temat.

Gaara ponownie potaknął. Wciąż trudno było mu mówić.

- Pewnie chce pan u mnie przenocować przed drogą powrotną?

- Jeśli to nie problem – odparł.

- Oczywiście, że nie. W końcu to ja kazałem panu iść tak daleko.

Gaarze nagle coś się przypomniało.

- Nie chciałby pan ponownie zamieszkać w Sunie? To nie problem.

Spojrzał na niego z wdzięcznością.

- Domyślam się, że to nie problem, ale nie… nie chcę. Tu umrę, w miejscu, które wybrała na spędzenie emerytury, będę znów widział te miejsca, w których jeszcze tak niedawno była…

- Bardzo mi przykro… chciałbym jeszcze zapytać…

- Słucham. Proszę pytać, o co pan chce.

- Dlaczego się tu przenieśliście? - rozejrzał się po pomieszczeniu – Czemu nie chcieliście zostać w Sunie podczas emerytury… Przeze mnie? - zdołał powiedzieć, pomimo wyrzutów sumienia.

Ebizō się wyprostował.

- Sam tego nie wiem. Chiyo była zawsze bardzo skryta, gdy chodziło o uczucia. Niby byłem jej bratem, ale często nie mogłem jej zrozumieć. To była jej decyzja, a ja nie miałem nic przeciwko. Choć sądzę, że nie mogła dłużej znieść patrzenia na pana… na to jak pan cierpi z jej powodu.

Gaara ze smutkiem kiwnął głową.

- Chciałem… - zaczął, ale nagle gwałtownie się skrzywił, jęknął z bólu i złapał się za głowę.

- Przepraszam… - wyszeptał z trudem.

- Proszę nie przepraszać… - głos Ebizō był zmartwiony – Co panu jest?

Gaara przez chwilę nie odpowiadał. Wyprostował się z trudem, odetchnął głęboko i dopiero wtedy powiedział wolno:

- To nic takiego… Pamiątka po Shukaku. Łudziłem się, że to minie, gdy on już nie będzie we mnie, ale… - pokręcił ze smutkiem głową. Jednak po chwili dodał już pogodniej – Wprawdzie doświadczałem wielu niedogodności z tego powodu, ale… nie chcę już dłużej użalać się nad sobą. Wystarczyły mi tamte lata. Staram się doceniać to, co mam i jakoś z tym żyć. Nie dostanę drugiego życia… - dodał ciszej, po czym spojrzał na Ebizō – Bardzo mi przykro. Chciałem jeszcze porozmawiać, ale w takiej sytuacji... Byłbym wdzięczny, gdyby pokazał mi pan, gdzie mam spać. Muszę odpocząć, inaczej będzie jeszcze gorzej. Stresowałem się, przychodząc tutaj, emocje też mają wpływ na mój stan – ponownie spojrzał na Ebizō, tym razem z wahaniem – Ja… nie umiem przewidzieć, co tym razem się wydarzy. Możliwe, że będę krzyczeć lub miał halucynacje. Postaram się nie przeszkadzać, ale niczego nie obiecuję. - gdy to mówił, nie patrzył na niego.

- Mogę panu jakoś pomóc? - zapytał z troską.

Gaara pokręcił głową.

- Nie, nie raz dawałem sobie radę sam. Dobranoc… - wstał, lekko się chwiejąc.

- Jeszcze raz bardzo mi przykro, panie Kazekage… Chiyo podejrzewała, że nie obejdzie się bez konsekwencji, ale chyba oboje się łudziliśmy.

Gaara ponownie pokręcił głową.

Niewiele spał tej nocy. Ebizō słyszał kilka razy, że Gaara coś krzyczy. Zmuszał się jednak, by nie pójść do niego to sprawdzić, bo on przecież tego właśnie sobie życzył.

Gaara wiedział, że będzie ciężko, ale liczył się z tym. Leżał w ciemności na łóżku, ponownie odruchowo wołając Shukaku. Nie czułby się wtedy taki samotny… Ale zdecydował, że nie pójdzie tu z bratem, sam musiał to załatwić.

Przymknął oczy. Czy czuje się lżej, czy warto było tu przychodzić? Czy to przyniosło ulgę któremuś z nich? Gaara nie miał pewności.


KONIEC

29.12.21. 17.42

(11 str.)