czwartek, 1 sierpnia 2024

Być człowiekiem

Orochimaru cieszył się, że Sasuke i Tsunade przyszli do niego, gdy zamieszkał w Konosze. Jedyna osoba, która się nie pojawiła to… Kabuto. I choć Orochimaru sam by się do tego nie przyznał, czuł złość, że ten go nie odwiedził.

Jakiś czas czekał, a potem uznał, że zrobi to sam. Wszedł na wzgórze, na którym znajdował się odnowiony dom dziecka. Wokół bawiło się wiele dzieci. Orochimaru zastukał do drzwi. Otworzył mu jakiś chłopak, wyglądał na szesnaście lat.

Orochimaru uśmiechnął się.

- Dzień dobry, przyszedłem do Kabuto.

Chłopak skinął głową i wpuścił go do środka. Zaprowadził go do pokoju, w którym był Kabuto i wyszedł. Gdy Kabuto go dostrzegł, zbladł. Orochimaru uśmiechnął się do siebie złośliwie.

- Witaj, Kabuto! Przyszedłem, bo sam mnie nie odwiedziłeś.

Kabuto rozejrzał się nerwowo wokół, jakby robili coś złego. Potem zaprowadził go… do piwnicy. Orochimaru zaśmiał się.

- Tak tu witasz gości? – zadrwił.

Kabuto westchnął i usiadł przy stole.

- Po prostu te dzieciaki zawsze podsłuchują, a ja nie chcę, by…

- Och, a co będziemy takiego robić?! – Zaśmiał się Orochimaru.

Kabuto milczał przez chwilę, a potem powiedział:

- Nie odwiedziłem cię, bo nie mamy sobie już nic do powiedzenia. Tamte czasy… już się skończyły.

Orochimaru zauważył, że dał już sobie spokój z „panem Orochimaru”. Cieszyło go to i irytowało jednocześnie.

- Nie bądź dla mnie taki okrutny!

Kabuto spojrzał na niego zmęczonym wzrokiem.

- I tak nie mam na nic czasu. Te dzieci… pochłaniają bardzo dużo czasu. Ale i tak jestem wdzięczny Naruto, że nie skończyłem w więzieniu. – Zmierzył Orochimaru od stóp do głów. – Jak widzę, ty też nie.

- Nie.

Kabuto zawahał się. Przez chwilę nie wyglądał już na tak pewnego siebie.

- Słyszałem, że nadal jesteś z Sasuke.

Orochimaru skinął głową, ciekaw jego kolejnych słów.

- Więc nie wiem, co tu robisz.

Orochimaru zaśmiał się i spojrzał na niego uwodzicielsko.

- No wiesz… jeśli twoja dawna propozycja jest nadal aktualna…

Kabuto wyglądał na całkowicie zaskoczonego. Nagle poczerwieniał, ku zadowoleniu Orochimaru.

- C-co masz na myśli?…

- Mam na myśli, że Sasuke i ja mamy otwarty związek. Więc gdybyś zechciał… - Orochimaru wyciągnął rękę w jego stronę.

Kabuto zerwał się natychmiast.

- Nie! Nie jestem już taki jak kiedyś. Mam dość twoich gierek. Nawet jeśli Sasuke nie ma nic przeciwko, to ja nie chcę.

Orochimaru odsunął rękę. Przez jakiś czas milczeli, w końcu Kabuto zapytał, nadal zawstydzony:

- Naprawdę… tego chciałeś?

Orochimaru zaśmiał się.

- Nie, nie chciałem. Byłem tylko ciekaw twojej reakcji. Udawałeś takiego pewnego siebie, a potem i tak mi uległeś – powiedział zadowolony z siebie Orochimaru.

Kabuto zacisnął zęby.

- Tak jak mówiłem ci wcześniej, jestem aseksualny. – Orochimaru nagle szeroko się uśmiechnął. – Ale kto wie? Może okłamię Sasuke, że spałem z tobą, by zobaczyć jego reakcję?

Kabuto prychnął.

- Jeśli chcesz, żeby mnie zabił…

- Och, daj spokój! Nie zrobiłby tego.

Wtedy usłyszeli szepty:

- Ej, jak myślicie, co oni tam robią?

- Może pan Kabuto w końcu sobie kogoś znalazł, co?

Kabuto ze złością spojrzał w stronę uchylonych drzwi do piwnicy.

- Nie podsłuchujcie! – krzyknął.

Orochimaru zaśmiał się, a potem spojrzał z powagą na Kabuto.

- Jesteś taki delikatny dla tych dzieci… Dotychczas twój jedyny kontakt z dziećmi był wtedy, gdy eksperymentowałeś na nich. Nie sądziłem, że teraz będziesz… niańką.

Ale Kabuto nie wydawał się być urażony. Odpowiedział rzeczowo:

- Ja też nigdy nie widziałem siebie w takiej roli, ale… byłem bardzo wdzięczny mojej matce za dom, który mi dała, więc… Uznałem, że chcę, by inne dzieci także miały dom.

Orochimaru przez chwilę przyglądał mu się uważnie.

- I dzieci mają rację? Jesteś od dawna sam?

Kabuto skinął głową.

- Tak, od wojny. Wiesz… znów mógłbym znaleźć sobie kogoś na raz, ale… nie mam czasu, w domu dziecka jest tyle pracy. A poza tym, kto wie… może też nie chcę?

Orochimaru wzruszył ramionami. Porozmawiali jeszcze chwilę, a potem wyszli z piwnicy.

Kei był zły. Inne dzieci z domu dziecka znów się z niego śmiały. On zawsze był inny. Nie lubił towarzystwa osób w swoim wieku, wolał spędzać czas z dorosłymi. Bardzo dobrze dogadywał się z Kabuto, często pomagał mu z własnej woli, bo dzięki temu mógł unikać innych dzieci i porozmawiać na ciekawe, dorosłe tematy ze swoim opiekunem.

Pewnie nie pomagało też to, że był jednym z najstarszych dzieci tutaj, miał szesnaście lat. Kabuto bardzo go lubił i często prosił go o pomoc w przypilnowaniu młodszych dzieci. To sprawiało, że Kei był z siebie dumny, a jednocześnie… że inne dzieci się go czepiały.

Najgorszy był jeden z nich, chłopak starszy od Keia o rok. Miał tu, w domu dziecka, swoją bandę i razem wyśmiewali się z młodszych uczniów, a ostatnio najczęściej z niego. Najpierw to były tylko durne słowa, ale ostatnio zaczęli też atakować go fizycznie.

Nie miał jednak zamiaru donieść do Kabuto. Sam sobie poradzi! Kabuto miał już i tak wiele na głowie. To fajnie, że ten dziwny facet przyszedł go odwiedzić, może Kabuto poczuje się lepiej? Choć było też w nim coś dziwnego, co sprawiało, że Kei się bał.

Pewnego dnia Kabuto powiedział nawet, że może uczyni go swoim następcą w domu dziecka i to sprawiało, że Kei czuł ogromną dumę. Więc nie zawiedzie! Ten chłopak znów go zaczepił, gdy Kabuto i tamten facet zniknęli w piwnicy.

Ze złością zacisnął pięści a oni zaczęli go bić. Po chwili wahania zaczął im oddawać i nieźle mu szło. Trudno, skoro nie rozumieją po dobroci, to może się ogarną, gdy dostaną po mordach.

Kabuto i Orochimaru wyszli właśnie z piwnicy. Orochimaru skierował się do wyjścia.

- Może jeszcze kiedyś porozmawiamy, co?

Niestety Kabuto nadal nie umiał mu w niczym odmówić…

- Może…

Wtedy Kabuto usłyszał jakiś hałas na podwórku. Szybko poszedł w tamtą stronę i zobaczył, że Kei bije się z innymi chłopakami. Podszedł i rozdzielił ich bez trudu. Potem poprosił Keia na rozmowę na osobności.

- O co poszło?

- O nic… głupota – odpowiedział.

Kabuto westchnął.

- Wyglądało poważnie. To oni zaczęli?

Kei zawahał się.

- Ja…

- Dlaczego? To nie w twoim stylu.

- Chciałem… trochę poćwiczyć walkę, wyżyć się i tyle…

Kabuto westchnął.

- To nie jest mądre, wiesz o tym?

- Wiem. Już nie będę. Nie gniewa się pan na mnie?

Kabuto uśmiechnął się i przytulił go.

- Nie gniewam się. Tylko więcej tak nie rób.

Jakiś czas potem Orochimaru poszedł do Sasuke.

- Jak byś zareagował, gdybym przespał się z Kabuto?

Sasuke przez chwilę patrzył na niego, a potem odparł:

- Możesz robić, co chcesz. Taką mieliśmy umowę, w końcu ty też nie masz do mnie pretensji o Naruto, prawda?

Orochimaru roześmiał się w odpowiedzi.

*

W pewnym momencie Naruto przekonał Sasuke do wizyty u psychologa.

- No wiesz… pogadasz o tych wszystkich złych rzeczach w twoim życiu, o przeszłości i będzie ci lepiej.

Sasuke nie umiał odmówić Naruto, choć nie był pewien, czy to coś da. Uznał, że nie jest w stanie zwierzać się nikomu obcemu, więc zdecydował się na Sakurę. W końcu ona już wiele o nim wiedziała, więc nie będzie musiał znów wracać do tych nieprzyjemnych chwil.

Sakura chętnie się zgodziła. Sasuke w końcu nawet otworzył się przed nią do pewnego stopnia. Po spotkaniach z nią czuł się po części lepiej, spokojniej. Choć wątpił, by ktokolwiek był w stanie zabrać od niego tę ciemność, którą zawsze czuł.

Po jakimś czasie uznał, że już więcej nie wyniesie z terapii i zakończył spotkania z Sakurą.

Sakura zbliżyła się nie tylko do Mitsukiego, którego czasem zapraszała do siebie na herbatę (którą tylko ona piła), ale także z Orochimaru.

Tamte przymusowe spotkania z nim jako jego ginekolog sprawiły, że zapragnęła także rozmów z nim poza gabinetem. Oczywiście nadal pamiętała jego poprzednie zbrodnie, ale lubiła ich rozmowy o medycynie i nauce.

Pewnego dnia, ku jej zdziwieniu, Orochimaru zaprosił ją na obiad. Gdy pojawiła się, przy stole siedział Orochimaru oraz Mitsuki. Uśmiechnęła się do nich a potem usiadła. Na stole leżało dużo pysznego jedzenia, dowiedziała się, że przyrządzili je obaj.

Jedli jakiś czas, rozmawiając, a w pewnej chwili ktoś zadzwonił do drzwi. Orochimaru krzyknął „proszę!”, a po chwili koło stołu pojawił się… Sasuke.

Sakura już od jakiegoś czasu wiedziała, co łączy Sasuke i Orochimaru i w końcu jakoś się z tym pogodziła, ale… gdy on się tu pojawił, poczuła się dziwnie skrępowana. Mimo tego uśmiechnęła się miło i pomachała do niego zza stołu.

- Witaj, Sasuke! Usiądziesz z nami? Orochimaru był tak miły, że zaprosił mnie na obiad!

Ale wtedy oczy Sasuke pociemniały ze złości, spojrzał morderczo na Orochimaru i wysyczał:

- Widzę, że dobrze się tu bawisz, co, Orochimaru?!

Sakura otworzyła usta, zaskoczona, ale Orochimaru nic sobie z tego nie robił.

- Jemy – powiedział tylko.

Sasuke wyglądał na wściekłego.

- Doskonale! – krzyknął. – To ja wychodzę!

- Ale… - zaczęła Sakura, była całkiem zaskoczona jego wybuchem. – To tylko obiad, nie rozumiem…

Ale Sasuke już wybiegł, trzaskając drzwiami.

- To było niemiłe… - wyburczał Mitsuki, a Sakura przyznawała mu rację, ale milczała.

W końcu poczuła, że Orochimaru kładzie jej rękę na ramieniu.

- Och, nie rób takiej miny, Sakura! On czasem ma takie humory.

- Ale my tylko… jemy obiad! Nie rozumiem go… - szepnęła.

Orochimaru zaśmiał się.

- Ja też nie zawsze go rozumiem. No wiesz, on jest zazdrosny o moją uwagę, tak sądzę. – Wzruszył ramionami. – Nie myśl o tym. Chcesz jeszcze rybki, Sakuro?

Sakura westchnęła i uznała, że on ma rację. Nie będzie się tym martwić. Skinęła głową i wzięła talerz od Orochimaru.

*

Pewnego dnia Orochimaru był sam w domu. Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie i ktoś wpadł bez pukania. Znudzony uniósł wzrok i zobaczył przed sobą… Karin. Cóż, kolejna osoba, z którą nie miał kontaktu od lat.

- Słucham? – zapytał, gdy drzwi uderzyły głośno o ścianę.

Karin miała złość wypisaną na twarzy.

- Jak mogłeś?!

Westchnął.

- Co jak mogłem?

- Jak mogłeś uwieść Sasuke? On miał wtedy szesnaście lat!

- To on uwiódł mnie. Był wtedy mordercą a ty mówisz, że był niewinnym dzieckiem?

Karin poczerwieniała ze złości.

- To nie to samo! To obrzydliwe.

- To twoja opinia – powiedział spokojnie Orochimaru. – Teraz też go do czegoś zmuszam? Sam chciał do mnie wrócić.

- Więc może to… syndrom sztokholmski!

- I nadal trzyma się po tylu latach rozłąki? – Nagle Orochimaru zmrużył oczy i syknął. – Bo ja słyszałem, że to ty rozbierałaś się przed nim i zamykałaś z nim sam na sam w pokoju BEZ jego zgody.

Karin otworzyła usta i przez chwilę milczała.

- Ale… ja byłam w jego wieku i…

- Karin, daj sobie z tym spokój albo wyjdź – powiedział Orochimaru z nutą groźby w głosie.

Karin westchnęła i usiadła obok niego.

- Bo ja po prostu… tak się o niego martwię.

- A ja mówię ci, że Sasuke sam umie o siebie zadbać.

Nagle twarz Karin zmieniła się. Zaczęła się wiercić i nagle powiedziała:

- Tak poza tym, to… chciałam ci podziękować, bo nigdy tego nie zrobiłam. Uratowałeś mi życie, gdy się poznaliśmy i to dzięki tobie poznałam Sasuke. To ty dałeś mi dom.

Orochimaru spojrzał na nią, pierwszy raz zaskoczony od początku tej rozmowy.

- No wiesz… przydałaś mi się, gdy asystowałaś mi w eksperymentach, poza tym twoje umiejętności leczenia także nie raz były użyteczne.

Karin się zawstydziła. Nagle wstała i poszła ku drzwiom.

- Chciałam tylko powiedzieć, że jesteś dla mnie jak… ojciec – powiedziała i wyszła.

Orochimaru przez chwilę patrzył w stronę drzwi a potem się zaśmiał.

*

Pewnego dnia Orochimaru i Sasuke rzucili się na siebie namiętnie od progu. Zaczęli się rozbierać już w przedpokoju. Sasuke jęknął:

- A Mitsuki… nie ma go?

Orochimaru zaśmiał się.

- Nie ma, wyszedł z kolegami na kilka godzin.

Objęli się, całując gwałtownie… Wtedy usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi. W jednej chwili odsunęli się od siebie i zaczęli ubierać. W drzwiach stał Mitsuki.

- Prze-przepraszam – jęknął Mitsuki. – Nie chciałem wam przeszkadzać.

Orochimaru oparł się o ścianę, ciężko oddychając.

- Nie przepraszaj, to też twój dom. Ale… miałeś być…

Mitsuki ukłonił się.

- Tak, miałem, ale przyszedłem tylko na chwilę. Boruto wspomniał pewną sprawę i dlatego przyszedłem do domu, żeby coś ze sobą zabrać i… już znikam.

Mitsuki pobiegł do swojego pokoju i po chwili wrócił z jakimś przedmiotem.

- Już idę, pa! – Zatrzymał się jeszcze w drzwiach i dodał - Gdy mieszkaliśmy w Dźwięku powiedziałeś, że chcesz być sam i zrobiło mi się smutno, a teraz cieszę się, że jednak tak nie jest.

Orochimaru uśmiechnął się do niego.

- Sasuke jest wyjątkowy, to dlatego.

Mitsuki wyszedł a Sasuke ze złością poszedł do salonu.

- To koszmar… - wysyczał.

Orochimaru zaśmiał się.

- Tak to jest jak ma się dzieci. – Wzruszył ramionami. – Jak chcesz to możemy spotykać się u ciebie.

Sasuke skrzywił się.

- Pewnie Naruto nie miałby nic przeciwko, ale ja dziwnie bym się czuł. Wiesz co? – dodał Sasuke. – Nie mam już nastroju, idę do siebie – burknął i wyszedł, a Orochimaru mruknął do siebie:

- Jak chcesz, będę miał więcej czasu na moje eksperymenty!

*

Któregoś dnia Sasuke wybrał się na długą misję, nie było go już ponad tydzień. Naruto nie sądził, że będzie aż tak tęsknił. Pewnego dnia odwiedził Orochimaru, choć nigdy wcześniej tego nie robił. Orochimaru uśmiechnął się złośliwie.

- Co, teraz nawet moje towarzystwo jest ciekawe? – zadrwił.

Ale Naruto zignorował te słowa i usiadł obok Orochimaru.

- Wiesz… Sasuke zwykle nie chodzi na długie misje tylko zajmuje się ochroną wioski. Teraz była wyjątkowa sytuacja.

- Tak, to w jakim celu przyszedłeś do mnie? – zapytał ironicznie Orochimaru.

Naruto westchnął.

- Nie wiem… porozmawiać, tak myślę. Chciałem ci podziękować.

Orochimaru zachichotał.

- Doprawdy? A za co?

Ale Naruto miał poważną minę.

- Bo byłeś obok niego, gdy nas wszystkich nie było. Wiesz, Sasuke mi opowiadał… że czuł się u ciebie jak w domu, że nie byłeś do niego uprzedzony jak mieszkańcy Konohy. Że czuł się tam spokojnie.

Orochimaru także spoważniał.

- Cóż… on, oczywiście, nigdy by mi się do tego nie przyznał, ale skoro tak było, to miło mi. Nigdy bym nie sądził, że to właśnie TY mi podziękujesz!

Jakiś czas rozmawiali, a potem Naruto przestał słuchać słów Orochimaru. Zapatrzył się na niego i zaczął rozmyślać…

- Ej, Naruto, słuchasz mnie? – zapytał głośno Orochimaru.

Naruto otrząsnął się z zamyślenia.

- T-tak, po prostu… mam taką ochotę na seks!

Orochimaru zaśmiał się.

- No cóż, ja ci raczej nie…

Ale Naruto nadal patrzył na niego intensywnie.

- N-nie chciałbyś…?

Orochimaru milczał przez chwilę.

- To nie chodzi o to, czy bym chciał, czy nie, ale Sasuke tu nie ma, więc… Jaką dokładnie macie umowę? – zapytał po chwili.

Naruto skrzywił się.

- No… jeśli któryś z nas chciałby spotkać się z kimś innym, musi najpierw powiedzieć kto to i zapytać o zgodę…

- Właśnie – przerwał mu Orochimaru.

- Ale ja nie mogę go zapytać, bo on kilku dni nie ma zasięgu! – Naruto się skrzywił. – Ale wiesz co? Sasuke ciągle mi powtarzał, że jesteś taki cudowny w łóżku i ja kiedyś odparłem „Może chciałbym się sam o tym przekonać któregoś dnia!”.

Orochimaru prychnął.

- A on nie miał nic przeciwko?

- Wiesz… ja wtedy nie mówiłem na poważnie, ale dziś… jest inaczej. A on, ok, nie był zbyt entuzjastyczny, ale skinął głową i…

Naruto powoli, jak we śnie, zbliżył się do Orochimaru.

- To się zgadzasz? – wymruczał Naruto, czując jak serce mu przyspiesza. – Wiesz… ja nigdy nie byłem z kobietą i… jestem ciekaw.

Orochimaru zachichotał.

- Dobrze, zgadzam się.

Pocałowali się, a potem Orochimaru zdjął ubranie. Naruto natychmiast dotknął jego piersi.

- Są takie miękkie i… cudowne! – powiedział entuzjastycznie Naruto.

Wtedy i on się rozebrał. Zbliżyli się do siebie. Po chwili Naruto jęknął:

- Naprawdę jesteś genialny…

W pewnym momencie Naruto całkiem stracił kontakt z rzeczywistością, tak bardzo mu się podobało. Orochimaru zobaczył to i postanowił z niego zadrwić… Ugryzł go kilka razy w szyję, a Naruto nadal nie reagował.

Gdy skończyli, Naruto jęknął:

- Było cudownie…

Ale Orochimaru jedynie uśmiechał się złośliwie.

- Ale wiesz… to tylko raz, ok? – zapytał Naruto.

- Oczywiście – odparł od razu Orochimaru.

Wtedy Naruto zaczął się ubierać i dotknął szyi.

- Co…? – zapytał cicho.

Ze złością poszedł w stronę lustra. Gwałtownie otworzył usta, gdy zobaczył, że jest cały pogryziony.

- Ale… kiedy?

Orochimaru zachichotał.

- Byłeś taki przejęty, że nawet nie zauważyłeś.

- Czemu?

Orochimaru wzruszył ramionami.

- Nie wiem. Może chciałem z ciebie zadrwić? Ciekawe, co powiedzą inni, gdy cię tak zobaczą. A skoro Sasuke nie ma w wiosce, to…

Naruto się skrzywił.

- Mam nadzieję, że Sasuke się na mnie nie wkurzy.

Orochimaru zaśmiał się.

- Nie sądzę.

Naruto westchnął i wrócił do siebie. Przecież nie będzie się kłócił…

Tak jak podejrzewał, ludzie dziwnie na niego patrzyli, ale on to ignorował. Kilka dni później do wioski wrócił Sasuke. Naruto od progu opowiedział mu wszystko. Sasuke powiedział, że o nic nie ma do niego pretensji.

*

Pewnego dnia Naruto i Shikamaru poszli na piwo. Shikamaru spojrzał na niego ironicznie, gdy tylko się zobaczyli.

- Co ci się stało w szyję?

Naruto westchnął.

- Długo historia…

Cóż, tak naprawdę nie była długa, ale Naruto sądził, że Shikamaru nie będzie chciał słuchać jego opowieści. Boleśnie odkrył jak samotny jest facet w związku z innym facetem, który nie może opowiedzieć swoim przyjaciołom nic o sobie, bo oni „nie chcą słuchać TAKICH historii”. Wprawdzie Shikamaru nigdy mu tego nie powiedział, ale Naruto właśnie takiej odpowiedzi się spodziewał.

- No to mi opowiedz.

Naruto prychnął.

- Nie sądzę, że chcesz słuchać szczegółów na temat mojego związku.

Shikamaru chyba zrozumiał, bo przyjrzał mu się uważnie.

- Ok, nie bardzo się na tym znam, ale… Jesteśmy przyjaciółmi, ok? Jeśli chcesz o tym ze mną pogadać, to mów. Najwyżej w pewnej chwili powiem, że mam dość. – Mrugnął do niego.

Naruto przez chwilę milczał, zaskoczony. Tak, wiedział, że Shikamaru jest super przyjacielem, ale i tak nie spodziewał się takiej odpowiedzi.

- Zacznijmy od tego, że… przyłapałeś mnie wtedy z Sasuke w moim gabinecie – zachichotał Naruto.

Shikamaru skrzywił się.

- Noo… nie spodziewałem się tego. Mogliście zamknąć drzwi!

Naruto znów się zaśmiał.

- Przepraszam, kompletnie zapomniałem! Tak w ogóle to to był pomysł Sasuke.

Shikamaru zgarbił się.

- Ech, gdyby Temari miała TAKIE pomysły!

Naruto zerknął na niego z powagą.

- Czyli… niezbyt wam się układa w tym temacie?

- No wiesz… ona niezbyt często ma ochotę, więcej myśli o Gaarze niż o mnie. Ale nieważne – powiedział Shikamaru, choć nadal miał smutną minę. – Mieliśmy rozmawiać o was.

- No wiesz… nigdy nie pytałeś mnie o Sasuke i Orochimaru – powiedział nagle Naruto.

- Uznałem, że to nie moja sprawa. Ale skoro sam zacząłeś ten temat. Ja bym tak nie umiał… NIGDY nie jesteś zazdrosny?

Naruto roześmiał się.

- Wiesz… Sasuke ma o wiele wyższe libido niż ja i… czasem się zmuszałem, bo on chciał. A teraz… Sasuke ma też Orochimaru i ja mam więcej czasu dla siebie. – Zaśmiał się. – No a Sasuke ma kogoś, kto lepiej go rozumie niż ja.

Czy byłem kiedyś zazdrosny? O fizyczność – nigdy. Ale o… emocje, raz. – Zapatrzył się przed siebie. Tak jak ci powiedziałem, oni są do siebie bardzo podobni. Ja nigdy nie zrozumiem jak to jest uciec z wioski, zostać mordercą, mieszkać w jaskini, stracić rodzinę… A oni to wiedzą, obaj są też tacy inteligentni a ja, niestety nie.

Pewnego dnia Sasuke chciał porozmawiać ze mną na jakiś temat. I nie zgadzaliśmy się. On spojrzał na mnie jakoś tak… i powiedział „To idę porozmawiać z Orochimaru! On się ze mną zgodzi”. I po prostu wyszedł.

Rozumiesz, to nawet nie była kłótnia, krzyki, trzaskanie drzwiami. Tylko spokojne słowa „Idę do niego” a ja… poczułem ukłucie zazdrości. Pomyślałem, że ja NIGDY nie zrozumiem go na takim poziomie jak Orochimaru. Potem przez kilka minut siedziałem na kanapie i patrzyłem w ścianę. Ale w końcu mi przeszło i zająłem się czymś innym.

Po części to może źle, ale jednocześnie doceniam, że Sasuke ma kogoś, kto go tak dobrze rozumie. No i tyle. – Zerknął na Shikamaru. – Nie uwierzyłbyś mi w taką odpowiedź, nie?

Shikamaru po prostu pokręcił głową.

- No a jeśli chodzi o to. Wskazał na swoją szyję. – Zrobił mi to Orochimaru.

Shikamaru wydawał się być bardzo zaskoczony.

- Ale…

- Wiesz… byłem z nim w łóżku kilka dni temu.

Shikamaru niemal zadławił się piwem.

- Ja myślałem… że tylko Sasuke coś z nim łączy – zaczął ostrożnie Shikamaru.

Naruto wzruszył ramionami.

- Tak, ale… to był wyjątek.

- I jak było? – zapytał Shikamaru a Naruto wyraźnie wyczuł ironię w jego głosie.

Uśmiechnął się.

- On jest cudowny, mówię ci.

Shikamaru prychnął.

- Ja się na szczęście o tym nie przekonam! Ale czemu cię pogryzł?

- Wiesz… to podobno miał być taki „żart”. – Wzruszył ramionami. – A co to za różnica?

- Czyli… Sasuke nie miał nic przeciwko?

Naruto pokręcił głową.

- Nie sądziłem, że wy jesteście tacy… szaleni w tych tematach! – Nagle zaśmiał się Shikamaru.

- Cieszę się, że to się wydarzyło – powiedział nagle Naruto. – Sądzę, że teraz lepiej rozumiem ich obu.

Potem jeszcze jakiś czas rozmawiali.

*

Pewnego dnia Naruto i Sasuke byli w domu Orochimaru. Od dłuższej chwili rozmawiali. W końcu Orochimaru zapytał:

- I jak wam się układało w związku zanim ja się pojawiłem?

Naruto planował szybko odpowiedzieć „Wszystko było super!”, ale nie mógł. Spojrzał na Sasuke, ten wzruszył ramionami. Naruto odetchnął głęboko i odparł:

- No wiesz… Sasuke… czasem krzywdził mnie w łóżku.

Orochimaru wydawał się być zaskoczony.

- No, no, Sasuke, toż to twój kochany mąż! – zadrwił.

- Zamknij się! – wysyczał Sasuke i zerwał się z kanapy.

Ale wtedy Orochimaru powiedział:

- To ja znam idealne rozwiązanie! Możesz wyżywać się do woli NA MNIE.

Sasuke prychnął i zaczął krążyć po pokoju.

- Bzdura! Powinienem… znaleźć sposób, żeby się uspokoić.

- Ale skoro nie umiesz… - upierał się Orochimaru. – Znasz mnie. Ja nie będę miał „zranionego serduszka”, nie jestem tak naiwny jak inni ludzie. Dobrze wiesz, że moje ciało jest odporne na ból i że NIE MOŻESZ nic mi zrobić, bo jestem nieśmiertelny, więc to idealne rozwiązanie, prawda?

W tej chwili Sasuke zaklął pod nosem i wyszedł z pokoju. Naruto westchnął i zerknął na Orochimaru.

- Ja… serio, doceniam twoją propozycję, ale… nie chcę, by ktokolwiek przez to przechodził, ok? Po prostu… jakoś to będzie.

Orochimaru jedynie wzruszył ramionami, ale jego wzrok mówił, że on wie lepiej, co mówi.

*

Jakiś czas potem Sasuke i Orochimaru byli sami.

- Gniewasz się na mnie, że zgodziłem się na propozycję Naruto, prawda? – zapytał w pewnej chwili Orochimaru.

Sasuke zacisnął usta.

- I tak i nie. Wiesz… byłem zaskoczony, że się zgodziłeś, ale…

Orochimaru wszedł mu w słowo.

- Wiesz co powiedział mi Naruto? Że nigdy nie był z kobietą i że był ciekaw. Zrobiłem to… dla ciebie. Gdybym się nie zgodził, może zechciałby spotkać się z kimś innym.

Sasuke westchnął.

- Wiesz… jestem samolubny. Gdy mnie kiedyś o ciebie zapytał, zgodziłem się. A wiesz dlaczego? Bo gdybym się nie zgodził… byłoby to niesprawiedliwe, że spotykam się z tobą! Wiem, że on pewnie i tak by mi tego nie zabronił, ale… Ja czułbym się źle.

A tak? I tak JA spotykam się z tobą o wiele częściej, więc… to jak chłodna logika, choć nie podoba mi się jak to brzmi.

Przez chwilę obaj milczeli.

Pewnego dnia Orochimaru znów wybrał się do ginekologa. Po badaniu Sakura uśmiechnęła się lekko.

- Chyba ostatnio trochę zaszaleliście, nie?

Orochimaru uśmiechnął się do niej drapieżnie i odparł:

- Tak, oni ostatnio zaszaleli.

Sakura gwałtownie otworzyła oczy.

- Ty… zdradzasz Sasuke?! – wypaliła, ale szybko złapała się za usta. – Przepraszam… znów to robię. Nie mam prawa pytać cię o twoje życie seksualne jako twój ginekolog i…

Ale Orochimaru roześmiał się.

- Tak, nie masz prawa. Ale nie, nie zdradzam Sasuke. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej. – To był Naruto i Sasuke się zgodził.

Sakura poczerwieniała jeszcze bardziej a potem szybko zajęła się wypełnianiem karty pacjenta Orochimaru.

*

Mitsuki czuł się źle, gdy okłamywał Boruto, ale sądził, że nie ma wyboru. Gdyby powiedział mu o tym wszystkim: że jest sztucznym człowiekiem, że jego rodzic jest mordercą… Boruto pewnie nie chciałby go znać i właściwie by mu się nie dziwił.

Pewnego dnia siedział samotnie na wzgórzu w Konosze. Lubił to miejsce, było bardzo piękne. Był późny wieczór, już miał wracać do domu, gdy nagle zobaczył obok siebie małego, białego węża. Szybko uśmiechnął się do siebie.

Od razu go rozpoznał, to był wąż jego rodzica! W tym czasie Orochimaru był na misji, ale najwyraźniej nie zapomniał o nim. Mitsuki uśmiechnął się ponownie i wziął węża na rękę. Wąż zasyczał a on zrozumiał jego mowę.

- Wszystko dobrze w domu, Mitsuki?

Mitsuki zachichotał. Rodzic mógł mu przecież wysłać smsa, byłoby o wiele szybciej a jednak przysłał do niego węża. To miłe. Szybko odpowiedział.

- Och, tak, rodzicu! Teraz wybrałem się na spacer, bo w domu jest tak pusto bez ciebie.

Rozmawiali przez jakiś czas. Orochimaru powiedział mu, że misja idzie dobrze i że pewnie niedługo wróci do domu.

Wtedy zamarł. Usłyszał za sobą jakiś hałas. Szybko schował węża do szerokiego rękawa swojego kimona. Cóż, wiedział, że ludzie z reguły nie lubią węży. Za nim stał Boruto. Jednak tym razem Mitsuki się nie ucieszył tak bardzo jak zwykle.

Wepchnął węża jeszcze głębiej do rękawa i powiedział z wymuszonym uśmiechem:

- Hej, Boruto! Miło cię widzieć.

Boruto zmarszczył brwi.

- Co ty tu robisz o tak późnej porze?

- Ja… podziwiam widoki. Piękna ta wasza Konoha.

- Teraz też twoja, nie? – Uśmiechnął się Boruto.

Mitsuki skrzywił się. Tak, właściwie to tak, ale… Mitsuki wciąż czuł w sobie ten lęk. A co jeśli jednak ich wyrzucą? Za dawne czyny jego rodzica albo za to, co ostatnio zrobił on sam…? Szybko odepchnął od siebie te myśli.

Pamiętał ten dzień, jakiś czas przed ich przeprowadzką do Konohy. Rodzic usiadł obok niego i opowiedział mu o swoich dawnych zbrodniach. Trudno było mu tego słuchać, ale doceniał jego szczerość.

- Tak, moja Konoha – powiedział niezbyt pewnym głosem.

Jeszcze jakiś czas rozmawiali a potem Boruto wrócił do domu. Mitsuki szybko wyciągnął węża z rękawa.

- Przepraszam, rodzicu…

- A co? Nie mówiłeś Boruto prawdy o sobie? – zasyczał wąż.

Mitsuki odwrócił wzrok, zawstydzony.

- Nie… ale może za jakiś czas powiem. Boję się jego reakcji. – Nagle coś przyszło mu do głowy i szybko zapytał: - Rodzicu? A może… kupiłbyś mi grę na konsolę? O ninja?

Mitsuki był niemal przekonany, że gdyby Orochimaru miał teraz ludzką formę, zaśmiałby się.

- Nie wiedziałem, że lubisz gry.

Mitsuki lekko poczerwieniał.

- No… ja się na tym nie znam, ale Boruto lubi gry, więc pomyślałem, że…

Wąż przez chwilę patrzył na niego swoimi złotymi oczami a potem odparł:

- Jasne, nie ma problemu. Kupię ci jak wrócę z misji.

Mitsuki rozpromienił się i przytulił węża do siebie.

- Ok, ok, skończyłeś mnie już tulić? – narzekał Orochimaru. – Muszę jeszcze przejść daleką drogę z powrotem.

- Oczywiście! – powiedział szybko Mitsuki i położył węża na ziemi. – Do zobaczenia, rodzicu!

Przez chwilę patrzył jak wąż pełza po trawie i znika w ciemnościach, a potem ruszył szybko do domu.

*

Jakiś czas potem (Boruto dostał grę od Mitsukiego i był bardzo zadowolony) Mitsuki uznał, że w końcu powie mu prawdę. Zdenerwowany, spotkał się z nim w swoim pokoju i zaczął:

- J-ja… chcę ci coś opowiedzieć – zaczął.

Boruto, całkiem rozluźniony spojrzał na niego.

- A co takiego?

- Sam nie wiem, od czego zacząć… Słyszałeś kiedyś o… o tym, co zrobił mój rodzic wiele lat temu?

Boruto zmarszczył brwi.

- Nie, nie wiem, o czym mówisz…

- On… - Mitsuki odetchnął głęboko i powiedział: - Był mordercą. Napadł kiedyś na Konohę, zniszczył ją i… zabił Trzeciego hokage.

Boruto wytrzeszczył oczy.

- To dlaczego… znów go tu wpuścili? – szepnął, a Mitsuki poczuł ból w sercu.

- Nie wiem do końca, ale… to Naruto dał mu szansę.

- A ty? – zapytał podejrzliwie Boruto.

Mitsuki przymknął oczy.

- Ja… nie chcę być taki jak on, ale raz zabiłem. Jakiś czas temu, przez przypadek i… - Poczuł, że chce mu się płakać.

- Czemu nie uczą nas tego w szkole? – zapytał Boruto, znów marszcząc brwi.

- Nie wiem, może nie chcą mówić źle o tych, którzy wciąż żyją, może nie chcą powodować podziałów w wiosce. Ale to nie wszystko, co chcę ci powiedzieć… - dodał odważnie Mitsuki.

Boruto sapnął.

- No, cóż… Aż się boję, ale mów.

- Ja nie urodziłem się normalnie. Jestem sztucznym człowiekiem.

Boruto najwyraźniej nie znał tego słowa, otworzył lekko usta.

- A co to znaczy?

- To znaczy… że nikt mnie nie urodził, ja… Orochimaru wyhodował mnie w szklanym pojemniku. Wziął swoje geny i… ja się pojawiłem.

Boruto sapnął.

- I… co cię różni od ludzi?

Mitsuki odwrócił wzrok. Wstydził się tego, co ma powiedzieć. Lubił udawać zwykłego człowieka, wtedy czuł się pewniej.

- Nigdy nie jem, na przykład.

Boruto jęknął.

- Ej! Nie kłam, nie raz przy mnie jadłeś.

Mitsuki westchnął. Wiedział, że to nie będzie łatwa rozmowa.

- Nie, nigdy. Zamawialiśmy razem jedzenie w restauracji, a ja… udawałem, że jem, a gdy nie patrzyłeś, chowałem gdzieś to jedzenie.

- Ale… dlaczego? – szepnął Boruto.

- Bo… się wstydziłem. Że nie będziesz chciał znać dziwaka.

- Ej! To jest twoja wina, że taki jesteś. A mi to nie przeszkadza.

- Naprawdę…? – Mitsuki poczuł nadzieję w sercu, więc dodał. – I nigdy nie śpię.

Boruto opadła szczęka.

- Ale… to niemożliwe.

Mitsuki westchnął.

- Jak widać możliwe, skoro nadal żyję. Wiesz, ja… czasem czuję się jak dorosły, czasem jak dziecko i…

- To dlatego czasem tak dziwnie mówisz! – przerwał mu Boruto. – I wtedy zupełnie nic nie rozumiem.

Mitsuki skrzywił się. CHCIAŁBY, żeby Boruto zawsze go rozumiał, ale wiedział, że to nie jest możliwe.

Skinął głową.

- Tak, dlatego.

- A dlaczego masz taki pusty pokój? – zapytał Boruto.

Mitsuki rozejrzał się po swoim pokoju. Było tu tylko łóżku, szafka nocna i… zdjęcie Boruto.

Mitsuki się skrzywił.

- Bo ja… nie potrzebuję niczego. Nie jem, nie śpię, nie korzystam z toalety, więc… To wszystko nie jest mi potrzebne. Łóżko właściwie już tu było. Leżę na nim, gdy jest noc. Wiesz… ja nigdy nie będę taki jak ludzie.

Nagle poczuł w sobie złość, którą od dawna tłumił. Ile by dał, by być zwykłym człowiekiem jak inni! Krzyknął:

- Ty nie rozumiesz! Ja… nie mam takich emocji jak ludzie. Tak, czasem coś czuję, ale… zwykle te emocje są przytłumione, a ja czuję, że jedynie UDAJĘ zachowania innych ludzi. Wiem jak często wkurzasz się na mnie, że coś robię lub mówię nie tak i…

Boruto mu przerwał:

- Przepraszam! To prawda, czasem tak robię… Już nie będę.

Mitsuki pokręcił głową.

- Nie, nie gniewam się. Kto wie? Może to nawet lepiej? Bo gdy mówisz mi wprost, że się dziwnie zachowuję, to mogę… to zmienić.

- Ale ja nie chcę, żebyś się zmieniał.

Mitsuki prychnął.

- Jasne… posłuchaj, nie chcę, żebyś się przeze mnie wstydził, więc… staram się być taki, jak wy. Boruto… - zaczął, a serce mu waliło. – Kocham cię.

Boruto niemal się zakrztusił.

- Ale my… mamy dwanaście lat i…

Mitsuki uśmiechnął się gorzko.

- Nie, ja NIE MAM dwunastu lat, już ci to mówiłem.

Boruto poczerwieniał.

- No, ale ja…

- Wiem, nie przejmuj się, nic nie zrobię wbrew tobie, po prostu… to trudne. Tak bardzo cię kocham i jest mi źle, że ty nie możesz poczuć tego samego. – Nagle zamrugał. – Kolejna rzecz, która odróżnia mnie od ludzi: nie umiem płakać.

Boruto wytrzeszczył oczy.

- Serio?…

Mitsuki uparcie mrugał oczami.

- Wiesz… czuję takie dziwne… kłucie w oczach i sądzę, że to wtedy powinienem płakać, ale NIE UMIEM. Już tyle razy próbowałem. A słyszałem, że płacz pomaga ludziom poczuć się lepiej, a ja tego nie umiem… To beznadziejne.

Wiesz… czasem mam wszystkiego dość. Mój rodzic poświęca tyle czasu Sasuke i… raz przyłapałem ich podczas seksu i teraz zawsze się stresuję, czy nie będę im przeszkadzał, więc staram się przesiadywać u ciebie w domu lub dużo spacerować.

Boruto jęknął.

- Ale pan Sasuke… jest mężem hokage!

- To ty nie wiesz? Tak, ale… Naruto się na to zgadza. – Mitsuki pochylił się. – Czasem to wszystko jest takie trudne…

Nagle zadrżał, bo poczuł, że Boruto go obejmuje.

- Wiesz… ok, jestem teraz dzieciakiem, ale… gdy trochę podrosnę może lepiej cię zrozumiem? Nie przejmuj się! Cieszę się, że jesteś moim przyjacielem.

Mitsuki zaśmiał się i również go objął. W tej chwili czuł się trochę bardziej jak człowiek.


KONIEC

(12 str.)

9.8.24, 12:03