wtorek, 13 czerwca 2023

Blizny jak wspomnienia

Karin była mocno zdenerwowana. Była w mieszkaniu Sasuke i rozmawiali. Rozmawiali pierwszy raz od kilkunastu lat.

Nadal był tak samo piękny jak wtedy, gdy oboje mieli po kilkanaście lat, ale teraz nie miała nawet odwagi zerkać na niego zbyt często. Tak bardzo czuła się winna. Pamiętała jak ogromnego szoku doświadczyła, gdy dowiedziała się z plotek, że Sasuke planuje ślub z Naruto.

Może to głupie, ale do tamtej pory nie miała pojęcia o jego orientacji. Nigdy jej tego nie powiedział, ale też – nigdy nie reagował entuzjastycznie na jej próby flirtu. Poczuła się jak idiotka. Nie miała prawa tak go napastować, ale… wciąż się łudziła, że on ją zechce, jeśli tylko trochę bardziej się postara…

W końcu nie mogła znieść tych myśli i wypaliła:

- Sasuke! Czemu nigdy nie powiedziałeś mi o swojej orientacji?! - Nerwowo ścisnęła w rękach kubek herbaty, którą podał jej Sasuke.

Uśmiechnął się złośliwie i odpowiedział:

- A to by cię powstrzymało, co? - syknął.

Karin zadrżała. Jak on mógł tak mówić?!

- Oczywiście, że tak! Za kogo ty mnie masz?!

- A to, że zawsze się odsuwałem to, że nigdy nie powiedziałem: „chcę” NIC nie znaczy?

Karin pochyliła głowę. Bała się tych słów, ale… On też po raz pierwszy w życiu był dziś z nią szczery, więc… Odruchowo przesunęła palcami po nadgarstku.

- Bo ja myślałam… że lubisz dziewczyny, tylko ja… z tymi bliznami jestem dla ciebie… obrzydliwa… - Nie patrzyła na niego. Głos jej się załamał. - Więc jeśli może… bardziej okażę ci moje uczucia, to… jakoś zniesiesz te blizny.

Sasuke przez chwilę milczał z lekko uchylonymi ustami. Karin zastanawiała się, czy aż tak zaskoczyło go to wyznanie, choć nie była pewna – Sasuke był zawsze taki opanowany i skryty…

- Jeśli już o tym mowa… - powiedział dziwnie nerwowo. - To… bardzo to doceniam, tamten dzień, gdy je widziałem.

Karin w jednej chwili poczerwieniała. Czy on miał na myśli tamten dzień, gdy…?

- Prze-przepraszam! Strasznie! - wypaliła. - To było obrzydliwe z mojej strony i…

Sasuke ponownie uśmiechnął się złośliwie.

- NIE MÓWIĘ, że podobało mi się patrzenie na twoje nagie ciało. Mówię, że… skoro nie byłem zainteresowany podziwianiem go, to… dość szybko dostrzegłem twoje blizny – mówił jakimś dziwnie zmienionym głosem. - Całe nadgarstki, ramiona, przedramiona, dekolt… Musiałaś wykazać się ogromną odwagą, by pokazać je komuś, kto ci się podobał.

Karin zaczerpnęła powietrza, zaskoczona. Nie spodziewała się komplementów z jego strony.

- Przecież wiem, że zawsze je zakrywałaś. Zawsze nosiłaś bluzki, które zasłaniały twoje przedramiona, dekolt.

Karin zerknęła nieśmiało na Sasuke. Tylko przy nim się tak czuła. Zwykle była głośna i pewna siebie. Przynajmniej na wierzchu…

- Tak… zajęło mi wiele miesięcy przekonywanie samej siebie, że… powinnam ci się pokazać... nienawidzę tych blizn, nienawidzę na nie patrzeć, nawet gdy jestem sama. A wtedy… w końcu się odważyłam.

- Teraz wiem, jakie to uczucie… - odparł cicho Sasuke zamyślonym głosem, a Karin uniosła głowę, by na niego spojrzeć. Wie?…

Sasuke westchnął i dodał:

- Odkąd… nie mam ręki… ludzie ciągle się na mnie gapią, szepczą, brzydzą się, dopytują…

Karin skrzywiła się mimowolnie. To musiało tak cholernie boleć… Cóż, jej blizny po ugryzieniach także bolały, ale to był ból rozłożony na lata, a to…

Sasuke westchnął boleśnie i wyrzucił z siebie:

- JASNE… Ty też się krzywisz.

- NIE! - krzyknęła w panice. - Nie! Ja… skrzywiłam się, bo… to musiało boleć.

Sasuke prychnął.

- A TO nie? - Wskazał na jej ręce.

Ale ona nic nie odpowiedziała. Po chwili milczenia Sasuke odezwał się:

- Wiesz co? Teraz te wszystkie dziewczyny, co za mną biegały… przestały – westchnął. - Bo „nie mam ręki, więc po co im taki facet”? Nie żebym za tym tęsknił, po prostu… to żałosne, że tak niewiele wystarczyło, by im przeszło.

Karin pokręciła głową.

- A może… im chodzi o Naruto, a nie o to?

Sasuke westchnął.

- Nie, widziałem ich obrzydzone spojrzenia, gdy patrzyły na kikut mojej ręki. Raz… - Skrzywił się. - Słyszałem jak szepczą: „Teraz to ja bym go nawet nie chciała! Za każdym razem czuję dreszcze jak patrzę na tę jego rękę!”.

Karin uśmiechnęła się pokrzepiająco.

- No wiesz… nieważne co, ważne, że się odwaliły, nie? No i ja… A tak właściwie… zaskoczyła mnie twoja propozycja spotkania. Naruto wie o tym spotkaniu?

Sasuke prychnął.

- A co, zdradzam go? Wie, SAM mi to zaproponował. On… wciąż się upiera, że powinienem spędzać więcej czasu z innymi, odnowić znajomości, bo ostatnie lata były… trudne. - Przymknął oczy.

- Ale czemu JA? - szepnęła Karin. - Masz wokół siebie tyle wspaniałych osób z Kohony i…

- Ty też jesteś teraz „z Konohy”, tak? - zapytał.

Karin machnęła ręką.

- Niby jestem, ale… Wciąż czuję się tu jak obca. - Pochyliła głowę. - Niepotrzebna, jak intruz… A Naruto…? - szepnęła, zerkając na Sasuke. - Jemu nie przeszkadza, że nie masz ręki, prawda? - zapytała delikatnie.

Spodziewała się, że odpowie od razu „Nie przeszkadza mu” i zmieni temat, ale… Sasuke odwrócił od niej twarz i powiedział pełnym bólu głosem:

- Widzę jak odwraca wzrok, ja nie chce widzieć mojej ręki bez ubrania… - Odetchnął świszcząco. - Sądzę, że on czuje się winny, że… ale przecież to ja byłem debilem, który nie słuchał żadnych argumentów, gdyby mnie jakoś nie powstrzymał, to teraz byłby martwy… albo nadal byłbym mordercą.

Ale ja nie chcę, by on czuł się winny. Nie zmienię decyzji, nie umiem, czuję, że właśnie tak powinno być… - Zacisnął mocno powieki. - Nie mógłbym odzyskać ręki, to moja pokuta, moja kara. Poza tym… - Uśmiechnął się boleśnie. - Tak jest lepiej. Ktoś tak silny jak ja i tak zły jak ja… to dobrze, że bez tej ręki nie mam pełni swojej mocy.

Zamilkł. Karin słuchała go, z trudem oddychając. Nigdy nie sądziła, że się jej zwierzy, że będzie mówił TAK osobiste słowa.

- Nadal nie wiem, czemu JA? - po chwili powtórzyła pytanie.

Milczał, a w końcu odparł:

- Wiesz… nie tylko ty. Rozmawiałem z Sakurą, Saiem, Kakashim, Gaarą… Przeprosiłem ich wszystkich, czułem, że muszę… - Nagle spojrzał na nią. - Karin… Ciebie też przepraszam. Ja…

- Nie musisz! - Zamachała rękami, ale on kontynuował.

- Świadomie cię wykorzystałem… Wiedziałem o twoich uczuciach, wiedziałem, że wtedy zrobisz dla mnie WSZYSTKO, więc… wiele osób tak właśnie wykorzystałem. Życie jest o wiele prostsze, gdy wygląda się tak jak ja… - Uśmiechnął się gorzko. - Albo raczej WYGLĄDAŁO.

- Nie! Przecież mnie nie wykorzystałeś!

- Jasne… - Sasuke westchnął ciężko. - Ty, Jugo, Suigetsu… Ryzykowaliście dla mnie nie raz życie, przeze mnie zostaliście bandytami, przystąpiliście do organizacji przestępczej…

- Posłuchaj – zaczęła Karin. - Nie będę mówić za nich, bo nie wiem, co wtedy czuli i czemu to zrobili, ale ja… Myślisz, że wcześniej byłam taka święta? Przecież dobrze wiesz, co robiłam Suigetsu, on ciągle każdemu o tym przypominał… Czułam się taka samotna po śmierci Orochimaru i… wy byliście moim przyjaciółmi.

Wiesz? Ja teraz wspominam tamten okres jako czas radości, przygody… Wiesz mi, przeżyłam w życiu gorsze rzeczy niż choćby tamta walka z Bee…

Ale Sasuke jej przerwał.

- Wiesz, czemu TY?

Karin poczuła, że serce jej przyspiesza, choć wiedziała, że to głupia reakcja.

- Bo jesteś… tak ja powiedziałaś „wspaniali ludzie z Konohy”… - Westchnął. - Niby ja też jestem z Konohy, ale… bez wątpienia nie jestem WSPANIAŁY.

Wiesz jakie to męczące? - szepnął, opierając się mocniej plecami o fotel. - Wszyscy w Konosze są tacy… święci – wypluł to słowo. - A ja NIE jestem i… ciężko mi to znieść. - Uśmiechnął się drwiąco. - A potem jeszcze wybrałem sobie na męża najświętszego z najświętszych…

Czasem z trudem to znoszę. Przy nim wydaję się sobie jeszcze większym zbrodniarzem i przestępcą. Ale nie umiem żyć BEZ Naruto, więc… jakoś się z tym męczę. A ty… byłaś tam ze mną, ty i Orochimaru, w najlepszych chwilach mojego życia, choć potrzebowałem lat, by zdać sobie z tego sprawę.

Karin oddychała z trudem. Tyle słów… Wiedziała, że pewnie powinna czuć się urażona „Wszyscy w Konosze są święci, więc wolę rozmawiać z tobą, bo ty nie jesteś”. Ale nie czuła się urażona, ona także tak wiele razy czuła się w Liściu nie na miejscu.

- Cieszę się – odparła z trudem. - Tęskniłam za tobą – zdobyła się na to wyznanie.

Sasuke tylko skinął głową. Nie oczekiwała po nim niczego więcej.

- Mieszkacie tu? - zapytała w końcu, rozglądając się po salonie. Było tu bardzo czysto, choć według Karin odrobinę zbyt… chłodno, jeśli chodzi o wystrój.

Sasuke skinął głową.

- To dom Naruto. Nie byłbym w stanie mieszkać tam, gdzie oni umarli, cała moja rodzina…

Karin skinęła głową. To musiało być przerażające…

- A z Suigetsu się widujesz? - zapytała Karin. Musiała przyznać, że trochę tęskniła za tym irytującym gościem. Bo skoro Sasuke odnawia stare kontakty, to może…

- Nie – odparł Sasuke. - Nie widziałem się z nim, wiem tylko, że wrócił do Mgły i mieszka sam.

Może powinna się z nim skontaktować? Pomyślała gorzko. Ale może to zły plan, on tak się jej bał, nie chciała go dręczyć. Zresztą… czy dałaby radę go przeprosić? Sasuke… przeprosił tyle osób, ona pewnie by nie umiała. Chyba naprawdę Naruto ma na niego dobry wpływ.

- To co, nie pytasz o Orochimaru? - powiedział dość ostro Sasuke.

Karin skrzywiła się. Jasne, obiecała sobie, że będzie milczeć na ten temat, ale Sasuke i tak domyślił się, że ją to gnębi.

- Słuchaj… - powiedziała, patrząc na swoje kolana. - To nie moja sprawa, ale…

- A kto zrobił mu awanturę? - przerwał jej ironicznie.

Karin westchnęła.

- No… wtedy tak zareagowałam, ale teraz już wiem, że to nie moja sprawa i…

- Wściekał się, że każdy od razu zakłada, że to ON mnie wykorzystał. - Sasuke uśmiechnął się drapieżnie. - Ale to JA go uwiodłem, najpierw chciałem jedynie wykorzystać go do swoich celów, ale potem… to się zmieniło.

- Już go przeprosiłam… - westchnęła. - Wyjaśniłam sobie z nim wszystko, pierwszy raz w życiu. Po prostu… bałam się o ciebie i… miałeś wtedy tak mało lat i…

- Miałem dokładnie tyle samo, gdy się na mnie rzucałaś!

- Wiem. - Skinęła głową. - Po prostu. My jesteśmy w tym samym wieku i… Wybacz, już tak nie myślę.

- I co sobie wtedy pomyślałaś, gdy dowiedziałaś się o naszym romansie, powiedz szczerze? - zapytał, patrząc jej prosto w oczy.

Zamyśliła się. Chce szczerości…? Dobrze!

- Serce mocno mi waliło, pomyślałam sobie, że… skoro jesteś w stanie być z kimś, kto ma kobiece ciało, to… może mnie też zechcesz. - Szybko odwróciła wzrok. Oddech jej przyspieszył.

Sasuke przesunął dłonią po twarzy.

- To nie tak, Karin. Ja… nie pieprzę się z każdym wokół. Orochimaru i Naruto są jedynymi osobami, które kiedykolwiek mnie zainteresowały. W całym moim życiu.

Nawet nie wiesz jakie to było dla mnie trudne. Orochimaru… potrzebowałem dwóch lat, by przestać brzydzić się jego kobiecego ciała. Ale on to inna sytuacja. Gdy go poznałem, MIAŁ męskie ciało, dopiero potem dowiedziałem się, że czasem zmienia też ciało na kobiece. Wciąż musiałem sobie powtarzać, że to tylko powłoka, że MÓJ Orochimaru jest tam, w środku. Jego charakter, umysł, zainteresowania.

Karin poczuła dreszcze. „Mój Orochimaru”… On naprawdę go kocha…

- Orochimaru jest jedyną osobą, która nie brzydzi się mojej ręki… - wyznał.

- Więc… to dlatego… wy… - zaczęła.

Sasuke zaśmiał się ironicznie.

- Nie! Choć pewnie i tak mi nie uwierzysz. To Naruto zainicjował to wszystko… Bardzo chciał, bym był szczęśliwy, przecież ja wtedy nawet nie mogłem wiedzieć jak on zareaguje na moją rękę. A ludzie? Niech się odpieprzą…

Skrzywił się nagle gwałtownie, Karin poczuła zdenerwowanie. Co jest nie tak?

- Coraz częściej się boję… Naruto tak bardzo pragnął zostać Hokage… Wprawdzie teraz twierdzi, że JA jestem dla niego ważniejszy niż to, ale… Nie chcę, by coś się rozwaliło przeze mnie. Bo ile jeszcze ludzie zniosą?

Hokage bierze ślub z mordercą z Akatsuki!”. Mąż Naruto w więzieniu!”, „Mąż Hokage zdradza go z innym zbrodniarzem!”, „Hokage wpuścił do Konohy mordercę i kochanka swojego męża!”… - Westchnął ciężko. - Ludzie wciąż chodzą za Naruto, choć minęło już tyle czasu i mówią: Naruto, twój mąż cię zdradza, zostaw go!”. - Zaśmiał się gorzko. - Ostatnio powiedział mi, że ma już dość mówienia każdemu „Zdrada jest wtedy, gdy mąż o niczym nie wie”… I że marzy, by w końcu zacząć odpowiadać „Pierdol się, to nie twoja sprawa”…

Karin uśmiechnęła się nerwowo. Wciąż sprawiało jej ból, gdy Sasuke cierpiał…

Nie chcę, by miał przeze mnie kłopoty. Ludzie coraz częściej szepczą złe słowa za plecami Naruto, a on tylko uśmiecha się durno i mówi „Eee tam, niech se mówią!”, ale… Wiesz, o czym marzę? - zerknął na Karin.

By uciec z tej pieprzonej Konohy. Ale nie chodzi tylko o Konohę, wszędzie jest tak samo beznadziejnie… Ja także tęsknię za tamtymi latami… Kiedyś drwiłem z Orochimaru, że mieszka jak zwierzę, ale… Potem zdałem sobie sprawę, że KOCHAM mieszkanie w jaskini, w jakiejś dziczy… Że to wolność.

Od tych durnych ludzi, ich gapienia się, szeptów, obrzydzenia, oburzenia, chamskich pytań… Marzę, by uciec… znaleźć sobie jakąś jaskinię w lesie i… być wolnym. I wiesz co? Naruto pewnie bez chwili wahania porzuciłby ludzi, stanowisko Hokage i wioskę i uciekł ze mną, ale…

Chyba właśnie to mnie powstrzymuje… Ja NIE CHCĘ, by on dla mnie wszystko poświęcał, już i tak za bardzo dla mnie cierpi. Gdyby mówił „nie”, może próbowałbym go przekonać, ale jego ślepe oddanie… nie, nie mogę mu tego zrobić.

Karin czuła coraz większy uścisk na sercu. Nie umiała mu pomóc, nie wiedziała, CO powiedzieć i czuła się beznadziejnie. Ona także marzyła u ucieczce, ale nie aż tak drastycznej… Myślała jedynie o wyprowadzce z Konohy do jakiejś innej wioski.

- Nie, koniec. Nie będę się nad sobą użalał – powiedział ostro Sasuke.

- Nie mów tak! Tylko rozmawiamy, nie użalasz się, to ważne, by móc się komuś wygadać i…

Znów uśmiechnął się drwiąco.

- Tak? A ty też chcesz mi się wygadać?

Karin spuściła wzrok. Gdy tu przyszła nie miała właściwie ŻADNEGO planu. A teraz… Serce jej przyspieszyło. Nigdy nikomu tego nie opowiadała, a tamte wspomnienia wypalały jej dziurę w brzuchu i… czy poczuje się lepiej, gdy się komuś zwierzy?

Ale on jej się dziś zwierzał. Był taki szczery… mówił jej rzeczy, o których nie wie nawet jego mąż, więc…

- Chcę… jeśli chcesz słuchać – powiedziała cicho.

Sasuke wydawał się być zaskoczony jej odpowiedzią. Przez chwilę widziała na jego twarzy niepewność, a potem odparł:

- To mów.

Skinęła głową, ale nadal milczała. Potrzebowała czasu, by pozbierać myśli.

- Miałam dwanaście lat, gdy… wszystko zaczęło się psuć. Wcześniej nie wiedziałam właściwie, czym zajmuje się moja matka. No tak, pomagała chorym ludziom, byłam z niej dumna, ale nic więcej nie wiedziałam.

Potem zaczął się u mnie okres buntu, byłam nie do wytrzymania. - Uśmiechnęła się gorzko. - Uważałam, że jestem najmądrzejsza, najwspanialsza, matka strasznie mnie wkurzała.

Pewnego dnia do Trawy wprowadził się pewien facet. Miał jakieś dwadzieścia lat, był tak cholernie przystojny, pewny siebie, uzdolniony… - Westchnęła. - Zakochałam się niemal od razu.

Pewnego dnia wrócił z misji, był ciężko ranny. Byłam przerażona! Miałam ogromną nadzieję, że nic mu nie będzie. Wtedy on przyszedł do naszego domu i matka od razu powiedziała: „Zaraz pana uleczę”, a on wtedy… - Karin poruszyła się nerwowo. - Spojrzał na mnie jakoś tak… nie umiałam wtedy tego pojąć, ale nie podobało mi się to. Jego spojrzenie było… brudne.

Wtedy powiedział z uśmieszkiem: „A może to pani córka mnie wyleczy? Chyba jest już w odpowiednim wieku”. Zupełnie nie rozumiałam tych słów… - Karin spojrzała ze smutkiem na Sasuke. Z trudem opowiadała. - Tak STRASZNIE się ucieszyłam, że… mnie zauważył, docenił, że uznał, że zdołam mu pomóc.

Skoczyłam w jego stronę i powiedziałam: „Jasne, że tak!”. Matka… dużo uczyła mnie na temat naszej klanowej techniki i wiedziałam, że… może nie zdołam pomóc mu całkowicie, ale mogę wiele zdziałać.

Wtedy matka stanęła między nami, była pełna strachu, ale ja nie rozumiałam, dlaczego. Powiedziała: „NIE, ja panu pomogę!”. Zabrała go do drugiego pokoju. Poszłam na paluszkach pod drzwi i zaczęłam podsłuchiwać! Byłam taka zazdrosna… Ale nadal niczego nie rozumiałam…

Potem wyszli z pokoju, on był już w pełni zdrowy, a matka osłabiona, jak zawsze po leczeniu innych. Wtedy przestałam się do niej odzywać, myślała, że matka zrobiła to, by móc się przed nim popisać, kto wie, może chciała mi go ukraść? - Karin westchnęła ciężko.

Czas mijał, a matka nadal nie pozwalała mi leczyć. Nadal się na nią wściekałam. Innego dnia przyszedł do nas pewien mężczyzna. Był jakiś taki… niemiły, gburowaty. Nie lubiłam go, a on z jakiegoś powodu często u nas bywał. Tak, był shinobi jak niemal każdy w wiosce, ale… Czemu akurat on tak często był ranny? - Karin uśmiechnęła się krzywo, zerkając na Sasuke.

Tak, wtedy tego jeszcze nie pojmowałam. Znów wyszli do innego pokoju, matka rzadko leczyła przy mnie. Wtedy usłyszałam… ich rozmowę… - Łzy zaczęły spływać po jej policzkach, nie umiała już dłużej ich powstrzymywać. Wiedziała, że tak będzie, gdy zgodziła się na tę rozmowę z Sasuke i nie żałowała.

Matka była zdenerwowana, on też. To dlatego mówili głośniej i to zwróciło moją uwagę. Matka mówiła: „Proszę przestać! Nie powinien pan przychodzić tu tak często. Dobrze wiem, że to nie jest poważna rana, sama się zagoi, ja muszę oszczędzać czakrę. A ostatnio… widać było wyraźnie, że sam pan zadał sobie tamtą ranę jakimś narzędziem”.

Zmarszczyłam brwi z uchem przy drzwiach. Niby po co ktoś miałby się krzywdzić? CO jest takiego przyjemnego w byciu leczonym? Taa… - Karin pochyliła się. A on odparł wzburzony: „Skoro tak bardzo przeszkadza ci moje towarzystwo, to może… twoja córka mnie wyleczy? Ile ona ma lat, coo?”. Matka wtedy jęknęła, jakby coś ją zabolało i odparła: „Niee, błagam! Ja… nie będę już narzekać, zaczynajmy”. Wtedy on powiedział obleśnym tonem: „Ok… to jaką część CIAŁA dziś sobie wybiorę? Hmm…? Może twoją lewą pierś?”.

Wtedy odskoczyłam jak oparzona od drzwi. - Karin zaszlochała. - Wyszłam się przejść, nie mogłam tego znieść, potem wróciłam, matka była już sama, a ja… Wtedy odebrałam to całkiem inaczej, zaczęłam do niej krzyczeć, że jest taka… puszczalska, że czemu ona robi coś takiego, że jeśli odbije mi MOJEGO chłopaka, to pożałuje…

A ona nie zrobiła mi nawet żadnej awantury… - szepnęła do Sasuke. - Spojrzała tylko na mnie ze smutkiem i powiedziała: „Żebyś ty tylko jak najdłużej NIE ROZUMIAŁA”…

Jakiś czas potem znów wspomniałam jej o tamtym facecie, co mi się podobał, a ona powiedziała do mnie bardzo, bardzo zmęczonym głosem: „Myślisz, że ON jest taki święty? Że on… zawsze gryzł mnie jedynie w rękę i nigdy nie chciał niczego więcej?…”.

I wiesz co? - Zerknęła na Sasuke. - Ja CHCIAŁAM znów zacząć wrzeszczeć, mówić o niej złe rzeczy i wybielać tamtego chłopaka, ale w jej głosie było coś tak smutnego, tak pełnego zmęczenia, że nawet ktoś tak głupi jak ja wtedy pojął, by się zamknąć.

Ale i tak jej nie przeprosiłam, nie powiedziałam ani słowem, że… że to nie jej wina, że… - Karin pokręciła tylko głową, dając Sasuke do zrozumienia, że potrzebuje przerwy. W końcu mówiła dalej. – Niedługo potem ona umarła, lecząc innych straciła tyle czakry, że… Ja zostałam całkiem sama i wtedy dopiero zrozumiałam jaki koszmar znosiła moja matka, bym ja mogła być dłużej wolna. Nie będę mówić, co było dalej…

Zresztą nie muszę, sam widziałeś moje blizny… i miejsca, w których je mam. Tułałam się tak i bałam jak nigdy wcześniej. Ciągle był tylko ból, upokorzenie i zmęczenie od straconej czakry. Pewnego dnia… doparło mnie paru facetów, z ich twarzy wyczytałam, że… że tym razem nie skończy się TYLKO na ugryzieniach. Zaczęli się zbliżać z lubieżnymi uśmieszkami, a ja pomyślałam wtedy, że… byłoby dobrze, gdybym wcześniej umarła.

I wtedy… - Karin rozpromieniła się nagle. - Pojawił się Orochimaru. Przegonił ich bez trudu, ja pomyślałam wtedy, że on… że teraz on się na mnie rzuci, ale on tego nie zrobił, zabrał mnie do siebie.

Wtedy… - Karin ponownie poczuła się niekomfortowo. - On mnie do niczego nie zmuszał, ale ja… czułam, że MUSZĘ mu jakoś pomóc, że chcę być pożyteczna w zamian za jego pomoc. Zaczęłam przyglądać się jego eksperymentom, wtedy też poznałam Suigetsu.

Od początku działał mi na nerwy… Wciąż próbował uciec, a ja… wściekałam się o to na niego, choć on jedynie pragnął wolności. Wtedy powiedziałam Orochimaru, że on może w tym czasie zająć się czymś innym, a ja… będę sama eksperymentować na Suigetsu.

To były eksperymenty pełne bólu dla niego… Obecnie tamte wspomnienia nie dają mi spokoju, ale ja… chciałam być pomocna dla jedynej osoby, która mi pomogła. Czasem… dręczą mnie myśli, że ja LUBIŁAM to robić, lubiłam go dręczyć, bo sprawiało mi przyjemność słuchanie jego wrzasków…

Więc nie mów, że sprowadziłeś mnie na złą drogę, bo to nie prawda, ja sama… miałam już wcześniej w sobie zło. Wtedy też zaczęło mnie dręczyć to, co nagadałam matce. To, że NIGDY jej nie podziękowałam za wszystko, co dla mnie zrobiła.

Gdybym miała więcej czasu, gdybym zdążyła wyrosnąć z bycia durnym dzieckiem, zanim ona umarła, to…

- Byłaś dzieciakiem, ja sam w twoim wieku byłem kompletnym idiotą – odezwał się w końcu Sasuke.

Karin westchnęła ciężko i wytarła nos.

- Ale… to nadal mnie dręczy. Dziękuję, Sasuke, za wysłuchanie mnie. Może to mi choć trochę pomoże.

Sasuke jedynie skinął głową, a ona wyszła na ulicę, nadal pogrążona w myślach o tamtych latach…


KONIEC

14.6.23, 23:49

(6 str.)