czwartek, 23 marca 2023

Wykorzystana szansa

Piccolo zdecydował się zostać na Ziemi tylko z jednego powodu: Gohan. Choć nigdy nie sądził, że jest w stanie kogoś pokochać, tak właśnie się stało. Ten ciągle ryczący bachor stał się w pewnej chwili kimś… jak jego syn, choć Piccolo nikomu by o tym nie powiedział.

Jednak mimo tego, że podjął już decyzję, wciąż często o tym rozmyślał: mógł przenieść się na nowy Namek, żyć wśród takich jak on.

Wtedy nie musiałby wciąż słyszeć krzyków ludzi wokół siebie, gdy tylko szedł ulicą, nie czuć się kimś brzydkim, nienormalnym, bo gdy musiał znosić strach i obrzydzenie na twarzach ludzi już tak długo, to… sam zaczął wierzyć w swoją brzydotę, choć kiedyś nigdy nie miał takich myśli.

Jednak wtedy nie miałby obok siebie Gohana, który stał się teraz silnym i mądrym młodzieńcem. Właściwie nie spotykali się zbyt często. Rodzina Goku mieszkała na uboczu miasta, on z jakiegoś powodu zdecydował się na wynajęcie czegoś w centrum.

Gohan miał szkołę, znajomych, rodzinę, chłopaka… A Piccolo nie miał zamiaru zachowywać się żałośnie i błagać go o więcej uwagi. Zresztą, gdyby przeniósł się na inną planetę wcale by się nie widywali.

Gohan zapytał go o to pewnego dnia, a on odburknął coś w odpowiedzi. Trochę go zabolało, że Gohan NIE rozumie jego decyzji, ale uznał, że nie będzie mu tego tłumaczył…

Przypomniał sobie swoje początki, które nie należały do najłatwiejszych. Gdy tylko chciał coś wynająć, każdy uciekał od niego z krzykiem, pieniędzy też nie miał, a nie chciał nadwerężać gościnności swoich przyjaciół.

Wtedy z pomocą przyszedł mu Goku. Zaskoczyło go to, bo on nie wyglądał mu na osobę, która się na tym zna. Właściwie Goku znał się jedynie na jednym: walce.

Jednak okazało się, że naprawdę jest bardzo skuteczny. Gdy Piccolo wybrał interesujące go mieszkanie, powiedział do niego, by zaczekał na niego na korytarzu, a potem sam zapukał do drzwi właściciela.

Po jakimś czasie dał mu znak, by Piccolo wszedł i oznajmił radośnie: „Masz to mieszkanie, Piccolo!”, ale wtedy mężczyzna go dostrzegł i przykleił się do ściany, krzycząc. Piccolo zacisnął pięści i chciał wyjść, ale wtedy Goku powiedział do mężczyzny:

- Słuchaj, ten facet jest moim przyjacielem i ma naprawdę dobre serce, więc jeśli ty widzisz tylko jego wygląd, to…

Podszedł do niego groźnie, choć Piccolo znał go już tak długo, że nie sądził, by ten naprawdę chciał go skrzywdzić.

Mężczyzna znów krzyknął, osłaniając się rękami, a wtedy Piccolo ze złością ruszył w stronę drzwi, mówiąc:

- Daj sobie spokój, najwyraźniej muszę mieszkać na ulicy…

Ale w tej chwili właściciel mieszkania krzyknął:

- Dobrze, dobrze, przepraszam was!

Wyprostował się i podszedł do Piccolo, by ustalić z nim warunki umowy, a Goku, zadowolony z siebie, czekał na niego. Potem znów mu pomógł, pożyczając pieniądze na pierwszy miesiąc opłat.

Gdy napomknął coś o pomocy w znalezieniu mu pracy, Piccolo zaprotestował i powiedział, że poradzi sobie sam. Czułby się beznadziejnie, gdyby przyjaciel musiał wszystko za niego załatwiać.

Przez pierwsze dni starał się jakoś przyzwyczaić do nowego miejsca. Mieszkanie było małe i obskurne, ale Piccolo sam się na nie zdecydował. Nigdy nie lubił zbytku i uznał, że tak jest idealnie. Właściwie niemal w nim nie bywał.

Szybko udało mu się znaleźć pracę. Zastanawiał się, co chciałby robić i niemal natychmiast pomyślał o tych pokładach energii i złych emocji, które miał w sobie… Tęsknił za zabijaniem, jednak poprzysiągł sobie i przyjaciołom, że z tym koniec, więc potrzebował czegoś, co pomogłoby mu się wyżyć.

Poszedł do nie do końca legalnego klubu walk, które odbywały się w piwnicy w jednym z budynków w mieście, niedaleko jego mieszkania. Był zaskoczony, że nikt nie krzyczy na jego widok, jednak szybko przekonał się, dlaczego.

Gdy oznajmili mu, że najpierw musi odbyć pierwszą walkę, by udowodnić, że nadaje się na instruktora, zgodził się od razu. Poczuł to znajome poczucie ekscytacji. Kochał walkę, choć nie chciał, by Ziemia znów była zagrożona, więc musiał zdecydować się na coś innego.

Gdy miał właśnie wejść na ring, sędzia przedstawił go ludziom jako „mężczyzna w masce”, a on szybko uznał, że to naprawdę dobra wymówka.

Dostał tę pracę, choć wcale w to nie wątpił. Mógłby bez problemu zabić ich wszystkich w pojedynkę, oni byli tylko ludźmi. Co oznaczało, niestety, że nie mógł w pełni oddać się walce, ale starał się doceniać to, co miał.

Pewnego dnia w jego nowym mieszkaniu odwiedziła go Bulma. Od progu zapytała, czy nie ma tu Vegety, a on burknął, że nie. Tak jakby kiedykolwiek choć z nim rozmawiał…

Bulma miała już wyjść, ale wtedy rozejrzała się po mieszkaniu i skrzywiła się. Piccolo czekał na jej krytykę ze złośliwym uśmieszkiem, a ona w końcu powiedziała:

- Słuchaj, Piccolo… Jeśli nie masz kasy na coś lepszego, to wcale nie musisz mieszkać w tej dziurze! - powiedział z uczuciem. - Ja ci pożyczę, ile chcesz, wiesz, że moja rodzina jest bogata!

Tak, wiedział, ale nie miał zamiaru.

- Nie, dziękuję – odparł, wypychając ją za drzwi.

Mijały tygodnie, a on czuł się coraz bardziej samotny. Miał ZDECYDOWANIE za dużo wolnego czasu… Zaczął szlajać się po mieście, jednak zawsze wcześniej ubierał się w brązowy prochowiec i zakładał kapelusz z rondem, by zakryć czułki i zieloną skórę. Zsuwał kapelusz na same oczy, wpychał ręce w kieszenie płaszcza i wychodził, choć bywało to kłopotliwe w zbyt ciepłe dni.

To jednak dawało mu wymarzony spokój i ciszę, więc uważał, że jest to warte swojej ceny. Pewnego dnia zaszedł do małej, przytulnej kawiarenki, o której niedawno wspomniał mu Goku. Pewnie domyślał się, że brak mu rozrywek…

Najpierw to zignorował, ale w końcu poszedł. Gdy tylko stanął w progu niemal wszyscy zaczęli wrzeszczeć i wybiegli, zostało jedynie kilka osób i przerażony właściciel. Udając, że nie wie, co się stało, usiadł spokojnie przy jednym ze stolików i czekał na kelnera.

Gdy dostał menu, wybrał czarną, gorzką kawę. Nie przepadał za kawą, choć lubił ten zapach. Od tamtej pory bywał tu niemal każdego dnia. Zawsze siadał przy swoim ulubionym stoliku i zawsze zamawiał jedynie kawę.

Po jakimś czasie ludzie chyba dowiedzieli się od siebie nawzajem, że tu bywa, więc część przestała przychodzić, a ty, co zostali, zdążyli już do niego przywyknąć i w końcu miał swój wymarzony spokój.

Siedział tak samo jak każdego dnia z zamkniętymi oczami, głową odchyloną do tyłu i rękami założonymi na piersi. Mógł trwać w tej pozycji godzinami i medytować, rozmyślać o wszystkim, uspokajać się. Zawsze starał się wyciszyć, szczególnie przed ciężką walką, to był jego zwyczaj od lat.

W pewnej chwili usłyszał dzwoneczek u drzwi, ale to zignorował. W końcu poczuł czyjąś obecność niedaleko od siebie i uporczywe spojrzenie, więc powiedział, nie otwierając oczy:

- Słucham, o co chodzi?

Wtedy usłyszał jęk zaskoczenia i po chwili słowa kobiety:

- Prze-przepraszam, mogę tu usiąść?

Nadal nie otwierając oczu, rzekł:

- Proszę.

Usłyszał dźwięk przesuwanego krzesła i w końcu zdecydował się otworzyć oczy. Ku swojemu zaskoczeniu stoliki obok niego były wolne. Więc czemu usiadła obok niego? Czyżby nie widziała jego wyglądu?

Ale zignorował to, nie pragnął niczyjego towarzystwa. Kobieta nadal gapiła się na niego uporczywie. Po chwili podszedł do niej kelner, a ona wzięła dla siebie kawałek ciasta cytrynowego.

Dostała swoje zamówienie i zaczęła jeść, a Piccolo starał się ponownie skupić na swojej medytacji, ale wtedy usłyszał jej słowa:

- Nie chciałam panu przeszkadzać, ale…

- Nic nie szkodzi – burknął, mając nadzieję, że w końcu zamilknie. Ale nie…

- Ja… cieszę się, że mogę pana poznać – dodała, a on w jednej chwili wstał, rzucił pieniądze na stolik i wyszedł szybko, nie dopijając kawy.

Przez kilka dni nie pojawiał się w kawiarni, nie chciał spotkać ponownie tej kobiety, w ogóle nie chciał poznawać nowych osób. Chyba zaczyna popadać w depresję przez brak kontaktu z przyjaciółmi, z Gohanem… Ale nie będzie się nad sobą użalał jak durny dzieciak.

W końcu uznał, że tamta kobieta pewnie dała sobie spokój i znów może bezpiecznie wrócić do kawiarni. Musiał przyznać, że tęsknił za tym miejscem. Za szeptem ludzi przy pozostałych stolikach, wygodnym krzesłem, zapachem kawy, dzwoneczkiem u drzwi…

Wszedł, szybko lustrując otoczenie. Nie, nie ma jej. Dobrze. Usiadł tam, gdzie zawsze i próbował się zrelaksować, gdy tylko dostał swoją kawę, ale nie mógł… Coś go rozpraszało. Brak tej kobiety.

Czemu ona, do cholery, chciała z nim rozmawiać, właśnie z nim? Z zielonym dziwakiem… Mocno zacisnął usta. Wiedział, że nie powinien tak o sobie myśleć, ale… to zbyt mocno wżarło się w jego umysł.

Siedział tak, coraz bardziej zirytowany na swoje własne myśli, nieświadomie nasłuchiwał dźwięku dzwoneczka… Poderwał głowę, gdy tylko go usłyszał. Wstrzymał oddech. Tak, to była ona!

Szybko zganił się w myślach. Taa, jasne, na pewno przyszła do niego… Odwrócił głowę i zmusił się do zamknięcia oczu, ale serce mocno mu waliło.

Ale kobieta podeszła do niego i znów powiedziała:

- Mogę usiąść?

A on nerwowo skinął głową. Ponownie zamówiła ciasto cytrynowe i długą chwilę oboje milczeli. Myślał o tym, by znów wyjść, ale nie mógł się na to zdobyć.

W końcu odezwała się:

- Cieszę się, że dziś pan przyszedł.

- Dziś? - zapytał, choć planował się nie odzywać.

Skinęła głową. Miała jakieś trzydzieści lat, krótkie, blond włosy i okulary. Ubrana była w średniej długości ciemną spódnicę i marynarkę.

- Tak, dziś… - powiedziała zawstydzona. - Bo przychodziłam tu każdego dnia.

- Czemu? - zapytał wbrew sobie.

Spuściła nieśmiało głowę.

- Do pana.

Zmarszczył brwi. Nie wiedział, o co jej chodzi. Ale nagle pojął…

- Posłuchaj… - warknął. - Jeśli chciałaś pogapić się na dziwo i sprawdzić, czy ono umie gadać, to super, już ci się udało, ale… koniec wizyty w zoo. - Zerwał się w krzesła, ale ona… złapała go za rękę.

Zaskoczony, usiadł.

- Nie, proszę… - szepnęła. - Jeśli pan chce, to ja wyjdę, ale proszę nie mówić o sobie takich okropnych rzeczy!

W jej głosie było tyle pasji… Jakby naprawdę zależało jej na tym, by nie wyzywał sam siebie. Usiadł.

- Więc czego pani ode mnie chce? - zapytał, znów przypominając sobie o dobrych manierach.

Ponownie wydawała się być zawstydzona.

- Przepraszam…

- Za co?

- Przyznaję, ja… usłyszałam, że ktoś taki jak pan tu bywa i…

- Świetnie – zaczął, czując smutek. Jak zwierzę w zoo…

- Nie! Ja naprawdę nigdy nie widziałam…

- Ufoludka? - wysyczał, ciężko oddychając. On chciał tylko spokojnie mieszkać na Ziemi, kurwa, czy to było tak wiele?!

Ale ona jęknęła i zapytała, przyciskając dłoń do ust:

- Pan naprawdę pochodzi… z innej planety?

Uśmiechnął się lekko, ukazując swoje spiczaste zęby, a ona chłonęła ten widok. Nie wiedział czemu, ale nagle poczuł się odrobinę lepiej. To chyba dlatego, że ciekawość wydawała mu się lepsza niż strach. Czasem jakieś małe dziecko pytało go, zafascynowane: „Czemu pan jest zielony?”, a to dopiero przerażeni rodzice odciągali je od niego.

- Tak – powiedział krótko.

Otworzyła szeroko usta.

- A… jak pan się tu dostał?

- Statkiem kosmicznym, oczywiście.

Jeszcze jakiś czas rozmawiali, a on potem wrócił do swojego mieszkania, czując się już mniej samotny.

*

Od tamtej chwili prawie każdego dnia spotykał się w kawiarni z Yui, bo tak miała na imię kobieta, którą wtedy poznał.

Spotykali się każdego dnia o tej samej porze, gdy wracał z pracy, ona jadła ciasto cytrynowe, on pił czarną kawę i odpowiadał na miliony jej pytań.

Chętnie na nie odpowiadał, unikał jedynie jednego tematu: swojej przeszłości jako masowy morderca. Wiedział, że wtedy ta dobra, ciekawska kobieta od niego ucieknie. A on… nagle odkrył, że wcale tego nie pragnie.

- Jak się nazywa twoja planeta? - zapytała, jedząc powoli ciasto.

- Namek.

Rozpromieniła się.

- Ładnie. Chcesz tam wrócić?

Skrzywił się.

- Nie, nie mogę, bo… została zniszczona.

Jęknęła.

- Co się stało?

- Pewna zła istota ją zniszczyła.

- A inni… tacy jak ty…? - zaczęła, szukając odpowiedniego słowa.

- Nameczanie – podpowiedział jej.

Skinęła głową.

- Część żyje… ale ja chciałem tu zostać. - Odwrócił wzrok. Nie wiedział, czy chce jej się zwierzać z czegoś tak osobistego.

- Czemu? - zapytała z ciekawością.

- Bo… mam tu syna i… - wypalił, sam tym zaskoczony. Jeszcze nigdy nie nazwał głośno Gohana swoim synem… Poczuł się skrępowany, choć jego i tak tu nie było.

Wytrzeszczyła oczy.

- Masz syna?

- Nie… - westchnął, żałując swoich słów. - To… nie moje dziecko, to człowiek, ale… jestem z nim mocno związany odkąd był bardzo mały – wyjaśnił, nagle bardzo skrępowany.

No cóż, przynajmniej ON czuł się mocno związany z Gohanem, bo ten… Nie, stop, nie będzie zachowywał się jak idiota!

Uśmiechnęła się do niego ciepło.

- Wydajesz się być taki dobry… - powiedziała delikatnie, a on zmusił się, by się nie roześmiać. Tak, gdybyś znała moją przeszłość, Yui…

*

Pewnego dnia podczas walki na ringu kątem oka dostrzegł w tłumie gapiów Yui. Zdziwiło go to, bo nie wspominał jej nigdy, gdzie pracuje, ale poczuł radość. Gdy na nią zerknął, szybko, by nie zostać pokonanym przez przeciwnika, uśmiechnęła się do niego promiennie i pomachała. Obok niej stała jakaś druga kobieta.

Gdy skończył walkę, podszedł do niej. Znów się uśmiechnęła i powiedziała:

- Wspaniale ci poszło! Wiedziałam, że wygrasz! A to jest moja siostra. - dodała i wskazała na kobietę obok siebie. Były do siebie podobne, ten sam kształt twarzy i oczy.

Skłonił przed nią głowę i uścisnęli sobie ręce.

- To ona powiedziała mi… - Yui wydawała się być zawstydzona. - O tobie, że tu pracujesz i… wtedy zapragnęłam cię poznać.

Teraz nie miał zamiaru być na nią zły jak na początku ich znajomości, w końcu gdyby nie jej ciekawość, to nigdy by się nie poznali. Był im obu za to bardzo wdzięczny.

Siostra szturchnęła ją w ramię i szepnęła scenicznym szeptem:

- Niezły ten twój facet!

Piccolo szybko odwrócił twarz, czując jak płoną mu policzki. Yui też wydawała się być zawstydzona słowami siostry, bo powiedziała szybko:

- Przestań! My nie jesteśmy parą.

Jednak siostra nie słuchała, jedynie mrugnęła do niej porozumiewawczo.

Chwilę porozmawiali, a potem siostra Yui wyszła i zostawiła ich samych. Od tamtej chwili odwiedzała go każdego dnia, gdy kończył pracę, a potem szli razem do swojej ulubionej kawiarni.

*

Pewnego dnia, ku ogromnej radości Piccolo, Gohan odwiedził go w jego mieszkaniu. Piccolo zrobił dla niego zieloną herbatę, jego ulubioną a potem usiedli na kanapie i długo rozmawiali.

Piccolo nie potrafił ukryć swojej radości na jego widok. Gohan przeprosił go za tak długą nieobecność a Piccolo wypalił, że „Nic się nie stało”, choć wcale tak się nie czuł.

Opowiedział mu o swojej szkole, nawale nauki, pomaganiu matce w domu, treningach z ojcem, rozmowach ze swoją nową przyjaciółką, Videl, spotkaniach ze swoim chłopakiem, o którym wciąż nie wspomniał swojej rodzinie… Piccolo był jedyną osobą, która wiedziała o jego orientacji, ale Piccolo wcale nie czuł się wyróżniony. Chciałby, żeby Gohan mógł być szczery ze swoją rodziną i szczęśliwy, ale nie umiał nic na to poradzić.

Gdy Gohan skończył opowiadać mu o sobie, pochylił się nad Piccolo i patrzył mu uporczywie w oczy. Piccolo się zmieszał, nie miał pojęcia, o co mu chodzi.

- A ty co robiłeś przez ten cały czas, gdy mnie nie było?

Piccolo poczuł się jak uczniak i szybko odwrócił wzrok, zawstydzony.

- Nic specjalnego, wiesz…

Wtedy Gohan uśmiechnął się bardzo szeroko i powiedział:

- A ja mam wrażenie, że jesteś jakiś taki spokojniejszy niż wcześniej, gdy się widzieliśmy. Jakbyś… sam nie wiem, cały promieniał szczęściem.

Piccolo zmarszczył brwi. Naprawdę AŻ tak było to po nim widać? W końcu odpowiedział niepewnie:

- No… jest pewna kobieta…

Nie zdążył dokończyć, bo Gohan walnął go z całej siły w ramię, choć nigdy się tak nie zachowywał. Był o wiele spokojniejszy i bardziej powściągliwy niż jego ojciec.

- To świetnie! Opowiadaj!

I uśmiechnął się do niego znacząco, Piccolo ze złością zacisnął usta.

- Słuchaj, nie wiem, co ty sobie tam wyobrażasz w tej głowie, ale…

- Ej! A ja ci tyle opowiadałem o moim chłopaku! - zaprotestował Gohan.

- To nie to samo. - Westchnął Piccolo.

- Nie? Bo co? Bo ty jesteś dorosły i nie musisz mi się spowiadać?!

Piccolo wywrócił oczami.

- Nie. Bo ona jest Ziemianką, a ja nie i…

Nigdy jeszcze nie wypowiedział tych swoich wątpliwości na głos. Dobrze wiedział na co się pisze, gdy zdecydował się zamieszkać na Ziemi. Wiedział, że będzie wtedy sam, ale właściwie jakie to miało znaczenie? Zawsze był sam.

Jednak pojawienie się Yui poruszyło w nim jakąś strunę, o istnieniu której nie miał nawet pojęcia. Zaczął myśleć, co by było, gdyby jednak się ze sobą związali. Czy miał do tego prawo?… Szybko odsuwał od siebie podobne myśli.

Gohan prychnął, jakby to nie było żadne wytłumaczenie.

- A ja to jestem Ziemianinem? - powiedział głośno.

Piccolo zaczynał żałować, że mu powiedział. Dla Gohana wszystko wydawało się być takie proste. Cholerne nastolatki…

- Nie, ale… - Czy naprawdę musi mu to tłumaczyć? Przecież to było oczywiste! - Nie, ale ty niemal nie różnisz się wyglądem od ludzi, a ja…

Gohan spojrzał mu w oczy.

- Ale jakoś nie uciekła, nie?

- Nie, ale… - Nie miał zamiaru mu tego tłumaczyć. - Nieważne.

Gohan pokręcił głową, jakby chciał powiedzieć: „Z ciebie już i tak nic nie będzie”, a potem wyciągnął go na wspólny trening.

Zawsze razem trenowali w małej salce niedaleko jego mieszkania. Oczywiście musieli się tam hamować, by niczego nie rozwalić i by nikt nie zdziwił się, skąd mają tak ogromną moc, ale i tak Piccolo bardzo to lubił.

Po długim, wspaniałym treningu, obaj spoceni i uśmiechnięci, rozeszli się do swoich domów, a Piccolo długo nie mógł zasnąć, rozmyślając o Yui i o sobie.

Ale tak właściwie, to o czym niby miał myśleć? Przecież ona nigdy nie pokazała mu, że jest nim zainteresowana w TEN sposób, więc…

Ze złością zmusił się, by zasnąć.

*

Jednego dnia odwiedził go Goku. Pomyślał, że to miłe z jego strony. Długo rozmawiali, Goku wypytywał o jego pracę, mieszkanie i chciał wiedzieć, czy Piccolo jednak odwiedził tę polecaną przez niego kawiarnię.

Piccolo chętnie odpowiadał na wszystkie jego pytania, podobało mu się zainteresowanie przyjaciela, jednak nie wspominał nic o Yui, nie bardzo dobrze czułby się w tym temacie. Zresztą Goku nigdy nie opowiadał mu o swoich relacjach z Chichi. Obaj byli wojownikami i temat uczuć bez wątpienia nie był ich ulubionym.

- I jeszcze jedno – dodał nagle Goku, uśmiechając się do niego dziwnie. Piccolo nie spodziewał się TEGO, co zaraz usłyszy… - Już od dawna o tym myślałem, jednak w końcu uznałem, że ci powiem, a ani ty ani on pewnie nigdy sami o tym nie porozmawiacie, więc…

Piccolo słuchał i nic nie rozumiał.

Goku spojrzał mu prosto w oczy i oznajmił:

- Gohan od lat traktuje cię jak swojego ojca – oznajmił z szerokim uśmiechem i zamilkł.

A Piccolo poczuł się tak jakby coś go uderzyło. To było… zawsze marzył, by to usłyszeć, ale… I to jeszcze od Goku! Czy on nie powinien być teraz na niego zły? Wprawdzie znał Goku od wielu lat, jednak wciąż nie umiał go w pełni zrozumieć.

Otworzył usta, zawstydzony i powiedział szybko:

- Przepraszam… - Tylko to przyszło mu do głowy. Bo co miałby powiedzieć?! Że się cieszy? W końcu nie byłoby to taktowne wobec Goku…

Ale Goku zaśmiał się i machnął ręką.

- Myślisz, że jestem zły i mówię ci to, by ci… przywalić? Nie, wręcz przeciwnie, chciałby ci podziękować… Tak, wiem, że to zbyt późno, ale wcześniej nie umiałem się na to zdobyć, choć wiele o tym myślałem.

Więc dziękuję ci za trenowanie Gohana, za bycie przy nim zawsze, gdy mnie nie było. I wtedy i nawet teraz, gdy mieszkacie tak daleko od siebie… Tak, wspomina mi czasem o waszych spotkaniach. - Z ust Goku nie znikał pogodny uśmiech, a Piccolo nadal tego nie rozumiał. Słuchał, całkowicie zaskoczony, nie będąc się w stanie nawet odezwać.

Za to, że rozmawiacie, trenujecie. I za to, że gdyby nie ty i twój trening, to ty, ja, on i cała Ziemia już by nie istniała.

Zamilkł i dopiero wtedy do Piccolo dotarło w pełni znaczenie jego słów. Zły na siebie, poczuł łzy w oczach. Goku taktownie odwrócił wzrok. A potem, gdy już się odrobinę uspokoił, powiedział:

- Nie. Mylisz się ze wszystkim. Po pierwsze, to ty jesteś jego ojcem. - Machnął ręką, by powstrzymać Goku przed przerwaniem mu. - Po drugie… bez ciebie Ziemia i tak byłaby zniszczona, ja… niewiele, niestety, zrobiłem. - Zamilkł, nagle czując, że brak mu oddechu.

Goku pochylił się nad nim i położył mu rękę na ramieniu.

- Posłuchaj… - zaczął. - Tak, to ja jestem jego biologicznym ojcem, ale… te wiele, wiele chwil, gdy nie było mnie przy nim, bo jestem chyba najgorszym ojcem na świecie…

Piccolo poczuł złość. Miał ochotę krzyknąć: „To się ogarnij i stań się dobrym ojcem!”, ale nie miał odwagi powiedzieć tak do swojego przyjaciela, więc milczał, słuchając jego kolejnych słów.

- To ty obudziłeś w nim odwagę i wiarę w siebie, to ty słuchasz tego, co ma do powiedzenia, podejrzewam, bo mi się zupełnie nie zwierza i szczerze mu się nie dziwię. - Uśmiechnął się, ale w jego uśmiechu było coś smutnego.

Wstał nagle.

- No dobra, to idę. Po prostu uznałem, że zasłużyłeś sobie, by to wiedzieć, bo Gohan ma jednak coś po mnie i nie umie mówić o uczuciach tak samo jak i ja, więc pewnie nigdy tego od niego nie usłyszysz.

Machnął mu ręką na pożegnanie i wyszedł, a Piccolo jeszcze długo siedział samotnie na kanapie z otwartymi ustami, niezdolny do niczego.

Naprawdę był dla Gohana jak ojciec…? To były najpiękniejsze słowa, jakie kiedykolwiek usłyszał.

Uśmiechnął się do siebie głupio, gdy pierwszy szok już minął.

*

Wieczorem on i Yui szli razem ulicą. Oświetlało ich blade światło latarni, szli dość wolno. Nigdy wcześniej nie wybrali się na spacer, tak naprawdę Piccolo wciąż się obawiał takiej sytuacji, nie chciał, by Yui czuła się skrępowana, gdy ktoś powie o nim coś durnego w jej obecności.

Byli już niedaleko jego mieszkania, wybrali jeden ze skrótów i teraz byli w wąskiej, dość ciemnej uliczce.

Piccolo nie bał się, w końcu był bardzo silnym wojownikiem. W pewnej chwili drogę zagrodziło im dwóch podejrzanych typów. Piccolo chciał ich ominąć, ale jeden z nich powiedział:

- Ej, lalunia, zostaw tego idiotę i wybierz nas…

Poczuł jak Yui w zdenerwowaniu chwyta go za rękę i mocno ściska, choć nigdy wcześniej tego nie robiła.

Piccolo miał na sobie jak zwykle płaszcz i kapelusz, więc mężczyźni nie mogli zobaczyć go zbyt dokładnie.

- Odwal się od niej… - syknął ostrzegawczo. Wiedział, że jedno jego uderzenie wystarczyłoby, by ich pokonać, więc nie czuł lęku, a jedynie złość, że ci frajerzy marnują ich czas.

Zaśmiali się głupio i ruszyli w jego stronę. Wciąż spokojny uderzył jednego z nich w brzuch tak delikatnie jak był w stanie, ale wtedy w jego stronę skoczył drugi.

Usłyszał krzyk Yui, ale teraz nie miał na to czasu. Drugiemu wykręcił ramię i rzucił nim o ziemię. Miał nadzieję, że to wystarczy…

A wtedy ten pierwszy się podniósł i… podszedł do Yui. Nim Piccolo zdążył zareagować, włożył jej rękę pod bluzkę. Yui zaszlochała cicho, cała się trzęsła, a on wtedy widział przed sobą już tylko czerwień.

Opanowała go wściekłość, której nie czuł, odkąd Goku pomógł mu się zmienić. Nie pozwoli, jego niech sobie zaczepiają do woli, ale nie pozwoli… Kurwa!

Rzucił się na tamtego, który wciąż trzymał Yui i jednym ruchem zabrał od niej jego rękę. Mężczyzna zawył z bólu, gdy Piccolo usłyszał chrupot złamanej kości. Yui, wciąż się trzęsąc, osunęła się po murze i tam została.

Ale jemu wciąż było mało… Drugi rzucił się koledze na pomoc… W pewnej chwili podczas walki kapelusz zsunął mu się z czoła i wtedy mężczyzna strasznie, rozdzierająco krzyknął.

Próbował uciekać, ale Piccolo nie umiał już zapanować nad raz rozbudzoną w nim agresją, nie umiał… Skoczył na drugiego i bił go raz po raz, potem rozorał twarz pierwszego i rzucił nim o mur, niedaleko Yui, aż ten znieruchomiał…

Yui krzyknęła i próbowała się od niego odsunąć, ale nie była w stanie. W jego opętanym szaleństwem umyśle pojawiła się myśl, że POWINIEN w tej właśnie chwili przestać i zabrać ją stąd, bo tamci już nie będą im zagrażać, ale nie umiał…

Przemknęło mu przez myśl, że chciałby, by był tu z nim Goku… Tylko on ze wszystkich osób, które znał miał na niego taki kojący wpływ. Ale nie było go tu.

Wtedy usłyszał przybliżające się wycie syren policyjnych. I to chciał zignorować, co niby może mu zrobić policja? Ale wtedy Yui zdołała się podnieść, spojrzała na niego ze strachem i szepnęła:

- Uciekaj, proszę! Ty... jesteś ranny... - nagle dodała.

Zerknął na swoje ciało. Parę zadrapań od ich noży. To nic takiego, pomyślał.

Chciał zaprotestować, ale w jej oczach był strach i… nagle się trochę uspokoił. W milczeniu skinął jej głową i pobiegł przed siebie, oddalając się od dźwięku syren. Czuł się jak we śnie…

Minęły dwa tygodnie od tamtego koszmarnego wieczoru. Piccolo czuł się okropnie… Oto właśnie po raz kolejny udowodnił, że nie zasłużył sobie na pobyt na Ziemi, ani na życie w ogóle i że Goku się pomylił…

Był w okropnym stanie psychicznym. Wziął urlop i jedynie całymi dniami przesiadywał w swoim mieszkaniu. Niewiele jadł, bo i niewiele zostało mu w lodówce.

Ani razu nie był też w kawiarni. Nie chciał teraz widzieć żadnych ludzi, ale najbardziej NIE CHCIAŁ widzieć się teraz z Yui, już nigdy… To nie miało żadnego sensu…

Siedział na kanapie, na dworze już zmierzchało, ale on nawet nie planował wstać, by zapalić światło. Założył ręce na piersi i zamknął oczy, choć tym razem nie umiał spokojnie medytować, jak kiedyś. W głowie miał miliony bolesnych myśli i nie umiał się ich w żaden sposób pozbyć…

Wtedy usłyszał pukanie, nie, walenie do drzwi… Od razu się domyślił, kto to, ale to zignorował.

- Rozwalę drzwi! - usłyszał ryk Yui i tylko złośliwie się uśmiechnął.

To próbuj, pomyślał.

Ale wtedy ona zaczęła szlochać, a on poczuł ukłucie wyrzutów sumienia. Zerwał się szybko i otworzył jej drzwi.

Siedziała na ziemi, zapłakana, ale natychmiast się poderwała, gdy go zobaczyła. Zapłakała i rzuciła mu się na szyję. Skrzywił się, nie przywykł do kontaktu fizycznego z innymi.

Szybko się odsunął, a ona posmutniała.

- Piccolo… musimy porozmawiać.

- Nie – warknął i w jednej chwili wypchnął ją za drzwi. Ta rozmowa nie ma sensu, Yui lepiej zrobi, jeśli będzie się trzymała od niego z daleka.

Ale ona ponownie wróciła z zaciętym wyrazem twarzy.

- Jestem dla ciebie niebezpieczny! - krzyknął w końcu.

Uśmiechnęła się lekko, a on zupełnie tego nie rozumiał.

- NIGDY mnie nie skrzywdziłeś.

- Nie… ale sama widziałaś, do czego jestem zdolny.

- Nie! Nigdy nie skrzywdziłeś mnie, nigdy nie skrzywdziłeś osób, z którymi walczyłeś, a tamci kretyni sobie na to zasłużyli! - powiedziała dobitnie.

- Ty nie wiesz, co ja robiłem kiedyś… - szepnął. Nie miał siły na kłótnię. Usiadł ciężko na kanapie, a ona poszła za nim.

- Więc mi opowiedz… - odpowiedziała delikatnie Yui.

Odetchnął i zaczął mówić. Jakie to ma znaczenie? Nawet lepiej, jeśli po tym, co powie, Yui się go przestraszy i ucieknie…

- Na początku, gdy byłem na Ziemi… zabiłem wielu, bardzo wielu ludzi… - powiedział, z trudem przełykając ślinę.

Jęknęła, ale dalej drążyła:

- Ale… co skłoniło cię do przemiany?

Odwrócił wzrok. Nie mógł patrzeć w te jej dobre oczy.

- Ale… potem pojawił się Goku, syn mojego Gohana i… - Piccolo uśmiechnął się do siebie. - Pomógł mi, dał szansę, zaprzyjaźnił się ze mną, choć to wydaje się być całkowicie nieprawdopodobne. Potem powierzył mi swojego syna… już nie chciałem zabijać.

Choć nadal czuję, że to coś jest we mnie, ale staram się z tym walczyć ze wszystkich sił… To dlatego wybrałem taką pracę, by choć trochę móc się wyżyć, spożytkować trochę energii.

I jakoś się udawało, ale nie mogłem znieść, gdy oni… ci zagrażali.

- A twoje rany? - zerknęła na niego, a on pokazał jej gładką skórę. Zmarszczyła brwi.

- My, Nameczanie szybciej radzimy sobie z ranami, to nic takiego, nie martw się o mnie.

Skinęła głową.

- Chciałeś mnie chronić… Gdy poszedłeś ja… - zaczęła opowiadać – zostałam tam i powiedziałam policjantom, że tych facetów zaatakował jakiś niski, gruby facet i że pobiegł w przeciwną stronę niż ty.

Uśmiechnął się do niej, zaskoczony, że dla niego skłamała.

- A ja… - Teraz on chciał jej coś wyznać. - Poszedłem za nimi do szpitala, by dowiedzieć się, czy oni… przeżyją.

Yui jęknęła.

- I…? Czy oni…?

Pokręcił głową.

- Żyją, obaj, choć nie było z nimi zbyt dobrze. A potem uciekłem, bo… nie chciałem dłużej ryzykować.

- I dobrze – powiedziała bojowym tonem. - Zasłużyli sobie na to. Może już więcej nikogo nie zaczepią!

Spojrzał na nią, zaskoczony.

- Więc… naprawdę chcesz dalej mnie znać?

Przysunęła się do niego na kanapie.

- Tak, chcę.

Piccolo poczuł nagłe skrępowanie. A ona przybliżyła się jeszcze i… ich usta niemal się stykały.

- Wiesz na jak wielu poziomach to jest złe? - powiedział z trudem, nie mogąc oderwać wzroku od jej pięknej twarzy.

- Nie, nie wiem.

A potem go pocałowała. Szybko się wyrwał i powiedział:

- Moje zęby… są o wiele ostrzejsze niż zęby ludzi. Pokaleczysz się.

- A sam siebie nie kaleczysz? - zapytała zaskoczona.

- Nie, bo skórę mam twardszą niż wy.

Wzruszyła ramionami, a jego to zdziwiło.

- No, to się pokaleczę… - Uśmiechnęła się i znów go pocałowała, a on już dłużej się nie wzbraniał…

Dał się temu ponieść, nigdy jeszcze nie czuł takiego szczęścia. Już nie myślał o tym, że to niewłaściwe.

Gdy odsunęła się od niego, dostrzegł krew na jej wardze. Skrzywił się, ale ona starła krew palcem i uśmiechnęła się do niego.

- Ojej, straszne! To nic takiego.

Westchnął, znów czując się gorzej.

- A wiesz, że jeśli będziesz mnie często całować, to już nie będzie to „nic”. Będziesz cała poraniona! - Nagle dotarło do niego, co powiedział… - To znaczy… - dodał szybko, zawstydzony. - Jeśli zechcesz.

- Oj, zechcę… - szepnęła, znów go całując.

W tej właśnie chwili ktoś zastukał do drzwi. Piccolo westchnął ciężko i poszedł otworzyć.

W drzwiach stał Gohan. Otworzył szerzej oczy, gdy zobaczył, że Piccolo ma gościa, ale już po chwili podszedł pewnie do Yui i podał jej rękę.

- Bardzo się cieszę, że mogę cię poznać! - powiedziała. - Ty jesteś Gohan, prawda? - Zerknęła na Piccolo, jakby pytała go w myślach „To twój syn, prawda?”, a on skinął głową.

- Tak, to ja. - Gohan uśmiechnął się szeroko, ale potem zerknął na ich czerwone twarze i powiedział cicho:

- Przepraszam… muszę już iść. Wpadłem tylko na chwilę się przywitać.

Gdy tylko przekroczył próg mieszkania Piccolo, oboje wybuchnęli śmiechem.

- Nigdy wcześniej tu nie byłam, wiesz? - powiedziała nagle Yui, rozglądając się po mieszkaniu. - Zawsze tylko spotykaliśmy się w kawiarni.

- No i jak ci się podoba? - zapytał zaczepnie, przypominając sobie reakcję Bulmy.

O dziwo, uśmiechnęła się.

- Bardzo tu ładnie.

*

Minął jakiś czas, a Piccolo nadal czuł się niepewnie w ich związku. Wciąż tylko się całowali (Piccolo starał się ponownie jej nie zranić), a on czuł wątpliwości.

Gdy pewnego dnia zaczęła go rozbierać, odsunął się.

- Nie… proszę – powiedział i uciekł z mieszkania.

Jakiś czas potem odważył się powrócić do tej rozmowy.

- Nigdy z nikim nie byłem, na mojej planecie też nie.

- Och... - szepnęła Yui, zaskoczona. Piccolo szybko odwrócił wzrok.

- Wcześniej, u siebie była we mnie tylko złość i pragnienie zabijania, w końcu zostałem za to wygnany. A gdy zdecydowałem się zamieszkać na Ziemi, starałem się nawet na nikogo nie patrzeć w ten sposób, bo wiedziałem... że nie jestem Ziemianinem.

Wiesz, Yui, ja… bałem się, czy my możemy… - Zawstydzony odwrócił wzrok. - Nie miałem pojęcia jak to jest i… obejrzałem jakiś wasz, ludzki film pornograficzny, by wiedzieć jak są zbudowani ludzie. Kobiety i mężczyźni i czy… cię nie skrzywdzę.

Yui przez chwilę wydawała się być zaskoczona jego słowami, ale potem zapytała:

- I?

- Sądzę, że nie. Ale powinienem być bardzo ostrożny i…

Położyła mu rękę na ramieniu, by przestał mówić.

- Kochanie… to nie ma znaczenia. Ja się nie boję, a jeśli coś pójdzie nie tak, to… coś wymyślimy, bo mi nie chodzi o seks, a o ciebie, rozumiesz?

Uśmiechnął się do niej, czując ulgę.

A potem zaprowadziła Piccolo do łóżka. Nie skrzywdził jej, jego obawy się nie spełniły.

Piccolo często rozmyślał o tym, jak jedno spotkanie w kawiarni odmieniło jego życie. Gdyby nie odważył się wykorzystać tamtej szansy… Nadal czułby się tak samotny…


KONIEC

25.3.23, 00:48

(10 str.)