niedziela, 16 maja 2021

1. Koszmar

Obudziła się dziwnie skołowana. Przez chwilę leżała tak, nie mając ochoty się ruszyć czy choć otworzyć oczu. Były przecież wakacje, więc nie miało to większego znaczenia. Później zje śniadanie przygotowane jej przez matkę… Nagle przypomniała sobie, że nie może być teraz w domu. Więc gdzie jest…? Nie miała nigdzie nocować, miała zaraz po festiwalu wrócić do domu. Serce jej przyspieszyło, a w głowie wybuchło jednocześnie wiele złych myśli i scenariuszy.

Gwałtownie otworzyła oczy i panika wybuchła z jeszcze większą siłą. Piła wczoraj… pierwszy raz w życiu. W najgorszym wypadku sądziła, że obudzi się na jakieś ławce albo trawie na terenie festiwalu. Wcale jej się to nie uśmiechało, ale to nie byłoby gorsze od tego, co zobaczyła. Była w czyimś domu, nie był to dom jej ciotki, nie poznała też wczoraj żadnej koleżanki, przynajmniej niczego nie pamiętała.

A co pamiętała? Była na wakacjach z rodzicami, a ostatniego dnia wybrała się wieczorem na imprezę. Powiedziała matce, by razem z ojcem po prostu wrócili do domu, bo jutro mieli pracę, a ona wróci wieczorem ostatnim pociągiem. Weszła na teren imprezy. Po chwili wahania podeszła do stoiska z alkoholem, nikt nie pytał jej o wiek. Czuła się zestresowana tą imprezą, nigdy nigdzie nie bywała, a dziś chciała poczuć się normalną nastolatką, więc kupiła napój. Drink był mocny, a ona nic nie jadła cały dzień… Szła przed siebie, omijając idących ludzi, tańczące pary, pijących, śmiejących się młodych ludzi i…

Ostatnie, co pamięta to to, że - z coraz bardziej rozmazanym obrazem - podeszła do grupy młodych mężczyzn, chciała poczuć się seksowna, raz w życiu chciała być kimś, na kogo ktoś zwróci uwagę, pomyśli, że jest atrakcyjna i warta zainteresowania, a nie nienormalna, chora. Zaczęła ich uwodzić, prawić komplementy, flirtować, a oni uśmiechali się, byli mili, jak mało który mężczyzna wobec niej, którzy zwykle ją wyzywają, patrzą z obrzydzeniem albo każą się leczyć… A to wystarczyło, te kilka miłych słów, by poczuła się szczęśliwa aż do granic możliwości i… nierozsądna, również do granic możliwości…

Co było dalej? Oni, tak... powiedzieli jej, by z nimi poszła, a ona pamiętała jedynie, że szła za nimi chętnie przez teren festiwalu… Poczuła jak kolejna, jeszcze mocniejsza fala paniki chwyta ją za gardło.

Sylwia poruszyła się niespokojnie pod kołdrą i nagle poczuła, że jest naga… Nie, to niemożliwe. Usiadła gwałtownie na łóżku i z sercem, bijącym teraz tak mocno, że czuła je w całym swoim ciele spojrzała w dół. Była naga, całkowicie. Nie, nie, błagam nie, BŁAGAM! Fala paniki ścisnęła ją tak mocno, że poczuła, że zaraz zemdleje albo zwymiotuje. To sen, sen, to tylko sen, jakiś chory, obrzydliwy sen, a ona zaraz się z niego obudzi, w swoim własnym łóżku, okaże się, że wcale nie poszła na jakąś durną imprezę, jeden raz w życiu, całkiem bez sensu, tylko po to, by poczuć się jak normalna nastolatka, a jej największym problemem nadal będzie niezrozumienie rówieśników i brak porozumienia z rodzicami. Musi się stąd wydostać, jak najszybciej, uciec z tego koszmaru… Gdzie są jej rzeczy? Plecak, ubrania, pieniądze na bilet do domu. Musi zmusić się, by wstać.

Gdy tylko spróbowała poczuła nagle mocny, gwałtowny ból w odbycie. Nie, to nie jest prawdziwe, na pewno nie jest. Miała ochotę skulić się w łóżku, w tym obcym miejscu i płakać, płakać… Jęknęła z bólu wbrew sobie i nagle usłyszała coś, co sprawiło, że jej serce stanęło na chwilę. Głos, męski głos.

- No hej, wstałeś już?

Dziko rozejrzała się po pokoju, w przeciwnym rogu pokoju stało drugie łóżko, a w nim leżał mężczyzna. Wydawał się mieć ponad dwadzieścia lat. Miał brodę i mocno zbudowane ciało, na pewno nie był w jej wieku. NIE, NIE!

Musi stąd wyjść, z tego domu, jak najdalej, nawet nago, tylko to się liczy. Zerwała się z łóżka, ignorując ból i nagość i rozejrzała się z trudem w poszukiwaniu swoich rzeczy. A może ją okradł, zabrał telefon i pieniądze? Jak wtedy wróci do domu? Nie zadzwoni nawet do rodziców, by po nią przyjechali. Rodzice będą źli, po raz pierwszy pozwolili jej na taką wolność, namiastkę dorosłości, a ona tak żałośnie ją wykorzystała… Kręciło jej się w głowie, wszystko wokół było dziwnie rozmazane… To efekt strachu, alkoholu, czy podał jej jakieś narkotyki?

Zamrugała kilka razy, to trochę pomogło, więc zaczęła iść powoli w stronę swoich ubrań. Wiedziała, że ten mężczyzna już nie śpi, więc pewnie teraz obserwuje jej ciało… Kucnęła, by podnieść spodnie i zachwiała się. Zacisnęła w ostatniej chwili dłoń na szafce nocnej i wstała z trudem, ściskając w dłoni ubrania tak mocno, jakby to była jej ostatnia deska ratunku. W pewien sposób była, bo pozwoli jej uciec stąd, uciec jak najdalej…

- Dobrze się czujesz? Wiesz, sporo wczoraj wypiliśmy, chcesz coś na kaca?

To znowu on. Jego głos był zwyczajny, miły, nawet dość czuły, gdy martwił się o jej samopoczucie, ale w jej głowie brzmiał jak głos potwora, najgorszego demona. Całą swoją siłą woli zmusiła się, by nie spanikować. Spokój, tylko spokój. Zabierze swoje rzeczy, wyjdzie na ulicę i wtedy będzie mogła panikować do woli. A może dopiero w domu? Nie, nie może przecież za nic zdradzić się przed rodzicami, nigdy im nie powie jak obrzydliwą rzecz dziś zrobiła, jak bardzo zniszczyła ich zaufanie… Wciąż powtarzali jej, że jest jeszcze zbyt młoda do pewnych decyzji, a ona zrobiła coś takiego. Nie była w stanie wymówić TEGO słowa, nie była…

Nie była w stanie odpowiedzieć na jego pytanie, rzuciła się w poszukiwaniu pozostałych fragmentów garderoby. Strach przed zostaniem z nim w jednym pomieszczeniu był tak potężny, że adrenalina dała jej siłę, by w końcu zaczęła się szybciej poruszać i lepiej widzieć. Wiedziała jak działa adrenalina – potem będzie się czuła jeszcze gorzej, ale teraz to się nie liczyło.

Pozbierała już niemal całą swoją garderobę, gdy on ponownie się odezwał:

- A może masz ochotę jeszcze raz? Mam jeszcze trochę czasu przed pracą. Wczoraj było obłędnie...

Poczuła jak panika ponownie powraca. Jeśli się na nią rzuci… Rozejrzała się wokół, czy jest tu coś, czego mogłaby użyć do walki? Niczego takiego nie znalazła. Wciąż, mimo tych wszystkich sygnałów, łudziła się jeszcze, że wcale nie chodzi o TO, że po prostu mocno się upili, że może po prostu jej ciało bolało po całonocnym tańcu, ale teraz nie mogła się już dłużej łudzić. W ogromnym trudem zdusiła w sobie szloch. Będzie płakać dopiero, gdy zostanie sama. Ubrała się szybko, ignorując wzrok tego mężczyzny. Nawet nie próbował kryć się z tym, że uważnie ją obserwuje.

Przez chwilę nie mogła znaleźć swojego plecaka, a przecież bez niego nie mogła wyjść. JEST! Był wciśnięty za łóżko… Część zawartości rozsypała się. Już się bała, że będzie musiała poprosić go o pomoc. Odwróciła się dyskretnie. Wciąż leżał, z ręką niedbale podłożoną pod głową i wydawał się być całkowicie zrelaksowany.

- Koledzy już wyszli, mieli do pracy na rano.

Przez chwilę zapomniała o pakowaniu, stała z otwartymi ustami, a słowa nie mogły dotrzeć do jej skołowanego mózgu. Czy on powiedział, że...?! Tym razem już wmawianie sobie, że pozwoli sobie na emocje dopiero potem niewiele dało. Zaczęła się dusić, nie mogła zaczerpnąć tchu… Nie, to nieprawda, on nie miał tego na myśli. Oni tylko razem pili, tańczyli. Tylko tyle.

- Ej, co ci jest?

Wstał z łóżka, całkowicie nagi, a ona czuła, że pękają wszystkie tamy. Nie była już w stanie myśleć o niczym.

Niemal wcisnęła się w ścianę, gdy chciał się do niej zbliżyć. Przycisnęła mocno plecak do piersi, jakby on miał uchronić ją przed całym złem tego świata. MYŚL! Co jeszcze? Portfel. Są pieniądze? Są… Poczuła ogromną ulgę. Legitymacja. Wcisnęła sukienkę na samo dno plecaka, nie chciała, by ten mężczyzna znał prawdę o niej. Im mniej wie, tym lepiej.

Nie zapyta go o to, co wczoraj między nimi zaszło. Trudno, nie pozna prawdy nigdy, wolała już całe życie się domyślać niż rozmawiać z tym, tym…

- Ile ty masz w ogóle lat? Cholera, wczoraj wydawałeś się być starszy… - Miał już na sobie majtki, ale ona i tak nie była w stanie na niego spojrzeć.

Odpowiedziała automatycznie. Nie będzie go teraz denerwować, nie chce wiedzieć jakby zareagował, gdyby dowiedział się, że mógłby mieć na głowie kuratora i uznał, że uwiodła go podstępem, by zyskać rozgłos… Przecież ona i tak nigdy, nigdy o tym nikomu nie opowie, a już na pewno nie policji. Czuła się cholernie winna.

- Osiemnaście, oczywiście, inaczej bym tu nie była… - żałośnie próbowała nadać swojemu głosowi niższy ton, choć pewnie na to i tak było już za późno.

Mężczyzna zmrużył oczy.

- Czy ty powiedziałeś „była”?

Sylwia szerzej otworzyła oczy. Dopiero teraz do niej dotarło, co powiedziała. Cholera, była tak zdezorientowana całą tą sytuacją, że się zapomniała. Były wakacje, czas w którym mogła być sobą bardziej niż kiedykolwiek. Gdy zacznie się rok szkolny pewnie ponownie będzie automatycznie myśleć co i kiedy komu mówi… Nienawidziła tego, ale od wielu lat nie łudziła się już, że cokolwiek się zmieni w tym kraju.

- Nie – starała się, by jej głos był ostry. Wyjść, wyjść, wyjść, tylko tyle teraz pragnęła… - Przesłyszałeś się, niby czemu miałbym tak powiedzieć?

- Nie, chyba się nie przesłyszałem… Powiedz, czy ty jesteś…?

- Idę już – powiedziała szybko. Żadnego rozmawiania o niej, w ogóle żadnego rozmawiania z nim.

- Chyba nie zapytałem cię wczoraj o imię…

- To nieistotne.

- Ja jestem…

- To nieistotne – powtórzyła z naciskiem. Niech w końcu da jej spokój, da jej spokój, nie pyta o nic…

Ruszyła szybko w stronę drzwi i znów jęknęła z bólu.

- Poczekaj! - Wydawał się być naprawdę przejęty.

Poszedł szybko po coś, co wyjął z szafki przy oknie. Podszedł do niej i wyciągnął rękę. Uśmiechał się, jakby cieszył się, że się o nią troszczy.

- Masz, to maść na otarcia po seksie. Możesz wziąć całą butelkę, ja mam jeszcze sporo.

Trzymał w ręce jakąś małą buteleczkę. Z trudem zmusiła się, by wziąć ją od niego, ale czuła, że tylko w ten sposób szybko się od niego uwolni. Nie była w stanie podziękować. Gdy ją brała, niemal dotknęła jego skóry. Poczuła nagły lęk, który przebiegł przez jej ciało jak prąd. Zadrżała. On użył tego słowa, naprawdę go użył. Więc to pewne, całkowicie pewne. A jeśli ona czymś się zaraziła, jeśli tamci mężczyźni…? Później o tym pomyśli, później….

- Wybacz, nie chcieliśmy być tak gwałtowni, to ty się wciąż upierałeś, że tak chcesz…

Wypadła na korytarz, nie jest w stanie tego słuchać, błagam, niech on zamilknie!

- Może jeszcze to powtórzymy, co? Znasz adres! - krzyknął jeszcze za nią.

- Może… - szepnęła słabo. Powie wszystko, byle tylko się odczepił.

Dopadła do drzwi wejściowych i gdy je otworzyła i poczuła na twarzy świeże powietrze, miała ochotę krzyczeć z ulgi. Wolna, wolna… Odwróciła się nerwowo. Nie biegł za nią, nie wiedziała, co by wtedy zrobiła. Ale i tak puściła się biegiem, ignorując ból, który przy tym wysiłku wybuchł z mocą miliona igiełek. Wcześniej obiecała sobie w głowie, że wyrzuci to coś, gdy tylko wyjdzie z domu, ale teraz zaczęła się wahać. Jeśli wyrzuci buteleczkę, będzie musiała iść do apteki i zwracać na siebie uwagę, a ból nie pozwalał jej zrezygnować z maści.

Biegła tak długo, aż straciła oddech, wtedy się zatrzymała. Nie było go, nigdzie go nie było, uspokój się, do cholery!

Dopiero wtedy się rozejrzała. Wcześniej nie miało dla niej absolutnie żadnego znaczenia, gdzie jest. Chciała być tylko jak najdalej od tamtego mężczyzny i nic więcej. Nie znała tej części Wrocławia… To chyba jakieś obrzeża.

Zapytała kogoś o drogę i ruszyła, nie miała siły iść szybko, ale to nieistotne. I tak nie zdąży do domu na wczoraj… Wzięła do ręki telefon, pełna najgorszych podejrzeń.

Oczywiście, kilkanaście połączeń od mamy i taty. Telefon był wyciszony. Mocno zacisnęła powieki, niemal na kogoś wpadając. Poczuła ogromne wyrzuty sumienia. Jak mogła tak ich przestraszyć? Teraz, gdy ich trudne relacje trochę się naprawiły…?

Do dworca dotarła po długim czasie, a ciało bolało coraz bardziej. Ale nie miała na taksówkę. Kupiła coś do picia. Głowa bolała ją coraz bardziej i była wrażliwa na dźwięki. Musiała dużo wypić… Ale i tak najgorsze było to, że nic nie pamiętała. Ale może to dobrze…? Mózg ludzki wyzbywa się często traumatycznych wspomnień, by nie czuć bólu…

Nie zadzwoni do rodziców, wiedziała, że mogliby się choć trochę mniej niepokoić, ale nie ma sił z nimi rozmawiać. Musi jakoś się uspokoić, nim dotrze do domu.

Musi znaleźć jakieś wyjaśnienie, póki ma czas. Nie może powiedzieć, że nocowała u ciotki, bo oczywiście to by się dość szybko wydało.

Niemal mechanicznie kupiła bilet do Warszawy i usiadła na dworcu. Teraz ma kilka godzin czekania przed sobą…

Poszła do toalety, zapłaciła i przebrała się w sukienkę. Nie miała teraz siły na makijaż, zresztą bała się, że się rozmaże, jeśli w końcu przegra z łzami. Nie miała dziś wystarczająco sił, by znosić oburzone czy obrzydzone spojrzenia ludzi, ale jeszcze bardziej nie miała sił, by tłumaczyć rodzicom, dlaczego nie założyła swoich ukochanych ubrań.

Wróciła na plastikowe krzesełko. Tego dnia wydawało się być jeszcze bardziej niewygodne niż kiedykolwiek, ale i tak to było lepsze niż gdyby miała chodzić.

Skuliła się na krześle i pozwoliła, by jej półdługie, zapuszczone we fryzurę na boba, włosy oparły jej na twarz. Niech nikt na nią nie patrzy… Ta fryzura była maksimum, na które sobie pozwoliła, miało to być coś pomiędzy męskimi włosami na jeża, a długimi, kobiecymi włosami. Na więcej nie miała odwagi. A jej dysforia jakoś to zniosła.

Wzięła do ręki telefon, chyba tylko po to, by nie siedzieć tak w bezruchu. Zawsze miała przy sobie jakieś książki, bez nich nie wyobrażała sobie dnia, a już na pewno nie podróży. Ale teraz tylko otworzyła plik na telefonie i patrzyła tępo w ekran, wciąż na tym samym fragmencie tekstu.

W pociągu spokojnie podała konduktorowi bilet, a gdy poprosił o legitymację, zaczęła szukać jej w plecaku. Nie było. Coraz bardziej zdenerwowana, położyła sobie na kolanach całą zawartość plecaka. Nic.

Niby gdzie mogła ją zgubić? Na ulicy, w pociągu? Zaczęła się rozglądać wokół. Nagle poczuła ogromny lęk: a jeśli jest u niego…? Teraz zna jej nazwisko, adres, wiek, ma jej zdjęcie… Nie, czy ten dzień może być jeszcze gorszy?! Ale kiedy…? Czy to możliwe, że jej wypadła, po tym jak NA PEWNO wkładała ją do plecaka? Ale on przecież w żaden sposób nie wykorzysta jej danych osobowych, prawda? Nie przyjedzie do niej albo…

- Legitymacja – powiedział ostrzej konduktor.

Podniosła na niego wzrok, kompletnie załamana. Niech wzywają policję, rodziców czy robią cokolwiek innego… Niby jakie to może mieć znaczenie?

- Nie mam… - powiedziała, łamiącym się głosem.

- W takim razie musisz zapłacić pełną kwotę. Następnym razem wyciągnę konsekwencje, nie można kupować ulgowego biletu, nie mając przy sobie legitymacji.

- Wiem… Ja strasznie przepraszam, zapomniałam jej z domu…

Sięgnęła po portfel i zapytała o cenę. Liczyła pieniądze, coraz bardziej nerwowo. Nie, to się nie dzieje… Brakowało jej około pięć złotych.

- Brakuje mi… - Nie wytrzymała, łzy błysnęły jej w oczach.

- Ile ci brakuje?

Gdy odpowiedziała, powiedział, uśmiechając się lekko:

- Nie przejmuj się, zapłacę za ciebie.

Wtedy już całkowicie się rozpłakała.

- Ja nie chciałam… wzbudzać w panu litości…

- Wiem, że nie, nie martw się.

- Nie! Ja mogę… - przerwała. Co może? Odeśle mu je pocztą?

Ale on sprawdzał już bilet kolejnej osoby w przedziale.

- Bardzo panu dziękuję…

Wstała gwałtownie i poszła do toalety. To już za dużo naraz, za dużo jak na jeden dzień… Usiadła na toalecie w ubraniu i rozpłakała się, teraz już bez jakiegokolwiek tłumienia emocji. Płakała tak długo, aż ktoś zaczął dobijać się do drzwi, wtedy wyszła z pochyloną głową, by ukryć łzy i pewnie czerwoną twarz. Otarła szybko łzy i znów pochyliła się nad telefonem, który tym razem nie był nawet odblokowany, ale nie dbała o to.

Próbowała się uspokoić. To matka kazała jej założyć męskie ubrania na imprezę, bała się, że ktoś zrobiłby jej krzywdę z powodu transfobii. Ale może wtedy to by się nie wydarzyło…? Wiedziała, że większość gejów nie jest zainteresowana osobami transpłciowymi, w końcu są homoseksualni a nie panseksualni. Może gdyby nie posłuchała wtedy matki? Nie, takie rozmyślania nie mają sensu. Może wtedy przydarzyłoby się coś o wiele, wiele gorszego, z kimś gorszym, niż tamten mężczyzna?

Sylwia nie była do końca pewna jak określić samą siebie. Była transpłciowa, skoro jej dysforia z roku na rok się zmniejszała? Wiedziała, że nie każda osoba transpłciowa pragnie tranzycji, ale często osoby cispłcowe właśnie tak to postrzegały. Niebinarna? W pewnym sensie tak. W jej przypadku podział był jasny: kobiece ubrania, makijaż, ozdoby, zaimki i imię, ale męskie ciało. Sylwia czytała sporo na ten temat w książkach i internecie, ale teraz nie była w stanie skupić się na jakichkolwiek myślach.

Po chwili dziwnego zawieszenia, gdy znów jedynie siedziała w bezruchu i o niczym nie myślała, przyszedł jej do głowy pomysł. Tak!

Napisze rodzicom smsa. Powie, że nie może zadzwonić, bo kończy się jej bateria. Cóż, to nie do końca było kłamstwo. Ale co napisać? Zerknęła na godzinę na wyświetlaczu. Ma jeszcze sporo czasu, a jeśli wymyśli coś sensownego, będzie jej łatwiej, gdy już stanie z nimi twarzą w twarz. Nie lubiła kłamać…

Więc… nie wróciła do domu, bo… zbyt dobrze się bawiła, tak. Wypiła trochę… piwa… rodzice pewnie i tak odkryją, że piła, a półkłamstwo było bezpieczniejsze. Bawiła się z… koleżanką, którą poznała na imprezie. Obie były lekko pijane, więc jej rodzice pozwolili jej u siebie zanocować. Nie zna jej nazwiska i nie pamięta zbyt dobrze adresu. Kolejne kłamstwa płynęły coraz sprawniej. Dobrze, wystarczy, nie będzie przesadzać.

Napisała smsa i przeczytała go przed wysłaniem. Może być…

...przepraszam, będę o…”.

Po jakimś czasie dostała smsa od matki: „Strasznie się martwiliśmy, nie rób tak nigdy więcej”. Nic już nie odpisała.

Sylwia nie pamiętała zbyt wiele z tej podróży. Trwała w jakimś dziwnym osłupieniu, prawie żadne sygnały z zewnątrz do niej nie docierały, a jej mózg był jakby otoczony miękką poduszką.

Dotarła do domu wieczorem, napisała, by rodzice nie szli po nią na stację.

Nim weszła do domu długo stała przed drzwiami. Serce znów jej przyspieszyło. Czy istnieje w ogóle jakakolwiek szansa, że jej kłamstwo nie wyjdzie na jaw?

Gdy tylko otworzyła drzwi, rodzice do niej doskoczyli, wydawali się być naprawdę przestraszeni. To jeszcze bardziej zabolało, zamiast robić jej awanturę, martwili się, a ona i tak ich okłamie…

Matka rzuciła się na nią, ściskając mocno. Nie miała teraz ochoty na przytulanie, ale zmusiła się, by się nie odsunąć. Matka rzadko ją przytulała, ojciec również, odkąd zaczęła chodzić w kobiecych strojach. To już trzy długie lata… Ale nie będzie teraz o tym myśleć.

- Kochanie, tak się bałam! - matka rozpłakała się, a ona poczuła, że jeszcze chwila i nie będzie w stanie ich okłamywać.

- Jak ma na imię ta koleżanka? - zapytał ojciec.

Cholera, tego nie wymyśliła.

- Kasia – powiedziała pierwsze imię, jakie przyszło jej do głowy. Miała nadzieję, że brzmiało to przekonująco.

- Nic ci nie jest…?

Pokręciła głową.

- Trochę wypiłam, przepraszam. Nigdy więcej nie zachowam się tak nieodpowiedzialnie. Mogę już iść do pokoju? Wszystko wam napisałam w smsie… - Czy to wystarczy, by stąd uciec?

Sylwia czuła się coraz gorzej, dyskretnie oparła się plecami o drzwi.

- Dobrze, możesz iść – powiedział ojciec po chwili wahania.

Weszła do pokoju i padła na łóżko w ubraniu. Próbowała nie myśleć, tylko leżeć i odpoczywać, ale to nie było łatwe. Jeśli zacznie teraz głośno płakać, będzie musiała tłumaczyć się rodzicom. I co niby im powie? Że tęskni za wyimaginowaną koleżanką, którą znała dwa dni? Musi czekać do nocy.

Mama pukała kilka razy i pytała, czy chce coś zjeść, ale ona nie była w stanie nic przełknąć. Przez drzwi powiedziała, że jadła duże śniadanie w domu koleżanki, a potem kupiła sobie coś przed podróżą.

Szybko zaczęła udawać, że śpi. Tak, była zmęczona, ale przerażone ciało nie pozwalało jej na sen. Jutro będzie musiała powiedzieć im o legitymacji…

Po północy przytknęła ucho do drzwi i słuchała, wstrzymując oddech. Nie słyszała żadnych codziennych odgłosów, krzątania się. Pewnie już śpią…

Chciała wrócić do łóżka, ale nagle poczuła taką słabość, że padła na kolana. Doczołgała się do najdalszego kąta pokoju i skuliła na podłodze. Może nie usłyszą… Nie może tego znieść bez wypłakania się.

Siedziała tak przez chwilę z szeroko otwartymi oczami, zaskoczona swoją gwałtowną reakcją, ale potem znów przypomniała sobie wydarzenia poprzedniego dnia. Ból i strach pojawiły się tak szybko i nagle, jak fala, że aż jęknęła. Szloch niemal ją dusił, jej płacz był tak głośny, że z lękiem zatkała sobie usta dłonią.

Siedziała tak całą noc. Po kilku godzinach płaczu, wycieńczona, po prostu siedziała z kolanami pod brodą i patrzyła przed siebie niewidzącym wzrokiem. Nie ruszyła się aż do rana, patrzyła, czując jedynie pustkę w środku, na wschodzące, czerwone słońce. Gdy usłyszała, jak rodzice cicho ze sobą rozmawiają, wstała sztywno, jak w transie i położyła się spać. Teraz, gdy było jasno, nie bała się już aż tak. Zresztą była tak zmęczona, że pewnie dlatego zdołała w ogóle zasnąć.

*

          Całe wakacje były właśnie takie – gdyby ktoś zapytał Sylwię, powiedziałaby, że wakacji wcale nie było, że zaraz to zakończeniu tamtego roku szkolnego, po prostu rozpoczęła od razu kolejny.

Dwa miesiące wyjęte z życiorysu... Niemal nic nie pamiętała, jakieś krótkie strzępki wspomnień i nic poza tym. Cały czas poruszała się jak we mgle. Ale to było dobre – pozwalało jej nie czuć niemal nic.

Następnego dnia wstała dopiero wieczorem, mówiąc rodzicom, że musiała się porządnie wyspać. Z trudem wmusiła w siebie późny obiad, a potem wszystko zwróciła w toalecie. Opowiedziała rodzicom, że zgubiła gdzieś legitymację, nawet nie bała się tej rozmowy, nadal czuła jedynie pustkę w sobie. Potem rodzice zrobili jej długi, bardzo długi wykład na temat picia alkoholu w jej wieku, imprez do białego rana i nocowania u nowo poznanych osób. Kiwała głową i choć starała się słuchać, docierało do niej jedynie co któreś słowo. Potem przysięgła, że nigdy więcej (i naprawdę tak czuła, nie po tym, co się stało…).

Całe lato czuwała w nocy, patrząc jedynie z przerażeniem w sufit, a dnie przesypiała, odrobinę bardziej spokojna.

Rodzice martwili się, mówili, by wyszła choć do ogrodu, ale ona wymyślała jakieś wymówki. Mówiła, że długo w nocy surfuje po internecie, a skoro ma teraz wakacje i może sobie na to pozwolić.

Nieraz, pomimo dnia, budziła się ze snu z krzykiem. Rodzice zawsze wtedy do niej przybiegali, przestraszeni. Opowiadała najróżniejsze bzdury: że śnił się jej krwiożerczy niedźwiedź, kartkówka z matematyki, że spada w przepaść… Te kłamstwa powoli ją zabijały, ale nie umiała przestać, bo prawda była w tym wypadku o wiele gorsza od kłamstwa.

Zawsze śniło się jej to samo: oni, obrzydliwi, straszni, a na koniec on sam, pochylał się nad nią i… Wtedy się budziła, jakby ta część była najgorsza. Nie miała przecież pojęcia jak tamci wyglądają, ale jej umysł wyobraził ich sobie jako brzydkich, potężnych mężczyzn. We śnie ze szczegółami przeżywała ich seks, długi i obrzydliwy. A najgorsze było to, że podczas snu tamta Sylwia czuła ogromne podniecenie i radość. Ale gdy się budziła zostawał tylko strach. Gdyby tylko mogła, przestałaby sypiać. Z każdym kolejnym dniem strach wcale się nie zmniejszał – przeciwnie, miała wrażenie, że jest jedynie gorzej. Czasem nie spała kilka dni, tylko po to, by potem móc w końcu zasnąć, gdy była już tak zmęczona, że lęk nie miał znaczenia. W takie dni spędzała czas w pokoju, z zasłonami w oknach, bo jasne słońce i piękna letnia pogoda wydawały się drwić z jej koszmaru i przerażały ją.

Kilka razy rodzice proponowali jej wycieczki za miasto, które wcześniej tak bardzo lubiła. Zawsze wtedy wymyślała, że boli ją głowa, że za mało spała, że chyba się zatruła…

Jeden raz, pod koniec wakacji rodzice w końcu zmusili ją do wyjazdu, mówiąc, że nie może zmarnować sobie całych wakacji. Z tego dnia też niewiele pamiętała. Snuła się nieprzytomnie za rodzicami, nie mogąc znieść jasnego słońca i odmawiając wszystkich przekąsek, bojąc się, że zacznie przy nich wymiotować.

Niemal do końca wakacji nie wyrobiła sobie nowej legitymacji. Ignorowała napomknięcia rodziców, powtarzając za każdym razem, że ma jeszcze czas do rozpoczęcia roku, a teraz jej niepotrzebna, bo na festiwalu wybawiła się wystarczająco.

*

Do końca wakacji został tydzień, a ona wiedziała, że teraz już na pewno będzie musiała zająć się legitymacją, choć nie miała na to siły. Na nic nie miała siły. Nic już nie sprawiało jej przyjemności. Przez wakacje nie przeczytała ani jednej książki, co nigdy wcześniej jej się nie przytrafiło. Czasem tylko, by uspokoić rodziców, siadała w ogrodzie z książką na kolanach i gdy pamiętała, przewracała strony.

Bała się, panicznie się bała. Brak apetytu, kłopoty ze snem, koszmary senne, niemożność skupienia się, ciągły lęk. Wiedziała, że to klasyczne objawy traumy. Teraz to nie miało znaczenia, ale co zrobi, gdy zacznie się rok szkolny? Skoro teraz nie jest w stanie przeczytać nawet jednej strony jakiejkolwiek książki tak, by pojąć jej treść, to JAK poradzi sobie w szkole z nauką? Czy straci rok przez niego?

Był dzień, a ona wyjątkowo nie udawała, że śpi. Musiała nauczyć się ponownie spać w nocy, bo nie da rady chodzić do szkoły.

Siedziała na fotelu w swoim pokoju z podręcznikiem do geografii na kolanach. Matka niedawno kupiła jej wszystkie książki do szkoły, bo ona nie była w stanie się za to zabrać. Wybrała losowy podręcznik, łudząc się, że zdoła cokolwiek zrozumieć.

Usłyszała dźwięk dzwonka do drzwi, ale go zignorowała, w końcu nie była sama w domu. Po chwili usłyszała stukanie do drzwi.

- Proszę – powiedziała odruchowo.

- Sylwia, kolega do ciebie.

Jaki kolega?, pomyślała w roztargnieniu. Nie miała żadnych kolegów. Uniosła głowę i… nie, to sen, tylko kolejny sen! Serce zaczęło walić jej jak oszalałe. To był on… Nie, ale to niemożliwe. Nieraz bała się, że to się stanie, ale i tak prawie w to nie wierzyła. Niby po co miałby…

Zerwała się na równe nogi.

- Nie znam go… Nie wspominałaś, że poznałaś kolegę.

- Jest… - zaczęła, czując pustkę w głowie – z tamtej imprezy…. - No cóż, przecież nie skłamała…

- Och, nie wspomniałaś o nim, tylko o Kasi. Ale to super, wydaje się być miłą osobą. Dobrze, zostawiam was samych. Miłej rozmowy.

Sylwia rzuciła się w jednej chwili w jej stronę. Błagam, nie zostawiaj mnie z nim, tak strasznie się go boję!

- Mamo…!

- Tak? - Matka odwróciła się w jej stronę, zdziwiona.

Zmusiła się, by odetchnąć. Nie powie jej tego, nie będzie się tłumaczyć, czemu boi się swojego „kolegi”. Wytrzyma, a gdy matka wyjdzie, wyrzuci go stąd raz na zawsze.

Poczekała aż matka zamknie za sobą drzwi i zejdzie po schodach. Nie bój się, powtarzała sobie w myślach, nie bój się, nie jesteś sama w domu, w razie czego zaczniesz głośno krzyczeć albo uciekniesz na dół, a wtedy tata wyrzuci go z domu, nic się nie dzieje, zupełnie nic…

- Czego tu chcesz?! Jak w ogóle śmiesz…?! - starała się mówić cicho, by nikt ich nie podsłuchał, ale gniew jej na to nie pozwalał. Nagle poczuła się silna, silna po raz pierwszy od tamtego dnia…

On zdawał się nie robić nic sobie z jej gniewu. Patrzył na nią ze spokojem i… delikatnością? Nie, nie pozwoli sobie na takie myśli, one nie mogą przynieść nic dobrego…

- Więc masz na imię Sylwia… - zapytał miękko, patrząc na jej czerwoną sukienkę w kwiatki.

- A jakie to niby ma znaczenie?!

- Mogłaś mi powiedzieć…

Poczuła jak narasta w niej gniew. CO on sobie wyobrażał?!

- A niby po co?! - znów uniosła głos, nie umiała z tym walczyć, nie przy nim, choć zwykle nie sposób było wyprowadzić jej z równowagi.

- Pytasz o historię życia każdego, kogo pieprzysz, czy tylko mnie kopnął taki zaszczyt?! - czuła jednocześnie potężny, wszechogarniający gniew i potrzebę rozpłakania się.

- Nie mów tak, to wcale…

- NIE?! A jak, wyruchałeś mnie, a potem olałeś i…

- Wcale nie, to ty więcej nie przyszłaś!

- A powinnam była?!

Czuła, że opada z sił, ten napad gniewu wycisnął z niej wszystkie siły, których ostatnio prawie nie miała.

- Pobladłaś, czy coś ci… Bardzo schudłaś odkąd cię widziałem i…

- Och, doprawdy...? - zadrwiła słabo, siadając na fotelu.

- Strasznie cię przepraszam… Boże… to, co zrobiłem… Nie miałem pojęcia, że ty…

- Że co, że policja może cię dorwać?

- Nie, to że skrzywdziłem kogoś tak młodego… Ja jestem od dawna zepsuty, jestem nikim, ale ty…

Z zaskoczeniem stwierdziła, że widzi jego łzy, czy to możliwe, że on…? Nie, to na pewno tylko gra, on… Usiadł gwałtownie na podłodze, wyglądał jak zbity pies.

- Dowiem się w końcu, do cholery, po co tu przylazłeś?!

Ale on chyba jej już nie słyszał. Siedział z głową nisko pochyloną i mówił szybko, niewyraźnie.

- Nie mogłem przestać o tym myśleć, za bardzo myśleliśmy o swojej przyjemności, by skupić się na dokładnym sprawdzeniu wieku…

- A co, teraz już zmądrzałeś i przed pieprzeniem grzecznie każesz podać sobie dowód?

- Nie… zerwałem z nimi wszystkie kontakty… To nie ma sensu…

- Nie interesuje mnie to… Powiesz mi choć z iloma miłymi panami straciłam dziewictwo…? - nie miała odwagi zadać tego pytania, ale musiała. Nigdy nie chciała spotkać go ponownie, ale skoro tak się stało, zapyta. Ta myśl wciąż nie dawała jej spokoju, była jak coś obrzydliwego, gnijącego w jej wnętrznościach. Nie miała pojęcia, czy wiedza pomoże, czy jedynie pogorszy wszystko, ale musiała…

Spojrzał na nią z wytrzeszczonymi oczami, całkowicie zaskoczony.

- Więc ty…?

Prychnęła ze złością.

- A to nie jest oczywiste? Zresztą nieważne, zasłużyłam sobie chociaż na prawdę, czy nie?

- Więc nie pamiętasz…?

Odetchnęła głęboko, gniew znów wracał.

- Nie – wysyczała – Powiesz, czy mam cię stąd wypieprzyć?!

- Moich kolegów było trzech… - powiedział to powoli, jakby z trudem.

Konwulsyjnie zacisnęła dłonie na oparciach fotela. Spokojnie, nie będziesz przy nim okazywać słabości…

- Świetnie, strasznie się cieszę… - odpowiedziała niewyraźnie.

- A jeśli chodzi o policję… - powiedział cicho, ponownie spuszczając głowę – Możesz zrobić to w każdej chwili, miałem zrobić to już wcześniej, ale chciałem, by to była twoja decyzja, więc…

Ogarnęła ją panika, jakiej jeszcze nigdy nie czuła. Pomimo tamtych wydarzeń nigdy nie pomyślała o samobójstwie, ale gdyby on… Przed oczami zobaczyła to wszystko… Policja zadająca jej poniżające, obrzydliwe szczegółowe pytania, być może oskarżająca ją, nie raz słyszała o takich sytuacjach w Polsce… Wtedy każdy by się dowiedział, koledzy w szkole mieliby kolejny powód, by z niej drwić, wyzywać ją… Nauczyciele, sąsiedzi, rodzina… i rodzice. Nie, nigdy, za nic! Zabije się, wtedy się zabije, obiecała sobie solennie.

Wstała gwałtownie i zatoczyła się.

- Komu jeszcze chcesz powiedzieć, co? Że jestem dziwką?

- Nie…! - Wstał szybko. Wydawał się być całkowicie zaskoczony jej wybuchem, a może słowami, które padły? - Nie mów tak o sobie, ty nie jesteś…

- WYNOŚ SIĘ, ZANIM COŚ CI ZROBIĘ, WYNOŚ SIĘ POTWORZE, NIE BAW SIĘ MNĄ, NIE NACHODŹ MNIE NIGDY WIĘCEJ…!

Nabrała gwałtownie powietrza, by dalej krzyczeć, ale wtedy on podszedł do niej szybko; niemal stykali się ciałami. To było za wiele. Zaczęła się cofać, ale po kilku krokach natrafiła plecami na ścianę.

- Boże… przestań, błagam, nie krzycz, powiedziałaś, że nie chcesz, by twoi rodzice wiedzieli, a w ten sposób…

Wydała z siebie dziwny, zduszony krzyk i pobiegła dziko w kąt pokoju. Skuliła się na podłodze, zasłaniając twarz dłońmi. Ją samą zaskoczyło jej gwałtowne, niekontrolowane zachowanie, ale nie miała teraz czasu, by o tym myśleć.

- Nie zbliżaj się… Nie dotykaj mnie… Bo ja… - Rozpłakała się.

Nie ruszył się więcej, znów usiadł ciężko na podłodze, na środku pokoju. Patrzył na nią z czystym przerażeniem.

- Nie sądziłem… nie wiedziałem… że to aż tak… jak mogłem cię tak skrzywdzić…

- Jak nie chcesz mnie więcej krzywdzić, to wyjdź i nigdy więcej nie wracaj… - powiedziała dziwnie zachrypniętym głosem.

Wstał szybko z podłogi i pokiwał głową.

- Masz rację, Sylwia, przepraszam, wychodzę, to był bardzo zły pomysł…

Od samego początku z łatwością przełączył się na używanie wobec niej żeńskiej formy, choć niemal każdy, zwykle złośliwie wciąż się „mylił”. I choć wiedziała, że jej rodzice bardzo się starali, również często się mylili. Ale on nie, ani razu… Ale wcale jej to nie pomagało. Nie chciała jego starań, wolałaby, by był karykaturalnym, wulgarnym potworem, wtedy łatwiej byłoby jej całkowicie go znienawidzić.

- To cześć, ale…

Nagle znów zrobił krok w jej stronę, ale szybko się zatrzymał.

- Mam dla ciebie to… - Ku jej zaskoczeniu, położył na stoliku jej legitymację… Ale wcale nie umiała poczuć ulgi.

- Tylko po to fatygowałeś się tu z tak daleka, nie potrzebuję twojej łaski, mogę wyrobić sobie nową…

- Wiem, ale chciałem…

- To nieistotne.

- Masz tylko piętnaście lat, Boże… Byłem zbyt zapatrzony w swoje pragnienia i pijany, by zwrócić na to uwagę…

- Mam szesnaście lat, miałam urodziny kilka dni po tamtym… Można powiedzieć, że zadbałam o NIEZAPOMNIANE urodziny…

- Miałaś urodziny? Więc…

- Przestań, niczego od ciebie nie chcę, już to mówiłam…

- Przepraszam, że mówiłem o tobie „on”, nie miałem pojęcia, ja jeszcze nigdy…

- Nigdy nie przeleciałeś transa? Gratuluję, zapisz to sobie w zeszycie…

- Nie mów tak o sobie…

- NIE MÓW MI, CO MAM MÓWIĆ, A CZEGO NIE!

- Nie to miałem na myśli, ja…

- Po prostu wyjdź… - Nie było już w niej sił nawet na mówienie. Musi zostać sama, błagam tylko o to…

Posłuchał posłusznie.

- Mam na imię Marek, wiesz…

- Mam to w gdzieś, wynoś się.

Objęła się ramionami i nie była w stanie się ruszyć.

Nagle dotarł do niej krzyk matki z dołu:

- Zaproś swojego kolegę na obiad!

Zerwała się z fotela i wymijając go, wyszła z pokoju.

- Chodź – wysyczała, zerkając na niego.

- O, jesteście już – Mama uśmiechnęła się ciepło. - Już prawie gotowe, siadajcie.

- Nie – powiedziała stanowczo. Znów czuła w sobie siłę. - On nie może zostać na obiad. Ma zaraz pociąg, prawda?

- Ja...? Tak, to prawda. Niestety nie mogę, ale bardzo dziękuję pani za propozycję. Do widzenia…

- Przykro mi – powiedziała matka – Więc może następnym razem.

Marek zerknął nerwowo na Sylwię.

- Tak… następnym razem, tak…

Wyszedł szybko.

Matka uśmiechnęła się do niej.

- Miły chłopak. Chyba jest sporo starszy…? - dodała z wahaniem.

- Tak – powiedziała powoli, zastanawiając się, do czego zmierza matka.

- To… twój chłopak?

Na sam dźwięk tego słowa Sylwia poczuła, że robi się jej niedobrze, ale udała spokój.

- Nie, to mój… kolega.

Matka skinęła głową.

- Mamo… dziękuję za obiad, ale… czy mogę zjeść później? Teraz nie jestem głodna…

Spojrzała na nią z troską.

- Oczywiście, kochanie, ale… wydajesz się być ostatnio jakaś blada i smutna…

- To nic takiego, niedługo mi przejdzie.

- Mam nadzieję… gdyby coś się działo…

- Jasne…

Z trudem wróciła do swojego pokoju. Czuła się winna, matka naprawdę się martwiła. A to pytanie o chłopaka… Nigdy nie rozmawiali na te tematy, matka pewnie nie umiałaby z nią o tym porozmawiać, nie z Sylwią, bo z jej dawnym synem pewnie tak… Doceniała tę próbę, mimo wszystko…

Położyła się na łóżku, próbując nie myśleć o niczym. Jeden problem mniej z legitymacją. Spojrzała na nią, wciąż leżącą na stoliku. Poczuła ten sam lęk, co przy maści. Dotknąć czegoś, czego dotykał on. Musi wyzbyć się tego lęku, szczególnie po tym, jak dotykał przedmiotów w jej własnym domu…

Więcej już tu nie przyjedzie, prawda?, pocieszała się. Oddał jej tę cholerną legitymację, więc może czuć, że zrobił coś wspaniałego, dała mu do zrozumienia, że nie zgłosi go na policję, więc… To już koniec, to naprawdę już koniec?

(16 str.)