środa, 29 grudnia 2021

Ojcowie i matki

Shikamaru podziwiał ojca odkąd pamiętał. Był dla niego ideałem, wspaniałym shinobi i ojcem. A przynajmniej tak było, gdy był mały i naiwny, bo gdy tylko wydoroślał, zaczął dostrzegać jego kolejne wady. To, jak traktował jego, matkę, chyba jedynie nadal był wspaniałym shinobi. Często zastanawiał się, czy tak jest zawsze. Czy to normalne, że nastolatek nie patrzy już na swoich rodziców z dziecięcym zachwytem? Czy może tylko w jego relacji tak było?

Jakoś nigdy nie miał odwagi z nikim o tym porozmawiać. Naruto nie miał ojca, a wiedział, że relacje Chojiego z jego ojcem są równie skomplikowane.

Naruto… To zabawne, właśnie dzięki ojcu zaprzyjaźnił się z Naruto. I choć często miał go dość, nie żałował. Tak, to chyba jedyna dobra rzecz, jaką zrobił jego ojciec. Wtedy miał osiem lat, chodził do Akademii i jeszcze wierzył w idealną wizję swojego ojca, jaką wykreował w swojej głowie.

On nigdy nie miał kłopotów z zawieraniem znajomości, przyjaźnił się już wtedy z Chojim. Któregoś dnia, gdy był z ojcem na placu zabaw, dostrzegł Naruto, z którym nikt nie chciał się bawić. Tak było zawsze, ale tamtego dnia zdarzyło się coś jeszcze, co zmieniło w jego życiu bardzo wiele.

Naruto bawił się sam w kącie placu zabaw. Siedział na ziemi i grzebał patykiem w piaskownicy. Był skulony i smutny. Shikamaru czuł się dziwnie, patrząc na niego. Czuł smutek i… niesprawiedliwość. Co ten dzieciak komu zrobił?

Zawsze, gdy się pojawiał, rodzice odciągali w kąt swoje dzieci i szeptali coś między sobą z nienawiścią w oczach. Shikamaru nigdy nie rozumiał, o czym mówili. Jedynym rodzicem, który się tak nie zachowywał, był właśnie jego ojciec.

Przysunął się dyskretnie w stronę rodziców, by usłyszeć, co mówią.

- Ten potwór, jak on śmie tu być – mówiła jakaś kobieta.

- Nasze dzieci są zagrożone! - mówiła druga.

Shikamaru ponownie zerknął na Naruto. Przecież nie mówią o tym dzieciaku, prawda? Co on niby mógłby komuś zrobić? Specjalizował się jedynie we wkurzaniu ich nauczyciela.

- Na pana miejscu pilnowałbym swojego syna… - powiedział jakiś mężczyzna do jego ojca, a Shimakaru ponownie na nich spojrzał.

Jego ojciec patrzył na pozostałych, kręcąc głową.

- Nie, nie udziela mi się wasza panika. To tylko dziecko, zasłużyło na normalne dzieciństwo.

Kilka osób prychnęło.

- Sam pan się niedługo przekona, ale może już wtedy być za późno!

Shikamaru ponownie wrócił do drzewa, pod którym siedział i rozmyślał. Tak, to było jego ulubione zajęcie, a nie bieganie po placu zabaw bez sensu, jak robiły to inne dzieciaki. No a czasem trenował swoją technikę cienia. Lubił patrzeć jak cień się przesuwa i zerkać na ojca, by sprawdzić, czy patrzy na niego z dumą. A zwykle nie patrzył.

Ale dziś usiadł i zastanawiał się jedynie nad Naruto. I ojcem. Poczuł dumę, gdy jego ojciec tak się wszystkim sprzeciwił, sam mu kiedyś powiedział, że to wymaga ogromnej odwagi.

Więc może on też mógłby…?

Nie zastanawiając się dłużej wstał szybko i poszedł w stronę Naruto. Czuł, że wszyscy na niego patrzą. Ale może to tylko jego wyobraźnia? Serce mu przyspieszyło, chciał, by jego ojciec był z niego dumny. Choć raz. Bo Naruto zupełnie go nie interesował.

Podszedł do piaskownicy i ukucnął na wprost Naruto. On dalej jedynie rysował w piasku jakieś wzorki.

- No hej… - powiedział, zerkając w stronę grupy rodziców.

Naruto drgnął gwałtownie i podniósł głowę.

- Co? - burknął – Tu też nie mogę być?

- Co…? Nie, nie o to chodzi. Może… usiądę obok ciebie i sobie… yyy, pogadamy?

Oczy Naruto zrobiły się okrągłe jak spodki.

- Ale… serio?

Przemknęło mu przez myśl, że może to dobrze, że tu przyszedł i to nie tylko ze względu na ojca.

Ale wtedy najwyraźniej tamci zauważyli, gdzie poszedł, bo usłyszał głośny szmer głosów.

- Nie! Trzeba szybko zabrać tego dzieciaka!

- Ratunku! Ten potwór go zabije!

Naruto zadrżał, w oczach błysnęły mu łzy, ale powiedział do niego:

- Jasne, siadaj – i uśmiechnął się słabo przez łzy.

Shikamaru szybko usiadł.

- Yyy… to co tam rysujesz? - zapytał nerwowo, częścią umysłu skupiając się na głosach za sobą.

Naruto szybko się rozpromienił.

Musiał już przywyknąć do tego koszmaru… pomyślał.

- No… siebie, mamę, tatę i moich przyjaciół… - mówił z pasją – Znaczy… rodziców nigdy nie znałem, a przyjaciół nie mam, ale…

Shikamaru już otworzył usta, by powiedzieć coś w stylu: „Nawet niezły ten rysunek”, ale wtedy zobaczył kątem oka za sobą wysokie cienie.

- Trzeba go zabrać! - krzyknął jakiś mężczyzna za jego plecami.

Shikamaru szybko się odwrócił, gotowy, by odepchnąć tego kogoś, ale wtedy zobaczył ojca, który szybko podszedł do tamtego mężczyzny.

- To mój syn i ja decyduję, czy go zabrać – powiedział stanowczo, a Shikamaru poczuł, że serce mu rośnie z dumy.

Tamten coś wymruczał i odszedł, a Shikamaru ponownie został sam z Naruto. Gdy odrobinę się uspokoili, Naruto rozgadał się na dobre:

- Nie umiem zbyt dobrze rysować, szczególnie trudno się to robi na piasku, wiesz? Ale nie mam kredek, bo Staruszek nie chce mi ich kupić, za to czasem kupuję sobie ramen, no albo dostaję za darmo od Staruszka od ramenu, ramen jest pyszny, nawet ten z proszku, a ty lubisz…?

Naruto mówił i mówił, na jednym wdechu zmieniał temat kilka razy, zdania zupełnie do siebie nie pasowały, a Shikamaru szybko stracił wątek i rozbolała go głowa. Zerknął w tył. Ojciec stał, nonszalancko oparty o mur i patrzył w niego.

Czy warto było w nim rozmawiać, by ojciec był z niego dumny? Nic nie rozumiał z jego paplania, a jedzenie nie był dla niego tematem wartym rozmowy. Je się, by żyć. No i tyle. No nie?

- Ja… yyy… zaraz będę szedł do domu – powiedział głośno, by przerwać Naruto strumień świadomości.

Zauważył, że wystarczyło, że podniósł lekko głos, by ludzie za nim zaczęli szeptać. Tak, Naruto już zjadł mnie na obiad. Razem z ramenem… pomyślał złośliwie.

Naruto dalej trajkotał. Shikamaru westchnął ciężko i powtórzył jeszcze raz. Tym razem, o dziwo, Naruto go usłyszał i zamilkł. Znów, w ciągu sekundy, jego nastrój się zmienił, teraz był smutny i cichy.

- J-jasne… - powiedział, znów wgapiając się w swój „przepiękny” rysunek rodziny i przyjaciół, który – według Shikamaru – przedstawiał zupełnie nic – A… jutro, i pojutrze, i popojutrze też się pobawimy, ok?

Shikamaru wytrzeszczył oczy. Taa, chyba się mocno wkopał.

- Yyy… tak – powiedział nagle, sam zaskoczony swoimi słowami.

Zerknął ze złością na ludzi za sobą i powiedział głośno, patrząc na nich, nie na Naruto, mrużąc wyzywająco oczy:

- JASNE. CHCĘ BYĆ TWOIM PRZYJACIELEM.

Tak, jak się spodziewał, ku jego ogromnej satysfakcji, ludzie sapnęli jednogłośnie, a Naruto pisnął głośno, zasłaniając usta rękami.

- Ja… serio? Ale mega, o kurczę, jeszcze nigdy nie miałem przyjaciela!

I, ku jego przerażeniu, rzucił się na niego. Objął mocno, śmiejąc się i niemal przewrócił na piach.

Shikamaru często myślał o tamtym dniu i im więcej czasu mijało, im starszy i mniej dziecinny stawał się Naruto, tym bardziej czuł dumę, że może się nazwać jego przyjacielem. Jego pierwszym przyjacielem.

*

Przypomniał sobie tamten dzień, gdy obaj mieli szesnaście lat. Przez te wszystkie lata ojciec nigdy nie odpowiedział mu, czemu ludzie w Konosze tak bardzo nienawidzą Naruto, zawsze mówił jedynie: „Niestety, zabroniono nam o tym mówić”.

Kiedy pierwszy raz zrozumiał, kim jest Naruto? Nie umiał odpowiedzieć sobie na to pytanie. A może po prostu bał się odpowiedzi, tego co ona może zmienić dla nich obu.

Pamiętał za to ten dzień, gdy po raz pierwszy usłyszał słowo: jinchūriki. Było to wtedy, gdy Gaara opowiedział jemu i Naruto o sobie. Wtedy jeszcze nie rozumiał, jak wielkim przełomem stanie się dla niego ta informacja. Ale był bardzo zdziwiony, gdy Naruto nie ratował Lee przed Gaarą, a stał i gapił się na niego w zamyśleniu i jakby ze… współczuciem?

Ok, wiedział, że Naruto ma dobre (może aż za dobre serce), ale i tak go to zdziwiło. Gdyby nie on i Guy, Lee pewnie by umarł…

Tamto wspomnienie Naruto, który zamarł w bezruchu utkwiło w nim i drążyło dziurę, ale on chyba wciąż nie był gotów na odpowiedź. Po wyjściu ze szpitala poszedł do biblioteki, by sprawdzić znaczenie słowa „jinchūriki”. Był zdziwiony, że wszystkie książki na ten temat nie zostały usunięte z Konohy, patrząc na ich politykę w tej kwestii.

A potem Naruto wrócił z akcji ratowania Gaary i, nie wiedzieć czemu akurat wtedy, przyszedł do niego.

Spotkali się na ulicy, dostrzegł go już z daleka i od razu uderzyła go jego mina i sposób chodzenia. Wydawał się być całkowicie przybity i zdenerwowany. Wprawdzie Shikamaru słyszał, że misja nie była łatwa, ale…

- No hej… - powiedział Naruto, nawet na niego nie patrząc. Jego głos wyraźnie się trząsł.

Co tu się dzieje, do cholery?

- No hej… - powtórzył odruchowo.

Naruto gapiąc się w ziemię, powiedział:

- Możemy porozmawiać?

- To mów… - powiedział powoli.

Naruto nerwowo rozejrzał się wokół.

- No nie tu. Możemy iść do ciebie?

- Jasne.

Zgodził się, ciekaw, czemu Naruto nagle nie wrzeszczy, nie dbając o to, ile osób ich usłyszy.

Dotarli do domu w ciszy. Shakamaru poprowadził go w stronę kanapy i usiadł, patrząc na niego wyczekująco.

Naruto milczał, oddychając nerwowo. On nigdy niczego się nie bał, nawet gdy powinien. A teraz…?

- Więc… - zaczął, patrząc w podłogę – Możesz nie chcieć mnie już znać, ok, ale uznałem, że już za długo ci tego nie mówiłem. Ale nawet jeśli będziesz na mnie zły, to proszę, nie mów wszystkim, w wiosce mało kto wie i nie chcę, by… Ja… jestem… jinchūriki.

Zaparła cisza, Shikamaru czuł się dziwnie: w jednej strony wiedział, że zna prawdę od dawna, od co najmniej kilku lat, ale jednocześnie był całkowicie zaskoczony.

- Nic nie mówisz? Wiesz, co znaczy słowo „jinchūriki”? - w końcu zerknął na Shakamaru.

On naprawdę się boi… pomyślał z zaskoczeniem Shikamaru, Że co, że go wyrzucę…?

I nagle przypomniał sobie, jak traktowali go wszyscy inni, przez całe życie. Tak, miał prawo się bać…

- Byłeś mi przyjacielem przez te wszystkie lata i… - zaczął Naruto, a Shikamaru poczuł wzruszenie. Nigdy nie mówił mu takich rzeczy…

- Wiem, co znaczy to słowo – powiedział powoli – I wiem, kim jesteś – dodał.

- Ale…

- Domyśliłem się.

- Taa… - Naruto uśmiechnął się nerwowo – Mogłem się domyśleć, że TY będziesz wiedział.

- Czemu właśnie teraz mi to mówisz? - powiedział, przyglądając mu się uważnie.

Naruto zaczął wiercić się na kanapie.

- Wiesz… na misji powiedziałem Sakurze i Kakashiemu. No i tej staruszce. Wprawdzie okazało się, że Kakashi wiedział, ale ja nie miałem o tym pojęcia.

Shikamaru kiwnął głową.

- Nie myśl o tym, to nic między nami nie zmienia – uśmiechnął się do niego – Zawsze byłeś fajnym przyjacielem.

Choć lekko irytującym, dodał w myślach.

Naruto w jednej chwili się rozpromienił, jak wtedy na placu zabaw.

- Jasne.

Tym razem już go nie objął, ale poklepał po mocno ramieniu. To było miłe uczucie wiedzieć, że Naruto ufa mu na tyle.

*

Niewiele wcześniej, gdy dowiedział się o porwaniu Gaary był w Konosze z Temari. Gdy usłyszeli te słowa od Tsunade, poczuł jak Temari obok niego zamiera.

- Ja… - powiedziała cicho, jakby zaraz miała się rozpłakać.

Pomyślał o tym, jak drwiła z jego płaczu, gdy bał się o kolegów z wioski. Ale nie będzie jej teraz tego wypominał.

- Muszę natychmiast… - dodała po chwili i ruszyła szybko w stronę drzwi.

Shikamaru spojrzał na nią zaskoczony i zmartwiony.

- Idź z nią – usłyszał słowa Hokage.

- Ale… - zawahał się. Tak, chciał tego, ale jego obowiązki wobec wioski były ważniejsze. Niestety.

Tsunade pokręciła głową.

- Nie. To rozkaz. Zadbaj o to, by nie zrobiła nic głupiego. Gaara wiele nam pomógł, chcę wiedzieć, że w Sunie nie wydarzy się nic złego. A potem wracaj.

Ukłonił się jej głęboko i wyszedł.

Potrzebował chwili, by zlokalizować Temari. Naprawdę się spieszyła. Chwilę później był już przy niej.

- O co ci chodzi? - warknęła.

Widział wyraźnie, jak bardzo się martwi. Może wyrzuca sobie, że wybrała się do Konohy właśnie teraz? Ale on dobrze wiedział, że nie przyjechała tu na wakacje.

- Chcę ci towarzyszyć… Przynajmniej kawałek drogi.

- Niby po co? - nawet się nie odwróciła, wciąż biegła przed siebie.

- Martwię się…

W biegu odwróciła się gwałtownie i spojrzała na niego. Była pełna złości.

- To ciebie nie dotyczy.

- Nie, ale…

Uznał, że nie ma sensu mówić nic więcej. Biegli bardzo długo w milczeniu. Temari narzuciła takie tempo, że z trudem nadążał. Czuł również coraz większe zmęczenie.

W końcu uznał, że dłużej nie może tak być. Zatrzymał się gwałtownie. Tak jak podejrzewał Temari nie zwróciła na niego żadnej uwagi. Dalej biegła przed siebie.

- Zatrzymaj się! - krzyknął do niej, ale to nic nie dało – Temari, proszę, choć na chwilę!

Nic. Skoczył do przodu i zagrodził jej drogę. W ostatniej chwili zdołała wyhamować.

- Oszalałeś?! - ryknęła.

- Temari… proszę – powiedział cicho, nagle poczuł się zmieszany.

Przyjrzał się jej uważnie. Stała lekko pochylona, głośno oddychała, twarz miało mocno spoconą.

- Jeśli się wykończysz, to pomożesz Gaarze? - zapytał.

Zanim zdążył zareagować, uderzyła go mocno w głowę. Z trudem utrzymał równowagę, by nie spaść z gałęzi, na której stali.

- Co ty możesz o tym wiedzieć! To mój brat, nie twój!

Zaskoczył go ten nagły atak z jej strony. Nie był w stanie zareagować, stał tak tylko i patrzył na nią, trzymając się za bolącą głowę.

Ku jego zaskoczeniu, Temari w jednej chwili ze wściekłej stała się zmartwiona. Usiadła na gałęzi.

- Przepraszam… - powiedziała cicho, ocierając pot z czoła – Wiesz, Gaara… - skrzywiła się ze smutkiem, wymawiając jego imię – powiedział kiedyś, że boi się, że odziedziczył szaleństwo po naszym ojcu. Ale teraz sobie myślę, że to ja… - uniosła głowę – Przepraszam, nie miałam prawa cię uderzyć.

Pokręcił głową. Nie czuł urazy.

- Byłaś zdenerwowana.

Westchnęła i oparła plecy o pień drzewa.

- Wciąż jestem. Ale nie na ciebie. Tak strasznie się boję… - głos jej się załamał – Nie mogę go stracić właśnie teraz, gdy w końcu się porozumieliśmy. On tak bardzo pracował przez te cztery lata, by pomóc tym, których skrzywdził. Naprawdę starał się jako kazekage, jestem z niego taka dumna. Cholera, nie mam prawa mówić o nim w czasie przeszłym! Gdybym tylko znała szczegóły. Ale masz rację, jeśli się wykończę po drodze, to nic nie wskóram.

- Może wszystko się ułoży… Gaara jest bardzo silny.

Skinęła głową.

- Tak, ale… i tak się boję. Wiesz, co ci powiem? - nerwowo przesunęła dłonią po kolanie – Nie miałam prawa tak wtedy z ciebie drwić. Bałeś się o swoich bliskich. Czułam się taka mądra, bo „miałam lekcję na ten temat”, ale dopiero teraz rozumiem jakie to straszne uczucie – przycisnęła dłoń do piersi.

- To nic takiego – wzruszył ramionami.

Przyjrzała mu się uważnie, nie rozumiał czemu.

- Wiesz co? Jesteś inny niż mój ojciec.

- Yyy… co? - zapytał zaskoczony.

Nie odpowiedziała, zamyślona.

- Faceci zawsze kojarzyli mi się z frajerami bez serca – powiedziała po chwili.

- No cóż… - zaczął, ale mu przerwała.

- Ale ty wydajesz się być miły. Wiesz, ojciec zawsze był… - zawahała się, zerkając na niego, ale chyba wyczytała coś pozytywnego z jego twarzy, bo kontynuowała – okropny. To właściwe słowo. Zawsze traktował nas okropnie, szczególnie Gaarę i mnie. Nie okazywał miłości, tylko wymagał, zajmował się jedynie pracą… No a Gaara – spojrzała krótko na Shikamaru – Sam widziałeś, jaki wtedy był.

Shikamaru w milczeniu kiwnął głową. Taak, pamiętał aż za dobrze.

- Wszyscy w wiosce byli okrutni dla Gaary, ale dla mnie i Kankurō również. Potem poznaliśmy Bakiego. Szanuję go i lubię, ale on był zawsze niezbyt uczuciowy i zdystansowany. Czemu ja ci to wszystko mówię? - westchnęła i oparła głowę o drzewo – Chyba tak bardzo jestem zdenerwowana, że nie panuję nad sobą.

Shikamaru pokręcił głową. Był zainteresowany poznaniem lepiej tej dziwnej dziewczyny, która zawsze go zaskakiwała i która uratowała mu życie. Zdziwiła go jej otwartość, ale nie miał nic przeciwko, wręcz przeciwnie.

- Nie, chcę, żebyś mówiła, każdy musi się czasem wygadać. A jak chcesz – dodał po chwili, sam zaskoczony, że nie ma nic przeciwko – mogę opowiedzieć ci też o sobie w ramach rewanżu.

Spojrzała na niego z zaskoczeniem, ale po chwili kiwnęła głową.

- Niech będzie…

Odetchnęła głęboko, ale wciąż milczała, jakby ta chwila wystarczyła, by zmieniła zdanie.

- Więc ok – powiedział uśmiechając się. Na wąskiej gałęzi mogli siedzieć jedynie obok siebie, więc zerkał na nią z boku.

Wydawała się już być spokojniejsza i mniej zmęczona. Podciągnęła kolana do piersi i patrzyła na niego.

- To teraz ja coś ci opowiem… - zamyślił się i nagle poczuł mocno bijące serce. Wiedział, o czym chciałby jej teraz opowiedzieć, ale czy miał odwagę? Nigdy nikomu o tym nie mówił.

- Mój ojciec jest… Niezbyt fajnym gościem – pierwszy raz powiedział to na głos i zamiast lęku i wyrzutów sumienia, których się spodziewał poczuł ulgę, gdy zrzucił to wreszcie z siebie.

Ale nagle poczuł zmieszanie. Czy miał prawo użalać się nad sobą właśnie przed nią?

- Odpoczęłaś już? - zmienił nagle temat. Nie miał zamiaru jej spowalniać, nie wybaczyłby sobie, gdyby coś złego się przez niego stało – Możemy ruszać?

Skinęła głową i szybko wstała. Ruszyli. Milczał chwilę.

- Miałeś mówić o swoim ojcu. Słucham.

Już niemal o tym zapomniał.

- Ok… On… od zawsze był jakiś taki… zdystansowany, nieobecny duchem? Nie zwracał uwagi na mnie, ani na matkę. A poza tym często był poza domem, jak nie na misjach, to w barze.

- Czy on…? - zaczęła delikatnie.

Roześmiał się gorzko.

- Nie, ale wiem, jak to zabrzmiało. On niewiele pije, nigdy nie widziałem go pijanego. Ale uwielbia przesiadywać w barze. Wiesz, rozmawia z kolegami. Albo tylko siedzi. Nie wiem, może aż tak nienawidzi domu…? - skrzywił się boleśnie – Często się kłócą. Albo raczej ona się drze, a on milczy. Jakbyśmy nic dla niego nie znaczyli. Nie wiem, nie znam się na uczuciach, ale wydaje mi się, że on zawsze taki był. To znaczy odkąd go znam, bo nigdy nie miałem odwagi zapytać matki, jaki był wcześniej. Ale pewnie inny, skoro z nim była… - zamilkł – Chyba najbardziej zabolał mnie jeden dzień… - zaczął, ale nie mógł mówić dalej.

- Słucham – powiedziała delikatnie.

- To było… właśnie ukończyłem akademię. Byłem z siebie cholernie dumny a najbardziej chciałem, by on był ze mnie CHOĆ RAZ dumny. Miało być oficjalnie rozdanie ochraniaczy. Mieli być rodzice, hokage i tak dalej…

Temari chyba domyśliła się, co będzie dalej. Skrzywiła się lekko. Właśnie wylecieli na niewielką polanę.

- I on… nie przyszedł?

Shikamaru prychnął i pokręcił głową.

- No nie przyszedł. Może to głupie, ale to wciąż gdzieś tam we mnie tkwi. Wyobraź sobie dwunastoletniego dzieciaka, który stoi dumny, wystrojony, niemal mdleje z tej dumy. Wokół byli moi koledzy i ich rodzice. Uparcie się rozglądałem. Stała tam matka, patrzyła na mnie z dumą, uśmiechała się do mnie, ale czułem, że jest zdenerwowana. Nie było go. Nawet wtedy…

Ale ja wciąż wierzyłem. Czas mijał, a on się nie pojawiał. „Zaraz będzie, zaraz będzie”, powtarzałem sobie. Impreza się zaczęła, więc zacząłem powtarzać: „Tylko się trochę spóźni, tylko się trochę spóźni”. Miała być moja kolej, by wejść na podium i odebrać od hokage nowy ochraniacz. „Jeszcze zdąży”… I tak dalej.

Ceremonia się skończyła. A ja nic z tego nie zapamiętałem. Ani słowa. Żadnych pozytywnych emocji z tak ważnego dnia. Cały czas tylko szukałem go wzrokiem, zerkałem na drzwi. Matka próbowała spojrzeniem dodać mi otuchy, ale ja ją ignorowałem.

Wypadłem jak szalony z sali, gdy tylko był koniec. Matka mnie dogoniła, pogratulowała, mówiła, że jestem super… Ale ja jedynie zapytałem ostro:

- Gdzie ojciec?

Posmutniała i powiedziała:

- Nie miej do niego żalu, miał ważną, nagłą misję.

To nie było w jej stylu. Nigdy go nie broniła, zawsze jedynie oskarżała. Czy to możliwe, że on miał jakiś ważny powód? Zostawiłem ją i pobiegłem go baru – roześmiał się gorzko – A on tam był, rozumiesz?! Zamarłem i tylko gapiłem się, jak pije. Ale nim zdążyłem się odezwać, z imprezy wrócili jego koledzy i jeden z nich powiedział do niego z zaskoczeniem:

- Nie byłeś na imprezie? Tam był twój syn!

A on spojrzał na mnie nieprzytomnie i powiedział, mocno zaskoczony:

- Naprawdę? A jaki tytuł shinobi teraz masz?

Shikamaru ponownie gorzko się roześmiał.

- No i tyle… Wychodzi na to, że jego koledzy wiedzieli więcej o mnie niż on sam.

- Przykro mi…

Pokręcił głową.

- A wiesz, że dopiero po latach dostrzegłem w tej historii zupełnie co innego?

- Co?

- Ją.. moją matkę. Pomyśl, jak ona się czuła… Zignorowałem ją dokładnie tak, jak mój ojciec mnie.

- Byłeś dzieckiem – zaoponowała.

- Tak, ale… Potem to zrozumiałem. To głupie, wciąż mnie to dręczy, ale nie mam odwagi jej o tym powiedzieć. Jakby to miało wyglądać? „No hej, chcę ci tylko powiedzieć po latach, że niefajnie się wtedy zachowałem”. Nie, nie umiem. Starała się dla mnie i… Eh, nieważne – spojrzał w jej stronę.

Wiatr rozwiał kilka kosmyków jej związanych w cztery kucyki włosów, gdy biegła. Patrzył na jej fascynujące, turkusowe oczy. Ze złością pokręcił głową.

- Nigdy nie będę miał żony i dzieci.

- Czemu?

- To bez sensu. Nie nadaję się do tego. Nie chcę kobiety, z którą wciąż będę się kłócić ani dzieci, które nic nie będą dla mnie znaczyć.

- Nie musi tak być.

Wzruszył ramionami. Teren wokół nich powoli stawał się coraz mniej zielony i liściasty.

- Ale ja też nie planuję rodziny… - powiedziała cicho.

Zaskoczyło go to. Też miała na myśli swojego ojca?

- Czemu?

- Planuję zająć się jedynie… Nieważne.

Skinął głową. Nie będzie jej do niczego zmuszał.

- To teraz moja kolej – powiedziała – Ale ta historia jest durna, wiesz…

Prychnął.

- Moja też była. No i co z tego?

Chodzi jedynie o to, byś przestała się martwić… pomyślał.

- No ok… Więc…

Nagle ku jego zaskoczeniu zobaczył, że poczerwieniała. Czemu?

- Miałam jakieś czternaście lat. Był taki chłopak w wiosce…

Zrozumiał już, czemu tak zareagowała.

- Podobał mi się. Ale powiedzmy, że z powodu… Gaary nawet nie próbowałam do niego zagadać. Bałam się, co o mnie myśli. Ale oczywiście łudziłam się, że byłoby dobrze, bo „on jest taki super” – zadrwiła sama z siebie, piszcząc zakochanym głosem nastolatki.

- Nie był – zgadł, tak jak ona wcześniej zgadła zakończenie jego historii.

- Nie był – powtórzyła jak echo – Był kilka lat ode mnie starszy. Silny charakter, silne techniki.

Któregoś dnia siedziałam sama w Sunie w odludnym miejscu. Wiesz… nie byliśmy w wiosce popularni, więc zwykle siedziałam sama lub z Kankurō. Byłam w takim miejscu, gdzie nie można było mnie dostrzec, to była taka jakby niecka. Nagle usłyszałam głos jego i kilku jego kolegów. Tego też mu zazdrościłam. Kolegów, zwykłych lekkich rozmów o niczym…

Shikamaru mógł sobie wyobrazić, że czuła się naprawdę samotna. Jak Naruto kiedyś. Ale on nie miał rodzeństwa, na które ta sytuacja również mogłaby wpływać.

Chciałam po prostu wstać i wrócić do siebie, ale usłyszałam, że jeden z nich mówi, śmiejąc się:

- Mam dla was zabawę! Która laska z wioski jest najlepsza? Od jednego do dziesięciu punktów.

Wszyscy się zaśmiali, a ja poczułam złość. Durne zabawy i traktowanie dziewczyn jak towar. „On na pewno nie weźmie w tym udziału!”, pomyślałam. Ale zostałam, bo jednak moja próżność mówiła mi: „Na pewno wysoko cię oceni!”

Długo tam siedziałam, wymieniali kolejne dziewczyny, a ja zaczęłam czuć nudę. On też dawał im punkty, komentując… niezbyt miło… yyy… wygląd dziewczyn. Miałam dość, ale teraz bałam się wyjść. Zauważą, że podsłuchuję…

Oni już chyba kończyli, a o mnie nie wspomnieli. Pomyślałam, że może o mnie nic nie będzie. Może to lepiej? To nic dziwnego, w końcu zwykle ukrywałam się przed wszystkimi.

Ale on wtedy powiedział:

- Ej, jest jeszcze ta… No, ta… Temari?

Zaśmiali się, dawali mi punkty… - skrzywiła się – To nieistotne. Ja czekałam tylko na NIEGO. Serce waliło mi jak szalone. Wtedy powiedział:

- Kurczę, ona jest naprawdę niezła! Dałbym jej dziewięć, może nawet dziesięć!

Poczułam, że robi mi się gorąco z radości. Wyobraziłam sobie już, że wstaję i podchodzę do niego. Na ich oczach całuję go, a tamci zazdroszczą. Taa… - pokręciła głową – No a on dodał:

- Ale dam jej zero, bo ten świr jest nie do zniesienia. Kto wie, może ona też jest nienormalna, tak samo jak ten jej braciszek? To by miało sens, widziałem nieraz, że go broni. Pewnie jest dokładnie taka sama!

W jednej chwili poczułam ukłucie w sercu. Miałam już gdzieś, co oni pomyślą, jeśli mnie zobaczą. Z oczu płynęły mi łzy. Wstałam i pobiegłam do domu.

Dopiero teraz wydawała się być zdenerwowana. Gdy opowiadała o tamtym chłopaku, była jedynie odrobinę smutna. Co się teraz zmieniło?

- Tak jak i ty, co innego jest dla mnie najważniejsze w tej historii, niż początkowo myślałam.

- Tak?

- Nie ten debil – prychnęła – Jakiś tam przystojny osiłek, z którym nigdy nie zamieniłam nawet słowa i szybko zapomniałam, a… - odetchnęła – Wróciłam wtedy do domu. To był głupi pomysł. Wpadłam na Gaarę na korytarzu, gdy szłam do swojego pokoju. Tym razem, o dziwo, nie był dla mnie niemiły. Wydawał się smutny i zamyślony. Po prostu minął mnie bez słowa i poszedł w stronę schodów.

Ja zawsze starałam się go bronić, być miła, nie oceniać. Często kłóciłam się o to z Kankurō, który czasem mówił o nim okropne rzeczy. A tamtego dnia… - skrzywiła się, jakby z trudem o tym opowiadała – spojrzałam na niego i poczułam, jak wypływa ze mnie ogromna złość.

Czemu mam żyć jak pustelniczka przez niego? Co ja mu złego zrobiłam? Pomyślałam, że pewnie zostalibyśmy parą z tamtym chłopakiem, że miałabym przyjaciół, nikt nie nazywałby mnie wariatką, nie musiałabym się ciągle bać. I nie wytrzymałam… - westchnęła ciężko.

Spojrzałam na niego ze złością i szepnęłam: „Nienawidzę cię, Gaara”. Był tyłem do mnie, byliśmy dość daleko od siebie, byłam przekonana, że nie może tego usłyszeć. Zresztą nie zareagował, więc uznałam, że nic się nie stało. Inaczej na pewno bym tego pożałowała. Poszłam do pokoju i użalałam się nad sobą cały dzień.

Nie pamiętałam o tamtych słowach. To nic takiego, nie? Kankurō nie raz go wyzywał, gdy on to słyszał. Miałam prawo, on był często nie do zniesienia. I wiesz co? - zapytała cicho, wymijając skałę.

- On słyszał… - odparł równie cicho.

Pokiwała głową, pełna poczucia winy.

A chyba najgorsze jest to, że nosił to w sobie przez cały rok. Potem, gdy się pogodziliśmy po egzaminie, długo rozmawialiśmy we trójkę i nagle zapytał mnie o to… - spuściła wzrok – To zabolało, że słyszał, że nie zareagował, nic mi nie odpowiedział. Powiedział mi potem, że nie był w stanie zareagować jak zwykle, po prostu poczuł ból. Wiedział, że nie jest wobec nas uczciwy, ale przywykł już do zachowania brata, a ja… zawsze byłam dla niego dobra. Nawet, gdy on nie był. Po prostu był kompletnie zaskoczony.

Ale nie zasłużył sobie na to. Nie tamtego dnia, czy to była jego wina, że tamten chłopak tak o mnie powiedział? Nie. Przeprosiłam go, ale i tak o tym wciąż myślę – roześmiała się ponuro.

Wtedy pomyślałam, że nigdy nie będę miała chłopaka. Mój ojciec zawsze dawał mi do zrozumienia, że jestem gorsza, bo jestem dziewczyną. Nigdy nie chciał mnie trenować. Gaary potem już też nie, bo uważał go za potwora. Miał trochę czasu jedynie dla Kankurō.

Zastanawiam się, czy kiedykolwiek kochał mamę… - nerwowo założyła włosy za ucho – Tęsknię za nią. Gdyby żyła byłoby nam o wiele prościej, miałabym kogoś bliskiego, komu mogłabym się wyżalić.

Ze wszystkimi „babskimi sprawami” chodziłam do niego. Razem rozmawialiśmy o dojrzewaniu, o tym, czego mogliśmy się jakoś tam dowiedzieć, bo ojciec niczego nam nigdy nie mówił. Opowiadałam mu o moich miłostkach, choć nie o tej jednej historii, narzekałam na dziewczyny, że są wredne, że nie chcą się ze mną przyjaźnić. Nawijałam mu o moich pierwszych próbach z makijażem, o ciuchach. Plotkowałam o różnych sprawach z wioski, o parach, rozstaniach, kłótniach. Gadałam o ubraniach, fryzurach, pytałam, którą według niego mam wybrać dla siebie. I tak dalej…

Dużo tego, ale on zawsze słuchał. Wiem, że często nic nie rozumiał, ale słuchał, choć czasem przysypiał – zaśmiała się, pierwszy raz tego dnia był to wesoły śmiech. A on mi opowiadał o męskich sprawach. O ładnych dziewczynach, o wkurzającym dojrzewaniu, o kłótniach z chłopakami, którzy go irytują. Narzekał na Gaarę, żalił się, że ojciec spędza z nim mało czasu. Chwalił się swoimi osiągnięciami w treningach.

Innymi słowy byliśmy dla siebie przyjaciółmi, rodzeństwem i rodzicami. Mieliśmy tylko siebie. Czasem mnie wkurzał, oczywiście, szczególnie jego zachowanie wobec Gaary, ale również to, że często bronił ojca i był zaślepiony. Robiliśmy sobie na złość, wyzywaliśmy się, biliśmy – ponownie się roześmiała, tym razem jeszcze głośniej.

Ale byliśmy dla siebie najbliższymi osobami na świecie. Gaara zawsze stał z boku. Sam tak wybrał, nigdy nie chciał z nami rozmawiać czy się bawić. Ale po egzaminie wiele się zmieniło. Zbliżyliśmy się do siebie, ale wciąż zwierzam się Kankurō. Gaara powiedział mi, że ma wrażenie, że jeszcze mniej zna się na „kobiecych sprawach” niż brat – uśmiechnęła się ciepło.

Więc zostało jak jest, choć jednocześnie jest inaczej, bo teraz zawsze jesteśmy obok dla Gaary. Powiedział nam wtedy, że zazdrościł nam naszej relacji. Tej miłości i przywiązania, ale nie umiał się do nas zbliżyć. Czuł złość i wstyd.

Ale tak sobie myślę, że gdyby nasze dzieciństwo było normalne nigdy nie byłabym tak blisko z Kankurō. To zabawne, nie? - zwróciła się do Shikamaru – Bylibyśmy jak każde inne rodzeństwo, które widziałam. Kochalibyśmy się, tak ale nigdy nie bylibyśmy ze sobą aż tak blisko, częściej byśmy się kłócili niż zwierzali, nie wiedzielibyśmy o sobie nawzajem aż tyle.

Niedługo potem dotarli do granicy Konohy. Shikamaru obiecał jej, że pójdą razem jeszcze kawałek, a potem musi wracać do siebie, bo taki dostał rozkaz od hokage. Poprosił, by powiadomiła Liść, gdy czegoś się dowie o Gaarze.

Czuł, że poznał ją dużo lepiej. Temari była według niego bardzo interesującą dziewczyną, teraz jeszcze bardziej zyskała w jego oczach. Cieszył się z tego spotkania, czuł że zna teraz lepiej nie tylko ją ale i siebie.


KONIEC

10.1.22 18:03

(10 str.)