piątek, 21 stycznia 2022

Zaułki

Kakashi wracał samotnie wieczorem do domu. W głowie miał jedynie serię „Icha icha”, jak niemal zawsze. Rozmyślał o tym, jak to się stało, że tak bardzo wsiąknął w tę historię…

Miał kilkanaście lat i nigdy nie lubił książek. Czytał jedynie, gdy musiał nauczyć się czegoś na egzamin. O wiele bardziej lubił spędzanie czasu na łonie natury, zabawę ze swoimi psami lub treningi.

Ale wtedy wszystko się zmieniło, stracił właśnie Minato i nie miał już na świecie nikogo. Wtedy właśnie przeżył najgorszy epizod depresji. Gdy nie miał misji całymi dniami leżał na łóżku w swoim domu, bo nie był w stanie znieść myśli o spotkaniu z kimkolwiek.

W końcu poczuł, że musi zająć czymś myśli, by nie oszaleć. Po chwili jego wzrok padł na półkę na wprost łóżka. Nie było tam wiele pozycji, większość to były książki na temat jutsu. Oraz dwie książki Jiraiyi. Pierwszą z nich, o Dzielnym Naruto, dostał od niego kilka lat temu. Przyjął ją, podziękował i odłożył na półkę.

Któregoś dnia zajrzał do niej z ciekawości, przeczytał kilka stron i nie poczuł zainteresowania, więc więcej do niej nie wrócił. Powiedział potem zdawkowo Jiraiyi, gdy został zapytany, że książka jest całkiem niezła.

Niedawno Jiraiya wręczył mu pierwszą część „Icha icha”. Kakashi wiedział, że to powieść erotyczna i Jiraiya zabrał się za nie, bo pierwsza książka nie chciała się sprzedawać. Spojrzał wtedy na niego z otwartymi ustami i powiedział: „Jiraiya, ja jestem nastolatkiem!”, a on roześmiał się powiedział znacząco: „No właśnie!”.

Nic już mu nie odpowiedział, bo wiedział jak uparty jest jego mistrz. Ponownie wziął książkę, podziękował i położył ją na półce obok tamtej. Tym razem jedynie otworzył ją na losowej stronie, rozglądając się nerwowo po własnej sypialni, jakby ktoś miał go w niej podglądać i przyłapać na gorącym uczynku. Jego oczy padły na jeden z akapitów i momentalnie poczerwieniał pod maską. Była to szczegółowo opisana scena miłosna między jakąś parą. Kakashi rzucił książką na półkę, niemal przy okazji nie zwalając na siebie całej biblioteczki i więcej o niej nie myślał.

Ale tamtego dnia pomyślał, że obojętne, co będzie w książce odgoni choć na chwilę okropne myśli, więc otworzył pierwszą stronę. Już na początku przywitała go kolejna śmiała scena seksu, ale się nie poddawał.

Nigdy nie był zakochany, nigdy się z nikim nie spotykał, a od tamtej chwili ta dziwna seria stała się jego odskocznią od podłej rzeczywistości. Z czasem zastąpiła mu całkowicie życie seksualne, bo więcej nie czuł już takiej potrzeby. Nawet rzadko się masturbował, wystarczyła mu jedynie szalona seria Jiraiyi i własna wyobraźnia.

To było dobre rozwiązanie, pozwalało mu poczuć cokolwiek, gdy depresja niemal całkowicie obdarła go z uczuć. Tylko wtedy czuł, że nie jest martwy, gdy czuł jak robi mu się gorąco, gdy czyta kolejne seksualne przygody głównego bohatera.

Na początku krył się z czytaniem tej serii, nikomu o niej nie wspominał, a już na pewno nie przyszłoby mu do głowy, by czytać ją w miejscu publicznym. Ale później i to mu zobojętniało i przestało go interesować, co ludzie w wiosce szepczą za jego plecami. Liczyło się jedynie to, że ból w nim zelżał. Nie zniknął całkowicie, Kakashi wątpił, by kiedykolwiek miał zniknąć, ale cofnął się do stanu, który był niemal nie do zniesienia, ale pozwalał mu żyć. Jakoś.

Od tamtej chwili Jiraiya stał się w jego oczach nie tylko jego mistrzem, ale i geniuszem, kimś, kto pozwalał mu znieść życie. Jego idolem i ideałem.

Przypomniał sobie kolejną scenę: kilkanaście lat później spotkał się z Jiraiyą w Ichiraku Ramen. Siedzieli i pili drinki, rozmawiając o różnych sprawach. W pewnej chwili Jiraiya rozpoczął jeden ze swoich ulubionych tematów: życie erotyczne Kakashiego.

Wciąż strofował go, że książki to nie życie i powinien kogoś sobie znaleźć. Kakashi zawsze ignorował te słowa. Jiraiya teraz też wypalił:

- Kakashi, nadal jesteś prawiczkiem?

Przywykł już do tych pytań, choć ich nienawidził. Normalnie wystarczyło milczeć chwilę, aż Jiraiyi wpadnie nagle do głowy ciekawszy temat lub zobaczy jakąś kobietę na horyzoncie, ale tamtym razem było inaczej. Na wprost nich był właściciel restauracji i jego córka. Widział, że są skrępowani i próbują się ukryć, ale nie mają gdzie.

Poczuł jak czerwienieje. Cholera. Zwykle starał się ignorować jego dziwny sposób bycia, bo miał tylko jego, ale dziś poczuł złość. Miał ochotę odpowiedzieć: „Jestem, więc ty możesz mnie rozdziewiczyć”, ale nie miał odwagi na takie słowa. Zamiast tego odpowiedział bardzo cicho, wbijając wzrok w swojego różowego drinka:

- Jestem.

Czuł się jak zmieszany dzieciak, choć normalnie bardzo trudno było go wytrącić z równowagi.

Jiraiya przez chwilę pomstował na ten stan rzeczy, ale w końcu dostrzegł jakąś kobietę, która ich mijała i pobiegł za nią, nawet nie płacąc za swój alkohol, a jedynie krzycząc do niego w biegu:

- Potem się spotkamy, Kakashi!

Kakashi marzył o tym, by jak najszybciej stąd uciec i najlepiej nigdy więcej nie wracać. Właściciel i córka wciąż wydawali się być zmieszani, ale zaczęli rozmawiać między sobą. Nagle zmienił zdanie.

- Poproszę drugi raz to samo.

Po chwili dostał napój, a sprzedawca spojrzał na niego uważnie i powiedział:

- Proszę się nie przejmować, ten pan zawsze się tak zachowuje. My o niczym nikomu nie powiemy.

Wzruszył tylko ramionami, sącząc napój.

- To nieistotne. Już przywykłem do jego sposobu bycia.

Gdy wracał do domu chciał zapłacić za siebie i Jiraiyę, ale Teuchi powiedział:

- Drinki sannina dziś na koszt firmy!

Innym razem w najnowszej książce przeczytał scenę wykorzystania nieprzytomnej, pijanej kobiety i poczuł odrazę. Książki Jiraiyi zawsze pełne były otwartego, wyzwolonego seksu, ale zawsze za zgodą… Kakashi odłożył książkę, pierwszy raz w życiu, gdy tylko zaczął czytać tę scenę.

Potem przez kilka dni myślał tylko o tym, choć to było głupie. Czy Jiraiya naprawdę coś takiego zrobił…? Przecież zawsze twierdził, że „prowadzi badania do swoich książek”… Nie, to niemożliwe. On by nigdy… Prawda? Ale nawet jeśli nie, to pisanie czegoś takiego, jakby to nie było potworne i złe było… nieakceptowalne.

Dopiero po tygodniu wrócił do książki i zmusił się do przeczytania całej tej sceny, by mieć pełny ogląd sytuacji. Zawsze gdy wracał do książki, omijał ten fragment.

Gdy spotkali się po jakimś czasie z Jiraiyą i ten zapytał o jego opinię, wspomniał o tej scenie. Starał się nie być zbyt ostry, ale powiedział, że opisywanie gwałtu nie jest właściwie. Jiraiya obruszył się i tylko coś wymruczał, więc Kakashi był pewien, że nic do niego nie dotarło.

Doznał więc szoku, gdy otworzył po raz pierwszy jego kolejną książkę i na pierwszej stronie były słowa: „Pewnym osobom nie podobał się motyw zawarty w mojej poprzedniej książce. Przepraszam, to się więcej nie powtórzy”.

Kakashi nie był pewien, czy to jego miał na myśli, czy może jeszcze ktoś inny mu o tym wspomniał, ale czuł wzruszenie, że Jiraiya posłuchał czyjejś rady i że on sam miał wpływ na kształt jego książki.

Szedł tak ulicą oświetloną jedynie bladym światłem latarni, gdy dostrzegł przed sobą zataczającą się kobietę. Jego pierwszą myślą było skojarzenie z książką „Ich icha”. Podszedł bliżej i dostrzegł, że to Tsunade.

Zawahał się. Pewnie nie czułaby się dobrze, gdy wiedziała, że widział ją w takim stanie… Słyszał czasem szepty o jej problemach z alkoholem, ale ona zawsze się z tym kryła. Odruchowo rozejrzał się wokół, ale Shizune nigdzie nie było. Wtedy poczuł wstyd. Jak mógł oczekiwać, że Shizune będzie się zachowywać jak jej służąca, gotowa o każdej pomoże, by pomóc? Ona i tak już bardzo wiele robiła dla Tsunade i Kakashi zastanawiał się, czemu tak wiele dla niej robi. W końcu nie zostały nigdy oficjalnie rodziną…

Podszedł do niej niepewnie.

- Tsunade…? Pomóc ci?

Tsunade roześmiała się głośno sama do siebie i spojrzała w jego stronę nieprzytomnym wzrokiem.

- Cooo? Czego ode mnie chcesz?!

- Chcę cię odprowadzić do domu, dobrze, Tsunade?

Podszedł do niej i zarzucił sobie jej rękę przez ramię. Jakiś czas szli w milczeniu, a on był z tego rad. Nie miał ochoty na rozmowę, a już na pewno z pijaną osobą… Czy on zawsze musi mieć szczęście do pijanych? Przypomniał sobie o Ibikim. Może powinien przestać chodzić po Konosze o późnych porach?

Byli już w połowie drogi, gdy Tsunade zaczęła mu się wyrywać. Przytrzymał ją odruchowo, myśląc, że przestraszyła się, że chce jej coś zrobić, ale ona szarpnęła się jeszcze mocniej, tym razem skutecznie, odsunęła się kawałek i zaczęła wymiotować.

Odsunął się dyskretnie. Doskonale… Poczekał chwilę, a ona ponownie podeszła do niego, ocierając usta wierzchem dłoni.

Ponownie ją objął i ruszyli.

- Jestem taka samotnaaa… - jęknęła nagle – Może miałbyś ochotę…?

Niemal ją od siebie odepchnął w szoku, ale zmusił się, by tego nie zrobić. Zastanawiał się, czy Tsunade w ogóle wie komu złożyła taką propozycję, ale chyba wolał nie znać odpowiedzi na to pytanie… Nieznacznie przyspieszył kroku. Zaraz się jej pozbędzie.

Przed domem zatrzymali się i zapytał:

- Poradzisz sobie już sama, Tsunade?

Nic nie odpowiedziała, usłyszał tylko jakieś mruczenie, a potem ruszył przed siebie, zerkając jedynie, że Tsunade udało się otworzyć drzwi swojego domu.

Gdy oddalił się już trochę od domu Tsunade zobaczył przed sobą zmartwioną Shizune. Gdy go dostrzegła, podbiegła do niego z przerażaną miną.

- Kakashi! Widziałeś może Tsunade? Zostawiłam ją tylko na chwilę i… - nagle gwałtownie się rozpłakała – To moja wina, jestem beznadziejna! Ja chciałam tylko coś załatwić, nie było mnie kilka minut… - zaniosła się szlochem.

Kakashi przez chwilę był zbyt zaskoczony jej gwałtowną reakcją, by w jakikolwiek sposób zareagować. W końcu poklepał ją niezdarnie po ramieniu i powiedział krzepiąco:

- Nie, Shizune. To nie twoja wina, nie jesteś beznadziejna, zresztą… nic jej nie jest, odprowadziłem ją pod dom, ona była… trochę… - zawahał się.

Shizune spojrzała na niego zaskoczona i otarła łzy.

- Pijana, co…? - zapytała cicho.

Skinął jedynie głową.

Skoczyła na niego w jednej chwili i mocno objęła.

- Dziękuję ci, Kakashi, dziękuję!

Szybko się odsunęła, nagle zmieszana.

- Przepraszam… nie powinnam była się tak na ciebie rzucać. To z emocji.

- Rozumiem, nic się nie stało. Bardzo o nią dbasz, wiesz… - zaczął ostrożnie.

- Tak… Wiem, że pewnie masz już dość na dziś, ale mógłbyś odprowadzić mnie do domu Tsunade? Jestem taka roztrzęsiona.

- Jasne – odparł po chwili wahania.

Ponownie zawrócił.

- Tak… ona jest dla mnie najważniejsza. Tylko ją mam na świecie, no nie? - zerknęła na niego pytająco, ale on nie umiał nic odpowiedzieć na te słowa – Zrobiłabym dla niej wszystko. Staram się od tylu lat, niemal całe moje życie i wciąż czuję się podle, gdy coś zepsuję…

- Nie myśl tak. Jesteś wspaniałą… przyjaciółką – zawahał się. Nigdy nie wiedział, czy Shizune traktuje ją jak przyjaciółkę, czy może członkinię rodziny.

Shizune w odpowiedzi pokiwała głową.

Po jakimś czasie dotarli pod dom Tsunade. W oknie świeciło się światło, więc chyba nie było z nią aż tak źle.

Shizune pokiwała głową i powiedziała do niego:

- Jeszcze raz cię przepraszam.

To nie twoja wina, pomyślał, ale nic nie powiedział. Nie był pewien, czy Shizune chciała usłyszeć właśnie takie słowa. Zamiast tego jedynie pokiwał głową.

- Dobranoc, Kakashi! - krzyknęła i pobiegła w stronę drzwi.

Następnego dnia rano został wezwany przez Tsunade do jej gabinetu i od razu domyślił się, o czym chce z nim porozmawiać, ale jednak miał nadzieję, że się myli.

Zapukał, wszedł do jej gabinetu i spojrzał na nią pytająco. Unikała jego wzroku. To zły znak…

- Kakashi, chciałam…

- Nie, zapomnijmy o tym.

Pokręciła głową i w końcu na niego spojrzała.

- Chcę przeprosić cię za wczoraj. Nie żebym coś pamiętała… - skrzywiła się – Ale Shizune mi powiedziała.

Skinął głową. Teraz on unikał jej wzroku.

- Zapomnijmy o tym – powtórzył.

- Dobrze – uśmiechnęła się do niego – Możesz wyjść.

Ukłonił się i wyszedł.

- I dziękuję.

Kilka godzin później ponownie spotkał Shizune. Pomachała do niego i podeszła.

- Nie musiałaś jej mówić – powiedział, patrząc na nią uważnie – Czułem się dziwnie, gdy mi dziękowała.

- Wiesz, powiedziałam tylko kilka słów, bo pytała jak ją znalazłam. Bo przecież nie znam szczegółów…

- A chcesz poznać? - zapytał, mając nadzieję, że odmówi. Nie miał ochoty znów sobie tego przypominać.

- Nie. Nie chcę. Wiesz, domyślam się, dużo już widziałam. Przepraszam, nie powinnam była o tym mówić. Zapomnij, dobrze?

- Jasne.

*

Shizune wróciła do domu, pogrążona w myślach. Ile to już lat? Kilkanaście, odkąd umarł jej wuj i została sama z Tsunade.

Uśmiechnęła się smutno do samej siebie, przypominając sobie, kiedy pierwszy raz o niej usłyszała.

Była dzieciakiem, gdy Dan poznał Tsunade. Reszta ich rodziny nie żyła. Któregoś dnia wspomniał jej, że ma dziewczynę. Była wtedy naburmuszona i uznała, że nie chce „poznawać żadnej głupiej dziewczyny”. On uśmiechnął się do niej ciepło i powiedział:

- Daj spokój, poznaj ją, mówię ci, że jest fajna.

Więc w końcu się zgodziła, ale musiał przekupić ją słodyczami, wspominała. Nic wtedy nie poczuła. Ok, nie była taka zła, choć na głos tego nie powiedziała. Nawet trochę we dwie rozmawiały, a jej wuj ciągle się uśmiechał, gdy na nią patrzył, więc uznała, że nie będzie robić im na złość.

Zbliżyły się do siebie dopiero, gdy Dan umarł. Bardzo to przeżyła, tak, ale to Tsunade nie mogła się podnieść. Nabawiła się hemofobii, zaczęła coraz częściej grać na pieniądze i pić, jakby chciała zniszczyć samą siebie i dołączyć do Dana…

A ona wtedy poczuła, że nie może jej samej zostawić. Nie miała już żadnej rodziny, a to że Dan i Tsunade nie mieli ślubu nie miało znaczenia. Byli parą, a ona za wszelką cenę próbowała uratować go od śmierci. Wiedziała, bo potem inni shinobi jej o tym opowiedzieli.

Nie umiała i nie chciała o tym zapomnieć. Zaczęły spędzać ze sobą coraz więcej czasu i coraz lepiej się poznawać, rozumieć i dogadywać. A potem Tsunade uciekła z Konohy, a ona podążyła za nią… To było jedyne rozwiązanie, jakie według niej miało wtedy sens.

To były złe lata, nie lubiła ich wspominać. Nie miały co jeść, mieszkały na ulicy, spały w jakichś nędznych zaułkach. Czasem udało się jej zarobić parę groszy na jedzenie, ale wtedy Tsunade je przepijała lub przegrywała w karty.

Starała się ją pilnować, ale za każdym razem Tsunade udało się ją jakoś przechytrzyć. Często się kłóciły, Tsunade wrzeszczała do niej, by się od niej odczepiła, bo ona poradzi sobie sama, ale i tak się upierała, że nie zostawi jej samej.

Czasem znajdowała ją gdzieś w krzakach albo w rowie. Czasem półnagą obok jakiegoś obcego mężczyzny. Nigdy nie miała odwagi zapytać, czy Tsunade świadomie się z kimś spotkała, zrobiła to po pijaku, ktoś ją skrzywdził siłą, czy może… chciała w te sposób zarobić na nałogi? Obie zawsze skwapliwie omijały ten temat.

Gdy po raz pierwszy spotkała ją z obcym mężczyzną, coś w niej pękło. Niemal cały dzień myślała, co dalej z ich życiem. Wtedy podjęła decyzję, najgorszą decyzję jej życia, ale po latach wiedziała, że drugi raz postąpiłaby tak samo. Została prostytutką, by zarobić pieniądze na nie obie.

Najpierw to był koszmar, potem chyba przywykła. Nigdy nie wspominała o tym Tsunade i bardzo się bała, że ona kiedyś dowie się prawdy. Będzie się jej brzydzić, uzna, że to był durny pomysł, a może się załamie, bo pomyśli, że to przez nią?

Bała się, że któregoś dnia jeden z jej klientów zaczepi ją na ulicy, gdy będą tam razem, powie coś, co sprawi, że Tsunade się domyśli i… Ale nigdy taka sytuacja nie miała miejsca. Męczyła ją myśl, co powiedziałby na to jej wuj. Znienawidziłby ją? Uznałby, że nie powinna się tak poświęcać dla jego dziewczyny? A może byłby jej wdzięczny, że wciąż próbowała ratować ją przed ostatecznym upadkiem?

A co Dan pomyślałby o Tsunade? Nie chciałby jej znać, teraz, w takim stanie? A może zrozumiałby, tak jak i ona, bo Tsunade wiele wycierpiała i dlatego tak postępowała?

Tsunade pytała ją czasem, skąd ma kasę, a on zawsze mówiła: „Pożyczyłam, zarobiłam, wygrałam, wyżebrałam…”

A potem zdarzył się cud, na który już nawet nie liczyła: pojawił się Naruto i Jiraiya i Tsunade została wybrała na hokage. Wróciły do wioski. Wcale nie łudziła się, że jej problemy magicznie się zakończą, ale tu przynajmniej miały dach nad głową.

Trudno było jej utrzymać w ryzach Tsunade, która wolała pić niż zajmować się wioską, ale nie było tak źle. Wtedy została jej doradczynią jako hokage, choć więcej czasu zajmowało jej przekonanie jej do jakiejkolwiek pracy niż „doradzanie”.

Przypomniała sobie ten dzień, jeden jedyny, gdy przystała na nalegania Tsunade i upiła się razem z nią… W tamtej chwili czuła, że czemu nie, że się rozluźni, że będą mogły się razem powygłupiać, ale gdy obudziła się rano na podłodze jakiegoś pomieszczenia z nieprzytomną Tsunade obok siebie poczuła lęk. I wyrzuty sumienia. Jak mogła być tak durna?! Tak, Tsunade często namawiała ją do wspólnego picia, ale to wcale nie znaczy, że powinna…

Nagle poczuła lęk: a jeśli uzależni się już teraz? Wiedziała, że to raczej nieprawdopodobne, ale… Nie mogła pozbyć się tych kuszących myśli z głowy: wolność, całkowita wolność, bez lęku o jedzenie czy pieniądze, bez ciągłego pilnowania Tsunade. Zbliżyłyby się wtedy do siebie jeszcze bardziej, lepiej zrozumiały. Ale to było szaleństwo, ona nie może… Co by się wtedy stało z Tsunade, z nimi obiema?…

*

Tsunade zawstydzona, zmęczona tym wszystkim i z potwornym kacem wróciła do domu po pracy. Nie miała dziś ochoty na towarzystwo Shizune. Na niczyje towarzystwo.

Usiadła ciężko przy stole i zaczęła rozmyślać o swoim żałosnym życiu… Tak, żałosnym, choć zwykle starała się tego przed samą sobą nie przyznawać.

Przymknęła oczy, opierając łokcie na blacie. Miała przeogromną ochotę się znów napić, by zapomnieć o tym, jak żałosna jest, ale na razie się powstrzymywała, choć była pewna, że długo nie wytrzyma.

Kiedyś… była normalną dziewczyną. Poszła do akademii i poznała lepiej Jiraiyę i Orochimaru. Wtedy bardzo nie lubiła Jiraiyi, jego pewnego siebie sposobu bycia, jego przekonania, że „każda baba na niego poleci”. Był wrzaskliwy i niespecjalnie zdolny, mimo że wciąż się upierał, że jest inaczej. Ale i tak najgorsze w nim było ciągłe podglądanie kobiet. Zawsze gdy próbował podglądać ją dostawał po mordzie. Tsunade uśmiechnęła się do siebie z satysfakcją.

Ale Orochimaru był całkiem inny. Cichy, tajemniczy, piekielnie inteligentny i zdolny jako shinobi. Niemal od razu się w nim zakochała, choć teraz, po latach, brzydziła ją sama myśl o nim. Jak też wszystko się zmieniło…

Orochimaru nigdy nie był zainteresowany ani nią ani nikim innym. On wydawał się być stworzony do wyższych celów. Zawsze coś obserwował, planował, zawsze chciał pójść dalej. Bardzo to w nim podziwiała, czuła zafascynowanie.

On nigdy się nie odzywał, gdy byli razem jako drużyna, sama zawsze kłóciła się z Jiraiyą, który działał jej na nerwy, ten zawsze się głośno przechwalał, ich mistrz na nich narzekał, a jedynie Orochimaru zawsze milczał.

Gdy tylko mógł przebywał sam. Zobaczyła któregoś razu, że często siedzi sam pod jednym z drzew, zawsze tym samym. Opierał się o nie i siedział tak godzinami, dopóki nie robiło się ciemno. Zawsze miał przy sobie jakąś książkę lub notatki i pilnie się uczył. Jiraiya uwielbiał drwić z niego, że „zachowuje się jak kujon”.

Hiruzen zawsze wychwalał Orochimaru, później nawet chciał zrobić go swoim następcą, ale zmienił zdanie, a ona nigdy nie dowiedziała się, co się stało. Przecież nie wiedział wtedy jeszcze, jakim potworem jest Orochimaru, dowiedział się o tym dużo później i bardzo go to zabolało. Ona też uważała, że Orochimaru zasłużył na jego uznanie, ale gdzieś w głębi czuła smutek.

Była cholerną księżniczką, a i tak nie była tak zdolna jak Hashirama czy Orochimaru. Czuła, że Hiruzen źle robi faworyzując kogoś, przez co zaniedbywał ją i Jiraiyę, zabierając im szansę na rozwój. Szczególnie, że Jiraiya był o wiele bardziej zazdrosny niż ona i przez to często dokuczał Orochimaru, jakby to była jego wina.

Z jakiegoś powodu bardzo lubiła gapić się z ukrycia na Orochimaru, gdy ten się uczył. Nie chodziło o podziwianie obiektu westchnień, w jakiś dziwny sposób po prostu fascynowało ją, gdy był tak skupiony.

Po jakimś czasie obserwowania go w końcu odważyła się podejść i bez słowa usiadła obok. On zerknął tylko na nią i dalej czytał. Była wdzięczna, że jej nie wygania. Od tamtej pory siedzieli tak razem niemal codziennie, a ona zawsze zabierała ze sobą coś, czym mogła się zająć, gdy tak razem milczeli.

To bardzo bawiło Jiraiyę, odkąd przyłapał ich na tym po raz pierwszy. Podszedł, zapytał, co robią, a gdy odpowiedziała, że siedzą i czytają, roześmiał się w głos i powiedział, że to takie nudy, że lepiej by zrobiła, gdyby poszła z nim na randkę, a potem zaczął się chwalić jak to chodzą razem z Hiruzenem podglądać dziewczyny. Nigdy nie mogła pojąć, jak ktoś w wieku Hiruzena może robić takie rzeczy i odparła, by się od nich odczepił. Uwielbiała te wspólne chwile, bo choć nigdy nie rozmawiali, czuła, że coś ich łączy, gdy tak razem spędzają czas.

Któregoś dnia dowiedziała się, że Orochimaru stracił swoich rodziców. Poczuła się okropnie, ale nie umiała go pocieszyć. W końcu odważyła się zagadać go na ten temat. Ledwo zaczęła, a on spojrzał na nią z nienawiścią, której nigdy u niego nie widziała, a potem wywrzeszczał jej w twarz, że ma się wynosić i nigdy już nie przychodzić do niego pod drzewo. Mocno ją to zabolało, próbowała jeszcze kilka razy wyjaśnić mu sytuację, ale to nic nie dawało…

Tamto wydarzenie wszystko zmieniło. Tsunade widziała, jak na jej oczach Orochimaru się zmienia. Na gorsze. Zaczęło się niewinnie, stał się jeszcze bardzie wycofany, zacięty w swojej nauce, ponury… Pamiętała, jak gwałtownie zareagował, gdy dowiedział się o śmierci rodziców, wciąż pamiętała tamten dzień… Ani ona ani Jiraiya nie umieli mu pomóc, choć musiała przyznać, że Jiraiya tym razem naprawdę się starał.

Przypomniała sobie te dni, gdy ich wspólne misje zaczęły być na poważnie. Tak naprawdę to nie miało znaczenia, bo nim zdążyli przywyknąć do nowego i nauczyć się potrzebnych umiejętności wybuchła wojna…

Tsunade nienawidziła tych wspomnień. Nie mieli wtedy wiele lat i to było dla nich bardzo trudne. Trafili od razu na pole bitwy, a to ona było tą z ich drużyny, która kogoś zabiła jako pierwsza… To odcisnęło na niej piętno. Po jakimś czasie po raz pierwszy zabił również Jiraiya, bo nie chciał, by ona musiała go wyręczać.

Teraz wydawało jej się to bardzo ironiczne, że ten potwór Orochimaru był ostatnią osobą z ich drużyny, która odebrała komuś życie. A może już wtedy zabijał po kryjomu, a to miała być jedynie zasłona dymna?

Jakiś czas po swoim pierwszym zabójstwie, który przyjął spokojnie jak wszystko inne w życiu zaczął zmieniać się jeszcze szybciej. Z trudem była w stanie myśleć o tym, jak z uśmieszkiem opowiadał jej, że „I tak nie rozpoznałaby Nawakiego, bo bomba rozerwała go na małe kawałeczki”. Lubił rzucać tego typu żartami, pełnymi okrucieństwa, a gdy tego nie robił, milczał.

W takich sytuacjach ona i Jiraiya starali się tłumaczyć Orochimaru, by nie mówił takich rzeczy, zawsze go powstrzymywali, więc nie wiedziała, czy wcieliłby swoje groźby w życie. Albo raczej oboje nie chcieli w to wierzyć, więc jedynie przywykli do jego zachowania.

Teraz czuła wściekłość, bo może gdyby inaczej postąpili, nie ignorowali jego brutalności i braku serca, to… Ale nie będzie się zadręczać, w końcu nawet Hiruzen dał mu się nabrać…

Przypomniała sobie ten dzień, gdy fantazjowała o Orochimaru po rozmowie z nim przy ognisku na jednej z misji… On się nigdy o tym nie dowiedział, i dobrze.

A potem rozpoczął się najgorszy okres w jej życiu, choć wcześniej myślała, że gorzej być nie może… Straciła Dana i Nawakiego, obaj umarli w straszny sposób, a ona próbowała jakoś się trzymać. Nie szło jej to najlepiej, ale próbowała.

Była coraz bardziej smutna, izolowała się, jednak jej kłopoty z alkoholem nie zaczęły się wtedy. Tym ciosem, który nie pozwolił się jej już nigdy podnieść była samotność. Wcześniej sądziła, że koledzy z drużyny pomogą poradzić jej sobie z każdym koszmarem, ale tak się nie stało.

Każdy z nich był zajęty jedynie sobą. Zaczęło się od Orochimaru. Przypomniała sobie tamten koszmarny dzień. Szła ulicą, gdy nagle ktoś krzyknął do niej, że „Orochimaru jest tym, który porywał dzieci, został złapany na gorącym uczynku”.

Poczuła się wtedy jak ogłuszona. Nie, to żart. On tylko miał czarne poczucie humoru i tyle… Z mocno bijącym serce pospieszyła w stronę wskazaną jej przez tamtego mężczyznę. Ale nim dotarła to budynku zbudowanego pod ziemią, wpadła na Jiraiyę. Od razu wiedziała, że on też słyszał… Miał szeroko otwarte usta, wytrzeszczone oczy i spojrzał na nią nieprzytomnie, mijając ją. Krzyknęła, by zatrzymał się na chwilę, ale on ją zignorował. Wrzasnął jedynie, że musi go ratować, cokolwiek miał na myśli…

Nie była świadkiem dalszych wydarzeń, on nigdy nie chciał o tym mówić, a ona słyszała jedynie plotki, że walczyli, a potem Orochimaru uciekł. Od tamtej chwili została całkiem sama.

Jiraiya przeżył to tak mocno, że ciągle milczał, a ona zaczęła nawet tęsknić za jego wrzaskami. Jakiś czas później napisał pierwszą książkę, a potem oświadczył jej, że wybiera się w podróż…

Znów poczuła ukłucie w sercu, gdy przypominała sobie tamten dzień. Położył jej rękę na ramieniu i powiedział: „Tsunade, wyjeżdżam, tylko na jakiś czas, będę zbierał materiały na moje kolejne książki. To teraz mój cel, muszę się doskonalić, bo tej pierwszej prawie nikt nie kupił”. I mimo że nigdy go nie kochała, była gotowa, by wyznać mu miłość tylko po to, by nie zostać całkiem sama… Ale on odsunął ją lekko od siebie, nim zdążyła się odezwać i powiedział, że przysięga, że niedługo wróci.

Nie wrócił. Po jakimś czasie dowiedziała się, że cały czas śledzi Orochimaru. Wiedziała, że to ważne, by pilnować kogoś takiego, ale to i tak bolało. To tak jakby wybrał jego, a nie ją…

Na Hiruzena też nie mogła liczyć, w sumie nigdy nie byli ze sobą tak blisko, jak on z Orochimaru. Kilka razy próbowała się do niego zbliżyć, opowiedzieć mu o swoim bólu i samotności, ale on patrzył na nią jedynie pustym wzrokiem, jakby tak naprawdę był w innym miejscu.

Może to dziecinne, ale wtedy jeszcze bardziej znienawidziła Orochimaru. Wszyscy wybrali tego mordercę, a ją zostawili na pastwę losu… Właściwie nie umiała stwierdzić, kiedy jej miłość do niego zamieniła się w nienawiść. Odkochała się, gdy poznała Dana, ale nadal bardzo lubiła Orochimaru, mimo że potem już nigdy nie spędzali czasu razem.

Długo nie umiała uwierzyć, że ich Orochimaru mógł porywać niemowlaki, by na nich eksperymentować… Ale dostali dowody, Anbu przeszukało całe jego podziemne laboratorium i znaleźli dowody na jeszcze więcej potwornych czynów tego bydlaka…

Pewnego dnia po prostu się upiła. Samotnie w swoim domu. Choć następnego dnia miała kaca czuła się lepiej niż kiedykolwiek. W końcu zapomniała, nie martwiła się, choćby na chwilę…

Potem zaczęła pić coraz częściej i ukrywać to przed innymi. Ignorowała Shizune, która próbowała jej pomóc. Mówiła jej, że nie potrzebuje w niczym pomocy. W końcu, choć sama nie wiedziała kiedy dokładnie uzależniła się. Nie umiała wytrzymać bez alkoholu, była rozdrażniona, słaba, trzęsły się jej ręce, zaczęła mieć kłopoty z pamięcią.

Jako medyczny ninja wiedziała, że kobiety są bardziej podatne na alkohol i szybciej się uzależniają i uważała, że to niesprawiedliwe. W końcu nie umiała już dłużej walczyć z pragnieniem napicia się, nie miała sił okłamywać wszystkich wokół, że wygląda tak marnie, bo: „Przeziębiła się, boli ją głowa, mało spała” i inne bzdury. Miała ochotę wrzasnąć na nich wszystkich, by się od niej odpieprzyli. Nie miała sił dalej udawać cudownej księżniczki, po raz pierwszy zaczęła jej ciążyć sława wnuczki pierwszego i legendarnego sannina.

Więc uciekła. Po prostu uciekła z wioski. Była przekonana, że zabiją ją za to, ale może właśnie tego podświadomie pragnęła? Ale nikt jej nie zabił i to sprawiło, że czuła jeszcze większą nienawiść do wszystkich wokół.

A ta nieznośna Shizune podążyła za nią. Wtedy była na nią wściekła, ale po latach zrozumiała jak ona bardzo się dla niej poświęciła. Wiedziała, że zawsze podle ją traktowała, więc czemu ona tyle dla niej robiła? Nie umiała tego pojąć, ale to sprawiało, że czuła się jeszcze gorzej.

Wtedy już nie musiała niczego udawać, bo wokół nie było Konohiańczyków, więc całkiem zatraciła się w piciu. Wtedy też doszło uzależnienie od hazardu. Tylko grając czuła, że żyje. Może tym razem wygra? A może następnym? Wtedy wreszcie udowodni wszystkim, że jest coś warta!

Przypomniała sobie z ogromnym wstydem ten straszny dzień, gdy niemal umarła, gdy wpadła w delirium… Shizune ją wtedy uratowała, czuła wstyd, że właśnie ona była świadkiem jej całkowitego upadku. I wtedy znowu ta myśl… A może dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby wtedy umarła? Czemu ciągle przeżywa, podczas gdy jej bliscy umierają jeden po drugim, do cholery?!

Przez te lata ani razu nie spotkała nikogo ze swojej starej drużyny. I była z tego zadowolona, bo nie chciała już nigdy widzieć Orochimaru, nie tęskniła już za Hiruzenem, który widać też miał ją gdzieś, a Jiraiya… Nie zniosłaby myśl, że widzi ją tak żałosną i przegraną…

A potem, po tylu latach jednak się pojawił, ten przeklęty Orochimaru i obiecał jej tą jedyną rzecz, której jeszcze pragnęła w swoim pijackim ciągu – odzyskać brata i Dana.

Zrobi to, nawet jeśli będzie musiała zabić Shizune i Jiraiyę  i oddać ich ciała, by jutsu mogło zadziałać!

I nagle poczuła niemoc… Zawsze tak nienawidziła Orochimaru za to, że myślał jedynie o swoim cholernym marzeniu, by opanować wszystkie techniki a teraz ona sama… Stanie się takim samym potworem jak on. Nie będzie już tylko pijaczką, która wieczne przegrywa zakłady i która uciekła z wioski, będzie wtedy takim samym samolubnym potworem jak Orochimaru…

Czy to jest tego warte? Nagle wyobraziła sobie, że Dan i Nawaki podbiegają do niej. Nawaki skacze i cieszy się, krzyczy, że będzie ostro trenował, by osiągnąć swój cel. W tej chwili podchodzi do niej Dan, całuje ją w usta, a ona znów czuje się kochana i bezpieczna, obejmują się i idą razem w stronę domu, a Nawaki biegnie przed nimi śmiejąc się. Obserwują go i uśmiechają się do siebie. Teraz będzie już tylko dobrze. Dziękuję ci, Orochimaru…

Ale ta wizja rozpływa się tak samo nagle jak się pojawiła. Dan odwraca twarz w jej stronę, już nie uśmiecha się do niej, w jego oczach jest jedynie smutek. Otwiera usta i mówi do niej: „Jestem tobą głęboko rozczarowany, Tsunade. Jak mogłaś pozwolić Orochimaru zniszczyć wioskę z samolubnego powodu? Obiecałaś ją chronić, oddałem za nią życie, bo ufałem, że nigdy się nie poddasz…”

Przez łzy uśmiecha się do Nawakiego. To boli, ale ma jeszcze jego. Podchodzi do niego z mocno bijącym sercem, ale on nagle potyka się podczas biegu. Upada, podnosi się i mówi cicho: „Wiesz co, siostro? Moje ciało jest teraz jakieś inne, nie słucha mnie i wciąż boli, czy to normalne?”

Nie jest w stanie dłużej tego znieść. Wybucha płaczem i macha głową, by odpędzić od siebie to pragnienie. To tylko ułuda tego potwora. Ma przy sobie Shizune, ona nigdy jest nie opuściła. Czy ona naprawdę chciała poświęcić życie Shizune i Jiraiyi?!

To była najtrudniejsza próba w jej życiu, ale udało jej się. Od tej chwili budziła się czasem ze snu, w których jej bliscy żyli i starała się nie myśleć o tym zbyt długo.

Kolejnym ciosem dla niej była chwila, w której Jiraiya przyznał, że ona wcale nie została „wybrana na hokage przez radę”… Okłamał ją tylko dlatego, że wolał podglądać baby niż zostać hokage… A ona tak bardzo starała się nie pić, by móc pomagać wiosce…

Było to już po tym jak zgodziła się przyjąć stanowisko. To mocno zabolało. Nigdy nie chciała zostać hokage, ale słowa Naruto dały jej do myślenia. Chciała dać z siebie wszystko dla wioski, cieszyła się, że po raz pierwszy w życiu nie jest dla starszyzny księżniczką z klanu Senju, a samą sobą. Silną i wartą bycia kimś ważnym dla Konohy. Że naprawdę ją docenili…

Ułuda, zawsze tylko ułuda… Może dla Shizune też jest nikim…?


KONIEC

22:41 24.1.22

(10 str.)