poniedziałek, 20 marca 2023

Obcy świat

Był środek nocy. Bulma spała, jej rodzice pewnie też. Jednak nagle obudził ją uporczywy dzwonek do drzwi. Zaskoczona poszła otworzyć.

W progu stał… Vegeta. Zadrżała, przypominając sobie jego wcześniejsze zachowanie. Ale nie, potem się zmienił, nie miała prawa źle go oceniać…

Tylko co on tu robił? Choć to prawda, on jako jedyny nie ma gdzie wracać, jego planeta nie istnieje i nie ma gdzie mieszkać, on i Goku są jedynymi Saiyanami we wszechświecie… Poczuła smutek. Był sam, całkiem sam i to na zupełnie mu obcej planecie.

Więc uśmiechnęła się do niego ciepło i zapytała cicho, by nie obudzić rodziców:

- Tak, Vegeta?

Był jakiś dziwny, nawet jak na niego. Milczał uporczywie i tylko na nią patrzył. Jego oczy wydawały się… płonąć.

- Wpuść mnie – oświadczył.

No cóż, jak prawdziwy książę… pomyślała. Ona sama jako nastolatka zachowywała się jak rozpieszczony dzieciak.

- Jasne – odparła, ignorując jego rozkazujący ton.

Przepuściła go w drzwiach i zamknęła je.

- Gdzie mam iść? - zapytał chwilę później.

Bulma poprowadziła go do swojej sypialni, choć przemknęło jej przez myśl, że nie jest dobry pomysł.

Gdy tylko zamknęła za nim drzwi, ruszył w jej stronę tak szybko, że przemknęło jej przez myśl, że bez wątpienia jest potężnym wojownikiem.

- Chcę cię – powiedział, a zanim Bulma zdążyła pojąć znaczenie jego słów, rzucił nią o łóżko.

Była zaskoczona, ale ani przez chwilę nie czuła strachu. To zabawne, nigdy nie myślała o nim w taki sposób, choć zakochiwała się BARDZO często.

Na początku jedynie bała się Vegety, potem czuła do niego wdzięczność za pomoc Goku w walce i nic poza tym.

Vegeta był bardzo gwałtowny. W jednej chwili zdarł z niej ubranie, wykręcił jej ręce do tyłu i wcisnął głowę w poduszkę. Poruszał się w niej szybko, ostro, a ona czuła ogromne, niemal niemożliwe do zniesienia podniecenie.

Nikt nigdy jej tak nie potraktował. Zawsze uważała się za feministkę i gdyby jakikolwiek facet potraktował ją tak przedmiotowo, w tej samej chwili straciłby wszystkie zęby, ale… przy Vegecie nie myślała o niczym.

Był obłędny. Tak bardzo różny od Yamchy. On wielbił ją pod niebiosa, był bardzo delikatny i czuły, a Bulma to lubiła, ale teraz… dotarło do niej, że było to nic w porównaniu z zachowaniem Vegety.

Po jakimś czasie Vegeta jeszcze mocniej ścisnął jej nadgarstki w swoich dłoniach, a potem opadł na łóżko.

Bulma położyła się ostrożnie obok niego. Wszystko ją bolało i jeszcze nigdy… nie czuła się tak wspaniale.

Przynajmniej nie uciekł od razu… pomyślała złośliwie. I nie zasnął, przynajmniej tak jej się wydawało.

Odważyła się na niego zerknąć, ale Vegeta najwyraźniej zupełnie nie czuł skrępowania.

Leżał nago na łóżku na plecach. Nie przykrył się, gdy przyjrzała mu się wyraźniej, zobaczyła jego czarne oczy. Miał je całkowicie otwarte. Co robił? O czym myślał? Dlaczego nie spał?

Szybko odwróciła wzrok, zawstydzona. Przez chwilę ukradkiem badała jego ciało. Był piękny. Miał takie mocne, umięśnione ciało, choć nie miał tak szerokich barów jak Goku. Pamiętała też, że był od niej niższy. Ale najbardziej niepokoiły ją liczne blizny na jego piersi, ramionach. Długie, głębokie, przecinające się, wyobrażała sobie, że zostały zadane jakimś mieczem. Ile on bólu musiał w życiu doświadczyć?

Wyglądał jak człowiek, wiedziała jedynie, że jeszcze całkiem niedawno miał małpi ogon. Uśmiechnęła się do siebie złośliwie. Ile razem widziała gołego Goku, bo jako dzieciak wciąż upierał się, że nie będzie się ubierał, bo i po co?

Tak naprawdę nigdy w życiu nie poznała żadnego innego Saiyana z wyjątkiem Vegety i Goku, więc starała się w jakiś sposób na tej podstawie lepiej zrozumieć Vegetę.

Bo skąd miała wiedzieć, co było ich charakterem, a co cechą wszystkich Saiyan? W grę wchodziło też wychowanie, a Goku był niemal całe życie na Ziemi i nie pamiętał o swoim pochodzeniu.

Ale oni byli od siebie tak różni jak to tylko możliwe. Goku był zawsze radosny, pogodny, spokojny, choć także zbyt beztroski i głupi. Wprawdzie nigdy nie była AŻ tak blisko z Chichi, by pytać ją o ich intymne życie, ale… przy ludziach zachowywali się, jakby nawet przyjaźń ich nie łączyła.

Nigdy nie widziała, by Goku ją pocałował, objął, czy powiedział do niej „kochanie”. Wprawdzie mieli syna, ale Bulma nigdy nie była w stanie dostrzec między nimi choć odrobiny pasji.

Nagle z lekkim wstydem dotarło do niej, że nigdy wcześniej nawet nie zamieniała z nim słowa. On walczył, ona obserwowała go, kibicowała mu, bo to był jedyny sposób, by przeżyli. On nawet na nią nie patrzył, bo zajęty był czym innym, a potem każde rozeszło się w swoją stronę. Nigdy nie była pruderyjna, ale też nigdy nie poszła do łóżka z kimś, kogo niemal nie znała. Poczuła jak płoną jej policzki.

A Vegeta? Przed chwilą był tak gorący, a teraz zupełnie ją ignoruje… Poczuła, że serce mocno jej bije. Powinna go olać i spróbować zasnąć, czy odezwać się do niego?

Ale nie była w stanie podjąć decyzji i to Vegeta ją od tego uratował. Odezwał się nagle spokojnym, niskim głosem, jakby mówił do siebie, a nie do niej:

- Nie miałem prawa…

Uniosła się na łokciu, zaskoczona. Przepraszał ją za to, że tak się na nią rzucił? Uśmiechnęła się do siebie. Nie, nie czuła złości. Już miała mu powiedzieć: „Nic się nie stało”, ale on znów się odezwał:

- Wojownik nie może sobie pozwolić na rozproszenie uwagi.

Prychnęła. Jaki wojownik?! Przecież w tej chwili z nikim nie walczył, to chyba logiczne, że nie można być skupionym na pracy całą dobę!

- Wcale nie! Zasłużyłeś sobie na chwilę relaksu! - zaprotestowała, zerkając na niego. Jednak Vegeta nadal leżał na plecach i patrzył w sufit, nie na nią.

Na jej słowa usiadł gwałtownie.

- Seks służy jedynie prokreacji! - Jego głos był mocny, pewny siebie, jakby naprawdę w to wierzył.

Przełknęła głośno ślinę. Ten sposób myślenia był taki przygnębiający… Kochała seks i wiedziała, że nie ma w nim nic złego. Wiedziała, że są ludzie, którzy myślą tak jak Vegeta, ale… W jego przypadku chyba nie chodziło o żadnego boga, który nakazuje wstrzemięźliwość. Więc o co…? Jakiś mistrz Vegety wparuje tu nagle i zrobi mu wykład? Nie, Vegeta nie miał nikogo w całym wszechświecie… Był całkiem sam.

- A co robisz w czasie wolnym? - zapytała, patrząc na jego ostry profil w słabym świetle lampki nocnej. Podobał jej się jego lekko zadarty, wąski nos.

Wydał się z siebie dźwięk, który brzmiał jakby mówił: „Wygadujesz bzdury!” i powiedział:

- Saiyanie nie mają nigdy czasu wolnego!

Zmarszczyła brwi. Co on gada? Przecież to niemożliwe… Każdy MUSI odpoczywać, bo by umarł! Ale wtedy poczuła zwątpienie… On NIE był człowiekiem i…

- Naprawdę? - szepnęła. Przerażała ją ta myśl.

- Chyba że relaksem nazwiesz spanie i jedzenie – uściślił.

Uśmiechnęła się gorzko do siebie. Taa… wspaniały relaks… Chciała zapytać, go, czy jest szczęśliwy, w końcu ona NIE wyobrażała sobie takiego koszmarnego życia. Spanie, jedzenie, trening… ale on pewnie odpowiedziałby coś w stylu: „Szczęście daje nam jedynie wygrana walka z przeciwnikiem”….

Czy on naprawdę taki jest, czy… tak został wychowany i nie myśli nawet, czy jego postępowanie ma sens?…

Więc to znaczy, że on nigdy nie…? pomyślała nagle. Poczuła, że robi jej się gorąco. NAPRAWDĘ była jego pierwszą?

- Więc skąd wiedziałeś… - zaczęła, szukając odpowiednich słów. - Co dzisiaj robić?

Zaśmiał się krótko, ostro.

- Instynkt to coś, co nas prowadzi. Wy, ludzie tego nie macie?

- Mamy – odpowiedziała szybko.

Nie podobała jej się jednak jego odpowiedź. Może kiedyś, kiedy seks był tematem tabu, instynkt pomagał ludziom zrozumieć co i jak, ale dziś? Nie było to potrzebne, gdy dzieci były uczone na temat edukacji seksualnej.

Vegeta wstał w jednej chwili.

- Ty niczego nie rozumiesz – warknął, ubrał się szybko i wyszedł.

Bulma leżała na łóżku, wciąż całkiem naga i próbowała poukładać myśli. Tak, kompletnie niczego nie rozumiała, ale właśnie dlatego CHCIAŁABY zrozumieć, chciałaby, by jej wyjaśnił… Naprawdę była zainteresowana tym dziwnym mężczyzną…

W końcu uznała, że się poddaje. Nie będzie płakać, w końcu żaden facet nie był wart łez kobiety. Zaśmiała się pod nosem, lubiła powtarzać te słowa bardzo często. Przykryła się i zasnęła dość szybko.

Rano przy śniadaniu ciężko było jej się skupić. Dopiero, gdy weszła do jadalni, a rodzice już tam byli, przypomniała sobie jak głośno wczoraj jęczała… Poczerwieniała natychmiast. To chyba niemożliwe, żeby rodzice nic nie słyszeli, prawda?

Wprawdzie nigdy nie mieszali się w jej życie miłosne, ale… ona też nigdy nie zachowywała się AŻ tak głośno… Wstrzymała oddech, ale oni o nic nie pytali.

Może pomyśleli, że pogodziła się z Yamchą? Cóż, przy nim nigdy się tak nie zachowywała… Dość rozmyślania na ten temat, zakryła twarz włosami, by rodzice nie widzieli jej czerwonych policzków i zmusiła się do jedzenia śniadania…

*

Minęło kilka dni, potem tygodni, a on… nie pojawiał się. Bulma najpierw była bardzo podekscytowana, potem zła, a potem… przyszło jej do głowy, że nie ma nawet pojęcia, GDZIE on sypia. Tak, był wojownikiem bla bla bla… ale jeśli nocował gdzieś… na zewnątrz, to uważała, że nie jest to odpowiednie. Może chciałby… jasne, na pewno przyjąłby jej pomoc. Wszyscy faceci byli ZBYT dumni, a ten konkretny to już w ogóle.

Kilka razy Yamcha przychodził do niej i prosił, by dali sobie drugą szansę. Tak naprawdę on nigdy jej nie zranił, ona po prostu… chyba już się nim znudziła, zawsze tak było. Łatwo się kimś zachwycała, a gdy już był jej, łatwo się nudziła. Czy z Vegetą byłoby tak samo?...Ale najwyraźniej nigdy się nie dowie, bo to on sam postanowił ją zignorować…

A potem znów, w środku nocy, usłyszała… nie dzwonienie, a walenie do drzwi. Czy to on…? Ale czemu w takim razie jest dziś jeszcze mniej cywilizowany niż zwykle?

Pobiegła do drzwi, by rodzice się nie zerwali. Była trochę na niego zła. Bo to musi być on, prawda? Ale tak, była również cholernie, cholernie podekscytowana… Tym razem zadbała już o zabezpieczenie, znów brała tabletki, bo tamtym razem Vegeta całkowicie ją zaskoczył…

Otworzyła drzwi i niemal dostała w twarz jego pięścią. Już miała otworzyć usta i wrzasnąć: „Zachowuj się, do cholery!”, mając gdzieś, że wtedy już na pewno rodzice to usłyszą, ale wtedy…

Coś było nie tak. To prawda, nie znała go długo, ale coś było NIE TAK, na pewno…

Vegeta… jego twarz była czerwona, oczy płonęły mu jeszcze bardziej niż zwykle, wydawały się być takie puste i… mętne. I ledwo stał na nogach. Od razu pomyślała, że się upił. Ale… to do niego nie pasowało. Nie do tego wspaniałego wojownika, który „nigdy nie odpoczywa”.

- Co ci jest? - szepnęła, wpychając go do środka. Zachwiał się.

- Nie wiem… - szepnął. Jego głos był taki… delikatny, bezbronny, całkowicie zagubiony. To pewnie byłoby słodkie, ale za bardzo się o niego martwiła.

- Dobra, nieważne, chodź… - Po chwili wahania złapała go za rękę i pociągnęła do swojego pokoju. O dziwo, nie protestował. Chyba naprawdę był w okropnym stanie…

Gdy usiadła koło niego na kanapie od razu poczuła ten mocny, ostry zapach… wódki? Naprawdę wiedział od czego zacząć!

- Więc opowiedz mi – poprosiła.

Spojrzał na nią nieprzytomnie i zaczął mówić, nawet dość składnie:

- Ja… poszedłem do… to się chyba nazywa bar. Chciałem się czegoś napić i… Tamten facet zapytał, co chcę, a ja… nie wiedziałem, o co mu chodzi, więc powiedział, że sam mi coś zaproponuje i…

Westchnęła. Najwyraźniej każdy facet jest jak dziecko. Serio?! Chociaż ten gość też był niezły. Przychodzi do ciebie jakiś dziwny koleś, nie wie co i jak a ty mu dajesz wódkę!

- No i? - szepnęła, choć nie wiedziała, po co pyta o ciąg dalszy. Przecież to oczywiste.

- Zacząłem pić, bo byłem spragniony po treningu, to było… dziwne w smaku i śmierdziało, ale pomyślałem… - Uśmiechnął się do niej złośliwie. - Że u was wszystko jest dziwne, tu, na Ziemi, i zignorowałem to.

Świetny plan… wymruczała pod nosem.

- A potem… zacząłem się dziwnie czuć. Jakbym… miał gorączkę. Nie mogłem zebrać myśli ani nawet prosto iść. Poszedłem stamtąd, myśląc, że może się rozchorowałem i…

- A co z płaceniem? - przerwała mu. Przecież to niemożliwe, żeby… - Musiałeś dać mu pieniądze i…

Spojrzał na nią jak na idiotkę.

- A co to są pieniądze?

Miała ochotę uderzyć się dłonią w czoło… Nie czuła się na siłach, by tłumaczyć mu coś, co dla każdego Ziemianina było oczywiste.

- Jeśli… ktoś daje ci coś do picia w barze, to trzeba dać mu coś w zamian, czyli pieniądze… - zaczęła powoli, ostrożnie dobierając słowa. Nie, ma tego dość… - Nieważne. - powiedziała w końcu. - W którym miejscu dokładnie był ten bar? Jak wyglądał w środku?

Właściwie nie miała pojęcia, CZEMU o to pyta. Nie jest jego mamusią, żoną też nie… Nie musi za niego płacić, ale…

Nagle uśmiechnęła się do siebie. Pewnie gdy ten gość zobaczył jakiegoś dziwaka z durną fryzurą, który wyglądał jakby mógł zabić go jednym palcem to wolał już sam za niego zapłacić.

Vegeta próbował niezdarnie jej to opisać, bo nie znał przecież miasta. Wtedy przyszła jej do głowy dziwna myśl: może i był bardzo, bardzo silny, tak bardzo, że było to aż nierealne, ale… W innych sprawach był jak małe, zagubione dziecko. I w jakiś sposób Bulma poczuła, że dzięki temu Vegeta stał się dla niej bardziej ludzki.

- To pewnie była wódka… taki alkohol – dodała, gdy patrzył na nią bez zrozumienia.

- A co to jest alkohol?

Zachichotała, nie mogąc się powstrzymać. Wiedziała, że to głupie z jej strony, w końcu ONA nic nie wiedziała o jego planecie, ale…

- To taki napój… który pije się tylko na wyjątkowe okazje. Gdy chce się… zrelaksować, potańczyć z kimś… - Czy tego też nie zrozumie?

- Zrelaksować? - Niemal wypluł to słowo. - To… to jakiś koszmar! - Nigdy nie widziała u niego takiego wyrazu twarzy. Jakby… się bał? Nie, niby dlaczego? - Nienawidzę tracić nad sobą kontroli… - szepnął, zaciskając dłoń w pięść aż zatrzeszczały mu stawy. - Ta Ziemia jest nienormalna… - Pochylił się na kanapie. - Czemu tak się czuję? Wszystko jest inaczej! - krzyknął, a ona znów pomyślała o rodzicach… - Najpierw ty… nigdy wcześniej do nikogo nie czułem pociągu i chełpiłem się tym, a przy tobie nie byłem w stanie nad sobą zapanować!

Bulma znów poczuła, że robi jej się bardzo gorąco. To był z jego strony ogromny komplement, ale… czemu Vegeta tak się bał pożądania?!

- A potem… ta wódka… To tak jakby ktoś mnie opętał, zabrał mi ciało i…

Miała ochotę go przytulić, ale wiedziała, że ją odepchnie.

- Przeraża mnie to… - szepnął, patrząc na swoje palce, a wtedy ona poczuła strach. Jeśli ktoś tak silny i dumny jak Vegeta przyznaje na głos, że się boi to…

Wtedy uniósł na nią wzrok, a ona znów dostrzegła w nim pożądanie. Serce od razu jej przyspieszyło.

Znów wykręcił jej ręce do tyłu i przyciskał jej twarz do poduszki, najwyraźniej to lubił, a ona nie miała nic przeciwko. Potem już zawsze tak jej robił. Chociaż… chciałaby choć raz zobaczyć jego twarz w takiej chwili. Wiedzieć, czy potrafi zachować spokój, jak zwykle to robił, czy też nie?… Cóż, może kiedyś będzie mogła się dowiedzieć.

Rano poszła do tamtego baru i podeszła do barmana. Spojrzał na nią pytająco, a ona powiedziała:

- Yyy... był tu ostatnio taki dziwny facet ze sterczącymi włosami, prawda? I nie zapłacił.

Barman zjeżył się na jej słowa. Szybko powiedział:

- Tak, nie zapłacił! To pani mąż?

Uśmiechnęła się do siebie.

- Nie, ale... zapłacę za niego. Ile to będzie?

Mężczyzna podał jej kwotę, a ona zapłaciła i szybko stamtąd wyszła. Nie wspomniała o tym Vegecie, bo pewnie i tak byłoby mu to obojętne.

*

Od tamtej nocy przychodził do niej regularnie co kilka dni. Kiedy w końcu kładli się obok siebie on zawsze milczał, jednak odpowiadał na jej pytania. Zawsze rozmawiali, raz krócej, raz dłużej, a potem zawsze znikał nim nastawał dzień. Nadal nie wspomniała o nim rodzicom, a oni wciąż milczeli.

To nowe życie było dla niej bardzo dziwne. Z każdym spotkaniem coraz bardziej przywiązywała się do Vegety i cieszyła się, że może dowiedzieć się o nim więcej. Jednak z jakiegoś powodu nikomu ani słowem o tym nie wspomniała.

Pewnego dnia Krilin odwiedził ją i zapytał, czemu jest taka zamyślona, ale ona odpowiedziała mu cokolwiek i szybko uciekła. Czemu? Przecież nie miała powodu, by wstydzić się swojej relacji z Vegetą. Chociaż… on też pewnie nie chciałby, by każdy o tym gadał. Wiedziała, że po tym, co zrobił Vegeta nie jest lubiany wśród jej przyjaciół. Każdy się go boi lub nienawidzi, tylko Goku potrafi wybaczyć każdemu…

- U was naprawdę nie było pieniędzy? - zapytała pewnej nocy.

- Nie. Każdy wie, czym ma się zajmować i nie jest to potrzebne. To wymiana usług bez pieniędzy.

- A kobiety czym się zajmują? - zapytała z ciekawością.

- Domem i opieką nad małymi dziećmi.

Zacisnęła usta. Jasne, jak zwykle…

- Jaka była… twoja mama? - szepnęła. Nie była pewna, czy on chce usłyszeć takie pytanie.

- Stanowcza. Jak każda kobieta u nas. Silna, odważna…

Bulma uśmiechnęła się do siebie. Podobał jej się ten opis.

- I bez uczuć – dokończył.

Skrzywiła się. To już nie brzmiało tak dobrze.

- Ale mówiłeś, że kobiety zajmowały się u was dziećmi.

- Tak. Karmienie, uczenie, mycie… Bez uczuć.

- Czemu? - zapytała cicho, znów patrząc na jego profil.

- U nas… nikt nigdy nie okazywał emocji. To było zakazane. Jedyne emocje to podekscytowanie przed bitwą, duma z wygranej lub wstyd po przegranej.

To brzmiało jak koszmar, ale nic nie powiedziała. Czuła, że on nie chciałby od niej takiego komentarza.

- Więc… rodzice cię nie… tulili, nie mówili, że cię kochają?

- Nie – odpowiedział spokojnie. - Ojciec… często mnie bił.

Bulma jęknęła, ale on dodał równie spokojnie:

- To było normalne. Każdy syn był bity, by stać się silnym i wytrwałym.

Bzdura! krzyczały myśli Bulmy, ale milczała.

- Ale… - dodał jakby z wahaniem. - Ja byłem bity mocniej i częściej…

- Czemu? - szepnęła, znów miała ochotę go dotknąć. Jego ręka była tak blisko jej ręki, ale jedynie na nią patrzyła…

- Bo byłem księciem i musiałem być silniejszy niż pozostali. - Nagle mocno zacisnął pięść. - Teraz to wszystko nie ma już znaczenia… Tam każdy wiedział, kim jestem, wiedziałem, czego się ode mnie oczekuje, jak powinienem się zachowywać i co robić. - Zerknął na nią na krótką chwilę. - A tu? Wszystko jest okropne… Nie rozumiem waszych uczuć, nie znam waszej technologii, kultury, niczego nie wiem. Ale co niby mi pozostało? Nie mam gdzie pójść.

Zamilkł, a ona powiedziała cicho:

- Ja mogę cię nauczyć.

- Nie wiem, czy chcę się tego uczyć, czy chcę się dopasowywać. Wiesz jakie to uczucie, gdy jesteś całkiem sam we wszechświecie i niczego nie rozumiesz?

Poczuła jak ściska się jej serce. Nie, nie rozumiała, ale czuła, że to straszne. Chciałaby mu jakoś pomóc, ale nie wiedziała jak.

Jednak on ponownie uciekł, jak zwykle.

*

Kolejnej nocy spojrzała na niego uważnie i zapytała:

- A może chciałbyś coś zjeść?

Bulma wciąż czuła się winna, że Vegeta jest całkiem sam i niczego nie ma… Choć tyle chciała dla niego zrobić.

Przez chwilę wydawał się być zaskoczony jej pytaniem, jednak w końcu odpowiedział:

- Tak.

A ona natychmiast dodała:

- A co?

Odpowiedział od razu jakby to była jedyna właściwa odpowiedź.

- Mięso.

Uśmiechnęła się dyskretnie. Oczywiście, że mięso… Co innego mógłby jeść ktoś taki jak on?

- Dobra – odparła szybko. - Zaraz coś ci przyrządzę. I wyszła, zostawiając go samego w swojej sypialni.

Po jakimś czasie przyniosła mu cały talerz pieczonego mięsa. Dobrze pamiętała jak wiele jadł Goku… Vegeta też pewnie się tym nie naje, ale to zawsze coś…

Podała mu talerz w milczeniu i z jakiegoś powodu nie umiała oderwać od niego wzroku. Była chyba ciekawa…

Vegeta odłożył na stół sztućce, które mu podała i zaczął jeść rękami. Otworzyła usta, by powiedzieć, że się poparzy, ale najwyraźniej wcale mu to nie przeszkadzało.

Gdyby zrobił to ktokolwiek inny pewnie byłaby zła i obrzydzona, ale właściwie nic nie wiedziała o Saiyanach i nie miała prawa komentować jego sposobu jedzenia.

Vegeta chwytał palcami duże kawały mięsa i szybko wkładał je sobie do ust. Tłuszcz spływał mu po brodzie i palcach, ale on to ignorował. Jadł szybko, niewiele gryząc, ale nadal nie tak łapczywie jak zawsze robił to Goku.

Zupełnie nie zwracał na nią uwagi, a Bulma pomyślała po chwili, całkiem tym zaskoczona, że fascynuje ją obserwowanie Vegety w takiej chwili.

Skończył dość szybko i zerknął na nią. Przemknęło jej przez myśl, że pewnie teraz wytrze tłuste ręce o ubranie, ale nie zrobił tego, powiedziała więc:

- Zaprowadzę cię do łazienki, umyjesz się.

Nic nie odpowiedział tylko wstał i ruszył za nią.

*

Innej nocy Bulma pomyślała nagle, że chciałaby zrobić mu przyjemność. Pochyliła się nad jego kroczem, a on…

- Co ty robisz?! - krzyknął, odsuwając się od niej.

- Podejrzewałam, że tak zareagujesz. Chciałam sprawić ci przyjemność, ludzie tak robią.

Kiedy nic nie odpowiedział znów się nad nim pochyliła. Gdy dotknęła językiem jego nagiego ciała jęknął bardzo głośno. Uśmiechnęła się do siebie, odbierając to jako komplement.

- Co to za dziwne uczucie?

- Spróbuj się zrelaksować. Nic złego ci nie zrobię.

Gdy skończyła krzyknął tak głośno, że znów pomyślała o rodzicach.

Zadowolona z siebie usiadła obok Vegety, obserwując jego pełną emocji twarz, co było u niego tak rzadkie…

- Czemu mi to zrobiłaś? - zapytał dziwnym głosem.

Westchnęła.

- Bo chciałam, by było ci przyjemnie – odpowiedziała po prostu.

Jeszcze nigdy w życiu sama nie zaproponowała tego żadnemu facetowi. Ale może właśnie o to chodziło? Każdy zawsze się tego sam domagał a on nawet NIE ZNAŁ tego uczucia. Po raz kolejny pomyślała jak pozbawione przyjemności życie prowadził dotychczas Vegeta i nie miała na myśli jedynie sfery seksu, ale także każdej innej.

*

Po chwili odpoczynku Vegeta położył się na brzuchu a ona przez chwilę patrzyła na piękne, kształtne pośladki Vegety, uśmiechając się do siebie durnowato, jednak wtedy zwróciła uwagę na miejsce, w którym jeszcze nie tak dawno Vegeta miał ogon…

Kierowana jakiś dziwnym instynktem dotknęła tego miejsca na jego ciele. To musiało boleć… Wtedy dotarło do niej, CO zrobiła. Była przekonana, że odepchnie jej rękę, ale on zupełnie nie zareagował, więc ośmielona tym, zapytała:

- To bolało, prawda?

Odwrócił głowę w jej stronę, choć zwykle rozmawiali bez kontaktu wzrokowego.

- Tak. Wiesz… jesteśmy bardzo odporni na ból, przywykliśmy już do niego, ale… ten ból był niemal nie do zniesienia… - powiedział w zamyśleniu, a ona doceniła jego szczerość.

- Chciałbyś znów mieć ogon?

- Tak. Czekam aż odrośnie.

Wyobraziła go sobie z ogonem, nagiego, z nią w łóżku i… podobało jej się to wyobrażenie. Uśmiechnęła się do siebie.

- Ale to trochę potrwa. Brakuje mi mojego ogona – dodał. - Bez niego czuję się… zbyt podobny do ludzi.

- Gdzie ty w ogóle mieszkasz? - zaryzykowała pytanie.

Zacisnął zęby, ale odpowiedział:

- Nigdzie. Nocuję pod gołym niebem. A co mam zrobić? - warknął nagle. - Błagać cię o nocleg?

Niespecjalnie spodobała się jej wrogość w jego głosie, ale zignorowała ją. Nie, to nie jest dobry moment na proponowanie mu, by zamieszkał u niej. Na pewno by się nie zgodził...

Bulma przymknęła oczy, leżąc na łóżku obok Vegety. Lubiła tę bliskość między nimi i ciche rozmowy przy przytłumionym świetle. Pomyślała, że to do niego podobne, zawsze był taki dumny ze swojej rasy…

*

Jej ciągłe wrzaski po nocy, gdy był u niej Vegeta sprawiły, że uznała, że musi w końcu coś z tym zrobić. I nie chodziło TYLKO o rodziców… nie chciała, by sąsiedzi również zaczęli się zastanawiać.

Od tamtej chwili zaczęła wolne chwile w ciągu dnia, gdy była sama poświęcać na konstruowanie pewnego urządzenia…

Gdy w końcu było gotowe postanowiła pokazać je Vegecie, ale szybko tego pożałowała…

Leżał koło niej całkowicie rozluźniony, a ona wyjęła wtedy z szuflady mały pilot z jednym przyciskiem i wcisnęła go.

W jednej chwili usłyszała cichy szum w całym pokoju i wokół okien i drzwi zaczęła pojawiać się półprzezroczysta membrana, która po chwili stała się całkiem niewidoczna.

W tej samej chwili Vegeta zerwał się z łóżka, przestraszony.

- Co się dzieje?! - krzyknął, rozglądając się dziko wokół.

Szybko pokazała mu urządzenie i wytłumaczyła, do czego służy. Jeszcze przez chwilę stał na środku pokoju, a potem usiadł na łóżku.

Była na siebie zła, czemu NAJPIERW mu tego nie wyjaśniła? Ale… to nadal było niepokojące… przypomniała sobie także inne takie sytuacje, gdy reagował tak gwałtownie. On WYRAŹNIE był ciągle napięty, gotowy na atak wroga i… smuciło ją to.

- A po co ci… to? - zapytał w końcu.

Poczerwieniała.

- Ummm… no wiesz… gdy jesteś tu ze mną… nie umiem siedzieć cicho, więc… nie chciałam, by ktoś nas podsłuchiwał. - Uśmiechnęła się do niego pogodnie.

- A skąd to masz?

Uśmiechnęła się do niego jeszcze szerzej.

- Sama to skonstruowałam. To nie było trudne – oświadczyła.

Vegeta wydawał się być mocno zaskoczony.

- Sama? Naprawdę?

Skinęła głową, jaśniejąc. Cieszyło ją jego zainteresowanie, to było jak komplement z jego strony.

*

Jednak chyba zbyt późno zabrała się za konstruowanie tego urządzenia, bo podczas śniadania matka nagle odezwała się do niej:

- Kiedy przedstawisz nam tego pana, który cię odwiedza?

Niemal zakrztusiła się śniadaniem. Uchhh… czyli jednak nie byli głusi, choć tak się łudziła.

- N-no więc… może niedługo – powiedziała wymijająco. Zerknęła szybko na ojca. Nie odzywał się, chyba bardziej zajęty jedzeniem niż tą rozmową.

Zmusiła się, by coś przełknąć i uciekła do siebie, by pomyśleć.

Jak to miałoby wyglądać? Czy Vegeta chciałby bawić się w jakieś spotkanka z jej rodzicami? Bo tak właściwie łączył ich jedynie seks i te dziwne rozmowy po, nie zachowywali się jak prawdziwa para, a ona starała się na to nigdy nie nastrajać.

Vegeta był jaki był i ona od początku zdawała sobie przecież z tego sprawę. Tak, jeszcze nigdy żaden facet AŻ TAK nie zawrócił jej w głowie, ale ona sama także była zawsze osobą, która ceniła sobie swoją wolność, nawet gdy była w związku, więc… Może ona sama nie liczyła na nic więcej?

No ale to tylko jedno krótkie spotkanie, przecież matka nie kazała jej brać ślubu, więc… zapyta go, postanowiła. A jeśli powie „nie”, a pewnie powie „nie”, to… trudno. Sprawa sama się załatwi. Poczuła się trochę spokojniejsza, gdy doszła do takiego wniosku.

Kolejnej nocy powiedziała, lekko zdenerwowana:

- Moi rodzice chyba wiedzieli… że się spotykamy i… chcieliby cię poznać, wiesz…

Milczał przez chwilę, z ręką pod głową a potem odezwał się dziwnie zaciętym głosem:

- Wiedzą, kim jestem? Dla nich też jestem tylko mordercą?

Dreszcze przeszły jej wzdłuż kręgosłupa. Oni nigdy nie rozmawiali o jego przeszłości… O tych wszystkich ludziach i istotach z innych planet, które zabił podczas swojego… Bulma nie wiedziała, ile lat ma Vegeta, ale podejrzewała, że tak jak i ona ma mniej więcej trzydzieści lat. Ile osób mógł zabić przez te lata pod przywództwem Freezy? Nie chciała wiedzieć, więc zwykle udawała, że nic nie wie na ten temat.

- Nie wiem… szepnęła. - Nigdy im o tym nie mówiłam, ale możliwe, że… wiedzą.

Poczuła się nagle przytłoczona tym wszystkim. Może już zawsze tak będzie? Jej przyjaciele nigdy nie zaakceptują jej wyboru… Zacisnęła pięści. Trudno, ona zdania nie zmieni. Zawsze była tak uparta.

- Dobrze – powiedział nagle, a ona zerknęła na niego, zaskoczona. - Kiedy? - dodał rzeczowo.

- Yyy… może jutro… to znaczy dzisiaj o… piętnastej. Dobrze?

Skinął głową i nadal leżał z zamkniętymi oczami, a ona poczuła się mocno zdenerwowana. Czemu on jest taki spokojny? Też by tak chciała…

Przy śniadaniu oświadczyła rodzicom, o której poznają jej „chłopaka”, choć to słowo zupełnie nie pasowało jej do Vegety. Potem z matką długo gotowały. Nie była w stanie przestać myśleć o Vegecie jedzącym rękami… Ale to nieważne. Nie będzie się go wstydzić, to byłoby nieodpowiednie. Nie będzie też próbować zmieniać go na siłę, zresztą pewnie i tak by jej na to nie pozwolił.

Ale szybko okazało się, że wcale nie musi się o to martwić…

Ona i rodzice wystroili się na to spotkanie, nakryli do stołu i czekali. Punktualnie Bulma usłyszała dzwonek do drzwi (już nie tak gwałtowny jak ostatnio) i szybko pobiegła otworzyć.

Vegeta stał w drzwiach, nie wydawał się być zupełnie zdenerwowany. Na sobie miał swój zwykły strój do walki, ale nie spodziewała się niczego innego. Zresztą… czy on miał jakieś inne ubrania?…

Uśmiechnęła się do niego i wpuściła go do środka, w milczeniu ruszyli do jadalni.

Rodzice stali na środku pomieszczenia, Vegeta pewnie podszedł do nich i powiedział:

- Bardzo miło mi państwa poznać.

Po czym ukłonił się lekko. Bulma poczuła jak serce przyspiesza jej z dumy. Rodzice odpowiedzieli, że również cieszą się na to spotkanie, a wtedy… Miała już powiedzieć: „Zapraszam wszystkich do stołu”, ale nie zdążyła, bo Vegeta… odwrócił się na pięcie i wyszedł z domu.

Przez chwilę Bulma stała jedynie na środku jadalni z otwartymi ustami, a potem usłyszała szept ojca:

- Zrobiliśmy coś nie tak?

Ale ona tylko pokręciła głową. Gdy minęło pierwsze zaskoczenie i zawstydzenie… wybuchnęła gwałtownym, głośnym śmiechem i nie mogła długo przestać. Wtedy rodzice zerknęli na nią jak na wariatkę. Może jednak pasują do siebie z Vegetą?

- Więc sami wszystko zjemy – oświadczyła pogodnie, gdy już przestała się śmiać i usiadła przy stole, a osłupiali rodzice nadal stali obok niej.

Nigdy nie zapytała o to zdarzenie Vegetę, bo i po co? A on też nigdy o tym nie wspominał.

*

Bulma była przerażona. Już od jakiegoś czasu nie miała okresu i wciąż myślała o tamtej jednej, jedynej nocy, ich pierwszej nocy, gdy się nie zabezpieczyli…

Ona nie mówiła, że nie chce NIGDY mieć dzieci, ale… wciąż twierdziła, że „to jeszcze nie ten moment”. Kiedyś pomyślała, że gdyby coś się wydarzyło, nie wyklucza aborcji, ale… gdy w grę wchodziło dziecko Vegety… Jego rasa niemal wyginęła, a teraz oto mogła… zrobić coś w tej sprawie.

Leżała na łóżku, głaszcząc się nerwowo po wciąż płaskim brzuchu. To nie było jeszcze pewne, dziś zrobiła test, ale… nie była jeszcze u lekarza, wizytę miała zaplanowaną na jutro.

Wciąż myślami wracała do Chichi, bo była to chyba jedyna na świecie ludzka kobieta, która urodziła dziecko Saiyana. Wcześniej nigdy nie przykładała do tego wagi, to nie była jej sprawa, ale teraz…

Właściwie niemal nie widywała ją, gdy ta była w ciąży. Jej synek był najsłodszym i najgrzeczniejszym dzieckiem na świecie, tak, ale… Pamiętała jak irytująco głupi i nadpobudliwy był Goku, gdy się poznali…

Znów pogładziła się po brzuchu. To dziecko będzie przyszłym wojownikiem… czy jego kopniaki w brzuch będą jeszcze gorsze niż zwykłych dzieci? Wprawdzie nie miała porównania, ale czasem o tym słyszała i… bała się.

Czy skrzywdzi ją? W końcu nie będzie jeszcze nic rozumiało i… Wyobraziła sobie wybuch mocy w swoim brzuchu i… skrzywiła się odruchowo.

Nie myślała o Vegecie, była niemal pewna, że nie będzie chciał opiekować się dzieckiem i… nie planowała mu tego wypominać. Przypomniała sobie jak mówił, że na planecie Vegeta to kobiety się tym zajmowały.

A potem pomyślała o porodzie i… co zrobi lekarz, położna, gdy dziecko urodzi się z ogonem? Zresztą… to nie chodzi tylko o poród, a co wcześniej, z USG? Czy lekarz uzna, że dziecko jest chore, zdeformowane, gdy zobaczy ten ogon?

Jak poradziła sobie z tym Chichi? Że też nigdy wcześniej o tym nie pomyślała! Będzie musiała z nią porozmawiać. Zrobiło jej się gorąco na myśl, że pierwszy raz wyjawi komuś swój romans z Vegetą, komuś, kto wiedział od Goku o zbrodniach Vegety… Zacisnęła powieki.

A potem będzie musiała powiedzieć rodzicom. Jak zareagują?…

Ale to nieważne. Da radę.

Gdy od lekarza dowiedziała się, że to na pewno ciąża, powiedziała o tym Vegecie.

Długo milczał, a czas mijał. W końcu szepnęła, zdenerwowana:

- Powiesz coś?

Wzruszył ramionami.

- A co mam powiedzieć? - westchnął. - To tylko twoja decyzja, możesz zrobić, co chcesz. Zrozumiem, jeśli będziesz się bała potwora i…

Poczuła smutek. Czemu tak myśli o swojej rasie? Co ma na myśli? To, że Saiyanie zabijali? Jego wygląd, różniący się od ludzkiego? A może… przemianę w małpę? Nie pomyślała o tym wcześniej…

To pewnie dlatego, że teraz, bez ogona Goku i Vegeta są niegroźni, ale… przypomniała sobie, że Goku jako mały chłopiec w tej formie zabił swojego przybranego dziadka… Ale i tak powiedziała:

- Nie jesteś potworem! To dziecko też nie będzie!

Ponownie wzruszył ramionami, a potem dodał dziwnie smutnym głosem:

- Przepraszam… nie planowałem ci tego zrobić.

Znów poczuła przemożną chęć, by go przytulić, ale tego nie zrobiła.

Wtedy przypomniała jej się inna wypowiedź Vegety z któregoś z poprzednich dni i zaryzykowała pytanie:

- Ty… także będziesz bił nasze dziecko? - szepnęła. Nie chciała go o nic obwiniać, ale jednocześnie wiedziała, że NIE POZWOLI na to.

- Nie – odpowiedział spokojnie.

- Dlaczego? - zapytała zaskoczona. - Sam mówiłeś, że twój ojciec i wszyscy inni ojcowie…

- Tak – przerwał jej. - Ale z twojej reakcji wiem już, że u was na Ziemi tak się nie robi, więc…

Uśmiechnęła się do niego ciepło. Uspokoiły ją te słowa. Ufała mu.

Jakiś czas potem odważyła się wreszcie na rozmowę z Chichi. Kobieta była zaskoczona, ale od razu chciała służyć jej radą. Wszystko poszło dobrze i Bulmie urodził się syn.

Minęło kilka miesięcy a Vegeta ani razu jej nie odwiedził, nie widział nawet nigdy Trunksa, ale ona nie była na niego zła. Tęskniła za nim, ale miała teraz dużo pracy przy dziecku i skupiała się tylko na nim.

Pewnego dnia stało się coś, czego się nie spodziewała: Vegeta pojawił się w jej domu. Była oszołomiona i szczęśliwa, długo rozmawiali, jednak on ani razu nie zapytał nawet o swoje dziecko. Bulma czuła w sercu smutek, ale nie miała zamiaru zmuszać go do niczego.

W końcu wstał i ruszył do drzwi. Starając się uspokoić oddech pożegnała się z nim, jednak w progu odwrócił się i powiedział:

- Mogę go zobaczyć? - Jego głos był tak delikatny i pełen wahania, że Bulma nie była w stanie dłużej powstrzymywać łez.

Skinęła głową i zaprowadziła go do pokoju syna. Vegeta podszedł do niego powoli, z wahaniem. Po chwili dotknął jednym palcem jego dłoni, a potem odwrócił się w jej stronę:

- Nie traktuje cię źle? - zapytał, marszcząc brwi.

- To małe dziecko, Vegeta, on nie…

Przerwał jej.

- Wierz mi, byłem okropny w jego wieku. I bardzo silny.

Zaśmiała się serdecznie. Martwił się o nią.

- Nie, jest bardzo, bardzo grzeczny.

Vegeta kucnął przed Trunksem i powiedział spokojnym głosem:

- Wyczuwam w nim ogromną moc.

- Naprawdę? - Bulma podeszła do niego. Rozpłakała się. Bardzo ją to ucieszyło. Wiele razy zastanawiała się, czy ich syn będzie bardziej człowiekiem czy Saiyanem. Miała tylko nadzieję, że jego życie nie będzie tak trudne jak Vegety… - To wspaniale!

- Będę go trenował – oświadczył. To nie było pytanie. Ale Bulma nie miała zupełnie nic przeciwko temu.


KONIEC

22.3.23, 00:39

(10 str.)