czwartek, 1 sierpnia 2024

Sierota

Któregoś dnia Kankuro był u swojej dziewczyny, wtedy usłyszał, że Gaara do niego dzwoni. Skrzywił się i powiedział do Akemi:

- Wybacz, ale… muszę iść, spotkamy się innym razem, ok?

Akemi miała zmartwioną minę.

- A coś się stało?

Kankuro zawahał się. Nie może mówić jej o sprawach brata.

- Nic takiego – powiedział i ruszył do drzwi.

Ale ona poszła za nim. Szybko dotarli pod drzwi domu Gaary. Kankuro znów zawahał się. Nie miał prawa jej wpuszczać… Wszedł i dostrzegł, że Gaara siedzi na podłodze w rogu salonu. Ale kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, spojrzał w jego stronę. To dobrze, jeszcze kontaktuje.

- Och, Akemi – dodał, patrząc w stronę drzwi.

Kankuro westchnął i dostrzegł, że kobieta także weszła do środka.

- Akemi, musisz wyjść i… - zaczął szybko Kankuro, ale Gaara pokręcił głową.

- Nie, jeśli chcesz zostać, to… - szepnął.

Akemi skinęła głową. Nie wiedziała, o co chodzi, ale szybko podeszła do niego.

- No dobra, jak chcesz, Gaara… - westchnął zrezygnowany Kankuro.

Ale Gaara miał jakiś dziwny błysk w oku i szepnął:

- W końcu to twoja dziewczyna.

A potem miał atak. Akemi na początku była przerażona, ale szybko zdołała się uspokoić. Kankuro szeptem opowiedział jej wszystko. Akemi okazała się być bardzo pomocna. Nie panikowała, dotrzymywała towarzystwa Kankuro i pocieszała go, że Gaarze nic nie będzie.

- Dziękuję ci – powiedział cicho Kankuro, a Akemi uśmiechnęła się do niego.

Potem Gaara się ocknął i także jej podziękował.

- Cieszę się, że pozwoliliście mi zostać. – Uśmiechnęła się Akemi.

Od tamtej pory często pomagała Gaarze podczas ataków, szczególnie, gdy Kankuro nie było w wiosce. Czasem pojawiał się także Baki.

*

Kankuro coraz bardziej się martwił. Agresja Gaary była coraz większa a on sam niezbyt dawał sobie radę podczas ich „treningów”. Jednak nadal uparcie odmawiał powiadomienia o tym Temari. Bo niby po co? W końcu i tak nie chcieli, by rzuciła wszystko i wróciła do Suny, teraz, gdy już ułożyła sobie życie…

Pewnego dnia Kankuro był u Akemi, ale nie umiał udawać wesołego. Akemi podeszła do niego i objęła go ramieniem.

- No, co się dzieje, Kankuro?…

W końcu opowiedział jej prawdę, w końcu to Gaara pozwolił jej ostatnio być obok, gdy miał atak. Słuchała go z uwagą a potem odparła:

- To ja się zgłaszam na ochotnika!

Kankuro skrzywił się. Nie chciał nikogo w to wplątywać.

- To nie jest zabawa.

Spojrzała na niego ponuro.

- Och, doprawdy? Przecież wiem.

Po jakimś czasie ustąpił. Potem poszli razem do Gaary i opowiedzieli mu wszystko. Długo milczał, ale w końcu powiedział:

- Zgadzam się… W końcu i tak nie mam wyboru.

Potem „trenowali” razem i Akemi nie uciekła z krzykiem. Powiedziała, że „nie było tak źle” i zapytała, czy może na stałe im pomagać. Kankuro nie był zbyt przekonany, ale zgodził się.

*

A potem zdarzył się cud. Temari jak zwykle robiła sobie test ciążowy i z ponurą miną czekała aż znów zobaczy negatywny wynik. A wtedy spojrzała na test i… zamarła. Zaczęła płakać, ale tym razem z radości.

Nie, to niemożliwe! Miała ochotę krzyczeć. Wtedy do toalety wszedł Shikamaru. Spojrzał na jej zapłakaną twarz a potem przytulił ją.

- Bardzo mi przykro, kochanie. Spróbujemy znów i…

Ale ona wtedy zerwała się z toalety i niemal zwaliła go z nóg.

- Jestem w CIĄŻY! – krzyknęła radośnie, a on był tak zaskoczony, że usiadł ciężko na toalecie.

- N-naprawdę?… - wyszeptał ze łzami w oczach.

- Tak! Shikamaru, tak bardzo się cieszę.

Jeszcze jakiś czas płakali wspólnie w toalecie. Temari bardzo dbała o siebie podczas ciąży, by nie stało się nic złego. Potem powiedzieli o tym Gaarze i Kankuro, obaj bardzo się ucieszyli. W końcu Temari urodziła bez żadnych komplikacji.

Na świecie pojawił się Shikadai, bardzo podobny do ojca a Temari i Shikamaru byli najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Gdy mały trochę podrósł, Temari zawiozła go do braci. Kankuro niezdarnie obejmował siostrzeńca, a Gaara jedynie na niego patrzył.

- Nie chcesz go potrzymać? – zapytała Temari, biorąc syna z rąk Kankuro.

Gaara pokręcił głową.

- Nie chcę go skrzywdzić.

- Na pewno nic mu nie zrobisz! Jestem pewna – zapewniała go siostra.

- Nie, nie chcę.

- Dobrze, oczywiście.

Potem jakiś czas rozmawiali, a Temari promieniała jak jeszcze nigdy. Shikadai szybko zasnął i niewiele płakał.

Minął jakiś czas i Temari zaczęła marzyć o czymś, o czymś wcześniej nawet nie miała odwagi myśleć: o drugim dziecku. Jednak okazało się, że narodziny Shikadaia naprawdę były cudem i nie udało im się mieć drugiego dziecka.

Shikamaru pewnego dnia żalił się Kankuro, z którym dobrze się dogadywał:

- Wiesz… kiedyś cieszyłbym się, że tak często chce seksu, ale teraz… to dla mnie jak PRACA, a nie przyjemność.

Kankuro poklepał go po ramieniu.

- Daj jej czas, stary. Zobaczysz, za jakiś czas uzna, że jednak powinna być wdzięczna, że ma jednego syna, patrząc na to jak bardzo głodowaliśmy w dzieciństwie.

I Kankuro miał po części rację. W końcu Temari ustąpiła, choć Shikamaru martwił się smutkiem, który wtedy pojawił się w jej oczach i więcej nie zniknął.

*

Odkąd Gaara i Kankuro nie mieszkali już razem, mieli swój zwyczaj. W każdym tygodniu w środę spędzali wspólnie wieczór w kuchni w domu Gaary. Kankuro pił piwo i Gaara jakoś znosił ten zapach alkoholu a Gaara herbatę, z czego Kankuro lubił drwić dla zabawy, a Gaarze nigdy to nie przeszkadzało.

Kankuro bardzo lubił te wieczory, gdy nie szalał w łóżku z Akemi lub nie pił na imprezach a siedział grzecznie przy stole. Sądził, że takie spokojne chwile dobrze mu zrobią. Kankuro pytał czasem, czy Gaara nie chciałby sobie kogoś znaleźć, ale on za każdym razem zaprzeczał.

- Nie wiem jak można pić jakąś śmierdzącą herbatę. – Zaśmiał się Kankuro jak robił to zwykle.

- Ona nie jest śmierdząca – odparł niezrażony Gaara, pijąc kolejny łyk. – Jesteś pewien, że chce ci się tu ze mną siedzieć? Nie nudzę cię?

Kankuro zaśmiał się.

- Nigdy mnie nie nudzisz, braciszku! Bardzo lubię nasze spokojne wieczory. Cieszę się, że mogę porozmawiać z tobą o czymś innym niż praca.

Podczas tych spotkań mieli jedną zasadę; zakaz rozmów o pracy i obaj bardzo to doceniali.

- Co u Akemi? – zagadnął Gaara, wąchając ziołową herbatę.

Choć Kankuro i ona już jakiś czas byli razem, oboje nadal udawali, że nic ich nie łączy, co dziwiło Gaarę.

- Och, wszystko dobrze, nigdy nie sądziłem, że spotkam taką fajną dziewczynę.

Gaara skinął głową.

- Może po prostu potrzebowałeś kogoś z innej wioski, kogoś, kogo nie znasz od lat – dodał Gaara, zamyślony.

Tak, Akemi dla mnie, Shikamaru dla Temari i… Lee dla ciebie, pomyślał Kankuro, ale tego nie powiedział.

- Miałeś ostatnio jakiś kontakt z Lee? – zapytał nagle Kankuro.

Obok nich na stole stały chipsy dla Kankuro i ciasteczka dla Gaary. Gaara zacisnął zęby. Nie podobało mu się to pytanie.

- Nie, ostatnio widziałem go podczas wojny. Mignął mi gdzieś w tłumie. A dlaczego pytasz?

Kankuro dobrze wiedział, że na początku był przeciwny ich związkowi. Ale od jakiegoś czasu zmienił zdanie. Gaara mieszkał sam, udowodnił, że radzi sobie w życiu. Ciekawe, czy Lee nadal by go chciał? Ale nie powiedział tego na głos. Zamiast tego odparł:

- A nic, tak tylko pytam…

Potem jeszcze jakiś czas rozmawiali, pijąc i jedząc.

*

Pewnego dnia Gaara miał kolejny atak. Siedział na podłodze w rogu pokoju a obok niego klęczała Akemi. Kankuro siedział na fotelu obok. Nagle usłyszeli, że ktoś stuka. To była Temari. Natychmiast podbiegła do Gaary, gdy zobaczyła, w jakim jest stanie.

Wtedy dostrzegła Akemi. Nigdy jej nie spotkała, choć po wyglądzie domyśliła się kto to. Natychmiast się zjeżyła. Jak ona może…? Przecież Gaara zna ją tak krótko, czemu Kankuro ją tu wpuścił? Podeszła do niej ze złością.

- Co ty tu robisz? – wysyczała cicho, by nie przestraszyć Gaary.

Akemi zmierzyła ją od stóp do głów a potem odszepnęła:

- Nie sądzisz, że to nie moment na takie rozmowy?

W tej chwili Gaara się ocknął. Zamrugał i szepnął słabo:

- Temari?

Temari rozpromieniła się w jednej chwili.

- Hej, Gaara, cieszę się, że już się lepiej czujesz.

- A co ty tu robisz?

Temari westchnęła.

- Tak, wiem, nie zapowiedziałam się. Nie planowałam tego, po prostu nagle zatęskniłam za tobą. – Wtedy przypomniała sobie o Akemi. – A co ona tu robi?

Gaara wydawał się zdziwiony jej ostrym tonem.

- Ja… pozwoliłem jej tu być. Odkąd ciebie nie ma…

Temari poczuła ukłucie bólu.

- Sam chciałeś, żebym…! – zaczęła ze łzami w oczach.

- Dość – powiedział ostro Kankuro. – Może same to załatwicie między sobą, co?

Akemi prychnęła i złapała Temari za rękę. Poprowadziła ją do kuchni. Temari była tak zaskoczona, że nawet się nie wyrywała.

- Więc wiesz wszystko o nim, tak? – zapytała nadal ostro Temari, gdy zostały same.

Akemi westchnęła.

- Słuchaj… nie chce mi się kłócić. Tak, wiem, choć pewnie nie „wszystko”… Oni byli zdesperowani, a ja… sama się zgłosiłam do pomocy.

Temari znów się najeżyła.

- A niby dlaczego?!

- Bo cieszę się, że Gaara wpuścił mnie do Suny… Bo jest naprawdę dobrym człowiekiem. Bo jestem z Kankuro. Jeszcze mało ci dowodów? – zapytała już ostrzej Akemi. – Na pewno nie chcę ci zabrać braci, czy co ty tam sobie wymyśliłaś!

Temari westchnęła i zgarbiła się.

- No ok, byłam po prostu zła…

Akemi zaśmiała się.

- Ej, nie uważasz, że kobiety powinny się trzymać razem? – Mrugnęła do Temari.

Gdy rodzeństwo zostało samo, Temari zapytała gorzko:

- Czyli wasze „treningi” szły źle we dwóch, tak? Kiedy planowaliście mi o tym powiedzieć?

- A po co? – westchnął Kankuro. – Żebyś wyprowadziła się z Konohy? Czy martwiła bez powodu?

- Mieliśmy nadzieję, że sami rozwiążemy ten problem – dodał Gaara. – I udało się. Nie martw się.

I od tamtej pory – choć nie zostały przyjaciółkami – dogadywały się znacznie lepiej, ku zadowoleniu Gaary i Kankuro.

*

Czas mijał, Shikadai miał już dwanaście lat i wszystko układało się dobrze. Pewnego dnia Gaara zwołał zebranie rady, ponieważ od jakiegoś czasu na pustyni niedaleko Suny działy się dziwne rzeczy.

Kilkoro shinobi z Suny poszło na pustynię i więcej nie wróciło. Gaara sądził, że to pewnie jacyś zbiegli ninja postanowili ukryć się właśnie tam. Trzeba było coś z tym zrobić. Ale wtedy usłyszał coś, co kompletnie go zaskoczyło. Jeden z członków rady powiedział:

- Doszły nas słuchy, że osobą, która zabija na pustyni jest jakiś… chłopiec.

Gaara najpierw poczuł zaskoczenie, ale już po chwili pomyślał o swoim dzieciństwie. Biedne dziecko… Pewnie jest tak samo zagubiony i samotny jak on kiedyś. Wstał szybko i oznajmił:

- Ja sam pójdę na pustynię!

Kilkoro shinobi otworzyło usta.

- Nie, to nie jest bezpieczne… - powiedział jeden z nich.

Gaara spojrzał na niego.

- Jestem kazekage, myślisz, że nie poradzę sobie z dzieckiem?

Shinobi ukłonił się.

- Oczywiście, że pan sobie poradzi, panie kazekage! Ale… to jest zbyt niebezpieczne. Sądzę, że kilka osób powinno pójść z panem.

Ale Gaara był nieugięty i kilka godzin później szedł sam przez pustynię. Bardzo bał się, że ten chłopiec znów się przestraszy, gdy zobaczy tyle osób, zaatakuje, wtedy jego ludzie także zaatakują i… Nie chciał, by chłopiec został ranny.

W pewnej chwili usłyszał jakiś dźwięk. Jakby ciche, ostrożne kroki. Wiedział, że żaden człowiek by tego nie usłyszał, ale on tak. Jeszcze ostrożniej podszedł do niego. Wyglądał na około dwanaście lat.Chłopiec zaatakował a on się nie bronił. To go zaskoczyło, więc Gaara podszedł do niego i… przytulił go.

Potem zabrał go do wioski, chłopiec miał na imię Shinki. Wtedy Gaara zaczął się zastanawiać, CO z nim zrobić. Póki co przenieśli go do domu dziecka w Sunie , ale Gaara bardzo chciał znaleźć mu jakiś dom.

Gaara poprosił Temari, by do nich przyjechała. Spojrzał wtedy na nią z powagą i opowiedział jej wszystko a potem zapytał:

- Temari… wiem, że proszę cię o bardzo wiele, ale… czy ty i Shikamaru nie chcielibyście adoptować Shinkiego?

Temari otworzyła usta.

- Och… nie spodziewałam się takich słów od ciebie. Chłopiec, który nie ma nikogo. Zabija, bo się boi. Nie przypomina ci to kogoś?

Gaara się skrzywił.

- Przepraszam! Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało.

- Nie szkodzi. Tak, BARDZO mi przypomina i właśnie dlatego…

Temari spojrzała mu w oczy.

- Właśnie dlatego sądzę, że to TY powinieneś się nim zająć, nie sądzisz?

Gaara milczał, zaskoczony.

- Wierz mi, Temari, ja nie nadaję się do opieki nad dzieckiem.

Temari westchnęła.

- Ale to nie jest mały chłopiec, któremu trzeba zmieniać pieluszki! To ktoś, kogo trzeba pokierować, by stał się dobrym człowiekiem, żeby zapomniał o bólu, który ma w sobie. A do tego nadajesz się idealnie, bo sam tego dokonałeś ze sobą!

Gaara pokręcił głową.

- Słuchaj… tak, dokonałem tego, ale z waszą pomocą, a poza tym to nie to samo. Mam być odpowiedzialny za drugą osobę i…

- Tak, nie byłeś sam i teraz też nie będziesz! Będziesz miał Kankuro i mnie. Już rozmawiałam z nim o tym.

Gaara zacisnął usta.

- Nie, nie zgadzam się.

Temari posmutniała.

- Więc zrobimy tak: dam ci jeszcze jakiś czas. Przemyśl to, proszę. A jeśli potem powiesz nie… zaopiekuję się Shinkim razem z Shikamaru, dobrze? Shikamaru już się zgodził.

Gaara skinął głową.

*

Mijały tygodnie a Shinki nadal przebywał w domu dziecka. Gaara jednak często go odwiedzał. Chciał poznać jego przeszłość.

- Opowiesz mi jak trafiłeś na pustynię? – zapytał delikatnie.

Shinki skrzywił się, ale odpowiedział:

- Ja… niewiele pamiętam, nie wiem czemu. W którymś momencie ocknąłem się na pustyni, to było mniej więcej kilka miesięcy temu. NIE MAM pojęcia, co wcześniej działo się ze mną. Wiedziałem, że muszę sobie jakoś poradzić, by przeżyć.

Chroniłem się przed słońcem, polowałem na małe stworzenia, które żyją na pustyni i… pewnego dnia pojawił się przede mną pewien mężczyzna. – Shinki zadrżał. – Nie mam pojęcia kim był. Zaatakował mnie, ja… naprawdę go nie sprowokowałem. Chciał mnie zabić, więc ja… zabiłem jego – szepnął ze strachem.

- Nie bój się, nie zostaniesz za to ukarany. Jesteś dzieckiem i tylko się broniłeś.

Shinki spojrzał na niego z wdzięcznością.

- Potem było jeszcze kilku i… bałem się, że ci też będą chcieli mnie skrzywdzić, więc zabiłem ich pierwszy – dokończył Shinki.

Gaara milczał przez chwilę, kompletnie zaskoczony. To dziecko musiało być naprawdę bardzo silne i wytrzymałe, żeby przeżyć na pustyni!

- Teraz nic ci tu nie grozi – powiedział Gaara, czując dziwny ścisk w gardle. Nie umiał opisać, czemu tak się czuje.

Minęło kilka miesięcy a Gaara nadal nie podjął decyzji. Czuł się z tym okropnie. Coś nie pozwalało mu odesłać go do Temari a jednocześnie wiedział, że NIE MOŻE zabrać go do siebie. Po co Shinkiemu ojciec, który nie może go nawet przytulić?

Który nie może z nim trenować, bo boi się, że straci nad sobą panowanie? Ojciec, który tak wiele czasu spędza w pracy? Ojciec, który regularnie ma ataki? Shinki pewnie byłby przestraszony a on i tak nie miał sił, by opowiadać kolejnej osobie prawdy o sobie.

I nie powiedział mu o tym, że był kiedyś mordercą. Przecież każdy w wiosce o tym wie, nie była to tajemnica. Gdyby powiedział to temu chłopcu, on pewnie poczułby się trochę mniej beznadziejnie z tym, że też jest mordercą.

Ale nie umiał, po prostu nie mógł. Któregoś dnia znów poszedł go odwiedzić.

- Witaj, Shinki – powiedział.

- Cześć, tato… - Shinki nagle szeroko otworzył oczy. – T-to znaczy, panie kazekage! Przepraszam, to było przypadkiem.

Gaara zamarł w miejscu. „Tato”… nigdy nie sądził, że kiedyś ktoś zwróci się do niego w ten sposób, właściwie już dawno się z tym pogodził. „Panie kazekage”, cóż, więc ktoś musiał mu o tym powiedzieć…

Dotychczas Shinki zwracał się do niego „proszę pana” i jemu to nie przeszkadzało, nigdy go nie poprawiał. On nie był osobą, dla której tytuły były ważne. W końcu zmusił się, by usiąść obok Shinkiego, mimo szoku.

- Wiesz… zastanawiałem się nad domem dla ciebie – powiedział Gaara.

Shinki rozpromienił się.

- Ale super!

- Pytałem o to moją siostrę, mieszka w innej wiosce i ma męża oraz syna w twoim wieku, sądzę, że…

Ale Shinki już nie miał radosnej twarzy. Posmutniał nagle i szepnął:

- Siostra…? To znaczy, że nie…?

Gaara udawał, że tego nie słyszy. Obawiał się, że wie, CO Shinki ma na myśli. Nagle poczuł się taki zmęczony… Zrobił wszystko źle, od samego początku. Po co tak często odwiedzał tego chłopca, skoro nie chciał…?

Tylko robił mu nadzieję, pomyślał, czując nienawiść do siebie. A Temari? Ani razu go nie widziała, bo przecież Gaara nie wspomniał jej o tym ani słowem. Nagle coś do niego dotarło. Coś, co niemal zwaliło go z nóg.

Robił to wszystko, bo… podświadomie już dawno podjął decyzję! Może nawet tego pierwszego dnia, gdy zdecydował, że sam pójdzie na pustynię. Serce mu przyspieszyło.

- Chciałbyś zamieszkać ze mną, prawda? – zapytał, czując, że serce zaraz mu wyskoczy z piersi.

Chłopiec w jednej chwili otworzył szeroko oczy i zerwał się z krzesła, piszcząc. Przytulił go mocno, a Gaara niemal się odsunął. Zaczął oddychać przez usta, by się uspokoić. To dziecko potrzebuje miłości, nie odpychaj go… mówił do siebie.

*

A potem zamieszkali razem. Gaara dobrze wiedział, że to nie jest łatwe dla żadnego z nich.

- Wiesz… od lat mieszkam sam, pewnie mam wiele zwyczajów, z których nawet nie zdaję sobie sprawy. Ale razem przyzwyczaimy się do siebie, prawda?

- Jak mam się do pana zwracać? – zapytał cicho Shinki.

Gaara poczuł ukłucie w sercu.

- To zależy od ciebie. Co byś wolał? – zapytał, choć przecież znał odpowiedź.

- Tato – odparł radośnie Shinki.

Gaara skinął głową a serce mu przyspieszyło. Jednak okazało się, że Shinki tylko na początku, gdy był szczęśliwy, że zdobył nowy dom zachowywał się tak radośnie. Potem był poważnym, wręcz ponurym dzieckiem, co Gaarze jeszcze bardziej przypominało jego samego z przeszłości.

Dlatego też zwykle mówił do niego „ojcze” i Gaarze to nie przeszkadzało. Jak można się było tego spodziewać, dziecko żyjące samo na pustyni miało wiele nieprzepracowanych traum. Już pierwszej wspólnej nocy Gaara obudził się gwałtownie, słysząc krzyk dziecka.

Na początku nie miał pojęcia, co się dzieje, ale już chwilę potem biegł do jego nowego pokoju. Szybko klęknął przy jego łóżku.

- Ratunku! Boję się – krzyczał Shinki.

Gaara skrzywił się boleśnie.

- SHINKI! Obudź się, to tylko sen – krzyczał, ale on się nie budził.

Mocno zacisnął zęby i dotknął go. Shinki obudził się po chwili.

- Tato! Tak się bałem – zapłakał i objął go mocno.

Gaara zacisnął mocno powieki. Nie odepchnie od siebie przerażonego dziecka, to byłoby potworne. Starał się oddychać miarowo i jakoś to przeczekać. Wtedy usłyszał słowa Shinkiego:

- Czemu się trzęsiesz, ojcze?

Zaklął w myślach.

- Nic takiego, nie myśl teraz o tym – skłamał.

Shinki jeszcze chwilę tulił go do siebie, co dla Gaary było jak wieczność a potem zapytał:

- Więc dlaczego się trząsłeś, ojcze?

Gaara zacisnął pięści. Trudno, powie mu. Nie ma prawa go okłamywać.

- Ja… boję się dotyku, Shinki.

Shinki, ku jego zaskoczeniu, skrzywił się i powiedział płaczliwym głosem:

- Więc przepraszam, że musiałeś mnie dotykać, tato!

Gaara westchnął. Dobrze wiedział, że to nie była jego wina.

- Nie zmusiłeś mnie do niczego. Mogłem tego nie robić.

Shinki spojrzał na niego dużymi oczami.

- Więc więcej tego nie rób! Nie chcę, byś cierpiał.

Gaara prychnął.

- A TY możesz cierpieć, tak? Więc zrobimy tak: nie będę cię dotykać, byś nie czuł się winny. Ale jestem twoim ojcem i jestem za ciebie odpowiedzialny, więc jeśli wydarzy się jakaś ważna chwila, nie zawaham się. Dobrze?

Shinki westchnął i skinął głową. Potem obaj poszli spać.

*

Niedługo potem Kankuro poznał Shinkiego. Gaara miał wrażenie, że dobrze się dogadują. Sądził, że ktoś tak poważny i smutny jak Shinki potrzebuje towarzystwa wesołego i optymistycznego Kankuro.

- Wiesz co? – zapytał Gaarę, gdy zostali sami. – Może i nie nadaję się na ojca. Ale na wujka… czemu nie? Lubię tego twojego dzieciaka!

Wtedy Gaara opowiedział mu o koszmarze sennym Shinkiego.

- No wiesz… - powiedział Kankuro po chwili. – Nie będę może lulał go w środku nocy, ale… możemy mieć taki sam układ jak z Temari kiedyś, chcesz?

Gaara zacisnął zęby. Nie podobał mu się ten „układ” ani wtedy ani teraz, ale wiedział, że nie ma wyboru.

Kankuro rozpromienił się.

- Nadal twierdzę, że nie potrzebuję tulenia się, ale… Czemu nie? Powiem Shinkiemu, że zawsze kiedy będzie tęsknił za czułością, może przyjść do mnie, bo ja nie boję się dotyku.

Niedługo potem okazało się, że Shinki ma naprawdę duże zdolności jako shinobi. I wtedy pojawił się kolejny problem. I znów zaradził mu Kankuro.

- Więc będę trenował chłopaka! Dlaczego nie? Przyda mi się trochę ruchu. – Uśmiechnął się ironicznie. – Lepiej nie ryzykować, że go skrzywdzisz podczas treningu. A on naprawdę jest niezły, kto wie, może w przyszłości wiele zdziała dla naszej wioski?

Więc także i ten obowiązek przejął na siebie Kankuro, a Shinki wielokrotnie pytał dlaczego jego ojciec nie może go trenować. Jednak Gaara nie miał odwagi powiedzieć mu prawdy o sobie.

Ku zaskoczeniu wszystkich okazało się, że Shinki ma zdolności Uwolnienia magnesu, tak samo jak legendarny Trzeci kazekage. To nie dawało spokoju Gaarze. Kim jest Shinki?… Trzeci umarł, nie mając potomka, więc skąd ta umiejętność u Shinkiego?

A może jednak Trzeci miał dziecko a wioska o tym nie wiedziała? Czy to możliwe, że Shinki jest z nim spokrewniony? To by była ogromna pomoc dla wioski, utrata umiejętności Trzeciego była dla nich duża stratą.

A może było jeszcze inaczej?… Gaara poczuł ucisk w sercu. Nagle przypomniał sobie Yamato, który miał umiejętności Pierwszego hokage, choć nie był z nim spokrewniony. Zostały mu wszczepione jego komórki.

A osobą, która to zrobiła był… Orochimaru. Czy to możliwe, że mieszał się także w sprawy innej wioski? Że zainteresowały go umiejętności Trzeciego i czy to możliwe, że ma coś wspólnego z Shinkim? Że Shinki o tym nawet nie pamięta?

Czy Orochimaru z jakiegoś powodu wymazał mu pamięć? Ale czemu go porzucił na pustyni, przecież chłopiec ma duże umiejętności? Musi porozmawiać z Orochimaru… Nie miał ochoty na ponowne spotkanie z nim, ale to nie miało znaczenia.

Zrobi to dla Shinkiego, ale także dla całej wioski. Wybrał się do Kohony, ale nie wspomniał Shinkiemu o powodzie jego wyjazdu. Po co, skoro to jeszcze nic pewnego? Powie mu, gdy jego podejrzenia się potwierdzą.

Jak zareaguje Shinki? Pewnie poczuje się zraniony. I co będzie potem…? Wsiadł do pociągu i niedługo już był w Konosze. Poszedł pod dom Orochimaru. Otworzył mu jakiś chłopiec. Spojrzał na niego przestraszony i szepnął:

- Pan kazekage? Chce pan aresztować mojego rodzica?!

Gaara zmarszczył brwi. Co to za chłopiec?

- Masz na myśli Orochimaru? – zapytał szybko. – Nie, jako kazekage nie mam takiej możliwości. Przyszedłem tylko z nim porozmawiać.

Chłopiec skinął głową z wyraźną ulgą.

- Więc mój rodzic nie zrobił nic złego?

Gaara uśmiechnął się ironicznie. Cóż, nie miał pojęcia jak było w tej sprawie, ale Orochimaru i tak ma wiele na sumieniu. Nic mu nie odpowiedział.

Po chwili w pokoju pojawił się Orochimaru. Uśmiechnął się do niego ironicznie.

- Stęskniłeś się za mną, Gaara?

Gaara westchnął na to durne pytanie i razem poszli do salonu. Chłopiec gdzieś zniknął.

- Więc słucham – powiedział Orochimaru, siadając.

Gaara westchnął ciężko i zaczął.

- Jakiś czas temu… adoptowałem syna.

- Gratulacje! – zadrwił Orochimaru, ale Gaara go zignorował.

- I ten chłopiec… ma umiejętności Trzeciego kazekage. A jak zapewne wiesz, Trzeci umarł, nie mając dzieci, więc…

- Więc teraz zastanawiasz się, kim jest ten chłopiec.

Gaara skinął głową. Gdy Orochimaru nie drwił ze wszystkiego, stawał się sensowny rozmówcą. Jednak działo się to tylko czasami.

Orochimaru spojrzał mu w oczy.

- A tak szczerze: DLACZEGO przyszedłeś do mnie?

Gaara westchnął, ale odpowiedział prawdę.

- Bo często wiesz coś o podejrzanych sprawach lub sam BIERZESZ w nich udział. Pomyślałem… - Zawahał się. – Że skoro eksperymentowałeś na Yamato to może…

Orochimaru westchnął.

- Nie, nie mam o tym pojęcia. Szczerze mówiąc nigdy nie interesowały mnie zdolności Trzeciego kazekage, zajmowałem się innymi sprawami.

Gaara zacisnął usta. Z jakiegoś powodu sądził, że słowa Orochimaru są szczere. Ale to znaczyło… że nadal nic nie wie.

- A może ktoś inny? I jakieś informacje do ciebie dotarły i…

Orochimaru pokręcił głową.

- Nie mam pojęcia. A po co ci ta wiedza? Ciesz się, że znów macie silnego shinobi! – prychnął.

Gaara poczuł złość.

- Nie shinobi tylko małego chłopca! Shinki czuje ból, że nic nie wie o swoim pochodzeniu, więc…

Orochimaru spojrzał na niego ostro.

- A TY wiesz sporo o swoim pochodzeniu, prawda? O tatusiu, który chciał cię zabić. Czy dzięki tej wiedzy czujesz się lepiej, powiedz?

Gaara westchnął i wstał. Cóż, musiał przyznać, że Orochimaru ma rację. Najważniejsze było to, że Shinki żył, że miał teraz rodzinę… Może wiedza o jego pochodzeniu jedynie by ich wszystkich zraniła?

Bez słowa opuścił dom Orochimaru i wrócił do Suny. Nawet nie odwiedził Naruto. Chciał jak najszybciej zobaczyć się z Shinkim. Muszą zapomnieć o tej sprawie.

*

Czas mijał, Shinki coraz lepiej radził sobie na treningach i Kankuro go chwalił. Potem był czas na coroczny egzamin na chunina i Gaara zdecydował, że Shinki może wziąć w nim udział. Nie martwił się o niego, z Shinkim nie było żadnych problemów wychowawczych.

W dniu egzaminu Gaara usiadł na widowni, czekając na pojedynki. W końcu na arenie pojawił się Shinki, który walczył z synem Orochimaru, Mitsukim. Mitsuki okazał się być potężnym przeciwnikiem, tak samo jak Orochimaru.

Ale Shinki dobrze sobie radził. Jednak wtedy wydarzyło się coś, co całkowicie przeraziło Gaarę: Shinki podczas pojedynku wpadł we wściekłość. Atakował z furią, jakby walczył na śmierć i życie. A jego twarz…

- Czy on ci kogoś nie przypomina? – szepnął mu do ucha Kankuro.

Gaara zacisnął mocno zęby. Brat nie musiał nic mu mówić. Tak, jego pełna wściekłości i szaleństwa twarz, gdy walczył… Wyglądał tak samo jak Gaara w jego wieku. Wiedział, że podczas egzaminu wolno zabijać, on sam zabił wtedy kilka osób, ale nie chciał, by Shinki się zapomniał.

Trudno, zniszczy egzamin, nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Wstał, w pełni przekonany, że ma rację.

- Co ty ro…? – zaczął Kankuro, ale on jedynie pokręcił głową.

Uniósł rękę, by powstrzymać Shinkiego przed dalszą walką. Był dziwnie spokojny, nie czuł złości na Shinkiego ani rozczarowania. Jedynie ogromny smutek, że jego syn musi przez to przechodzić. I co najważniejsze: że sam niczego wcześniej nie zauważył.

Ale nim zdążył krzyknąć, by zatrzymać walkę, Mitsuki odezwał się cichym, pewnym siebie głosem:

- Poddaję się.

Wszyscy na widowni zaczęli szeptać. Przez chwilę jakby zatrzymał się czas. Mitsuki uśmiechnął się pogodnie a potem ruszył w stronę wyjścia. Wtedy Gaara zamarł… Shinki ryknął do niego:

- Nie możesz się poddać. ZABIJĘ CIĘ!

I rzucił się w jego stronę. Gaara nie wahał się ani chwili. Skoczył na arenę i objął Shinkiego za ramiona. Był tak przestraszony, że Shinki zrobi coś, czego będzie już zawsze żałował, że nawet nie bał się dotyku.

A co jeśli ludzie wokół uznają, że jest niebezpieczny dla otoczenia? A co jeśli będą chcieli go ukarać, wygnać? On sam bał się tego całe życie… Shinki nadal mu się wyrywał, krzycząc. Gaara nie był nawet pewien, czy Shinki zdaje sobie sprawę z tego, KTO go przytrzymuje.

A Mitsuki spojrzał na nich, nadal bardzo spokojny i powiedział:

- Nic się nie dzieje, proszę pana. Emocje podczas walki, no nie?

A potem odszedł. Gaara zamarł na chwilę. Czyli ten chłopiec zrozumiał jego zdenerwowanie.

- Uspokój się, Shinki… - szeptał mu do ucha, ciągnąc go w stronę wyjścia.

Byle dalej od gapiów… Zatrzymał się w ciemnym korytarzu, po chwili usłyszał kroki obok siebie. Przestraszył się, że ktoś chce zobaczyć dalszą część przedstawienia, ale to był Kankuro. Zacisnął pięści i powiedział:

- Przysięgam, Gaara, nie oszukałem cię. On NIGDY się tak nie zachowywał podczas naszych treningów!

- Może dlatego, że to nie był egzamin, nie było widowni, a on nie walczył z rówieśnikiem – powiedział cicho Gaara.

Kankuro zerknął na Shinkiego w jego ramionach.

- Może ja go potrzymam? Wiesz, mam wprawę w trzymaniu kogoś, kto się wyrywa – powiedział cicho.

Gaara westchnął ciężko.

- Nie, już jest lepiej, popatrz.

I miał rację. Shinki uspokajał się coraz bardziej, w końcu przestał się poruszać w jego ramionach. Po chwili odwrócił głowę do tyłu, by zobaczyć, kto go przytrzymuje. Gdy dostrzegł swojego ojca, wytrzeszczył oczy i szybko się odsunął.

- Przepraszam, tato… - wyszeptał.

Gaara westchnął ciężko.

- Nie musisz mnie przepraszać. Ale porozmawiamy po egzaminie, dobrze?

Shinki skinął głową, garbiąc się.

- A teraz chodź na arenę, obejrzymy pozostałe walki.

Shinki bez słowa protestu poszedł za Gaarą. Shinki był już potem spokojny. Gdy skończył się egzamin, Gaara i Shinki wrócili do domu. Gaara spojrzał na niego z powagą i zapytał:

- Czemu tak się zachowałeś? Opowiedz mi, co wtedy czułeś.

Shinki skrzywił się.

- Ja… nic nie pamiętam, przysięgam! To znaczy… najpierw walczyłem, ok, ale nie pamiętam CZEMU się wkurzyłem ani kiedy dokładnie.

Gaara westchnął cicho. Było tak jak się obawiał… On też, gdy wpadał we wściekłość niewiele pamiętał.

- Zdarzyło ci się to już wcześniej?

Shinki poczerwieniał.

- T-to znaczy… odkąd z tobą mieszkam nie, ale… wcześniej… gdy zabiłem tamtych ludzi.

Gaara ze smutkiem pokiwał głową.

- I… co teraz? Wioska mnie ukarze? Ty mnie ukarzesz?

Gaara spojrzał mu w oczy.

- Nie, nie ukarzę cię. Ale… będę cię bacznie obserwować. To nie kara, to sposób, byś nikogo nie skrzywdził. Spróbuję też pomóc ci się uspokoić, by to się więcej nie powtórzyło.

- Dobrze, ojcze…

To była kolejna chwila, gdy mógł opowiedzieć Shinkiemu o jego czynach z przeszłości, pewnie wtedy poczułby się lepiej, mniej osamotniony, ale nadal nie miał odwagi…

Wtedy też Shinki zaczął haftować, by móc się jakoś uspokoić. Często Shinki zabierał swój tamborek i szedł do Gaary do szklarni, gdzie pili wspólnie herbatę i każdy z nich zajmował się swoim hobby. Gaara bardzo lubił te spokojne chwile.

*

Minęło kilka tygodni. Shinki był znów spokojny. Ich życie wróciło do porządku, aż pewnego dnia… Gaara był sam w gabinecie w swoim domu i zajmował się papierkową robotą jako kazekage. Było cicho i spokojnie, jednak w pewnej chwili gwałtownie otworzyły się drzwi.

Usłyszał jakieś głosy w salonie, więc wstał, by to sprawdzić. Byli tam Shinki i Kankuro. Shinki miał krew na twarzy a Kankuro niezadowoloną minę i trzymał Shinkiego za ramię. Gaara nie spodziewając się niczego miłego, zapytał:

- Co się stało?

Kankuro westchnął i puścił Shinkiego. Ten z ponurą miną otarł krew z twarzy i spojrzał na Gaarę.

- Bo… jakieś dzieciaki w moim wieku mówiły, że jesteś mordercą a ja wiem, że to nieprawda, więc ich walnąłem! Nikomu nie pozwolę cię wyzywać.

- A ja ich rozdzieliłem i zabrałem Shinkiego tutaj – dodał Kankuro.

Gaara poczuł jakby sufit walił mu się na głowę. Cóż, nie miał odwagi na tę rozmowę, więc rzeczywistość zemściła się na nim. Kankuro spojrzał na niego z ukosa i powiedział:

- No to… ja już idę, nie? Teraz chyba musicie porozmawiać.

Gaara skinął głową. Tak, teraz już nie mógł tego odkładać…

- Dziękuję ci, Kankuro.

Kankuro skinął głową i wyszedł. Gaara z ciężkim sercem usiadł na fotelu w salonie. Spojrzał na zakrwawioną twarz Shinkiego i powiedział:

- Idź do łazienki i przemyj to sobie a potem wróć tu. Musimy porozmawiać.

Shinki wyglądał jakby miał się rozpłakać, choć jeszcze chwilę temu miał bojową minę, ale posłusznie poszedł do łazienki. Gaara przymknął oczy, szykując się na tę trudną rozmowę. Słyszał jak w łazience leje się woda a po chwili Shinki wrócił i usiadł koło niego.

- Po pierwsze… - zaczął Gaara, czując się dziwnie mały. – Doceniam, że martwisz się o moje dobre imię, ale ja sam się tym zajmę i NIE CHCĘ, byś więcej bił się z mojego powodu, dobrze?

Shinki skinął głową.

- A po drugie… ja też nie planuję bić nikogo za to, co mówi, nawet jeśli to nie są miłe słowa. A po trzecie. – Gaara czuł, że zaraz zemdleje. – Tak, to prawda. Jestem mordercą, to znaczy… byłem.

W pokoju zapadła ciężka cisza. W końcu Shinki spojrzał na niego wielkimi oczami.

- T-tato…? – szepnął.

Gaara westchnął ciężko i zaczął:

- Opowiem ci wszystko, jeśli tylko mi na to pozwolisz.

Shinki jedynie skinął głową. Zbyt zaskoczony, by się odezwać. Gaara opowiedział mu wszystko, a na koniec dodał:

- Przepraszam, że ci tego nie powiedziałem. Nie miałem odwagi, bałem się, że mnie znienawidzisz.

Shinki spojrzał na niego z zaskoczeniem.

- Ja cię nigdy nie znienawidzę, tato!

- Bardzo dziękuję ci za te słowa. Mam nadzieję, że teraz poczujesz się lepiej. Ja sam wiem jak trudno jest przestać zabijać, gdy pojawi się szał. To jeden z powodów, dla którego chciałem cię adoptować. Ja sam miałem rodzeństwo, które pomogło mi się uspokoić, mam nadzieję, że i ja zdołam pomóc tobie.

Shinki miał łzy w oczach.

- Kocham cię, tatusiu! Nie przejmuj się niczym.

Gaarę wzruszyły te słowa.

*

Jakiś czas potem Gaara zdołał wypytać kilka osób i dowiedzieć się, który to chłopiec nazwał go mordercą. Jednak tak jak powiedział Shinkiemu nie planował się mścić. Chciał wiedzieć, KTO to mówi. Czy ta osoba jest z nim jakoś związana…?

Poczuł ból w sercu, gdy usłyszał nazwisko… To był ten chłopiec, którego zabił. I tamta kobieta, która przyszła do niego wściekła, a Temari zaatakowała ją, by obronić Gaarę. Po chwili wahania postanowił pójść do niej.

Gaara zabił w swoim życiu tak wiele osób, że nawet nie pamiętał ich imion i twarzy, jednak z jakiegoś powodu bardzo dobrze zapamiętał tamtego chłopca…

Tak naprawdę już wiele lat temu planował ją przeprosić, jednak w końcu tego nie zrobił. Miał wtedy tak wiele na głowie… Więc teraz nie będzie już szukał wymówek. Oczywiście wiedział, że to niczego nie naprawi, ale…

Poszedł do jej domu, nie mówiąc nic Shinkiemu. Otworzył mu mężczyzna, mąż tamtej kobiety. Spojrzał na niego z zaskoczeniem, a potem wpuścił do środka. Poprowadził go do kuchni. Była tam tamta kobieta.

Na szczęście nie zostały jej blizny na twarzy po ataku Temari. Gaara ukłonił się a oni zaprosili go do stołu. Kobieta podała mu herbatę a potem powiedziała ze strachem:

- Jeśli chodzi o tamte słowa… ten chłopiec jest z naszej rodziny, bardzo nam przykro za tę nieprzyjemność.

Gaara spojrzał na nią z zaskoczeniem. ONA przeprasza jego, choć powinno być odwrotnie…

- Nie, nie ma mnie pani za co przepraszać… W końcu ten chłopiec powiedział tylko prawdę. Dzięki tamtej sytuacji w końcu przyszedłem zrobić coś, co powinienem był już dawno zrobić.

Para spojrzała na niego w zaskoczeniu. Gaara skłonił głowę.

- Chcę was przeprosić… Wiem, że to tylko słowa, ale bardzo, bardzo mi przykro, że zabiłem waszego syna. Nie panowałem wtedy nad sobą, nie myślałem, co robię.

Kobieta rozpłakała się i wstała szybko od stołu. Gaara miał nadzieję, że jego wizyta tutaj nie była błędem. Wtedy odezwał się mężczyzna:

- Nie, teraz to już nie ma znaczenia… minęło tyle lat. Tak, to było bardzo trudne, ale jak pan widzi żyjemy dalej. Dajemy sobie radę. Przysięgam, że nie mówiliśmy mu o panu. Może rozmawialiśmy o naszym synu między sobą i ten dzieciak to podsłuchał? To już się więcej nie powtórzy.

Gaara dopił herbatę i wstał ciężko. Nie ma sensu dłużej tu siedzieć. Odezwał się jeszcze na odchodnym.

- Jeszcze raz bardzo przepraszam i dziękuję za miłe przyjęcie.

- Dziękuję za tę wizytę, panie kazekage – powiedział mężczyzna. – Ja wiem, że od lat jest pan innym człowiekiem i doceniamy to z żoną.

I wyszedł a stara kobieta otarła łzy i spojrzała na niego. Gaara sądził, że w jej oczach widział trochę mniejszy smutek. Kto wie, może jednak tamta bójka Shinkiego doprowadziła do dobrej sytuacji?…

*

Gaara starał się regularnie odwiedzać Temari i jej rodzinę. Tym razem było tak samo. Temari zawsze jaśniała, gdy go widziała. Shinki poznał rodzinę Temari i Gaara miał nadzieję, że doceni, że nie jest teraz sam na świecie.

Przywitali się ze wszystkimi. Gaara często obserwował jak Temari zachowuje się wobec swojej rodziny. On sam nigdy nie miał tego instynktu i dziwił się, że Temari go ma. W końcu żadne z nich nie miało matki, a ich ojciec był złym człowiekiem.

Kiedyś po prostu obserwował ich, by zabić czas, jednak teraz widział w tym cel. Miał nadzieję, że dzięki Temari nauczy się jak być lepszym ojcem dla Shinkiego. Pierwszego dnia wybrali się do restauracji.

Shikadai od razu się ożywił i krzyknął:

-Tak! Chodźmy na grillowane mięso.

Shikamaru szybko spojrzał na Gaarę. Temari opowiadała mu sporo o Gaarze. Teraz też wiedział, że Gaara boi się, czy nie zareaguje złością, gdy poczuje zapach mięsa. Zawsze, gdy Gaara ich odwiedzał jedli potrawy wegetariańskie.

- Nie – powiedział stanowczo Shikamaru. – Następnym razem. Dziś mam ochotę na pizzę, co wy na to?

Shikadai nachmurzył się a Gaara poczuł winny. Wprawdzie Shikadai nie wiedział, o co chodzi, ale on i tak czuł się winny.

- Więc może… - zaczął, nie mogąc się powstrzymać.

- No to idziemy się ubierać! – krzyknął przesadnie radosnym tonem Shikamaru a potem spojrzał na niego ukradkiem z powagą i pokręcił głową.

Gaara westchnął i nic już nie powiedział. Wkrótce byli w restauracji. Shikamaru zamówił dla wszystkich pizzę bez mięsa, by Shikadai znów nie zaczął protestować. Jedli i Gaara miał dobry nastrój.

W pewnej chwili usłyszał, że ktoś przy stoliku obok nich zamawia pizzę z pepperoni. Temari zerknęła na niego szybko. Gaara nie pamiętał już ile lat nie jadł mięsa, był wtedy jeszcze nastolatkiem.

W jego domu też mięso było nieobecne. Zamyślił się. Czy naprawdę zareaguje gwałtownie? Czy obudzi się w nim dawny jinchuriki Shukaku? Nie był nim już od lat, ale wolał nie ryzykować. Shikadai jadł radośnie, nie zauważając zmiany nastroju przy ich stoliku.

- To co? Zjedliście już wszyscy? – zapytał szybko Shikamaru, choć przecież każde z nich miało jeszcze pizzę na talerzach.

- Jeszcze nie zjadłem! – powiedział oburzony Shikadai. Miał usta pełne pizzy.

- Nie powinieneś się tak objadać. Jutro masz trening – powiedział Shikamaru.

Temari zerknęła na niego nerwowo i szepnęła do ucha:

- Wychodzimy?

- Co tam szepczecie? – zainteresował się Shikadai.

- Nic takiego – odparła Temari.

Gaara zerknął na Temari i pokręcił głową. Spojrzał na swoją nieskończoną pizzę. Już nie miał dobrego nastroju… Był ciężarem dla nich wszystkich, nie powinien zapominać o tym ani na chwilę. Bez niego mogliby przyjemnie spędzić dzień.

- Nie – odszepnął do Temari.

Cóż, ryzykował, ale tak bardzo nie chciał psuć siostrzeńcowi nastroju… A może jego decyzja była bardzo głupia?… Więc zostali, choć Temari co jakiś czas zerkała na niego nerwowo. Gaara już całkiem stracił apetyt.

Patrzył przed siebie i czekał, aż będą mogli wrócić do domu Temari. Oddychał przez usta, bojąc się, że zapach mięsa dotrze do niego.

- Nie jesz, wujku? – zapytał Shikadai.

Gaara drgnął, wyrwany z zamyślenia.

- Już się najadłem.

- Zapakuję ci na wynos – powiedziała szybko Temari.

W końcu pozostali skończyli jeść i wrócili do domu. Gaara czuł się jak po ciężkiej bitwie, jednak miał nadzieję, że choć Shidai dobrze się bawił.


KONIEC

(12 str.)

24.8.4, 15:43




Być człowiekiem

Orochimaru cieszył się, że Sasuke i Tsunade przyszli do niego, gdy zamieszkał w Konosze. Jedyna osoba, która się nie pojawiła to… Kabuto. I choć Orochimaru sam by się do tego nie przyznał, czuł złość, że ten go nie odwiedził.

Jakiś czas czekał, a potem uznał, że zrobi to sam. Wszedł na wzgórze, na którym znajdował się odnowiony dom dziecka. Wokół bawiło się wiele dzieci. Orochimaru zastukał do drzwi. Otworzył mu jakiś chłopak, wyglądał na szesnaście lat.

Orochimaru uśmiechnął się.

- Dzień dobry, przyszedłem do Kabuto.

Chłopak skinął głową i wpuścił go do środka. Zaprowadził go do pokoju, w którym był Kabuto i wyszedł. Gdy Kabuto go dostrzegł, zbladł. Orochimaru uśmiechnął się do siebie złośliwie.

- Witaj, Kabuto! Przyszedłem, bo sam mnie nie odwiedziłeś.

Kabuto rozejrzał się nerwowo wokół, jakby robili coś złego. Potem zaprowadził go… do piwnicy. Orochimaru zaśmiał się.

- Tak tu witasz gości? – zadrwił.

Kabuto westchnął i usiadł przy stole.

- Po prostu te dzieciaki zawsze podsłuchują, a ja nie chcę, by…

- Och, a co będziemy takiego robić?! – Zaśmiał się Orochimaru.

Kabuto milczał przez chwilę, a potem powiedział:

- Nie odwiedziłem cię, bo nie mamy sobie już nic do powiedzenia. Tamte czasy… już się skończyły.

Orochimaru zauważył, że dał już sobie spokój z „panem Orochimaru”. Cieszyło go to i irytowało jednocześnie.

- Nie bądź dla mnie taki okrutny!

Kabuto spojrzał na niego zmęczonym wzrokiem.

- I tak nie mam na nic czasu. Te dzieci… pochłaniają bardzo dużo czasu. Ale i tak jestem wdzięczny Naruto, że nie skończyłem w więzieniu. – Zmierzył Orochimaru od stóp do głów. – Jak widzę, ty też nie.

- Nie.

Kabuto zawahał się. Przez chwilę nie wyglądał już na tak pewnego siebie.

- Słyszałem, że nadal jesteś z Sasuke.

Orochimaru skinął głową, ciekaw jego kolejnych słów.

- Więc nie wiem, co tu robisz.

Orochimaru zaśmiał się i spojrzał na niego uwodzicielsko.

- No wiesz… jeśli twoja dawna propozycja jest nadal aktualna…

Kabuto wyglądał na całkowicie zaskoczonego. Nagle poczerwieniał, ku zadowoleniu Orochimaru.

- C-co masz na myśli?…

- Mam na myśli, że Sasuke i ja mamy otwarty związek. Więc gdybyś zechciał… - Orochimaru wyciągnął rękę w jego stronę.

Kabuto zerwał się natychmiast.

- Nie! Nie jestem już taki jak kiedyś. Mam dość twoich gierek. Nawet jeśli Sasuke nie ma nic przeciwko, to ja nie chcę.

Orochimaru odsunął rękę. Przez jakiś czas milczeli, w końcu Kabuto zapytał, nadal zawstydzony:

- Naprawdę… tego chciałeś?

Orochimaru zaśmiał się.

- Nie, nie chciałem. Byłem tylko ciekaw twojej reakcji. Udawałeś takiego pewnego siebie, a potem i tak mi uległeś – powiedział zadowolony z siebie Orochimaru.

Kabuto zacisnął zęby.

- Tak jak mówiłem ci wcześniej, jestem aseksualny. – Orochimaru nagle szeroko się uśmiechnął. – Ale kto wie? Może okłamię Sasuke, że spałem z tobą, by zobaczyć jego reakcję?

Kabuto prychnął.

- Jeśli chcesz, żeby mnie zabił…

- Och, daj spokój! Nie zrobiłby tego.

Wtedy usłyszeli szepty:

- Ej, jak myślicie, co oni tam robią?

- Może pan Kabuto w końcu sobie kogoś znalazł, co?

Kabuto ze złością spojrzał w stronę uchylonych drzwi do piwnicy.

- Nie podsłuchujcie! – krzyknął.

Orochimaru zaśmiał się, a potem spojrzał z powagą na Kabuto.

- Jesteś taki delikatny dla tych dzieci… Dotychczas twój jedyny kontakt z dziećmi był wtedy, gdy eksperymentowałeś na nich. Nie sądziłem, że teraz będziesz… niańką.

Ale Kabuto nie wydawał się być urażony. Odpowiedział rzeczowo:

- Ja też nigdy nie widziałem siebie w takiej roli, ale… byłem bardzo wdzięczny mojej matce za dom, który mi dała, więc… Uznałem, że chcę, by inne dzieci także miały dom.

Orochimaru przez chwilę przyglądał mu się uważnie.

- I dzieci mają rację? Jesteś od dawna sam?

Kabuto skinął głową.

- Tak, od wojny. Wiesz… znów mógłbym znaleźć sobie kogoś na raz, ale… nie mam czasu, w domu dziecka jest tyle pracy. A poza tym, kto wie… może też nie chcę?

Orochimaru wzruszył ramionami. Porozmawiali jeszcze chwilę, a potem wyszli z piwnicy.

Kei był zły. Inne dzieci z domu dziecka znów się z niego śmiały. On zawsze był inny. Nie lubił towarzystwa osób w swoim wieku, wolał spędzać czas z dorosłymi. Bardzo dobrze dogadywał się z Kabuto, często pomagał mu z własnej woli, bo dzięki temu mógł unikać innych dzieci i porozmawiać na ciekawe, dorosłe tematy ze swoim opiekunem.

Pewnie nie pomagało też to, że był jednym z najstarszych dzieci tutaj, miał szesnaście lat. Kabuto bardzo go lubił i często prosił go o pomoc w przypilnowaniu młodszych dzieci. To sprawiało, że Kei był z siebie dumny, a jednocześnie… że inne dzieci się go czepiały.

Najgorszy był jeden z nich, chłopak starszy od Keia o rok. Miał tu, w domu dziecka, swoją bandę i razem wyśmiewali się z młodszych uczniów, a ostatnio najczęściej z niego. Najpierw to były tylko durne słowa, ale ostatnio zaczęli też atakować go fizycznie.

Nie miał jednak zamiaru donieść do Kabuto. Sam sobie poradzi! Kabuto miał już i tak wiele na głowie. To fajnie, że ten dziwny facet przyszedł go odwiedzić, może Kabuto poczuje się lepiej? Choć było też w nim coś dziwnego, co sprawiało, że Kei się bał.

Pewnego dnia Kabuto powiedział nawet, że może uczyni go swoim następcą w domu dziecka i to sprawiało, że Kei czuł ogromną dumę. Więc nie zawiedzie! Ten chłopak znów go zaczepił, gdy Kabuto i tamten facet zniknęli w piwnicy.

Ze złością zacisnął pięści a oni zaczęli go bić. Po chwili wahania zaczął im oddawać i nieźle mu szło. Trudno, skoro nie rozumieją po dobroci, to może się ogarną, gdy dostaną po mordach.

Kabuto i Orochimaru wyszli właśnie z piwnicy. Orochimaru skierował się do wyjścia.

- Może jeszcze kiedyś porozmawiamy, co?

Niestety Kabuto nadal nie umiał mu w niczym odmówić…

- Może…

Wtedy Kabuto usłyszał jakiś hałas na podwórku. Szybko poszedł w tamtą stronę i zobaczył, że Kei bije się z innymi chłopakami. Podszedł i rozdzielił ich bez trudu. Potem poprosił Keia na rozmowę na osobności.

- O co poszło?

- O nic… głupota – odpowiedział.

Kabuto westchnął.

- Wyglądało poważnie. To oni zaczęli?

Kei zawahał się.

- Ja…

- Dlaczego? To nie w twoim stylu.

- Chciałem… trochę poćwiczyć walkę, wyżyć się i tyle…

Kabuto westchnął.

- To nie jest mądre, wiesz o tym?

- Wiem. Już nie będę. Nie gniewa się pan na mnie?

Kabuto uśmiechnął się i przytulił go.

- Nie gniewam się. Tylko więcej tak nie rób.

Jakiś czas potem Orochimaru poszedł do Sasuke.

- Jak byś zareagował, gdybym przespał się z Kabuto?

Sasuke przez chwilę patrzył na niego, a potem odparł:

- Możesz robić, co chcesz. Taką mieliśmy umowę, w końcu ty też nie masz do mnie pretensji o Naruto, prawda?

Orochimaru roześmiał się w odpowiedzi.

*

W pewnym momencie Naruto przekonał Sasuke do wizyty u psychologa.

- No wiesz… pogadasz o tych wszystkich złych rzeczach w twoim życiu, o przeszłości i będzie ci lepiej.

Sasuke nie umiał odmówić Naruto, choć nie był pewien, czy to coś da. Uznał, że nie jest w stanie zwierzać się nikomu obcemu, więc zdecydował się na Sakurę. W końcu ona już wiele o nim wiedziała, więc nie będzie musiał znów wracać do tych nieprzyjemnych chwil.

Sakura chętnie się zgodziła. Sasuke w końcu nawet otworzył się przed nią do pewnego stopnia. Po spotkaniach z nią czuł się po części lepiej, spokojniej. Choć wątpił, by ktokolwiek był w stanie zabrać od niego tę ciemność, którą zawsze czuł.

Po jakimś czasie uznał, że już więcej nie wyniesie z terapii i zakończył spotkania z Sakurą.

Sakura zbliżyła się nie tylko do Mitsukiego, którego czasem zapraszała do siebie na herbatę (którą tylko ona piła), ale także z Orochimaru.

Tamte przymusowe spotkania z nim jako jego ginekolog sprawiły, że zapragnęła także rozmów z nim poza gabinetem. Oczywiście nadal pamiętała jego poprzednie zbrodnie, ale lubiła ich rozmowy o medycynie i nauce.

Pewnego dnia, ku jej zdziwieniu, Orochimaru zaprosił ją na obiad. Gdy pojawiła się, przy stole siedział Orochimaru oraz Mitsuki. Uśmiechnęła się do nich a potem usiadła. Na stole leżało dużo pysznego jedzenia, dowiedziała się, że przyrządzili je obaj.

Jedli jakiś czas, rozmawiając, a w pewnej chwili ktoś zadzwonił do drzwi. Orochimaru krzyknął „proszę!”, a po chwili koło stołu pojawił się… Sasuke.

Sakura już od jakiegoś czasu wiedziała, co łączy Sasuke i Orochimaru i w końcu jakoś się z tym pogodziła, ale… gdy on się tu pojawił, poczuła się dziwnie skrępowana. Mimo tego uśmiechnęła się miło i pomachała do niego zza stołu.

- Witaj, Sasuke! Usiądziesz z nami? Orochimaru był tak miły, że zaprosił mnie na obiad!

Ale wtedy oczy Sasuke pociemniały ze złości, spojrzał morderczo na Orochimaru i wysyczał:

- Widzę, że dobrze się tu bawisz, co, Orochimaru?!

Sakura otworzyła usta, zaskoczona, ale Orochimaru nic sobie z tego nie robił.

- Jemy – powiedział tylko.

Sasuke wyglądał na wściekłego.

- Doskonale! – krzyknął. – To ja wychodzę!

- Ale… - zaczęła Sakura, była całkiem zaskoczona jego wybuchem. – To tylko obiad, nie rozumiem…

Ale Sasuke już wybiegł, trzaskając drzwiami.

- To było niemiłe… - wyburczał Mitsuki, a Sakura przyznawała mu rację, ale milczała.

W końcu poczuła, że Orochimaru kładzie jej rękę na ramieniu.

- Och, nie rób takiej miny, Sakura! On czasem ma takie humory.

- Ale my tylko… jemy obiad! Nie rozumiem go… - szepnęła.

Orochimaru zaśmiał się.

- Ja też nie zawsze go rozumiem. No wiesz, on jest zazdrosny o moją uwagę, tak sądzę. – Wzruszył ramionami. – Nie myśl o tym. Chcesz jeszcze rybki, Sakuro?

Sakura westchnęła i uznała, że on ma rację. Nie będzie się tym martwić. Skinęła głową i wzięła talerz od Orochimaru.

*

Pewnego dnia Orochimaru był sam w domu. Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie i ktoś wpadł bez pukania. Znudzony uniósł wzrok i zobaczył przed sobą… Karin. Cóż, kolejna osoba, z którą nie miał kontaktu od lat.

- Słucham? – zapytał, gdy drzwi uderzyły głośno o ścianę.

Karin miała złość wypisaną na twarzy.

- Jak mogłeś?!

Westchnął.

- Co jak mogłem?

- Jak mogłeś uwieść Sasuke? On miał wtedy szesnaście lat!

- To on uwiódł mnie. Był wtedy mordercą a ty mówisz, że był niewinnym dzieckiem?

Karin poczerwieniała ze złości.

- To nie to samo! To obrzydliwe.

- To twoja opinia – powiedział spokojnie Orochimaru. – Teraz też go do czegoś zmuszam? Sam chciał do mnie wrócić.

- Więc może to… syndrom sztokholmski!

- I nadal trzyma się po tylu latach rozłąki? – Nagle Orochimaru zmrużył oczy i syknął. – Bo ja słyszałem, że to ty rozbierałaś się przed nim i zamykałaś z nim sam na sam w pokoju BEZ jego zgody.

Karin otworzyła usta i przez chwilę milczała.

- Ale… ja byłam w jego wieku i…

- Karin, daj sobie z tym spokój albo wyjdź – powiedział Orochimaru z nutą groźby w głosie.

Karin westchnęła i usiadła obok niego.

- Bo ja po prostu… tak się o niego martwię.

- A ja mówię ci, że Sasuke sam umie o siebie zadbać.

Nagle twarz Karin zmieniła się. Zaczęła się wiercić i nagle powiedziała:

- Tak poza tym, to… chciałam ci podziękować, bo nigdy tego nie zrobiłam. Uratowałeś mi życie, gdy się poznaliśmy i to dzięki tobie poznałam Sasuke. To ty dałeś mi dom.

Orochimaru spojrzał na nią, pierwszy raz zaskoczony od początku tej rozmowy.

- No wiesz… przydałaś mi się, gdy asystowałaś mi w eksperymentach, poza tym twoje umiejętności leczenia także nie raz były użyteczne.

Karin się zawstydziła. Nagle wstała i poszła ku drzwiom.

- Chciałam tylko powiedzieć, że jesteś dla mnie jak… ojciec – powiedziała i wyszła.

Orochimaru przez chwilę patrzył w stronę drzwi a potem się zaśmiał.

*

Pewnego dnia Orochimaru i Sasuke rzucili się na siebie namiętnie od progu. Zaczęli się rozbierać już w przedpokoju. Sasuke jęknął:

- A Mitsuki… nie ma go?

Orochimaru zaśmiał się.

- Nie ma, wyszedł z kolegami na kilka godzin.

Objęli się, całując gwałtownie… Wtedy usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi. W jednej chwili odsunęli się od siebie i zaczęli ubierać. W drzwiach stał Mitsuki.

- Prze-przepraszam – jęknął Mitsuki. – Nie chciałem wam przeszkadzać.

Orochimaru oparł się o ścianę, ciężko oddychając.

- Nie przepraszaj, to też twój dom. Ale… miałeś być…

Mitsuki ukłonił się.

- Tak, miałem, ale przyszedłem tylko na chwilę. Boruto wspomniał pewną sprawę i dlatego przyszedłem do domu, żeby coś ze sobą zabrać i… już znikam.

Mitsuki pobiegł do swojego pokoju i po chwili wrócił z jakimś przedmiotem.

- Już idę, pa! – Zatrzymał się jeszcze w drzwiach i dodał - Gdy mieszkaliśmy w Dźwięku powiedziałeś, że chcesz być sam i zrobiło mi się smutno, a teraz cieszę się, że jednak tak nie jest.

Orochimaru uśmiechnął się do niego.

- Sasuke jest wyjątkowy, to dlatego.

Mitsuki wyszedł a Sasuke ze złością poszedł do salonu.

- To koszmar… - wysyczał.

Orochimaru zaśmiał się.

- Tak to jest jak ma się dzieci. – Wzruszył ramionami. – Jak chcesz to możemy spotykać się u ciebie.

Sasuke skrzywił się.

- Pewnie Naruto nie miałby nic przeciwko, ale ja dziwnie bym się czuł. Wiesz co? – dodał Sasuke. – Nie mam już nastroju, idę do siebie – burknął i wyszedł, a Orochimaru mruknął do siebie:

- Jak chcesz, będę miał więcej czasu na moje eksperymenty!

*

Któregoś dnia Sasuke wybrał się na długą misję, nie było go już ponad tydzień. Naruto nie sądził, że będzie aż tak tęsknił. Pewnego dnia odwiedził Orochimaru, choć nigdy wcześniej tego nie robił. Orochimaru uśmiechnął się złośliwie.

- Co, teraz nawet moje towarzystwo jest ciekawe? – zadrwił.

Ale Naruto zignorował te słowa i usiadł obok Orochimaru.

- Wiesz… Sasuke zwykle nie chodzi na długie misje tylko zajmuje się ochroną wioski. Teraz była wyjątkowa sytuacja.

- Tak, to w jakim celu przyszedłeś do mnie? – zapytał ironicznie Orochimaru.

Naruto westchnął.

- Nie wiem… porozmawiać, tak myślę. Chciałem ci podziękować.

Orochimaru zachichotał.

- Doprawdy? A za co?

Ale Naruto miał poważną minę.

- Bo byłeś obok niego, gdy nas wszystkich nie było. Wiesz, Sasuke mi opowiadał… że czuł się u ciebie jak w domu, że nie byłeś do niego uprzedzony jak mieszkańcy Konohy. Że czuł się tam spokojnie.

Orochimaru także spoważniał.

- Cóż… on, oczywiście, nigdy by mi się do tego nie przyznał, ale skoro tak było, to miło mi. Nigdy bym nie sądził, że to właśnie TY mi podziękujesz!

Jakiś czas rozmawiali, a potem Naruto przestał słuchać słów Orochimaru. Zapatrzył się na niego i zaczął rozmyślać…

- Ej, Naruto, słuchasz mnie? – zapytał głośno Orochimaru.

Naruto otrząsnął się z zamyślenia.

- T-tak, po prostu… mam taką ochotę na seks!

Orochimaru zaśmiał się.

- No cóż, ja ci raczej nie…

Ale Naruto nadal patrzył na niego intensywnie.

- N-nie chciałbyś…?

Orochimaru milczał przez chwilę.

- To nie chodzi o to, czy bym chciał, czy nie, ale Sasuke tu nie ma, więc… Jaką dokładnie macie umowę? – zapytał po chwili.

Naruto skrzywił się.

- No… jeśli któryś z nas chciałby spotkać się z kimś innym, musi najpierw powiedzieć kto to i zapytać o zgodę…

- Właśnie – przerwał mu Orochimaru.

- Ale ja nie mogę go zapytać, bo on kilku dni nie ma zasięgu! – Naruto się skrzywił. – Ale wiesz co? Sasuke ciągle mi powtarzał, że jesteś taki cudowny w łóżku i ja kiedyś odparłem „Może chciałbym się sam o tym przekonać któregoś dnia!”.

Orochimaru prychnął.

- A on nie miał nic przeciwko?

- Wiesz… ja wtedy nie mówiłem na poważnie, ale dziś… jest inaczej. A on, ok, nie był zbyt entuzjastyczny, ale skinął głową i…

Naruto powoli, jak we śnie, zbliżył się do Orochimaru.

- To się zgadzasz? – wymruczał Naruto, czując jak serce mu przyspiesza. – Wiesz… ja nigdy nie byłem z kobietą i… jestem ciekaw.

Orochimaru zachichotał.

- Dobrze, zgadzam się.

Pocałowali się, a potem Orochimaru zdjął ubranie. Naruto natychmiast dotknął jego piersi.

- Są takie miękkie i… cudowne! – powiedział entuzjastycznie Naruto.

Wtedy i on się rozebrał. Zbliżyli się do siebie. Po chwili Naruto jęknął:

- Naprawdę jesteś genialny…

W pewnym momencie Naruto całkiem stracił kontakt z rzeczywistością, tak bardzo mu się podobało. Orochimaru zobaczył to i postanowił z niego zadrwić… Ugryzł go kilka razy w szyję, a Naruto nadal nie reagował.

Gdy skończyli, Naruto jęknął:

- Było cudownie…

Ale Orochimaru jedynie uśmiechał się złośliwie.

- Ale wiesz… to tylko raz, ok? – zapytał Naruto.

- Oczywiście – odparł od razu Orochimaru.

Wtedy Naruto zaczął się ubierać i dotknął szyi.

- Co…? – zapytał cicho.

Ze złością poszedł w stronę lustra. Gwałtownie otworzył usta, gdy zobaczył, że jest cały pogryziony.

- Ale… kiedy?

Orochimaru zachichotał.

- Byłeś taki przejęty, że nawet nie zauważyłeś.

- Czemu?

Orochimaru wzruszył ramionami.

- Nie wiem. Może chciałem z ciebie zadrwić? Ciekawe, co powiedzą inni, gdy cię tak zobaczą. A skoro Sasuke nie ma w wiosce, to…

Naruto się skrzywił.

- Mam nadzieję, że Sasuke się na mnie nie wkurzy.

Orochimaru zaśmiał się.

- Nie sądzę.

Naruto westchnął i wrócił do siebie. Przecież nie będzie się kłócił…

Tak jak podejrzewał, ludzie dziwnie na niego patrzyli, ale on to ignorował. Kilka dni później do wioski wrócił Sasuke. Naruto od progu opowiedział mu wszystko. Sasuke powiedział, że o nic nie ma do niego pretensji.

*

Pewnego dnia Naruto i Shikamaru poszli na piwo. Shikamaru spojrzał na niego ironicznie, gdy tylko się zobaczyli.

- Co ci się stało w szyję?

Naruto westchnął.

- Długo historia…

Cóż, tak naprawdę nie była długa, ale Naruto sądził, że Shikamaru nie będzie chciał słuchać jego opowieści. Boleśnie odkrył jak samotny jest facet w związku z innym facetem, który nie może opowiedzieć swoim przyjaciołom nic o sobie, bo oni „nie chcą słuchać TAKICH historii”. Wprawdzie Shikamaru nigdy mu tego nie powiedział, ale Naruto właśnie takiej odpowiedzi się spodziewał.

- No to mi opowiedz.

Naruto prychnął.

- Nie sądzę, że chcesz słuchać szczegółów na temat mojego związku.

Shikamaru chyba zrozumiał, bo przyjrzał mu się uważnie.

- Ok, nie bardzo się na tym znam, ale… Jesteśmy przyjaciółmi, ok? Jeśli chcesz o tym ze mną pogadać, to mów. Najwyżej w pewnej chwili powiem, że mam dość. – Mrugnął do niego.

Naruto przez chwilę milczał, zaskoczony. Tak, wiedział, że Shikamaru jest super przyjacielem, ale i tak nie spodziewał się takiej odpowiedzi.

- Zacznijmy od tego, że… przyłapałeś mnie wtedy z Sasuke w moim gabinecie – zachichotał Naruto.

Shikamaru skrzywił się.

- Noo… nie spodziewałem się tego. Mogliście zamknąć drzwi!

Naruto znów się zaśmiał.

- Przepraszam, kompletnie zapomniałem! Tak w ogóle to to był pomysł Sasuke.

Shikamaru zgarbił się.

- Ech, gdyby Temari miała TAKIE pomysły!

Naruto zerknął na niego z powagą.

- Czyli… niezbyt wam się układa w tym temacie?

- No wiesz… ona niezbyt często ma ochotę, więcej myśli o Gaarze niż o mnie. Ale nieważne – powiedział Shikamaru, choć nadal miał smutną minę. – Mieliśmy rozmawiać o was.

- No wiesz… nigdy nie pytałeś mnie o Sasuke i Orochimaru – powiedział nagle Naruto.

- Uznałem, że to nie moja sprawa. Ale skoro sam zacząłeś ten temat. Ja bym tak nie umiał… NIGDY nie jesteś zazdrosny?

Naruto roześmiał się.

- Wiesz… Sasuke ma o wiele wyższe libido niż ja i… czasem się zmuszałem, bo on chciał. A teraz… Sasuke ma też Orochimaru i ja mam więcej czasu dla siebie. – Zaśmiał się. – No a Sasuke ma kogoś, kto lepiej go rozumie niż ja.

Czy byłem kiedyś zazdrosny? O fizyczność – nigdy. Ale o… emocje, raz. – Zapatrzył się przed siebie. Tak jak ci powiedziałem, oni są do siebie bardzo podobni. Ja nigdy nie zrozumiem jak to jest uciec z wioski, zostać mordercą, mieszkać w jaskini, stracić rodzinę… A oni to wiedzą, obaj są też tacy inteligentni a ja, niestety nie.

Pewnego dnia Sasuke chciał porozmawiać ze mną na jakiś temat. I nie zgadzaliśmy się. On spojrzał na mnie jakoś tak… i powiedział „To idę porozmawiać z Orochimaru! On się ze mną zgodzi”. I po prostu wyszedł.

Rozumiesz, to nawet nie była kłótnia, krzyki, trzaskanie drzwiami. Tylko spokojne słowa „Idę do niego” a ja… poczułem ukłucie zazdrości. Pomyślałem, że ja NIGDY nie zrozumiem go na takim poziomie jak Orochimaru. Potem przez kilka minut siedziałem na kanapie i patrzyłem w ścianę. Ale w końcu mi przeszło i zająłem się czymś innym.

Po części to może źle, ale jednocześnie doceniam, że Sasuke ma kogoś, kto go tak dobrze rozumie. No i tyle. – Zerknął na Shikamaru. – Nie uwierzyłbyś mi w taką odpowiedź, nie?

Shikamaru po prostu pokręcił głową.

- No a jeśli chodzi o to. Wskazał na swoją szyję. – Zrobił mi to Orochimaru.

Shikamaru wydawał się być bardzo zaskoczony.

- Ale…

- Wiesz… byłem z nim w łóżku kilka dni temu.

Shikamaru niemal zadławił się piwem.

- Ja myślałem… że tylko Sasuke coś z nim łączy – zaczął ostrożnie Shikamaru.

Naruto wzruszył ramionami.

- Tak, ale… to był wyjątek.

- I jak było? – zapytał Shikamaru a Naruto wyraźnie wyczuł ironię w jego głosie.

Uśmiechnął się.

- On jest cudowny, mówię ci.

Shikamaru prychnął.

- Ja się na szczęście o tym nie przekonam! Ale czemu cię pogryzł?

- Wiesz… to podobno miał być taki „żart”. – Wzruszył ramionami. – A co to za różnica?

- Czyli… Sasuke nie miał nic przeciwko?

Naruto pokręcił głową.

- Nie sądziłem, że wy jesteście tacy… szaleni w tych tematach! – Nagle zaśmiał się Shikamaru.

- Cieszę się, że to się wydarzyło – powiedział nagle Naruto. – Sądzę, że teraz lepiej rozumiem ich obu.

Potem jeszcze jakiś czas rozmawiali.

*

Pewnego dnia Naruto i Sasuke byli w domu Orochimaru. Od dłuższej chwili rozmawiali. W końcu Orochimaru zapytał:

- I jak wam się układało w związku zanim ja się pojawiłem?

Naruto planował szybko odpowiedzieć „Wszystko było super!”, ale nie mógł. Spojrzał na Sasuke, ten wzruszył ramionami. Naruto odetchnął głęboko i odparł:

- No wiesz… Sasuke… czasem krzywdził mnie w łóżku.

Orochimaru wydawał się być zaskoczony.

- No, no, Sasuke, toż to twój kochany mąż! – zadrwił.

- Zamknij się! – wysyczał Sasuke i zerwał się z kanapy.

Ale wtedy Orochimaru powiedział:

- To ja znam idealne rozwiązanie! Możesz wyżywać się do woli NA MNIE.

Sasuke prychnął i zaczął krążyć po pokoju.

- Bzdura! Powinienem… znaleźć sposób, żeby się uspokoić.

- Ale skoro nie umiesz… - upierał się Orochimaru. – Znasz mnie. Ja nie będę miał „zranionego serduszka”, nie jestem tak naiwny jak inni ludzie. Dobrze wiesz, że moje ciało jest odporne na ból i że NIE MOŻESZ nic mi zrobić, bo jestem nieśmiertelny, więc to idealne rozwiązanie, prawda?

W tej chwili Sasuke zaklął pod nosem i wyszedł z pokoju. Naruto westchnął i zerknął na Orochimaru.

- Ja… serio, doceniam twoją propozycję, ale… nie chcę, by ktokolwiek przez to przechodził, ok? Po prostu… jakoś to będzie.

Orochimaru jedynie wzruszył ramionami, ale jego wzrok mówił, że on wie lepiej, co mówi.

*

Jakiś czas potem Sasuke i Orochimaru byli sami.

- Gniewasz się na mnie, że zgodziłem się na propozycję Naruto, prawda? – zapytał w pewnej chwili Orochimaru.

Sasuke zacisnął usta.

- I tak i nie. Wiesz… byłem zaskoczony, że się zgodziłeś, ale…

Orochimaru wszedł mu w słowo.

- Wiesz co powiedział mi Naruto? Że nigdy nie był z kobietą i że był ciekaw. Zrobiłem to… dla ciebie. Gdybym się nie zgodził, może zechciałby spotkać się z kimś innym.

Sasuke westchnął.

- Wiesz… jestem samolubny. Gdy mnie kiedyś o ciebie zapytał, zgodziłem się. A wiesz dlaczego? Bo gdybym się nie zgodził… byłoby to niesprawiedliwe, że spotykam się z tobą! Wiem, że on pewnie i tak by mi tego nie zabronił, ale… Ja czułbym się źle.

A tak? I tak JA spotykam się z tobą o wiele częściej, więc… to jak chłodna logika, choć nie podoba mi się jak to brzmi.

Przez chwilę obaj milczeli.

Pewnego dnia Orochimaru znów wybrał się do ginekologa. Po badaniu Sakura uśmiechnęła się lekko.

- Chyba ostatnio trochę zaszaleliście, nie?

Orochimaru uśmiechnął się do niej drapieżnie i odparł:

- Tak, oni ostatnio zaszaleli.

Sakura gwałtownie otworzyła oczy.

- Ty… zdradzasz Sasuke?! – wypaliła, ale szybko złapała się za usta. – Przepraszam… znów to robię. Nie mam prawa pytać cię o twoje życie seksualne jako twój ginekolog i…

Ale Orochimaru roześmiał się.

- Tak, nie masz prawa. Ale nie, nie zdradzam Sasuke. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej. – To był Naruto i Sasuke się zgodził.

Sakura poczerwieniała jeszcze bardziej a potem szybko zajęła się wypełnianiem karty pacjenta Orochimaru.

*

Mitsuki czuł się źle, gdy okłamywał Boruto, ale sądził, że nie ma wyboru. Gdyby powiedział mu o tym wszystkim: że jest sztucznym człowiekiem, że jego rodzic jest mordercą… Boruto pewnie nie chciałby go znać i właściwie by mu się nie dziwił.

Pewnego dnia siedział samotnie na wzgórzu w Konosze. Lubił to miejsce, było bardzo piękne. Był późny wieczór, już miał wracać do domu, gdy nagle zobaczył obok siebie małego, białego węża. Szybko uśmiechnął się do siebie.

Od razu go rozpoznał, to był wąż jego rodzica! W tym czasie Orochimaru był na misji, ale najwyraźniej nie zapomniał o nim. Mitsuki uśmiechnął się ponownie i wziął węża na rękę. Wąż zasyczał a on zrozumiał jego mowę.

- Wszystko dobrze w domu, Mitsuki?

Mitsuki zachichotał. Rodzic mógł mu przecież wysłać smsa, byłoby o wiele szybciej a jednak przysłał do niego węża. To miłe. Szybko odpowiedział.

- Och, tak, rodzicu! Teraz wybrałem się na spacer, bo w domu jest tak pusto bez ciebie.

Rozmawiali przez jakiś czas. Orochimaru powiedział mu, że misja idzie dobrze i że pewnie niedługo wróci do domu.

Wtedy zamarł. Usłyszał za sobą jakiś hałas. Szybko schował węża do szerokiego rękawa swojego kimona. Cóż, wiedział, że ludzie z reguły nie lubią węży. Za nim stał Boruto. Jednak tym razem Mitsuki się nie ucieszył tak bardzo jak zwykle.

Wepchnął węża jeszcze głębiej do rękawa i powiedział z wymuszonym uśmiechem:

- Hej, Boruto! Miło cię widzieć.

Boruto zmarszczył brwi.

- Co ty tu robisz o tak późnej porze?

- Ja… podziwiam widoki. Piękna ta wasza Konoha.

- Teraz też twoja, nie? – Uśmiechnął się Boruto.

Mitsuki skrzywił się. Tak, właściwie to tak, ale… Mitsuki wciąż czuł w sobie ten lęk. A co jeśli jednak ich wyrzucą? Za dawne czyny jego rodzica albo za to, co ostatnio zrobił on sam…? Szybko odepchnął od siebie te myśli.

Pamiętał ten dzień, jakiś czas przed ich przeprowadzką do Konohy. Rodzic usiadł obok niego i opowiedział mu o swoich dawnych zbrodniach. Trudno było mu tego słuchać, ale doceniał jego szczerość.

- Tak, moja Konoha – powiedział niezbyt pewnym głosem.

Jeszcze jakiś czas rozmawiali a potem Boruto wrócił do domu. Mitsuki szybko wyciągnął węża z rękawa.

- Przepraszam, rodzicu…

- A co? Nie mówiłeś Boruto prawdy o sobie? – zasyczał wąż.

Mitsuki odwrócił wzrok, zawstydzony.

- Nie… ale może za jakiś czas powiem. Boję się jego reakcji. – Nagle coś przyszło mu do głowy i szybko zapytał: - Rodzicu? A może… kupiłbyś mi grę na konsolę? O ninja?

Mitsuki był niemal przekonany, że gdyby Orochimaru miał teraz ludzką formę, zaśmiałby się.

- Nie wiedziałem, że lubisz gry.

Mitsuki lekko poczerwieniał.

- No… ja się na tym nie znam, ale Boruto lubi gry, więc pomyślałem, że…

Wąż przez chwilę patrzył na niego swoimi złotymi oczami a potem odparł:

- Jasne, nie ma problemu. Kupię ci jak wrócę z misji.

Mitsuki rozpromienił się i przytulił węża do siebie.

- Ok, ok, skończyłeś mnie już tulić? – narzekał Orochimaru. – Muszę jeszcze przejść daleką drogę z powrotem.

- Oczywiście! – powiedział szybko Mitsuki i położył węża na ziemi. – Do zobaczenia, rodzicu!

Przez chwilę patrzył jak wąż pełza po trawie i znika w ciemnościach, a potem ruszył szybko do domu.

*

Jakiś czas potem (Boruto dostał grę od Mitsukiego i był bardzo zadowolony) Mitsuki uznał, że w końcu powie mu prawdę. Zdenerwowany, spotkał się z nim w swoim pokoju i zaczął:

- J-ja… chcę ci coś opowiedzieć – zaczął.

Boruto, całkiem rozluźniony spojrzał na niego.

- A co takiego?

- Sam nie wiem, od czego zacząć… Słyszałeś kiedyś o… o tym, co zrobił mój rodzic wiele lat temu?

Boruto zmarszczył brwi.

- Nie, nie wiem, o czym mówisz…

- On… - Mitsuki odetchnął głęboko i powiedział: - Był mordercą. Napadł kiedyś na Konohę, zniszczył ją i… zabił Trzeciego hokage.

Boruto wytrzeszczył oczy.

- To dlaczego… znów go tu wpuścili? – szepnął, a Mitsuki poczuł ból w sercu.

- Nie wiem do końca, ale… to Naruto dał mu szansę.

- A ty? – zapytał podejrzliwie Boruto.

Mitsuki przymknął oczy.

- Ja… nie chcę być taki jak on, ale raz zabiłem. Jakiś czas temu, przez przypadek i… - Poczuł, że chce mu się płakać.

- Czemu nie uczą nas tego w szkole? – zapytał Boruto, znów marszcząc brwi.

- Nie wiem, może nie chcą mówić źle o tych, którzy wciąż żyją, może nie chcą powodować podziałów w wiosce. Ale to nie wszystko, co chcę ci powiedzieć… - dodał odważnie Mitsuki.

Boruto sapnął.

- No, cóż… Aż się boję, ale mów.

- Ja nie urodziłem się normalnie. Jestem sztucznym człowiekiem.

Boruto najwyraźniej nie znał tego słowa, otworzył lekko usta.

- A co to znaczy?

- To znaczy… że nikt mnie nie urodził, ja… Orochimaru wyhodował mnie w szklanym pojemniku. Wziął swoje geny i… ja się pojawiłem.

Boruto sapnął.

- I… co cię różni od ludzi?

Mitsuki odwrócił wzrok. Wstydził się tego, co ma powiedzieć. Lubił udawać zwykłego człowieka, wtedy czuł się pewniej.

- Nigdy nie jem, na przykład.

Boruto jęknął.

- Ej! Nie kłam, nie raz przy mnie jadłeś.

Mitsuki westchnął. Wiedział, że to nie będzie łatwa rozmowa.

- Nie, nigdy. Zamawialiśmy razem jedzenie w restauracji, a ja… udawałem, że jem, a gdy nie patrzyłeś, chowałem gdzieś to jedzenie.

- Ale… dlaczego? – szepnął Boruto.

- Bo… się wstydziłem. Że nie będziesz chciał znać dziwaka.

- Ej! To jest twoja wina, że taki jesteś. A mi to nie przeszkadza.

- Naprawdę…? – Mitsuki poczuł nadzieję w sercu, więc dodał. – I nigdy nie śpię.

Boruto opadła szczęka.

- Ale… to niemożliwe.

Mitsuki westchnął.

- Jak widać możliwe, skoro nadal żyję. Wiesz, ja… czasem czuję się jak dorosły, czasem jak dziecko i…

- To dlatego czasem tak dziwnie mówisz! – przerwał mu Boruto. – I wtedy zupełnie nic nie rozumiem.

Mitsuki skrzywił się. CHCIAŁBY, żeby Boruto zawsze go rozumiał, ale wiedział, że to nie jest możliwe.

Skinął głową.

- Tak, dlatego.

- A dlaczego masz taki pusty pokój? – zapytał Boruto.

Mitsuki rozejrzał się po swoim pokoju. Było tu tylko łóżku, szafka nocna i… zdjęcie Boruto.

Mitsuki się skrzywił.

- Bo ja… nie potrzebuję niczego. Nie jem, nie śpię, nie korzystam z toalety, więc… To wszystko nie jest mi potrzebne. Łóżko właściwie już tu było. Leżę na nim, gdy jest noc. Wiesz… ja nigdy nie będę taki jak ludzie.

Nagle poczuł w sobie złość, którą od dawna tłumił. Ile by dał, by być zwykłym człowiekiem jak inni! Krzyknął:

- Ty nie rozumiesz! Ja… nie mam takich emocji jak ludzie. Tak, czasem coś czuję, ale… zwykle te emocje są przytłumione, a ja czuję, że jedynie UDAJĘ zachowania innych ludzi. Wiem jak często wkurzasz się na mnie, że coś robię lub mówię nie tak i…

Boruto mu przerwał:

- Przepraszam! To prawda, czasem tak robię… Już nie będę.

Mitsuki pokręcił głową.

- Nie, nie gniewam się. Kto wie? Może to nawet lepiej? Bo gdy mówisz mi wprost, że się dziwnie zachowuję, to mogę… to zmienić.

- Ale ja nie chcę, żebyś się zmieniał.

Mitsuki prychnął.

- Jasne… posłuchaj, nie chcę, żebyś się przeze mnie wstydził, więc… staram się być taki, jak wy. Boruto… - zaczął, a serce mu waliło. – Kocham cię.

Boruto niemal się zakrztusił.

- Ale my… mamy dwanaście lat i…

Mitsuki uśmiechnął się gorzko.

- Nie, ja NIE MAM dwunastu lat, już ci to mówiłem.

Boruto poczerwieniał.

- No, ale ja…

- Wiem, nie przejmuj się, nic nie zrobię wbrew tobie, po prostu… to trudne. Tak bardzo cię kocham i jest mi źle, że ty nie możesz poczuć tego samego. – Nagle zamrugał. – Kolejna rzecz, która odróżnia mnie od ludzi: nie umiem płakać.

Boruto wytrzeszczył oczy.

- Serio?…

Mitsuki uparcie mrugał oczami.

- Wiesz… czuję takie dziwne… kłucie w oczach i sądzę, że to wtedy powinienem płakać, ale NIE UMIEM. Już tyle razy próbowałem. A słyszałem, że płacz pomaga ludziom poczuć się lepiej, a ja tego nie umiem… To beznadziejne.

Wiesz… czasem mam wszystkiego dość. Mój rodzic poświęca tyle czasu Sasuke i… raz przyłapałem ich podczas seksu i teraz zawsze się stresuję, czy nie będę im przeszkadzał, więc staram się przesiadywać u ciebie w domu lub dużo spacerować.

Boruto jęknął.

- Ale pan Sasuke… jest mężem hokage!

- To ty nie wiesz? Tak, ale… Naruto się na to zgadza. – Mitsuki pochylił się. – Czasem to wszystko jest takie trudne…

Nagle zadrżał, bo poczuł, że Boruto go obejmuje.

- Wiesz… ok, jestem teraz dzieciakiem, ale… gdy trochę podrosnę może lepiej cię zrozumiem? Nie przejmuj się! Cieszę się, że jesteś moim przyjacielem.

Mitsuki zaśmiał się i również go objął. W tej chwili czuł się trochę bardziej jak człowiek.


KONIEC

(12 str.)

9.8.24, 12:03