wtorek, 5 kwietnia 2022

Brzydota

Shino siedział na trawie przed swoim domem i próbował odpoczywać. Jednak w pewnej chwili zobaczył przed sobą dziewczynę. Znał ją.

Nie poruszył się, ale oczyma wyobraźni zobaczył siebie jak do niej podchodzi, uśmiecha się i zagaduje.

Taa, jasne… prychnął. Choć był już nastolatkiem tylko raz zwrócił uwagę na jakąś dziewczynę.

Wbrew sobie przypomniał sobie ten pierwszy raz. Było to już dobrych kilka lat temu. Spotkał ją wtedy po raz pierwszy, miało to miejsca niedaleko stąd.

Serce zabiło mu mocniej. Była naprawdę ładna, miała śliczne, długie ciemne włosy i brązowe oczy a on poczuł, że zaczynają mącić mu się myśli. Rozmawiali chwilę, nawet nie szło mu tak niezręcznie jakby mógł podejrzewać.

I wtedy z jego ciała wyszedł jeden z robaków i nim Shino zdążył to zauważyć i zareagować – dziewczyna zaczęła przeraźliwie wrzeszczeć i zerwała się z miejsca.

- Shino, zabij, go zabij, boję się! - piszczała.

Wtedy nic więcej się nie liczyło. Ani to, żeby jej nie urazić, ani to, że zraniła go taką reakcją. Jedyne, co się liczyło to to, by go uratować.

Również wstał i rzucił się w tamtą stronę, by dziewczyna nie zdążyła go zdeptać. Wziął go w rękę, ignorując jęk obrzydzenia dziewczyny i powiedział do niego ze złością w myślach:

- Naprawdę musiałeś teraz wychodzić?

- Nie mówiłeś nam, że jesteś na randce! To twoja wina! - pisnął w jego umyśle, a on jak gdyby nigdy nic położył go sobie na dłoni na oczach dziewczyny.

Robak po chwili pomaszerował obrażony w stronę jego długiego rękawa. Serce mocno mu biło, ale w jakiś sposób czuł satysfakcję, gdy widział jej obrzydzenie i strach.

Robaki były częścią niego, dosłownie i wiedział, że żadna dziewczyna, choćby najpiękniejsza, nigdy nie może stać się dla niego ważniejsza od nich.

- Cz-czemu go nie wyrzuciłeś? - zapytała lękliwie.

Poczuł jak bardzo jest zdenerwowany. Nie miał prawa tego robić, wiedział, że jego ojciec byłby zły, ale w tej chwili miał to gdzieś.

- Bo to moje robaki. Żyją we mnie – dodał dobitnie i nim zdążyła się przerazić, uchylił okulary, z którymi nigdy się nie rozstawał i czekał.

Choć nie mógł widzieć w tej chwili swojej twarzy, wiedział doskonale, co zobaczyła. Widział to wiele razy w lustrze. Po jego twarzy krążyło wiele, wiele robaków.

Wchodziły i wychodziły z jego ust, nosa, uszu, te mniejsze nawet z oczu. A jego białka miały dziwny, fioletowy kolor z ich powodu i to dlatego cały klan Aburame zawsze musiał mieć na sobie takie same okulary, gdy byli wśród osób spoza klanu.

Dziewczyna zaczęła przeraźliwie wrzeszczeć i machać dłońmi przed swoją twarzą, jakby robaki i tam się dostały.

Shino wiedział dobrze, że większość ludzi tak właśnie reaguje. Obrzydzenie – ojciec nauczył go tego słowa.

Potem pobiegła przed siebie, niemal się przewracając, a on nawet nie próbował jej gonić. Bo i po co?

Zawsze już będzie taki. Taki i tylko taki. Potem poszedł do domu, dziwnie skołowany, wszedł do swojego pokoju i rozpłakał się.

Rzadko płakał, ale teraz nie umiał z tym walczyć. Usiadł na fotelu i po prostu płakał. „Obrzydliwe, straszne, okropne, nienormalne”… Ile jeszcze określeń na siebie i inne osoby z klanu usłyszał w życiu?

Shino zmusił się, by wrócić do rzeczywistości. Chyba nie miał ochoty znów jej widzieć.

To nie miało sensu… Czy chciałby jednak zmienić swoje życie, gdyby miał wybór? Nie, chyba nie. Jego robaki były kimś, kogo bardzo kochał. Właściwie miał tylko je i swojego ojca.

Były częścią niego, nie tylko dosłownie. Były przy nim niemal od zawsze, odkąd pamiętał.

Ale tak, był taki czas, gdy zmieniłby swój los, gdyby mógł… I kto wie, może jeszcze to uczucie powróci. Ale on wtedy znów z nim wygra.

Nie pamiętał dnia, w którym robaki zostały w niego wszczepione, był za mały. Ale gdy był starszy, poczuł złość, gdy się o tym dowiedział.

Bo robaki towarzyszyły mu wszędzie, widział je u swoich krewnych bardzo często. I jako małe dziecko sądził, że one po prostu w nich są od zawsze.

Ale nie były. Gdy dowiedział się, że każde dziecko z klanu, gdy ma kilka lat, „dostaje je” poczuł ukłucie niesprawiedliwości. Zostają mu wszczepione, stają się wtedy jednością z człowiekiem.

Czy oni mieli prawo decydować w taki sposób o czyimś życiu? To przecież wpływało na tak wiele…

Jednak Shino próbował się pocieszać. Przynajmniej żył, w przeciwieństwie do klanu Uchiha. Nie został też wyrzucony z domu jak Hinata…

Shino często myślał o matce. Umarła, gdy był bardzo mały. Również należała do ich klanu. Zastanawiał się, czy zostanie zmuszony do poślubienia kogoś z klanu, nawet jeśli nie będzie chciał.

Teraz, gdy był nastolatkiem różne myśli pojawiały się w jego głowie. Czy małżeństwo jego rodziców było aranżowane? Nigdy nie miał odwagi zapytać o to ojca.

A gdyby pokochał kogoś spoza klanu? Czy zmusiliby go do rozstania? Ale tak naprawdę nie sądził, że kiedyś tak się stanie.

Czy ktokolwiek spoza klanu byłby w stanie go pokochać? Czy ktokolwiek mógłby chcieć go pocałować, gdy robaki wciąż po nim krążyły?

Nawet nie chciał wyobrażać sobie seksu… Namiętność, pasja i nagle robak przechodzi z jego ciała na ciało jego kochanki… Czy ktokolwiek by to zniósł?

Shino przypominał sobie te chwile, gdy życie z robakami było trudne i dla niego. Czasem zdarzało się, że któryś robak ugryzł go od środka. Narządy wewnętrzne nie są tak odporne na ból na skóra, która przywykła do dotyku ubrań czy drugiej osoby.

To było przerażająco bolesne, a on nie mógł nawet dotknąć czy rozmasować tego miejsca, by jakoś poradzić sobie z bólem.

Któregoś razu zapytał je o to. Usłyszał wtedy, że to nie jest ich wina, nie chciały go skrzywdzić. Że czasem się to zdarza, gdy któryś z nich się przestraszy, poczuje ból lub zdenerwuje na coś…

Zrobiło mu się głupio i już więcej im tego nie wypominał. Potem, gdy czuł ten ból starał się go ignorować, gdy ktoś spoza klanu był obok niego, ale to nie było proste…

Zwykle i tak wydawał z siebie jęk, a potem kłamał: zadrapałem się, zabolała mnie głowa…

Właściwie jedynie Hinata się interesowała. Zerkała na niego nerwowo, ale milczała, a on bał się, że będzie się o niego martwić. Może pomyśli sobie, że jest bardzo chory?

Ale nie mógł jej powiedzieć, klan zakazywał mu mówić innym czegokolwiek, co dotyczyło ich robaków.

Czasem zaskakiwało go jak bardzo były ludzkie. Miały własne miasto w jego ciele. Kłóciły się ze sobą, przyjaźniły, razem pomagały mu w misjach, tworzyły związki, rozmnażały się w nim, rodziły nowe…

Dla niego było to fascynujące, choć wiedział, że dla wielu byłoby obrzydliwe. To było ważne, by pojawiały się nowe, bo robaki żyły krócej niż on i po jakimś czasie zabrakłoby kolejnych.

Choć wielu byłoby zaskoczonych, on mógł z nimi rozmawiać. Gdy był mały uczył się ich języka razem z innymi dziećmi z klanu. Ich język był bardzo złożony, jak ludzki. Nie rozmawiały jedynie o podstawowych potrzebach jak jedzenie czy bezpieczeństwo jak większość zwierząt. To były specjalne zwierzęta shinobi.

Ale mimo tego nie znał większości z nich. Po pierwsze dlatego, że było ich zbyt wiele, by pamiętał ich imiona, charakter, zainteresowania, koligacje. Ale głównie dlatego, że one tego nie chciały.

Robaki też miały swój charakter. Lubiły dużo mówić lub były skryte. Większość z nich jedynie kontaktowała się z nim, gdy wydawał im rozkazy podczas misji.

Ale były też i takie, który lubiły spędzać z nim czas. Najwięcej wiedział o jednym z nich. Miał na imię Pip i uwielbiał gadać.

Shino w końcu zdołał go przekonać, by nie zalewał go swoimi monologami, gdy był z kimś, bo i tak mu nie odpowie, a miał wtedy kłopoty ze skupieniem się.

Pip mógł gadać całymi dniami. Swoim cienkim głosikiem opowiadał mu niemal bez oddechu o swojej żonie, wielu dzieciach, spotkaniu z przyjaciółmi, wrednym koledze, narzekał na decyzje Shino podczas misji…

I choć Shino nie raz miał go naprawdę dość, za nic by się go nie pozbył, gdyby mógł. Tak naprawdę on dzięki swoim robakom nigdy nie był sam i bardzo to doceniał.

Wiedział, że nikt spoza klanu go nie zrozumie. No może Naruto… Choć to nadal nie było to samo.

Shino zawsze lubił samotność, mało mówił, gdy spotykał się ze swoją drużyną czy klanem. Zawsze wolał słuchać, tak samo było z jego robakami.

Lubił na przykład siedzieć samotnie w źródłach, choć rzadko miał na to okazję, i słuchać ich mówienia.

Rozpierał się wtedy wygodnie, przymykał oczy, ciepło go rozluźniało, a on słuchał nowinek z miasta wewnątrz jego ciała. Dzięki nim nigdy nie czuł się samotny.

Kiba zawsze narzekał na jego „nietowarzyski charakter”. Kto wie, może byłby inny, gdyby nie robaki? Może to one wystarczały mu za towarzystwo.

Jego klan od zawsze trzymał się razem, tak samo jak inne większe klany w wiosce. Tak naprawdę dopiero w akademii zbliżył się do innych.

I potem, gdy Hinata i Kiba zostali jego drużyną. Na początku ciężko mu było się do nich zbliżyć. On i Kiba byli od siebie tak różni jak to możliwe.

Hinata była w pewnym sensie do niego podobna. Milcząca i zamknięta w sobie. Z nią łatwiej było mu się porozumieć. Ona po prostu milczała, a on razem z nią. Nigdy nie pytała o sprawy związane z jego klanem, a on bardzo to doceniał.

Często spotykali się we dwoje jedynie po to, by razem pomilczeć i żadnemu z nich to nie przeszkadzało.

Ale Kiba był inny. Zawsze gdy się pojawiał, krzyczał: „Wy znowu milczycie?”. Był głośny, dużo mówił, nie umiał usiedzieć w miejscu, zawsze go o coś pytał.

Ale to nie tak, że go nie lubił. Nie odpowiadał na jego pytania, bo nie mógł, ale on nigdy nie gniewał się długo. Shino lubił jego długie opowieści, bo mógł się wtedy odprężyć i słuchać.

Kurenai była jeszcze inna. Otwarta, lecz spokojna. Nie byli ze sobą tak blisko jak niektórzy mistrzowie ze swoimi uczniami, ale bardzo ją cenił.

Czuł, że zawsze może na nią liczyć, ona scalała ich drużynę. Wiedział, że ufa jej tak bardzo, bo wie, że skoro przygarnęła do siebie Hinatę, jemu też pomogłaby w potrzebie.

Shino znów zagapił się na dziewczynę. Uniosła twarz ku słońcu i siedziała tak. W pewnej chwili zdał sobie sprawę, że stoi koło niej, ale nie pamiętał kiedy wstał.

- Cześć… - zaczął zmieszany.

Dziewczyna szybko spojrzała na niego.

- Ach, to ty… - powiedziała, a on wyczuł wyraźnie, że to spotkanie jej nie cieszy – Cześć.

- Chciałem tylko zapytać co u ciebie – powiedział.

To nie ma sensu, po co on tu przyszedł?

- Yyy… dobrze – odpowiedziała z wahaniem.

Skinął głową.

- To doskonale, u mnie też – odpowiedział z przesadnym przejęciem – To cześć… muszę już iść.

- Jasne – pokiwała głową.

I odszedł szybko, a gdy się odwrócił, zobaczył, że podszedł do niej jakiś chłopak i zerkał na niego ponuro.

Wrócił do domu. Siedział jakiś czas w przedpokoju. Nie miał nawet siły pójść do siebie. Czuł się okropnie. Dziwny, inny, jak trędowaty.

Siedział tak sam nie wiedział ile, pogrążony w ponurych myślach. Nagle usłyszał otwierające się drzwi.

Chciał wstać gwałtownie i pójść do siebie, by móc udawać przed ojcem, że nic się nie stało. Jak zwykle.

Ale z jakiegoś powodu nie był w stanie. Ojciec podszedł do niego, przyjrzał mu się wnikliwie i zapytał:

- Co się stało, Shino?

A on poczuł, że nie umie zaprzeczyć, powiedzieć, że wszystko dobrze. Nie tym razem.

Spojrzał mu w oczy i powiedział poważnie:

- Możemy porozmawiać, tato?

Ojciec się nie zawahał. Usiadł koło niego i odparł:

- Oczywiście.

Shino bardzo kochał swojego ojca. To po nim był jaki był. Poważny, spokojny, małomówny. Podziwiał go za jego pracę shinobi i to jakim był ojcem.

Bo choć obaj byli uwikłani w klanowe zasady, ojciec zawsze starał się być po jego stronie.

Ale ich relacja była tak samo milcząca jak każda inna relacja w życiu Shino. Raczej trwali razem niż rozmawiali.

Jednak dziś czuł, że musi przełamać to milczenie, bo dłużej nie wytrzyma.

- Chciałem zapytać o mamę… - zaczął od tego, co pierwsze przyszło mu do głowy, sam zaskoczony swoją odwagą.

- Tak?

Zawahał się.

- Czy wy… sami zdecydowaliście, że chcecie być ze sobą? - starał się ostrożnie dobierać słowa, by nie urazić ojca.

Ojciec spojrzał na niego z powagą i odparł.

- Nie, Shino. To było małżeństwo aranżowane – odparł ze spokojem.

Nie wydawał się być oburzony jego pytaniem. To dodało Shino odwagi. Skinął głową.

- A czy ty… kochałeś ją? - zapytał ciszej.

Ojciec milczał chwilę. Pochylił się, opierając łokcie na udach.

- Tak, Shino, kochałem ją – odparł, patrząc mu w oczy.

Teraz, gdy byli sami w domu, obaj nie mieli założonych okularów.

- Ale to przyszło z czasem… - dodał, zamyślony, jakby pogrążony we wspomnianiach – Najpierw próbowaliśmy się poznać, potem udało nam się zaprzyjaźnić, a miłość pojawiła się dopiero po czasie.

Shino milczał, poruszony. Ojciec mówił to spokojnie, w jego głosie nie było żalu czy złości. Nie był pewien, czy nie jest za młody, by to pojąć.

- Zgodziłeś się na to małżeństwo? - zaczął, nie wiedząc jak sformułować pytanie – To znaczy… A gdybyś miał kogoś innego…?

Ojciec westchnął.

- Wiedziałem, że kiedyś zadasz mi to pytanie… Masz kogoś, Shino?

Zawstydzony, odwrócił wzrok.

- Nie, ja… - uznał, że ojciec również zasłużył sobie na szczerość – Nie mam, ale… pewna dziewczyna dziś mniej zignorowała i… Dlatego ta rozmowa.

Ojciec skinął głową.

- Rozumiem. Dam ci radę, choć wiem, że to nie jest takie proste.

Przez chwilę milczał, a Shino patrzył na niego intensywnie.

- Jeśli tylko jesteś w stanie, nie zakochuj się, unikniesz niepotrzebnego bólu.

Shino poczuł się tak jakby ojciec go uderzył. W głowie kłębiło mu się tyle myśli, że nie wiedział od czego zacząć.

- Czy ty…? - zawahał się.

- Możesz zapytać mnie o wszystko – usłyszał głos ojca.

- Dobrze… Czy byłeś kiedyś zakochany… nim poznałeś mamę? - zapytał, po czym wstrzymał oddech.

- Nie, ale tak bywało w naszym klanie, dlatego dałem ci taką radę. Mało kto zaakceptowałby kogoś takiego jak my.

- Uprawiałeś kiedyś seks z kimś spoza klanu? - zapytał, bojąc się, że ojciec nie zaakceptuje jego szczerego pytania, ale zaryzykował – To pewnie musi być obrzydliwe dla innych, jak cali my… - spuścił głowę.

- Nie, nigdy. Oczywiście i takie przypadki się zdarzają, ale ja… Chyba właśnie bałem się tego obrzydzenia ze strony drugiej osoby, dlatego wolałem być sam.

Shino długo milczał, układając sobie w głowie słowa ojca.

- Co by się stało, gdybym… oświadczył, że kocham kogoś spoza klanu i chcę wziąć z nią ślub? - serce mocno mu biło, gdy o to pytał, ale obiecał sobie, że dziś wyjaśni wszystkie swoje wątpliwości.

Ojciec się zamyślił.

- Wiesz, Shino… Nasz klan nie jest tak restrykcyjny jak inne klany. W końcu robaki można wszczepić także osobie, która ma mieszane geny. Jednak nasz klan kładzie duży nacisk na posiadanie dzieci… To bardzo ważne.

- Więc gdybym nie chciał mieć dzieci… - zaczął cicho.

- Nie wiem jakie byłyby tego konsekwencje, ja… bałem się sprawdzić – mówił cicho, nie patrząc na niego.

Shino poczuł zdenerwowanie. Czuł, że ten temat jest wyjątkowo trudny dla ojca i nie wiedział dlaczego.

- Nie chciałeś mieć dzieci? - szepnął z mocno bijącym sercem.

Ojciec pokręcił głową i uśmiechnął się smutno.

- To nie tak, Shino, chciałem mieć dzieci, po prostu – spojrzał na niego, a Shino zobaczył lęk w fioletowych oczach ojca – Bałem się, czy cię nie skrzywdzimy…

- Skrzywdzicie? - szepnął nie rozumiejąc – Niby w jaki sposób?

Ojciec westchnął ciężko.

- Pomyśl… Te robaki… Nie każdy by ich pragnął, prawda?

Shino z trudem oddychał. Nagle rzucił się i objął go mocno, choć zwykle stronili od fizycznego kontaktu.

Zobaczył jak ich robaki chodzą wspólnie po ich ramionach i przyszła mu nagle do głowy szalona myśl: Czy gdyby miał żonę z klanu, ich robaki by się polubiły? W końcu spędzałyby ze sobą tyle czasu.

- Tatusiu… nie skrzywdziłeś mnie, przysięgam – szepnął przez łzy.

- Wiem, że teraz tak mówisz, ale… Pamiętam jak bardzo się bałem, gdy się urodziłeś… Wyobrażałem sobie jakby to było, gdybym okłamał klan, że nie jesteś naszym dzieckiem albo gdybym powiedział, że umarłeś, a potem moglibyśmy cię komuś podrzucić… mógłbyś być wolny, rozumiesz? - spojrzał na niego z mocą – Mógłbyś żyć bez wzbudzania obrzydzenia w innych, twoje ciało należałoby tylko do ciebie, nie musiałbyś się bać, że jakaś dziewczyna nie zechce cię z tego powodu… Wiele bym dał, byś mógł sam wybrać, gdy byłbyś starszy.

Shino czuł się okropnie. Nie chciał, by jego ojciec miał takie myśli. Może niepotrzebnie rozpoczął taką rozmowę? Ale jednocześnie czuł wzruszenie, że ojciec chciał tak dla niego zaryzykować.

- Ja kocham moje robaki, tato.

- Wiem, synu, ale nie wiesz, co by było, gdyby.

Tak, to prawda, nie wiedział.

- Wiesz… - kontynuował ojciec – W klanie zdarzały się przypadki samobójstw z powodu robaków. Ludzie nie byli w stanie sobie z tym poradzić. Pomyśl – gdybyś panicznie bał i brzydził się robaków, a one byłyby wszędzie w tobie? - ojciec zerknął na niego z ukosa.

Shino nie umiał sobie nawet tego wyobrazić. Nieustanny lęk, obrzydzenie do samego siebie. Chęć pozbycia się czegoś, czego nie dało się już pozbyć…

- Bałem się, że ty też… Obserwowałem cię, by w razie czego spróbować ci pomóc, byś tego nie zrobił.

Poczuł ucisk w gardle. Ojciec musiał bardzo się bać i był z tym sam.

- Nie planowałem tego nigdy, przysięgam – powiedział trzęsącym się głosem.

- Tak, teraz już wiem – ojciec skinął głową – Jednak pamiętaj, najważniejszym prawem klanu jest ukrywanie prawdy o nas przed innymi, pamiętasz, prawda? - powiedział z naciskiem.

- Tak, tato…

Pamiętał o tym aż za dobrze i często nienawidził tego prawa… Przypomniał mu się dzień, w którym bał się bardziej niż kiedykolwiek.

To było kilka lat temu. Jak zwykle był w źródłach z Kibą. Bardzo lubił ten ich zwyczaj. Shino cieszył się gorącą wodą i słuchał opowieści Kiby. Robili tak odkąd zostali drużyną.

Jednak pewnego dnia wydarzyło się coś, co sprawiło, że już nigdy więcej nie mógł chodzić z Kibą do źródeł…

Jak zwykle wszedł do wody nago, miał na sobie jedynie okulary, których nigdy nie mógł zdejmować. W źródłach nie musiał kryć każdego centymetra swojego ciała przed innymi i lubił tę wolność.

Kiba jak zwykle opowiadał mu coś z pasją i nie zwracał na niego uwagi. A on leniwie uniósł nogę do góry i wtedy to dostrzegł…

Na jego udzie była sporej wielkości plama. Fioletowa, o dziwnie poszarpanym kształcie, w małymi plamkami czerni. Zmrużył oczy. To nie wyglądało jak siniak. Ostrożnie dotknął go dłonią… Skrzywił się. Nie, to nie siniak…

Skojarzyło mu się to z kolorem jego białek, które były takie odkąd pamiętał. Czy to możliwe, że to też sprawka robaków? Ale jeśli to prawda, to nie może pozwolić, by Kiba dostrzegł tę plamę…

Szybko zanurzył nogę w wodzie. Próbował udawał zrelaksowanego, ale serce mocno mu biło. Kiba coś mówił, ale on nie był w stanie go słuchać.

Tak już wyglądał cały ich pobyt w źródłach. Poczekał aż Kiba wyjdzie pierwszy, a potem rzucił się w stronę swojego ręcznika i szybko się nim okrył.

Na szczęście Kiba nadal niczego nie zauważył. Uśmiechnął się do niego szeroko i powiedział, machając mu na pożegnanie:

- Fajnie się gadało, Shino, za tydzień znów tu przyjdziemy! - i poszedł do domu.

Tak, mam nadzieję… pomyślał. Nie był pewien, co teraz. Może robaki go ugryzły w tym miejscu? Nie, poczułby, skoro czuł słabsze ugryzienia… Więc co?

Wrócił do domu. Musi porozmawiać z ojcem. Bał się, że będzie musiał teraz czekać aż to coś zniknie z jego skóry. Ale kiedy zniknie? Jak się wykręci, by Kiba się na niego nie obraził?

Ojciec wrócił wieczorem z misji, a on cały czas siedział nerwowo, rozmyślając.

Opowiedział ojcu o tamtej sytuacji ze źródeł i pokazał mu plamę. Obserwował ojca uważnie, by zauważyć jego reakcję.

Skrzywił się, a Shino poczuł jeszcze większe zdenerwowanie.

- Więc to też cię nie ominęło… - szepnął słabym głosem.

Shino wmarszczył brwi.

- Nie ominęło…?

Ojciec westchnął i wstał. Zaczął się rozbierać aż został w samych majtkach. Stał nieruchomo, a Shino wydawało się, że wstrzymuje oddech. Czyżby bał się jego reakcji?

Shino jęknął zduszonym głosem, choć potem był zły na siebie za tę reakcję. Nie mógł uwierzyć własnym oczom.

Jakieś dwie trzecie ciała jego ojca miały mocny ciemnofioletowy kolor. Jedynie wolne były od niego dłonie, szyja i twarz. Układały się w plamy, duże, mniejsze, jak konstelacje. Łączyły w jedno, potem rozdzielały, w większości miały postrzępione brzegi, jednak niektóre miały kształt dość równych okręgów.

Shino zdał sobie sprawę, że od dłuższej chwili nie oddycha, więc zmusił się do tego.

- Tato… - zaczął łamiącym się głosem i nim przyszło mu do głowy, czy to taktowne, podszedł do ojca i zaczął przyglądać się z bliska plamom.

Po chwili, również odruchowo, zaczął sunąć po nich opuszkami palców. Powoli, delikatnie, jakby bał się, że spłoszy plamy i one uciekną. Znów wstrzymał oddech.

Były takie delikatne, choć były ciemne i ogromne, nie miały żadnej faktury, były niewyczuwalne. Jak zwykła, miękka skóra, pokryta ciemnymi włosami ojca. Trwał jak w hipnozie.

- To boli, tato? - szepnął, sunąc dłonią po jednej z większych plam.

- Ani trochę, Shino – głos ojca był równie delikatny jak jego.

Nagle się ocknął i szybko odsunął. Poczuł się jak kretyn.

- Przepraszam, ojcze… - powiedział z pochyloną głową.

Ku jego zaskoczeniu, ojciec uśmiechał się lekko.

- Nie masz za co przepraszać, byłeś ciekawy. Na szczęście się ich nie przestraszyłeś, bałem się tego… - powiedział, ubierając się.

- Przestraszyć? - zapytał, czując nagle ucisk w żołądku – Więc ja… też będę tak wyglądał? - wypalił nim zdał sobie sprawę jak to zabrzmiało - Przepraszam… - dodał szybko.

- Nie, nie masz za co przepraszać – znów usiadł koło niego już w pełni ubrany – I nie, nie znam odpowiedzi na to pytanie, nikt nie zna.

- Jak to?

- Otóż… Te plamy nie znikną, Shino.

Shino, mimo wcześniejszej fascynacji, poczuł jak ściska mu się gardło. Nie znikną…?

- Możliwe, że zostanie ci tylko ta jedna plama, ale… - odetchnął głębiej – Istnieje o wiele większe prawdopodobieństwo, że zaczną się rozrastać. To bardzo indywidualne. Istnieje naprawdę niewiele osób w klanie, które nie mają ich wcale, ale i tak łudziłem się, że to będziesz akurat ty… Wtedy twoje życie byłoby prostsze. Są też tacy, i jest ich zdecydowana większość, którzy mają tych plam kilka lub obejmują mniej więcej połowę ich ciała. Ja mam ich trochę więcej. Są też i tacy, również mały procent, którzy mają zapełnione nimi całe lub niemal całe ciało.

- Czym one są?… - zapytał niemal bez tchu.

- To po prostu barwnik, który produkują robaki. Żyją w nas, więc ten barwnik podczas całego ich życia uwalnia się z nich i po czasie jest go tyle, że pojawia się również na naszej skórze. Tak jak powiedziałem, to zupełnie nie boli, Shino, ale… - spojrzał na niego poważnie – Tak samo jak i z naszymi oczami i większością ciała, inni NIE MOGĄ zobaczyć tych plam.

Do Shino dopiero po chwili dotarły jego słowa. Nie mogą zobaczyć… Czy to znaczy, że…

- Tato… - głos mu się załamał – więc nie mogę już chodzić do źródeł z Kibą? - zapytał z nadzieją w głosie, że ojciec jednak zaprzeczy…

- Nie możesz – jego głos był stanowczy, nie pozostawiając mu już żadnej nadziei.

- Ale… - poczuł łzy pod powiekami, ale obiecał sobie, że nie będzie się mazać, dowie się wszystkiego od ojca – On będzie się gniewać i…

- Powiedz mu, że teraz będziecie spotykać się w innych miejscach.

- Ale jeśli zakryję tę plamę i… - zaczął żałośnie.

- Nie – głos ojca był jeszcze bardziej stanowczy.

Nagle pewna myśl sprawiła, że poczuł się jeszcze gorzej.

- Ukarzą mnie za to? - zapytał, mimo że bał się odpowiedzi – To znaczy… on pewnie by zapytał, gdyby zobaczył, ale… Ja naprawdę tego nie widziałem, gdy się rozbierałem!

Ojciec spuścił głowę i przez chwilę obaj siedzieli w ciszy.

- Nie sądzę… - zaczął, ale wyraźnie słyszał wahanie w jego głosie – W końcu to był twój pierwszy raz, nie wiedziałeś, nie złamałeś zakazu… Ale jeśli… ja to załatwię… - nigdy nie słyszał, by głos jego ojca był tak niepewny.

Jednak już po chwili spojrzał na niego ze swoją zwykłą chłodną stanowczością.

- Więc mogą… mnie ukarać? - zapytał nerwowo – W jaki sposób?

- Tak, mogą, ale nie wiem, co mogliby zrobić. Ja się im nigdy nie sprzeciwiam. Nie myśl o tym…

- Czemu one… czemu nie masz plam na twarzy i dłoniach? Inni też nie mają?

Ojciec spojrzał odruchowo na swoje dłonie.

- Nie, większość nie ma. Wiesz… te części ciała jest trudniej ukryć, zwykle robaki wiedzą, by omijać te miejsca dla naszego bezpieczeństwa.

- By inni nie odkryli… - powiedział automatycznie.

- Tak.

- Teraz pewnie twoje plamy będą się rozrastać, Shino.

Pokiwał szybko głową. Nie był pewien, co o tym myśli, ale czuł się bardzo skołowany. Musi teraz zostać sam… Wstał.

- Jeszcze jedno, Shino.

- Tak, ojcze?

Spojrzenie ojca znów stało się poważniejsze.

- Jeśli jednak plamy zaczną również pojawiać się na twojej twarzy, dłoniach czy szyi, co się rzadko zdarza… przyjdź z tym do mnie jak najszybciej.

Słowa ojca zabrzmiały bardzo poważnie, a on nie miał sił pytać, co wtedy. Poszedł szybko do siebie.

Tydzień później stał pod źródłami, czekając na spotkanie z Kibą. Miał cały tydzień, by z nim o tym porozmawiać po spotkaniach z drużyną, ale wciąż unikał tego tematu.

- Hej! - Kiba rozpromienił się na jego widok – Chodź, idziemy! - i odwrócił się, by wejść.

- Nie – przerwał mu.

Kiba spojrzał na niego z zaskoczeniem.

- Co nie? - zmarszczył brwi.

- Nie mogę… tam iść.

- Chory jesteś? Spoko, przyjdziemy tu następnym razem – wzruszył ramionami – To co dziś porobimy?

- Nie – znów powiedział – Nigdy… już nie pójdę z tobą do źródeł – zdołał w końcu wypowiedzieć te słowa na głos.

- Nie… pójdziesz? Gniewasz się na mnie, stary?! - wykrzyknął Kiba.

Shino poczuł ukłucie smutku, ale wiedział, że nie może się ugiąć.

- Nie, nie gniewam się za nic, bardzo cię lubię, ale… - taka wylewność przychodziła mu z trudem, ale tylko tyle miał prawo mu powiedzieć – nie mogę.

- Czemu nie możesz?

- Nie mogę ci tego powiedzieć… - powtórzył czując się idiotycznie.

- Nie możesz mi powiedzieć, że nie możesz pójść? - zapytał z głupią miną.

Shino zacisnął dłoń w pięść. Tak bardzo chciał uciec od tej rozmowy…

- Tak, nie mogę… ja bardzo cię przepraszam i… - zaczął desperacko.

Wtedy Kiba uniósł dłonie i wykrzyknął:

- Ej, ej, nie musisz mnie przepraszać! Nie to nie, dziwaku – i nagle po prostu wyszczerzył się do niego – To gdzie będziemy się teraz spotykać?

Shino zamarł. On tak po prostu… Poczuł wzruszenie, ale nie dał tego po sobie poznać.

- Możemy… - zaczął, ale był zbyt zdenerwowany, by wpaść na jakiś pomysł – ty możesz coś wybrać – dokończył w końcu.

Ku jego zaskoczeniu jego przyjaźń z Kibą nie zakończyła się tamtego dnia a on jeszcze bardziej go doceniał.

Tak jak powiedział ojciec plamy na jego ciele rozrastały się bardziej i bardziej, ale po początkowym skołowaniu, przywykł do tej myśli.

Z czasem złapał się na tym, że pokochał te dziwne plamy. To trochę tak jakby miał bielactwo i mógł obserwować jak zmienia się jego ciało i zamiast go znienawidzić – zaakceptować, bo tylko to mu pozostało.

Niemal każdego dnia przed snem siadał na krześle, rozbierał się do bielizny i obserwował uważnie każdy kawałek swojego ciała.

Uczył się niemal na pamięć każdej plamy. Były ładne, niecodziennie i fascynujące tak samo jak te, które tak na ciele ojca, które tak zwróciły jego uwagę.

Po jakimś czasie poszedł do ojca i powiedział:

- Tato, tęsknię za źródłami.

A ojciec spojrzał na niego zaskoczony i powiedział:

- Wcale nie musisz tęsknić.

Oczy Shino rozszerzyły się lekko w zaskoczeniu.

- Jak to? Przecież powiedziałeś, że…

- Nie – przerwał mu ojciec – Powiedziałem, że nie możesz chodzić do źródeł z Kibą, a nie że nie możesz chodzić w ogóle.

- Więc?… - powiedział z wahaniem, dalej nie rozumiejąc.

- Z powodu tych plam nasz klan załatwił sobie własne godziny, w których źródła są tylko dla nas. Tam plamy nie są problemem, bo niemal każdy je ma.

Shino powoli skinął głową. Czuł się dziwnie. Tak, tęsknił za źródłami, ale… także za spotykaniem się tam z Kibą, a w takiej sytuacji…

- I co ja mam tam robić? - zapytał sceptycznie.

Ojciec westchnął.

- Już ostatnio miałem ci to zaproponować. Znajdź sobie jakiegoś znajomego z klanu, tak będzie ci o wiele prościej.

Shino starał się nie skrzywić. Nie, nie był towarzyską osobą, tak naprawdę spędzał czas z Kibą i Hinatą tylko dlatego, że zostali drużyną, sam nigdy nie zdołałby się z nimi zaprzyjaźnić.

- Ty… też przestałeś chodzić z kimś do źródeł, gdy pojawiły się plamy?

- Nie – ojciec pokręcił głową – A wiesz dlaczego?

- Nie wiem.

- Bo… już wcześniej byłem zmęczony ciągłymi kłamstwami, więc… nigdy nie zbliżyłem się do osób spoza klanu.

- A twoja drużyna… też była z twojego klanu?

- Nie, ale nigdy nie byłem z nimi zbyt blisko, jedynie wykonywaliśmy razem misje.

- Nie brakowało ci tego?

Ojciec zamyślił się.

- Sam nie wiem. To nadal było dla mnie prostsze niż ciągłe kłamstwa.

- Tak, to ma sens… - powiedział powoli Shino.

- To jak, pójdziesz ze mną następnym razem do źródeł?

Z wahaniem skinął głową. Ten pomysł kojarzył mu się z początkiem getta, ale…

- Dobrze, ojcze.

Kilka dni później stał na brzegu źródła i zerkał na innych. To było dziwne uczucie. Wokół widział tak wiele fioletu… Niemal tyle samo co jasnego koloru ludzkiej skóry.

Ojciec poszedł w stronę swoich znajomych, którzy machali do niego, a on znów się zawahał. Dostrzegł, że tutaj ludzie podzieleni byli ze względu na wiek.

Podszedł powoli do grupy osób w swoim wieku i usiadł cicho obok. Długo milczał, choć parę osób próbowało go zagadać.

Czuł się dziwnie, myślał o Kibie. Niezbyt miał ochotę kogoś tu poznawać… Potem co jakiś czas korzystał z wyznaczonych godzin, ale o wiele rzadziej niż gdy bywał tu z Kibą.

Ojciec zapytał go kilka razy, czy się z kimś zakolegował, a on zawsze zaprzeczał. Potem przestał pytać.

*

Któregoś dnia siedział na ławce w parku, a obok niego była Hinata. Nie licząc przywitania się i pytania Hinaty, czy ma ochotę na ciasto, oboje milczeli.

Hinata zajęła się szydełkowaniem, a on jedynie gapił się na drzewa. Było przyjemnie ciepło, lubił słuchać szumu drzew i wdychać czyste powietrze w Konosze…

Dłoń oparł na kolanie, długi rękaw jego ubrania przesunął się nieznacznie, a on…

Nagle zobaczył wyraźną, fioletową linię, dość szeroką, która wiodła od nadgarstka w stronę dłoni.

Była długa i widoczna. Serce waliło mu jak młotem, w jednej chwili zrobiło mu się niedobrze. Nie myśląc, zerwał się z ławki.

Dopiero wtedy dotarło do niego, że Hinata patrzy z otwartymi ustami w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się jego dłoń.

Nie. NIE.

- Hinata, ja… - zaczął łamiącym się głosem. Co w ogóle chciał powiedzieć?… - Oni mnie ukarzą, jeśli…

Hinata zasłoniła sobie usta dłonią, widząc jego reakcję.

- Nie, ja… Przepraszam, nie chciałam tego zobaczyć… - szepnęła płaczliwym głosem.

Z zaskoczenia aż usiadł.

- „Tego”? Ty wiesz, co to jest?

Szybko pokręciła głową i odsunęła dłoń od twarzy.

- Nie, nie wiem, ale… Widać, że chcesz to coś przede mną ukryć i… Wiesz, ja też jestem z jednego z TYCH klanów… - spuściła wzrok, nagle mówiąc jeszcze ciszej niż zwykle – Te ciągłe zakazy, nakazy… Kary, to wszystko. Ale może to i lepiej, że ojciec wyrzucił mnie z domu? - spojrzała na niego, a w jej oczach, który zdawały się być ślepe, widział łzy.

Nigdy o tym nie rozmawiali. Nigdy. On nadal nie umiał znaleźć właściwych słów na coś takiego, ale czuł, że teraz musi.

- Bardzo, bardzo mi przykro, Hinata… - zaczął, nabierając tchu – Mój ojciec bardzo mnie kocha i nie umiem sobie nawet…

- Nie… - przerwała mu, kręcąc głową – Nie powiedziałam tego, byś mi współczuł. To już było dawno i… Chodzi mi jedynie o to, że ja rozumiem. Nie mam prawa wspominać nikomu o tym czymś na twojej ręce, więc tak zrobię. Obiecuję – spojrzała na niego, a on czuł, że nie kłamie – Mogę ci tylko zadać jedno pytanie? Ale – dodała szybko – nie musisz odpowiadać, jeśli nie możesz.

- Dobrze – skinął głową.

- Czy… czy to cię boli? - szepnęła z przejęciem.

Miał ochotę się roześmiać, w końcu on też zapytał ojca dokładnie o to samo… Ale zamiast tego uśmiechnął się. Jego przyjaciółka martwiła się o niego.

- Nie, przysięgam, nie boli – powiedział, myśląc o odpowiedzi swojego ojca na to samo pytanie.

Gdy tylko zakończył spotkanie, poszedł do ojca. Serce mocno mu biło, był na siebie zły. Czemu nie zapytał wcześniej? Co mu teraz zrobią? Przecież to nie jego wina… Całkiem go odizolują? Nie, chyba nie…

Wszedł do domu, ojciec na szczęście był, bo nie zniósłby ponownego czekania na niego.

Bez słowa podszedł do ojca i pokazał mu dłoń, którą całą drogę do domu trzymał w kieszeni spodni.

Ojciec patrzył na nią przez chwilę, a potem westchnął:

- Rozumiem…

- I co teraz, tato? - zapytał z lękiem.

- To nie jest takie straszne jak mógłbyś pomyśleć, ale i tak możliwe, że ci się nie spodoba… Pójdź dzisiaj do budynku głównego klanu – nakazał mu.

- Ale… czemu? Co mi tam zrobią?

- Będziesz musiał zmienić ubrania… - powiedział ze smutkiem.

- Ale… na jakie? - zapytał, choć przeczuwał odpowiedź.

- Na takie, które zasłonią twoje dłonie.

- Ale… - zaczął, ale zamilkł.

To nie była wina jego ojca.

- Przypomina mi to ten dzień, w którym mój ojciec opowiadał mi o tych procedurach, teraz ja mówię tobie… - powiedział w zamyśleniu.

Skinął głową i wyszedł z pokoju, zaciskając usta. Nic tu od niego nie zależało…

Usiadł ciężko na łóżku i zapytał robaki:

- Czemu… - przerwał. Nie chciał ich winić – czemu zostawiłyście mi fioletowe plamy na prawej dłoni?

Przez chwilę czekał na odpowiedź z mocno bijącym sercem, a po chwili usłyszał:

- Nie chcieliśmy… To był wypadek, przepraszamy… - naprawdę słyszał żal w ich głosach.

- Nic się nie stało – powiedział głucho.

Cóż, naprawdę na razie nic się jeszcze nie stało…

Wieczorem wyszedł bez słowa z domu i poszedł we skazane przez ojca miejsce. Podszedł do recepcji i powiedział cicho:

- Ja… chcę o czymś powiedzieć, ale chyba nie tu.

Kobieta spojrzała na niego bez słowa i skinęła głową. Zaprowadziła go do jakiegoś pomieszczenia i wyszła. Po chwili przyszedł jakiś mężczyzna i powiedział:

- Witam, o co chodzi?

Nie miał siły na wyjaśnienia, uniósł jedynie rękę, tak samo jak przed ojcem kilka godzin temu.

- Rozumiem – mężczyzna nieświadomie powtórzył to samo, co jego ojciec i dodał – Proszę tu poczekać. Jaki masz rozmiar ubrań?

Odpowiedział i usiadł na krześle. Bał się tego, co zobaczy… W czym będzie musiał teraz chodzić? W skafandrze? Zbroi? pomyślał złośliwie.

Zerknął na swoje ubrania. Już teraz nie mógł nosić tego, co chciał. Nikt w klanie nie mógł… Musiał mieć na sobie zawsze długie spodnie i koszulę, okulary i upewnić się, że dół jego twarzy zasłania podniesiony, wysoki kołnierz.

Nagle poczuł złość. Byli nikim w porównaniu z klanem Uchiha czy Sarutobi, także z Hyuga. Czy te wszystkie procedury miały w ogóle sens? Czy ich poświęcenie mogłoby w ogóle pomóc wiosce, gdyby zdarzył się jakiś atak? Przypomniał sobie jak przegrał z tym chłopakiem z Suny, Kankuro, i ojciec uratował go od śmierci…

Jego ponure rozważania przerwało wejście mężczyzny. Podał mu bez słowa jakieś zawiniątko. Zawahał się. Ma je rozpakować dopiero w domu? Ale nim zdążył więcej na ten temat pomyśleć, mężczyzna polecił mu to założyć.

Rozerwał papier i wyjął koszulę. Była bardzo podobna do tej, którą miał obecnie na sobie, jednak miała… długie rękawy zakończone rękawiczkami.

Zacisnął pięść i wstał. Zmusił się do zdjęcia swojej koszuli i założył tę. Wsunął dłonie w rękawiczki i ukłonił się w milczeniu, po czym opuścił pomieszczenie, zostawiając swoją dawną koszulę.

Szedł ulicą i rozmyślał. W tych cholernych rękawiczkach będzie mu jeszcze bardziej gorąco. Już wcześniej zdarzało mu się czuć okropnie, gdy inni mogli się rozebrać, gdy było gorąco, a on nie.

Jak Kiba zareaguje na te durne rękawiczki? Wyśmieje go, skoro już wcześniej drwił z jego ubrań, nazywając go „tajniakiem”?

Ale to nieistotne i tak nic z tym nie zrobi. Cóż, przynajmniej teraz robaki mogą bez poczucia winy zabarwić całe jego dłonie, jeśli najdzie je ochota…

*

Pewnego dnia wybrał się na podwieczorek do Kurenai. Nie było to aż tak niecodzienne, bywał u niej czasem.

Teraz też siedzieli, pili herbatę i jedli ciasteczka. Kurenai opowiadała mu o swojej opinii na temat ich ostatniej misji, a on słuchał jej w milczeniu.

Jednak w pewnej chwili jedno pytanie pojawiło się w jego głowie i nie chciało jej już opuścić.

- Mogę cię o coś zapytać, Kurenai? - powiedział, gdy skończyła opowiadać o misji.

- Jasne, zawsze – uśmiechnęła się do niego, a on po raz kolejny w swoim życiu docenił fakt, że właśnie ktoś taki jak ona jest jego mistrzynią.

- Czy… znałaś przede mną kogoś z klanu Aburame?

Zamyśliła się, jakby coś wspominając a on czekał.

- Tak – odezwała się w końcu – Ona… - zawahała się – byłyśmy razem w drużynie.

Kurenai wydawała się być smutna. Shino był zaintrygowany. Kim jest ta dziewczyna? Zna ją?

- Chyba nie umiałam jej zrozumieć, była taka sama jak ty. Pełna rezerwy. Jest pewne wspomnienie, które nie daje mi spokoju. Pewnego dnia tak samo jak ty teraz, byłam ze swoją drużyną u naszego mistrza.

Jedliśmy obiad. Miałam pełne usta jedzenia, w pewnej chwili zobaczyłam, że z jej ust wychodzi robak. Ona nic sobie z tego nie robiła. Ja… byliśmy wtedy drużyną od niedawna, nie umiałam tak dobrze reagować na takie sytuacje jak nasz mistrz.

Kolega z naszej drużyny chyba w ogóle tego nie zauważył, był zbyt zajęty jedzeniem. A ja… nie umiałam się powstrzymać – westchnęła ciężko – Po prostu zwymiotowałam w mój talerz. Nawet nie miałam czasu, by jakoś się uspokoić.

Wtedy wszyscy na mnie spojrzeli, nie planowałam tego mówić, ale nasz kolega uśmiechał się złośliwie, a ja poczuła nagłą złość. Teraz przez nią będzie się ze mnie naśmiewał.

Nie wytrzymałam. Zerwałam się od stołu. Mistrz zapytał cicho, czy się źle czuję, ale ja go zignorowałam. Spojrzałam na nią ze złością i krzyknęłam:

To twoja wina! Te twoje robaki są obrzydliwe! Panuj nad nimi, bo znów będę rzygać!”

- Patrzyła na mnie z zaskoczeniem, a po chwili posmutniała. Ale wtedy miałam to już gdzieś. Wybiegłam z pomieszczenia.

Shino milczał. Cóż, to nie była miła sytuacja, ale on przywykł już do gwałtownych reakcji innych.

Spojrzał na Kurenai. Wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać. Ona nigdy się tak nie zachowywała, Shino nie umiał zrozumieć, czemu teraz jest inaczej.

- A potem… - Kurenai odwróciła wzrok – Umarła na jednej z naszych wspólnych misji, a ja nawet jej nie przeprosiłam… - głos jej się załamał – Wiem, że jedno nie ma z drugim nic wspólnego, ale to i tak nie daje mi spokoju.

Miałam sporo czasu, by ją przeprosić, ale się uparłam. Uważałam, że to ja mam rację… Wiem, co myślisz… „Pewnie do tego przywykła”, ty też przez to przechodzisz…

Shino długo milczał, nie umiejąc znaleźć właściwych słów.

- Więc to dlatego teraz jestem w twojej drużynie? - zapytał, starannie dobierając słowa – Bo miałaś okazję poznać kogoś takiego jak ja i lepiej zrozumieć…

- Nie wiem, czasem sobie myślę, że Trzeci chciał się na mnie zemścić, ale to pewnie bzdura – uśmiechnęła się ze smutkiem.

- A może nasze klany zawsze były połączone? - nagle przyszło mu do głowy – Jak klany Ino-Shika-Cho i Sarutobi.

Kurenai pokręciła głową.

- Nie, nic mi o tym nie wiadomo, ale kto wie, może to ja zapoczątkuję tę tradycję? Uważasz, że to byłaby dobra decyzja? - spojrzała na niego poważnie.

- Tak – odparł szczerze – Naprawdę tak sądzę, to był tylko jeden błąd, potem zrozumiałaś. Ja… - Shino nie miał ochoty na szczere zwierzenia, ale uznał, że zasłużyła na to – Uważam, że jesteś naprawdę dobrą mistrzynią. Często bałem się… - szybko spojrzał w bok – że będziesz się mnie brzydzić jak każdy, pogodziłem się z tym, ale… czas mijał, a tak się nie działo i poczułem wdzięczność – zerknął nieśmiało w jej stronę.

Zaśmiała się.

- To nie jest powód do wdzięczności, ale dziękuję ci za te słowa.

*

Ponownie siedział samotnie pod drzewem. Chyba czuł większy spokój po tej rozmowie z Kurenai. Czasem łapał się na myśleniu o tamtej dziewczynie z klanu. Tak młodo umarła… To było niesprawiedliwe.

- Cześć – usłyszał nagle czyjś głos.

Szybko uniósł głowę i otworzył oczy.

Przed nim stała dziewczyna mniej więcej w jego wieku. Miała falowane, długie blond włosy i delikatny głos. Nie znał jej. Czyżby była z innej wioski?

- Cześć… - odpowiedział z wahaniem.

Ukłoniła się nisko i powiedziała:

- Szukam pani Hokage. Wiesz może, gdzie jest?

Wstał szybko.

- Jasne, pewnie jest w swoim gabinecie, zaprowadzę cię.

Uśmiechnęła się do niego szeroko.

- Dzię…

Nim zdążyła dokończyć, usłyszała za sobą krzyk i zamilkła.

- To ty chciałaś zobaczyć się z panią Tsunade, prawda? - przed nimi stała zadyszana Sakura.

Dziewczyna ponownie się ukłoniła.

- Tak, to ja.

- Spodziewaliśmy się ciebie. Chodź, zaprowadzę cię.

- Dziękuję.

I obie ruszyły w stronę biura Hokage. Nim zniknęły za rogiem, dziewczyna odwróciła się jeszcze i uśmiechnęła do niego lekko. Odwzajemnił uśmiech i ponownie usiadł.

Był ciekaw, co tę dziewczynę sprowadza do Konohy i skąd pochodzi, ale podejrzewał, że i tak się tego nie dowie, więc dał sobie spokój.

Rozłożył się wygodnie i ponownie zamknął oczy.

Jakieś pół godziny później znów usłyszał nad sobą ten głos.

- Cześć.

Szybko na nią spojrzał. Znów się uśmiechała.

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.

- Nie, nie – wyprostował się.

- Wiesz, muszę poczekać, pani Tsunade teraz załatwia dla mnie pewną sprawę. Mogę usiąść? - zapytała delikatnie.

- Oczywiście – powiedział i odsunął się trochę, by zrobić jej miejsce.

Usiadła i spojrzała na niego.

- Wiesz, przyszłam tu z misją.

- Jesteś kunoichi? - zapytał zaintrygowany.

- Tak, pochodzę z Kraju Fal, z małej wioski. Mam na imię Sito – podała mu rękę, a on ją uścisnął.

Skinął głową.

- Ja jestem Shino.

- Wasza wioska zgodziła się listownie, by nam pomóc, więc przybyłam.

Zmarszczył brwi.

- Sama? Gdzie twoja drużyna?

Skrzywiła się.

- U nas… nie dzieje się zbyt dobrze. O, robak – powiedziała nagle, wskazując na jego dłoń w rękawiczce.

Serce mu podskoczyło. Oczywiście, to znów był Pip…

- Nie zabijaj go! - wyrwało mu się, bo jej ręka znajdowała się dość blisko Pipa i przestraszył się, że dziewczyna właśnie tak zareaguje.

Spojrzała na niego zaskoczona.

- Nie planowałam go zabijać. Robaki są fajne – uśmiechnęła się i zbliżyła do niego dłoń – No chodź tu mały, zaniosę cię na trawę, by nic ci się nie stało – zaśmiała się i zerknęła na niego – Zawsze tak robię. Nienawidzę ludzi, którzy zabijają bez powodu, obojętnie czy to ludzi czy zwierzęta.

Jak zahipnotyzowany patrzył jak bierze go na rękę i przesuwa ją ostrożnie w stronę trawy.

- Ej, co ona robi?! - pisnął Pip.

- On ma taki interesujący, lśniący pancerz, spójrz.

Dopiero wtedy się ocknął.

- NIE!

Spojrzała na niego z ręką w powietrzu.

- Nie odkładaj go na trawę. To mój robak – dodał z wahaniem. Serce mu przyspieszyło jak zawsze, gdy mówił to komuś.

Wydawało się, że Sito nie rozumie.

- Twój… Hodujesz go?

Westchnął i zabrał go z jej ręki.

- No wreszcie! - Pip wydawał się być urażony jego zwlekaniem.

- Ja… - zaczął, ale przerwał. Ona nie pochodziła stąd, pewnie nie wiedziała nic o jego klanie.

- Pochodzę z klanu, w którym każdy ma w ciele wiele robaków – powiedział w końcu.

Znali się parę chwil, ale spodobała mu się jej miła reakcja na robaka, jednak sądził, że na te słowa już tak dobrze nie zareaguje… Ale właściwie jakie to miało znaczenie, skoro i tak więcej się już nie spotkają?

Przez chwilę jedynie patrzyła na niego. W końcu powiedziała z ciekawością:

- Naprawdę? Nigdy nie słyszałam o takim klanie. Pokaż mi.

Coraz bardziej zaskoczony poprosił w myślach jednego z robaków, by przeszedł przez jego rękaw i zatrzymał na jego dłoni.

Uznał, że to będzie na początek lepsze niż robak wychodzący z ust…

Wytrzeszczyła oczy i pochyliła się nad jego dłonią.

- Taki sam, wow! - szepnęła.

Uśmiechnął się. Nagle poczuł, że ma lepszy nastrój.

- Nie jest taki sam, jest trochę mniejszy i jaśniejszy. Każdy jest inny, obraziłyby się na ciebie, gdybyś oświadczyła, że niczym się nie różnią!

Sito naprawdę posmutniała.

- Przepraszam! - powiedziała szybko, zasłaniając dłonią usta.

- Nie przejmuj się, nie gniewa się. Nigdy nie brzydziłaś się robaków? - zapytał, widząc jak klęka przy nim i palcem wskazującym delikatnie sunie po jego twardym pancerzu.

- Nie, nigdy – przeniosła wzrok z robaka na niego – To ty kazałeś mu wyjść? - zapytała z zainteresowaniem.

- Tak, ja.

- Jak? Umiesz się z nimi porozumieć? - otworzyła usta w zaskoczeniu.

- Tak, znam ich język – wytłumaczył.

- Język? - zmarszczyła brwi – One mają swój język? Naprawdę?! - Och! - znów zasłoniła sobie usta – Przepraszam! - szepnęła.

Nie zrozumiał.

- Przepraszasz?

- Nie chcę ich znowu urazić!

- Och… - nie wiedział, co powiedzieć. Ta rozmowa była coraz przyjemniejsza. Nigdy nie poznał kogoś spoza swojego klanu, kto traktowałby je tak… ludzko – One się nie gniewają – powiedział szybko.

- Naprawdę? To dobrze!

- Wiesz… - powiedział, starając się, by jego głos nie był zbyt ponury – Inni raczej… niezbyt lubią robaki.

- To smutne! Przykro mi – spojrzała na niego swoimi błękitnymi oczami.

- To nic takiego.

Nagle pomyślał jak bardzo różniła się od tamtej dziewczyny. Nie chodziło tylko o wygląd, kolor oczu i włosów, ale głównie o jej zachowanie, tak różne od okrzyku: „Zabij go, boję się robaków!”.

- Naprawdę znasz ich język?

- Tak, uczyłem się go w szkole dla mojego klanu.

Skinęła głową.

- Wiesz… słyszałam, że w wioskach istnieje tyle różnych klanów, a ich umiejętności są tak różnorodne… - nagle nie wiedzieć czemu posmutniała.

Milczeli przez chwilę, a wtedy usłyszał obok siebie głos Lee.

- Pani Tsunade i Sakura już na ciebie czekają!

I pobiegł przed siebie, jak miał to w zwyczaju.

- Och… No tak… - wstała z nisko pochyloną głową – Muszę iść.

Tsunade nadal zajmuje się jej sprawą? Czyżby to było coś poważnego? pomyślał.

Wstał choć sam nie wiedział czemu i patrzył jak Sito idzie w stronę Tsunade i Sakury, który stały na końcu ścieżki. Obie miały bagaże. Co się tu dzieje?! Ktoś był chory?

Ale chyba nie ona…? Zwykle Tsunade zlecała takie zadania Sakurze, która nauczyła się już wszystkiego od swojej mistrzyni, a ona sama mogła skupić się wtedy na pracy Hokage.

Podszedł kilka kroków w ich stronę, nie mogąc się powstrzymać.

Sito założyła ponownie swój duży plecak i wyglądało na to, że cała trójka jest już gotowa do drogi.

Poczuł jakiś dziwny uścisk w sercu, ale wtedy zobaczył, że Sito mówi do nich coś cichym głosem i odwraca się w jego stronę.

Szybko odwrócił głowę, by nie być posądzonym o podsłuchiwanie, ale ona podeszła do niego.

- Hej – powiedziała równie cicho – Przyszłam się pożegnać – wzniosła na niego oczy i uśmiechnęła się lekko – Miło mi się z tobą rozmawiało, choć tak krótko. Chętnie dowiedziałabym się więcej na temat twoich robaków… i ciebie, ale więcej się już nie spotkamy, wracam do swojej wioski.

Shino poczuł się okropnie. Polubił ją, jej ciekawość i dobre serce. Była tak różna od pozostałych… Pewnie nie reagowałby tak mocno, gdyby nie samotność, do której zmusili go inni ludzie.

Nagle poczuł, że musi się dowiedzieć, by się wciąż nie martwić…

- Oczywiście – szepnął tak samo jak i ona – ale proszę, chcę wiedzieć, czy jesteś chora… albo ktoś ci bliski?

Wytrzeszczyła oczy. Zaklął w myślach. Jasne, pewnie uznała, że podsłuchiwał… Kretyn!

- Nie! - powiedział szybko – Ja dobrze znam je obie, są wspaniałymi medycznymi ninja i…

- Rozumiem – pokiwała głową. Wahała się chwilę – Mój… mój dziadek jest śmiertelnie chory… - głos jej się załamał – Nikt u nas w wiosce nie jest w stanie go wyleczyć.

Ty nie wiesz jak to jest… Nasza wioska jest mała i biedna, ledwo dajemy sobie radę, a jeśli on umrze to… - odetchnęła i kontynuowała. W jej oczach błyszczały łzy. Po chwili spłynęły jej na policzek, a ona otarła je szybko wierzchem dłoni – Napisałam do waszej wioski, choć już straciłam nadzieję. Że ktokolwiek zechce nam pomóc i że będzie w stanie.

Nadal nie mam pewności, czy to coś da, bo pani Hokage i ta dziewczyna nie były w stanie rozpoznać choroby po moim opisie, ale obie zdecydowały się pójść ze mną… To… bardzo mnie wzruszyło – kolejne łzy spłynęły jej po twarzy, teraz już ich nie wytarła.

A skoro mówisz mi, że one naprawdę są takie dobre to może… Pytałeś, czy jestem kunoichi… - westchnęła – Pewnie wiesz, że tylko Pięć Wielkich Wiosek na prawo do trenowania shinobi. Ja… cóż, umiem trochę taijutsu, dziadek mnie uczył nim… ale nic poza tym, pewnie daleko mi do ciebie – uśmiechnęła się smutno i spojrzała na czekające kobiety – Muszę już iść, naprawdę.

Shino poczuł, że on też zaraz się rozpłacze. Gdyby jego ojciec był chory… Na samą myśl o tym rozbolał go brzuch. I tak, znał sytuację innych wiosek i uważał, że to bardzo niesprawiedliwe. Kto wie, może pewnego dnia Naruto dotrzyma słowa i jako Hokage zdoła zmienić ich los, tak jak pomógł Nejiemu? Shino bardzo by tego chciał, szczególnie teraz.

- Życzę ci powodzenia – odezwał się w końcu z trudem.

- Może gdy wrócą powiedzą ci, co z moim dziadkiem… Mam tylko jego, moi rodzice umarli wiele lat temu.

- Może… - odparł. Nie był pewien, czy będą miały prawo udzielać takich informacji osobie postronnej.

Szybkim ruchem ścisnęła jego dłoń i pobiegła do pozostałych. Przez chwilę trwał zaskoczony jej gestem. Uśmiechnął się.

Odwrócił się, by wrócić do domu i znów zaszyć się w swoim pokoju, ale po paru krokach dogoniła do Sakura.

- Tak? - zapytał.

Uśmiechała się jakoś tak dziwnie… Jakby coś knuła?

- No daj spokój, na kilometr widać, że Sito ci się podoba – walnęła go w ramię.

Nie patrzył na nią, gdy odpowiadał.

- A nawet jeśli to co?

- No wiesz… - zaczęła, a w jej głosie było słychać rozbawienie – Dwie nastolatki i starsza pani same podróżujące przez dwa kraje…

Serce mu przyspieszyło, ale starał się to ukryć. Czy ona ma na myśli…?

- Dwie mistrzynie w taijutsu – powiedział – I lepiej nie nazywaj pani Tsunade „starszą panią” w jej obecności – dodał, nie mogąc się powstrzymać.

Zachichotała.

- Ta… już dawno nie miałam pękniętych kości – wyszczerzyła się do niego – Ale mnie nie zagaduj, to jak?

- Co jak? - za wszelką cenę starał się zachować obojętny ton – Pani Tsunade musiałaby się zgodzić. A gdybym był potrzebny w wiosce…

Westchnęła teatralnie.

- Masz zaplanowaną jakąś misję? - zapytała z naciskiem.

- Nie, nie mam obecnie…

- Właśnie – wzruszyła ramionami – I nie zapominaj, że pani Tsunade jest Hokage, więc…

- Wiem – powiedział szybko.

- To nie marnuj nam czasu. Zapytam panią Tsunade o zgodę i idziemy!

- Dobrze… - odpowiedział zrezygnowanym głosem.

Nie wierzył, że to się uda, ale jeśli Sakura naprawdę chce to dla niego zrobić…

Zamyślił się. Nie znali się zbyt dobrze, choć byli z jednego rocznika. Był zbyt małomówny i wycofany, by zbliżyć się do tak otwartej, śmiałej dziewczyny.

Sakura uśmiechnęła się do niego szeroko i pobiegła w stronę Tsunade. Patrzył przez chwilę jak tłumaczy jej coś z przejęciem a potem Tsunade krzyczy do niego:

- Chodź, Shino!

Przez chwilę nie mógł się ruszyć. Naprawdę mógł spędzić jeszcze trochę czasu z tą intrygującą dziewczyną?

Pospieszył w ich stronę i uśmiechnął się nerwowo do Sito.

- Hej – powiedział i nagle się zaśmiał. Dziś już tyle razy witał się z Sito.

Sakura spojrzała na niego z ukosa. Wiedziała, że on niemal nigdy się nie śmieje. Ciekawe co sobie pomyślała?

- Chyba lubię tę dziewczynę, wiesz? - usłyszał w swojej głowie głos Pipa.

Ruszyli razem w stronę głównej bramy. Pełen był pozytywnych myśli na temat tej nowej znajomości. Kto wie dokąd go ona zaprowadzi?


KONIEC

4.5.2022 00:51

(18 str.)