sobota, 28 stycznia 2023

Głód

Właściwie Gaara głodował od zawsze. Gdy był małym chłopcem nie było to jednak aż tak dotkliwe, bo sytuacja wioski pogorszyła się z czasem. I dopiero po latach dotarło do niego jak wiele dawał im status dzieci Kazekage, dopiero po jego śmierci. Trzecim powodem była ogromna miłość Yashamaru do swojego siostrzeńca, któremu oddawał część jedzenia ze swoich skromnych porcji, choć Gaara nie zdawał sobie z tego sprawy, gdy ten żył – był na to zbyt mały.

Wszystko zaczęło się bardziej komplikować, gdy przestali być małymi dziećmi i musieli zacząć chodzić na misje, treningi, a z pustym brzuchem był to o wiele trudniejsze. Jednak w ten sam sposób cierpiała cała Suna.

O dziwo, wcale nie stało się to prostsze, gdy pogodził się z rodzeństwem. Teraz nie mógł już ze złośliwym uśmieszkiem i myślą, że zasłużył sobie na to brać jedzenia od Temari i Kankuro, bo zwyczajnie sumienie mu na to nie pozwalało.

Ale, niestety, oni nadal – z jeszcze większą siłą – nalegali na to. „Bo jesteś od nas młodszy, potrzebujesz więcej sił, by rosnąć”, „bo jesteś od nas silniejszy i to ty potrzebujesz najwięcej energii, byśmy zakończyli misję i mogli wrócić wreszcie do domu”, w końcu „bo Shukaku pewnie też zabiera ci energię, więc potrzebujesz więcej jedzenia”. Wtedy Shukaku odezwał się w jego głowie i wyjaśnił mu, że on jako demon z czakry nie musi jadać. Ale oni i tak nalegali.

Było tak podczas jednej z misji. Nie była specjalnie trudna, ale gdy jest się głodnym wszystko staje się trudne. Musieli wykrzesać w sobie siły, by móc szybciej wrócić do wioski. Każda drużyna na misję dostawała jedzenie i picie, ale to nadal było niewiele, zważywszy na sytuację w ich wiosce.

Zdołali już zdobyć wymagane informacje, teraz musieli jeszcze przedrzeć się przez teren wroga. Woda niemal już im się skończyła, jedzenie też. Szli w milczeniu, bo żadne z nich nie miało siły na rozmowę. Gaara obserwował kątem oka swoje rodzeństwo. Byli zmęczeni, słabi, bladzi, on pewnie też. Zacisnął mocno pięści. Gdyby tylko mógł cokolwiek zrobić…

Nie wiedział, czy to dlatego, że pozwolił sobie na chwilę dekoncentracji, zamiast skupić się całym sobą na tak trudnym marszu, bo wydawało mu się, że jednak ma jeszcze w sobie trochę sił, ale… nagle się przewrócił.

Ze złością planował jak najszybciej wstać i udawać przed rodzeństwem, że nic się nie stało, ale nagle z zaskoczeniem dotarło do niego, że nawet na to nie ma już sił. Zacisnął zęby i jedynie oddychał ciężko. Całe gardło miał suche, w brzuchu mu burczało.

Oczywiście chwilę potem Temari i Kankuro już klęczeli przed nim. Był zły na samego siebie. Czy naprawdę był od nich słabszy? Przecież i tak czasem udało im się wmusić w niego część swojego jedzenia…

- Gaara! - usłyszał krzyk Temari, ale nic nie odpowiedział. Nie miał siły, zresztą i tak za bardzo wstydził się swojej słabości. Gardło miał tak suche, że bał się, że znów dostanie napadu kaszlu i wtedy nie uda mu się go w żaden sposób uspokoić.

Mruknął coś w odpowiedzi, znów próbując wstać. Wtedy kątem oka zobaczył, że Kankuro wyciąga swój bukłak z wodą i podaje mu go. Szybko odwrócił głowę.

- Nie – zdołał z trudem powiedzieć.

Kankuro westchnął teatralnie i powiedział:

- A jak ktoś nas teraz napadnie, to kto nas uratuje?

- A jeśli nie napadnie? - warknął ze złością.

- Wtedy już będzie za późno na picie… - upierał się Kankuro.

- Gaara… proszę cię… - szepnęła Temari.

- Nie – odszepnął.

- A chcesz wrócić do domu, czy nie? - dodał Kankuro.

Odwrócił głowę, by na nich nie patrzeć i zgodził się. Wypił jeden mały łyk, czując jak niewiele wody zostało bratu i oddał mu szybko bukłak. Kankuro uśmiechnął się do niego pokrzepiająco.

Temari zerknęła na niego niespokojnie i zapytała cicho:

- Pomóc ci wstać?

Cóż, gdyby miał wybór, nie zgodziłby się… Skinął krótko głową, otoczyła go ramieniem i szarpnęła do góry. Zachwiała się, Kankuro musiał jej pomóc. W końcu ruszyli powoli, wolniej niż wcześniej, a wtedy usłyszał dziwnie szaleńczy śmiech brata.

Oboje spojrzeli na niego zaskoczeni.

- Bo to… tak strasznie żałosne, nie? Cała nasza trójka jest tak słaba i… - powiedział Kankuro, dalej głośno się śmiejąc.

Gaara zacisnął zęby i nic nie powiedział. On nie umiał się z tego śmiać, ale to dobrze, że choć jego brat umie.

*

Wiedzieli, że ich życie stanie się jeszcze trudniejsze po śmierci ojca, ale było coś, czego nie przewidzieli. Gdy kilka dni po znalezieniu jego ciała na pustyni Kankuro wrócił do domu z racją żywnościową dla nich na kolejny tydzień, spojrzał na nich krzywo i powiedział:

- Zgadnijcie, co.

Temari tylko prychnęła.

Kankuro usiadł ciężko na krześle, kładąc jedzenie obok siebie i powiedział ponuro:

- Gość, który zajmuje się wydzielaniem żarcia spojrzał na mnie uroczo i powiedział, że to ostatni raz, bo skoro pan Kazekage nie żyje, to… w pewnym sensie nie jesteśmy już dziećmi Kazekage, więc...już nigdy więcej nie dostaniemy dodatkowego jedzenia.

Temari jęknęła, a Gaara tylko zacisnął powieki. Cóż, sam uważał, że nie było to zbyt sprawiedliwe, ale nie był w stanie odmówić, już i tak niemal umierali z głodu, więc… jak przeżyją teraz?

Temari uśmiechnęła się smutno i szepnęła bez przekonania:

- Jakoś damy sobie radę. Zawsze dawaliśmy.

Gaara bez słowa poszedł do swojego pokoju i położył się na łóżku. Zamknął oczy i zaczął rozmyślać. Te wszystkie noce, gdy nie mógł spać, a głód i pragnienie go torturowały, gdy wciąż słyszał tylko burczenie w brzuchu, czuł bół głodnego ciała, język miał skołowaciały z pragnienia, a na dodatek czuł wszechogarniające zimno, bo pieniędzy na opał podczas mroźnych nocy na pustyni Suna również nie miała… Wyobrażał sobie wtedy, że z radością zabiłby każdego, kto w tym koszmarze miał lepiej, bo mógł spać.

Teraz, oczywiście, już nie myślał o zabijaniu, a Shukaku pomagał mu przetrwać te długie, koszmarne noce, ale i tak nie było mu wiele łatwiej.

*

Jednak nie umarli z głodu po zmniejszeniu ich racji żywnościowych. Najwyraźniej człowiek jest w stanie przyzwyczaić się do wszystkiego, gdy nie ma wyboru… Teraz jednak co innego nie dawało mu spokoju.

Temari od kilku miesięcy nie miała okresu. Najpierw Gaara przyjął to z ulgą, w końcu nie musiał przez kilka dni w miesiącu bać się, że ją zabije, nie panując nad sobą. Potem zaczął myśleć, że to dziwne, ale uznał, że nie zna się na kobiecych sprawach, a potem… Nie mógł się już dłużej oszukiwać – coś było bardzo nie tak.

Przypomniał sobie ten dzień, gdy opowiedział Temari, ze swoimi zwierzęcymi, wyczulonymi zmysłami jest w stanie wyczuć jej krew oraz, że krew sprawia, że jeszcze trudniej jest mu nad sobą zapanować…

Był ranek, siedział sam w kuchni, nagle obok niego pojawiła się Temari, jednak on szybciej to wyczuł, niż ją zobaczył, czy usłyszał…

Było to niedługo po jego obietnicy, że się zmieni. Nie ufał jeszcze na tyle rodzeństwu, by opowiedzieć im o sobie wszystko, tak długo przecież ukrywał przed nimi prawdę. Z lękiem czekał na ten dzień, gdy po raz pierwszy poczuje zapach krwi i będzie musiał jakoś sobie z tym poradzić…

Gdy Temari weszła, odruchowo zaczął oddychać przez usta, łudząc się, że to mu pomoże. Tak bardzo się bał, że ją skrzywdzi… Temari uśmiechnęła się do niego i, niczego nie podejrzewając, przeszła obok i wzięła sobie coś do jedzenia.

Gaara zastanawiał się, czy wyjść, zaszyć się w miarę możliwości na te kilka dni w swoim pokoju. Bo jaki niby miał wybór? Nie miał odwagi jej powiedzieć, za bardzo się wstydził. Nie chciał rozmawiać z nią na tak osobisty temat, poza tym wstydził się swojego pragnienia zabijania.

Zerwał się od stołu. Ucieknie. Ale Temari odwróciła się szybko i powiedziała:

- Gaara! Czemu tak szybko uciekasz? To przeze mnie?

Pokręcił głową, wciąż oddychając ustami.

Westchnęła smutno.

- Chcesz zostać sam? Jasne, ja…

- Nie – odezwał się wreszcie.

- Więc jak? - nalegała. Jej spojrzenie było delikatne, martwiła się o niego…

Musi powiedzieć, w końcu co innego mu pozostało? Mieszkają razem, więc… Zacisnął dłonie w pięści i powiedział cicho, nie patrząc na nią:

- Ja… czuję, że… - mówił z trudem, zawstydzony. Opadł ciężko na krzesło koło niej. - Że masz okres i… boję się, że zapach krwi sprawi, że stracę nad sobą kontrolę i… cię skrzywdzę… - wyrzucił z siebie tak szybko jak był w stanie.

- Och… - Temari otworzyła usta i po chwili je zamknęła. - Przepraszam…

Prychnął, wciąż na nią nie patrząc. Serce mocno mu biło.

- Przepraszasz mnie za coś, na co nie masz wpływu? - zapytał cicho, czując jak ze wstydu płoną mu policzki.

- Nie… po prostu przykro mi, że musisz się bardziej męczyć i… Mam wyjść? - dodała niepewnie po chwili wahania.

Pokręcił głową, wciąż nie mając odwagi oddychać przez nos.

- Nie, to też twój dom, więc…

- Nie przejmuj się! - przerwała mu. - Jakoś to ogarniemy i…

Znów pokręcił głową i ruszył w stronę drzwi. Nie był już głodny, całkiem stracił apetyt, w głowie mu huczało…

Gaara ponownie wrócił myślami do rzeczywistości. Musi z nią porozmawiać, martwił się o jej zdrowie… To prawda, cała ich trójka głodowała, ale bał się jakie mogą być przyszłe konsekwencje utraty okresu z powodu niedożywienia…

Wpadł na nią blisko schodów na górę, w salonie. Temari uśmiechnęła się do niego i jak gdyby nigdy nic ruszyła na górę, ale on zatrzymał ją gestem. Okłamuje go… pomyślał ze smutkiem.

- Tak, Gaara? - zapytała ciepło. - Stało się coś?

Zacisnął usta. Tak, stało się…

- Nie masz okresu od kilku miesięcy – powiedział po prostu. Nie miało sensu tego przedłużać. Wiedział, że pewnie nic im nie mówi, bo nie chce ich martwić, w końcu i tak nie byli w stanie nic poradzić na głód w ich wiosce, ale…

Temari gwałtownie zaczerpnęła oddech, a potem spuściła głowę.

- Taak… wiedziałam, że TY będziesz wiedział… - szepnęła. Chyba nigdy nie widział jej tak niepewnej. - Ale to dobrze, nie? - Próbowała się uśmiechnąć. - Bo to znaczy, że już nie musisz radzić sobie z zapachem krwi…

- Nie! - powiedział głośno, ze złością. - Przecież dobrze wiesz, że to nie o to chodzi. Chodzi o twoje zdrowie i…

- Gaara… - przerwała mu, nadal mówiła szeptem, ale on od razu zamilkł, gdy usłyszał jej smutny głos. Ona tak rzadko okazywała przy nim swój smutek. - Ja wiem, ale i tak nic nie możemy z tym zrobić, więc… Staram się znaleźć w tym koszmarze jakąś pozytywną stronę.

- To moja wina… - Nagle uderzyły w niego wyrzuty sumienia. - Gdybym nie… nie brał tego dodatkowego jedzenia od was, to…

Temari zacisnęła mocno powieki. Nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy, ale obserwował jej twarz. Na szczęście byli teraz sami w domu i mogli szczerze porozmawiać. Może to lepiej, że choć Kankuro nie wie? Już i tak wystarczy, że oni się martwią, a bez wątpienia nie brakowało im powodów do zmartwień…

- Nie mów tak. To… pewnie i tak nic by nie dało, dobrze wiesz, jak straszna jest sytuacja w wiosce.

Wiedział. Aż nazbyt dobrze. Gdyby tylko mógł cokolwiek z tym zrobić. Ale nie mógł nic… Był tylko mało ważną osobą w wiosce.

- Od teraz… - zaczął z trudem, tak pełen był żalu i złości na ich obecną sytuację. - To ja i Kankuro będziemy brać na siebie większą część naszych misji i… Może wtedy… - głos mu się załamał.

- Och, Gaara… - szepnęła. Wyciągnęła ręce przed siebie, ale go nie dotknęła.

To był ich umówiony sygnał. Temari wpadła na to jakiś czas temu. Bardzo bolało ją, że nie może go przytulić, ale nie miała zamiaru do niczego go przymuszać. Wtedy opowiedziała mu o swoim pomyśle: gdy poczuje, że chce go za coś pochwalić, pocieszyć lub gdy poczuje do niego w danej chwili większą czułość, wyciągnie ręce przed siebie, jakby chciała go objąć, ale nie zrobi tego.

Gaarze zajęło wiele czasu, by przywyknąć do tego gestu, ale spodobał mu się sam pomysł. Tak, to było bardzo miłe, jednak długo musiał przekonywać samego siebie, by ze strachu nie uciekać na drugi koniec pokoju i nie reagować przyspieszonym biciem serca.

Skinął głową. Zwykle właśnie w taki sposób reagował na jej niby-obejmowanie. To niewiele, ale wiedział, że ona to docenia.

- Proszę cię, nie mów nic Kankuro, niech choć on się nie martwi… - powiedziała po chwili.

Skinął głową. Tak, właśnie taki miał plan.

- Wszystko się jakoś ułoży, przysięgam… - szepnęła, ale Gaara czuł, że sama w to nie wierzy.

*

Jakiś czas po jego przemianie wybrali się we trójkę do Konohy. Było to już po walce z Kimimaro i Gaara wiedział, że będzie to pierwszy raz od tamtej chwili, gdy będą mieli trochę wolnego czasu podczas tego pobytu.

A Gaara miał konkretne plany.

O dziwo, wcale nie musiał wymyślać jakiejś wymówki, by zostać sam. Podejrzanie szybko Temari i Kankuro poszli w dwie inne strony w Wiosce Liścia, a on został sam. Denerwował się, ale wiedział, że nie może się wycofać, bo nie da mu to spokoju.

Ruszył w stronę biura Hokage. Tsunade dość szybko pozwoliła mu wejść, obawiał się, że będzie musiał długo czekać na spotkanie z kimś tak ważnym.

- Witaj, Gaara – powiedziała. W jej głosie nie było wrogości, jakiej się spodziewał. - Co cię do mnie sprowadza? Usiądź.

Usiadł szybko na krześle na wprost jej biurka. Wzrok utkwił w podłodze obok siebie.

- Po pierwsze: bardzo dziękuję za pomoc twoją i twojego rodzeństwa – dodała, gdy już usiadł.

Zaskoczony spojrzał na nią.

- Sasuke nie wrócił do wioski – odpowiedział ponuro.

Tsunade westchnęła ciężko.

- Tak, ale nie to było waszym zadaniem. A ze swojego zadania wywiązaliście się bez zarzutów.

Gaara pomyślał o tym, że Kimimaro umarł sam, ale nie miał sił jej teraz tego tłumaczyć, nie po to tu był…

- A po drugie – kontynuowała. - Słucham cię.

Z trudem przełknął ślinę i powiedział:

- Ch-chciałem panią bardzo przeprosić za… - zabrakło mu słów, choć tak wiele razy planował, co powie. Po chwili milczenia, gdy jedynie ciężko oddychał, odezwał się ponownie. - za moje zachowanie podczas egzaminu.

Tsunade westchnęła z zaskoczenia, ale już po chwili się opanowała i odparła:

- Nie było mnie nawet wtedy w wiosce, nie musisz mnie za to przepraszać.

- Wiem… - odetchnął głęboko. - Po prostu jest pani teraz Hokage, a moje… działania wpłynęły na Konohę, więc chciałem… - zaczął tłumaczyć.

Tsunade uśmiechnęła się do niego lekko i skinęła głową.

- Przeproś Lee – dodała, a jej głos był niespodziewanie delikatny. Nie znał jej zbyt dobrze, ale mimo wszystko nie spodziewał się, że będzie dla niego tak wyrozumiała.

- Ja… w-wiem – odezwał się szybko. - Już to zrobiłem… po walce z Kimimaro.

Tsunade wydawała się być zaskoczona jego słowami.

- Wiesz… zdaję sobie sprawę jak trudne było twoje życie jako jinchuriki i naprawdę… podziwiam twoją siłę.

Skinął głową w podziękowaniu za jej słowa.

- Coś jeszcze, Gaara?

Pokręcił głową i ukłonił się nisko, a potem wyszedł z gabinetu.

Jakiś czas stał, opierając się o ścianę i nie mógł się uspokoić. To nie będzie dziś jego najtrudniejsza rozmowa, ale mimo wszystko bardzo się denerwował.

Gdy doszedł już trochę do siebie, wyszedł na ulicę Konohy. To nie będzie łatwy dzień, ale nie miał zamiaru odpuszczać, nie wiedział, kiedy znów trafi mu się misja w Wiosce Liścia, a dziś wieczorem mieli już wracać do siebie.

Zapytał parę osób i w końcu dowiedział się, że Guy znajduje się na polu treningowym Konohy. Ruszył w tamtą stronę, choć trzęsły mu się nogi.

Ku jego uldze, Guy trenował sam. Zerknął w jego stronę, ale nie przerywał robienia pompek.

Gaara ukłonił mu się i powiedział:

- M-moglibyśmy porozmawiać?

Guy obrzucił go taksującym spojrzeniem, a potem podniósł się i spojrzał na niego.

- Słucham – powiedział spokojnym głosem, jednak się nie uśmiechał.

- Ch-chciałbym porozmawiać z panem o Lee… - zaczął.

Guy westchnął. Po chwili milczenia usiadł na trawie, ocierając pot z czoła. Gaara po chwili wahania usiadł koło niego. Schwytał w rękę kępkę trawy, nerwową ją szarpiąc, by choć trochę się uspokoić.

- Nie wiem, czy pan wie, ale przeprosiłem go po naszej walce z Kimimaro.

- Wiem – odparł krótko.

Gaara szybko skinął głową. Zastanawiał się, czy Guy wie o uczuciu Lee do niego, o ich spotkaniach…

Gaara obserwował Guya, gdy ten bardzo długo milczał. W końcu machnął ręką i powiedział, głośno wzdychając:

- Dobrze, to sprawa między wami, ja jedynie cieszę się, że on…

Gaara zacisnął mocno zęby, ale po chwili zapytał z wahaniem:

- Lee… jego ręka i noga…?

- No cóż… - powiedział powoli Guy. - Lee żyje i to jest najważniejsze.

Gaara szybko odwrócił głowę. Czyli było źle.

- Pan też pomógł mi się zmienić – powiedział nagle Gaara, sam zaskoczony swoją szczerością.

Guy spojrzał na niego.

- Ja?… Niby jak?

Gaara odetchnął głęboko, by dodać sobie odwagi.

- Bo… wspomniał pan, jak wiele znaczy dla pana Lee i ja… pomyślałem podczas egzaminu, że… sam… chciałbym mieć kogoś tak bliskiego. To jak pan go bronił…

Guy przez chwilę jedynie go obserwował.

- Dobrze, zapomnij o tym, Lee żyje, a ja cieszę się, że tu dziś przyszedłeś. I… powodzenia – dodał nagle.

Gaara spojrzał na niego, zaskoczony.

- Tak ogólnie, w życiu – doprecyzował.

Gaara skinął krótko głową i odszedł z pola treningowego. To była dziwna rozmowa, ale czuł ulgę, że się na nią zdobył.

Przez chwilę spacerował po wiosce, obserwując ją uważnie. Było tu tak ładnie, wtedy był zbyt pełen nienawiści do wszystkiego, by w ogóle zwracać na to uwagę.

Wreszcie skierował się w stronę domu Nara, który ktoś na ulicy mu wskazał i zastukał. Otworzył mu Shikamaru. Cofnął się lekko z zaskoczenia, gdy go tu dostrzegł.

- Och… - szepnął. - Gaara.

Ale już po chwili się uspokoił i uśmiechnął do niego.

- Proszę, wejdź. Jesteś tu w jakieś służbowej sprawie? - zapytał, gdy szli w stronę salonu.

- Tak, w wiosce. Ale u ciebie… Jestem prywatnie – powiedział nieśmiało.

- Jasne, napijesz się czegoś?

- Nie…

Gdy już usiedli, Shikamaru spojrzał na niego z ciekawością.

- Słucham więc.

Gaara ponownie odetchnął głęboko i zaczął:

- Chciałem… cię przeprosić. - Pochylił się, zawstydzony. - Za to, co mówiłem wtedy w szpitalu, gdy chcieliście z Naruto bronić przede mną Lee – mówił szybko. - I… przepraszam za to, że przestraszyłem tak ciebie i twoją drużynę w lesie podczas egzaminu, że… chciałem… - z trudem kontynuował – was wtedy zabić. - Zamilkł, czekając na jego słowa.

Shikamaru westchnął głośno i odezwał się:

- No wiesz… tak, to było okropne, ale…

Gaara w końcu odważył się wyprostować. Zobaczył jak Shikamaru wzruszył ramionami.

- To już minęło, a liczy się to, co potem było między naszymi wioskami.

Nagle posmutniał.

- Wiesz… Naruto też nie miał łatwego życia. Oczywiście nie jestem nim, ale co nieco widziałem, jak go traktują i… rozumiem, że nie było ci łatwo.

Gaara jedynie skinął głową. Zaskoczyły go słowa Shikamaru, ale cieszył się, że i on mu wybaczył. Ludzie w Kohosze naprawdę są wyjątkowi.

Wstał nagle i ukłonił się lekko przed Shikamaru. Pożegnał go i wyszedł ponownie na ulicę Konohy. Skierował się w stronę hotelu, musi wreszcie trochę odpocząć po tych trudnych rozmowach…

Nagle zaczął się źle czuć. Tak, zaraz będzie miał atak i… Cholera. To pewnie przez te wszystkie emocje dzisiejszego dnia. Zmusił się, by przyspieszyć kroku. Nie miał zamiaru robić przedstawienia na środku ulicy, więc…

Zachwiał się. Czuł się coraz bardziej słaby. Jeszcze trochę, musi dać radę…. Ciekawe, gdzie jest teraz jego rodzeństwo?

- Gaara! Co ci jest? - Usłyszał nagle zdenerwowany dziewczęcy głos za sobą. Zmarszczył brwi. Nie mógł sobie przypomnieć, do kogo należy. Odwrócił się z trudem.

Tenten. Z drużyny Lee. Nie wiedział jak się zachować. Coraz bardziej kręciło mu się w głowie, ale nie chciał być dla niej niemiły…

- Nic mi nie jest… - odparł z trudem. - Trochę mi słabo, ale sam sobie poradzę. Zaraz dotrę do hotelu i… - Nagle urwał, zaskoczony, bo Tenten zarzuciła sobie jego ramię na szyję, by pomóc mu iść.

Z trudem stłumił w sobie lęk, ale nie chciał być dla niej niemiły, a nie miał ani czasu ani sił, by tłumaczyć jej prawdę.

- Pewnie coś się stało podczas misji, prawda? Dlatego jesteś w tak złym stanie? - zgadywała.

Nic na to nie odpowiedział, może lepiej, że tak myśli?

- Dziękuję… - szepnął.

Zaśmiała się cicho.

- Spoko, to nie problem. Jesteś w Konosze z rodzeństwem? - zapytała, gdy szli.

Na szczęście nie byli daleko od hotelu, bo i tak za dużo osób zwracało na nich uwagę.

- Tak.

- Ok. Gdzie teraz są? - zapytała, zerkając na niego.

Odpowiadał z coraz większym trudem. W głowie mu się mąciło.

- Nie wiem, poszli gdzieś…

- Poszukać ich?

Na szczęście dotarli już do hotelu. Tenten zaprowadziła go do pokoju. Usiadł ciężko na łóżku i zastawiał się, co zrobić, by wyszła, nim zobaczy za wiele. Jeszcze powiedziałaby Lee…

Tenten ruszyła w stronę kuchni.

- Poczekaj, zrobię ci herbatę, może od niej poczujesz się trochę lepiej – powiedziała.

- Nie, nie trzeba, dam sobie radę. Zaraz pewnie przyjdą. Dziękuję ci.

Uśmiechnęła się szeroko. Patrzył na jej rozpromienioną twarz i pomyślał, że cieszy go, że Lee ma w drużynie tak miłą koleżankę. Jej dwa koki w jakiś sposób przywodziły mu na myśl fryzurę jego siostry.

- To dobrze – odparła i usiadła niedaleko niego na krześle.

Już miał poprosić ją, by wyszła, ale… Musi najpierw zadać jej pewne pytanie, które nie dawało mu spokoju, odkąd się dziś spotkali.

- Tenten… Dlaczego jesteś taka miła? Po tym, co ja i Temari zrobiliśmy tobie i Lee…

- Przecież ona dzisiaj… - zaczęła, ale nagle umilkła.

- Tak? - zapytał, nie rozumiejąc.

Nagle dziwnie się zmieszała, jakby nie chciała powiedzieć mu reszty zdania.

- Nie, nic – dodała szybko, a on uznał, że nie będzie naciskać, choć dość mocno dziwiły go słowa Tenten.

Westchnęła i zamyśliła się na chwilę.

- Nic mi nie jest, jak widzisz. A ja… pomyślałam… Wiesz, Neji, chłopak z mojej drużyny, przechodził przez ciężkie chwile, tak samo jak i ty. I… był trudną osobą, nie tylko dla swojej drużyny, ale… zmienił się po egzaminie, dzięki Naruto. Zawsze chciałam, by wszystko się wreszcie między nami ułożyło i udało się. Po prostu jestem wdzięczna i chyba lepiej rozumiem, że nie tylko on musiał wiele w życiu wycierpieć…

Tenten mówiła i mówiła. Najpierw słuchał, wzruszony jej słowami i dobrocią, ale po chwili poczuł, że dłużej już nie zdoła powstrzymywać ataku.

- Jesteś taki dobry, Gaara – usłyszał jeszcze jak przez mgłę jej słowa. - Dla Lee. Wiem, że dużo ostatnio rozmawialiście, nie bardzo rozumiem, co między wami jest, ale… on zawsze cieszy się na te wasze rozmowy… - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

Gdy się ocknął, dostrzegł niewyraźnie obok siebie Temari i Kankuro. Pierwsze, co powiedział, wciąż niewyraźnie po przebytym wysiłku, to:

- Gdzie… jest Tenten?

Kankuro westchnął i od razu mu odpowiedział:

- Nie ma jej. Usłyszeliśmy od kogoś na ulicy, że… ktoś dziwnie szedł, jakby coś mu dolegało. Właśnie mieliśmy wracać do hotelu, spotkaliśmy się przypadkiem. Od razu pomyśleliśmy, że to może ty i… pobiegliśmy do pokoju.

Miałeś wtedy początek ataku, Tenten stała koło ciebie przerażona i próbowała ci jakoś pomagać, ale to nic nie dawało i… zaczęliśmy coś bredzić, że masz gorączkę i to dlatego się tak dziwnie zachowujesz i… wtedy udało nam się ją stąd wyrzucić.

Ale ona uparła się, żebyśmy jak najszybciej powiadomili ją, gdy poczujesz się lepiej. Ten Lee ma naprawdę wspaniałą przyjaciółkę. - Uśmiechnął się pokrzepiająco do Gaary. - Nie bój się, pewnie się nie domyśliła.

Gaara w milczeniu pokiwał głową, był zamyślony.

- Lepiej się już czujesz? - delikatnie zapytała Temari.

- Tak, lepiej…

*

Kolejnego dnia Gaara szedł ulicą Konohy, gdy nagle wpadł na Nejiego. Nie przejął się tym, planował go pozdrowić i pójść przed siebie, ale on wtedy zagrodził mu drogę.

Zaskoczony Gaara zerknął na niego pytająco.

- Słuchaj! - krzyknął Neji. - Co ty zrobiłeś z Lee?

Gaara zmarszczył brwi. Nie rozumiał.

- Co… mu zrobiłem? - powtórzył, ale to jeszcze bardziej rozzłościło Nejiego.

- Tak! Ty! On jest ostatnio… taki zamyślony, smutny. Dobrze wiem, że jest coś między wami. Słyszałem jak mówił kiedyś Tenten, że bardzo mu na tobie zależy. Pomyślałem, że to dobrze, że ma kogoś bliskiego, ale…

Innego dnia zobaczyłem was razem. On chciał cię objąć, gdy szliście ulicą, ale w ostatniej chwili się powstrzymał jakbyś mu zakazał i potem szedł tylko obok i wydawał się być bardzo smutny. DLACZEGO?! - ryknął.

Gaara nie poruszył się. Nie miał ochoty tłumaczyć mu swoich powodów. Gdyby był dawnym sobą już by krzyknął: „Taak? A powiedz mi, ty jesteś taki lepszy dla niego? A kto drwił z niego przez tyle lat, uważał za gorszego od siebie?!”. Zamiast tego milczał, zastanawiając się jak grzecznie uciec od Nejiego.

- Unieszczęśliwiasz go! - nadal krzyczał, a Gaara dostrzegł kątem oka, że zaczyna się zbierać wokół nich spory tłum. Jeszcze tego mu brakowało…

- Nie… posłuchaj. - Uznał w końcu, że powie mu prawdę. Nie sądził, że Neji da mu wtedy spokój, ale i tak uznał, że to zrobi. - Chodzi o to, że ja…

- Przestań! - Usłyszał krzyk za sobą. Odwrócił się szybko. To był Lee! - Jesteś okropny, Neji! Gaara wcale nie musi ci się tłumaczyć i ja wcale nie jestem przez niego nieszczęśliwy, wręcz przeciwnie! To ty jesteś okropny, bo…

Gaara poruszył się niespokojnie. Czuł, co Lee chce właśnie powiedzieć i planował go przed tym uchronić. Wiedział, że go to boli, ale może to nie był dobry moment, by wywlekać złe sprawy z przeszłości?

Otworzył szybko usta i powiedział:

- Nie, Lee… przestań, sądzę, że Neji chciał cię tylko chronić, chciał dla ciebie dobrze i…

Ale Lee pokręcił głową.

- Wiem, Gaara, że jesteś taki dobry, ale powiem to w końcu: Neji, byłeś dla mnie niemiły przez wiele lat i… nie sądzę, byś mógł teraz mówić Gaarze, co robi źle, a co dobrze. - Spojrzał mu ze smutkiem w oczy i dodał:

- Do zobaczenia, Neji.

I odeszli razem z Gaarą. Gaara zapytał po chwili milczenia:

- Nie żałujesz tych słów?

Lee zamyślił się.

- To nie tak, że to palnąłem w złości. Ja NAPRAWDĘ od lat myślałem, że muszę mu to powiedzieć, że był niesprawiedliwy. Starałem się być spokojny i, kto wie? Może to jednak zmieni coś na lepsze między nami? - Uśmiechnął się do Gaary.

- Mam nadzieję – odpowiedział.

*

Wieczorem natknął się na Naruto i bardzo go to ucieszyło. Zawsze bardzo za nim tęsknił, jednak nie chciał mu się narzucać.

Naruto zaproponował mu, by poszli razem do jego mieszkania, by móc spokojnie porozmawiać. Gaara chętnie się zgodził. Miał naprawdę dość tłumów.

Usiedli i przez jakiś czas rozmawiali na nieistotne tematy, choć raczej to głównie Naruto gadał i gadał… Ale Gaarze zupełnie to nie przeszkadzało. Lubił go słuchać.

Jednak w pewnej chwili zeszli na dość drażliwy temat… Zabijanie. Gaara nie planował się odzywać, przecież Naruto mniej więcej znał jego przeszłość. Poza tym był przekonany, że KAŻDY jinchuriki ma wiele osób na sumieniu, więc nawet ktoś tak wspaniały jak Naruto.

A on wtedy powiedział smutnym głosem:

- Ciężko mi to znieść, wiesz, Gaara? Zabiłem w życiu jedną osobę i…

Gaara przestał go słuchać. W głowie mu szumiało. JEDNĄ? Przesłyszał się, prawda?! Przecież to zupełnie niemożliwe…

Z trudem nad sobą panując, przerwał Naruto i zapytał:

- Kogo zabiłeś?

A Naruto, nieprzejęty jego reakcją, odpowiedział:

- To był zdrajca z Suny, wtedy, gdy ty zostałeś porwany. Poczułem taką wściekłość… Że on cię zdradził, był w waszej Radzie i… Nie wytrzymałem, choć mogłem przecież tego uniknąć… - Naruto zamilkł, wyraźnie pełen wyrzutów sumienia.

W głowie Gaary nadal huczało. I w końcu zdołał z siebie wydusić:

- Więc to moja wina…

Naruto natychmiast zaprotestował:

- Nie! Nie twoja! Ciebie tam nawet nie było, mogłem zostawić to Kakashiemu, jak zawsze, ale… CHCIAŁEM ci jakoś pomóc, nie wiem jakim trzeba być potworem, by zdradzać wioskę, mieszać!

Gaara dodał po chwili:

- Ja… zabiłem w życiu tak wielu, że… nawet ich nie pamiętam, ich twarzy, imion, nie wiem, ilu ich było, wiem tylko, że wielu…

Naruto pochylił się nad nim i powiedział pocieszająco:

- Nie myśl już o tym, wiem, że jesteś teraz wspaniałym człowiekiem i… wybacz, że zacząłem ten temat, sam nie wiem, dlaczego. Po prostu mi to ciąży, ale to nieważne. Pogadajmy o czymś innym! - dokończył, udając wesołość, ale Gaara pokręcił głową.

- Nie… chcę coś dodać. Powiedz mi – spojrzał w oczy Naruto – JAK… jak to możliwe, że nigdy nie zabiłeś jako… jako jinchuriki?

Powiedział to, w końcu powiedział… Miał nadzieję, że jego głos był wystarczająco spokojny. Musi się dowiedzieć…

Naruto otworzył usta, ale po chwili wyjaśnił:

- Ja… miałem cholerne szczęście, bliskich obok siebie… Tata przed swoją śmiercią zapieczętował we mnie Kuramę, potem Jiraiya odnowił pieczęć. Wiem, że Kakashi, Iruka i inni pilnowali mnie, bym niczego nie nawywijał… Potem w moim życiu pojawił się Yamato i on… umie panować nad Kuramą i wiele razy to dla mnie robił.

Wiem, że raz… - Ze wstydem pochylił głowę. - Niemal zabiłem Jiraiyę, miał paskudną bliznę na piersi, ale… jednak nic poważniejszego się nie stało.

Zamilkł, a Gaara nadal nie umiał się uspokoić. Tyle osób, tyle imion… Jego tata zrobił coś dla niego nawet przed śmiercią. Mistrzowie, bliscy… - Mocno zacisnął pięść. - A on KOGO miał?

Jedyną osobą w Sunie, która mogłaby mu pomóc z Shukaku był jego własny ojciec… który niemal nigdy tego nie robił, wolał patrzeć ze złośliwym uśmiechem jak jego syn zabija, by potem móc powiedzieć: „Widzicie? Trzeba go zabić, on jest potworem”.

Nagle przypomniał sobie o Yashamaru, który na rozkaz jego ojca SPECJALNIE go denerwował i zranił, by go sprowokować.

Mocno zacisnął powieki. To NIE BYŁA wina Naruto, nikogo z Konohy. Wiedział, że jego mistrz, rodzeństwo także się starali, jednak nie mieli w sobie tyle sił… Otworzył szeroko usta, by móc głęboko oddychać.

- Gaara! Co ci się dzieje? - zapytał zdenerwowany Naruto.

Gaara pokręcił głową.

- Nic… tylko się trochę wkurzyłem, że moje życie tak nie wyglądało, ale to nie twoja wina… Muszę już iść, dziękuję za rozmowę, potem się… zobaczymy… - Wstał z trudem i ruszył do drzwi.

- Gaara! A może cię odprowadzę do hotelu? - zaoferował Naruto, biegnąc za nim.

Gaara ponownie pokręcił głową.

- Nie, ale… mam nadzieję, że doceniasz jak wiele wspaniałych osób masz w swoim życiu, prawda? - zapytał.

- Co? - Naruto najwyraźniej nie rozumiał, ale Gaara nie miał sił, by mu to wyjaśniać.

- Nie, nic. Do zobaczenia. I jeszcze jedno: przepraszam, że nie było mnie przy tobie po śmierci Jiraiyi. - Gaara w końcu wypowiedział na głos, coś, co od dawna nie dawało mu spokoju, ale Naruto jedynie wytrzeszczył oczy w zaskoczeniu.

- Nie… nie przejmuj się tym, pewnie byłeś zajęty własnymi sprawami, ja miałem przy sobie Shikamaru i Kakashiego.

Gaara uśmiechnął się z trudem i wyszedł na powietrze…

*

Następnego dnia był ostatni dzień ich pobytu w Konosze. Gaara bardzo cieszył się wspaniałym jedzeniem, ale wiedział, że już niedługo wrócą do głodowania… Trudno, to była kolejna z niesprawiedliwości w jego życiu, ale co mógł na to poradzić?

Kiedyś zabijałby losowych ludzi, by poczuć się trochę lepiej, teraz już po części nauczył się godzić z losem.

Widział wyraźnie, że jego rodzeństwo również ma coraz bardziej ponure nastroje, gdy nadchodziła pora wyjazdu. Wyszli z pokoju hotelowego z samego ranka i wieczorem mieli spotkać się przed bramą w Konosze, by wrócić do siebie.

Temari czekała na Kankuro. Mieli jeszcze trochę czasu do powrotu. Przechodziła niedaleko grupki osób w jej wieku, planowała stamtąd uciec, nadal pamiętała, że ona i jej bracia wcześniej byli dla nich okrutni.

Ale wtedy dostrzegła, że… chyba Ino macha do niej radośnie i krzyczy:

- Ej, Temari! Cho do nas!

Byli tam także Shikamaru, Choji i Tenten. Poczuła się nieswojo, ale nie chciała uciekać, więc podeszła do nich powoli. W nozdrza uderzył ją mocny, cudowny zapach grillowanego mięsa. Niemal zaczęła się ślinić.

- Wybaczcie, ale muszę już iść, rodzeństwo na mnie czeka i… - wypaliła, by móc stąd uciec, nim rzuci się na jedzenie jak zwierzę.

Wtedy Tenten machnęła ręką i powiedziała:

- No dobra, ale najpierw zjedź coś z nami, ok?

Nie umiała dłużej walczyć z samą sobą. Może i od kilku cudowny dni mogła jeść, ile chciała, to jednak ciało nie umiało najeść się na zapas… Nadal czuła się ciągle głodna.

Nieśmiało skinęła głową i usiadła obok.

- Ale nie mam przy sobie pieniędzy – powiedziała. Cóż, w ogóle niemal NIE MAJĄ pieniędzy…

Wtedy Choji wzruszył ramionami i powiedział, z ustami pełnymi mięsa:

- To my zapłacimy, w końcu jesteś tu gościem!

Skinęła głową i wybełkotała:

- Bardzo dziękuję…

Wciąż miała wrażenie, że Shikamaru gapi się na nią uporczywie, jakby próbował coś zrozumieć… Czyżby się domyślił, że Suna ma kłopoty finansowe? pomyślała z lękiem. Wiedziała jak bardzo ona i jej bracia schudli od ostatniej wizyty w Konosze… A może widział, że nie umie odwrócić wzroku od jedzenia?

Zaczęła jeść powoli i spokojnie, choć w myślach krzyczała z rozkoszy. Jakie to było pyszne… W pewnej chwili zmusiła się, by odsunąć od siebie talerz. Dość. Tak bardzo musiała się starać, by nie jeść dalej… Ale musi udawać.

Jej wioska byłaby wściekła, gdyby komuś wygadali. Ciągle tylko powtarzali jak ważna jest opinia innych… A nawet gdyby powiedziała, to co? Dostałaby trochę pieniędzy od Shikamaru i reszty i tyle. Oni nie mogli im w żaden sposób pomóc… Dość takich myśli!

Stała gwałtownie i powiedziała, ocierając usta:

- Więc… muszę już iść.

- Jasne! - Ino uśmiechnęła się do niej. Czemu oni wszyscy są tacy mili?! Temari nie przywykła do tego. W jej wiosce ludzie nie byli tacy… - To co? Weź coś na drogę, nie? Dla siebie i braci! - powiedziała radośnie.

Temari wahała się. Z ich trójki to Kankuro był najbardziej wyczulony w tej kwestii. Pewnie by się wściekł, że „bierze od kogoś jedzenie”. Ale… nie umiała się powstrzymać. Myśl, że będą mieli jeszcze jeden posiłek przed głodówką wydawał się szczytem jej marzeń…

- Na pewno to nie problem? - zapytała jeszcze.

Shikamaru pokręcił głową, nadal milczał, a Choji powiedział:

- Jedzenia nigdy za wiele! Jasne, zapakujemy ci!

- A mogę prosić o grillowane warzywa zamiast mięsa dla Gaary? - zapytała.

- Och! Gaara jest wegetarianinem? - zapytała zaciekawiona Ino.

Temari skinęła głową.

- Fajnie! Nie wiedziałam. Jasne, że tak!

Ukłoniła się i zabrała ze sobą pakunek. Pożegnała się z nimi, czując wzruszenie i ruszyła w stronę bramy…

Gdy tylko zniknęła za róg, zerknęła do opakowania i zmusiła się, by czegoś nie zjeść. Ten obłędny zapach… Przymknęła oczy. Stanęła koło bramy i czekała. Braci jeszcze nie było. Po chwili podszedł do niej Kankuro.

Tak jak się spodziewała, krzyknął, gdy tylko wyczuł zapach mięsa:

- Skąd ty to masz?!

Zacisnęła usta i powiedziała:

- Shikamaru i reszta mi dali…

- Co?!

- Zamknij się! - ryknęła. Wtedy podszedł do nich Gaara. Zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział na ich kłótnię.

- Słuchaj… uparli się.

- Domyślili się?!

- Nie, chyba nie! - odpowiedziała ze złością. - Po prostu… właśnie jedli, poczęstowali mnie i powiedzieli, że będziemy mieli coś smacznego na drogę, w końcu do Suny jest daleko!

- Nie! Masz to im natychmiast oddać i…

- To se oddaj swoją część! - krzyknęła ze złością, pochylając się w jego stronę.

Wtedy odezwał się Gaara.

- Przestańcie. Prezentów się nie zwraca. To tylko trochę jedzenia, nic się nie stało, Kankuro.

Kankuro zacisnął usta i wyszedł za bramę. Szedł szybko, ze złością.

- Ok! Ale nie będziemy tego teraz jeść! - krzyknął, a oni go dogonili.

Ale gdy tylko dotarli na tyle daleko, by nikt nie mógł ich dostrzec, we trójkę rzucili się na jedzenie… Jedli łapczywie aż nic nie zostało. Temari czuła się z tym dziwnie, gdy widziała zawstydzone spojrzenia braci, zrozumiała, że oni także. Ale milczeli, co mieli powiedzieć?

W głodowaniu było coś nieludzkiego, upokarzającego, obdzierającego z godności. Ale byli w tym razem, mimo wszystko.

- Wiesz… - powiedział nagle Gaara, gdy otarli dłonie i twarze i ruszyli w drogę. - Czemu Tenten coś o tobie wspominała?

- Och… - Temari poczerwieniała. - Bo ja… gdy się rozdzieliliśmy poszłam… ją przeprosić, za to, co zrobiłam jej na egzaminie…

Kankuro wytrzeszczył oczy i krzyknął:

- Serio?! A ja byłem u Shino i Konohamaru!

Oboje zaśmiali się serdecznie, a Gaara milczał.


KONIEC

2.4.23, 23:51

(12 str.)