piątek, 31 marca 2023

Jak wygrać z przeznaczeniem?

Loki siedział na fotelu i rozmawiał ze swoim bratem. Tak naprawdę nigdy szczerze nie rozmawiali. Thor i reszta Asgardu zawsze traktowała go z góry. Jako tego gorszego, złego, nienormalnego. A on jedynie pragnął być sobą, choć wiedział jak bardzo różni się od nich. On, lodowy olbrzym.

- To jak to w końcu jest z tą twoją płcią, co? - zapytał go Thor, a on, zaskoczony, uniósł głowę. Thor nigdy wcześniej go o to nie zapytał, czyżby się bał?

- Płeć? - Zaśmiał się lekko. - A po co bogowi płeć, powiedz mi?

Ale Thor jedynie otworzył usta, nie mogąc znaleźć właściwych słów.

- Ta… wiem, wiem… - powiedział zrzędliwym tonem. - Ty i inni tak na to nie patrzycie. Tak, przez większość mojego życia BYŁEM mężczyzną, miałem męskie ciało, ale… nie zawsze. - Uśmiechnął się szeroko, a wtedy Thor wyraźnie się skrzywił.

Loki westchnął.

- Masz na myśli… tamtego konia… klacz? - powiedział, czerwieniejąc i odwrócił wzrok.

Loki odrzucił do tyłu głowę i zaśmiał się serdecznie. Lubił to wspomnienie.

- Tak, między innymi mam na myśli „tę klacz”.

- A… my nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Ty… wtedy…. Bardzo nam pomogłeś – Thor plątał się, tak był zawstydzony.

Loki odrobinę spoważniał. To wspomnienie nie było w pełni szczęśliwe.

- Tak, pomogłem i nikt nigdy nawet mi za to nie podziękował… - powiedział w zamyśleniu.

- Przepraszam! - wypalił Thor. Zachowywał się dziś inaczej niż zwykle i Lokiego to zastanawiało.

- Nie przepraszaj… - Loki zapatrzył się przed siebie. - W końcu to nie twoja wina… Nie ty wymyśliłeś mitologię, tylko ci szaleni ludzie i… ja jestem ich marionetką. - Nagle zerknął na swojego przybranego brata. - I ty też, ojciec. My wszyscy.

Czasem tego nienawidzę… Myśli, że zupełnie na nic nie mam wpływu, w przeciwieństwie do nich. To czy ja w ogóle mogę powiedzieć, że znam siebie?

- Co? - zapytał głupio Thor. Wyraźnie nic z tego nie rozumiał. On był zawsze od walki, siły. A Loki od inteligencji. I przebiegłości, za którą tak go nienawidzono.

- No bo… - zaczął cierpliwie Loki, gotów choć raz wyjaśnić mu wszystko, co go trapi. - Pomyśl… skoro zostaliśmy stworzeni na potrzeby mitologii, to nie mamy wpływu na własne zachowanie. Bo co możemy? MUSI być tak, jak zostało napisane, więc… Skąd mam znać prawdziwego siebie? Może prawdziwy „ja” w ogóle nie istnieje?…

Thor nadal milczał, ale Loki nie zwracał już na niego uwagi.

- Czasem myślę… gdybym był taki jak ty… - Westchnął, po raz pierwszy miał odwagę powiedzieć to na głos, ale jego brat otworzył gwałtownie usta.

- Co? - zapytał zaskoczony. - Mną? Czemu chciałbyś być mną?! Przygłup od machania młotem… - burknął smutno, a Loki wytrzeszczył czy. Nie miał pojęcia, że on tak o sobie myśli.

- Świr, co pieprzy się z każdym, co chwilę zmienia płeć i tylko kombinuje, komu dziś narobić kłopotów – powiedział, szczerze się uśmiechając. - Będziemy się tak licytować? To nic nie da… Ale to miłe, że jednak nie myślisz o mnie tak źle…

Thor nagle pochylił się nad nim. Loki zamarł, nie mając pojęcia, czego się może po nim spodziewać. A on wtedy położył Lokiemu rękę na ramieniu. Loki był tym kompletnie zaskoczony, ale uśmiechnął się do niego ciepło.

- Nie myślę o tobie źle, Loki – powiedział wreszcie Thor. - Czasem… jestem na ciebie zły, tak, ale… nie chciałbym, by cię zabrakło.

Loki się roześmiał. Choć jego myśli były dziś raczej ponure, nie czuł smutku. Chyba już dawno temu przywykł do tego, jak wygląda jego los. I że nie może go w żaden sposób zmienić. Więc co mu pozostało? Zaakceptować go…

- Nie zabraknie, nie bój się.

Thor poruszył się nerwowo, a potem zapytał:

- To powiesz mi… jak to wtedy było? Jak się czułeś?

Loki nie musiał pytać go, co ma na myśli. Wiedział. Zamyślił się przez chwilę, przypominając sobie to.

- Ja… nie planowałem tego. - Skrzywił się. - Zastanawiam się czasem, czy to choć po części była MOJA decyzja, czy też to cholerne przeznaczenie mnie do tego popchnęło… Chciałem wam pomóc, bardzo mi na tym zależało, chciałem jakoś zadośćuczynić za wszystkie moje występki i… pomyślałem, że to dobry pomysł. Szczerze mówiąc, żaden inny nie przyszedł mi do głowy.

Więc w jednej chwili zamieniłem się w klacz. I… wtedy nie byłem już dłużej sobą. Wtedy pierwszy raz w życiu przemieniłem się w zwierzę i… bardzo mnie to zaskoczyło, uderzyło. Mój umysł, umysł istoty myślącej, był gdzieś tam, dość głęboko zakopany, a na wierzchu… było zwierzę. Jego lęki, instynkty.

A tamten koń niemal natychmiast podszedł do mnie, nie miałem nawet czasu, by to sobie ponownie przemyśleć, bo mój umysł był wtedy bardzo powolny. I on… - Uśmiechnął się do niego złośliwie. - Wiesz, co było dalej.

Thor odetchnął głęboko i zaczął mówić, ze wzrokiem wbitym w ziemię.

- Gdy zrozumiałem, CO ty chcesz zrobić, było już za późno, ten koń był już obok ciebie, a ja… przeraziłem się. - Loki poczuł wzruszenie. Czyżby jego braciszek jednak go kochał?… - Chciałem jakoś ci pomóc, odciągnąć go od ciebie, ale nie byłem w stanie.

- Poczułem ból – mówił dalej Loki. - Nigdy wcześniej nie byłem w takiej sytuacji. To było nawet… przyjemne, nie będę zaprzeczał. - Wyszczerzył zęby do Thora, jakby spodziewał się jego oburzenia, ale Thor w żaden sposób nie zareagował, skupiony na słuchaniu go. - Zwierzęce instynkty. Cieszę się, że mogłem doświadczyć czegoś tak fascynującego.

Ale potem… przyznaję, zacząłem się bać… - powiedział cicho.

Thor wydawał się być przerażony, słysząc te słowa brata.

- Czemu? - zapytał.

Loki odwrócił od niego wzrok.

- Coś kazało mi wtedy odejść od was, zniknąć z Asgardu. Zamieszkałem w lesie, znów miałem ciało boga. Podobał mi się ten czas, wiesz? Byłem… wolny. Zwierzęta mnie nie oceniały, nie szeptały, że jestem bogiem kłamstw i że jestem zakałą, że lepiej by było, żebym zniknął na zawsze…

- Ja nigdy tak nie myślałem! - zaprotestował ogniście Thor.

Loki zachichotał i powiedział ironicznie:

- Och! Wzruszające. - po chwili mówił dalej: - To był spokojny czas. Spacerowałem po lesie, jadłem, co udało mi się znaleźć i dużo rozmyślałem. Po jakimś czasie… zaczął boleć mnie brzuch. - Loki skrzywił się na to wspomnienie.

Zignorowałem to, ale ból powracał, był coraz silniejszy. Potem zrobiło mi się niedobrze i… wtedy zrozumiałem. To było… przyznaję, przeraziło mnie to. Szybko zamieniłem się na powrót w klacz i to mi chyba pomogło.

Tak jak ci powiedziałem, jako koń nie czułem tego lęku, wątpliwości… A potem stało się coś, co myślałem, że nigdy NIE MOŻE mi się przydarzyć. Urodziłem, sam, bez niczyjej pomocy. To bolało, cholernie długo trwało a ja byłem przerażony, ale… - Westchnął. - Co innego mi pozostało? I tak czułem, że WY byście mi nie pomogli, nie zrozumielibyście.

A potem urodził się Sleipnir a ja naprawdę poczułem do niego miłość. - Loki uśmiechnął się, choć widać było, że sam jest nadal tym wszystkim zaskoczony. - Był piękny, dostojny. CHCIAŁEM zabrać go ze sobą do Asgardu, ale czułem, że wy nie zrozumiecie.

Martwiłem się. W końcu byłem już na Tęczowym Moście i pojawił się Odyn. Ucieszył się, że mnie widzi, a ja poczułem wzruszenie. Więc jednak mu na mnie zależy?… pomyślałem. Poszliśmy do pałacu, a on kazał mi „zostawić konia w stajni”. Serce mi mocno zabiło, ale wtedy…

Powiedziałem mu, powiedziałem głośno „Nie, bo to jest mój syn”. Odyn był całkiem zaskoczony, a ja wtedy zorientowałem się, że ty też wszedłeś tam chwilę temu i teraz słyszysz moje słowa. Jęknąłeś wtedy głośno, pamiętasz? - Spojrzał na Thora.

Potem służący rozpaplał to wszystkim wokół i… jedyne, co osiągnąłem to to, że stałem się według wszystkich Asów jeszcze większym dziwakiem… A ty milczałeś jak zaklęty na ten temat, pewnie się obawiałeś, więc… zostałem z tym sam.

Minął jakiś czas a ja przestałem już o tym wszystkim myśleć, wtedy… znów poczułem to coś, ten… przymus. Zrozumiałem, co to oznacza. Pobiegłem do lasu, omijając was wszystkich. Czułem lęk, że oto znów się w coś wplączę, ale także… podekscytowanie, tak jak wtedy.

Gdy już znalazłem się w lesie przemieniłem się w wilka. Czułem, że to właśnie to miałem zrobić, ale nie umiałbym nikomu tego wytłumaczyć. Czekałem tak jakiś czas, zdziwiony i zdezorientowany i wtedy… z lasu wyszedł drugi wilk.

Wilczyca. Moje nowe, wilcze zmysły od razu to rozpoznały. Poczułem dzikie, zwierzęce pragnienie. A ona zaczęła się o mnie ocierać i skamleć. Nadal mój umysł był ludzki, więc czułem dziwny opór, ale… znów zwierzęce instynkty wzięły nade mną górę.

Potem już niewiele pamiętam, stałem się w pełni zwierzęciem. Domyśliłem się niemal od razu, że ona niedługo urodzi mi dziecko, w końcu tylko o to chodziło tym szalonym ludziom – o potężne hybrydy.

Pozostawałem wilkiem przez dwa miesiące. Przez cały ten czas opiekowałem się nią i znów czułem się nadspodziewanie dobrze jako zwierzę. Ona w końcu urodziła mi Fenrira. Był pięknym, silnym wilkiem, ale ja wiedziałem już… znałem przepowiednię: „Jego narodziny będą zwiastować koniec boskiego świata”. Nie chciałem tego, bardzo nie chciałem, ale…

Nie chciałem także, by mój wspaniały, silny syn umarł lub mieszkał wśród innych wilków. Odbyłem rozmowę z jego matką – ciężko to wyjaśnić, ale jako dwa wilki mogliśmy się w pewnym stopniu porozumiewać.

Chciała zatrzymać go u siebie, ale w końcu się zgodziła. Chciałem, by był ze mną. Chciałem zabrać go ze sobą do Asgardu i obiecałem jej, że nic mu się nie stanie. W końcu poszliśmy, a gdy tylko pojawiliśmy się na moście, wszyscy Asowie zaczęli wrzeszczeć, gdy zobaczyli tak wielkie zwierzę, które może ich skrzywdzić.

Długo wtedy kłóciłem się z Odynem i Frigg, ale byłem nieustępliwy. To mój syn i będzie mieszkał ze mną. Zgodzili się w końcu, obiecałem, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, by nikogo nie skrzywdził. I nie skrzywdził. - Spojrzał na Thora zmęczonym wzrokiem. - Ale czy mogę obiecać coś takiego, gdy… gdy nastanie Ragnarok?

Wtedy nie będę miał już na nic wpływu. Fenrir zabije Odyna i… - Zacisnął mocno pięści.

Thor przez chwilę walczył ze sobą, ale w końcu powiedział:

- Sam mówiłeś, że to wymyślili ci durni ludzie…

- Tak, ale… i tak czuję się winny. Może mógłbym coś zrobić, bardziej się postarać… sam już nie wiem. - Loki uśmiechnął się smutno.

Od jakiegoś czasu polubiłem odwiedzanie ludzkich barów, zamienianie się w piękną kobietę i uwodzenie mężczyzn z Ziemi.

Thor poruszył się nerwowo.

- Och, daj spokój, braciszku! - zaprotestował Loki. - Taki mam już gust i tyle, ty wolisz uwodzić piękne panie i ja nie…

- Nie – przerwał mu Thor, dziwnie zdenerwowany. - Ja nigdy nie… nie byłem z kobietą.

Loki otworzył usta z zaskoczenia.

- Nigdy?

Thor jeszcze niżej pochylił głowę.

- Nigdy.

Loki zaśmiał się krótko i powiedział:

- Sam widzisz jak wiele nas dzieli. Fascynujące. - Po chwili jednak spoważniał. - Ten dzień, w którym udało mi się zdobyć dostęp do mitologii nordyckiej na Ziemi… Aż mnie zmroziło. To wszystko, co tam wyczytałem.

Od tej chwili patrzę na wszystko zupełnie inaczej. Staram się wykorzystać każdą WOLNĄ chwilę, gdy nie muszę zachowywać się tak jak ludzie tego ode mnie oczekują… I zawsze się boję, że za chwilę może się to skończyć… - Westchnął ciężko.

- No a sam wiesz… w mitologii mam jeszcze JEDNO dziecko. Węża Jormungarda. Boję się… Nie wiem, czy wtedy też będę umiał poczuć to coś. - Zaśmiał się gorzko. - Jestem szalony, to prawda, ale chyba nawet mnie to przerasta. Ale co ja mogę? - Pochylił się na fotelu.

Co jakiś czas, gdy widzę jakiegoś węża zerkam na niego podejrzliwie i zastanawiam się, czy to już teraz. Nie chcę, pierwszy raz czuję, że NAPRAWDĘ nie chcę. Ale… to jak gwałt, prawda? Tylko że to ludzie są gwałcicielami, te świry, które to wymyśliły.

Thor milczał, wyraźnie ciężko było mu się odezwać, gdy widział ból brata, nie umiał znaleźć właściwym słów. Nagle Loki wstał, a Thor zerknął na niego pytająco.

- Dobra. To nie w moim stylu tak siedzieć i się nad sobą użalać. Dość! Idę się czymś zająć, by zapomnieć o moim cholernym przeznaczeniu. - Spojrzał Thorowi w oczy. - Ale dziękuję za rozmowę, naszą pierwszą rozmowę. Było naprawdę miło.

I wyszedł, a Thor jeszcze długo siedział w milczeniu, patrząc przed siebie…


KONIEC

2.4.23, 00:45

(4 str.)




Motywy działania

Su czuła ogromny szok, gdy przeczytała te wiadomości na telefonie Kentina. Policzki jej płonęły, to brzmiało tak jakby on był… prostytutką? Nie, musi być jakieś inne wyjaśnienie, na pewno…

Choć w pierwszej chwili marzyła jedynie o ucieczce, zmusiła się, by z nim porozmawiać, bo wtedy będzie znała prawdę, zamiast zadręczać się tym wciąż i wciąż od nowa.

Odczekała kilka dni, by ochłonąć i skontaktowała się z nim. On próbował dzwonić do niej przez te kilka dni milion razy, ale ona nie odbierała ani nie pisała do niego smsów.

Teraz napisała krótko: „Chcę się spotkać”. Odpisał niemal od razu: „Dobrze, już jadę”.

Siedziała nerwowo i czekała. To była tak ważna chwila… Starała się nie przypominać sobie swojej ekscytacji, gdy spotkała Kentina po latach. Tak bardzo cieszyła się, że wrócili do siebie, tamta wspólna noc była wspaniała i… czy to wszystko miało teraz zostać przekreślone…?

Kentin zapukał krótko a ona natychmiast mu otworzyła. Usiedli obok siebie, a ona widziała wyraźnie, że… jego dłonie się trzęsą. Czyżby jednak miał coś do ukrycia?… Zrobiło się jej niedobrze.

- Nie będę owijał w bawełnę. Przeczytałaś tamte wiadomości, tak? - zapytał rzeczowo, a ona trochę zdziwiła się jego pewnym głosem, ale odparła:

- Tak, przepraszam, ale…

Szybko jej przerwał i pokręcił głową.

- Nie, nie o to chodzi. Chcesz znać prawdę? Domyślasz już się jej, powiedz? - szepnął.

Z wahaniem skinęła głową. Nadal naiwnie łudziła się, że się grubo pomyliła…

- To powiedz, czego się domyślasz? - zapytał, patrząc jej intensywnie w oczy.

- Nie. - Pokręciła głową. - Wolę nie.

Zaśmiał się a ona pomyślała, że ten uśmiech zupełnie do niego nie pasuje. Był taki… gorzki, smutny.

- No mów – zachęcił ją delikatnie.

Przełknęła ślinę. Najwyżej zrobi z siebie idiotkę i wtedy będzie go przepraszać.

- Jesteś prostytutką – powiedziała, a potem wstrzymała oddech. Niemal krzyczała w myślach „Błagam, niech to się okaże jednym wielkim nieporozumieniem!”.

A on otworzył usta, potem znów je na chwilę zamknął i w końcu odparł:

- Tak, masz rację.

Jego głos był taki zwyczajny, spokojny, jakby rozmawiali o pogodzie, a ona poczuła, że się dusi…

Kentin spuścił wzrok.

- Tak, wiem, powinienem był powiedzieć ci wcześniej, ale… nie mogłem, dobrze wiedziałem, że wtedy odsuniesz się ode mnie a ja… tęskniłem, jesteś jedyną osobą w moim życiu, za którą kiedykolwiek tęskniłem.

Ale te słowa nie sprawiały, że czuła się lepiej. Łzy płynęły jej z oczu, a ona nie umiała ich zatrzymać.

- Nie musisz chcieć mnie więcej znać, rozumiem to, ale… jeśli możesz, wysłuchaj mnie. To nie są żadne usprawiedliwienia, to jedynie… moja historia, chcę, byś ją poznała, bo jesteś mi bliska.

Skinęła głową, choć łzy sprawiały, że niemal go nie widziała.

Rozsiadł się wygodniej na kanapie i zaczął, ze wzrokiem utkwionym gdzieś przed nią:

- Powinienem zacząć chyba… od mojego ojca. - Zerknął na nią. - Znasz go, zawsze był taki ostry i wymagający wobec mnie.

Jakoś to znosiłem, bo co miałem robić? Dla niego nigdy nie byłem wystarczająco dobry. To wszystko sprawiło, że moje poczucie własnej wartości niemal nie istniało.

Ale pewnego dnia posunął się o wiele za daleko: wysłał mnie do szkoły wojskowej. - Kentin zamilkł, patrząc intensywnie przed siebie.

Dla ciebie to pewnie nie było nic złego: wróciłem stamtąd pewny siebie, bardziej wysportowany… I wspomniałem ci jedynie zdawkowo, że ktoś mnie tam zaatakował i że to Evan mnie uratował, potem się zaprzyjaźniliśmy i on zaczął uczyć mnie tego wszystko, co konieczne w szkole wojskowej i wtedy stałem się pewny siebie. - Zerknął na nią szybko.

- Nie okłamałem cię wtedy, jedynie… nie powiedziałem dokładnie, CO tamci mi zrobili…

Su poczuła, że znika z niej cała złość. Nie, NIE, on nie ma na myśli tego, prawda?…

Kentin odwrócił twarz, by nie mogła jej dostrzec i mówił dalej z wyraźnym trudem:

- Byłem wtedy w mieście. Był wieczór, ja byłem wściekły, że jestem tak beznadziejny, że nic mi nie wychodzi. Chciałem odreagować, pospacerować, przemyśleć wszystko i byłem właśnie w drodze powrotnej.

Wtedy pojawili się oni, było ich dwóch… Byli starsi ode mnie, bardziej wysportowani, wyżsi. Od razu mnie zaczepili, zaczęli wygadywać bzdury, iść za mną, ja…

Próbowałem ich ignorować, potem uciekać, potem błagać… - Głos mu się załamał. - A oni rzucili się na mnie, przycisnęli do ziemi, zerwali ze mnie ubranie i…

Su poczuła się tak, jakby spadała w przepaść. Nie… on nigdy jej o tym nie opowiadał, naprawdę przeżył taki koszmar?!… Poczuła łzy w oczach.

A potem sobie poszli, a ja tam leżałem i… nie chciało mi się już żyć. Było mi zimno, wszystko mnie bolało, byłem… strasznie załamany. Wtedy pojawił się Evan. Wcześniej znałem go tylko z widzenia.

On był całkiem inny niż ja, więc nigdy nawet ze sobą nie rozmawialiśmy. Nagle okazał się wspaniałym, ciepłym gościem. Pomógł mi wstać, ubrać się… To było jasne, CO mi się stało, ale on nie komentował tego złośliwie.

Potem wypytywał mnie jak tamci wyglądali, chciał się zemścić, ale nigdy ich nie odnalazł. NIGDY nikomu o tym nie powiedział. - Spojrzał na nią. - Wiem, że ty i inni go nie lubiliście i wiem, że mieliście CAŁĄ masę powodów, ale on… uratował mi życie. Dosłownie. Bo uchronił mnie przed samobójstwem.

Potem próbowałem jakoś dojść do siebie przy jego pomocy. Wtedy pierwszy raz w życiu POKOCHAŁEM wojsko, treningi i tak dalej…

Wróciłem do domu i… starałem się udawać przed wami wszystkimi, że wszystko jest dobrze, choć nie było.

Chyba najbardziej zabolała mnie reakcja ojca: nagle był ze mnie taki dumny… „W końcu jesteś prawdziwym mężczyzną…” - Skrzywił się. - Jakby liczyło się tylko to, czy nie przynoszę mu wstydu przed kolegami…

Z moją matką dogadywałem się o wiele lepiej, ale też nigdy nie opowiedziałem jej O TYM. Nikomu nie opowiedziałem, tylko teraz tobie. - Spojrzał jej w oczy, a ona poczuła wzruszenie, że on zwierzył się właśnie jej…

Potem był bal na zakończenie szkoły. Jak wiesz… tam Alexy wyznał mi miłość. Ja… od dawna czułem, że on traktuje mnie inaczej niż pozostałych, ale… nie miałem sił wyznać mu, że nic nigdy z tego nie będzie, bo ja nie lubię chłopaków.

Po prostu w myślach szykowałem się na ten dzień, w którym powiem mu kulturalnie i grzecznie, że… „bardzo mi miło, że tak o mnie myślisz, ale wybacz, ja nic do ciebie nie czuję”… - Uśmiechnął się ironicznie.

Ale stało się inaczej, wiesz? Podczas balu miałem dobry nastrój. Alexy zapytał, dziwnie zdenerwowany, czy może porozmawiać ze mną na osobności, a ja się zgodziłem. Niczego się wtedy nie domyślałem.

Poszliśmy razem do jakiejś pustej klasy. On wtedy zaczął mówić… że od dawna mu się podobam, że jestem taki wspaniały i że może „coś między nami będzie”. Ale wtedy… pogłaskał mój policzek. Rozumiesz? - zwrócił się do Su. - Nie skoczył na mnie, nawet nie pocałował, a ja…

Nagle spanikowałem, kompletnie… Rzuciłem się na niego, odepchnąłem mocno aż poleciał na ścianę i wrzasnąłem: „NAWET nie waż się mnie dotykać!”. I uciekłem z klasy… - Westchnął ciężko.

Potem uciekłem do domu, sam przerażony moim atakiem. Nigdy wcześniej tak nie reagowałem, nie sądziłem, że tak będzie. Ale może to dlatego, że… Alexy jest gejem? Przecież tak długo go znam! NIGDY nie pomyślałbym, że chce zrobić coś wbrew mnie, naprawdę…

Potem miałem ogromne wyrzuty sumienia. Bałem się, że pomyśli sobie, że jestem jakimś homofobem. Jednak nie miałem odwagi go przeprosić, bo jaki to miałoby sens, co miałbym mu powiedzieć? Bo nie prawdę, nie byłbym w stanie… Boję się, że tamten mój wybuch zniszczył naszą przyjaźń raz na zawsze, ale nie umiem tego cofnąć…

Jak wiesz, po liceum wróciłem do szkoły wojskowej. Tak, kochałem to, ale to nie był jedyny mój powód… Czułem, że nie wiem, czego chcę od życia, chyba wciąż nie poradziłem sobie z tamtą traumą i…

Chciałem przeczekać, robić coś, co już znam i może… liczyć na to, że sam zrozumiem, co dalej? I w pewnym sensie tak właśnie się stało… - Kentin pochylił się w fotelu.

Pewnego dnia po prostu zrezygnowałem ze szkoły wojskowej, w jednej chwili. Poczułem wtedy, że dłużej tu nie wytrzymam.

Ale CO mogłem dalej zrobić? Wrócić do domu, tak, ale… Tam był ojciec, był TAKI dumny ze mnie, że wybrałem „właściwą drogę”… - Westchnął ciężko. - Więc gdybym NIE wybrał, według niego, właściwej drogi, to co, jak by mnie wtedy traktował? Nie podobała mi się jego postawa.

W tamtym czasie niemal całkowicie urwałem z nim kontakt. Nie miałem gdzie wracać, co robić… Wynająłem sobie coś niedaleko szkoły wojskowej, bo miałem jakieś tam oszczędności i czekałem na… sam nie wiem, na co. Byłem tak zdesperowany i pewien, że wszystko, tylko nie ojciec, że myślałem nawet, że bezdomność jest lepszym rozwiązaniem. Ale w końcu nie doszło do tego. - Kentin przeczesał dłonią włosy.

Pewnego dnia spacerowałem nad rzeką, rozmyślałem o moim marnym życiu. Wtedy skoczyła na mnie jakaś dziewczyna i… zaczęła całować. Nie znałem jej, nie miałem wtedy żadnego doświadczenia w tych sprawach.

Zacząłem się jej wyrywać, a ona mówi do mnie, że „przecież byliśmy tu umówieni”… - Zaśmiał się. - Chciałem jej to wytłumaczyć, ale ona się upierała, że to nie jest wcale pomyłka.

W końcu wzruszyła ramionami i powiedziała do mnie „Pomyłka, czy nie: chcesz ode mnie pieniądze za seks?”. Zamarłem, planowałem od razu powiedzieć do niej: „Nie, nie ma mowy!”, ale…

Pomyślałem o moim żałosnym położeniu: kasa mi się już kończyła. Zgodziłem się, choć czułem się z tym dziwnie.

Su poczuła się nieswojo, słuchając takich wyznań, ale nie kazała mu przestać. Chce wysłuchać go do końca.

Nigdy wcześniej nie byłem z żadną dziewczyną. Nie było ani źle, ani dobrze, choć wciąż myślałem, co by było, gdyby moi bliscy się dowiedzieli.

Potem mi zapłaciła i poszła. Do dziś nie wiem, czy naprawdę mnie z kimś pomyliła, czy to była z jej strony tylko gra. Ale najwyraźniej powiedziała potem innym dziewczynom, bo przyszły do mnie kolejne i kolejne a ja potem już nie odmawiałem.

Dość szybko dorobiłem się całkiem niezłych pieniędzy i już nie czułem się nieswojo z tym, co robię. Polubiłem to. - Kentin uśmiechnął się lekko a ona poczuła ukłucie w sercu, ale słuchała reszty historii.

Tak właśnie żyłem i było mi dobrze, ale jakiś czas temu matka zaprosiła mnie do domu, wahałem się, ale w końcu się zgodziłem. O dziwo, ojciec jest teraz dla mnie milszy, może to mama go do tego w końcu przekonała?

I tak właśnie się ponownie spotkaliśmy, chociaż tego nie planowałem. Rodzice o niczym nie wiedzą i pewnie nigdy im nie powiem. Za jakiś czas planuję wrócić do mojego domu i… - Spojrzał na Su. - Do pracy. Dziewczyny chyba za mną tęsknią, bo wciąż piszą, jak sama widziałaś.

Posłuchaj, Su, kocham cię, odkąd byliśmy dziećmi. Zrobiłbym dla ciebie WSZYSTKO. Z wyjątkiem tej jednej rzeczy. Kocham moją pracę, daje mi pieniądze i radość. - Milczał przez chwilę, jakby szukał właściwych słów. - Więc decyzja należy do ciebie.

Zerwiesz ze mną – zrozumiem to i nie będę miał pretensji. Uznasz, że umiesz sobie z tym poradzić i CHCESZ ze mną być – stanę się najszczęśliwszym facetem na świecie i zrobię wszystko, byś ty także była szczęśliwa.

W końcu zamilkł, a ona nie była w stanie się odezwać. W końcu wstała i powiedziała cicho:

- Muszę to sobie przemyśleć, Kentin. Dziękuję za szczerość. Zadzwonię do ciebie, gdy… już zrozumiem wszystko.

Skinął jej głową, wstał i wyszedł z jej mieszkania.

Długo siedziała na fotelu i patrzyła przez okno. Czy umie znieść, że nie będzie dla niego jedyna, nawet jeśli to tylko jego praca?

Nie umiała jeszcze odpowiedzieć sobie na to pytanie, ale wiedziała, że to przemyśli. Bo miłość do Kentina była tego warta.


KONIEC

31.3.23, 23:31

(4 str.)