sobota, 10 kwietnia 2021

Obrzydzenie i przymus

- Dziś mi trochę lepiej, wiesz… - powiedział nieśmiało Ivan.

Eloise już od jakiegoś czasu co noc przychodziła do Ivana, by móc z nim porozmawiać.

- Naprawdę? A co się stało?

- Jakiś czas temu… Aaron przyłapał mnie na… - westchnął i po chwili wahania podwinął lewy rękaw peleryny i pokazał jej swój nadgarstek. Wyraźnie zawstydzony, odwrócił głowę. Eloise zupełnie nie rozumiała… Co niby chciał jej pokazać na swoim nadgarstku?

Spojrzała i zamarła… Na jego bladej skórze wyraźnie odznaczały się głębokie, sine bruzdy, wiele bruzd.

- Wiesz… - mówił z trudem, jakby zmuszał się do wypowiadania każdego kolejnego słowa z osobna – Pomyślałem sobie, że to będzie niezły pomysł… Jeśli oni wciąż wściekają się, że kogoś atakuję, to mogę przecież… Zaatakować samego siebie, prawda…?

Eloise poczuła, że serce jej na chwilę staje. On naprawdę…?

- Oczywiście picie własnej krwi niespecjalnie ma sens, wiem o tym… Ale pomyślałem, że to może pomoże mi choć trochę z tą agresją, z którą sam nie mogę sobie poradzić…

- Naprawdę to sobie zrobiłeś…? - powiedziała łamiącym się głosem Eloise.

Ale on najwyraźniej nie rozumiał, czemu tak bardzo się tym przejęła.

- Posłuchaj… Nadal uważam, że to mogło się udać…

- Ale...?

Skrzywił się wyraźnie.

- Mówiłem już: Aaron mnie na tym przyłapał… Wściekł się. Zaczął się drzeć, że robię nienormalne rzeczy i że mam natychmiast przestać… - westchnął ciężko.

- I… To jest takie pozytywne? - zapytała, nie rozumiejąc.

Uśmiechnął się lekko i pokręcił głową.

- Zaproponował mi treningi, wiesz… powalczymy, wyżyję się, może mi to pomoże. Już raz walczyliśmy, było naprawdę super. Jest ode mnie o wiele silniejszy, ale pilnuje, by nic mi się nie stało. To naprawdę przyjemne, że o mnie dba.

Eloise milczała przed chwilę. Nie była pewna, co sądzi o tej historii, ale skoro dla niego to wszystko było takie pozytywne, to naprawdę się cieszyła. Jeszcze nigdy nie widziała go tak pozytywnie nastawionego do życia.

- Opowiedzieć ci coś? - zapytał nagle.

Zaskoczył ją tą propozycją. Nie miała pojęcia co chce jej opowiedzieć, ale od razu się zgodziła. Była ciekawa.

Ivan oparł się wygodnie plecami o ścianę, odchylił głowę do tyłu i przymknął oczy.

- To było osiem lat temu… Miałem wtedy osiemnaście lat, byłem człowiekiem… Całkiem zwykłym człowiekiem. Niedawno stałem się pełnoletni, strasznie mnie to cieszyło, chciałem zasmakować wolności, niezależności… Chciałem… - zaczął, ale nagle urwał i spojrzał na nią z wahaniem, jakby nie chciał powiedzieć jej o sobie wszystkiego.

Eloise spuściła szybko wzrok. Nie miała zamiaru namawiać go do dzielenia się z nią czymś, czego nie chciał jej powiedzieć. Serce biło jej szybko gdy dotarło do niej, że on chce podzielić się z nią swoją historią… Naprawdę tak szybko jej zaufał? Czuła wzruszenie.

Od niedawna pracowałem w sklepie spożywczym. Jeszcze się uczyłem, więc pracowałem zwykle na nocną zmianę. Którejś nocy wracałem do domu. Było sporo po północy, przechodziłem przez ogromny parking na tyłach marketu. W tamtym miejscu zwykle o tej porze nie było ludzi. Szedłem szybkim krokiem do domu. Wiesz… nie przyszłoby mi do głowy, że to nie będzie kolejny zwykły dzień… A ostatni dzień mojego życia.

Odetchnął głęboko, jakby trudno było mu o tym mówić.

Usłyszałem jakiś hałas za sobą, ale gdy się odwróciłem, tam nic nie było. Nie przejąłem się tym. Może to po prostu jakieś zwierzę? Nie wiem, co było dalej… Chyba zemdlałem. Nawet nie poczułem ataku… Do dziś nie jestem w stanie przypomnieć sobie czegokolwiek.

Obudziłem się kilka godzin później, już świtało… Nadal byłem zupełnie sam. Wstałem z trudem, nic mnie nie bolało, ale czułem się… rozbity. Po prostu poszedłem do domu, bo co miałem robić? Nikt mnie nie okradł, nie pobił, nadal nie miałem pojęcia, co się stało… Przecież gdyby to było jakieś zwierzę, to byłbym cały poraniony… A po szybkich oględzinach nie dostrzegłem na ciele żadnych ran.

Eloise skrzywiła się w duchu. "Nie okradł, nie pobił"... Mężczyźni nigdy nie myślą takimi kategoriami jak kobiety, nie boją się gwałtu... Przez chwilę poczuła nutkę zazdrości, ale potem odsunęła od siebie te myśli. Teraz chce skupić się na opowieści Ivana.

Miałem wolny dzień, więc po prostu poszedłem spać, nie odczuwałem głodu… Mieszkałem od niedawna sam. Obudziłem się w środku dnia, bo czułem ogromny ból… Pomyślałem, że jednak mam jakieś obrażenia, które dopiero teraz dały o sobie znać, ale… Miałem jedynie wrażenie, że boli mnie całe ciało, parzy, jakbym zbyt długo przebywał na słońcu. Odruchowo rzuciłem się w stronę okna, zasłoniłem okno żaluzją i ponownie padłem na łóżko, zasnąłem od razu.

Gdy obudziłem się po raz kolejny, ponownie był środek nocy. W końcu poczułem się całkowicie wyspany…. I poczułem ogromny głód, rzuciłem się na lodówkę, zjadłem ogromne ilości jedzenia, ale głód ani odrobinę się nie zmniejszył… Co więcej, jedzenie wydawało mi się… obrzydliwe, nawet gorzej, zepsute, śmierdzące… Pomyślałem, że po prostu się popsuło, ale kiedy sięgnąłem po coś innego, również było obrzydliwe. Pomyślałem, że w takim razie muszę to po prostu zignorować i zmusić się do jedzenia. Walczyłem, by nie zwymiotować… Ale głód ani odrobinę się nie zmniejszył.

Gdy w końcu skończyłem, odsłoniłem okno i zapatrzyłem się w noc… Miałem wrażenie, że mnie wzywa… Zwykle nie wychodziłem w nocy, gdy nie musiałem, zresztą nie przepadałem za spacerami, ale wtedy nie mogłem się przed tym powstrzymać…

Wyszedłem, nie miałem pojęcia, dokąd idę, szedłem po prostu przed siebie. Coraz bardziej się oddalałem, byłem już na granicy miasta, dalej był już tylko las. Nagle obok mnie pojawiło się jakieś zwierzę… Sarna, stała w niewielkim oddaleniu ode mnie.

A ja ponownie straciłem przytomność, a gdy się obudziłem… Sarna leżała obok mnie martwa, nie martwa, ROZSZARPANA, z rozprutym brzuchem, z flakami na wierzchu, trawę obok znaczyły ciemne plamy krwi. Nie miałem pojęcia, co się stało. Pomyślałem, że zaatakował ją jakiś wilk czy dziki pies, więc po prostu uciekłem. Biegłem, biegłem przed siebie.

Po jakimś czasie znalazłem się niedaleko tamtego parkingu. Wciąż był środek nocy, wokół było cicho i pusto, ale po chwili z uliczki obok wyszedł jakiś mężczyzna… Nim zorientowałem się CO ja w ogóle robię, już byłem przy nim. Krzyknął zaskoczony, a ja wbiłem mu zęby w szyję i…

Ivan zamilkł nagle, oddychał z dużym trudem. Eloise już chciała się odezwać, czy może mu jakoś pomóc, ale on ponownie kontynuował.

To było najprzyjemniejsze uczucie w moim życiu… Nie równało się z niczym, z pysznym jedzeniem, alkoholem czy radością z sukcesu. Z niczym. A najgorsze jest to, że całkowicie mną zawładnęło… Piłem łapczywie, niemal się krztusząc, mężczyzna szaleńczo się wyrywał, ale ja nagle czułem w sobie ogromną siłę, której jeszcze niedawno we mnie bez wątpienia nie było. Krzyczał, ale jakie to miało znaczenie?

Bez wątpienia zabiłbym go wtedy… Wiem, że nie znalazłbym w sobie siły, by przestać i pozostawić go żywego. Nagle ktoś gwałtownie i mocno objął mnie od tyłu ramionami.

Kompletnie oszalałem… Zacząłem mu się wyrywać, tamten mężczyzna upadł na ziemię, pewnie zbyt słaby lub przerażony, by próbować uciekać. Wrzeszczałem do tego kogoś, że ma mnie natychmiast puścić. Nie interesowało mnie, czy to policja, jakiś przestępca, czy może ktoś, kto chce uratować tamtego mężczyznę przede mną.

Ale on nie puszczał, nawet pomimo mojej nowo nabytej siły, nie miałem z nim żadnych szans. Szepnął mi do ucha:

- Uspokój się albo skręcę ci kark…

Miał niski, spokojny głos. Zacząłem wyć jeszcze głośniej… Że go rozszarpię, zatłukę…

Ivan zamilkł, wyraźnie zawstydzony tamtym swoim zachowaniem.

- A teraz zabieram cię do siebie. Nie możesz tu zostać – powiedział.

Zaśmiałem się szaleńczo. Niespecjalnie obchodziło mnie, co ten facet bredzi. Ważne było tylko jedno: żeby pozwolił mi znów zająć się tamtym mężczyzną.

Puścił mnie, szarpnięciem podniósł w górę zakrwawionego, jęczącego coś niewyraźnie mężczyznę i jednym ruchem… skręcił mu kark i ponownie rzucił o ziemię. Zrobił to tak szybko, że nie zdążyłem nawet w jakikolwiek sposób zareagować.

- Muszę dokończyć, przecież nie może się zmarnować! - wrzasnąłem jak szaleniec.

A on, ku mojemu zaskoczeniu, skinął spokojnie głową.

Rzuciłem się na ziemię, prawie się potykając, wziąłem go mocno w ramiona i piłem, piłem, piłem… Po chwili nie było już w nim krwi, ale ja dalej upierałem się, że może uda mi się jej jeszcze trochę z niego wypić…

- Wstań – powiedział spokojnie, ale stanowczo.

Zignorowałem go, ale po chwili złapał mnie za ramię i pociągnął w górę. Gwałtownie postawił mnie na nogach. O dziwo krew mężczyzny sprawiła, że nie czułem już tego nieznośnego, ssącego głodu. Byłem tak skołowaciały, że nie potrafiłem nawet zdziwić się, CO ja właśnie zrobiłem.

Mężczyzna przyglądał mi się przez chwilę, a potem powiedział.

- Stałeś się wampirem.

Chciałem się roześmiać, ale śmiech uwiązł mi w gardle. Jak mogłem się z tego śmiać po tym, co właśnie zrobiłem?

- Ty też? - zapytałem schrypniętym głosem.

Skinął głową w milczeniu.

- To ty mi to zrobiłeś?! - wrzasnąłem nagle gwałtownie i rzuciłem się na niego. Bez problemu odsunął mnie od siebie i powiedział, nadal z takim samym spokojem:

- Nie. Po co miałbym to robić? Tamtego wampira już tu nie ma. Nie wiem kto to, ale słyszeliśmy ostatnio o kilku atakach i dlatego zostałem wysłany, by opanować sytuację, która mogłaby nas również wpędzić w kłopoty.

- Was? - zapytałem zaskoczony. Adrenalina powoli znikała z mojego organizmu, a ja czułem, że zaczynam coraz mniej rozumieć, już prawie nic do mnie nie docierało. - Jest was więcej?!

- Tak. A teraz zabieram cię do tego domu, o którym ci wspomniałem. Tam są inne wampiry, żyjemy tam razem, z dala od kłopotów.

Choć nadal niewiele rozumiałem, nie przeszkadzała mi ta propozycja. Wiedziałem, że nie mogę tu zostać, że na pewno nie poradzę sobie sam z tym szaleństwem i pragnieniem. Zabrał mnie do tego właśnie domu, poznałem wtedy innych… Tak właśnie zakończyło się moje życie…

Tym wampirem był Aaron, jak zapewne się domyślasz – Jego twarz rozpromienił szczery uśmiech, gdy wspomniał o Aaronie. - Po dotarciu do domu dał mi swoją krew, później dawał mi ją jeszcze wiele razy. Nie wiem, czy to dlatego, że on mi wtedy pomógł, czy też po prostu lubię jego charakter, ale do dziś to właśnie z nim najlepiej się dogaduję, jest dla mnie bratem – Skrzywił się nagle, jakby to słowo przywołało jakieś złe wspomnienia.

- Wiesz… moi rodzice… od tego czasu ani razu się z nimi nie widziałem, nie mogłem… Oni myślą, że nie żyję, przez cały ten czas. Słyszałem, że po jakimś czasie uznano mnie za zmarłego – zacisnął mocno powieki.

Eloise nie była w stanie się odezwać. W głowie jej huczało. Tyle informacji naraz… Tak bardzo mu współczuła… Nie umiała sobie wyobrazić jak ona czułaby się na jego miejscu.

Ktoś zastukał do drzwi, a Ivan podskoczył gwałtownie, jego oczy pełne były czystego przerażenia.

Za drzwiami pojawił się Aaron.

- Chciałem tylko… - zaczął, ale wtedy dostrzegł Eloise. Przez chwilę wyglądał na zaskoczonego, ale zaraz uśmiechnął się do niej. - Witaj, Eloise – ukłonił się jej lekko. Odwzajemniła pozdrowienie. - Przyjdź później do mnie, Ivan, chcę ci o czymś powiedzieć.

Ivan nie zareagował, wciąż wydawał się być przestraszony. Aaron wyszedł. Eloise spojrzała na niego z troską.

- Co się stało, Ivan…? Kogo się spodziewałeś za drzwiami?

Przez chwilę wydawało się, że jej nie odpowie, patrzył na nią z zaciętą miną, ale w końcu odpowiedział ze spuszczoną głową:

- Wiesz… - odetchnął głęboko – Ethan powiedział, że mnie zatłucze, jeśli coś ci zrobię… Więc zabronił mi się z tobą widywać sam na sam.

Sapnęła głośno z zaskoczenia i złości.

- Przecież jestem twoim ku… to znaczy kielichem i mam prawo tu być!

- Tak, on chce jedynie, bym był pewny, że nic ci nie zrobię…

- Od kiedy on tak się o mnie martwi? - zapytała ze złością.

- Wiesz… powiedział, że jeśli cię zamorduję, to oni wszyscy będą mieli problemy z ukryciem twojego ciała… Powiedział… - zawahał się – że żałuje, że wybrałaś takiego debila jak ja, bo jemu przydałabyś się o wiele bardziej.

Zagotowało się w niej. Nie lubiła tego zarozumiałego kretyna! Poczuła nagły lęk… A jeśli zechce ją tak po prostu sobie zabrać...?

- A… bycie kielichem to jakaś moc…? To znaczy… - Nie miała pojęcia jakiego sformułowania użyć. - On miałby prawo mnie sobie przywłaszczyć, pić moją krew…? - przeraziła ją ta ewentualność. Zobaczyła przed oczami jego pewną siebie, wiecznie uśmiechniętą twarz i poczuła do niego odrazę.

- Wiesz… Nie ma jakiegoś hokus-pokus… Ale jednak prawo jest dość silne wśród wampirów. Tak naprawdę żaden z nich nigdy cię nie tknie, bo prawo tego zabrania. Sama widziałaś, że wszyscy zgodzili się, byś to ty wybrała.

- Mam wyjść? No wiesz, jeśli Ethan…

Ivan zacisnął mocno szczęki.

- Nie, to… Chcę, żebyś tu była… Chyba, że się mnie boisz… - dodał ze strachem.

- Nie! - zaczęła gwałtownie, aż zaskoczyło to ją samą – Chcę tu z tobą zostać, już się nie boję… Już nie…

Nagle ktoś wparował do pokoju bez pukania. Eloise i Ivan w przestrachu odsunęli się od siebie. To był Ethan. Po chwili zaskoczenia na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.

- Och! Nasze słodkie gołąbeczki! - powiedział obrzydliwym, sztucznie słodkim głosem.

- Nie! - Ivan wyglądał na naprawdę przerażonego. - My tylko…

- Nie! - Eloise zerwała się na równe nogi. Nie miała pojęcia, co chce zrobić, ale wiedziała jedno: za nic nie chce, by Ivan się bał.

Podeszła ze złością do Ethana. Górował nad nią wzrostem. Uśmiechnął się złośliwie, widząc jej wściekłość. Nie myśląc, co robi, złapała go za ramię. O dziwo, nie opierał się jej. Musi powiedzieć mu, że ma się od niego odczepić. Nie chciała, by Ivan to słyszał, nie chciała, by poczuł, że sam nie potrafi się go pozbyć, że to ona musi mu w tym pomagać. Wyjaśni wszystko Ethanowi i… on zrozumie, prawda…?

Ethan śmiał się w głos, gdy ciągnęła go w stronę drzwi.

- Co… - zaczął zaskoczony Ivan.

- Zobaczymy się potem! - odkrzyknęła i zamknęła za nimi drzwi.

Nie bardzo wiedziała, co sama planuje. Zatrzymała się niepewnie za drzwiami sypialni Ivana. Nie mogą tu rozmawiać, wampiry mają lepszy słuch niż ludzie, nie chciała, żeby on…

Po chwili wahania zaczęła prowadzić go w stronę swojego pokoju. Gdy weszli, zamknęła za nimi drzwi.

- Och, czyżby mała randeczka? - zapytał słodko.

Zignorowała go.

- Posłuchaj… - zaczęła. On musi zrozumieć, prawda? W końcu według Ivana pragnął jedynie spokoju przed kłopotami, więc odpuści, jeśli mu powie, że… - Ivan nad sobą panuje… - powiedziała na głos.

- Doprawdy? - zapytał ironicznie Ethan. Oparł się nonszalancko plecami o ścianę i skrzyżował ręce na piersiach.

- Tak! I… po prostu odczep się, OK?

Podszedł do niej tak szybko, że aż się przestraszyła. Po raz pierwszy zaczęła wahać się, czy przyprowadzenie go tutaj miało sens…

- A co dostanę w zamian? - jego twarz znajdowała się kilkanaście centymetrów od jej szyi. Zamarła. - To takie urocze słyszeć jak twoje serduszko przyspiesza na mój widok!

- Ja wcale nie… - zaczęła, ale zbyt się bała, by powiedzieć coś więcej. Czuła jego ciepły oddech, muskający jej szyję i coraz większe obrzydzenie.

Nagle gwałtownie się od niej odsunął. Stała z rozchylonymi ustami, nie rozumiejąc jego reakcji. Roześmiał się głośno, odchylając głowę do tyłu.

To wariat, przemknęło jej przez myśl.

- Myślisz, że miałbym ochotę żreć po tym kretynie? - zapytał niemal delikatnym tonem – Na pewno rozorał ci szyję tak, że… - Znów się do niej zbliżył i nagle zamarł. Wyciągnął w jej stronę dłoń i delikatnym ruchem odsunął jej włosy z szyi. Poczuła dreszcz, gdy ją dotknął i bardzo jej się to nie podobało. - To niemożliwe… - szepnął – ani jednego śladu, ale jak… Moja maść nie działa tak szybko.

- Bo nic mi nie zrobił – powiedziała, szybko od niego odskakując.

- Ale przecież…

- Mówię, nie pił mojej krwi od czasu, gdy… Gdy mnie zaatakował, a ty mi pomagałeś.

- Ale dlaczego…? - Najwyraźniej było to dla niego całkowicie niepojęte.

- Nie chce mnie skrzywdzić… Bo nie do końca jeszcze nad sobą panuje.

Znów się roześmiał.

- Czyżby mały chłopiec się zakochał…?

- Przestań... – zaczęła, ale urwała, bo on ponownie się do niej przysunął.

- A wiesz jakie to stwarza możliwości…?

Poczuła, że panika chwyta ją za gardło.

- Przestań, ja…

Spokojnie wzruszył ramionami.

- Sama mnie tu zaciągnęłaś, prawda?

- Tak, ale… Ty nie możesz… - miała wrażenie, że już kompletnie postradała zmysły. Myśl, że ON miałby pić jej krew całkowicie ją obrzydzała. - Jest wampirze prawo i…

Roześmiał się; nadal był tak blisko niej…

- Prawo! Kogo interesuje prawo!

- Nie możesz… - czuła, że zaraz oszaleje z paniki.

- Prawo jest dla frajerów. Zresztą… on i tak z ciebie nie korzysta, Rzeczo, więc…

Nie, nie, nie, nie, NIE! Będzie walczyć, do cholery! Zamachnęła się, ale on złapał ją za rękę. Ścisnął jej nadgarstek tak mocno, że aż zabolało.

- Posłuchaj, skarbie… Przestań się ze mną bawić, bo zamiast śladów po jego zębach, będziesz miała siniaki, zrobione przeze mnie.

- Nie!

- Dobrze – Uśmiechnął się i ktoś, kto go nie znał na pewno byłby przekonany, że to miły uśmiech. - Skoro jesteś taka waleczna to mam dla ciebie inny argument… - Przejechał kłami po jej szyi. Gwałtownie wstrzymała oddech, ale on ich nie wbił. - Jeśli nie dasz mi swojej krwi to… - Ponownie przejechał kłami po jej szyi, tym razem pozwalając, by zahaczyły o skórę. Jęknęła, bardziej z zaskoczenia niż z bólu. - Zabiję go...

Eloise miała wrażenie, że zaraz zemdleje ze strachu. Ale może tak byłoby lepiej?

- Nie znasz jeszcze, niestety, możliwości PRAWDZIWEGO wampira, ale zapewniam cię, że są naprawdę INTERESUJĄCE.

- Nie rób mu nic, nie rób…! - Podskoczyła w jego stronę tak, że prawie nadziała się na jego kły. Nie była w stanie jasno myśleć, miała w głowie tylko tę jedną myśl: musi uratować Ivana!

- To niemal smutne jak łatwo jest manipulować dobrymi osobami… - roześmiał się – No to chodź – Jego głos był nagle całkowicie delikatny, niemal czuły.

Jak to możliwe, że jego nastrój mógł zmieniać się tak szybko? Objął ostrożnie jej dłoń i pociągnął za sobą. Miał delikatną, ciepłą skórę. Pchnął ją lekko na łóżko. Położyła się, podciągając kolana pod brodę, jakby w ten sposób chciała poczuć się bezpieczniej. Nagle położył się koło niej, a ona szarpnęła się mocno. Zaśmiał się krótko, miała wrażenie, że jego śmiech wibruje w powietrzu.

- Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego… Chyba muszę położyć się obok ciebie, żeby móc pić twoją krew, prawda?

Próbowała uspokoić oddech, ale to wcale nie było takie proste. Ethan położył się na boku, tak jak ona, również lekko zgiął kolana. Dopilnował, by ich ciała się nie stykały, ale to jej wcale nie uspokajało. Nagle pogłaskał ją po szyi. Ponownie się spięła.

Westchnął z irytacją.

- Naprawdę jesteś przewrażliwiona. Nie głaszczę cię, tylko masuję żyłę. Dzięki temu krew będzie lepiej płynąć, a ty będzie czuła mniejszy ból. Wiesz… - Uśmiechnął się złośliwie, nie przestając sunąć dłonią po jej szyi. - Ja, w przeciwieństwie do tego amatora, umiem sprawić, by moja ofiara nie czuła bólu.

Eloise nie miała nawet siły, by zaoponować przeciwko określaniu w ten sposób Ivana. Ethan był tak czuły i delikatny… Jak to możliwe, że jeszcze kilka minut temu groził jej? Czy jego również opętało szaleństwo krwi, choć okazuje to w inny sposób niż Ivan? Nie… Nie chciała go usprawiedliwiać. Jego dłonie były takie ciepłe, niemal parzyły jej skórę… Czemu tak bardzo bała się tego, co chce zrobić jej Ethan, skoro sama jeszcze dziś proponowała to samo Ivanowi…?

Ethan przysunął twarz do jej szyi, teraz niemal się stykali.

- Przygotuj się… - szepnął.

Ale, oczywiście, te słowa sprawiły jedynie, że spięła się jeszcze bardziej…

- Spokojnie, spokojnie… - szeptał raz po raz a ona, sama tym zaskoczona, po chwili zdołała odprężyć się choć odrobinę.

Niemal nie poczuła momentu, w którym jego kły przebiły skórę. Odczekał długą chwilę, podczas której leżał w bezruchu. Nadal masował jej skórę wokół swoich kłów. W końcu poczuła, że zaczął ssać, czuła dziwne łaskotanie. Słyszała jak Ethan przełyka, powoli, nie tak łapczywie jak wcześniej Ivan. Nie mogła pojąć, że coś takiego naprawdę może nie boleć. Choć to zaskakujące, to uczucie było niemal przyjemne. Nie mogła przestać myśleć, co by czuła, gdyby Ivan umiał nad sobą panować… Może wtedy byłaby nawet w stanie czerpać z tego przyjemność?

Pił naprawdę długo, a ona czuła, że powoli opada z sił. Gdy poczuła, że jeszcze chwila i straci przytomność, Ethan powoli wysunął z niej kły, tak samo ostrożnie jak wcześniej. Zacisnęła powieki, czekając aż odsunie się w końcu od niej, ale on zaczął lizać ją po szyi. Gdy próbowała się wyrwać, zacisnął dłoń na jej nadgarstku.

- Przestań… Wylizuję krew w twojej szyi, byś nie pobrudziła wszystkiego wokół. Zresztą… ślina wampirów przyspiesza gojenie.

Zacisnęła mocno pięści. Bez względu na to, co mówił, marzyła tylko o tym, by dał jej wreszcie spokój. W końcu wstał i przeciągnął się.

- To było coś, dzięki… - uśmiechnął się, olśniewająco jak zwykle a ona marzyła tylko o tym, by dać mu porządnie w twarz.

Ruszył w stronę drzwi, a ona poczuła nagle ogromny lęk… A jeśli on planuje to powtarzać, jeśli będzie dręczył ją w nieskończoność...? Ale nie zapyta go o to, boi się odpowiedzi. Nagle się odwrócił.

- Zapomniałbym… - Ponownie do niej podszedł a ona znów poczuła lęk. Szukał przez chwilę czegoś w kieszeni, a potem podał jej jakieś małe zawiniątko.

Spojrzała na niego pytająco.

- To podręczna apteczka. Są tam same podstawy… środki przeciwbólowe, plastry, bandaż… Nie mam tam, niestety, mojej cudownej maści – Uśmiechnął się do niej. Nagle się zamyślił. - Wiesz… Pójdę do siebie i przyniosę ci ją, wiesz…

Próbowała zerwać się z łóżka, by zaprzeczyć, ale była tak słaba, że od razu ponownie na nie padła.

- Nie wstawaj – Wydawał się być naprawdę przejęty jej kondycją. - Musisz trochę poleżeć.

Słabo pokręciła głową.

- Nie… Wiesz, poradzę sobie, serio…

Nie była w stanie znieść myśli, że miałby znów tu wracać.

Wzruszył ramionami.

- Jak sobie życzysz – Położył apteczkę na stoliku, pomachał jej na pożegnanie i wyszedł. Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi Eloise poczuła się tak, jakby dopiero teraz mogła zacząć oddychać. Skuliła się na łóżku.

Wiele myśli przelatywało jej przez głowę jednocześnie… Co teraz… Naprawdę mu na to pozwoliła?! Czuła się żałosna i brudna. To prawie tak jakby on ją… ją… Nie była w stanie nawet w myślach wymówić tego słowa.

Ivan… To prawda, nie znali się zbyt długo, ale ona naprawdę czuła, że zaczyna się w nim zakochiwać… A teraz… Jak on zareaguje jak się dowie, co zrobił Ethan? Rzuci się na niego i prawdopodobnie przegra… Czy Ethan naprawdę go zabije? A ona… Czy Ivan uzna ją za ofiarę, czy również znienawidzi?… A nawet jeśli nie pomyśli, że była w tym jej wina, to czy nie zacznie brzydzić się jej, bo będzie przypominał sobie tę scenę, gdy tylko na nią spojrzy…? Nagle rozpłakała się gwałtownie.

Czuła się bardzo osłabiona i roztrzęsiona, nie miała zamiaru sięgać po apteczkę. Brzydziła się jej… Wolała już po prostu poczekać aż ranki się zagoją niż sięgać po coś, czego dotykał ten potwór… Szyja pulsowała lekkim bólem.

Leżała tak dość długo, intensywnie myśląc… Przecież Ivan NA PEWNO dostrzeże tę ranę na jej szyi, co niby miałaby mu powiedzieć? Czy byłaby w stanie unikać go do czasu aż jej szyja zagoi się samoistnie? Mówili jej, że skóra kielicha goi się o wiele szybciej… Może jednak powinna była powiedzieć Ethanowi, by przyniósł maść? Ciekawe, czy w apteczce jest coś na uspokojenie… Jej myśli były bardzo chaotyczne.

Nagle poczuła, że się dusi. To pewnie atak paniki… Musi, natychmiast musi odetchnąć świeżym powietrzem, nie wytrzyma…

Wstała ciężko i chwiejnie ruszyła w stronę drzwi. Z trudem je otworzyła i wyszła na korytarz. Dopadła do okna na wprost jej pokoju i otworzyła je. Powietrze! Oddychała łapczywie, ciężko. Nocne powietrze chłodziło jej twarz. To było takie cudowne uczucie… Szyja też bolała już trochę mniej.

Nagle usłyszała głos za sobą:

- Widzę, że Ivan nieźle się napił, tylko się nie przeforsowuj, wiesz? Jesteś strasznie blada… - To był głos Aarona, patrzył na nią z lekką troską.

Jeśli wspomni o tym Ivanowi, to…, pomyślała nagle ze strachem.

- Nie mów mu – powiedziała słabo – To znaczy… Nie wspominaj mu o tym, że mi słabo, nie chcę, by się martwił, bo to nic takiego.

- Jasne – Pomachał jej i wyminął ją.

Jeszcze chwilę napawała się cudownym nocnym powietrzem a potem wróciła do pokoju. Czuła się już mniej słaba. Gdy szła w stronę łóżka jej wzrok padł na apteczkę. Nawet sam jej widok wprawiał ją w obrzydzenie…

Ponownie padła ciężko na łóżko. Tej nocy bez wątpienia nadaje się tylko do leżenia… I rozmyślania, ale na to nie miała żadnej ochoty.

Czy było coś, co mogłaby zrobić, czy była w potrzasku? Bo co mogła…? Powiedzieć Ivanowi prawdę, tak. Nawet jeśli jej uwierzy, to co potem? Czy mogła sądzić, że inne wampiry uwierzą właśnie jej? Bo niby kim dla nich była…? Marnym „kubkiem”, a Ivan… nadpobudliwym, szalonym dzieciakiem. Tak naprawdę żaden z nich nie był po jej stronie, byli wiekowymi, potężnymi wampirami…

Czy jedyne, co jej pozostało to cierpieć w milczeniu? I czy… czy w ogóle to wszystko miało sens? Czy to był dobry pomysł poświęcać samą siebie w obronie… kogo? Przecież prawie się nie znali z Ivanem… Czy jeśli nie uwierzyliby im, jakby to się skończyło? Oboje zostaną zabici, czy „tylko” wypędzeni…? Przypomniała sobie słowa Ivana: „Nie poradziłbym sobie sam”. Ona też nie poradziłaby sobie z nim sama, prawda? A gdyby spróbowaliby uciec…? Czy Ivan zaryzykowałby dla niej wszystko…?

Eloise nagle posmutniała. Nie, była przecież ona, Constance. Jak mogła myśleć, że jest dla Ivana ważniejsza od niej? A sama nie mogła przecież uciec, sama przekonała się, że ta dziwna moc jej na to nie pozwala. Jest tu uwięziona, na zawsze…

Eloise skuliła się na łóżku, próbując zasnąć. Wiedziała, że to będzie bardzo długa, bardzo samotna noc…



KONIEC

(10 str.)

7.5.21 23:48