sobota, 25 marca 2023

Niespodziewana pomoc

- Żałujesz? - zapytał cicho Kastiel.

Lysander zamyślił się. Był ranek, następnego dnia po tym, co zrobili… Su poszła na pole, by zając się zwierzętami, jednak Lysander tym razem został w domu.

Teraz razem z Kastielem siedzieli przy kuchennym stole. Kastiel czuł się winny. Wczoraj właściwie nie myślał, co robi. To był impuls, od tak dawna podobała mu się Su, a ona wczoraj sama im to zaproponowała i…

Wczoraj było cudownie, naprawdę cudownie, jednak gdy obudził się rano, obudziły się również wątpliwości.

- Nie… nie żałuję – powiedział cicho Lysander.

Kastiel obserwował jego twarz i nadal nie czuł się przekonany.

- Ja też nigdy nie byłem z dwiema osobami naraz, wiesz? - powiedział cicho, patrząc na wzór na tapecie. On też czuł się dziś dziwnie zamyślony.

- Naprawdę? - zapytał szybko Lysander, a on uśmiechnął się złośliwie.

- Tak, naprawdę. Bez względu na to, co ludzie myślą sobie o gwiazdach rocka, ja… to też było dla mnie nowe. Zrobiłeś to tylko dla niej, prawda? - dodał po chwili wahania.

Lysander odwrócił głowę.

- Nie, nie masz racji. Ja po prostu… sam już niczego nie wiem.

Kastiel zmarszczył brwi.

- Co masz na myśli?

Lysander odetchnął głęboko, jakby zbierał w sobie odwagę i wreszcie powiedział:

- Mam autyzm.

Te słowa zawisły między nimi w ciszy.

Kastiel przez chwilę nie był w stanie się odezwać. Nie znał się na tym, ale…

- Od kiedy wiesz? - szepnął, a Lysander uśmiechnął się smutno.

- Od liceum…

Kastiel otworzył gwałtownie usta.

- Żartujesz, prawda?… Jak mógłbym niczego nie zauważyć przez tyle lat i…

Lysander westchnął.

- Przecież tak naprawdę, to było tylko liceum… potem już rzadko się widywaliśmy.

Kastiel odebrał to jak uderzenie. To prawda, ostatnio nie miał dla przyjaciela tak wiele czasu, ale…

Lysander odezwał się szybko:

- Nie to miałem na myśli. Ja nigdy nie wiem, co powiedzieć. Dlatego wolę milczeć…

- Jak to było? - zapytał delikatnie Kastiel.

- Rodzice zabrali mnie do psychologa i wtedy dostałem diagnozę… Chodziłem na terapię, ale nie wiem, czy poczułem się jakoś lepiej. Bardzo nie chciałem, żebyś wiedział, żeby ktokolwiek wiedział… Oczywiście Leo wie, ale… Rodzice nie zmienili wtedy mojego nastawienia do mnie, ale ja i tak nie czułem się z tym dobrze.

Kastiel czuł się okropnie, kręciło mu się w głowie. Jak mógł to przeoczyć, zostawić go samemu sobie…?

- Więc jestem beznadziejnym przyjacielem! - W końcu wyrzucił to z siebie.

Lysander pokręcił głową.

- Ja BARDZO nie chciałem, żebyś wiedział, więc to ukrywałem.

- Bo byłem takim okropnym przyjacielem… - upierał się Kastiel.

- Nie, bo się bałem, nie chciałem, by więcej osób wiedziało.

- A Su?

Lysander odwrócił głowę w bok.

- Nie, nie wie…

Kastiel odetchnął gwałtownie.

- Nie! To niemożliwe… mieszkacie razem i…

- To nie ma znaczenia… - powiedział cicho Lysander. - I tak mało kto wie coś na ten temat. A ja się dobrze maskuję i…

- Czemu? - zerknął na niego delikatnie.

Lysander zacisnął usta.

- Bo się boję, bardzo. Że ona się dowie.

- Ale mnie powiedziałeś!

- To nie to samo.

- Bo co?

Kastiel chciał najpierw odebrać te słowa jako komplement, jako oznaka zaufania ze strony przyjaciela, ale potem coś innego przyszło mu do głowy. Skrzywił się…

- Bo mnie niemal nigdy tu nie ma, a z nią mieszkasz, więc to, że powiesz mnie się niemal nie liczy… - powiedział na głos. Poczuł się dotknięty.

- Nie… nie planowałem tego. Nie wiem. Ja… - Lysander nerwowym ruchem przesunął dłonią po twarzy. - Chyba czuję, że już dłużej nie dam rady… Więcej nie zdołam udawać przed Su i… czuję, że dopada mnie wypalenie.

Kastiel milczał przez chwilę. Teraz żałował, że tak niewiele wie o autyzmie. Ale to określenie znał… Odetchnął głęboko.

- Nie możesz… nie myśleć o sobie – powiedział ostrożnie. - Myśli, że Su by nie zrozumiała? Że by cię zostawiła?

- Nie o to chodzi. Ona jest cudowna. To JA się boję, że jeśli pozwolę sobie być prawdziwym mną, to ona będzie się starać, ale w końcu tego nie wytrzyma. Nie chcę być dla niej ciężarem.

- A psycholog?

Lysander uśmiechnął się gorzko.

- Ostatnim razem byłem u niego w liceum.

- Czemu?

- Nie czułem się z tym dobrze… Uciekłem, a potem… bałem się, że tego już nie uda mi się ukryć przed Su, skoro razem mieszkamy, więc…

Lysander wstał nagle i sięgnął do szafki. Grzebał w niej długo i w końcu wyjął coś z jej dna. To był fidget spinner. Kastiel nieraz widział ten mały przedmiot. Uśmiechnął się do siebie lekko.

Lysander spojrzał na niego nerwowo:

- Mogę…?- zapytał z wahaniem.

- Oczywiście, że możesz!

- Ja… kiedyś to kupiłem, ale nigdy nie używam, bo…

- Bo Su.

- Wiesz… nie tylko. Sam przed sobą też się wstydziłem. A to naprawdę pomocne narzędzie przy samoregulacji.

Kastiel uśmiechnął się do niego pokrzepiająco.

Lysander zakręcił po raz pierwszy, a po kuchni rozniósł się dziwny, fascynujący dźwięk, jakby brzęczenie. Lysander przymknął oczy, jakby cieszył go ten dźwięk.

- Nie zapominaj o sobie, proszę… - szepnął, nagle czując łzy w oczach. - Proszę, Lys… - Wyciągnął ręce w jego stronę, ale szybko je cofnął. Przypominał sobie jakieś informacje na temat autyzmu. - Boisz się dotyku?

Lysander westchnął.

- Ogólnie tak.

- Przepraszam.

Lysander pokręcił głową.

- Nie. Ty i Su możecie… Przywykłem do waszego dotyku, po prostu… wolałbym, gdybyś mnie uprzedzał, że chcesz mnie dotknąć. Wtedy mógłbym się do tego przygotować psychicznie.

Kastiel szybko skinął głową.

- Nie ma problemu. A kontakt wzrokowy?

- Chyba już się nauczyłem przez całe życie, ale… są chwile, gdy to jest dla mnie trudniejsze, więc… - Ponownie zakręcił fidget spinnerem, uśmiechając się lekko. Kastiel z przyjemnością patrzył na jego uśmiech, szczególnie po wcześniejszych słowach Lysandra. - Wtedy nie zmuszaj mnie do patrzenia w oczy, ok?

- Oczywiście! - powiedział szybko. Dla niego to było oczywiste, ale skoro Lysander o tym wspominał… Pewnie ludzie nieraz go do tego zmuszali… Poczuł smutek.

Nagle dotarło do niego, że czuje przemożną potrzebę, by jemu również coś o sobie opowiedzieć. To byłoby nieuczciwe… Poczuł jednocześnie zdenerwowanie… nie planował nikomu o tym mówić, ale może to odwaga Lysandra tak na niego wpłynęła?

- Ja… - zaczął, słysząc jak jego głos drży. - Od jakiegoś czasu czuję, że mam… depresję.

Powiedział to, w końcu wypowiedział te słowa na głos. Choć jednocześnie to był dopiero początek listy jego problemów i czuł, że nie zdoła zebrać w sobie wystarczającej ilości odwagi, by opowiedzieć mu o wszystkim.

Ale to już było coś i naprawdę czuł dumę. Zacisnął dziecinnie powieki, nie mając odwagi spojrzeć na Lysandra. Żeby tylko nie próbował się obwiniać.

- Od… kiedy? - usłyszał jego głos. Lysander z trudem mówił, a on poczuł wyrzuty sumienia. Po co jeszcze dokłada mu problemów?… Ale wiedział, że nie może zamilknąć teraz, gdy już zaczął.

- Więc… bez względu jak żałośnie to brzmi, to chyba wtedy, gdy… moja kariera zaczęła się rozkręcać. - Uśmiechnął się do siebie gorzko. - Taa… wielu dałoby się pokroić, by mieć taką sławę jak ja. Zresztą ja sam marzyłem o tym od lat, odkąd byłem dzieckiem.

Ale potem… coś się zmieniło. Zawsze sądziłem, że będę najszczęśliwszym facetem na świecie, gdy mi się to uda. Ale nie, nie byłem. To znaczy… z początku tak – mówił coraz więcej i, o dziwo, gdy już raz zaczął, nie było to tak trudne, jak wcześniej podejrzewał. Lysander milczał, słuchając go ze smutkiem i z powagą.

Miałem kupę kasy, wypasione mieszkanie, pełno fanek. Kochałem koncerty, nagrywanie płyt, to wszystko… Byłem wolny. Nie musiałem gotować, mogłem grać całą noc na gitarze bez lęku, że sąsiedzi się na mnie wkurzą. Byłem w końcu niezależny, ale…

Wtedy zacząłem czuć coraz większą samotność.

- Czemu? - szepnął nagle Lysander. - Nie przyjechałeś do mnie… do nas?

Kastiel pokręcił smutno głową.

- Słuchaj… mieszkasz tu, na wsi. Daleko od miasta, ja często miałem spotkania z fanami, burze mózgów z zespołem, musiałem być wiecznie na miejscu. Poza tym… na początku myślałem, że to bzdura, że… zaraz minie, że to tylko zmęczenie albo że muszę przywyknąć do zmian w życiu.

Wtedy wszystko zaczęło się naraz… - Jego oddech przyspieszył, przechodził do najgorszej części swojej historii… I bał się. - Bałem się panicznie samotnych nocy w apartamentcie, więc… robiłem wszystko, by do niego NIE wracać. Nawet nie wiem, co było pierwsze…

Zacząłem spotykać się z każdą zainteresowaną mną fanką… Nie umiem nawet zliczyć, ile ich było, choć przecież wiesz, że kiedyś byłem inny. Byłem wierny Deborze przez cały nasz związek.

Lysander skinął głową.

Ale wtedy to już nie miało znaczenia. Nie miałem nikogo na stałe, nie znałem nawet ich imion, bo i po co? Potem rano wracałem do siebie, wykończony, ale… wierzyłem wtedy, że szczęśliwy, bo nie musiałem bać się samotnej nocy.

Zacząłem też bardzo dużo pić, choć nigdy wcześniej tak nie było. Piłem, by się nie bać, by nie czuć samotności, by zapomnieć o tym całym bagnie. Najpierw piłem na imprezach po koncertach, potem też już sam…

Lysander miał przerażony wyraz twarzy, gdy słuchał wyznania Kastiela.

Pewnego ranka obudziłem się z kacem u siebie w mieszkaniu i… miałem całe pocięte nadgarstki. Najpierw pomyślałem głupio, że ktoś mnie zaatakował, a potem… zobaczyłem obok siebie zakrwawioną żyletkę i… coś zaczynałem sobie przypominać.

Nie mam pojęcia, CZEMU to zrobiłem, ale… chciałem o tym zapomnieć. Chyba wtedy poczułem, że mam kłopot z alkoholem i… z samym sobą. Rany były na tyle głębokie, że… zostały mi spore blizny, wtedy zrozumiałem, że już nigdy nie będę mógł pokazać nadgarstków, nie chciałem, by ktoś widział. - Kastiel uśmiechnął się ironicznie.

Ale tym niespecjalnie się przejąłem. I tak często nosiłem na koncertach pieszczochy, to pasowało do mojego stylu, więc… - Westchnął ciężko i podwinął rękawy skórzanej kurtki. Pokazał Lysandrowi długie, nieregularne blizny, błyszczące lekko w słońcu poranka. Szybko je ukrył, bo odwaga go opuściła.

Pomyślałem, że to nie ma żadnego znaczenia, bo przecież po pijaku ma się różne durne pomysły, ale… - Zacisnął mocno szczękę, aż mięśnie pod skórą zagrały. - Ale pewnej nocy znów poczułem ochotę, by to zrobić. To było dziwne, zaskoczyło mnie, w końcu nie pamiętałem, co wtedy czułem. Ale najwyraźniej moje ciało pamiętało… - Odwrócił twarz w bok, by Lysander nie mógł na niego spojrzeć.

Nie umiałem się powstrzymać, przytłoczyło mnie to. Znów sięgnąłem po żyletkę, potem znów i znów… - Tym razem podwinął rękawy tak, by widać było więcej skóry jego przedramion. Miał na nich nowe, świeże cięcia.

- Kastiel… - szepnął Lysander.

Kastiel pokręcił głową.

- Nie… nie mów nic. Tak sobie myślę, że ten mój przyjazd tutaj to było takie wołanie o pomoc… Nie planowałem ci mówić, ale… chyba chciałem uciec z tego cholernego mieszkania, chciałem znaleźć się gdzieś indziej, już nie sam…

Potem… wydarzyło się jeszcze jedno, co już całkiem mnie załamało. Byłem w księgarni, oglądałem płyty, nagle podszedł do mnie jakiś mężczyzna. Był trochę ode mnie młodszy. Miał na sobie skórę, miał długie włosy w nieładzie, jego wygląd zwrócił moją uwagę, lubiłem taki styl. - Uśmiechnął się, jednak tym razem jego uśmiech nie był całkowicie smutny, wydawał się być odrobinę rozmarzony.

On… przez chwilę gapił się na mnie, ignorowałem to, dalej przeglądając płyty i szukając czegoś dla siebie, a potem on podszedł. Uśmiechnął się do mnie tak otwarcie… Wiedział kim jestem, znał mój zespół. Położył mi rękę na ramieniu i powiedział znacząco, nim zdążyłem ją z siebie strącić:

- Chcesz poznać coś nowego? To chodź ze mną.

Wtedy mnie puścił i patrzył na mnie wyczekująco. A ja… nigdy wcześniej nie byłem z mężczyzną, ale od razu zrozumiałem, o czym on mówi. To było jasne, patrząc na jego wyraz twarzy. Zrobiło mi się gorąco i poszedłem za nim, choć sam byłem tym zaskoczony.

Wyszliśmy z księgarni nic nie kupując i poszliśmy do jego mieszkania. Powiedział wtedy, że to będzie tylko krótki romans, bo on nie szuka związku, a ja się zgodziłem. Wtedy nawet nie przyszłoby mi do głowy, że CHCIAŁBYM związku z innym mężczyzną, więc było mi to na rękę.

Było… cudownie. - Twarz Kastiela rozpromieniła się po raz pierwszy od czasu tej rozmowy. Po raz pierwszy, odkąd tu przyjechał. - Nauczył mnie bardzo wiele o tym, co kiedyś było przede mną ukryte, bo nie chciałem wiedzieć.

To trwało kilka tygodni. Ja czułem, że odżywam. Spotykaliśmy się każdego dnia, czasem kilka razy dziennie. Pracowałem, gdy się nie spotykaliśmy, nie piłem, nie ciąłem się. Było idealnie. Czułem, że zaczynam się zakochiwać. On był miły i słodki, ale… czułem też od niego dystans.

Boleśnie pamiętałem, że ZGODZIŁEM się, że to będzie tylko na jakiś czas. Starałem się o tym nie myśleć, planowałem z nim porozmawiać, gdy powie, że to koniec. Kto wie, może on też poczuje coś więcej?

Taa… pewnego dnia, bez ani jednego słowa, bez żadnej zapowiedzi zniknął z mojego życia. Przestał odbierać telefony, przestał do mnie przychodzić, a gdy ja poszedłem do niego, żałośnie planując skamleć o więcej… jego tam też nie było. Do dziś nie wiem jak to sobie tłumaczyć.

Uciekł? Przede mną? Przecież nie byłem jakimś psychopatą, nie śledziłem go! Więc czemu? Czy to nie było jego mieszkanie? Czy wynajął je tylko dla mnie? Byśmy mogli się TAM spotykać i tylko tyle? - Kastiel zamilkł i przez długą chwilę siedział, pochylony, zbyt przytłoczony emocjami, by mówić.

Wtedy było ze mną gorzej niż kiedykolwiek… Chlałem całymi dniami, na koncerty też przychodziłem pijany, bo czemu nie? Gabin opieprzył mnie w końcu o to, a ja odparłem „A co to za różnica, skoro i tak na after party wszyscy się uchlejemy?”. - Zaśmiał się smutno. - Teraz już WIEM, że to nie to samo, ale wtedy…

Ciąłem się coraz częściej, więc wtedy nie wystarczyły już pieszczochy, więc zacząłem chodzić na koncerty jedynie w ubraniach z długim rękawem. Zaczęły się kłopoty ze snem… Nie mogłem też już się z nikim umawiać, bo w myślach był tylko on…

- Ale wczoraj… - powiedział niepewnie Lysander.

Kastiel westchnął.

- Właśnie o to chodzi… wczoraj po raz pierwszy od dawna poczułem, że… pragnę kogoś, że wreszcie mogę o nim zapomnieć.

- To dobrze.

Kastiel zamyślił się. Było coś, co od dawna chciał mu powiedzieć, ale wcześniej nie był pewien, czy ma prawo. Ale skoro dziś tak się do siebie zbliżyli, to…

- Powiedz szczerze, jak to było z tą farmą? Chciałeś tego? - powiedział tak delikatnie jak był w stanie.

Lysander poruszył się niespokojnie, ale odpowiedział:

- Tak…

Kastiel pokręcił głową i mówił dalej:

- NAPRAWDĘ tego chciałeś? Nigdy nie lubiłeś wsi, a może to Leo i Roza cię zmusili?

Lysander gwałtownie pokręcił głową.

- Nie! Oni chcieli… mieszkać w mieście, mieli ku temu powód, ich sklep z ubraniami… A ja…

- A ty? - naciskał Kastiel, CHCIAŁ, by Lysander w końcu zrozumiał, bo teraz był już pewien, że ma rację.

- A mnie to było obojętne… - powiedział, patrząc w bok.

- Tak ważna sprawa nie może być dla ciebie obojętna!

- Nie wiem… powiedziałem ci już. Niczego już nie wiem i boję się tego…

Kastiel wyciągnął rękę w jego stronę i zapytał, patrząc na niego uważnie:

- Mogę?

- Możesz – odpowiedział niemal od razu.

Kastiel delikatnie pogłaskał go po policzku, chcąc dodać mu otuchy.

A wtedy Lysander pochylił się w jego stronę i pocałował go.

Kastiela bardzo to zaskoczyło, w końcu to miała być tylko tamta noc, niczego sobie nie obiecywali, a poza tym nie było tu Su, więc…

Ale nie potrafił się odsunąć. Poczuć ogromną radość i spokój, tak samo jak ze swoim byłym…

W końcu odsunęli się od siebie.

- Uważasz, że to właściwe? - zapytał Kastiel.

- Nie wiem, ale… chciałem tego. Mam nadzieję, że Su nie będzie miała nic przeciwko. Chcę, żebyś tu został… z nami, jesteś mi potrzebny… - powiedział nagle Lysander, a Kastiel zamarł.

Zupełnie nie spodziewał się czegoś takiego. To miała być tylko jedna noc. Ale najgorsze było to, że jego serce wyrywało się do tego pomysłu. Ale nie, nie może… nie może zrobić tego Su, ona pewnie nie będzie chciała. A jego praca? Fani? Nie…

Nagle poczuł, że się dusi. Uciec.

Wstał gwałtownie, porwał swoje rzeczy i pobiegł do samochodu. Usłyszał za sobą krzyki Lysandra, ale je zignorował. To był tak bardzo głupi pomysł, że tu przyjechał, że zwierzył się Lysandrowi. Same błędne decyzje, całe jego życie ostatnio było jednym wielkim błędem.

*

Lysander poczuł się okropnie pusty. Czy to jego wina? Nie chciał znowu czegoś zepsuć… Ale co miał zrobić? Trwał tak, niezdolny, by się ruszyć. Chwilę potem do kuchni wbiegła Su.

- Co tu się… Lys? Czemu Kastiel wyjechał?!

Zmusił się w końcu, by poruszyć głową i spojrzał na swoją dziewczynę.

- On… wyjechał. - Tylko tyle był w stanie z siebie wydobyć. Były takie chwile przytłoczenia, gdy nie mógł mówić.

Su usiadła na wprost niego.

- Wszystko dobrze?

Pokręcił głową, pochylając się. Nie, nic nie było dobrze. Nagle pomyślał o czymś, co sprawiło, że zdołał wyrwać się z letargu.

- On… może się zranić – powiedział z trudem.

Su wytrzeszczyła na niego oczy.

- Co? Kas? Ale czemu?

Wstał szybko i pociągnął ją za sobą.

- Chodź, opowiem ci po drodze. Możesz prowadzić? Ja jestem zbyt zdenerwowany.

- Dobrze. - Skinęła głową i razem wsiedli do samochodu.

Jechali główną drogą do miasta, mając nadzieję, że właśnie tędy skierował się Kastiel. Po drodze Lysander opowiedział jej o problemach z autoagresją u Kastiela. Nie wiedział, czy ma prawo, ale bał się, że Kastiel zrani samego siebie. Był taki wzburzony, gdy odjeżdżał…



Kastiel jechał samochodem w stronę miasta. Ręce mocno mu się trzęsły na kierownicy, ale ignorował to. Jeśli teraz będzie miał wypadek to co? Bardzo dobrze, gdyby umarł, to… Ale wtedy przeraził się tej myśli. Tak, było z nim źle, ale jeszcze nigdy nie myślał o śmierci i… to było jeszcze trudniejsze.

Krajobraz przed nim był taki monotonny, a on zaczął wędrować myślami. Su, Lysander… tak bardzo chciałby mieć ich obok siebie, całować ich i ściskać. Ale to nie ma sensu… to miał być tylko raz i zostały mu teraz tylko cholerne wspomnienia.

Czy znów źle postąpił, tak samo jak ze swoim byłym? Zrobił coś, by potem cierpieć i tęsknić. Oni mają siebie, on nie ma nikogo, jak zawsze… Wciąż widział ich razem, objętych, jak wczoraj. Było tak cudownie.

Nie, nie da rady dalej prowadzić. Wciąż tylko o tym myśli… Zjechał na pobocze i rozejrzał się. Uśmiechnął się do siebie złośliwie. Jakieś zadupie, nikogo obok. Zresztą, niech sobie robią zdjęcia, piszą, jakie to ma teraz znaczenie?…

Wsunął rękę w spodnie. Musi się uspokoić, bo nigdy nie dojedzie do miasta. Czemu oni mieszkają tak daleko od wszystkiego?…

Po chwili, gdy już się uspokoił, ponownie ruszył. Teraz już myślał odrobinę jaśniej. Droga ciągnęła mu się w nieskończoność. Jednak w pewnej chwili wróciło to cholerne, znajome uczucie…

Serce mu przyspieszyło. Pragnął znów poczuć to cudowne uczucie, gdy jego skóra jest przecinana. To mrowienie, ten słodki ból, łaskotanie, gdy krew spływa po skórze. Nie… stop.

Zaczął paznokciami rozdrapywać skórę nadgarstka, nie przestając prowadzić, ale czuł, że to za mało. Ze złością zatrzymał się na poboczu i w panice zaczął przeszukiwać małą torbę, którą zabrał ze sobą na wieś.

Błagam… niech coś tu będzie, myślał. Inaczej utknie tu, bo pewnie nie zdoła nawet dojechać do cholernego miasta, by kupić coś ostrego. Nie bardzo pamiętał, co brał ze sobą. Był w tak okropnym stanie psychicznym…

JEST! krzyknął na głos. Golarka. W panice, sam przerażony własnym zachowaniem, zacząć niezdarnymi ruchami wyjmować żyletkę. Jęknął, gdy ostrze po raz pierwszy przecięło ciało. Poczuł tak ogromną falę ulgi i nagłą radość.

Tak, był kurewsko uzależniony, musiał to przyznać przed samym sobą…

Gdy skończył, dotarło do niego jak wiele krwi stracił… Świetnie. Zaczął znów przeszukiwać torbę i znalazł w niej chusteczkę higieniczną. Niezdarnie obwiązał nią nadgarstek i włożył ją w rękaw kurtki, by lepiej się trzymała.

Musi się ruszyć, bo zastanie go tu noc… Ponownie zapalił silnik, ale w głowie coraz bardziej mu się kręciło...Trudno, nie ma wyboru. Przecież się nie wykrwawi… pomyślał złośliwie. Bywało już z nim gorzej, to pewnie przez szok.

Powoli, bo starał się jechać bardzo ostrożnie, udało mu się dotrzeć do miasta. Niemal krzyknął z radości. Padnie na łóżko i… powinien się napić, taaak…

Wysiadł chwiejnie z samochodu i poszedł do sklepu. Kupił butelkę wódki, choć się za to nienawidził i już miał wracać do auta, ale… jego wzrok padł wtedy na witrynę księgarni. Nagle wpadł mu do głowy wspaniały pomysł.

Pierwszy raz od dawna poczuł podekscytowanie. Wszedł szybko. Sprzedawczyni patrzyła na niego, zastanawiał się, czy tak źle wygląda. Czy krew przesiąknęła przez chusteczkę i leje mu się po ręce? Może jest blady? A może… ona wie, kim jest i zaraz zacznie się drzeć, jak inni: „To ON, on jest z Crowstorm!”.

Jeszcze tak niedawno na każdy taki krzyk reagował uśmiechem, ale teraz już nie… Zapytał ją o jakieś książki o autyzmie, a ona skinęła głową i poszła poszukać. Wróciła po chwili i podała mu kilka. Cieszyło go to. Szybko spojrzał na tytuły i wybrał jedną z nich. Zapłacił i ruszył do wyjścia.

Alkohol i książkę musiał nieść w prawej ręce, bo lewa coraz bardziej go bolała… Świetnie.

Pomyślał, że może powinien pójść do toalety i chociaż to sobie przemyć, ale w końcu tego nie zrobił. Czuł się coraz gorzej… Rzucił zakupami na siedzenie pasażera i już miał przekręcić kluczyk w stacyjce, ale…

Oparł z trudem głowę o kierownicę. To też wydawało mu się trudne. Oczywiście nie kupił nic do jedzenia, ale wódkę tak. Pierdolony pijak… syknął do siebie. Zaczął płakać nad swoim żałosnym losem, nad samym sobą…

Wtedy usłyszał, że ktoś trąbi.

Pierdol się… wybełkotał cicho. Zaparkowałem prawidłowo. Ale po chwili ktoś otworzył drzwi jego samochodu. No i co? I tak nie miał sił, by się z tym kimś kłócić.

Ale to byli Su i Lysander.



Zabrali go do jego domu, bo uznali, że to bliżej. Su była przerażona jego stanem, Lysander jedynie zaciskał mocno usta. Ustalili, że Lysander poprowadzi samochód Kastiela, a ona pojedzie ich własnym.

Kastiel milczał resztę drogi, nadal opierając się głową o przód samochodu. Gdy dojechali, Lysander zabrał go do łazienki. Zapytał delikatnie:

- Kas, mogę… muszę podwinąć ci rękaw?

Kastiel tylko wzruszył ramionami w milczeniu.

Lysander delikatnie sięgnął do rękawa i jęknął. Chusteczka przykleiła się do rany, a on z trudem ją odkleił. Zakręciło mu się lekko w głowie, ale wiedział, że teraz powinien skupić się na Kastielu, a nie na sobie.

Potem delikatnie przemył mu nadgarstek i zabandażował rękę prawdziwym bandażem. W tym czasie Su robiła dla nich coś do jedzenia.

Wyszli z łazienki, on niemal niósł Kastiela. Położyli go do łóżka, a sami zaczęli jeść. Wtedy Lysander w końcu odważył się na prawdę. Opowiedział Su o swoim autyzmie, a potem o pocałunku z Kastielem.

Su była bardzo zaskoczona, ale obiecywała, że będzie przy nim. Nie miała nic przeciwko ich pocałunkowi, a potem powiedziała, że chciałaby kontynuować ich poliamoryczny związek. Lysander ucieszył się, że myśli tak samo jak on, ale pamiętał jak gwałtownie zareagował na to Kastiel…

*

Następnego dnia Kastiel poczuł się trochę lepiej. Su i Lysander znaleźli alkohol w jego torbie, ale uznali, że nie mają prawa go wylewać bez jego zgody.

Su musiała wracać na farmę, by zająć się zwierzętami. Oni mieli następnego dnia do niej dołączyć. Gdy Kastiel się obudził, pokazał mu książkę, którą kupił. Uśmiechnął się wesoło, co tak nie pasowało do jego wcześniejszego załamania i powiedział z dumą:

- Teraz już nie będę ignoranckim dupkiem. Ale jeszcze nie zacząłem jej czytać…

- Jasne, nie miałeś kiedy – zaprotestował Lysander. Miał łzy w oczach, gdy zrozumiał jak bardzo Kastiel o niego dba.

Wtedy opowiedział mu, że wyznał prawdę Su. Kastiel cieszył się, że tak zareagowała. A gdy opowiedział o jej pragnieniu na wspólny związek… Kastiel pocałował go mocno, a potem się kochali, choć Lysander martwił się, czy Kastiel nie jest nadal zbyt słaby.

Zjedli śniadanie, choć Kastiel zjadł dopiero, gdy przekonał go do tego Lysander a potem ponownie ruszyli w drogę. Kastiel nie umiał sobie wyobrazić, że miałby teraz zostać sam.

Gdy Lysander zapytał go o jego zespół, Kastiel zdradził mu, że zrobił sobie kilkumiesięczną przerwę, choć wcześniej im tego nie powiedział.

- Wiesz.. - tłumaczył. - Nie chciałem was do niczego zmuszać. Gdybyście mnie wyrzucili, to bym coś wynajął na wsi. Tego właśnie było mi trzeba. A te moje cholerne pieniądze choć raz by się na coś przydały… - burknął.

Czas mijał, a oni wciąż mieszkali razem. Kochali się tak często jak tylko mieli czas. Su i Lysander nadal spali razem, a on miał dla siebie sypialnię dla gości. Czuł czasem zazdrość, gdy myślał, czy kochają się również, gdy jego nie ma obok, ale wiedział, że nie ma prawa być zazdrosny. Nigdy też nie odważył się zapytać o to Lysandra.

Su robiła większość na farmie, choć obaj mężczyźni czuli się winni. Jednak Kastiel musiał poradzić sobie ze swoimi uzależnieniami i spadkiem nastroju a Lysander…

W końcu odważył się być sobą. Czasem zamykał się sam na wiele godzin, a oni go nie nękali. Kastiel przeczytał już całą książkę, którą kupił i teraz wiedział już o wiele więcej. Pewnego dnia zaproponował ją również Su a ona z wdzięcznością ją od niego wzięła.

Lysander lubił kiwać się w przód i w tył, gdy chciał się uspokoić. Wykonywał też różne ruchy rękami, o czym też Kastiel czytał w książce. Czasem milczał całymi dniami, a wtedy Su i Kastiel rozmawiali tylko między sobą.

Lysander wydawał się być podręcznikowym przypadkiem autyzmu, co uspokajało Kastiela, bo czuł, że wie co nieco dzięki książce.

Jednak pewnego dnia zdarzyło się coś, co sprawiło, że i on się bardzo przestraszył. Był sam w domu z Lysandrem. Rozmawiali, jednak wtedy Lysander zaczął strasznie krzyczeć i uderzać ręką o własną głowę.

Kastiel w pierwszej chwili zamarł, choć i o tym czytał w książce. Meltdown. Jednak szybko się zerwał i złapał Lysandra za nadgarstek. Wiedział, że stimowanie jest dla autystyków dobre, ale nie wtedy, gdy się krzywdzą…

Nie puszczał go, choć Lysander mu się wyrywał, krzycząc jeszcze głośniej. Wtedy do pokoju wpadła Su, była przerażona, a on wiedział, że i ją musi teraz uspokoić, bo to wcale nie pomoże Lysandrowi.

W końcu się uspokoił i przestał poruszać. Kastiel oparł ciężko na krzesło, przerażony. Su płakała obok. Po długiej chwili odezwał się spiętym głosem:

- Przepraszam was… że was przestraszyłem. Nie wiedziałem, że to nadejdzie, ale… po raz pierwszy chciałem się nie powstrzymywać i… - Odwrócił głowę w bok.

Tak, to było trudne i męczące, ale… teraz czuję się o wiele lepiej. To tak jakby opłukała mnie fala emocji, a potem zniknęła i teraz… czuję taki spokój.

Kastiel zbliżył się do niego i zaczekał na jego reakcję. Lysander skinął głową, a wtedy Kastiel pocałował go delikatnie. Chciał jakoś mu pomóc… Su wciąż jedynie siedziała w milczeniu, przestraszona.

Nagle Lysander zerknął na niego i powiedział:

- Uderzyłem cię, prawda? Pamiętam to jak przez mgłę.

Kastiel pochylił głowę. Tak, Lysander uderzył go kilka razy, gdy ten próbował go uspokoić, ale co z tego?

- Nic mi nie będzie. Sam krzywdzę się o wiele bardziej. - To miał być żart, ale gdy dostrzegł wyraz twarzy Lysandra, pożałował tych słów. - Przepraszam… - powiedział po chwili. - Chodziło mi o to, że nic mi nie jest, tylko trochę zabolało.

Lysander pochylił głowę.

- Nie musiałeś… tego dla mnie robić, przecież nic by mi się nie stało.

Kastiel pokręcił głową.

- Nie. Czytałem, że to ważne, by w takiej chwili pomóc. I nie przestanę. - Pogłaskał go po ręce, nie patrząc mu w oczy, bo Lysander wyraźnie tego unikał.

Potem Su została sama z Kastielem. Skrzywiła się i powiedziała do niego:

- Czuję się okropnie… Nic kompletnie nie zrobiłam, a ty… byłeś wspaniały i…

Pokręcił głową i dotknął jej ramienia.

- Nie. Ja też się bałem, ale się tego spodziewałem. Ty następnym razem poradzisz sobie lepiej, a ja będę obok.

- Ja nic niemal nie wiem… - szepnęła. Pochyliła tak nisko głowę, że włosy zasłaniały jej twarz. - Nie przeczytałam nadal całej książki, tylko tych kilka pierwszych rozdziałów i…

- Bo tyle pracujesz… Niby kiedy miałabyś to zrobić? Ale ja ci pomogę i… - Objął ją mocno.

- Nie – przerwała mu. - Zadbaj o siebie, ja wcale nie czuję się przemęczona. Po prostu muszę znaleźć trochę więcej czasu na przeczytanie książki i… - Spojrzała na jego ręce. - I?

- Nic. Pewnie będę miał parę siniaków ale od tego nie umrę… Dostałem też kilka razy w głowę, trochę zabolało, ale… Bzdura.

*

Minęło kilka tygodni. Lysander czuł się coraz lepiej z samym sobą, a oni przywykli już po części do jego zachowania. Kastiel… nadal co jakiś czas się upijał, nie mogąc z tym wygrać, a oni nie robili mu wyrzutów. Czasem ciął się tak głęboko, że stało się niemal ich zwyczajem, że to Lysander zawsze go po tym opatrywał.

Jednak mimo tego czuł się o wiele, wiele lepiej. Wiedział dobrze, że to będzie cholernie długa i trudna droga i że bez nich nawet nie zacząłby nią podążać. Lysander zdołał także przekonać go do terapii.

Znaleźli dla niego terapeutkę online, rozmawiali zwykle raz na tydzień lub częściej. Wtedy zawsze Kastiel zamykał się samotnie w swoim pokoju, a gdy z niego wychodził po godzinie był bardzo milczący i zamyślony. Te sesje bolały, za każdy razem, ale potem zawsze czuł poprawę i obiecał sobie, że tym razem się nie podda. Miał w końcu dla kogo się starać. Po raz pierwszy.

Był poranek. Lysander był jeszcze na piętrze, Su poszła już do zwierząt. Wczoraj wypił kilka puszek piwa. Starał się chociaż przerzucić na coś słabszego, gdy nie był w stanie walczyć z pragnieniem.

Usiadł przy stole i zerknął na swoją obandażowaną rękę. Zrobił to sobie wczoraj, gdy był pijany. Starał się nie odczuwać poczucia winy, jego terapeutka wciąż mu to powtarzała. „Poczucie winy w niczym ci nie pomoże”.

Jego bandaż znów przeciekł… sam nie miał sił go zmieniać, bał się, że znów coś go pokusi, zaczeka z tym na Lysandra… Odkąd tu był niczego już nie ukrywał i nie musiał chodzić ciągle w długich rękawach. Bardzo doceniał tę wolność. Po chwili do kuchni wszedł Lysander. Kastiel rozpromienił się na jego widok.

Cieszyło go to, że żadne z nich nie patrzy na niego jak na potwora za to, co wczoraj sobie zrobił. Za to chyba kochał ich najbardziej.

Wstał szybko i podszedł do niego. Lysander wyciągnął ręce przed siebie, by dać mu do zrozumienia, że chce dotyku. Kastiel wtulił twarz w jego miękkie włosy i wdychał ich zapach z zamkniętymi oczami. Czuł się jak w raju.

Kastiel przyciągnął go w stronę stołu. Oparł się o niego plecami i przyciagnął Lysandra jeszcze bliżej do siebie. Całowali się zachłannie, Kastiel miał tak ogromną ochotę na seks…

W tej chwili usłyszał jakiś hałas za sobą, nie przejął się tym, to pewnie Su, zapomniała o czymś albo chce się napić… Ale wtedy usłyszał BARDZO znajomy głos:

- Kastiel… co wy tu…!

Gwałtownie odepchnął od siebie Lysandra. Poczuł się jak przyłapany na morderstwie. Serce mu stanęło na chwilę.

Przed nimi stała matka Kastiela. Twarz miała czerwoną, patrzyła na nich z oburzeniem, usta miała otwarte… Kastiel poczuł się jak małe, zbesztane dziecko. Coś ścisnęło go w żołądku. Nie mógł się odezwać ani zerknąć na Lysandra.

Ale ona nadal krzyczała…

- Nie! Jak możesz zdradzać Sucrette?! Przyjechałeś tu z wizytą i… - Zamilkła, zbyt pełna emocji.

Kastiel nie wiedział jak się zachować. Czuł się koszmarnie… Ona pomyślała, że zdradza swoją przyjaciółkę, ale on NIGDY by tego nie zrobił. Jak miał jej to wytłumaczyć? Ich związek?

On nigdy nawet nie wspominał jej, że z mężczyznami też się spotykał… Zerknął ukradkiem na swój zakrwawiony bandaż… Doskonale, czego jeszcze tu brakowało?! Nie chciał, by Lysander poczuł się gorzej, ale on sam również czuł, że nie zdoła tego udźwignąć…

Sam już nie wiedział, czy wolałby, by Su tu nagle weszła, czy nie. Może ona by pomogła, ale bał się również, że wtedy by jej współczuła, jak tej zdradzonej…

Wtedy odezwał się Lysander. Jego głos był jak zwykle spokojny, a on od razu dostrzegł zmianę w nim. W jednej chwili… był dawnym Lysandrem, tym, który ciągle się maskował… Posmutniał. Nie chciał, by Lysander wizytę jego matki przypłacił shutdownem, ale co miał zrobić? Wyrzucić ją za drzwi?…

- Proszę pani… nic się nie dzieje, naprawdę… może trudno będzie w to pani uwierzyć, ale Su wie o wszystkim, mamy jej zgodę.

Matka w końcu usiadła na krześle, ale nadal nie wyglądała na uspokojoną.

- Wiesz jak ja się o ciebie bałam?! Nagle zniknąłeś z prasy, z internetu! Nikt nie wiedział, co się z tobą stało!

Kastiel poczuł nagle poczucie winy. Tak, uciekł… CHCIAŁ uciec, ale czemu nie pomyślał, że matka będzie się bała?…

Matka objęła go mocno. Przymknął oczy, czując nagłą radość i wzruszenie.

- Tak, ostatnio nie było między nami najlepiej, ale…

Wtedy Lysander podszedł do niej i powiedział:

- Zostawię was samych, dobrze?

A ona wtedy rzuciła się w jednej chwili i mocno przytuliła także Lysandra. Długo go nie puszczała, a on zobaczył strach w jego oczach, ale wiedział, że nie ma prawa zdradzać jej prawdy o nim. Lysander trwał w jej objęciach, nie wyrywał się, ale Kastiel czuł jego lęk. W końcu go puściła.

- Lysandrze… tęskniłam za tobą. Cieszę się, że cię widzę.

- Ja także – odpowiedział, patrząc jej w oczy. Kastiel czuł zdenerwowanie, gdy ich obserwował.

- Możesz zostać, Lys, serio – powiedział cicho Kastiel. - Jeśli chcesz.

Lysander, unikając jego wzroku, odparł:

- Dobrze, zostanę. - I ponownie usiadł.

Matka kontynuowała:

- Wiem, że nie jest między nami ostatnio zbyt dobrze, ale… wcześniej pocieszałam cię, że mogę zobaczyć cię w telewizji i w internecie i… wtedy czułam się spokojniejsza. A wtedy… - skrzywiła się boleśnie, a Kastiel po raz pierwszy poczuł się źle z tym, że ją też zignorował.

Zaczęłam panikować. Ojciec mówił, żebym dała ci czas, że pewnie masz dość tego szumu wokół siebie i zgodziłam się. Ale czas mijał a… nic się nie zmieniało. W gazetach ciągle piszą, że cię nie ma i…

Zamilkła. Kastiel zaczął rozmyślać. Odkąd tu był, powiedział Su i Lysandrowi, że boi się czytania gazet, by nie znaleźć czegoś o sobie, a oni to uszanowali. Przestali w ogóle przynosić do domu gazety, a on NAPRAWDĘ nie miał pojęcia, co o nim teraz piszą i to przynosiło mu ogromną ulgę. Ale teraz…

- Zaczęłam szukać cię w mieście, nie było cię ani w mieszkaniu ani nikt z twojego zespołu nic nie wiedział i… po jakimś czasie pomyślałam o was, więc… przyjechałam.

Kastiel spuścił wzrok. Czuł się winny. Ona tak się starała, tyle dla niego zrobiła, by go odnaleźć, a on… Tak, olał całkowicie swój zespół, ale nie tylko zespół…

- Wiem, nie miałam prawa tak tu wpadać bez pytania, ale byłam niemal pewna, że ciebie też tu nie będzie i… Przepraszam cię, Lysandrze.

Skinął jej spokojnie głową, choć teraz Kastiel, gdy już go lepiej poznał, rozumiał, że to nadal jego maska.

Wtedy zadzwonił budzik w telefonie Kastiela a on się skrzywił. Doskonale. Terapia. Całkiem o tym zapomniał, teraz, gdy…

- Ktoś do ciebie dzwoni, Kas? - zapytała matka, a on nie wiedział, co powiedzieć. Może to zignoruje…? Ten raz, a potem ją przeprosi.

Wtedy Lysander powiedział do niego delikatnie:

- Idź, my tu zostaniemy i porozmawiamy razem, dobrze? - Spojrzał mu w oczy, choć Kastiel czuł, że teraz też się do tego zmusza, ale nie odwrócił wzroku. Lysander chciał powiedzieć mu bez słów „Idź na terapię, ja nic nie powiem twojej matce, nie bój się”. Skinął głową i poszedł na górę.

Na schodach odwrócił się jeszcze i zobaczył, że rozmawiają. Lysander właśnie proponował jego matce kawę… Znów poczuł do niego falę wdzięczności.

Powlókł się do pokoju, ale czuł, że to NIE JEST dobry dzień. Może naprawdę powinien odmówić? Czuł się coraz gorzej, pragnął znów się pociąć, by uspokoić się po wizycie matki, a już i tak był spóźniony… To było takie trudne. Zupełnie nie mógł przygotować się na jej wizytę, to było okropne. Teraz trochę lepiej rozumiał, gdy Lysander wspomniał mu niedawno, że nie lubi niezaplanowanych spotkań.

Usiadł ciężko przed laptopem i włączył go. Nieodebrane połączenia od terapeutki. Super… Zadzwonił i patrzył tępo w ekran. Eva odezwała się od razu:

- Coś się stało, Kas?

Wiedział, że to nie jest tak częste, by terapeuci byli na „ty” ze swoimi pacjentami, ale on na to nalegał. Miał nadzieję, że wtedy poczuje się lepiej.

Kobieta była niemal w jego wieku, miała krwistoczerwone włosy tak samo jak on. To on powiedział, że lubi, gdy mówi się do niego „Kas”.

- Stało… - wymruczał. - Nie miał zamiaru tego przed nią ukrywać, ona i tak wiedziała o nim niemal wszystko. Nawet więcej niż Su czy Lysander. - Matka nagle tu wpadła, nie rozmawialiśmy… nie wiem, przez kilka lat – powiedział, sam przerażony tym, że NIE WIE, ile czasu tak naprawdę minęło.

Całowałem Lysandra, a mój bandaż nadal jest cały zakrwawiony. Ona się martwiła, teraz się martwi, że zdradzamy Su i… - Gdy to mówił, całkiem nad sobą nie panując, rozdrapywał paznokciami drugi nadgarstek, bo ten obandażowany za bardzo go bolał.

Zamilkł. Nie słyszał, co mu odpowiada, nie reagował, widział jedynie przed oczami krew i…

- KASTIEL! - Nagle drgnął, gdy Eva krzyknęła. To go otrzeźwiło. Spojrzał na nią.

- Tak?

- Co robisz? - zapytała cicho.

Westchnął i pokazał poraniony nadgarstek do kamery. Skrzywiła się i powiedziała:

- W takim stanie ta terapia nie ma sensu, prawda?

Skinął głową.

- Nie, nie ma… Przepraszam cię. Po prostu spotkamy się następnym razem i…

- A ty pójdziesz się ciąć w tej samej chwili, gdy się rozłączę, tak?

Zacisnął zęby.

- Tak. - Serce mu waliło, ale wiedział, że szczerość ze swoją terapeutką jest najważniejsza. Bo jeśli będzie ją ciągle okłamywał, to po co w ogóle marnować jej i swój czas i pieniądze?…

Eva przez chwilę się wahała a potem powiedziała:

- Wielu psychologów by się ze mną nie zgodziło, szczególnie starszych ode mnie, ale… ja już zrozumiałam, że to prawda, więc… - Spojrzała na niego, a on nie rozumiał, do czego zmierza. - Więc zrobimy tak: pójdziesz teraz po żyletkę i wrócisz tu z nią, dobrze?

Kastiel wytrzeszczył oczy. Co ona wygaduje?! Eva westchnęła.

- Posłuchaj… do niczego cię nie zmuszam, ale… jeśli I TAK to zrobisz, to czy nie lepiej, byś mógł potem skupić się w pełni na naszej terapii…?

Milczał, zastanawiając się. To miało sens, ale… nagle poczuł zawstydzenie. Nigdy nie robił tego przy kimś i…

- Czemu? - szepnął.

Eva skrzywiła się, ale wyjaśniła:

- Kiedyś… miałam pacjentkę, też się cięła jak ty… Byłam wtedy świeżo po studiach, czułam, że zjadłam wszystkie rozumy… - Skrzywiła się. - Była nastolatką. Jakiś czas udało jej się bez tego wytrwać, była z siebie TAKA dumna…

A pewnego dnia… jej rodzice powiedzieli mi, że się zabiła. A wiesz dlaczego? - Spojrzała intensywnie na Kastiela. - Ona nigdy nie miała myśli samobójczych, ale wtedy… Napisała do rodziców w liście pożegnalnym: „Pocięłam się dziś. Nie mogę znieść tego, że przegrałam, że zawaliłam, to koniec”. Rozumiesz już?

Kastiel powoli skinął głową.

- Właśnie. Mówiłam ci to już nieraz: „Poczucie winy NIE JEST dobre”. Jeśli zrobisz coś, czego nie chciałeś, nie myśl: „To koniec, muszę zaczynać wszystko od nowa!”, powiedz sobie zamiast tego: „Tak, ten raz nie wyszło, ale to niczego nie przekreśla, idę dalej i pewnie znów się potknę, ale to nieważne”.

Kastiel w milczeniu pokiwał głową.

- Liczy się to, czy tniesz się mniej, czy PRÓBUJESZ się powstrzymać, czy przyznałeś przed sobą, że chcesz z tym skończyć, czy poszedłeś na terapię… I tak dalej. To jak? Rozłączamy się? - dodała delikatnie.

Zacisnął usta. Nie, chyba nie… Wstał w milczeniu i poszedł do łazienki. Nie wyrzucił swojej żyletki, bo pamiętał jaką desperację czuł, gdy nie mógł znaleźć nic ostrego w swojej torbie. Bał się tego uczucia…

Wziął żyletkę i poszedł do pokoju. Wiedział, że może zrobić to w łazience, ale jednak wrócił. Usiadł, czuł zdenerwowanie, podwinął rękaw i przysunął żyletkę do ręki… Serce mocno mu biło, nie patrzył na Evę, nie miał odwagi…

Wiedział, że inaczej nie skupi się na terapii, że to nie jest dobry moment na ciągłe myślenie o krwi, gdy tego nie zrobi, nie teraz, gdy matka była w domu…

Przejechał żyletką po skórze i… nagle wydał w siebie krótki, ostry krzyk pełen desperacji. Sam był tym zaskoczony, nie planował tego, nigdy wcześniej nie krzyczał, gdy się ciął. Ale to mu pomogło, dodało sił….

Odsunął szybko od siebie żyletkę. Rana na ręce była dość głęboka, ale była tylko jedna… Miał nadzieję, że to mu na jakiś czas wystarczy. Przestraszył się, że matka tu wpadnie i zobaczy go z żyletką w ręce… Miał nadzieję, że Lysander ją przed tym powstrzyma. Czy domyśli się, czemu krzyknął? Czy będzie się o niego martwił? Nagle poczuł się tak bardzo zmęczony i słaby…

Zerknął ze wstydem na Evę, patrzyła na niego w milczeniu. Uśmiechnął się smutno i powiedział:

- Dziękuję, to mi pomogło… Potem… potem będę silniejszy.

Skinęła z powagą głową, a potem powiedziała:

- To co, możemy przejść teraz do dzisiejszego tematu terapii?

Zgodził się.

Gdy wyszedł z pokoju, przyszedł do niego Lysander. Czyżby nasłuchiwał jego kroków, by mu pomóc? Spojrzał na niego z powagą, a potem bez słowa zabrał go do łazienki.

W ciszy zaczął zdejmować bandaż, teraz miał oba nadgarstki do odkażenia…

- Co się stało? - zapytał delikatnie Lysander.

Kastiel westchnął.

- Słyszałeś jak krzyczę? - zapytał gorzko.

- Tak.

- A moja matka?

- Też. Przekonałem jej, by do ciebie nie biegła, bo nic się nie dzieje, ale nie umiałem znaleźć żadnej sensownej wymówki. Krzyknąłeś, gdy… to sobie zrobiłeś? - zapytał, dotykając krótko jego ręki.

- Tak. Ale nie z bólu. To była… desperacja. Sam nie wiem, nigdy wcześniej mi się to nie przydarzyło. Potem ci wszystko opowiem.

- Dobrze.

*

Gdy wyszli z łazienki Lysander powiedział cicho:

- Idę do Su, wyjaśnię jej wszystko, nim tu przyjdzie.

- Dobrze. Przepraszam… że musiałeś tyle rozmawiać z moją matką.

Lysander pokręcił głową.

- To było trudne, tak, ale… tutaj, na wsi, gdy to Su robi zakupy, czuję się niemal jak… we śnie, nie mam od dawna kontaktu z nikim poza wami. To cudowne uczucie, czułem się taki… spokojny, ale wiem, że nie jestem w stanie unikać ludzi przez całe życie, więc… nie przejmuj się.

Wieczorem odważył się usiąść z matką w salonie. Odetchnął głęboko, zdenerwowany i powiedział, nie patrząc na nią:

- Słucham… możesz zapytać mnie o wszystko. Już dość tych kłamstw.

Matka przez chwilę milczała, a potem wskazała na jego obandażowane nadgarstki.

Zacisnął mocno zęby, ale przecież spodziewał się tego pytania. Nie przykrył ich, bo przecież i tak widziała je rano…

- Tnę się… od jakiegoś czasu.

Jęknęła w odpowiedzi, nadal bał się na nią spojrzeć, bał się zobaczyć jej przerażenie na swoje słowa…

- Dziś… ten budzik. I krzyk. Byłem na terapii przez internet. Od jakiegoś czasu uczęszczam na nią.

Milczała chwilę, a potem zapytała:

- Jesteś gejem?

Odwrócił twarz, zawstydzony.

- Nie, nie jestem… - powiedział z trudem. - Jestem bi. Wcześniej byłem z jednym mężczyzną.

- A… ty, Su i Lysander. CO jest między wami?

Zacisnął zęby. Nadal czuł, że ona nie zrozumie. Ale obiecał jej prawdę.

- Jesteśmy w związku… we trójkę. To się zaczęło niedawno, gdy tu przyjechałem po… ucieczce z miasta. To dla nas wciąż nowe, nie wiem, czy to się uda ani czy przetrwa, ale… chcemy spróbować.

- Więc… to jest za zgodą całej trójki? - szepnęła.

- Tak.

Brzmiała tak smutno, że podszedł do niej i przytulił ją.

- A czemu… uciekłeś? - zapytała, gdy już się od niej odsunął i ponownie usiadł.

- Byłem… zmęczony tym wszystkim. Bardzo. Chciałem odpoczynku.

- Wrócisz?

Zamyślił się.

- Chyba tak, nie wiem… ale na pewno jeszcze nie teraz. Jakoś sobie ze wszystkim poradzę - powiedział ze wzrokiem wbitym w dywan.

Skinęła głową a potem wyszli z salonu i dołączyli w jadalni do Su i Lysandra. Kastiel czuł się bardzo zmęczony po tej rozmowie, ale czuł dumę, że dał radę.

Nadal miał wielką ochotę na seks, ale nie odważył się powiedzieć o tym Su i Lysandrowi, nie teraz,  gdy matka była obok.

Następnego dnia rano jego matka spojrzała na nich i powiedziała:

- Wracam do siebie. Bardzo dziękuję wam za gościnę, ale nie chcę wam dłużej przeszkadzać.

Kastiel podszedł do niej szybko, nie zważając na obecność Su i Lysandra i przytulił ją mocno.

- Przepraszam… już się od ciebie nie odetnę, chcę mieć z tobą stały kontakt, mamusiu.

- Dobrze, Kas.

W jej oczach pojawiły się łzy, pogłaskała go po głowie i wyszła.

*

Wieczorem Lysander zapytał go:

- Nie musisz odpowiadać, ale… twoja matka wspomniała, że ostatnio nie było między wami dobrze. Co miała na myśli?

Kastiel przeczesał dłonią włosy i wyjaśnił:

- Ostatnio sporo o tym myślę. To się chyba zaczęło, gdy… gdy byłem w liceum. Czułem wtedy, że jestem TAKI dorosły, a ona wciąż uparcie mówiła do mnie „Kassi” i zawstydzała mnie przed innymi swoim gadaniem…

Nie umiałem do niej dotrzeć. Czułem się jak w klatce. Z ojcem dogadywałem się lepiej. Potem po szkole zamieszkałem sam, zająłem się karierą i… powoli coraz rzadziej się z nią kontaktowałem.

Najpierw byłem zbyt zajęty, potem zacząłem chyba o niej zapominać… - Westchnął ciężko. - Chciałem WOLNOŚCI, zachłysnąłem się dorosłością. Z ojcem też urwałem wtedy kontakt, bo wiedziałem, że nie mogę tego rozdzielić, skoro mieszkają razem.

Dopiero teraz, gdy przyjechała… dotarło do mnie, że nie widziałem się z nią, ani nawet nie rozmawialiśmy przez telefon przez KILKA lat. Przeraziło mnie to… Czuję się winny.

Ale teraz… było inaczej. Ona naprawdę zrozumiała. Była taka wyrozumiała, gdy mówiłem jej o cięciu się i o naszym związku. - Uśmiechnął się do Lysandra.

To też w jakimś stopniu łączy się z moją obsesją na temat gazet… Wiesz… gdy przestaliśmy ze sobą rozmawiać, to był jej jedyny sposób, by czegoś się o mnie dowiedzieć. Wspominała mi wcześniej nieraz, że śledzi o mnie nowinki w prasie i telewizji.

A ja… nie chciałem tego. Wtedy po raz pierwszy zaczęli wypisywać o mnie jakieś nieprawdziwe bzdury. Ja miałem to gdzieś, ale bałem się, że ona… to przeczyta, że może uwierzy i… źle o mnie pomyśli.

Więc zacząłem szaleńczo wszystko śledzić, czytać o sobie, choć coraz bardziej nienawidziłem tego robić. Pewnego dnia napisali w jakiejś gazecie, że pobiłem poważnie jakiegoś faceta i że on jest w szpitalu. To była bzdura a ja… Niby BARDZO nie chciałem, by to przeczytała, by we mnie zwątpiła, ale jednocześnie nie miałem odwagi, by do niej zadzwonić i to sprostować.

Potem doszła też obsesja, że… dowiedzą się o mojej autoagresji, że zobaczą jakoś blizny i… to było jeszcze gorsze, bo to byłaby PRAWDA i co bym jej wtedy powiedział, gdyby sama nagle do mnie zadzwoniła?

A teraz… nie chcę, by pisali o was. - Skrzywił się. - Pomyśl… Wtedy zaczną też dręczyć was, może nawet tu przyjadą, będą tu koczować, a ty… gorzej się poczujesz przez nich i…

Lysander pogłaskał go po przedramieniu.

- Przestań. Wszystko się ułoży. Nie martw się, to NIE TWOJA wina. Damy sobie jakoś radę, razem.

Kastiel uśmiechnął się do niej. Zaczął rozmyślać o tym jak to się dalej potoczyło.

Gdy tu przyjechał poprosił Su, by każdego dnia przeglądała o nim plotki w internecie i powiedziała mu TYLKO, gdy napiszą coś bardzo poważnego, bo sam bał się znów wpaść w tę otchłań informacji, portali plotkarskich, obraźliwych komentarzy…

Su się zgodziła i do tej pory ani razu nic mu nie opowiedziała, a on całkowicie jej ufał. Ten detoks od internetu bardzo dobrze mu zrobił.

*

Mijały miesiące. Kastiel nadal nie miał sił, by wrócić do miasta i znów śpiewać, ale nie zmuszał się do tego. Czuł się coraz lepiej, Eva była z niego bardzo dumna.

Pewnego dnia złapał się na tym, że CHCE znów komponować, kochał to… Lysander znów mu pomagał, czasem do ich burzy mózgów dołączała również Su. W takich chwilach Kastiel jaśniał.

Pewnego dnia przyłapali go na brzdąkaniu na gitarze w garażu i Lysander ochoczo do niego dołączył. Su, zaśmiewając się do łez, udawała fankę i piszczała i skakała jak szalona, gdy oni grali. Kastiel znów czuł się szczęśliwy, po raz pierwszy od kilku lat.

Co jakiś czas przebąkiwali nad pewnym rozwiązaniem: Kastiel będzie jeździł do miasta jedynie na koncerty, resztę mógł załatwiać przez internet. Czasem Lysander będzie śpiewał razem z nim, a Su będzie jechać z nimi, by im kibicować.

A potem będą wracać razem na farmę, gdzie Kastiel będzie pomagał im ze zwierzętami i roślinami.

Nie mieli pojęcia, czy to się może udać: ich związek jak i pogodzenie farmy z karierą piosenkarza, ale wiedzieli jedno – będą się bardzo, bardzo starać, by to szaleństwo mogło się udać, bo bardzo tego pragnęli. Cała trójka.

*

Pewnego wieczoru Lysander znów miał meltdown. W końcu uspokoił się, Su była przy nim. W tym czasie Kastiel w swoim pokoju szykował się już do snu. Leżał na łóżku z podwiniętymi nogami, oczy miał zamknięte. Nagle usłyszał pukanie do drzwi.

- Proszę – powiedział, unosząc głowę.

W drzwiach stała Su. Kastiel uśmiechnął się do niej.

- Co u Lysa? - zapytał z troską.

Su westchnęła i usiadła koło niego.

- Odpoczywa, wiesz, jest wykończony i… zapytał, czy może mogłabym… spać u ciebie.

Kastiel poczuł, że serce mu przyspiesza. Spać… z nią, po raz pierwszy?

- Ale na pewno…? - zapytał niepewnie.

Su uśmiechnęła się do niego.

- Tak, na pewno.

- Jasne, oczywiście… - Ugryzł się w język zanim powiedział „marzyłem o tym”. Nie chciał zalewać jej swoimi emocjami.

Su skinęła głową, zdjęła szlafrok i położyła się koło niego. Przez chwilę poczuł się jak przerażony dzieciak. Zamarł, nie mając odwagi jej dotknąć. Ale ona najwyraźniej nie miała tego problemu. Ułożyła się wygodnie i zamruczała.

- Dobranoc, Kas – szepnęła.

- Dobranoc – odparł z trudem.

Wtedy ona objęła go mocno, wsunęła nogę między jego uda i zasnęła. Serce waliło mu jak szalone. Kiedy ostatni raz spał z kimś w łóżku? Z mamą, gdy był mały? Gdy był z Deborą byli tylko nastolatkami. Z dziewczynami na jedną noc łączył go tylko seks, ze swoim byłym nigdy nie zasypiali razem, choć on by tego chciał. Potem też bez słowa pozwolił, by Su i Lysander wciąż spali wspólnie i…

Długo nie mógł zasnąć, w końcu zebrał się na odwagę, wtulił twarz w piersi Su i w końcu mu się udało.

Rano Su wstała przed nim. Gdy się obudził, uśmiechnęła się do niego i zapytała jak spał. Zdawkowo odparł, że dobrze. Nadal nie był pewien, czemu tak bardzo unikał tego tematu. Potem kochali się. Zeszli na śniadanie, gdy usłyszeli krzątanie się Lysandra. Powiedział, że dziś rano czuje się lepiej.

*

Minęło kilka tygodni od kiedy nie pił i chyba nie zwracał na to należytej uwagi. Był ranek, we trójkę jedli śniadanie w kuchni. I wtedy w jednej chwili pojawiło się to: pragnienie. Ze złością wstał od stołu i wyciągnął piwo z lodówki. Su i Lysander obserwowali go w milczeniu, już nie jedli. W pomieszczeniu panowała ciężka cisza.

- KURWA! - ryknął ze złością. Nie, nie napije się. Nie zrobi tego sobie, Su, Lysandrowi, Evie. Ta wściekłość do swojej własnej słabości wybuchła w nim.

- Kas…? - zaczęła niepewnie Su.

Ale on już nie słuchał. Ryknął wściekle i rozbił butelkę o blat. Piwo pociekło na podłogę. Oni milczeli. Chwilę później był na siebie wściekły. Musi to potem posprzątać… Ale, o dziwo, pragnienie minęło, gdy pozbył się złości. Pomyślał, że musi to zapamiętać, ale wtedy poczuł kolejną falę złości.

Na siebie, na swoją żałosną słabość. Na to, że pieprzy życie Su i Lysandrowi. Ponownie ryknął i uderzył ręką w blat. Wtedy dotarło do niego, że uderzył właśnie w tym miejscu, gdzie zostało szkło… Serce mu stanęło, ale nie zdołał zatrzymać swojej ręki. Wydawało mu się, że słyszy krzyk Su.

Gdy się obudził, dotarło do niego, że jest… Nie u siebie, więc gdzie, do cholery?!

- Obudził się już pan. To dobrze – Usłyszał nad sobą obcy głos. W panice zerwał się do pozycji siedzącej.

Przed nim siedziała jakaś kobieta w jego wieku. Zmarszczył brwi. Kim ona jest? Rozejrzał się. To miejsce było jakieś takie… Wtedy poczuł ból. Zaklął w myślach. Tak, on… Szybko spojrzał na rękę. Syknął. Miał obandażowany cały nadgarstek prawej ręki. Wytrzeszczył oczy. Czy on jest w…?

- O co chodzi? - zapytał, a serce waliło mu tak, że czuł ból w klatce piersiowej.

- Trafił pan na oddział psychiatrii po próbie samobójczej.

Miał ochotę prychnąć.

- Nie, ja nie… - Nagle coś sobie przypomniał. - Byli tu Su albo Lysander? Oni by wytłumaczyli, że… Ja nie chciałem się zabić, przysięgam!

Poczuł tępy ból w sercu. Ale oni… przecież go nie porzucili, prawda? Po tym, co ostatnio odpieprzył?…

- Cóż, jakaś kobieta i mężczyzna przywieźli tu pana…

- I? - ponaglił ją.

- I kazałam im wracać do domu, bo teraz nie może pan nikogo przyjmować.

No tak… musiał jakoś tu trafić. Nic nie pamiętał. Czyżby aż tak mocno rozciął sobie skórę, że zemdlał? Ale oni nie chcieli się go pozbyć, prawda?…

- Przywieźli mnie do… psychiatryka? - zapytał pusto. - Ale…

- Nie, przywieźli pana do szpitala, a tam… zszyli panu rękę i odesłali tu. Nazywam się Mary.

Zacisnął mocno szczękę. Doskonale. Nagle pomyślał o swojej karierze. „Kastiel z Crowstorm w psychiatryku!”. Cóż, ale może naprawdę powinien tu być?… Ale miał psychologa. Wierzył, że będzie tylko lepiej, a teraz… Sam przestraszył się swojego ataku, był tak nagły i… potężny. Może byłoby jednak lepiej, gdyby się wtedy napił?

- Ale ja nigdy nie chciałem się zabić! - zaczął, ale wtedy przypomniał sobie tamte myśli, gdy prowadził samochód. - To znaczy… teraz nie chciałem.

Doskonale, tylko bardziej się pogrąża. Kobieta od razu zrozumiała. Zmarszczyła brwi.

- Lekarz powiedział mi o licznych bliznach na pana przedramionach.

Jeszcze mocniej zacisnął szczęki.

- Tak, ale… ja nigdy nie zrobiłem tego… by się zabić.

Kobieta westchnęła.

- Domyśliłam się tego. I uważa pan, że to wszystko kończy?

- Nie!

Miał dość tej rozmowy, kręciło mu się w głowie. Ciekawe jak teraz wygląda jego ręka? Chyba bał się tego widoku. Zszyli mu rękę… więc musiało być… intensywnie. Nigdy sam nie ciął się aż tak mocno, bandaże Lysandra wystarczały.

- Ja mam psychologa. Naprawdę, po prostu… - Nagle coś przyszło mu do głowy. - Wie pani kim jestem?

Zmarszczyła brwi, jakby nie rozumiała. To dobrze, ale to nie znaczyło, że nikt inny w szpitalu go nie rozpozna…

- Nieważne… - dodał po chwili. - Kiedy mnie wypuścicie? - warknął. Nie chciał być niemiły, ale nie miał już sił… Tak bardzo chciał przytulić Su i Lysandra.

Kobieta westchnęła. Była tak różna od niego, choć była w jego wieku. Wydawała się być bardzo restrykcyjna i surowa.

- - Pojutrze, może jutro. Nie powinien patrzeć pan na to jak na „uwięzienie”. To sposób, by poczuł się pan lepiej.

Prychnął głośno. Czuł coraz większą wściekłość.

- Kiedy Su i Lysander będą mogli mnie odwiedzić? - zadał kolejne pytanie.

To było dziwne: czuł ssące, znajome uczucie w żołądku, ale tym razem nie dotyczyło ani alkoholu ani cięcia się. To tak jakby był… uzależniony od ich bliskości? Ale to nie było złe uzależnienie…

- Na pewno nie dziś – odparła.

Wtedy coś przyszło mu do głowy.

- A… ile byłem nieprzytomny?

- Jest ten sam dzień, w którym pan tu przybył. Teraz jest wieczór.

Cóż, nie jest tak źle…

- Powinniśmy porozmawiać o pańskim stanie i tym, co pan czuje, nie sądzi pan?

Znów poczuł złość. Kiedy uda mu się wreszcie uspokoić?

Milczał przez chwilę. Jak się czuł? Fizycznie, cóż, bolała go ręka. Ale psychicznie… wciąż nie dawała mu spokoju sprawa Su i Lysandra. Czy naprawdę mają go już dość? Może nie miał prawa godzić się na ich propozycję, może powinien był wrócić do siebie?

Ścisnęło mu się w żołądku. Nie wyobrażał sobie tego, ale może tak właśnie powinien postąpić? Dla ICH dobra. A on? Może naprawdę byłoby lepiej, gdyby umarł? Mocno zacisnął pięści.

- Ja… myślę, że powinienem dać spokój Su i Lysandrowi, odsunąć się od ich życia. Nie chcę być dla nich ciężarem – powiedział w końcu.

Nie wspomniał tylko o swoich myślach o śmierci. Wiedział, że jeśli będzie uparcie milczał, to nigdy stąd nie wyjdzie.

- Su to pana dziewczyna? - zapytała Mary.

Zaklął w myślach. Oczywiście, że tak pomyślała… nie miał sił każdemu tego tłumaczyć. To i tak nie miało znaczenia.

- Tak – powiedział.

- Czemu czuje pan, że jest dla nich ciężarem?

Nie podobała mu się ta rozmowa. To prawda, przy Evie również musiał odpowiadać na różne osobiste pytania, ale w końcu do tego przywykł i nie chciał zaczynać od nowa.

- Sama pani widzi… - westchnął. - Moje problemy. Nie chcę tego na nich zrzucać.

Skinęła głową.

Był taki zmęczony… Skoro i tak teraz go nie wypuszczą to może…?

- Ja… mógłbym pójść spać? - zapytał nagle.

Mary skinęła głową.

- Dobrze, proszę odpocząć. Będziemy kontynuować jutro.

Taa, właśnie tego się obawiał…

Bez słowa przewrócił się na bok i zamknął oczy. Nie sądził, że zdoła zasnąć, ale musiał odpocząć…

Rano otworzył oczy. Chyba jednak zdołał się trochę przespać. Po śniadaniu pojawiła się Mary a on znów to poczuł. Ale teraz nie miał przy sobie żyletki i… Cholera, jeśli chce stąd wyjść musi choć udawać normalnego… Zacisnął powieki.

- Coś się stało? - zapytała.

Pokręcił głową.

- Nie, nic. Słucham.

Odpowiadał na kolejne pytania na temat swojego życia, choć starał się ujawniać o sobie tak mało jak to tylko możliwe. Ale pragnienie tylko się powiększało. W końcu zaczął drapać paznokciami nadgarstek zdrowej ręki.

- Panie Kastielu?…

Jasne, wiedział, że nie zdoła tego przed nią ukryć.

- Nic się nie dzieje – warknął.

Zajrzała mu w oczy. Pomyślał o metodach Evy. Tej stanowczej kobiecie pewnie by się nie spodobały…

- To musicie mnie związać, bo inaczej nie dam rady przestać! - ryknął, drapiąc coraz bardziej zawzięcie.

- Może dać panu środek na uspokojenie? - zapytała, obserwując go uważnie.

- Jasne, żebym natychmiast padł!

Westchnęła.

- Nie, lżejszy. By się pan trochę uspokoił.

- Właściwie czemu nie? - westchnął. Gorzej już nie będzie, dodał w myślach.

Faktycznie lek w dużym stopniu mu pomógł. Potem kilka kolejnych godzin rozmawiał z Mary. W pewnej chwili zapytała go:

- Czy chciałby pan, żeby dziś ktoś pana odwiedził?

Otworzył szeroko oczy. Marzył o tym!

Kobieta skontaktowała się z Su, która po jakimś czasie przyjechała. Mary zostawiła ich samych, ale wcześniej oświadczyła, że w jego pokoju są zainstalowane kamery i że ona będzie pilnować, by „nie stało się nic niewłaściwego”.

Właściwie nie wiedział, czy miała na myśli seks, czy próbę samobójczą, ale uśmiechnął się złośliwie.

Usiedli obok siebie, a on poczuł uścisk w gardle. W końcu odetchnął i zadał jej pytanie:

- Su… jak to było, kiedy ja…

Westchnęła i zaczęła cicho:

- Najpierw pomyślałam, że damy ci wybór, żebyś sam zdecydował, co będzie dla ciebie lepsze, ale potem… przestraszyłam się twojego zachowania, chciałam coś zrobić, ale ty… gdy uderzyłeś ręką w tamto szkło to… w jednej chwili zemdlałeś – Su skrzywiła się boleśnie. Przytulił ją do siebie i pocałował. - Było wiele krwi, przestraszyliśmy się, miałeś rozciętą rękę, więc uznaliśmy, że sami nie damy sobie rady. Nie gniewasz się? - zapytała ze łzami w oczach.

- Oczywiście, że nie… To ja przepraszam… nie chciałem tak was przestraszyć, narobić kłopotów…

Su mocniej go objęła.

- Nie, przestań. Powiedzieliśmy prawdę w szpitalu: że przypadkiem uderzyłeś ręką w rozbite szkło, ale oni… zobaczyli tamte blizny i zabrali cię tu… - Su rozejrzała się po pokoju. - Nie pozwolili nam się z tobą zobaczyć, ale tamta kobieta powiedziała, że już odzyskałeś przytomność i że trochę tu zostaniesz.

- A Lys?

- Był trochę zmęczony, więc chciałam, żeby został w domu. Nie gniewasz się?

Pokręcił głową. Jakiś czas całowali się w ciszy a on cieszył się, że choć przez chwilę nie jest sam. W końcu Mary wróciła i oświadczyła, że to koniec spotkania.

Kastiel przez jakiś czas patrzył zamyślony przed siebie. To spotkanie było cudowne, ale jedynie sprawiło, że pragnął więcej. Już niedługo stąd wyjdzie…

Niedługo potem poszedł spać. Następnego dnia rano znów był z Mary na terapii, jednak po południu pozwoliła na kolejną wizytę. Kastiel czekał z mocno bijącym sercem. W końcu stanął przed nim Lysander. Kastiel poczuł, że serce mocniej mu bije. W końcu go odwiedził!

Lysander od progu pocałował go mocno, choć zwykle nie okazywał uczuć przy ludziach. Czyżby aż tak za nim tęsknił? Kastielowi zrobiło się gorąco. Mary patrzyła na niego z ukosa, ale on udawał, że tego nie widzi. W końcu wyszła. Zostali sami, Kastiel usiadł na fotelu.

Wtedy Lysander w jednej chwili rzucił się na niego. Usiadł na nim okrakiem i zaczął namiętnie całować. Kastiel uśmiechnął się do siebie.

- Tak bardzo tęskniłem, Kas… - szepnął między pocałunkami.

Lysander zaczął go rozbierać.

- Wiesz… tu są kamery – stęknął, gdy Lysander na chwilę odsunął się od niego.

- No i co? Pragnę cię – powiedział uparcie Lysander.

Jemu właściwie to nie przeszkadzało… Pewnie Mary zaraz tu wpadnie i wyrzuci stąd Lysandra…

Ale nie zrobiła tego. Lysander szybko poruszał się na jego biodrach… Potem odsunął się trochę i… Kastiel krzyknął z przyjemności.

Zajęło mu chwilę, by zrozumieć CO się dzieje. Lysander w jednej chwili zerwał się i usiadł na podłodze. Trząsł się ze strachu. Zerknął na jego twarz. Wtedy zrozumiał.

Lysander ostatnio wspominał mu o swoim nowo odkrytym lęku, ale on… nie przejął się tym należycie, bo wtedy reakcja Lysandra była o wiele spokojniejsza. Szybko zaczął rozglądać się po pokoju, naciągając spodnie. Chusteczki, do cholery! Nie miał przy sobie żadnych osobistych przedmiotów. Lysander nadal trząsł się na podłodze.

- MARY! - ryknął, stojąc na środku pokoju. - Daj mi jakieś chusteczki!

W jednej chwili wpadła do pokoju. W jej oczach widział lęk. Szybko podała mu chusteczki i zostawiła ich samych. W jednej chwili klęknął przed nim i wytarł mu twarz. Czuł się podle, zachował się jak potwór… Okrył nagie ciało Lysandra jego ubraniem.

Liczył na to, że zaraz mu się poprawi. Ale nie… Nagle poczuł lęk. A co jeśli Mary lub ktoś inny zobaczy jego zachowanie i… jego też będą chcieli tu zamknąć, przez niego?!

W końcu poprosił Mary, by skontaktowała się z Su. Ta przyjechała dość szybko i zabrała go do domu. Lysander nadal się nie uspokoił.

Kastiel wykończony usiadł na łóżku. Po chwili obok usiadła też Mary.

- Co mu się stało? - zapytała delikatnie.

Westchnął.

- On… boi się wydzielin ludzkiego ciała i… on jest autystyczny – dodał po chwili wahania.

Mary przyjrzała mu się uważnie.

- Wygląda mi to na germofobię.

- Tak, to często łączy się z autyzmem. Czytałem o tym w książce.

- Zdradza pan swoją dziewczynę?

Przymknął oczy. Ona i tak już dużo widziała…

- Nie, jesteśmy razem, we trójkę.

Mary milczała długą chwilę.

- Czemu nam wtedy pani nie przerwała? Pozwoliła na to?

Mary pokręciła głową.

- Mój szef będzie na to na mnie zły… - szepnęła.

- Więc czemu?!

Zerknęła na niego. Teraz już nie wyglądała na tak pewną siebie i stanowczą.

- Nie wiem. Poczułam, że tak będzie lepiej. Mój szef… jest zbyt stanowczy i… wredny – dodała po chwili wahania.

Kastiel, sam tym zaskoczony, zaśmiał się.

- Może sama się zwolnię, zanim on mnie wyrzuci? - zapytała.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł. I… przepraszam, byłem wcześniej dla pani wredny.

Pokręciła głową.

- Nie, był pan w trudnej sytuacji.

Nagle spojrzał na nią intensywnie.

- Proszę… napisać do Su smsa z mojego telefonu, poprosić ją, by odpisała, czy Lysander czuje się lepiej. Inaczej nie da mi to spokoju.

Zawahała się tylko chwilę.

- Dobrze.

Nim odpisała mógł jedynie siedzieć i czekać, zbyt się martwił. W końcu Mary powiedziała:

- Odpisała: „Lysander się uspokoił, teraz śpi, nie martw się o nic, Kas”. - Zerknęła na niego. - Czuje się pan teraz lepiej?

Skinął głową.

- Tak, dziękuję pani.

Rozmawiali do wieczora. Kastiel trochę bardziej się przed nią otworzył. Wydawało mu się, że Mary jest teraz odrobinę bardziej wyluzowana i weselsza, ale nie był pewien, czy się nie myli.

W końcu po chwili wahania odważył się zapytać o to. Kobieta przez chwilę milczała, a potem powiedziała:

- Kiedyś… za czasów liceum miałam dziewczynę. - Zerknęła na niego. - Tak, dziewczynę i… ona nie miała sił, by znosić te wszystkie drwiny wokół nas. W końcu… zabiła się, a ja do dziś zadręczam się, że… może gdybym była silniejsza, gdybym była lepszą dziewczyną dla niej, to bym jej wcześniej pomogła, zauważyła coś i… - Głos jej się załamał.

- Przykro mi – szepnął.

Ale ona mówiła dalej.

- Nie wiem czemu, ale gdy spojrzałam na was… pomyślałam o tamtej historii. Wy też pewnie musicie radzić sobie z wieloma niemiłymi spojrzeniami i słowami, ja sama też na początku zadawałam niedyskretne pytania i… przepraszam.

Następnego dnia pozwolili mu wyjść. Przyjechała po niego Su, choć sam nie był pewien, czy się pojawi. Gdy tylko dostrzegł ją na korytarzu, dopadł do niej.

- Su! Ja przepraszam, ja nie…

Przerwała mu, kręcąc głową.

- Nie, przestań, nie gniewam się, kochanie. Lysander mi potem wszystko wyjaśnił.

- Tak! - przerwał jej. - I to moja wina, że nie byłem w stanie nad sobą zapanować.

- I powiedział mi, że nie zrobiłeś nic złego i żebyś się nie obwiniał. Że „on też jest mężczyzną i wie, że nie zawsze jest łatwo panować nad odruchami swojego ciała”. - Nagle się skrzywiła. - Ale ja nigdy niczego nie zauważyłam.

- Bo… może to tylko dotyczy mnie, bo jestem mężczyzną… Ale obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.

Nagle odważył się zadać TO pytanie.

- Su… nie masz mnie dość w waszym domu? Tyle kłopotów wam narobiłem i…

Su złapała go za rękę.

- Nie, jesteś potrzebny w NASZYM domu, więc nie miej już takich myśli.

Objął ją mocno.

- Dziękuję, że przy mnie jesteś.

Kas wrócił do swojego normalnego życia i miał nadzieję, że już nigdy nie trafi do szpitala psychiatrycznego. Ponownie skontaktował się z Evą i starał się poradzić sobie ze swoimi problemami.

*

Wrócili razem do domu. Lysander także potwierdził, że nie ma do niego o nic pretensji. Wieczorem mieli kłaść się spać, Lysander był w łazience. Razem oglądali film, teraz mieli rozejść się do swoich sypialni. Kastiel znów poczuł tę beznadzieją samotność.

W końcu nie wytrzymał. Podszedł do Su ze łzami w oczach.

- Tak? Kas, co się…? - zapytała, przestraszona.

Wziął ją za ręce i usiedli razem na łóżku. Nie miał już sił dłużej tego przed nimi ukrywać. Nabrał powietrza w płuca.

- Tamtej nocy, gdy spałem z tobą w łóżku… To było takie cudowne i…

- Dla mnie też – powiedziała szybko.

Skinął głową.

- Tak, ale… ja chciałbym tego każdej nocy. Czułem się taki… spokojny i bezpieczny. Chciałbym spać razem z wami.

Su nagle posmutniała. Poczuł uścisk w sercu. Czyli ona nie pragnęła tego samego…

- Przepraszam, Kas… - szepnęła. - Że nie pomyślałam o tym wcześniej. Oczywiście, że tego pragnę!

Skrzywił się.

- A jakby miało to wyglądać? - westchnął, uścisk w piersi nie mijał. - Będziemy zamieniać się łóżkami każdej nocy?

Su zachichotała. Spojrzał na nią zaskoczony.

- Oj, przestań. Pomieścimy się w naszym łóżku. A potem… kupimy łóżko trzyosobowe! Widziałam takie w internecie, serio! - zapaliła się do tego pomysłu.

- Naprawdę? - szepnął.

Pocałowała go.

- Tak, naprawdę. Chcę, byś był szczęśliwy, kochanie. Mnie też podoba się ten pomysł, jutro zapytam Lysa.

Poczuł jak serce mu przyspiesza, ale wciąż był pełen obaw. Poszedł samotnie spać do siebie z ciężkim sercem. Czy naprawdę będzie spał sam po raz ostatni?

Ale niepotrzebnie miał obawy. Przy śniadaniu Su opowiedziała wszystko Lysandrowi. Milczał przez chwilę, a potem powiedział:

- Czemu ja sam na to nie wpadłem?

Su zaśmiała się beztrosko. Lysander powiedział mu, że śmieje się tak wiele, odkąd on z nimi mieszka. Trudno było mu w to uwierzyć, ale ten fakt bardzo go cieszył.

Wieczorem, z mocno bijącym sercem, Kas zabrał ze sobą poduszkę i, przebrany do snu, poszedł do sypialni Su i Lysandra… do ich sypialni.

Przez chwilę cała trójka stała niepewnie na środku pokoju, w końcu on wypalił:

- Ja śpię na środku!

Su znów się zaśmiała.

- Dobrze, Kas!

Tak jak podejrzewali nie było to zbyt wygodne, ale nie to się liczyło. Położył się do łóżka, wtulił się w plecy Lysandra a Su objęła go ramionami.

Nagle poczuł tak ogromne wzruszenie, że z trudem oddychał.

- Kocham was… - szepnął.

Su wymruczała mu coś niewyraźnie w ucho, zbyt śpiąca, by mówić normalnie. Wtedy usłyszał cichy głos Lysandra.

- Ja też cię kocham.

Uśmiechnął się do siebie szeroko. Zasnął tak szybko jak nigdy. Rano Su zapytała go jak spał. Tym razem już nie planował niczego zatajać. Znów poczuł łzy w oczach.

- Było cudownie, Su. Bardzo wam za to dziękuję.

- Spało mi się bardzo dobrze – odparł Lysander w zamyśleniu.

Su powiedziała to samo.

Po kilku dniach uznali, że właśnie tego chcą. Su, tak jak obiecała, zamówiła dla nich trzyosobowe łóżko. W zamyśleniu patrzył jak tragarze zabierają ich stare łóżko i stawiają nowe. Pewnie pomyśleli, że któryś z nich jest mężem Su, a ten drugi może… kolegą, a chcą mieć takie wielkie łóżko, by było im wygodnie, ale nie dbał o to. Czuł w sercu lekkość, pierwszy raz od dawna.

Znów serce mocniej mu biło, gdy tej nocy kładli się do nowego łóżka. Było tak cudownie wygodne i duże… Spali doskonale, a rano Su zaproponowała, by „wypróbowali je też w inny sposób” i żaden z nich nie miał nic przeciwko.

*

Pewnego dnia, choć sam nie mógł w to uwierzyć, poczuł się na siłach, by wrócić do zespołu. Wiedział, że jest im winien szczerość, choć się bał. Spotkali się w swoim studiu nagraniowym. Spojrzał na nich uważnie i zaczął, czując gulę w gardle.

- Przepraszam was za moją nieobecność. Możecie mnie wyrzucić, jeśli chcecie.

Zackary zaśmiał się.

- Jesteś na to za dobry.

Uśmiechnął się, ale czuł duże zdenerwowanie.

- Ja… miałem pewne problemy. Nie mówię, że teraz jest idealnie, na wypadek, gdyby to wróciło, ale…

Widział ich pytające twarze, „CO wróciło?”. Nie miał odwagi użyć słów więc, wstrzymując oddech, podwinął jeden rękaw skórzanej kurtki, którą miał na sobie.

Cały zespół pochylił się nad nim, a potem jęknęli niemal w tym samym czasie. Zacisnął powieki. Nie miał sił na ich spojrzenia. Z trudem oddychając, poprawił rękaw i wyszedł ze studia. Nie zdołałby odpowiedzieć na ich pytania.

Ku jego zaskoczeniu w drzwiach wejściowych zaczepiła go jakaś kobieta. Gdy chciał ją wyminąć, czując, że musi się uspokoić, powiedziała, że „ma dla niego propozycję biznesową”. Zdołał się trochę uspokoić i spojrzał na nią pytająco.

Poszli w bardziej ustronne miejsce i kobieta powiedziała:

- Nie chciałby pan wystąpić w telewizji?

Cóż, to nie byłby pierwszy raz, choć ostatnio nie czuł się najlepiej, ale… to opłacałoby się jego zespołowi… oraz Su i Lysandrowi. Nie chciał być darmozjadem. Skinął głową.

- Oczywiście. Jakie są szczegóły?

W jej oczach błysnęło coś dziwnego, ale zanim zdążył nad tym pomyśleć, kobieta powiedziała:

- Opowiedziałby pan o poliamorii.

W jednej chwili zrobiło mu się gorąco.

- A czemu ja? - zapytał, próbując udawać głupiego. SKĄD ona wie?

Westchnęła i powiedziała:

- Nie będziemy teraz bawić się w gierki, prawda? Wiem z pewnego źródła. To jak? Byłoby doskonale, gdyby pańscy partnerzy wystąpili razem z panem. - Uśmiechnęła się do niego szeroko.

Poczuł, że traci grunt pod nogami. Tak bardzo chciał tego uniknąć. Jeśli teraz oni będą prześladowani przez paparazzi PRZEZ NIEGO… Nie zniesie tego… Próbował oddychać spokojnie.

- Po co? - warknął. - Będziemy dla was… klaunami z cyrku? Dziwadłami?

Posmutniała, co go zaskoczyło.

- Nie. Uważam… że na ten temat mówi się tak niewiele, szczególnie, że mamy dwudziesty pierwszy wiek. To jeden ze sposobów na życie, wiele osób go wybiera, ludzie, a w szczególności młodzi ludzie, powinni wiedzieć więcej – mówiła z pasją.

Kastiel patrzył na nią zaskoczony. Ona naprawdę brzmiała, jakby ten temat był dla niej osobiście ważny. Czy to możliwe, że jednak ta kobieta nie chce z nich drwić?

Właściwie… jego matka już wie, co miał do stracenia? Ale to nie o to chodziło, nie miał prawa podejmować takiej decyzji bez swoich partnerów. Nawet gdyby wystąpił tam sam, to jego decyzja także by na nich wpłynęła.

- Proszę dać mi czas, skontaktuję się z panią – powiedział w końcu.

Wydawała się być zadowolona z jego odpowiedzi. Podała mu swoją wizytówkę, pożegnała się i wyszła a on poszedł zaraz za nią i jakiś czas spacerował nim wsiadł w samochód i wrócił do domu.

Całą drogę rozmyślał o jej słowach. Czy naprawdę mógł zrobić coś dobrego? Dla takich jak on, może dla zagubionych nastolatków, którzy czują, że nie chcą żyć tylko z jedną osobą, ale nie wiedzą, co zrobić, bo wszędzie wokół widzą TYLKO taki model związków? A może to tylko durne mrzonki z ich strony i nie są w stanie nic zdziałać?

- Coś się stało, Kas? Powiedziałeś im prawdę?

Skinął głową a potem opowiedział im całą historię. Przez chwilę patrzyli na niego z zaskoczeniem, w końcu Su odezwała się z wahaniem:

- Wiesz… musiałabym najpierw powiedzieć moim rodzicom…

- A ja bratu – dodał Lysander. - Ty zespołowi…

Kastiel zagryzł usta.

- Wiem, to trudna decyzja, nie musicie jej podejmować, jeśli…

- Ale właściwie dlaczego nie? - powiedziała w końcu Su.

Kastiel spojrzał na nią, zaskoczony.

Wzruszyła ramionami w odpowiedzi.

- Nie chcę się ukrywać! Nie robimy nikomu niczego złego! - dodała z mocą.

Zerknął na Lysandra.

- A ty? Nie musisz, jeśli…

Nie patrzył na niego.

- Nie wiem… musiałbym to przemyśleć.

Skinął głową.

- Jasne, niczego jej nie obiecałem.

Nagle poczuł wzruszenie. Objął ich mocno.

- Jesteście cudowni.

Su zaśmiała się.

I tak też zrobili, choć Kastiel widział, że dla całej ich trójki była to trudna sytuacja. Przez kilka kolejnych dni spotykali się ze swoimi bliskimi, by opowiedzieć im o swoim nowym związku.

Gdy w końcu mieli to za sobą, spotkali się wspólnie w salonie.

- I jak poszło? - westchnęła Su. Wyglądała na zmęczoną, jak po ciężkiej bitwie.

Pierwszy odezwał się Lysander.

- Brat powiedział, że… jest trochę zaskoczony, ale to nie jego sprawa. Że zna was i lubi i że nie ma nic przeciwko.

- Zespół… cóż… usłyszałem kilka durnych żartów, ale powiedzieli, że to ich nie dotyczy, nawet jeśli prasa zacznie wspominać o tym w kontekście naszego zespołu, to oni nie będą mieli o to pretensji do mnie. Matka już wcześniej opowiedziała o tym ojcu, więc…

- Matka najpierw się popłakała i zapytała „czy dwóch mężczyzn to nie jest zbyt niebezpieczne?”, a ja powiedziałam, że przecież was zna i że jesteście cudownymi ludźmi. Ojciec trochę się wkurzał… że „on to o takich rzeczach nie słyszał”, ale potem powiedział, że jeśli jestem szczęśliwa, to on też.

Przez jakiś czas milczeli, patrząc na siebie szeroko otwartymi oczami, jakby nadal nie wierzyli, że są już wolni od kłamstw, a potem w jednej chwili wybuchnęli niepohamowanym śmiechem pełnym ulgi.

Kastiel skontaktował się z dziennikarką i umówili się na audycję w telewizji za trzy dni. Przez ten czas nerwowo chodzili po domu, ich rozmowy stały się chaotycznie i budzili się w nocy, ale żadne z nich nie zrezygnowało.

Tamtego dnia pojawili się w studiu. Kastiel spojrzał ostro na dziennikarkę i powiedział:

- Ale jeden głupi żart o nas, jedna zboczona uwaga podczas nagrania i wychodzimy stamtąd i mam gdzieś, co będzie dalej. Czy to jasne?

Kobieta znów posmutniała, jakby uderzyły ją te podejrzenia, ale spokojnie skinęła głową.

- Oczywiście. To się rozumie samo przez się.

- Doskonale.

Usiedli obok siebie a na wprost nich była ona. Kastiel widział jak Lysander nerwowo ociera spocone dłonie o spodnie. Jego serce biło szybciej niż zwykle, ale wiedział, że daleko mu do paniki.

Zaczęło się. Dziennikarka Claudine przestawiła ich i opowiedziała pokrótce o ich związku. Wtedy przyszła pora na pytania.

- Jak się poznaliście? - zapytała.

Kastiel odezwał się jako pierwszy.

- Znamy się od liceum. - Uśmiechnął się szeroko na samą myśl o tym. - Potem na jakiś czas nasze drogi się rozeszły, ale nadal byliśmy przyjaciółmi.

- Jak zaczął się wasz związek?

Wtedy Su odpowiedziała:

- Ja i Lysander. - Wskazała na niego. - Jesteśmy parą od kilku lat. Kilka miesięcy temu Kastiel przyjechał nas odwiedzić i… został już na stałe. - Zaśmiała się. Kastiel wciąż słyszał zdenerwowanie w jej głosie.

- Jakie macie rady dla takich jak wy, którzy także chcą rozpocząć związek poliamoryczny?

Lysander chrząknął i odezwał się bardzo cicho. Pod stołem bawił się palcami, bo nie czuł się tu na tyle komfortowo, by brać ze sobą fidget. Kastiel powiedział mu na wstępie, że nie musi wcale zabierać głosu, jeśli nie chce, a on odpowiedział wtedy, że „zobaczy jak będzie się czuł”.

Kastiel uśmiechnął się do niego pokrzepiająco.

- Rozmowa. Ja… powiedziałem im o sobie rzeczy, o których nigdy nikomu nie miałem odwagi – mówił odrobinę pewniej. - Bez tego… nie byłoby prawdziwego związku, a ja… czułbym się źle z samym sobą.

Kastiel zamyślił się. Tak, ta odpowiedź miała sens dla odbiorców, a jednocześnie ukryte znaczenie rozumiane tylko przez nich. Lysander dobrze to przemyślał.

- Czy uważacie, że inni także powinni spróbować takiego związku?

Kastiel znów się odezwał:

- Cóż… każdy człowiek pragnie czegoś innego. Wiem, że dla większości ludzi jest to coś nie do zaakceptowania. Ale póki nie oceniają innych. - Spojrzał ostro w kamerę. - To sami mogą przemyśleć, czy to dla nich. I ja mam nadzieję, że nasza dzisiejsza rozmowa też im w tym jakoś pomoże.

Wywiad trwał jeszcze jakiś czas. Claudine nie zadała im żadnego niewłaściwego pytania. W końcu wyłączyła kamerę. Przez chwilę panowała cisza a potem Su roześmiała się.

- Kurczę, naprawdę się stresowałam!

Claudine spojrzała na nią.

- Mówiłam. To nie było konieczne. Dziękuję wam za wystąpienie.

Pożegnali się i wyszli. Nie żałowali tej decyzji. Co jakiś czas ktoś zaczepiał ich na ulicy i pytał o ich związek i wywiad w telewizji, ale nigdy nie spotkali się z agresją ze strony innych ludzi.

Z wyjątkiem jednej sytuacji. Kastiel był w mieście załatwić coś w sprawie Crowstorm. Su mu towarzyszyła. Szli spokojnie ulicą, mieli dobre nastroje. Wtedy drogę zagrodziła im jakaś starsza od nich kobieta. Zmarszczyła brwi i krzyknęła:

- To wy! Ci zboczeńcy z telewizji!

Kastiel zacisnął pięści. Tak, liczył się z taką reakcją, ale to i tak zabolało. Su ścisnęła jego rękę. Kilka osób odwróciło się w ich stronę na jej krzyk.

- To BARDZO nie pani sprawa i życzę sobie, by pani… - zaczął stanowczo Kastiel, gdy już się trochę uspokoił, ale to nic nie dało.

- A gdzie ten wasz drugi zboczeniec, CO?! - krzyknęła jeszcze głośniej.

W oczach Su błysnęły łzy. Wtedy kobieta zwróciła się w jej stronę.

- Dziewczyno, możesz jeszcze wrócić na dobrą drogę… Zostaw tych okropnych facetów i zacznij żyć normalnie! - Ku jego zaskoczeniu złapała Su za dłonie.

- NIE! - krzyknęła Su, wyrywając się jej.

Coraz więcej osób ich obserwowało. Kastiel czuł, że puls mu przyspiesza.

- Póki co to PANI mnie krzywdzi a nie oni! Ja nie wpieprzam się w pani życie! - Su była już naprawdę wściekła.

W jednej chwili roztrąciła wszystkich gapiów, który otoczyli ich ciasnym kręgiem. Złapała Kastiela ponownie za rękę i pociągnęła go za sobą. Gdy skręcili za rogiem, puściła jego rękę, oparła się o mur i rozpłakała. Kastiel poczuł bolesny uścisk w sercu.

- Przepraszam… - zaczął.

Zerknęła na niego zaskoczona.

- Za co? - zapytała.

Zacisnął zęby.

- To ja zgodziłem się na ten durny wywiad…

Su uniosła wysoko głowę.

- Nie, my też. I nie żałuję! Niech się pieprzą!

Kastiel był zaskoczony jej reakcją. Uśmiechnął się i pocałował ją w czubek głowy.

- Tak, masz rację Su.

*

Był dzień występu Kastiela z zespołem. Su i Lysander nie pojechali z nim do miasta. Lysander znów miał meltdown i Su została z nim. Oczywiście Kastiel nalegał, by z nim była, ale czuł się dziwnie: ani razu nie jechał bez któregoś z nich na koncert odkąd byli w związku.

Koncert minął dobrze. Potem była impreza a Kastiel nie chciał narażać się na widok alkoholu, więc poszedł do swojego pokoju w hotelu.

Leżał w łóżku i rozmyślał. Tak bardzo za nimi tęsknił… Czy Lysander już się uspokoił? A jeśli tak, to co teraz robili? Może mógłby wysłać do nich smsa? Nieee…

Przykrył się kołdrą i planował zasnąć. Wtedy znów obudziło się pragnienie. Sięgnął po telefon i poprosił o wódkę. Nie mieli, więc zdecydował się na wino. Przemknęło mu przez myśl, że powinien wcześniej ostrzec obsługę, by nie dawała mu alkoholu, ale było już za późno.

Nienawidząc się za to, sięgnął po butelkę i zaczął pić…

Po jakimś czasie poczuł ogromną radość. To nie było do niego podobne. Zwykle nie upijał się na wesoło. Zaczął krzyczeć i tańczyć po pokoju. W pewnej chwili do jego pijanego umysłu dotarł dźwięk pukania do drzwi. Nie przejął się tym, ale pukanie powtórzyło się.

- Tutaj obsługa! Proszę otworzyć!

Zaśmiał się głupio i otworzył dopiero za trzecim razem.

- Słucham? - wybełkotał, uśmiechając się szeroko.

W drzwiach stała jakaś kobieta.

- Inni goście w hotelu skarżą się na krzyki. Prosiłabym, żeby pan…

- Ja nic nie robię! - Zaśmiał się.

Przez jakiś czas głośno kłócił się z kobietą.

- Zaraz wezwę ochronę! - powiedziała ze złością.

- Kas? Co ty odpieprzasz? - Usłyszał zaskoczony głos Leopoldine.

- To z nami się nie bawiłeś, a teraz tu chlejesz? - dodał Gabin.

- Znacie tego pana? Zajmiecie się tą sprawą? Bo jeśli nie, to wezwę ochronę!

- Jasne, jasne! - Uspokajała kobietę Leopoldine.

- Proszę załatwić to szybko! - dodała jeszcze i odeszła korytarzem.

Gabin podszedł do Kastiela i złapał go za ramiona.

- No, Kas, ogarnij się, ludzie chcą spać!

- Hahaha!

Spojrzeli po sobie. Zackary westchnął.

- To co robimy? Sami go nie ogarniemy… Nie mam pojęcia, czemu się tak zachowuje.

- Może powinniśmy… zadzwonić do Su? Ma ktoś numer?

Gabin skinął głową. Po chwili wahania wykręcił numer do niej. Była północ. Gabin odezwał się z wahaniem, gdy po drugiej stronie słuchawki usłyszał zaspany głos Su.

- Halo?

- Hej, ja… jesteśmy po koncercie i Kas…

- Tak, co z nim?! - usłyszał jej przestraszony głos.

- On… upił się i…

Usłyszał jak klnie. Wydawało mu się, że obok niej słyszy głos Lysandra, ale nie był pewien.

- Tak?- zapytała zrezygnowanym głosem.

- Drze się, kłóci z obsługą hotelu, już go straszyli. My sami chcieliśmy go uspokoić, ale on zupełnie nie reaguje i…

Su westchnęła.

- Dziękuję za informację, Gabin. Już jadę.

Gabin poczuł ulgę.

- Serio? To nie problem?

- Nie, nie martw się. Dacie sobie radę przez ten czas?

- Nie mamy wyboru. Czekamy.

Rozłączył się i zerknął na pozostałych. To wydawało się wiecznością. Cały czas próbowali uciszyć Kastiela. Nie szło im najlepiej, ale mimo wszystko nikt więcej nie skarżył się na hałas.

W końcu w pokoju pojawiła się Su. Oddychała ciężko, wzrok miała przestraszony.

Bez słowa podeszła do Kastiela i objęła go.

- Kochanie, uspokój się, jest późno, ok? - Jej głos był tak delikatny i pełen miłości, że wszyscy obecni poczuli skrępowanie; nie powinni być tego świadkami.

- Jabego deni… - bełkotał Kas.

Su odsunęła się od niego i spojrzała na nich ze smutkiem i zmęczeniem.

- Nie udało wam się go upilnować? - zapytała delikatnie. - Oczywiście nie obwiniam was.

Zackary zmarszczył brwi.

- Upilnować? On powiedział, że nie idzie z nami na imprezę po koncercie, poszedł do swojego pokoju, a potem usłyszeliśmy jak krzyczy, więc...

- Ale przecież… on wam mówił… - powiedziała z wahaniem Su.

- O czym mówił, Su? - Gabin zrobił kilka kroków w jej stronę. - Mówił tylko o tym – wskazał na swoje przedramię.

Su westchnęła jeszcze ciężej i odparła:

- On… ma też kłopoty z alkoholem.

Leopoldine zaklęła.

- Nie mówił nam. Gdyby…

- Nie pozwolilibyśmy na to, przysięgam! - powiedział zapalczywie Zackary.

Su westchnęła.

- Nie, nie martwcie się… - Wydawała się być bardzo zmęczona. - Po prostu… pójdźcie stąd, ja z nim zostanę do rana, a potem wrócimy do domu, ok?

- Ale… poradzisz sobie? - zapytał z wahaniem Zackary.

Skrzywiła się.

- To nie pierwszy raz… nieważne.

- Jasne, ale gdyby coś się działo… - dodał Gabin.

Skinęła głową.

- Dobrze, dzięki.

Wyszli, Kastiel nie był w stanie ustać na nogach. Su przytrzymywała go. Gdy zostali sami, z trudem poprowadziła go do łóżka i położyła na nim. Nie ma sił go przykryć, nieważne… Zdjęła tylko kurtkę i buty i przytuliła się do jego pleców.

Przymknęła oczy. Tak bardzo chciało jej się płakać. Kastiel odwrócił głowę w jej stronę i chuchnął jej alkoholem w twarz, ale nie odsunęła się.

- Gabaf du… - Znów wybełkotał.

Mocniej zacisnęła powieki w ciemnym pokoju.

- Nie rozumiem, co mówisz, kochanie. Idź spać, jutro pogadamy.

Objęła go mocno i zaczęła głaskać po głowie. Może to go uspokoi?

- Przepraszam cię… - Dotarły do niej jego słowa. Tym razem go zrozumiała. Czuła, że włożył wiele sił, by powiedzieć wyraźnie te dwa słowa.

Poczuła łzy w oczach. Pocałowała go w czubek głowy. Poczuła jak poruszył się obok niej.

- Kochanie, zupełnie się nie gniewam. Ale teraz nic już nie mów. Po prostu śpij, żebyś rano miał siły, by wrócić do domu, ok?

Wdychała zapach jego włosów, by nie czuć alkoholu i w końcu udało jej się zasnąć.

Kastiel w pewnej chwili poczuł jak alkohol po części znika z jego umysłu. W tej samej chwili uderzyła go fala poczucia winy.

Spieprzył, znowu. Su musiała jechać tu do niego w środku nocy. Lysander został w domu sam i pewnie się o niego martwi. O niego, debila… Leżał nieruchomo, by nie obudzić Su, tylko tyle mógł dla niej zrobić.

Po raz kolejny myślał o tym samym: Su musi na zmianę martwić się problemami ich dwóch. Wzięli go do swojego domu i co z tego mają? Ile Su jeszcze zniesie nim to odbije się także na jej psychice, mimo że jest tak silna? I co wtedy zrobią? Wbił paznokcie w poduszkę. Czuł nieznośny uścisk w żołądku. Ile już razy pytał sam siebie, co zrobić? I nigdy nie znalazł odpowiedniej odpowiedzi…

Rano obudziło go krzątanie się Su po pokoju, ale nie poruszał się. Czuł palący wstyd, nie zdoła spojrzeć jej w twarz. W pewnej chwili poczuł jak Su pochyla się nad nim i usłyszał jej słowa:

- Kas, wiem, że nie śpisz.

Przez chwilę dziecinnie wstrzymywał oddech, a potem powiedział zrezygnowanym głosem:

- Co mnie zdradziło?

Westchnęła i kucnęła przed nim:

- Bo… twoja twarz była taka smutna… nie mogłeś mieć takiej miny przez sen.

Skinął głową i wstał szybko, ale nadal na nią nie patrzył. Ale Su nagle podeszła do niego i pocałowała go.

- Przestań. Nie obwiniaj się.

Odsunął ją od siebie lekko.

- Śmierdzę alkoholem.

Prychnęła i znów go do siebie przyciągnęła.

- No i co z tego?

Poczuł jak rozluźnia się w jej objęciach. Już się nie wzbraniał. Pocałował ją.

Szybko ubrali się, umyli i zabrali swoje rzeczy. Kastiel uparł się, by osobiście przeprosić obsługę hotelu.

- Ja… przysięgam, że to się więcej nie powtórzy. - Ukłonił się przed nimi i wyszli na ulicę.

*

Był poranek. Spali smacznie, gdy usłyszeli dzwonek do drzwi. Kastiel ziewnął szeroko i zerknął na zegarek. Siódma.

- Kto to może być? - wymruczała Su, obejmując go ramieniem.

Westchnął i odsunął się od niej.

- Idę i się przekonam.

Nie kłopocząc się tym, że ma na sobie jedynie bokserki, poszedł otworzyć. W drzwiach stał Leo. Znali się dość dobrze, jednak nagle Kastiel poczuł skrępowanie. Nie rozmawiali ani razu odkąd został chłopakiem jego brata. Wprawdzie Lysander mówił mu, że jego brat nie ma nic przeciw, ale on i tak czuł się dziwnie.

- Tak, Leo? - zapytał, nagle żałując, że nic więcej na siebie nie założył.

Leo lekko skłonił przed nim głowę.

- Przepraszam, że przychodzę o takiej porze, po prostu tylko teraz mam czas, zaraz będę wracał do sklepu, by pomóc Rozie, a chciałem odwiedzić brata.

Kastiel skinął głową i wpuścił go.

- Jasne.

Planował szybko wejść na górę, powiedzieć Su i Lysandrowi, kto ich odwiedził i wrócić do niego na dół, gdy już się ubiorą, ale Leo niespodziewanie poszedł za nim.

- Hej, bracie – powiedział, podchodząc do Lysandra.

Lysander jako jedyny miał zamknięte oczy. Zaskoczony spojrzał w górę.

- Leo? - Zmarszczył brwi.

Su stała niepewnie na środku pokoju w swojej koszuli nocnej do połowy uda. Bez słowa prześliznęła się koło Leo i zarzuciła na siebie szlafrok.

Po chwili wahania wstał również Lysander. On z nich był najmniej kuso ubrany. Miał na sobie szorty i t-shirt.

- Chodźmy na dół… - zaczął Kastiel, ale zanim zdążył dokończyć zdanie, Leo odezwał się:

- GENIALNE macie to łóżko! Skąd je wzięliście?

Su zaśmiała się, już odrobinę bardziej zrelaksowana i powiedziała:

- Kupiliśmy je niedawno przez internet… - I zaczęła opowiadać mu o szczegółach.

- Kurczę, też kupię takie mnie i Rozie!

- Jasne, czemu nie! Na pewno będzie miała dużo miejsca! - Zaśmiał się Kastiel.

Poczuł jak zdenerwowanie ulatnia się z niego. Leo był tu już jakiś czas i nadal nie powiedział niczego niemiłego, więc pewnie nie po to tu przyszedł.

Gdy Leo skończył się już zachwycać łóżkiem, poszli we czwórkę do kuchni. Lysander zrobił dla nich kawę i usiedli razem przy stole.

Su była bardzo wesoła i zrelaksowana, dużo rozmawiała z Leo, który też miał doskonały humor. Kastiel odzywał się raz na jakiś czas, głównie obserwował roześmianą twarz Su. Lysander odezwał się jedynie kilka razy, przez resztę czasu siedział w milczeniu i patrzył na ścianę.

Kastiel przywykł już do takiego zachowania, ale był ciekaw reakcji Leo. W końcu Lysander mówił, że w rodzinnym domu nie mógł być sobą. Czy Leo zapyta go, czemu ten milczy? Ale nie, nie zrobił tego. Czyżby i on postanowił dowiedzieć się więcej o autyzmie?

Potem poczęstowali Leo ciastem, które wczoraj upiekła Su. Lysander nie zjadł ani kęsa a w pewnej chwili bez słowa poszedł na górę. Su spojrzała na niego szybko, a potem wróciła do rozmowy z Leo. Ale nawet wtedy Leo tego nie skomentował. Kastiel poczuł jeszcze większe zainteresowanie.

W końcu Su wyszła na chwilę i Kastiel został sam z Leo. Znów poczuł skrępowanie, choć nigdy nie był nieśmiałą osobą. W końcu wypalił, choć jeszcze chwilę temu tego nie planował:

- Posłuchaj, Leo, nie chcę, byś pomyślał, że jestem niewystarczający dla twojego brata.

Nie miał odwagi spojrzeć mu w oczy. Leo wyglądał na zaskoczonego.

- Kastiel… ja nigdy tak nie pomyślałem.

Nie miał pojęcia, czy Lysander wspominał mu coś o jego uzależnieniach, ale sam powiedział:

- Ja… mam kilka problemów, ale nie chcę, byś pomyślał, że… zrzucam je na niego – drążył, sam nie wiedząc, czemu tak się upiera.

- On też ma problemy… każdy ma. Pewnie pomagacie sobie nawzajem w swoich problemach, prawda? Na tym polegają związki. Kastiel, nie pomyślałem o tobie nic złego, przysięgam – powiedział delikatnie i dopiero wtedy Kastiel odważył się spojrzeć mu w oczy.

- Tak, masz rację, staramy się pomagać sobie nawzajem.

Widział w jego oczach spokój i szczerość. Poczuł się odrobinę lepiej i w końcu zostawił ten temat. Może to tylko on sam myślał o sobie źle? Po chwili wróciła Su, porozmawiali jeszcze chwilę, a potem Leo powiedział, że musi już wracać. Su wcisnęła mu jeszcze kawałek ciasta na drogę i w końcu Leo wsiadł do samochodu.

Gdy tylko zostali sami, Su i Kastiel wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

- Zajrzeć do niego? - zapytał Kastiel. - Może to spotkanie to było dla niego za wiele.

Su skinęła głową. Kastiel wszedł po schodach i zapukał delikatnie do drzwi ich sypialni. Po chwili ciszy usłyszał delikatny głos Lysandra:

- Proszę.

- Hej, przyszedłem tylko zapytać, czy wszystko ok.

Lysander skinął głową.

- Tak, wszystko dobrze. Musiałem tylko trochę odpocząć. Chyba odwykłem od obecności Leo. Gdy go widzę przypominają mi się moje lata nastoletnie. Nie całkiem dobre.

Kastiel skinął głową.

Potem Su i Kastiel rozmawiali ze sobą, a Lysander gdzieś zniknął. Po jakimś czasie wrócił, uśmiechając się tajemniczo. Ostatnio rzadko się uśmiechał, więc to zaskoczyło Kastiela.

Spojrzał na nich i wyciągnął zza pleców miskę.

- To sałatka owocowa. Zrobiłem ją dla was, chcecie?

Su zaśmiała się radośnie i skinęła głową. Lysander dołączył do nich na łóżku. Su westchnęła teatralnie.

- Przez wizytę Leo cały dzień nam się rozregulował. Co wy na to, żebyśmy razem zajęli się zwierzętami a potem zjemy te pyszności?

Obaj skinęli głowami. Kastiel czuł niemal trudną do zniesienia radość. Gdy karmił kaczki przypomniał sobie tamten swój pierwszy dzień na farmie, gdy razem zbierali jabłka. Gdyby tamtego dnia nie zdjął koszuli, kto wie, czy teraz nie byłby nadal całkiem sam w mieście? A może… w ogóle byłby już martwy? On wtedy naprawdę nie planował nikogo uwieźć, po prostu był zmęczony pracą i zgrzany, ale… może tak właśnie miało być? Uśmiechnął się do siebie głupio. Niczego nie żałował.


KONIEC

27.3.23, 00:38

(34 str.)