czwartek, 18 lipca 2024

Przystosowanie się

A wtedy wybuchła wojna. Gaara miał za zadanie zebrać oddziały Suny i wyruszyć razem z innymi wioskami do walki z Akatsuki. Usiadł samotnie przy stole i rozmyślał. Nie był pewien, czy w jego stanie może walczyć. A co jeśli znów wpadnie w złość i zaatakuje kogoś po ich stronie?

Wtedy usłyszał czyjeś kroki i do kuchni weszła Temari.

- Stało się coś, Gaara? – zapytała.

Gaara zacisnął zęby.

- Nie wiem, czy… powinienem ich poprowadzić.

- Jesteś bardzo silny – przerwała mu.

Wtedy do kuchni wszedł Kankuro.

- Tak, ale… jeśli będę miał halucynacje podczas walki lub…

- Gaara, jesteś kazekage i dobrze sobie radzisz! – dodał Kankuro, siadając obok niego.

- Dobrze… będę cię wspierać, obojętnie jaką decyzję podejmiesz – powiedziała cicho Temari. – Jeśli uznasz, że nie będziesz walczył, wybierzesz kogoś innego i wszystko się ułoży, a jeśli tak, to… Będę przy tobie cały czas i będę ci pomagać, gdyby coś się stało.

Gaara uśmiechnął się gorzko.

- Świetny plan… będziesz mnie wspierać zamiast sama zająć się walką, tak?

Westchnęła.

- JA będę wspierać ciebie, a ty będziesz walczył! Sądzę, że to dobre rozwiązanie.

Wtedy Gaara zdecydował: zwołał zebranie Suny i powiedział:

- Chciałem coś ogłosić… Wiecie, że niedługo zaczyna się wojna.

Usłyszał pomruki zebranych.

- Wtedy… i my ruszymy do walki i chciałbym, byście mogli mieć obok siebie przywódcę, któremu w pełni ufacie. Dlatego… chcę wam coś powiedzieć. Wiecie jaki byłem jako jinchuriki, teraz już nie zabijam, ale… - Odetchnął głęboko, by dodać sobie odwagi. Ludzie słuchali go w całkowitej ciszy.

Czasem mam ataki agresji. W dużym stopniu panuję nad sobą i moja siostra obiecała, że będzie przy mnie, ale… nie mogę obiecać w stu procentach, że nic się nie stanie. Dlatego wybrałem rozwiązanie: ja będę dowodził oddziałami tych z was, którzy tego chcą, a jeśli ktoś z was nie ufa mi, to to rozumiem i…

Wtedy chcę, by ci z was również mogli być pod rozkazami kogoś, komu ufają. Chcę, byście dołączyli do wojsk pani Tsunade z Konohy. Obiecuję, że nie będę się na nikim mścił, chcę jedynie, by każdy z nas mógł pomóc pokonać Akatsuki!

Skończył i chwiejnym krokiem zszedł z mównicy. Kankuro uśmiechnął się do niego pokrzepiająco, ale on czuł się źle. Nienawidził mówić prawdy o sobie, ale uznał, że w tej sytuacji jest to ważne. Wrócił do domu i napisał do Tsunade. Wiedział, że to za późno i że ona nie zdąży mu odmówić, nawet gdyby chciała, ale nie miał wyboru.

Wtedy wyruszyli na wojnę. Na miejscu spotkał się z Tsunade. Podszedł do niej i ukłonił się.

- Przepraszam, że sam podjąłem taką decyzję, ale nie było czasu – mówił, nie patrząc jej w oczy.

Obok Tsunade stała jedna trzecia wojsk Suny. Tych, którzy nie chcieli być pod jego dowództwem, ale Gaara nie czuł bólu; wręcz przeciwnie, był zaskoczony, że aż TYLU zechciało pozostać przy nim.

Tsunade westchnęła.

- Nie musisz mówić mi o swoich powodach, sądzę, że się domyślam… - A potem dodała cicho: - Bycie byłym jinchuriki także nie jest proste, prawda?

Gaarę zaskoczyły jej pełne zrozumienia słowa. W końcu uniósł na nią wzrok.

- Tak. Dziękuję.

Tsunade uśmiechnęła się do niego.

- Och, nie ma o czym mówić. Mam tylko nadzieję, że wygramy tę wojnę.

Gaara skinął głową i Tsunade razem ze swoimi wojskami poszła ustawić się w wyznaczonym miejscu. Gaara rozdysponował wojska, a potem zaczęła się walka. Gaara nie sądził, że będzie aż tak źle.

*

Wszędzie wokół był pył, który drażnił jego nos. Hałas wykrzykiwanych technik, brzęk mieczy i krzyk bólu walczących był niemal nie do zniesienia. Wciąż też czuł ten nieznośny zapach krwi, dochodzący z każdej strony… Światła technik błyskały raz po raz, oślepiały go.

Na chwilę odsunął się od walczących i oparł ciężko o drzewo. To było za dużo bodźców naraz i czuł, że zaczyna wariować od zapachu krwi. Nigdy jeszcze wyostrzone zmysły jinchuriki nie były takim ciężarem. Chyba się przeliczył… Mocno zacisnął powieki. Wtedy podeszło do niego jego rodzeństwo.

- Gaara… coś się stało? – zapytała Temari, patrząc na niego uważnie.

Gaara odetchnął głęboko, choć dym wciąż nie dawał mu spokoju.

- Źle się czuję… Ale to nic takiego.

Wtedy Kankuro zbliżył się do niego.

- Mogę ci jakoś pomóc…?

Wtedy Gaara zaryzykował. Bardzo nie chciał tego robić, szczególnie po tylu latach walki z tym, ale czuł, że teraz jest to wyjątkowa sytuacji. W końcu nie chciał czegoś zepsuć, gdy trwała wojna o losy całego świata shinobi…

- Tak, ja… może gdybym napił się krwi, to…?

Kankuro zrobił krok w jego stronę.

- Ależ oczywiście - Podwinął rękaw i przysunął nadgarstek w stronę Gaary, ale po chwili zawahał się. – Nie poharatasz mnie…? Nie mam teraz pojemnika, by przelać krew i…

- Nie – wychrypiał Gaara, czując podekscytowanie na myśl o krwi. – Jeszcze nad sobą panuję, po prostu pomyślałem, że potem może być gorzej, skoro trwa wojna.

- Jasne. – Kankuro skinął głową, Gaara otworzył usta, ale zanim zdążył ugryźć rękę Kankuro, przed nimi pojawił się Naruto.

- Hej, Gaara, chciałem porozmawiać z tobą na temat… - Ale przerwał, gdy zobaczył ich w dziwnej sytuacji. Zmarszczył brwi. – CO robicie?

- Nic – odparł ostro Kankuro, ale Gaara pokręcił głową. Powie mu…

- Ja… chciałem napić się krwi przed walką. Jako były jinchuriki wciąż… miewam na nią ochotę. – Wstrzymał oddech, bojąc się, że z ust Naruto padną jakieś niemiłe słowa, ale on… Podszedł bliżej i podsunął mu nadgarstek pod twarz.

- Co… ty robisz? – zapytał cicho.

Naruto uśmiechnął się do niego szeroko.

- Pomyślałem, że to mogę być ja, nie chcesz? – Nadal nie odsuwał dłoni od twarzy Gaary.

Gaara przez chwilę jedynie oddychał szybko, zaskoczony.

- Ty… ty także pijesz krew jako jinchuriki? – zaryzykował pytanie. Naprawdę chciał dowiedzieć się, że nie jest jedyny, ale Naruto niemal od razu pokręcił głową.

- Nie – powiedział szybko. – Ale rozumiem, że pewnie każdy z nas jest inny, więc… Chcesz?

Gaara skinął głową z mocno bijącym sercem. Odetchnął głęboko a potem pochylił się nad nadgarstkiem Naruto i ugryzł. Krew spłynęła mu do gardła a on jęknął. Smakowała cudownie… Gaara czuł, że to wyjątkowa chwila, bo dzięki temu zbliży się do Naruto.

Pił przez chwilę, marząc, by ta chwila nigdy nie minęła, a potem Naruto jęknął i poruszył się nieznacznie.

- J-już? – zapytał przytłumionym głosem. – Nie chcę stracić zbyt wiele sił.

Gaara zmusił się, by odsunąć się od Naruto. Otarł usta i spojrzał na niego nieprzytomnie.

- Dziękuję, Naruto, czuję się już lepiej.

Naruto skinął głową a potem przez chwilę rozmawiali o strategii bitewnej. Gaara był wdzięczny, że Naruto był tak otwarty wobec tej niecodziennej dla niego sytuacji.

*

Ale potem stało się coś, co nadwerężyło ich wzajemne relacje… W połowie walk zebrano wszystkich przywódców, by mogli porozmawiać o dalszej strategii. Wtedy ustalili wspólnie, że mimo usilnych próśb Naruto nie można dłużej tolerować zachowania Sasuke.

Wszyscy kage, jeden po drugim głosowali, że należy go zabić. Gaara, z ciężkim sercem zgodził się na to jako trzeci. Wtedy wszyscy spojrzeli na Tsunade. Przez chwilę miała otwarte oczy, jej pierś unosiła się szybko, ale potem otworzyła oczy i powiedziała grobowym głosem:

- Zgadzam się.

Wtedy kage zaczęli wychodzić z sali, a Gaara usłyszał głos Kakashiego.

- Możemy chwilę porozmawiać, panie kazekage?

Gaara szybko skinął głową. Zostali sami w sali, a on czekał.

- Wiesz, że Naruto tak łatwo nie ustąpi? – zapytał.

- Wiem… oczywiście.

- On nadal nie wie, że ty, ja i pani Tsunade zgodziliśmy się na to. Będzie czuł się… zdradzony.

- Wiem, ale… Ja spróbuję mu to przekazać. Powiedzieć, że… próbowaliśmy.

Kakashi przez chwilę mierzył go wzrokiem.

- Doceniam to, ale… sądzę, że to ja powinienem wziąć na siebie ten ciężar, jako jego mistrz.

Gaara zapatrzył się przez okno.

- Może będzie lepiej, gdy to będę ja. Ktoś w jego wieku, ktoś, kto wie jak to jest zbłądzić… - powiedział cicho.

Wiedział, że jego rodzeństwo będzie na niego złe, że podjął taką decyzję. Ale on nie umiał inaczej. To Naruto wyciągnął go z ciemności, więc teraz on chciał pomóc jemu…

Kakashi westchnął głęboko.

- Dobrze, ale jeśli coś pójdzie nie tak, to ja… zainterweniuję, dobrze?

- Dobrze. – Gaara ukłonił się przed nim i wyszedł z sali.

To będzie trudne zadanie, pomyślał. Ale nie sądził, że aż tak bardzo.

Jakiś czas później ruszył na poszukiwania Naruto. Nie powiedział nic rodzeństwu; czuł, że będą chcieli go od tego odwieść. W pewnej chwili dostrzegł go z oddali. Ruszył w jego stronę, nie wahając się.

Naruto z kimś walczył, ale zanim Gaara do niego dobiegł, Naruto pokonał już przeciwnika. Gdy zobaczył Gaarę uśmiechnął się radośnie, mimo zmęczenia. Gaara poczuł ból w sercu. Wiedział, że już za chwilę Naruto przestanie się do niego uśmiechać.

- Naruto… muszę ci coś powiedzieć… - zaczął od razu. – Wszyscy kage uzgodnili, że należy zabić Sasuke dla dobra całego świata shinobi.

Przez chwilę Naruto jedynie gapił się na niego z szeroko otwartymi oczami, a potem…

- Nie – wychrypiał. – Kłamiesz. Kakashi na pewno przekonałby Tsunade, by…

- On też tak sądzi – dodał cicho.

Naruto w jednej chwili zatrząsł się z wściekłości i ryknął:

- NIE!

Gaara nagle pomyślał, że on sam pewnie wyglądał tak samo jeszcze kilka lat temu. Czy jego rodzeństwo czuło się wtedy tak samo podle jak on teraz?

- Nie… niemożliwe… oni wszyscy, Sakura, Sai – bełkotał Naruto, łapiąc się za głowę, a Gaara czuł coraz większy ból w sercu.

- Naruto, ja…

- Nie! – znów krzyknął. – Nie pozwolę, wszyscy mnie zdradziliście. Jak mogłeś, Gaara?!

- Zrobię wszystko dla dobra świata shinobi.

- Ale on cierpi!

- Ja też cierpiałem, ale ty mi pomogłeś – powiedział Gaara. Mówił z coraz większym trudem. – Jego też próbowałeś uratować, ale widziałeś, że nawet ty nie…

- On potrzebuje czasu! – ryknął. – Nie pozwolę, żeby on… tylko dla niego żyję, rozumiesz?!

Twarz Naruto wyglądała jak maska szaleńca, a Gaara z trudem na niego patrzył. Nie sądził, że uczucia Naruto do Sasuke są aż tak silne i przerażało go to. Nie chciał stracić Naruto…

- Więc zrób to, co teraz możesz i… skróć jego cierpienia – szepnął Gaara ze łzami w oczach. – On jest już zbyt głęboko w tym szaleństwie.

- Nie! Ale mogę zabić ciebie, jeśli chcesz! Ich wszystkich, tych zdrajców i… wtedy będę taki jak on i…

Gaara w jednej chwili zamarł. Naruto nie poprzestał na krzykach, teraz rzucił się na niego. Uderzył Gaarę w twarz. To zabolało, ale najbardziej zabolały jego zdradzone uczucia. Naruto, jak mogłeś?… Najpierw próbował się tylko bronić, ale Naruto był tak pełen wściekłości, że wkrótce zaczął przegrywać.

- Walcz, zdrajco! – ryczał Naruto, bijąc go raz po raz.

Gaara bronił się zawzięcie, ale po jakimś czasie zaczął tracić siły, nic dziwnego, że Naruto stał się bohaterem Konohy, z taką siłą… Wtedy zrozumiał, że Naruto zrobi mu krzywdę, jeśli tego nie powstrzyma.

Starał się wciąż mówić do Naruto, by wytłumaczyć mu jego błąd, ale miał coraz mniej sił nawet na to. Rozejrzał się wokół, ale byli tu sami. Walki nadal trwały, więc hałas, który wydawali pewnie był zagłuszony.

A on był na tyle głupi, że nie powiedział o tym rodzeństwu. Czy ma tu umrzeć, w taki sposób? Zabity przez tego, kto był dla niego najważniejszy? Powoli opadał z sił, nawet przestał się już bronić.

- Naruto… - wychrypiał.

I wtedy uderzenia ustały. Nie miał siły się ruszyć, ale wtedy usłyszał głos Kakashiego:

- USPOKÓJ SIĘ!

Upadł na ziemię i z trudem oddychał. Z twarzy spływała mu krew, mało co widział.

- Zabiję cię, ty ścierwo! – kolejny ryk, tym razem Temari.

Gaara poczuł jak serce mu przyspiesza. Jeśli Naruto skrzywdzi i ją, nie wytrzyma tego. Z trudem zamrugał, by pozbyć się krwi z oczu. Wtedy z ulgą dostrzegł, że Temari nie rzuciła się na Naruto, bo Kankuro związał ją swoimi nitkami czakry.

Obok stał Naruto w żelaznym uścisku Kakashiego, który szeptał mu coś do ucha, ale ten wciąż się wyrywał. A wtedy obok pojawiła się Sakura. Podbiegła do Gaary i zaczęła go leczyć.

- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – powiedziała do niego.

- Tylko go nie dotykaj! – powiedziała ostrzegawczo Temari, którą Kankuro najwyraźniej już wypuścił.

Ale Gaara czuł się zbyt beznadziejnie, by bać się dotyku, jednak nie miał siły się odezwać.

- Wiem, że to nie moja sprawa, ale… dlaczego? – zapytała Sakura, gdy skończyła leczyć Gaarę, a on odzyskał już część sił.

- Nie wiem – westchnął. – Po prostu od lat boję się dotyku, każdego.

Sakura zmarszczyła brwi.

- Ktoś cię skrzywdził… seksualnie? – zapytała delikatnie.

Pokręcił głową.

- Nic mi o tym nie wiadomo. Pewnie ma to związek z innymi złymi wydarzeniami z mojego życia. – Wzruszył ramionami.

- Kiedy skończy się to piekło – powiedziała Sakura. – Spróbuję jakoś ci pomóc na terapii, jeśli zechcesz.

Cóż, może…? Choć niezbyt w to wierzył.

- Dziękuję, Sakuro. Zgadzam się.

Sakura skinęła głową i podeszła do Naruto. Już się nie wyrywał, ale nadal patrzył na nich z nienawiścią.

- To było obrzydliwe, to co zrobiłeś – wysyczała mu w twarz.

Naruto prychnął.

- Tak, to co WY zrobiliście także było! – krzyknął.

Jego głos był całkiem inny niż zwykle. Pełen nienawiści, a przed to niższy, jakby należący do kogoś starszego. Gaarę przyszył dreszcz.

- On… jest po prostu zdesperowany – powiedział słabo Gaara.

Wciąż nie potrafił przestać go bronić… A potem skończyła się wojna, którą udało im się wygrać, Naruto przeprosił go i nadal byli przyjaciółmi, choć Gaara myślał, że to niemożliwe. I jakimś cudem Naruto udało się uratować Sasuke, choć wszyscy już przestali w niego wierzyć. Wszyscy z wyjątkiem Naruto…

*

A Sakura dotrzymała słowa i zaprosiła Gaarę na terapię. Pojawiał się u niej w gabinecie w Kohosze od czasu do czasu, na tyle, na ile pozwalał mu na to czas. Gaara, niestety nie spodziewał się wiele po tych spotkaniach, w końcu jego problem był związany z mózgiem a nie z psychiką, ale uznał, że to mu nie zaszkodzi.

Siedzieli wspólnie i pili herbatę. Gaara sporo jej o sobie opowiadał, choć zwykle był bardzo skryty.

- Więc masz kłopoty z agresją – powtórzyła. – Jak próbujesz sobie z tym radzić?

- Staram się panować nad sobą a także uspokoić się. Po mojej przemianie szukałem desperacko sposobów na to.

- I? – zapytała.

Napił się herbaty.

- Herbata – powiedział.

Spojrzała na niego zaskoczona.

- Herbata pomaga mi w jakimś stopniu. Przyrządzanie jej to rytuał, ale także jej właściwości uspokajające.

Sakura skinęła głową.

- Oraz rośliny. Szczególnie lubię kaktusy. Kilka lat temu założyłem szklarnię u siebie w domu i bardzo mi to pomaga. To jak ucieczka od rzeczywistości.

Sakura z powagą skinęła głową. Potem jeszcze jakiś czas rozmawiali. Ustalili, że kiedy Gaara ma czas, by zostać w Konosze nocuje u niej przez jedną noc a potem wraca do siebie. Gaara doceniał tę propozycję ze strony Sakury.

Jego terapia trwała jeszcze jakiś czas. Tak, Gaara dowiedział się wielu pożytecznych informacji, bo Sakura była naprawdę dobrą psycholożką, ale tak jak sądził, nie pomogło to na jego problemy. W pewnej chwili po prostu przestał przychodzić na kolejne sesje a Sakura nie miała mu tego za złe.

*

Był jeden z tych spokojnych dni, które docenia się bardziej po koszmarze wojny. Kankuro stał w łazience i malował się jak każdego dnia z rana. Mruczał coś do siebie i z kuchni słyszał krzątanie się Temari i Gaary. Było tak sielankowo.

Wtedy jego umysł zaczął błądzić. Ile to już lat się maluje?… Zaczął, gdy miał chyba dwanaście lat. Dobrze pamiętał ten dzień. Był środek dnia a jemu się nudziło. Wiedział, że sporo shinobi w wiosce maluje na twarzach różne symbole i wtedy wymyślił pomysł na nudę: makijaż!

Poszedł do sklepu i zapatrzył się na te wszystkie kolory. Przez chwilę stał tak z otwartymi ustami a potem wybrał kolor fioletowy. Podobał mu się, był dość ciemny i wyrazisty. Kupił niewielką tubkę, bo nie miał więcej pieniędzy i wrócił radośnie do domu.

Stanął przed lustrem w łazience i zaczął rozmyślać. Jaki wzór chciałby mieć na twarzy? Pomyślał, że chciałby coś więcej niż jeden, dwa symbole jak było to w przypadku shinobi, których znał. Nałożył farbę na palec, bo nie miał żadnych pędzli i… palec zjechał mu w bok i miał teraz na policzku okropną, rozmazaną smugę.

Zaśmiał się do siebie, niezrażony. Zaczął mocno pocierać policzek wodą i ten zrobił się cały czerwony i piekł. Ale on poczuł się dziwnie… zrelaksowany. Nawet teraz, po tylu latach uwielbiał swój makijaż głównie z tego powodu: to była jak chwila relaksu przed całym dniem, czas tylko dla niego.

Spróbował ponownie i tym razem ręka mu nie zadrżała, ale i tak to coś wyszło beznadziejnie. W końcu się poddał, nie chcąc marnować więcej farby i dorysował jeszcze kilka wzorów na twarzy i wyszedł dumny z łazienki.

Teraz musi pochwalić się innym! Pomyślał, że przejdzie się po domu. Najpierw trafił na Temari. Gdy ją ujrzał serce mocniej mu zabiło. A to jej pokaże jak ładnie umie nakładać makijaż! Uniósł wysoki brodę i bez słowa przeszedł koło niej.

Wtedy Temari zatrzymała się w drodze do swojego pokoju, spojrzała na niego, wytrzeszczyła oczy i… wybuchnęła śmiechem. Kankuro naburmuszył się, wymruczał pod nosem „głupia jesteś…” i poszedł dalej.

Potem spotkał Gaarę w salonie. Kankuro uśmiechnął się do niego, choć wiedział, że Gaara nigdy się nie uśmiecha. Przez chwilę czekał, a potem Gaara burknął:

- Wyglądasz jak idiota..

A potem usiadł na kanapie i zajął się czymś. Kankuro westchnął ze złością i poszedł poszukać ojca. Zastał go jak zwykle w jego gabinecie. Tym razem nie musiał długo czekać na reakcję. Ojciec spojrzał znad papierów i warknął:

- Przestań… zmyj z siebie to coś, nie rób wstydu naszej rodzinie!

A potem kazał mu wyjść. Kankuro ze złością pomaszerował do toalety i spojrzał na siebie. Ok, makijaż trochę już się rozmazał, ale… nie jak tak źle, co? Ze złością obiecał wtedy sobie, że się nie ugnie.

Ojciec już i tak ciągle mówił im co mają, a czego nie mają robić, dość! Nie ustąpił i od tamtej chwili malował się już zawsze. Temari przeprosiła go następnego dnia i powiedziała, że była tylko zaskoczona.

Gdy pogodzili się z Gaarą ten nigdy więcej nie krytykował jego wyglądu. A ojciec? Wciąż się na niego wściekał, ale Kankuro nie dał za wygraną. Teraz, po latach Kankuro dobrze wiedział, że tamte pierwsze próby był naprawdę żałosne, ale jakie to miało znaczenie?

Musiał od czegoś zacząć, by potem móc nauczyć się więcej. Kankuro dobrze się bawił, gdy opracowywał swoje kolejne projekty wzorów na twarzy, zmieniał je co kilka lat. Po jakimś czasie stało się to jego znakiem rozpoznawczym i Kankuro nigdy nie żałował tamtej decyzji.

Skończył się malować i poszedł do kuchni, by zjeść śniadanie ze swoim rodzeństwem.

*

Niedługo po tym jak Gaara postanowił się zmienić poczuł, że agresja gromadzi się w nim i bał się, szczególnie, gdy zaatakował tamtego mężczyznę z wioski. Próbował za wszelką cenę znaleźć jakiś sposób, który nikogo by nie krzywdził, ale nie umiał…

Pewnego dnia poszedł do domowej siłowni i ze złością zaczął uderzał pięściami w worek treningowy. Tak, czuł się odrobinę lepiej, ale to nadal było niewiele. Był taki wściekły! Wtedy usłyszał kroki i przestraszył się.

Do sali wszedł Kankuro. Uśmiechnął się do niego i zapytał:

- No hej, Gaara, trenujesz sobie?

A on nie patrząc mu w oczy powiedział:

- Tak, chcę zostać sam.

Ale Kankuro nie wyszedł. Podszedł bliżej i zapytał:

- A nie chcesz potrenować ze mną? Będzie fajnie!

Gaara poczuł kolejną falę złości i przestraszył się. Tak naprawdę nie był zły na brata, po prostu nie mógł się uspokoić. Wtedy pomyślał, że gdyby miał jeszcze chwilę sam na sam z workiem treningowym pewnie poczułby się bardziej spokojny…

- Nie!

- Ej, ej! Spokojnie. Nie to nie, Gaara – powiedział Kankuro i wyglądał jakby miał wyjść, ale wtedy Gaara poczuł, że całkowicie traci nad sobą panowanie.

Kankuro krzyknął, gdy Gaara zaatakował go po raz pierwszy. Kompletnie się tego nie spodziewał. Wtedy zaczął się bronić, ale to i tak nic nie dało. Dobrze wiedział, że Gaara jest dla niego zbyt silny. Gaara bił go i bił. W pewnej chwili chyba stracił przytomność…

Gaara nagle ocknął się ze swojego szaleństwa. Czuł się o wiele spokojniejszy, to było takie przyjemne… Ale czemu czuje się spokojniej?… Spojrzał w dół i zobaczył, że na podłodze obok niego leży Kankuro. Potem spojrzał na swoje dłonie, były zakrwawione.

Wyglądał okropnie, miał całą pobitą twarz, niemal nie widać było jego makijażu. Na ciele także miał ślady ran i zadrapań. Wtedy Kankuro jęknął i ocknął się.

- Hej, Gaara… - powiedział jak gdyby nigdy nic.

- Ja… skrzywdziłem cię – szepnął Gaara.

Kankuro z trudem wstał, jęcząc, ale powiedział:

- Przecież to nic takiego.

- Nie mów tak!

Gaara patrzył na niego z przerażeniem w oczach.

- Ostatnio… widziałem, że nie czujesz się najlepiej i nie wiedziałem, co zrobić. Nie zaplanowałem tego dzisiaj, ale… czujesz się teraz lepiej, spokojniej, prawda?

Gaara z trudem przełknął ślinę. Tak, czuł się lepiej, ale…

- Nie! Tak nie wolno.

- Och, a dlaczego? Jestem shinobi, przywykłem do bólu. A potem spojrzał na brata z powagą. – Powiedz: wolałbyś skrzywdzić kogoś w wiosce? Znów zostać ukaranym?

- Nie, ale to nie znaczy, że…

Kankuro prychnął. Potem wrócili na górę, a Temari jęknęła, gdy zobaczyła twarz Kankuro.

- Kankuro, co…? – szepnęła, ale Kankuro machnął ręką i poszedł opatrzyć rany.

- Nic. Mały… trening z Gaarą, prawda?

Gaara nic nie powiedział, czuł się podle, twarz płonęła mu ze wstydu.

Kankuro nic nie było, choć potrzebował czasu, by jego rany się zagoiły. Wtedy jego codzienny makijaż okazał się być pomocny. Kankuro co jakiś czas mówił mu, że znów powinni „potrenować”, jak to nazywał, ale on nie chciał się zgodzić, choć znów czuł, że agresja w nim narasta.

Najgorsze było to, że Temari również uznała, że to „cudowny pomysł”.

- Chcesz znów trafić do więzienia? – zapytała go któregoś dnia. – Naprawdę to najlepsze rozwiązanie.

- Ale nadal ZŁE – upierał się.

Ale po jakimś czasie w końcu dał za wygraną. Był zbyt słaby… Wtedy także Temari dołączyła do ich „treningów”. Z reguły nie był w stanie zmusić się do skrzywdzenia ich, więc rodzeństwo prowokowało go, a gdy już tracił nad sobą panowanie, nie bronili się.

Gaara nienawidził tego z całego serca, ale nie był w stanie znaleźć innego rozwiązania, więc godził się na to, czując do siebie coraz większe obrzydzenie…

*

Pewnego dnia Gaara znów miał halucynacje. We trójkę byli w salonie, kiedy nagle to się zaczęło. Nagle przestał rozpoznawać rodzeństwo i czuł, że chcą coś mu zrobić… Bał się.

- Zostaw mnie! – ryknął, kuląc się w kącie pokoju.

- Temari… - szepnął męski głos, ale Gaara nie miał pojęcia, kim oni są. – Chyba się zaczęło.

Zamrugał i wydawało mu się, że ta kobieta obok niego ma straszną twarz, twarz potwora… Nie umiał znaleźć właściwego słowa. Tak! Diabeł. To było… straszne. Oni chcą go skrzywdzić, prawda?… Ale dlaczego?

- Zostaw mnie! – znów krzyknął i kopnął kogoś.

- AŁA! – krzyknął mężczyzna.

- Nie krzycz, bo go przestraszysz! – syknęła kobieta.

- KURWA! – ponownie krzyknął mężczyzna. – On… urwał zasłonę, musimy…

- Wiem.. – szepnęła kobieta.

Gaara wierzgał i kopał, wyjąc dziko. Te dwa diabły chcą go skrzywdzić, a on się nie da! Nagle poczuł jak coś go oplata, to nitki czakry, musi się uwolnić!

- NIE! – ryknął.

Czemu oni mu to robią, on nic złego nie zrobił?… Jeszcze jakiś czas wyrywał się dziko, a potem się uspokoił. Tak jak zwykle jego umysł powrócił do zwykłego stanu. Leżał tak, wciąż związany, nagle dotarło do niego, że „diabłami” było jego rodzeństwo i…

Cholera, on nie chciał. Otworzył oczy i zobaczył, że Kankuro ma na twarzy kilka mocnych zadrapań, a… zasłona w salonie leży na ziemi. Zmarszczył brwi, tego nie pamiętał. Nie mógł się ruszyć, bo nitki czakry wciąż go oplatały.

- Co ja…? – zapytał cicho.

W jednej chwili odwrócili się w jego stronę. Temari miała łzy na policzkach. Kankuro odetchnął i powiedział:

- Urwałeś zasłonę, bo się szarpałeś. Uderzyłeś mnie kilka razy, więc… użyłem nitek czakry. Przepraszam.

- Nie… - powiedział cicho. – Nienawidzę, gdy to robisz, boję się wtedy jeszcze bardziej – Po raz pierwszy wypowiedział te słowa na głos. – Ale to nie ma znaczenia, bo wiem, że… czasem nie macie wyboru.

Temari otworzyła szeroko oczy.

- Nie wiedziałam, że aż tak bardzo tego nienawidzisz. Spróbujemy… robić to tylko, gdy absolutnie musimy. Gdy będziesz zagrażał nam lub sobie.

Gaara pokręcił głową.

- Nie, ufam wam. Ale… możecie mnie już puścić? Teraz naprawdę już nad sobą panuję.

- Ach! Zapomniałem, przepraszam. – Kankuro szybko cofnął nitki czakry.

Gaara z trudem wstał, ciało trochę bolało po tym jak został związany, ale zignorował to.

- Gaara…? – zaczęła nieśmiało Temari, a Gaara domyślił się, o co chce zapytać. – C-co widziałeś tym razem?

Gaara zacisnął mocno usta, ale po chwili się odezwał. Cóż, mają prawo wiedzieć…

- Ty i Kankuro… - powiedział z trudem przełykając ślinę. – Byliście dwoma diabłami. Nie znałem was i… chcieliście mnie skrzywdzić – odparł i dopiero wtedy pomyślał, że może te słowa były zbyt okrutne.

- Och – zaczęła Temari. – Rozumiem.

Gaara w milczeniu odwrócił od nich wzrok.

*

Kiedy Temari miała dwudzieste urodziny i mogła legalnie napić się alkoholu właściwie zupełnie się tym nie przejęła. A czy to takie ważne? Dwa lata później to Kankuro także miał takie prawo i wtedy namówił ją, by razem się napili.

Kankuro nie raz żartował, że poczekają jeszcze rok, by móc napić się razem z Gaarą, ale on powiedział, że zupełnie nie jest tym zainteresowany.

- Mój mózg jest już wystarczająco zniszczony nawet bez alkoholu… - powiedział ponuro pewnego dnia.

Temari wybrała się z bratem do baru właściwie tylko dlatego, że Kankuro nalegał. Chciała sprawić mu przyjemność w urodziny, jednak na jednym razie się nie skończyło. Szybko zatracili się w tym, pili coraz częściej, a Gaara zostawał sam w domu, bo nie chciał w tym uczestniczyć.

To było aż nazbyt dobre: gdy pili nie bali się o nic, nie martwili go Gaarę, o przyszłość swojej wioski. Śmiali się i wydurniali i czuli się tak lekko jak nigdy. A Gaara obserwował ich, ale nic nie mówił. Czuł, że nie ma prawa prawić im morałów. Gdyby nie on i jego ciągłe problemy, może jego rodzeństwo nie chciałoby topić smutków w alkoholu…

Pewnej nocy wrócili wspólnie do domu. Śmiali się w głos i wygłupiali między sobą. Planowali wrócić wcześniej, ale właściwie, to co z tego? Gaara przecież już dawno śpi, teraz oni się położą i wszystko będzie ok. No może rano będą trochę niewyspani i skacowani, ale BYŁO warto…

Weszli do kuchni, by napić się wody po całonocnym piciu alkoholu. Temari zapaliła światło i podeszła do szafki kuchennej i… krzyknęła. Brat podbiegł do niej, potykając się lekko z powodu wypitego sake.

- CO? – zapytał, ale potem już nie potrzebował odpowiedzi…

Na podłodze, oparty o szafkę nocną, leżał Gaara. Był nieprzytomny… Nie reagował na ich krzyki, oczy miał zamknięte, głowa zwisała mu pod dziwnym kątem, gdy opierał się plecami o szafkę kuchenną.

Wtedy Temari zobaczyła krew, spływającą z tyłu głowy Gaary po szafce. Krzyknęła, zatykając sobie usta dłonią.

- Kurwa… - wysyczał Kankuro.

Wyglądał, jakby cały alkohol już z niego wywietrzał. Klęknął z hukiem obok Gaary i dotknął delikatnie jego ramion.

- Gaara?… - szepnął głosem pełnym emocji. – Słyszysz?

Nic. Temari kucnęła obok Kankuro i zaczęła płakać. Po długiej chwili, która była dla nich jak wieczność, Gaara jęknął i wzdrygnął się na dotyk Kankuro. Ten szybko odsunął ręce.

- Cholera, prawie umarłem ze strachu… - szepnął Kankuro, uśmiechając się z ulgą.

Gaara westchnął ciężko i otworzył oczy.

- Co… się dzieje?

- No właśnie nie wiem! – powiedział Temari. – My… znów poszliśmy się upić i… powiedziałeś, że to nie problem, byś został sam. Że pójdziesz wcześnie spać i…

- Ach. Już pamiętam… - szepnął i wyprostował się. Najwyraźniej nadal nie miał siły wstać. – Tak, wyszliście a ja… właśnie szedłem do łóżka. Chciałem jeszcze napić się wody, więc poszedłem do kuchni. Ale wtedy… źle się poczułem, uderzyłem głową w szafkę i… chyba upadłem.

- Wcześnie położyć?… - szepnęła Temari. – Więc chcesz mi powiedzieć, że ty LEŻYSZ tu tak już kilka godzin, nieprzytomny?

Gaara skrzywił się i spojrzał na zegar.

- No… tak. Ale to nic takiego – zerknął na nich.

Kankuro zacisnął usta, a potem użył nitek czakry, by pomóc mu dojść do jego sypialni. Gdy już leżał, rodzeństwo usiadło koło jego łóżka.

- To było durne, że zostawiliśmy cię samego – burknął Kankuro. – Nie będziemy już więcej pić razem.

- Nie, możecie robić, co chcecie – przerwał im Gaara. – Nie chcę was w niczym blokować.

Wtedy Temari prychnęła. Była wściekła, ona już podjęła decyzję!

- Tak, nie będziesz nam zabraniał psuć sobie życia… - szepnęła. – OBIECUJĘ, że nie będę już wcale pić, to jest gówno! A ty se rób co chcesz, Kankuro…

Od tamtej pory Temari dotrzymała słowa i więcej nie piła, a Kankuro jedynie raz na jakiś czas i obiecał sobie, że więcej się nie upije. Gaara poczuł ulgę, że oderwali się od alkoholu.

*

Odkąd Gaara został kazekage zrozumiał, że jest jedna rzecz w tej pracy, której naprawdę nienawidzi: publiczne przemowy. Za każdym razem bardzo się denerwował, jednak jakoś dawał radę.

A potem pojawiła się telewizja i okazało się, że nie tylko osoby, który widziały jego przemowę mogą ją obejrzeć, ale także każda inna osoba, której tam nie było. Wtedy wystąpienia publiczne stały się dla niego jeszcze większym powodem do stresu.

Pamiętał jak pierwszy raz zaprosili go do studia telewizyjnego. To było po wojnie i wiedział, że to ważna chwila: mógł przemówić do całego świata shinobi, dodać innym odwagi, pogratulować im wspólnej walki i oddania sprawie.

Ale wiedział, że to jest historyczna chwila i to go przerażało: czy inne pokolenia będą uczyć się w szkołach i oglądać jak jest przerażony, gdy przemawia?… Dostał oficjalny list od nowo założonej telewizji w Sunie, że ma pojawić się w studiu za kilka dni.

Serce mu przyspieszyło, gdy zobaczył ten list. Naprawdę?… Nie wiedział wtedy, czy to będzie transmisja na żywo i bał się jeszcze bardziej. Jeśli będzie miał atak, to każdy się o tym dowie! Całą noc nie spał i rano zapytał Kankuro:

- Kankuro… mam pytanie… - zaczął niepewnie.

- Tak, Gaara?

- Jesteś dziś zajęty? Bo idę dziś do telewizji i…

Kankuro zmarszczył brwi.

- No, a ja idę z tobą, nie? – zapytał, zdziwiony.

- N-naprawdę? To znaczy…

Kankuro zaśmiał się.

- Jestem twoim doradcą, nie? Nie zostawię cię samego. – Uśmiechnął się do niego.

- Tak, nie pomyślałem o tym…

Wtedy Kankuro spojrzał mu w oczy.

- Posłuchaj… widzę, że jesteś zdenerwowany. Ja też bym chyba nie chciał, by mnie nagrywali. Ale nic się nie wydarzy, zobaczysz.

Gaara skinął głową i razem poszli do studia. Na szczęście okazało się, że nie jest to wystąpienie na żywo. Spotkało się z nimi kilku pracowników telewizji, wyjaśnili wszystko Gaarze, a on miał czas, by przemyśleć, co chce powiedzieć.

Potem próbował kilka razy i nikt nie miał do niego pretensji. Powiedzieli, że to normalne, że nie udało się za pierwszym razem. Planowali połączyć ze sobą kilka słów od każdego kage i puścić to we wszystkich wioskach, by dodać ludziom otuchy po wojnie.

Przez cały ten czas Kankuro stał obok niego, co dodawało Gaarze pewności siebie. Jednak gdy zaczęli nagrywać, jeden z filmowców spojrzał na Kankuro i powiedział „Odsuń się teraz, ok?”. Gaara poczuł panikę. Spojrzał na tego mężczyznę i zapytał cicho:

- A on może zostać? To mój doradca i brat.

Tamten jedynie wzruszył ramionami i powiedział:

- Jak pan sobie życzy.

Kankuro mrugnął do niego i tak oto na tym historycznym nagraniu znajdował się nie tylko Gaara, ale i Kankuro. Jakiś czas później znów miał wygłosić mowę, tym razem w innej sprawie. Zaczął stresować się tym już na kilka dni przed.

Wtedy też zaczął przed każdym wystąpieniem brać tabletki na uspokojenie. Za każdym razem obiecywał sobie, że następnym razem poradzi sobie bez nich, ale tak nie było.

- A może to znak, że kazekage powinien zostać ktoś młody? – burknął któregoś dnia, gdy razem z Kankuro szli do studia.

Kankuro prychnął.

- A co, jesteśmy już starzy?

- Nie, ale… gdy byliśmy młodsi nie było telewizji i może to ma na mnie wpływ?

Kankuro uśmiechnął się lekko.

- TWÓJ Naruto jest w twoim wieku a chyba nie powiesz, że boi się wystąpień publicznych?

- Nie.

To była prawda, radził sobie doskonale. Zawsze był spokojny, wesoły i wygadany. Gaara oglądał czasem jego wystąpienia, ale to wcale nie sprawiło, że zaczął radzić sobie lepiej.

Coś, najwyraźniej Gaara musiał jakoś to znosić.

*

Pewnego dnia Gaara i Naruto jechali razem pociągiem. Wracali właśnie z zebrania kage i mieli przed sobą kilka godzin spokojnej podróży, nim każdy wróci do swojej wioski. Naruto przez chwilę milczał, patrząc przez okno.

- Wiesz.. nie lubię tych pociągów – burknął nagle.

Gaarę zaskoczyły te słowa. On też tak sądził, ale zawsze myślał, że Naruto będzie bardziej otwarty na nowoczesne wynalazki.

- Ja też – powiedział Gaara. – Lubiłem dawne czasy. Podróż piechotą miała swój urok.

- Wiesz, nawet nie chodzi tylko o to! – powiedział z przejęciem Naruto. – Ogólnie o te wszystkie wynalazki. Po co to komu? Na przykład komórki!

Gaara nic nie odpowiedział. Z tym nie mógł się zgodzić. Telefony nie raz pomogły mu, gdy miał atak i mógł wtedy szybko zadzwonić do rodzeństwa, ale nie powiedział tego Naruto.

- Ale i tak co innego jest gorsze… - szepnął Naruto, nagle ze smutkiem. – Czasem boję się, że nikt już nie będzie nas potrzebował. No wiesz, systemy ochrony, może pojawi się jakaś zaawansowana broń? A naukowe narzędzia ninja? Czasem boję się, że niedługo obaj trafimy na emeryturę albo… do muzeum.

Gaarę zaskoczyły słowa Naruto. Nie spodziewał się z jego strony takiego pesymizmu i braku pewności siebie.

- Jesteś zbyt silny, by coś cię zastąpiło – powiedział, naprawdę w to wierząc.

Naruto spojrzał na niego.

- A ty nie?

Gaara wzruszył ramionami. Przez chwilę pomyślał jakby to było, gdyby medycyna rozwinęła się na tyle, by móc naprawić jego mózg… Szybko odsunął od siebie tę myśl. Nie, nie ma sensu marzyć na jawie.

- Sądzę, że era shinobi niedługo się zakończy – dodał ponuro Naruto.

- A ja nie. Ludzie, ich umiejętności nadal są bardzo cenne. Uczyliśmy się tego wszystkiego całe życie.

- Tak bardzo marzyłem o zostaniu hokage! Sam wiesz, a teraz czuję, że dla młodszego pokolenia to nie jest już taka wartość.

- Może to nadal wartość, ale w trochę inny sposób? Nie martw się tym, Naruto.

Potem przez jakiś czas milczeli. Teraz to Gaara zapatrzył się w okno. Bardzo cieszył się na tę wspólną podróż. Naprawdę nie sądził, że Naruto zbierze się na tego typu myśli. Poczuł smutek w sercu.

Wiedział, że dla Naruto bycie hokage tak wiele znaczy… Więcej niż dla niego. Czy mógłby znaleźć jakiś argument, by go pocieszyć, czy było to niemożliwe? A może Naruto naprawdę ma rację? Co się wtedy z nimi stanie?

*

Był środek nocy, Temari nie spała. Miała dziś wyjątkowo ponury nastrój. Zawsze, gdy nie mogła spać rozmyślała. Zwykle o Gaarze. Teraz było już lepiej, odkąd im ufał, ale wcześniej… Pamiętała dzień, w którym była w publicznej toalecie i podsłuchała rozmowę dwóch dziewczyn w jej wieku.

Jedna z nich opowiadała dramatycznym głosem, że „nie zniesie już tego swojego durnego brata, bo ostatnio doniósł matce, że nie zdała testu”. Temari w pierwszej chwili miała ochotę wyjść i dać jej w mordę.

Ile ona by dała, by móc powiedzieć, że ma dość swojego brata, bo… naskarżył na nią ojcu! Zaczęła głęboko oddychać, by się uspokoić. Dobrze wiedziała, że to nie wina tamtej dziewczyny. To ona miała normalną relację rodzinną, a Temari nie…

Gdy dziewczyny już wyszły, usiadła na toalecie i długo płakała. Ile by dała, by Gaara ją kochał?… A potem Gaara się zmienił, ale to nie sprawiło, że poczuła się lepiej. Im więcej Gaara im się zwierzał ze swoich problemów, tym bardziej beznadziejnie się czuła, bo nie mogła mu pomóc.

Zwykle ona i Kankuro udawali, że to wszystko zupełnie ich nie dotyka. Czasem słyszała jak Kankuro płacze, on pewnie też czasem słyszał jej płacz i nic poza tym. Ale pewnego dnia było inaczej.

Temari i Kankuro byli sami w domu, w pewnej chwili zaczęli się sobie zwierzać.

- Czasem leżę w nocy w łóżku i myślę, co by było, gdyby… - powiedziała cicho Temari. – Gdybym nie przejmowała się zupełnie Gaarą. W końcu to nie moja sprawa, nie? – mówiła, a Kankuro słuchał w ciszy.

Po prostu skupiłabym się tylko na sobie. Na treningach, nauce, dbaniu o siebie. Gdy byłabym pełnoletnia, szybko uciekłabym z wioski. Znalazłabym sobie jakieś męża, co za różnica jakiego? – mówiła z goryczą. – Byleby nie był z Suny, żebym mogła uciec z dala od Gaary.

Kto wie, może ty też byś od niego uciekł? Zostałby sam… - powiedziała i nawet teraz poczuła łzy w oczach, choć to było tylko wyobrażenie. Zamrugała ze złością i mówiła dalej. – Miałabym dobre wyniki jako shinobi, zdobyłabym zaufanie w nowej wiosce.

Nie wspominałbym nikomu o Gaarze, o tobie pewnie też nie, żeby nikt się nie domyślił… - Temari zamknęła oczy, gdy sobie to wyobrażała. – Szybko wzięłabym ślub z tamtym facetem, przejęłabym jego nazwisko, by całkowicie się odciąć.

Miałabym nową drużynę, bardzo bym się starała. Polubiliby mnie, ale nigdy nie chciałabym się do nich zbliżyć. Pewnie zawsze zgłaszałabym się do pisania raportów, by… nie mieć czasu na myślenie. O Gaarze. – Łzy spłynęły jej po policzku. – Więc moi koledzy z drużyny najpierw by się ze mnie śmiali. „Ej, czemu chcesz pisać za nas raporty? Oszalałaś?”.

Ale ja nadal bym się upierała i oni w końcu daliby za wygraną. Pewnie szybko zaszłabym w ciążę, by czymś zająć myśli. Miałabym dwoje dzieci, może troje? Wtedy zaczęłoby wychodzić na jaw, że tak naprawdę nic nie łączy mnie z moim mężem.

Ok, może i on naprawdę by mnie kochał? Ale co z tego? JA nie kochałabym jego. Moich dzieci pewnie też nie, bo przypominałyby mi Gaarę, to jak obrzydliwie od niego uciekłam… Wiem, że wtedy nie byłabym szczęśliwa.

Nagle spojrzała w oczy Kankuro i powiedziała:

- Ja nigdy go nie zostawię.

Kankuro uśmiechnął się do niej.

- Ja też nie! Więc zostaniemy we trójkę aż do śmierci.


KONIEC

(12 str.)

22.7.24, 17:39