poniedziałek, 14 marca 2022

Dług wdzięczności

Był środek nocy. Severus szedł ulicą z grupą pijanych śmierciożerców. On tym razem był trzeźwy i zaczynał tego żałować.

Mężczyźni śmiali się głośno, demolowali ławki i kosze na śmieci, które mijali, krzyczeli, klęli i szukali zaczepki.

Severus nigdy do nich nie pasował, ale czasem decydował się z nimi spotkać, bo samotność nie dawała mu spokoju.

Wiedział, że Dumbledore zabronił mu się z nimi „zadawać” i teraz zostanie ukarany, ale nie dbał o to. Liczyło się tylko to, że przez jeden wieczór nie będzie siedział samotnie w swoim małym mieszkanku, pijąc.

Śmierciożercy zaczepili po drodze kilka osób, głównie mugoli. Nie ingerował w to w żaden sposób, ale też nie przyłączył się do nich. Jedynie stał obok, przyglądając się temu beznamiętnie, zastanawiając się, czy Dumbledore i za to go ukarze. Pewnie powinien ich bronić, sam jeden…

Przypominało mu to szkolne lata i jego zakazane eskapady do Hogsmeade, niektórzy ze śmierciożerców byli nawet tymi, z którymi tam wtedy bywał. Jak widać niczego się nie nauczył ze szkolnych lat…

I choć nie był już od jakiegoś czasu dzieciakiem wciąż czuł w sobie tę dziecinną, ślepą wdzięczność, że „oni chcą spędzać z nim czas”, choć przecież nadal był milczącym samotnikiem, którego zachowania tamci nie rozumieli.

Było już koło trzeciej w nocy. Severus właśnie bez słowa wyjaśnienia chciał odłączyć się od grupy i wrócić do domu, by choć trochę się przespać. Nie sądził, by ktokolwiek chciał go zatrzymywać, po pierwsze dlatego, że nigdy tego nie robili, a po drugie, bo z każdym kolejnym łykiem alkoholu byli coraz bardziej pijani, więc pewnie i tak nie zauważyliby zniknięcia swojego milczącego towarzysza.

Śmierciożercy maszerowali dumnie przez ulicę Pokątną, samym środkiem, hałasując tak jak to tylko możliwe. Czuli dumę za każdym razem, gdy jakiś samotny czarodziej umykał przed nimi do jednego z budynków, odprowadzany przez różnokolorowe uroki. Wtedy stawali się jeszcze bardziej hałaśliwi i napuszeni, a Severus zaczynał odczuwać ból głowy.

Raz czy dwa zaczepili jakąś kobietę, krzycząc sprośne słowa, a Severus wtedy jedynie odwracał wzrok i starał się skupić swój umysł na czymkolwiek innym, by nie słyszeć, co mówią.

Czuli radość, że dzięki swojej odwadze, którą dawała im noc, alkohol i wsparcie kolegów, mogą w końcu przestać się kryć, co - jako śmierciożercy – musieli robić każdego dnia.

Wiedział, że Czarny Pan nie popiera takich samowolnych działań, ale zwykle – o ile sprawa nie wymknęła się spod kontroli i nie przynosiła mu kłopotów – nie ingerował w to, co robili w czasie wolnym.

Maszerowali dumnie ulicą, mając na sobie szaty i maski śmierciożerców. Severusowi to odpowiadało, dawało mu anonimowość. To była jedyna rzecz, którą lubił w strojach śmiercożerców.

Doskonale wiedział, że żaden starszy od nich, dumny i wpływowy śmierciożerca nie brałby udziału w takich zabawach, ale jemu było to obojętne. Mimo wszystko chyba wolał właśnie ich – byli hałaśliwi i wulgarni, ale szczerzy, w przeciwieństwie do tamtych, którzy z uśmiechem na ustach knuli przeciwko tobie, by zdobyć jeszcze większe wpływy u Czarnego Pana.

Miał właśnie skręcić w boczną uliczkę, która prowadziła w stronę jego mieszkania, gdy nagle śmierciożercy zaczęli krzyczeć radośnie i rzucili się w stronę jakiegoś mężczyzny. Był dość daleko od niego, więc Severus widział jedynie jasne błyski zaklęć, lecących we wszystkie strony.

Słyszał, że tamten mężczyzna też był czarodziejem – rzucał zaklęcia, by obronić się przed tamtymi. Severus musiał przyznać, że go podziwia, mieć odwagę stanąć przeciwko nim wszystkim, zamiast uciekać, jak robili inni czarodzieje, którzy ich spotkali.

Wtedy tamten krzyknął:

- Pożałujecie tego!

A jemu w jakiś sposób wydawało się, że skądś zna ten głos… Serce mu odrobinę przyspieszyło, ale nadal nie wiedział, z kim mu się kojarzy. Uznał, że to pewnie jego zmęczony umysł płata mu figla, ale postanowił na wszelki wypadek pójść w tamtą stronę i przekonać się o tym na własne oczy.

Podszedł bliżej i nawet z pewnej odległości wiedział, że nie może się mylić: to był Potter, ten pieprzony James Potter. Serce teraz już waliło mu jak młotem, choć sam nie był pewien, dlaczego.

Stanął bezszelestnie obok innych śmierciożerców. Przed nim na ziemi leżał Potter. Miał przecięte ramię, poszarpane w kilku miejscach ubranie i z rany na policzku ciekła mu krew. Był przywiązany magicznymi łańcuchami do jednego z budynków. Ale co najważniejsze: nie miał różdżki.

Ciężko oddychał i było widać na jego twarzy złość. Jednak Severus musiał przyznać, że nie dostrzegał w nim strachu, nawet w tak paskudnym położeniu.

Poczuł buzującą w nim adrenalinę. Jak wiele lat marzył o tym, by móc się zemścić, by móc widzieć go pokonanym, upokorzonym, torturowanym, obezwładnionym… To niemal jakby jego marzenie się spełniło! Teraz on pojmie jakie to uczucie. Gdyby jeszcze tylko mógł zobaczyć tu Blacka…

Jego ręka automatycznie powędrowała do kieszeni po różdżkę. Móc go torturować… Jednak coś kazało mu się zawahać. Wciąż był mu winien przysługę, która paliła go w środku od tylu lat… Nigdy wcześniej nie miał okazji, by pozbyć się tej cholernej przysługi ze swoich myśli, a tu nadarza się okazja… Pieprzone sumienie!

Ponownie schował różdżkę. Ale jeśli tylko tu postoi i nacieszy oczy widokiem torturowanego Jamesa… Tak, ten rozpieszczony facet zasłużył na taką karę!

Jakiś czas nikt nic nie mówił, było jedynie słychać nazwy kolejnych wykrzykiwanych klątw i uroków. To było jak muzyka dla jego uszu…

Potter zdawał się tracić nadzieję i przestał już się wyrywać i złorzeczyć. Jednak w pewnej chwili w głowie Severusa po raz kolejny pojawiły się te zielone oczy: oczy Lily…

Czy tego chciał czy nie, nie mógł udawać, że nie wie, że Lily jest teraz z Potterem, że wzięli ślub jakiś czas temu, w końcu sam dostał zaproszenie od Pottera…

Przypomniał sobie tamten dzień i to, co czuł… A czuł wiele różnych emocji, rozsadzających go od środka. W pierwszej chwili nie mógł uwierzyć.

Wprawdzie nie widzieli się ani razu od ukończenia szkoły, a i wcześniej długo nie rozmawiali… ale wciąż w jakiś głupi sposób wierzył, że może jednak… A ten list, ten pieprzony list udowodnił, że nie ma już żadnej nadziei.

Przez jakiś czas trwał w osłupieniu, słysząc jedynie mocne bicie swojego serca. A potem przyszła złość. Jak on śmiał?! Jak śmiał tak z niego zadrwić? Nie wystarczyło mu tego, co robił w szkole, teraz też musiał dać mu do zrozumienia: „Widzisz, frajerze, znów ci się nie udało!”?

Mocno uderzył pięścią w stół i zaklął na głos. A potem nie miał już na nic sił, opadł na krzesło i rozpłakał się. Jakiś czas jedynie siedział nieruchomo przy stole i płakał, potem jak w transie sięgnął po butelkę alkoholu i nim się spostrzegł był pijany.

Wtedy było mu odrobinę lżej. Siedział i rozpamiętywał każdą chwilę z Lily, a dzięki alkoholowi nie było to dla niego trudne. Pierwsze spotkanie, kłótnie z Petunią, pierwsza wyprawa do Hogwartu, ceremonia przydziału, kolejne lata w szkole…

Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Spojrzał nieprzytomnie na zegar. Było już dość późno, zresztą jego nikt nigdy nie odwiedzał. Z wyjątkiem jednej osoby… Ale to niemożliwe, żeby był tu teraz, przecież na pewno również został zaproszony…

Wstał chwiejnie i otworzył drzwi. Oczywiście, to był Dumbledore… Zerknął na niego, o dziwo nie z naganą, a ze współczuciem. Taak, więc on też już wiedział o tym pieprzonym liście…

- Nie jesteś na ślubie? - zapytał bełkotliwie, ponownie ciężko opadając na krzesło.

Dumbledore westchnął i usiadł obok niego.

- Nie, właśnie się wybierałem. A ty nie, przecież masz zaproszenie?

Severus spojrzał na niego, starając się skupić na nim swój wzrok. Czy on z niego drwi, czy mówi to serio? Właściwie nigdy nie zdołał zrozumieć tego człowieka, choć znał go już tyle lat.

W odpowiedzi tylko prychnął i na pokaz łyknął jeszcze trochę alkoholu, ciekaw, czy ten będzie chciał zabrać mu butelkę, jednak tego nie zrobił.

- Wiesz… Sądzę, że Lily niezbyt chce mnie tam widzieć. Zresztą… on też nie, to był tylko kolejny pieprzony żart!

Zerknął odruchowo na Dumbledore’a. Choć był już pełnoletni wciąż przy nim czuł się jak szczeniak, który nie może przeklinać, bo dyrektor odbierze mu punkty.

Dalej milcząc, próbował sobie wyobrazić jakby to było, gdyby jednak poszedł i to w jakiś dziwny sposób poprawiło mu humor. Uśmiechnął się złośliwie sam do siebie.

Po pierwsze, ubrałby się na czarno, to oczywiste, w końcu nigdy nie ubierał się inaczej. A gdyby przyszedł pijany, tamci byliby jeszcze bardziej zaskoczeni i oburzeni.

Wyobraził sobie tę bandę świętych Gryfonów, bo przecież z nikim innym się nie zadawali. Przerażonych, że ten Ślizgoński świr przyszedł na Gryfoński ślub. Czy wiedzieli już, że jest śmierciożercą? Na razie nie było o nim żadnej wzmianki w Proroku Codziennym, a wiedział, że Dumbledore zachował tę wiedzę dla siebie. Ale wiedział, że i bez tego byliby oburzeni jego obecnością, tak jak zawsze nie mogli pojąć, że wspaniała Lily zadaje się z „tym dziwnym Ślizgonem”…

Większość pewnie zamarłaby i gapiła się na niego z otwartymi ustami, kilku pewnie mruknęłoby coś w stylu: „Co on tu robi?”, czy „Niech ktoś go stąd wyrzuci!”. Na pewno rzuciłby się na niego Black i próbował zaatakować jak zwykle…

Ale jak zareagowałby Potter? Pożałowałby swojej durnej decyzji? A może to od początku był żart, by mogli, jak za dawnych dobrych czasów, rzucić się na niego we czwórkę…

Ale gdyby jednak nie… Pewnie stałby zaskoczony, może próbowałby niemrawo odciągnąć od niego Blacka? A Lily? Czy powiedziałby jej o swoim durnym planie? Pewnie nie, więc jak ona by zareagowała?

Po ich kłótni i tym jak chłodno traktowała go do końca szkoły pewnie stałaby jedynie z mocno zaciśniętymi ustami…

Nie, dość tych bzdurnych rozmyślań. Kto wie, może naprawdę poszedłby, by z nich zadrwić, gdyby tylko nie był aż tak pijany…

Zmusił się, by skupić wzrok na Dumbledorze, który coś do niego mówił.

- Słuchasz mnie, Severusie?

- Właściwie to nie… - burknął niemiło.

- Nie powinieneś tyle pić, to próbowałem ci powiedzieć.

Tylko wzruszył ramionami. Znał już te jego rady na pamięć.

- Spóźnisz się na ślub – powiedział ostro.

Wstał i poszedł w stronę łóżka. Dumbledore obrzucił go ponownie zmartwionym spojrzeniem i w końcu wyszedł a on, oczywiście, miał rano kaca.

Zmusił się, by wrócić myślami do chwili obecnej. Tak, ten kretyn zasłużył sobie na to, co teraz go spotkało. Przynajmniej raz w swoim życiu mógł być świadkiem sprawiedliwości od losu.

Stał tak jeszcze chwilę, rozkoszując się wyciem Pottera, jednak w końcu poczuł lęk… Sądził jedynie, że chcą się nim pobawić i dać sobie spokój, ale… Czy oni są tak durni czy tak pijani, by chcieć go zabić?!

Zrobiło mu się niedobrze, gdy przypomniał sobie tamtą noc w Hogsmeade i tamtego mężczyznę… Nie, on był mugolem, bezdomnym, a oni byli nastolatkami. Odetchnął głęboko, by się uspokoić. Teraz tego nie zrobią. Prawda…?

Czas mijał, a nic się nie zmieniało. Zabiją go, do cholery! Tak, marzył o tym od lat, ale… Po pierwsze, mimo całej jego nienawiści do Pottera, ten był mężem Lily i dawał jej radość. Poza tym… był ważną osobą dla Dumbledore’a. Nie może stać tu bezczynnie, bo Dumbledore mu tego nie wybaczy. On sam sobie też nie…

Jeszcze raz odetchnął głęboko i zrobił krok w przód.

- Temu już wystarczy – powiedział, starając się, by brzmiało to obojętnie.

Modulował swój głos, by był na tyle inny, by Potter go nie poznał i na tyle podobny, by jego „znajomi” nie uznali, że coś jest nie tak.

Tamci się zaśmiali i jeden z nich krzyknął, śmiejąc się:

- Zasłużył sobie!

Zacisnął pięści w kieszeniach szaty. Bardzo boleśnie zdawał sobie sprawę, że jest takim samym nic nie znaczącym szczeniakiem jak pozostali śmierciożercy i nie może im rozkazywać, bo w najlepszym razie go wyśmieją, a w najgorszym zajmie miejsce Pottera…

- Czarny Pan nie pozwala na zabijanie czarodziejów – zaryzykował.

Jeden z nich odwrócił się do niego i mimo maski wyczuł, że ma kłopoty. Zbliżył się do niego i warknął:

- Co ty pieprzysz, Severusie?!

Zamarł. Ten kretyn! Wiedział, że są pijani i napompowani adrenaliną, ale jak mogli nie pamiętać o tak ważnej zasadzie śmierciożerców?! Tyle razy zwracał im na to uwagę, a oni jedynie z niego drwili.

Po raz kolejny zaczął żałować, że matka dała mu tak niecodzienne imię… Pierwszy raz żałował, gdy nazywali go „Smarkerusem”. Gdyby miał tak zwyczajne imię jak Potter…

Zerknął na niego nerwowo. Przestał krzyczeć i się szarpać i patrzył prosto na niego. Kurwa.

- Ty… - wychrypiał.

- Ej, a może oni się znają? - zadrwił jeden, patrząc na Severusa.

- To dlatego tak go broni. Co, to twój chłopak?

Wszyscy się roześmiali, a oni obaj gapili się na siebie.

- No, to opowiedz nam, w którym był domu?

- Bo jeśli to były Ślizgon to…

- Eee tam, powiedziałby nam!

- To po co tak szybko na niego napadliście?!

Severus nie słuchał ich kłótni. Myślał intensywnie. Przecież nie może się teraz na niego rzucić, by go ratować, bo zabiją ich obu. Mimo wszystko nie chce umierać dla tego debila, nawet mimo przysługi…

Nie może też skłamać, że to Ślizgon, bo nawet jeśli Potter to potwierdzi to tamci będą chcieli dowodu… Co robić, do cholery?!

Tamci nagle, jak psy na polowaniu, odwrócili głowy. Z drugiej strony rynku dochodziły jakieś głosy.

Kilku śmierciożerców, wyjąc dziko, rzuciło się w tamtą stronę z różdżkami w pogotowiu, ale jeden został, pewnie by pilnować Pottera. A może jego…?

Może teraz byłby w stanie…? Jeden na jednego? Nie, cholera, nie może wszystkiego spieprzyć! Czego chciałby od niego Dumbledore…?

Wahał się nadal, jednak usłyszał w końcu wrzask tamtych:

- Chodźcie tu, cholera, ci debile się stawiają, trzeba im pokazać, kto tu rządzi!

Mężczyzna zerknął na niego przeciągle, ale po chwili odszedł powoli w stronę pozostałych.

Severus odczekał chwilę, zerkając dyskretnie za nim. W końcu zostali sami, było jedynie słychać z oddali wrzaski śmierciożerców.

Nagle poczuł się dziwnie zmieszany. Zostawić go tu, niech sam się jakoś uwolni? Nawet gdyby miał odwagę i ochotę go uwolnić, czy Potter nie zaatakuje go?

Milczał, jednak to Potter odezwał się pierwszy:

- To ty, Snape? - jego głos był schrypnięty od krzyku.

Co zrobić? Czy kłamanie w tej chwili ma jeszcze sens? Podjął decyzję w ułamku sekundy.

- A to już nie „Smarkerus”? - warknął.

Spodziewał się, że Potter zacznie się z nim kłócić, ale on uśmiechnął się krzywo i powiedział jedynie:

- Już nie jestem tamtym durnym dzieciakiem, Snape.

Severus poczuł się dziwnie. Może Potter już nie jest taki jak w szkole. A on? Jak się zmienił jako dorosły mężczyzna? Stał się żałosnym śmierciożercą. Tak jak oni zawsze mu przepowiadali… „Śmierciojad”…

Nic nie odpowiedział, bo nie znalazł właściwych słów. Ta rozmowa była tak nierealna… A może to był jedynie jeden z jego koszmarów sennych…? Taa, chciałby…

- Co ty tu robisz sam w środku nocy, kretynie?! - wypalił w końcu, nie mogąc się powstrzymać. Gdyby był choć odrobinę mniej durny obaj mogliby teraz spać! - Nie wiesz jakie są czasy?!

Ku jego zaskoczeniu Potter roześmiał się.

- Ja… załatwiałem pewne ważne rzeczy… - wzruszył ramionami i jęknął z bólu – Właśnie tędy wracałem do domu.

Severus rozejrzał się nerwowo. Kiedy śmierciożercy tu wrócą i skończą z tamtymi ludźmi?

- Umiesz się sam uwolnić? - zapytał, a serce mocno mu waliło.

- Nie przyszedłeś na ślub… - odpowiedział Potter.

Czy aż tak mocno dostał w łeb, by teraz o tym mówić?!

- Nie, nie przyszedłem – warknął – Pytam, czy umiesz się sam uwolnić? - powtórzył przez zaciśnięte zęby.

- Nie – westchnął Potter – Nie dam rady.

Severus znów się rozejrzał.

- Dużo myślałem… przez te lata… - powiedział cicho Potter.

Severus milczał.

- Jakim gnojem byłem.

- Dalej zadajesz się z Blackiem? - warknął, choć miał nie brać udziału w tej durnej rozmowie.

- Tak… - zawahał się wyraźnie.

- Więc dalej jesteś gnojem – wysyczał.

Potter znów się roześmiał. Czemu on to robi?!

- A może on też się zmienił? - zapytał ostro.

O dziwo, Potter odpowiedział:

- Nie…

Te szczere słowa zaskoczyły Severusa. Już nie broni ślepo Blacka?

- Więc czemu dalej się z nim zadajesz?

Potter pokręcił głową.

- Nie zrozumiesz. To mój przyjaciel… Nie mogę…

Mimo że Potter nie powiedział: „Nie zrozumiesz, bo ty nigdy nie miałeś przyjaciół” właśnie tak to odebrał.

- Nieistotne. A… - nagle zaschło mu w gardle, ale to była jego jedyna możliwość, by wiedzieć… - Lily jest szczęśliwa? - był wdzięczny, że ma na twarzy maskę, bo nie chciał, by Potter widział jego twarz w takiej chwili.

Potter uśmiechnął się, ale nie wyglądało to na pełen wyższości i złośliwości uśmiech. A może to naprawdę był sen?…

- Tak, staram się, by była. Choć te czasy są… no cóż.

Severus odruchowo skinął głową.

- Ale wiesz co? - dodał nagle Potter – Ona… tęskni za tobą…

Severus poczuł, że gotuje się w nim. Jak on śmiał?! Zacisnął dłoń na różdżce.

Potter chyba to dostrzegł, bo westchnął.

- Ja… nadal zdarza mi się być debilem. To nie miało tak okropnie zabrzmieć…

- Jesteś tak miły, bo pierwszy raz w życiu to ty jesteś obezwładniony zaklęciem, a nie ja?

- Nie, to nie dlatego…

Severus starał się uspokoić i nie wyobrażać sobie tego, co powiedział mu Potter. Nawet gdyby jakimś cudem naprawdę za nim tęskniła… to co z tego? To niczego nie zmienia.

- A tak w ogóle to co robisz? - zapytał lekkim tonem Potter, jakby nie lata nienawiści i fakt, że był obecnie przywiązany.

- Nie widzisz? – wysyczał ze złością – Wasze przepowiednie się spełniły.

- Nie, ja… - Potter wydawał się być zmieszany – Pytam… tak poza tym.

- Skończyłem studia na temat eliksirów – odpowiedział, choć sam nie wiedział po co.

Potter otworzył usta.

- To niemożliwe! Trzeba na to pięciu lat, przecież wiem, a my ukończyliśmy szkołę trzy lata temu!

Prychnął.

- Ukończyłem je szybciej.

- Ale…

- Ale jakie to ma znaczenie? - powiedział gorzko.

- Więc pewnie teraz pracujesz w…

- Nie. Nieprawdę tego nie rozumiesz, Potter? - z jakiegoś powodu dopiero teraz boleśnie dotarło do niego jak bardzo spieprzył swoje życie. Czemu teraz? Chodziło o obecną sytuację, a może o tę dziwną rozmowę? - Jestem śmierciożercą. Nikt nie przyjmie mnie legalnie. Mogę tylko zarabiać na brudnych interesach… - powiedział, odwracając głowę.

Potter milczał przez chwilę.

- Po co mi to powiedziałeś? - w końcu odważył się zapytać – O Lily? To kolejna twoja gierka?

Potter wydawał się być zdziwiony jego pytaniem.

- Gierka? Ale ja mówię serio. Ona… często o tobie wspomina. O latach waszej przyjaźni, wciąż się wkurza, że jestem taki durny z eliksirów – roześmiał się, ale szybko przestał, rozglądając się nerwowo – A że z tobą można było porozmawiać na ten temat…

- A ten list? - wysyczał, chcąc już wszystko sobie z nim wyjaśnić.

- To był mój pomysł… - z jakiegoś powodu odwrócił wzrok – Nie powiedziałem o tym Lily, wiesz, chyba było dla mnie oczywiste, że nie przyjdziesz…

- Więc po co? - niemal krzyknął, ale on również starał się nie zwracać na siebie uwagi pozostałych śmierciożerców.

- Wcześniej wiele o tym myślałem… I doszedłem do wniosku, że to będzie takie… nie wiem, uczciwie zakończenie tych wszystkich lat między nami. Nie wiem…

Naprawdę zdawał się nie rozumieć, czemu tak postąpił.

- A to wszystko, co my ci…

- Przestań!

Za nic nie chciał rozmawiać z nim o tamtych latach koszmaru.

- Po prostu się zamknij… Miałeś powód, uważałeś mnie za rywala…

- Ale to mnie nie usprawiedliwia! - przerwał mu.

Severus uśmiechnął się gorzko.

- Blacka nawet to nie usprawiedliwia. On nie miał żadnego powodu.

Potter nic nie odpowiedział.

Severus, nagle, choć sam nie wiedział czemu, zdjął maskę. Potter przez chwilę jedynie gapił się na niego.

- Mógłbyś nas kiedyś odwiedzić – powiedział nagle Potter.

Severus gapił się na niego w milczeniu.

- Nawet jak tu zdechniesz? - wysyczał.

Potter uśmiechnął się krzywo.

- Mogłeś od początku się w to nie mieszać, ale to zrobiłeś…

- Nawet po tym, co dziś zobaczyłeś? Oboje mieliście rację… - mówił z uporem. Nie rozumiał, co bredzi Potter i miał tego dość.

- Tak – Potter spojrzał na niego poważnie.

- To teraz nie ma znaczenia, bo… - odwrócił się szybko i zobaczył, że śmierciożercy wracają. Wiedział, że tak będzie, ale i tak zaklął w myślach.

Pospiesznie założył maskę i spróbował zachowywać się tak jak przed pojawieniem się Pottera.

- Wykończyliście ich? - zapytał złośliwie, wiedząc, że oni i tak nie zrozumieją ironii.

- Jasne! - zaśmiał się jeden z nich.

Czekał w milczeniu, co tamci teraz zrobią. A oni, niestety, nadal nie planowali dać sobie spokoju z Potterem.

Wciąż nie zdołał znaleźć jakiegoś planu, który uratowałby Pottera, a jednocześnie pozwolił mu uniknąć kłopotów.

Potter próbował się bronić, wywiązała się szamotanina, a on rzucił Potterowi swoją różdżkę, gdy nikt nie patrzył. Potter spojrzał na niego z otwartymi ustami, a on miał ochotę wrzasnąć: „Ogarnij się!”.

Jednak już po chwili uwolnił się z więzów i czekał na odpowiedni moment na ucieczkę. W końcu skoczył na nogi, użył zaklęcia rozbrajającego, by zabrać jednemu ze śmierciożerców swoją różdżkę i zaczął biec.

Śmierciożercy rzucili się za nim, a on podjął decyzję w ułamku sekundy: rzucił się w stronę Pottera, wyrwał mu swoją różdżkę i krzyknął głośno:

- Jak śmiałeś mi ją ukraść! Crucio!

Nie był pewien, czy robi to, by zatuszować swoją zdradę, czy też była to zemsta za te wszystkie lata. Potter padł na ziemię, wyjąc, ale nie wydawał się być zaskoczony jego zachowaniem. Usłyszał za sobą śmiechy śmierciożerców i pomyślał, że może jednak uda mu się zachować głowę do jutra.

Na szczęście byli dość daleko od pozostałych. Cofnął szybko zaklęcie i warknął:

- Wynoś się.

Potter spojrzał na niego krótko i w ułamku sekundy wstał i zaczął biec. Severus rzucił za nim kilka zaklęć, dbając, by odbiły się od pobliskich budynków i Potter już chwilę potem zniknął za rogiem.

Przez chwilę próbował się uspokoić, a potem podszedł do pozostałych. Z mocno bijącym sercem czekał na klątwy, ale one się nie pojawiły.

- Masz rację, Snape, nie warto ganiać kretyna – powiedział jeden z nich i splunął za siebie.

Przez chwilę wydawało mu się, że drugi patrzy na niego zbyt intensywnie, ale nie miał teraz siły na takie rozważania.

Odwrócił się, wciąż bojąc się, czy czegoś mu nie zrobią i powiedział, starając się, by jego głos był spokojny:

- Mam dość na dziś.

I ruszył w stronę swojego domu, zmęczony, zestresowany, ale najbardziej zaskoczony tym, co dziś się wydarzyło. Nikt mu w tym, na szczęście, nie przeszkadzał.

Gdy dotarł do domu, było już dość jasno. Położył się, próbując zasnąć.

Następnego dnia znów ktoś zastukał do drzwi. Był już dzień, ale on nadal nie był wyspany. Wstał, mrucząc coś pod nosem i otworzył drzwi.

- Chciałem ci bardzo podziękować, Severusie – nie patrzył na Dumbledore’a, miał zbyt okropny nastrój, by zaprzątać sobie tym głowę.

- Za to, że znów z nimi poszedłem? Że pozwoliłem go tyle torturować? A może za tamtego Cruciatusa? - wysyczał.

Dumbledore patrzył na niego spokojnie.

- Za to, że byłeś w stanie wznieść się ponad tamte szkolne czasy.

Severus miał ochotę, po raz kolejny w życiu, rzucić mu w twarz, że nigdy nie próbował ukrócić tego, co działo się w jego szkole, a jedynie dbał o to, by nikt za jego czasów nie popełnił samobójstwa… Ale znów nie miał na to odwagi, więc jedynie warknął:

- Doskonale, jestem cudowny.

Usiadł ciężko przy stole i sięgnął po szklankę wody. Nie będzie nic proponował Dumbledore’owi i bawił się w dobrego gospodarza.

- Pewnie jesteś ciekaw, co było dalej – kontynuował, pewnie przyzwyczajony do milczenia Severusa – James zdołał dotrzeć do domu, Lily się nim zajęła, a potem powiadomili Zakon. Oczywiście, według twojej prośby, tylko nasza czwórka wie, że to ty go uratowałeś.

- Nie interesuje cię, czy go torturowałem, bo miałem taką ochotę? - zapytał, sam nie wiedząc czemu.

Dumbledore milczał przez chwilę.

- Nie, to nie ma znaczenia. Chyba że sam chcesz o tym ze mną porozmawiać.

Upił kolejny łyk, by nie musieć odpowiadać.

Kilka tygodni później Dumbledore znów zastukał do jego drzwi i powiedział:

- Masz czas?

- A na co? - zapytał zaskoczony. Przecież Dumbledore nie zaprasza go na imprezę.

- James dotrzymał słowa i wraz z Lily zapraszają cię do siebie.

Cisza dźwięczała, a on gapił się na Dumbledore’a. Gdy w końcu otrząsnął się z szoku, wstał gwałtownie. Nie będzie więcej rozgrzebywał przeszłości, i tak ciągle robił to, gdy był sam.

- Doskonale.

Ruszył w stronę drzwi, choć przecież to był jego dom. Wbrew temu wyobraził sobie, że siedzą razem i rozmawiają jak za dawnych czasów… O nauce, Petunii, eliksirach, zwykłych sprawach. Ale wiedział, że teraz już tak nie będzie.

Nim zdążył wyjść, Dumbledore wstał i powiedział:

- Przemyśl to.

I potem zostawił go samego, a on siedział długo przy stole i próbował się uspokoić i zebrać myśli.

Tydzień później, choć wydawało mu się to kompletnym szaleństwem, stał pod drzwiami domu Potterów. I, o dziwo, to wcale nie Dumbledore zmusił go do tego.

Był bardzo zdenerwowany i wciąż spodziewał się, że nagle zaatakują go Potter lub Black, więc mocno ściskał różdżkę w kieszeni.

Zastukał, a po chwili otworzył mu Potter. Uśmiechnął się lekko i wpuścił go do środka.

- Witaj, nie martw się, zaraz sobie idę.

- Nie musisz… - powiedział z wahaniem.

Za nic w świecie nie bawiłby się w zdrady małżeńskie, nawet gdyby jakimś cudem Lily go zechciała, ale i tak wydawało mu się dziwne. Czemu Potter wychodził z własnego domu?

Rozejrzał się po salonie, dziwnie skrępowany. Było tu przytulnie i ładnie. I to wcale nie poprawiało mu humoru. Pomyślał o swoim małym, ponurym mieszkanku i poczuł zazdrość. Cóż, jego nowe mieszkanie nadal było lepsze od domu rodzinnego…

W salonie siedziała Lily. Była bokiem do niego, a on nagle poczuł, że nie da rady. Kretyn, po co tu przylazł?! Zaczął się cofać, a wtedy usłyszał głos Pottera:

- To do zobaczenia!

Pocałował ją i wyszedł, a Severus zastanawiał się, czy zrobił to złośliwie, czy może był to ich zwykły sposób na żegnanie się.

Lily odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła lekko. Ale on nadal jedynie stał na środku salonu. Czuł się jak kretyn, jak wtedy, gdy się poznali, a on miał na sobie koszulę matki…

Ruszył przed siebie i z jakiegoś durnego powodu nagle przyszło mu do głowy, że taki sam lęk czuł, gdy podchodził do Czarnego Pana, gdy miał mieć wypalany Znak.

Na szczęście ona nie mogła poznać jego myśli, ale przecież na pewno już wiedziała od Pottera…

- Witaj – powiedział i usiadł sztywno na wprost niej. Gdy byli dziećmi Lily zawsze tuliła go na powitanie, ale teraz jedynie patrzyli na siebie.

- Chcę jeszcze raz przeprosić – wypalił, ale ona uniosła rękę.

- Przestań. To było dawno, a ja miałam wiele lat na przemyślenie tego i… byłam zbyt uparta.

Nic nie odpowiedział. Nie byłby w stanie jej skrytykować.

Znów milczeli, a on ponownie pomyślał, że przychodzenie tu było szaleństwem.

- Bardzo ci dziękuję – powiedziała nagle. Wydawała się być naprawdę przejęta – James miał już nie raz różne kłopoty, ale jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Był przerażony… Potrzebowałam dużo czasu, by doprowadzić go do jakiegoś stanu. Gdyby nie ty…

Pokręcił głową. Nie przywykł, by ktokolwiek mu dziękował.

- Powiedział ci, prawda? - zapytał nagle – O mnie.

Lily spuściła wzrok.

- Tak, powiedział.

- Więc od początku miałaś rację… - głos mu się załamał – Gdy zrywałaś ze mną kontakt, bo…

- Ile miałeś lat? - zapytała bardzo cicho.

Nie patrzył na nią.

- Siedemnaście.

Jęknęła.

- Byłeś dzieckiem!

Nagle poczuł złość.

- Ty też miałaś mniej więcej tyle lat, gdy zdecydowaliście się na ślub! - zmusił się, by się uspokoić. Nie chciał spieprzyć, nie po tym, jak ona i Potter mu zaufali.

- Masz rację… Gratuluję ukończenia studiów z wyróżnieniem! - powiedziała nagle, uśmiechając się do niego – Ja… za bardzo boję się każdego dnia, by móc skupić się na nauce. Ta sytuacja…

- Którą ja też po części tworzę! - irytowało go w jak bardzo zawoalowany sposób się wyrażali. Nie był tego wart.

- Żałujesz? - szepnęła, ściskając dłonie razem w nerwowym geście – Gdy już skończyliśmy szkołę pomyślałam, że… Że to po części moja wina, jeśli ty…

- Przestań. Jestem dorosły.

Zamyślił się. Co miał jej odpowiedzieć? Tak, żałował, od czasu inicjacji, ale… Jeśli powie, że żałował, Lily zacznie go wypytywać, a on może mieć kłopoty z zachowaniem maski szpiega, jeśli powie, że nie, Lily pewnie poczuje do niego obrzydzenie…

- I tak i nie – zdecydował się w końcu na odpowiedź – Miałaś rację, to było mi pisane…

Wiedział już od Dumbledore’a, że Potter tamtej nocy wykonywał misję dla Zakonu. Ale ani Lily ani Potter nie wiedzieli, że on też pracuje dla Zakonu…

Przez chwilę zastanawiał się, jakby to było, gdyby jej powiedział: „Znam prawdę, jestem w Zakonie”. Czy zdołałby jej tym zaimponować, czy w ogóle by uwierzyła?

Czy Dumbledore nie bał się, że się wygada? Nie, ale nie zrobi tego… Nikt nie może poznać prawdy, to ważniejsze nawet niż Lily.

Przez jakiś czas rozmawiali, i o dziwo, Severus czuł się już mniej skrępowany. Rozmawiali teraz na lekkie tematy, niemal tak jak to sobie wyobrażał.

Po jakimś czasie wrócił James, a on poszedł do domu. Potem spotykali się jeszcze kilka razy, a on czuł się jak w jakimś dziwnym, cudownym śnie, choć jednocześnie spotykanie się z Lily bardzo bolało i sam już nie wiedział, czy powinien zrezygnować z tych spotkań. Co było silniejsze? Radość czy ból?

Ale on i tak nie byłby w stanie zrezygnować z tego, co dostał po tylu latach marzeń i złości na siebie, że wszystko zniszczył, gdy byli w szkole.

Jakiś czas później znów był u niej. Pili herbatę, jedli ciasteczka i rozmawiali o eliksirach, opowiadał jej o tym, jak udało mu się ukończyć pięcioletnie studia w trzy lata.

Jednak w pewnej chwili Lily przestała się uśmiechać i spoważniała.

- Wiesz, chyba chcę ci o czymś powiedzieć… - powiedziała, a on zastanawiał się, czemu ma taki wyraz twarzy.

- Słucham… - powiedział niepewnie, starając się nie myśleć, bo miał już w głowie kilka pomysłów na to, co mogłaby mu powiedzieć…

Uśmiechnęła się nerwowo i powiedziała:

- Severusie, ja… jestem w ciąży.

Przez chwilę milczał. Nie był dzieckiem, oczywiście, wiedział, że małżeństwa zwykle uprawiają seks i starał się o tym nie myśleć, ale…

Nagle poczuł, że coś w nim wybucha. Byli tacy młodzi, do cholery, nie mogli jeszcze zaczekać parę lat?!

Oddychał ciężko, ale milczał. Czemu mu to mówi? Chyba nie chciał wiedzieć…

Lily odezwała się po chwili:

- Wiesz, nie planowaliśmy tego, ale… Chciałam, żebyś wiedział… Jesteś pierwszą osobą, której o tym mówię.

Mocno zacisnął pięści. Niby czemu?! Wolał zmusić się do milczenia, by znów nie powiedzieć czegoś niewłaściwego.

- Dowiedziałam się, gdy nie było go w domu, wtedy przyszedłeś ty i pomyślałam, że…

Poczuł, że dłużej tego nie wytrzyma. Wstał gwałtownie. Lily spojrzała na niego z przejęciem.

- To… - powiedział i dotarło do niego jak schrypnięty ma głos – cudownie. Gratuluję i… - Nie wiedział, co mówi. Czuł, że musi stąd natychmiast wyjść.

- Severusie… dokąd idziesz?

Ruszył w stronę drzwi już bez słowa. Miał ochotę krzyczeć na siebie. Był tak durny… Po co było to wszystko, te wszystkie próby, by naprawić ich relację, skoro od początku wiedział, głęboko w sobie, że nie da rady?

Wyszedł przed dom, by się teleportować i niemal wpadł na Pottera. Chciał wyminąć go bez słowa, ale on spojrzał na niego z zaskoczeniem. Pewnie wyglądał okropnie.

- Coś się stało, Snape?

- Nie… - tylko tyle zdołał z siebie wydusić i aportował się.

Wrócił do swojego pustego domu i usiadł na kanapie.

Kretyn, pieprzony kretyn…


KONIEC

30.3.22 21:08

(11 str.)