poniedziałek, 22 lipca 2024

Wyrzuty sumienia

Jakiś czas po tym jak Sasuke otworzył się na ludzi, Naruto siedział w swoim gabinecie hokage. Już niemal kończy pracę na dziś. Był bardzo zamyślony. Kiedyś był przyjacielem z Shikamaru, jeszcze z akademii, a potem…

Tyle lat go unikał, rozmawiali jedynie o pracy. To Shikamaru pomagał mu jako jego prawa ręka, nie zostawił go nawet, gdy Naruto przestał z nim rozmawiać, choć miał do tego prawo… Naruto tak bardzo chciał to naprawić, ale nie potrafił.

Wtedy Shikamaru zerknął na zegarek, wstał i zaczął szykować się do wyjścia. Naruto zerwał się i otworzył usta, ale nie miał odwagi się odezwać. Zaklął w myślach. Wtedy Shikamaru otworzył usta, uśmiechając się i powiedział:

- Wiesz co? Nie mogę już znieść twojego męczenia się. Więc ja zacznę: „Hej, Naruto, może wyskoczymy gdzieś po pracy?”.

Naruto patrzył na niego z otwartymi ustami. On naprawdę… pierwszy wyciągnął do niego rękę?… I wtedy tama pękła: podszedł do Shikamaru i zaczął mówić, dużo mówić. Przepraszał go za lata milczenia, dziękował za wsparcie w pracy i obecną wyrozumiałość. Shikamaru machnął ręką i powiedział:

- Dobra, dobra! Nie mów już o tym. Ale tylko jedno pytanie: już ok? – Zerknął Naruto w oczy. – Wyczułem, że coś jest nie tak w twoim życiu, że źle się z czymś czujesz i…

Naruto położył mu rękę na ramieniu.

- Nie, już wszystko dobrze, przysięgam. Wcześniej… ja i Sasuke mieliśmy pewne problemy natury… emocjonalnej, ale już jest dobrze. – Nagle uśmiechnął się szeroko do Shikamaru. – To co, gdzie idziemy?

- Może na sake i ramen, co?

- A Temari nie będzie się wściekać? – Zapytał Naruto, ubierając się do wyjścia.

Shikamaru westchnął.

- Wiesz… napiszę jej smsa. To wyjątkowa sytuacja! Na pewno zrozumie.

A potem długo rozmawiali, jedli i pili i Naruto czuł ogromną radość. Teraz i on i Sasuke poradzili sobie ze swoimi problemami i na pewno teraz wszystko będzie lepiej.

Gdy Shikamaru wrócił do domu dość późno, do tego lekko podchmielony, Temari zerknęła na niego ostro. Shikamaru uśmiechnął się do niej i powiedział:

- Przepraszam, Tema, ale… to wyjątkowa sytuacja. Nie uwierzysz: Naruto odezwał się do mnie! Po tylu latach.

Ale Temari nie podzielała jego radości. Uśmiechała się krzywo i powiedziała:

- TEN Naruto, który tak długo cię olewał? – prychnęła. – I co? Powinieneś był kopnąć go w dupę!

Shikamaru zaśmiał się. Czuł się tak lekki, że nie przeszkadzały mu ostre słowa żony.

- Daj spokój! To mój przyjaciel, bardzo za nim tęskniłem…

I uśmiechnął się do siebie.

*

Sasuke ponownie poszedł do Orochimaru, ale tym razem jedynie rozmawiali.

- Widzę, że nie masz ręki. Dlaczego? – zapytał Orochimaru. Obaj byli w laboratorium i Orochimaru prowadził badania, jednocześnie rozmawiając z Sasuke. – Widziałem, że Naruto ma zabandażowaną rękę. To ma z tym jakiś związek?

Sasuke zacisnął zęby. Nie lubił o tym rozmawiać.

- Tak… my zaraz po wojnie walczyliśmy ze sobą i… straciliśmy ręce.

Orochimaru prychnął.

- Ale Naruto nie jest głupi, więc ma teraz nową rękę, tak?

- Ja… tak jest lepiej.

- Nie rozumiem cię, Sasuke. Ja już dawno załatwiłbym sobie nową rękę. Tak jak zrobiłem to wtedy, gdy obciął mi ją Itachi. Musiałem czekać jakiś czas i to było wystarczająco nie do zniesienia!

Sasuke zacisnął usta. Powinien zapytać, skoro nadarzyła się taka okazja…

- Nie chcę nowej ręki – odparł uparcie Sasuke.

- Nie zaprosiliście mnie na swój ślub – powiedział nagle Orochimaru znad jakiejś menzurki.

Sasuke uśmiechnął się krzywo.

- Nie. Po pierwsze, nie miałem pojęcia, gdzie jesteś. Po drugie… jak ty to sobie wyobrażasz? Nie chciałem, byś powiedział Naruto prawdę!

Orochimaru zaśmiał się.

- To byłoby zabawne, gdybym zrobił to przy wszystkich gościach! Sasuke… tak wciąż rozmawiamy. Nie masz ochoty na seks?

Sasuke mocno zacisnął oczy.

- Nie – powiedział głucho.

- A dlaczego?

- Kiedy będziesz miał nowe ciało? – zapytał ostro Sasuke.

- Za trzy lata.

Sasuke poczuł jakby spadał. Trzy lata… Nie wytrzyma tyle.

Orochimaru pochylił się nad nim.

- A czemu pytasz?

- Naprawdę nie wiesz?

- Nie…

- Jestem gejem! – krzyknął Sasuke. – I ty dobrze o tym wiesz.

- Wiem, ale jakoś ostatnio ci to nie przeszkadzało. – Zaśmiał się.

- Nie, bo… tak bardzo tęskniłem za tobą, że nie zwracałem na to uwagi, ale…

- Więc nadal to rób – powiedział Orochimaru jakby to było takie proste.

- Nie umiem! Zrobiłeś mi na złość, prawda?

Orochimaru zaśmiał się.

- Nie. Dobrze wiesz, że już wcześniej wybierałem ciała kobiet. NIE wiedziałem, że będziesz chciał do mnie wrócić, więc…

Sasuke wstał z krzesła i zaczął ze złością krążyć po laboratorium.

- Może po czasie się oswoisz – powiedział Orochimaru, a potem dodał złośliwie. – W końcu twoja ślepota do czegoś się przydała. Po prostu wyobraź sobie, że mam dawne ciało.

Sasuke ponownie usiadł i pogrążył się w myślach. Czy naprawdę jest w stanie? Poza tym jego wyrzuty sumienia wobec Naruto nadal się nie zmniejszały i to nie dawało mu spokoju…

*

Sasuke zaszył się sam w domu. Czuł się podle, niedługo zbliżała się rocznica śmierci Itachiego. Sasuke nienawidził tego dnia z całego serca. A najgorsze było to, że od paru lat było to święto, które obchodziła cała Konoha…

Jak do tego doszło? Pewnego dnia po wojnie ludzie poznali prawdę: to Danzo zmusił Itachiego do zabicia swojego klanu, robił to dla dobra wioski. Tak, Sasuke znał tę prawdę, ale czy to cokolwiek zmieniało?

To Itachi torturował go dwukrotnie, przez wiele godzin pokazując mu śmierć rodziców. TEGO Danzo nie kazał mu zrobić… Uczucia Sasuke do Itachiego były bardzo skomplikowane: po jego ucieczce z wioski Sasuke chciał go zabić, potem po jego śmierci pragnął mu wybaczyć, ale potem zrozumiał, że nie jest w stanie.

Ale gdy Konoha dowiedziała się o nim prawdy, uznała, że Itachi jest cholernym bohaterem. Wtedy ktoś wpadł na pomysł zorganizowania święta na cześć Itachiego. Pamiętał jak zakłopotaną minę miał Naruto, gdy mu o tym opowiedział.

On znał prawdę i szanował decyzję Sasuke, by nigdy mu nie wybaczyć. Ale Naruto nie chciał działać wbrew woli mieszkańców wioski. Przez jakiś czas próbował się wykręcać, a potem zgodził się. Od tamtej chwili Sasuke co roku musiał znosić ten koszmar.

Naruto jako hokage musiał brać czynny udział w świętowaniu. Na głównym placu Konohy zbierali się ludzie, niemal każdy chciał tam być, co sprawiało, że Sasuke czuł ból w sercu. Wielu z nich było ubranych na czarno, a Sasuke nie wiedział, czy czuje w większym stopniu smutek czy złość.

Wtedy Naruto wychodził na przód i przemawiał… Tak, co roku mówił o tym jak wiele dobrego Itachi zrobił dla wioski. Tak naprawdę Sasuke uznał, że to sprawa tych idiotów, kogo uznają za swojego bohatera, co go to obchodzi, prawda?

Ale nie… Mieszkańcy wioski uznali za oczywiste, że Sasuke jako „brat bohatera” oraz mąż Naruto powinien być rokrocznie gościem honorowym imprezy. Gdy Sasuke usłyszał o tym po raz pierwszy, czuł, że się dusi.

Naruto powiedział mu wtedy, że ma to gdzieś. Może załatwić mu w tym czasie misję albo powiedzieć wszystkim, że Sasuke jest chory, bo „dobro jego męża jest ważniejsze niż to, co powiedzą Konohiańczycy”.

Ale Sasuke nie chciał narobić Naruto kłopotów, więc po prostu ustąpił. Także i w tym roku zbliżało się to cholerne święto, a Sasuke nadal nie umiał się uodpornić, choć już wiele razy musiał brać udział w tym koszmarze.

Co roku na około tydzień przed świętem Sasuke stawał się milczący i nieobecny duchem. Ale to był pierwszy raz, gdy Orochimaru był ponownie w jego życiu. Sasuke nie miał nawet ochoty na odwiedziny u niego, ale Orochimaru nalegał.

Więc przyszedł pewnego dnia, jednak siedział ponuro i milczał, patrząc przed siebie. Dość szybko Orochimaru dostrzegł, że coś jest nie tak i zapytał:

- Sasuke, źle się czujesz?

Sasuke prychnął. Nie, to coś gorszego, pomyślał. A potem opowiedział wszystko Orochimaru. Na szczęście on miał do tej sprawy to samo podejście, co Sasuke. Zaśmiał się i powiedział:

- Naprawdę? To może i ja zasłużyłem na jakieś święto? A nie próbowałeś uciec z Konohy podczas tego dnia? – dodał już poważnie.

Sasuke ciężko westchnął.

- Nie… nie chcę robić Naruto kłopotu, już i tak jego reputacja chwieje się przeze mnie.

Orochimaru skinął głową.

- Rozumiem, jakoś to przetrzymasz.

Sasuke zapatrzył się przez okno. Orochimaru naprawdę był przy nim i nawet raz w życiu nie śmiał się ze wszystkiego i on naprawdę bardzo to doceniał. Kto wie, może przy nim będzie mu odrobinę łatwiej przeżyć ten koszmarny dzień?

*

Pewnego dnia Orochimaru był sam w salonie, gdy nagle ktoś zastukał do drzwi. Był wieczór, a Mitsuki już spał. Poszedł do drzwi, spodziewając się tam Sasuke a to była… Tsunade. Uśmiechnął się do siebie ironicznie i otworzył jej.

- Och, Tsunade! – powiedział słodko. – Tyle lat cię nie widziałem.

Tsunade uśmiechnęła się krzywo i zapytała:

- Mogę wejść?

- Oczywiście!

Przeszli razem do salonu i Orochimaru czekał na jej pierwsze słowa.

- Słyszałam, że wróciłeś do Konohy i… najpierw byłam wściekła, ale potem pomyślałam, że chcę cię odwiedzić.

Orochimaru skinął głową. A potem długo rozmawiali. Tsunade wciąż nie mogła uwierzyć, gdy Orochimaru powiedział jej o swoim związku z Sasuke.

- Ale... on był wtedy nastolatkiem - wypluła.

Orochimaru zaśmiał się. Słyszał już nie raz takie reakcje.

- Rozmawiasz z mordercą, który porywał dzieci i na nich eksperymentował, który uciekł z własnej wioski, zniszczył ją i zabił jej przywódcę. I tak cię oburza, że jestem także pedofilem? - W jego oczach błysnęło coś groźnego.

Tsunade zmieszała się.

- Nieważne... nie chcę o tym rozmawiać. Ale… ty zawsze uciekałeś od ludzi! Sama próbowałam cię uwieść i to nic nie dało.

Orochimaru zaśmiał się. Nie spodziewał się takiej szczerości z jej ust. Przyniósł jej herbatę, bo stanowczo oświadczyła, że już nie pije alkoholu.

- O tak, pamiętam jak podczas wojny próbowałaś poderwać mnie przy ognisku, a gdy powiedziałem „nie”, wróciłaś sama do namiotu i masturbowałaś się.

Orochimaru lubił prowokować ludzi, sprawiało mu to radość. Teraz też patrzył na nią uważnie, by nie ominąć jej reakcji. A Tsunade najpierw patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami, a potem zrobiła się cała czerwona na twarzy.

- Ale ja… nie wiedziałam, że słyszysz.

Wzruszył spokojnie ramionami.

- Jako wąż mam wyostrzone zmysły. Słyszałem jak jęczałaś moje imię.

- Przestań! – krzyknęła, waląc pięścią w stół.

Orochimaru prychnął.

- Chcesz rozwalić mi meble? Poza tym Mitsuki śpi. I tak, całe życie byłem aseksualny, a potem poznałem Sasuke. – Wzruszył ramionami.

- To napisz mi smsa następnym razem, gdy ON tu będzie, wtedy będę wiedziała, że mam nie przychodzić… - burknęła, urażona. – A odpowiesz mi na jedno pytanie? – zapytała nagle, pijąc łyk herbaty.

Orochimaru z ciekawością skinął głową.

- Przez wiele lat mnie to zastanawiało… JAK to się stało, że Hiruzen tak cię uwielbiał, a potem… powiedział, że szuka nowego kandydata na hokage. Dlaczego?

Orochimaru skrzywił się. Było niewiele tematów, który mogłyby zepsuć mu nastrój, ale to był jeden z nich. Ale odpowie jej!

- On… dowiedział się, że próbuję wskrzesić moich rodziców.

Tsunade wytrzeszczyła oczy.

- CO?! Przecież byłeś tylko dzieckiem, które straciło rodziców!

Orochimaru z zaskoczeniem patrzył na jej oburzenie. Tsunade od lat nienawidziła go i nie spodziewał się, że teraz tak zareaguje.

- Tak, bardzo mnie to wtedy zabolało, ale to już nie ma znaczenia. Teraz za nic nie chciałbym być hokage, nawet gdyby inni nalegali.

Tsunade milczała przez chwilę, a potem zapytała:

- Zawsze się zastanawiałam… Gdy byliśmy drużyną ty jako ostatni z nas kogoś zabiłeś, zawsze nie pasowało mi to do twoich eksperymentów na ludziach, do bycia zbiegłym ninja. Udawałeś, prawda? Zabijałeś wtedy nie raz i tylko nas okłamywałeś?

Orochimaru przez chwilę obserwował jej twarz. Tak, jej słowa były dość okrutne, ale ton głosu i wyraz twarzy nie. Nie powiedziała tego, by go zranić. Naprawdę była zaciekawiona. Uśmiechnął się do siebie.

- Nie. Naprawdę zabiłem jako ostatni. Ale jest inne morderstwo, które… dość mocno na mnie wpłynęło, chcesz posłuchać?

Tsunade miała lekko otwarte usta, gdy kiwała głową.

- To były same początki moich eksperymentów. Uciekłem już wtedy z Konohy. Zajmowałem się pewnym eksperymentem, szło mi naprawdę dobrze. Zależało mi na tej sprawie i ten facet nagle… umarł na moich oczach.

Jego krew spłynęła mi na twarz. Wiem, że wielu uważa, że podnieca mnie zabijanie, ale nie. CHCIAŁEM, by przeżył, bym mógł udowodnić moją tezę. Nie otarłem jego krwi z siebie, nagle zrobiło mi się niedobrze.

Potem byłem tak wściekły na siebie, załamany niepowodzeniem, że obiecałem sobie, że już NIGDY nie będę na nikim eksperymentował. – Z uwagą przyjrzał się twarzy Tsunade.

Teraz te wspomnienia nie robiły na nim żadnego wrażenia, ale wtedy naprawdę czuł ból.

- I rzeczywiste porzuciłem eksperymenty na kilka miesięcy, by ból minął. Ale nie porzuciłem ich na stałe, za bardzo to kochałem. Potem jeszcze bardziej starałem się zadbać o to, by moje szczury laboratoryjne przeżyły.

- A jak… stałeś się nieśmiertelny? – zapytała.

- Szczegółów ci nie podam. – Uśmiechnął się zaczepnie. – Ale coś mogę ci opowiedzieć. Sam wymyśliłem tę technikę, wierz mi, to było bardzo trudne. Pracowałem nad tym bardzo długo. Oczywiście Kabuto mi w tym pomagał, ale w pewnej chwili odkryłem, że potrzebuję kogoś jeszcze.

Wtedy zaangażowałem w to pewnego mężczyznę, nawet nie pamiętam jego imienia.

On miał pomagać mi, gdy zmienię ciało, pilnować, by wszystko poszło dobrze. Był mi bardzo oddany i pomocny, jak Kabuto, ale ja mu nie ufałem. Załatwiłem dla siebie nowe ciało, on był obok. Bałem się, że wykorzysta moją chwilę słabości podczas zamiany ciał, by mnie zabić.

A może sam zechce wykorzystać MOJĄ technikę i stać się nieśmiertelnym? Wtedy stałby się dla mnie kłopotem. Ale nie zrobił tego. Nie wiem, czy czekał na lepszy moment, czy może był mi naprawdę oddany?

Potem stanąłem przed nim w moim nowym ciele, wciąż trochę słaby i CAŁKOWICIE oszołomiony, że naprawdę mi się udało. On stał obok i szczebiotał „udało się panu, udało!”. Ja mu podziękowałem za pomoc i… zabiłem go.

Tsunade westchnęła z zaskoczenia.

- No tak… nie mogłem ryzykować jego zdrady. – Wzruszył ramionami. – A potem, gdy już zapoznałem się dobrze z techniką zamiany ciał, nie potrzebowałem innego pomocnika z wyjątkiem Kabuto.

Tsunade uśmiechnęła się ironicznie.

- I co? I wtedy już nie miałeś wyrzutów sumienia?

- Nie czułem się z tym dobrze, ale za nic bym nie pozwolił, by mój plan się nie powiódł.

Tsunade przez chwilę milczała, a potem powiedziała dziwnie niepewnym tonem:

- A może… teraz ja ci coś opowiem?

Orochimaru skinął głową, zaskoczony jej szczerością.

- Ostatnie lata… to był ciągły kac i upojenie alkoholowe…

Orochimaru z powagą skinął głową. Tak, wiedział o tym.

- Pewnego dnia… to było już po wielu latach picia. Moje ciało chyba już miało dość, szczególnie mózg. Byłam sama, bo Shizune gdzieś poszła. Tak naprawdę niewiele pamiętam, część tej historii znam właśnie od niej.

W pewnej chwili miałam… delirium. Wcześniej mi się to nie zdarzało, więc pewnie dlatego byłam w stu procentach przekonana, że to PRAWDA. Wydawało mi się, że jakiś silny, zły shinobi chce mnie zabić… - Tsunade odetchnęła drżącym głosem.

Więc chciałam go pokonać. Tak jak mówiłam nie pamiętam z tego wiele, za to bardzo dobrze pamiętam, co czułam. Boleśnie wyraźnie. Byłam bardzo przerażona, nie chciałam umierać… W szale atakowałam go i atakowałam.

No i gdyby to potrwało dłużej pewnie bym umarła. Straciłabym całą czakrę. Wtedy pojawiła się Shizune. Ja się do niej darłam „pomóż mi z nim, ślepa jesteś?!”, a ona upierała się, że tam nikogo nie ma.

W końcu udało jej się mnie jakoś uspokoić i przekonać, że tam nikogo nie ma. – Tsunade zakryła twarz dłońmi. – Potem już więcej nie miałam delirium, tak, tamto wydarzenie mną wstrząsnęło, ale nie na tyle, bym przestała pić.

Wiesz, że ja nigdy nie miałam seksu z własnej woli?… - szepnęła.

Orochimaru jedynie patrzył na nią ze smutkiem na te słowa.

- Wiesz… jak facet widzi pijaną kobietę, to… Wiele razy mi się to zdarzyło i nikt nigdy mi nie pomógł, z wyjątkiem Shizune, ale też nie zawsze była obok. To obrzydliwe, ale chciałabym, żeby chociaż zostali ukarani. Tak, jestem alkoholiczką, ale na zasłużyłam sobie na to… - powiedziała, a Orochimaru dostrzegł łzy na jej policzkach.

- Nie zasłużyłaś – potwierdził z powagą.

Nagle Tsunade uniosła wzrok i spojrzała na niego.

- Wiesz, kiedy najbardziej cię nienawidziłam?

Orochimaru zaskoczyło to pytanie, ale pokręcił głową.

- Kiedy… uratowałeś mi życie. Podczas ostatniej wojny. Kiedy Karin pozwoliła mi się ugryźć i poczułam, że wracają mi siły… Byłam na ciebie WŚCIEKŁA! Byłam przekonana, że ty wiesz, że ja nie chcę żyć i robisz mi to na złość.

Tak samo było wtedy, gdy uciekłam z wioski. Niemal liczyłam na to, że Anbu mnie zabije, ale nie… Chyba nie zasłużyłam sobie na śmierć, choć moi bliscy tak… - Tsunade przez jakiś czas milczała, a potem to Orochimaru się odezwał:

- Nie musisz mi wierzyć, ale ja wcale nie uratowałem ci życia na złość… Tak, wiedziałem, że straciłaś bliskich i że masz kłopoty z alkoholem, ale nie wiedziałem, że pragniesz śmierci. Wtedy… zmieniłem się dzięki Sasuke i chciałem zrobić coś dobrego.

Wiedziałem, że ty i inni kage jesteście niemal martwi i wiedziałem, że pokonanie Obito nie będzie proste, więc chciałem coś zrobić.

Tsunade przez chwilę patrzyła na niego a potem odparła:

- Wiesz… raczej powinnam ci podziękować, po prostu wtedy byłam wściekła i zawiedziona. Dziękuję. – Zmarszczyła brwi. – Co to znaczy, że zmieniłeś się dzięki Sasuke?

Orochimaru uśmiechnął się i odpowiedział:

- Po tym jak byłem uwięziony w ciele Kabuto miałem aż NAZBYT wiele czasu, by myśleć. Potem to Sasuke mnie uwolnił, choć wiem, że miał w tym swój cel. Pomógł mi zdobyć nowe ciało, bym odzyskał sprawność w rękach, a potem…

Zapytałem go, po której chce być stronie w tej wojnie, bo wciąż się wahał. I wtedy poczułem, że cokolwiek zrobi, stanę po jego stronie, choć wcześniej twierdziłem, że nie interesuje mnie żadna wojna.

Potem Tsunade często go odwiedzała, choć nadal twierdziła, że „wcale go nie lubi”. Długo rozmawiali, opowiadali o swojej przeszłości, pili herbatę, a Orochimaru nadal uwielbiał się z nią droczyć, a ona kilkukrotnie złamała stół w jego salonie, więc musiał wymienić go na nowy.

Z tego powodu Mitsuki niezbyt ją lubił, ale Orochimaru nadal chciał utrzymywać z nią kontakt, choć też nigdy nie przyznałby się przed nikim, że lubi jej towarzystwo.

- Cieszę się, że masz towarzystwo, rodzicu – mówił Mitsuki.

*

W dniu, w którym Mitsuki zamieszkał w Konosze stało się coś, co bardzo go przeraziło. Dostrzegł mężczyznę, który napadł na jednego z mieszkańców. Chciał pomóc, czuł, że to bardzo ważne i… zabił go. Chciał go tylko pokonać, obezwładnić, ale najwyraźniej nie zapanował nad sobą. Nad swoją mocą, nerwami.

Rodzic opowiadał mu o swoich licznych zbrodniach. Czy on stał się taki sam?… Tak, bardzo go kochał, ale jednocześnie wiedział, że on nie chce taki być. Najwyraźniej się przeliczył. Przerażony poszedł do Orochimaru.

- Musimy porozmawiać…

Orochimaru jak zwykle zajęty był jakimś eksperymentem.

- Tak, co się stało?

Mitsuki usiadł i szepnął, nie patrząc mu w oczy:

- Zabiłem człowieka…

Orochimaru ożywił się.

- Naprawdę? A mówiłeś, że nie chcesz być taki jak ja.

- Bo nie chcę! Ja… chciałem go obezwładnić, on był zły i… poniosło mnie. Co czułeś, gdy pierwszy raz zabiłeś, rodzicu? – zapytał Mitsuki.

Orochimaru odsunął się od stołu do eksperymentów i usiadł obok niego.

- Czułem się źle, nie podobało mi się to. To było podczas wojny, zostałem do tego zmuszony.

Mitsuki słuchał, zaskoczony. Więc nie chciał tego zrobić?

- Ja też czuję się źle…

Orochimaru szybko wstał.

- Gdzie idziesz? – zapytał Mitsuki.

- Muszę zatuszować to morderstwo, nie sądzisz? Inaczej wyrzucą nas z Konohy już pierwszego dnia. Opowiedz mi, gdzie jest ciało.

Mitsuki zadrżał ze strachu. CHCIAŁ tu zostać… Więc szybko zaczął opowiadać rodzicowi szczegóły tego okropnego wydarzenia.

*

Mitsuki tego samego dnia poznał Boruto, który był synem jednego z ważnych shinobi z Konohy. I zakochał się od pierwszego wejrzenia. Trafili do jednej drużyny i spędzali razem dużo czasu, co bardzo cieszyło Mitsukiego.

Pewnego dnia on i Orochimaru trenowali razem przed domem. Jego rodzic był dość gwałtowny i ostry, gdy chodziło o trening, ale Mitsuki nigdy nie narzekał. Kochał spędzać z nim czas, tak samo jak kochał wspólne treningi.

Tego dnia było tak samo. Orochimaru atakował go niemal brutalnie, zawsze po takich treningach na ciele Mitsukiego pozostawały zadrapania i siniaki. Nagle Orochimaru ścisnął mocno jednym ze swoich węży szyję Mitsukiego.

Mitsuki jęknął i próbował się wyswobodzić. Nie bał się ani chwili, wiedział, że rodzic nic mu nie zrobi. Wtedy usłyszał krzyk:

- NIE! Zostaw go.

W następnej chwili leżał na ziemi gdy rodzic go puścił. Patrzył zaciekawiony przed siebie, gdzie stał… Boruto.

- Co ty mu robisz?! – krzyczał dalej.

Mitsuki wstał szybko, otrzepał ubranie z kurzu i powiedział:

- Nic, trenujemy, Boruto!

Mitsuki szybko odciągnął go od rodzica, by mogli porozmawiać na osobności. Z daleka słyszał jeszcze śmiech Orochimaru.

- On nie może cię tak traktować! – dalej krzyczał Boruto.

- Jak…? – zapytał ogłupiały Mitsuki.

- To jest… znęcanie się nad dzieckiem!

Mitsuki nic z tego nie rozumiał.

- To jest… zwykły trening – odparł.

- Mój ojciec tak mnie nie traktuje podczas treningu!

- Ale może każdy rodzic zachowuje się inaczej. Nic mi nie jest, naprawdę.

Boruto wskazał na siną pręgę na jego szyi. Mitsuki westchnął.

- Niedługo to zniknie.

Mitsuki właściwie był szczęśliwy, że Boruto tak się o niego martwi. Może on też go kocha…? Po prostu nie chciał, by Boruto myślał, że Orochimaru chce go skrzywdzić, bo tak nie było. W końcu udało mu się przekonać Boruto, że tu nie dzieje się nic złego i potem razem spędzili miło czas na zabawie.

*

Pewnego dnia Boruto przyszedł do domu Mitsukiego, bo mieli potem pójść razem na misję. Boruto musiał chwilę poczekać na niego, więc rozpoczął rozmowę z Orochimaru. Po chwili Mitsuki wszedł do pokoju i usłyszał jak Boruto mówi:

- Jesteś kobietą czy mężczyzną?

Orochimaru roześmiał się. Mitsuki nie raz zastanawiał się, czy bardziej kocha swojego rodzica czy Boruto i nigdy nie umiał odpowiedzieć sobie na to pytanie. I z jakiegoś powodu nie dawało mu to spokoju.

MUSI wiedzieć, prawda? Aż tu nagle odkrył odpowiedź! Gdy usłyszał jak Boruto zadaje jego rodzicowi tak niedyskretne… niestosowne pytanie, poczuł złość. Szybko stanął obok nich i krzyknął:

- Nie zadawaj takich pytań, Boruto!

- Przepraszam – odpowiedział szybko.

Jednak Orochimaru nic sobie z tego nie robił.

- Och, daj mu spokój. Jest tylko ciekawy. Czasem miałem ciało kobiet, czasem mężczyzn. A mój umysł nie ma obecnie żadnej płci.

Boruto przez chwilę patrzył na niego z otwartymi ustami.

- A twoje ciało jakiej jest teraz płci? – wypalił Boruto.

- Boruto! – znów krzyknął Mitsuki.

Orochimaru chodził ostatnio w luźnych, szerokich kimonach, wyglądało to tak, jakby chciał swoim wyglądem dziwić innych, więc to pytanie nie było tak głupie.

- Obecnie mam ciało kobiety – odparł z uśmiechem niezrażony Orochimaru.

- To wszystko jest dziwne… - szepnął Boruto.

- Przestań… - burknął Mitsuki, coraz bardziej na niego zły.

Złapał Boruto za rękę i pociągnął za sobą przed dom, by ten nie zadawał więcej dziwnych pytań. Boruto nadal był dla niego jedną z najważniejszych osób w życiu, ale Mitsuki cieszył się, że teraz już wie, że jego miłość do rodzica była ważniejsza. Czuł, że tak powinno być.

Już w ciszy poszli razem na misję.

*

Sakura od jakiegoś czasu łapała się na tym, że w mniejszym stopniu postrzega Orochimaru jako tego potwora, którym był, gdy się poznali, a bardziej jako ciekawą, inteligentną osobę. A co za tym idzie, zaczęła też z mniejszą podejrzliwością patrzeć na Mitsukiego jako jego syna.

Któregoś dnia spotkała Mitsukiego na ulicy, zamienili kilka słów a ona uznała, że wzrusza ją ten uroczy dzieciak a jednocześnie poczuła czysto naukową ciekawość. Sztuczny człowiek… Czy Orochimaru był jedyną osobą, która tego dokonała? Jako lekarka, Sakura poczuła, że trochę lepiej rozumie zafascynowanie Orochimaru nauką.

Wtedy zapytała, czy Mitsuki nie chciałby wstąpić do niej do domu na herbatę. Mitsuki chętnie się zgodził. Usiedli w salonie i jakiś czas rozmawiali o tym, jak Mitsukiemu żyje się w Konosze. Potem Sakura zapytała:

- Jak opisałbyś swoje życie jako sztuczny człowiek?

Mitsuki skrzywił się i powiedział:

- To bardzo dziwne, wie pani… To trochę tak jakby były we mnie dwie osoby: ja, czyli mały chłopiec. Lubię się bawić, spędzać czas z innymi dziećmi, trenować, wygłupiać się. I dorosła osoba, bo mam w sobie geny mojego rodzica.

Chwilami mam wrażenie, że ta część mnie przejmuje dowodzenie. Czasem mam dziwne, dojrzałe myśli i nie bardzo wiem, co mam z nimi zrobić. Gdy próbuję o tym rozmawiać z Boruto lub innymi osobami w moim wieku, oni nie rozumieją.

Czasem jest mi bardzo smutno, bo czuję, że nie jestem ani dorosły ani nie jestem w pełni dzieckiem. Ale nie mam pretensji do mojego rodzica, cieszę się, że mnie stworzył, że mogę żyć.

Mitsuki zamilkł a Sakura przez chwilę miała otwarte usta. Nie spodziewała się aż tyle informacji w jednej wypowiedzi. Poczuła dreszcze, wyglądało na to, że to dziecko ma dość trudne życie. Znów zadała sobie pytanie, czy decyzja Orochimaru była etyczna.

A może Mitsuki dorośnie i wtedy nie będzie już miał tego typu kłopotliwych myśli? Nie miała pojęcia.

- Jeśli czujesz się zbyt… dorośle w danej chwili, możesz przyjść do mnie. Wydajesz się być bardzo mądry, chętnie z tobą porozmawiam, Mitsuki. – Sakura uśmiechnęła się do niego. – Masz ochotę na ciasteczka?

Mitsuki pokręcił głową.

- Ja nigdy nie jem, nie czuję głodu jak zwykli ludzie.

Sakura przez chwilę próbowała przetrawić tę informację, a potem skinęła głową.

Potem regularnie zapraszała go do siebie lub to on przychodził do niej, gdy miał gorszy nastrój.

*

Pewnego dnia Sakura miała w przychodni dyżur jako ginekolog. Karin miała dziś wolne. Sakura siedziała znudzona, bo w tej chwili nie miała żadnych klientek. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Sakura odłożyła magazyn, który przeglądała i powiedział głośno:

- Proszę!

Drzwi otworzyły się i stanął w nich… Orochimaru.

- Witam, ale teraz przyjmuję jako ginekolog a…

Wtedy Orochimaru zaśmiał się i wszedł jej w słowo:

- A to się świetnie składa, bo ja właśnie w tej sprawie!

Przez chwilę Sakura jedynie wytrzeszczała na niego oczy, ale potem powiedziała:

- Ale…

Orochimaru westchnął teatralnie i usiadł na krześle dla pacjentów.

- Czyżbyś nie wiedziała, że mam teraz ciało kobiety?

Sakura w jednej chwili poczerwieniała. Wiedziała, że to głupie. Miała już w życiu wiele pacjentek i nigdy nie czuła zawstydzenia, gdy oglądała ich nagie ciała. Wiedziała, że to jest ciało tamtej kobiety, a nie Orochimaru, ale…

Przez jedną chwilę chciała postąpić bardzo dziecinnie i powiedzieć „Karin przyjmuje jutro!”, ale jednak tego nie zrobiła. Tak, Karin znała go od lat, więc w pewnym sensie byłoby to właściwsze, ale… pamiętała jak raz Karin powiedziała, że „Orochimaru zawsze był dla niej jak ojciec”.

Nie, nie zrobi jej tego.

- Tak, ale… Mówisz serio? – zapytała w końcu.

Orochimaru wyglądał przez chwilę jakby walczył sam ze sobą a potem zaśmiał się głośno.

- Tak, CHCIAŁEM zadrwić z ciebie i Karin. – Rozejrzał się po sali. – Nie ma jej? Chciałem zobaczyć wasze miny, ale… - Spoważniał nagle. – Naprawdę potrzebuję badania. Wiesz… z powodu używania nie swoich ciał, one szybko się niszczą.

I przekonałem się ostatnio… dość boleśnie na samym sobie, że moje ciało potrzebuje częstszych wizyt u ginekologa niż jest to w przypadku innych kobiet. Oczywiście nadal mógłbym iść w tej sprawie do Wioski Dźwięku, ale te podróże zajmą trochę czasu.

Sakura odetchnęła, by się uspokoić.

- Tak, wiem, że ciała szybko się zużywają. A Karin ma dziś wolne. Oczywiście, że nie musisz w tym celu jechać dwa kraje dalej. Zapraszam na fotel.

Orochimaru usiadł na fotelu ginekologicznym bez zbędnej drwiny. Sakura badała go przez jakiś czas a potem powiedziała:

- Nie widzę żadnych nieprawidłowości. Coś jeszcze?

- Tak, chciałbym tabletki antykoncepcyjne.

Sakura chyba nadal nie umiała się uspokoić po jego nagłej wizycie, bo zamiast odpowiedzieć spokojnie „oczywiście”, palnęła:

- Masz kogoś, Orochimaru?

Orochimaru zaśmiał się a ona zaklęła w myślach.

- Nie! Przepraszam, nie mam prawa pytać!

- Och, nie chwalił ci się?

Sakura zmarszczyła brwi. Więc znała tego kogoś… Przepisała mu tabletki i właśnie miała się z nim pożegnać, gdy ktoś zapukał do drzwi. Sakura zaklęła. Wiedziała jak inni w wiosce reagują na Orochimaru. Co miała zrobić?…

Sakura powiedziała „proszę” i weszła jedna z jej stałych klientek.

- Och, nie wiedziałam, że ktoś jest w pani gabinecie…

Wtedy Orochimaru uśmiechnął się do niej morderczo a kobieta krzyknęła rozdzierająco i uciekła z gabinetu. Już na korytarzu dodała „Więcej tu nie wrócę!”. Sakura przesunęła dłonią po twarzy, ale nic nie powiedziała. Cóż, to TYM RAZEM nie była wina Orochimaru, w końcu on też ma prawo do opieki zdrowotnej.

Orochimaru uśmiechnął się do niej dziwnie zadowolony i ruszył do drzwi.

- Dziękuję, Sakuro – powiedział i na jego twarzy naprawdę widać było wdzięczność.

Następnego dnia Karin wróciła do pracy i od progu powiedziała do Sakury:

- Każdy w szpitalu mówi, że Orochimaru był tu wczoraj, to prawda?!

Sakura skinęła głową, uśmiechając się.

- I nie zrzuciłaś tego na mnie…? – zapytała niepewnie Karin.

Sakura wzruszyła ramionami.

- Jak widzisz…

- Dzięki… - szepnęła.

*

Karin czuła się podle odkąd Kakashi zabrał ją do Konohy. Najpierw to okropne przesłuchanie a potem… Pamiętała jak była zaskoczona, gdy przyszła do niej Tsunade w towarzystwie… Sakury.

- Sakura powiedziała, że jesteś bardzo dobrym medycznym ninja, Karin.

Karin otworzyła usta. Naprawdę? Niby jaki Sakura miałaby w tym cel?

- No tak… - odparła ostrożnie.

Wtedy Tsunade uśmiechnęła się do niej i powiedziała:

- Mam dla ciebie propozycję. Z tego, co wiem nie masz gdzie pójść?

Karin skrzywiła się nieznacznie. Nie, nie miała… nie miała już prawdziwego domu.

- To prawda.

Tsunade rozłożyła szeroko ręce.

- Więc może zamieszkasz w Konosze? Przyjmę cię do kliniki jako medycznego ninja.

Karin przez chwilę nie rozumiała, co powiedziała Tsunade.

- N-naprawdę? – szepnęła.

Ale Tsunade kontynuowała:

- Według Sakury… twój spróbuj leczenia jest inny niż nasz. Sądzę, że musisz poznać także wiedzę teoretyczną. – Uśmiechnęła się ironicznie. – Sakura ma to już za sobą i zgodziła się nauczyć i ciebie.

- Ale ja nie wiem, czy mogę tu mieszkać… - szepnęła. Zawsze była taka głośna i pewna siebie a teraz czuła się jak mała dziewczynka.

- Możesz. Zapytałam o to hokage. Załatwimy ci coś. Oczywiście nie musisz decydować teraz. I jeszcze jedno. – Tsunade spojrzała na nią intensywnie. – Wiem, w jaki sposób leczyłaś i wiedz, że NIKT tutaj nie będzie zmuszał cię do takich poświęceń.

Karin skinęła głową i wyszła z gabinetu na trzęsących się nogach. Po chwili dogoniła ją Sakura i uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. Karin skrzywiła się.

- Co ty z tego masz, powiedz? – burknęła. – Jesteśmy rywalkami i…

Sakura westchnęła:

- Nie, nie jesteśmy. Dobrze wiesz, że Sasuke nie chce żadnej z nas, więc… Mam nadzieję, że będę miała obok siebie kobietę w moim wieku, bo Tsunade jest czasem… nie do zniesienia. – Mrugnęła do niej i nim Karin zdążyła zareagować, odeszła szybkim krokiem.

Karin przez kilka dni biła się z myślami, mieszkając tymczasowo w hotelu w Konosze. NIE CHCE tu być, ludzie tu są zbyt dobrzy, a ona tu nie pasuje, ale… Właśnie dlatego tak ją ciągnie do Konohy. W końcu zgodziła się. Władze wioski załatwiły dla niej dom, a ona zaczęła okropnie wyczerpujący kurs leczenia.

Chwilami czuła się jak idiotka, zerkając na Sakurę. Ona nie była tak mądra, nie da rady… Ale dała i potem została medycznym ninja. Tsunade dotrzymała słowa i nie zmuszała jej, by pacjenci ją gryźli, ale ona czasem, gdy komuś zagrażało życie, godziła się na to.

Ale i tak nic nie łączyło jej z Sakurą. Karin czuła się zła, po tym, co robiła w przeszłości i głupia w porównaniu z potężnym umysłem Sakury, więc przez kolejnne lata nic je nie łączyło po pracy.

Sakura także nie odzywała się do niej, ponieważ wciąż nie umiała poradzić sobie ze stratą Sasuke, choć Karin nie miała o tym pojęcia. Karin tak naprawdę wiodła nudne życie, ale może to dobrze, zważywszy na jej przeszłość?

Nie spotykała się z nikim, nie miała przyjaciół, ale mimo wszystko lubiła swoją pracę.

*

Suigetsu jechał pociągiem do Konohy. Od dwunastu lat mieszkał samotnie w Wiosce Mgły. Nie miał kontaktu z Orochimaru, Sasuke czy Karin, choć wiedział mniej więcej, co u nich. Tak naprawdę sam nie był pewien, co czuje do nich wszystkich.

Sasuke… chyba go lubił, choć nigdy nie byli ze sobą zbyt blisko. Tak, wykorzystał go do swoich celów, tak samo jak resztę Taki, ale Suigetsu nie chciał już o tym myśleć.

Orochimaru… to on go porwał i eksperymentował na nim, jednak Suigetsu z jakiegoś powodu nie miał mu tego za złe. Pamiętał jak chował się właśnie za Orochimaru, gdy przed nim zostali wskrzeszeni byli hokage.

A Karin… Choć Suigetsu czuł obrzydzenie, nawet gdy przyznawał to sam przed sobą, ale taka była prawda: bał się Karin. Najwyraźniej jego umysł miał gdzieś, że to Orochimaru zlecił Karin eksperymenty, bo skupił się tylko na niej.

Suigetsu nie mógł zapomnieć tych miesięcy bólu i twarzy Karin nad nim. Nie… Mocno zacisnął pięść na kolanie i zagapił się na szybko poruszające się widoki za oknem pociągu. Z jakiegoś powodu po tylu latach braku kontaktu poczuł nagle, że chce spotkać się z nimi.

Może uda mu się unikać Karin? Pociąg dojechał a on ruszył w stronę domu Orochimaru. Adres zdobył od jednego z mieszkańców.

Sasuke przez wiele miesięcy walczył ze swoją awersją do kobiecego ciała Orochimaru. Próbował oswoić się z nim kawałek po kawałku. I choć szło mu źle, w końcu dał radę, bo za bardzo tęsknił za seksem z Orochimaru, by sobie to darować.

Sasuke miał duże kompleksy jeśli chodzi o brak ręki i Orochimaru doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Sasuke miał problemy z wykonywaniem codziennych czynności bez jednej ręki, ale starał się za wszelką cenę ukrywać to przed Naruto.

Z jakiegoś powodu było to dla niego odrobinę prostsze w przypadku Orochimaru. 

- To pewnie dlatego, że opinia Naruto jest dla ciebie ważna a ja jestem ci obojętny - powiedział któregoś razu Orochimaru, uśmiechając się złośliwie.

Zawsze po seksie Orochimaru szedł do toalety i siedział tam dość długo, a Sasuke cieszył się z tego powodu. Miał wtedy czas, żeby ubierać się nieporadnie i długo.

Ale wtedy okazało się, że to nie był przypadek. Któregoś dnia Orochimaru powiedział do niego ironicznie:

- A może w końcu pozwolisz, bym pomógł ci się ubrać? Wtedy nie musiałbym tak długo przesiadywać w łazience.

Sasuke zamarł. Więc on to wszystko ukartował?!

- A co, może jeszcze wygadasz Naruto, co?!

Od jakiegoś czasu czuł, że Orochimaru nie traktuje go już z taką obojętnością, jak wcześniej. Z jednej strony to było miłe, a z drugiej… ciążyło mu. Orochimaru kilka razy dzielił się z Naruto swoimi obawami dotyczącymi Sasuke, głównie jego psychiki.

- Tak – odparł spokojnie Orochimaru. – Właściwie już to zrobiłem.

- Nie, nie będziesz mi pomagał. Mam swój honor – wysyczał Sasuke.

Orochimaru prychnął.

- Nie to nie.

Brak ręki przeszkadzał Sasuke w każdej dziedzinie życia i nienawidził tego coraz bardziej. Pewnego razu podczas seksu stracił równowagę i wywrócił się na łóżko. Orochimaru nic sobie z tego nie zrobił, nawet z niego nie drwił, ale Sasuke poczuł tak wielkie upokorzenie, że zwyczajnie uciekł do domu.

Któregoś dnia byli razem w łóżku w domu Orochimaru, gdy nagle usłyszeli pukanie do drzwi.

- To Suigetsu – powiedzieli jednocześnie.

Sasuke westchnął.

- Nigdy nie sądziłem, że przez moją ślepotę będę miał pewnego dnia tak samo wyostrzony słuch jak ty… – burknął Sasuke.

Obaj słyszeli wyraźnie, jak Suigetsu mruczy „To jest, czy go nie ma? Ile mam czekać?”. Sasuke mocno zacisnął zęby. Wiedział, że nie ma czasu, by ubierać się sam przez wiele minut. Ze złością szepnął, nie patrząc na Orochimaru:

- Pomożesz mi się ubrać? Ten jeden raz.

Orochimaru uśmiechnął się ironicznie.

- Ok, chodź tu do mnie.

Chwilę potem, obaj ubrani, otworzyli Suigetsu.

- No, w końcu! – burknął a potem zerknął na nich. – Chyba byliście zajęci ciekawszymi rzeczami, skoro mi nie otworzyliście!

Sasuke skrzywił się.

- Co masz na myśli? – zapytał cicho.

Suigetsu uśmiechnął się ironicznie.

- Jak to co? Cała wioska tylko o tym gada!

Sasuke zacisnął zęby. Kilka dni temu tak bardzo pragnął Orochimaru, że zaczął go całować nie zamykając drzwi do domu.

Orochimaru uśmiechnął się wtedy ironicznie i powiedział między pocałunkami:

- Wiesz… mnie to jest obojętne, ale jeśli nie zamkniesz drzwi, to cała wioska się o nas dowie!

I dowiedziała się. Jeden z mieszkańców podszedł do niego na ulicy i zapytał z obrzydzeniem wypisanym na twarzy:

- Ty naprawdę jesteś… z tym…?

Sasuke zacisnął zęby i nic mu nie odpowiedział. Szybko poszedł do gabinetu hokage i powiedział do Naruto:

- Przepraszam… nie chciałem, ale ludzie w wiosce już wiedzą o mnie i Orochimaru.

Naruto uśmiechnął się lekko i odparł:

- Och, no i co z tego? Nigdy nie kazałem się wam ukrywać. Dziś już kilka osób „miło” mi doniosło, że mnie zdradzasz, ale… nie przejmuję się tym. Ty też nie powinieneś.

Potem pocałował go i dodał:

- A teraz wybacz, ale mam jeszcze dużo pracy.

Sasuke uśmiechnął się złośliwie i zapytał:

- A co cię tu sprowadza?

Suigetsu uśmiechnął się do niego.

- Ach, sam nie wiem! Postanowiłem was odwiedzić, dowiedzieć się, co u was.

- A Karin też? – zapytał ironicznie Orochimaru.

Suigetsu skrzywił się i nic nie odpowiedział.

Potem jakiś czas rozmawiali. Sasuke sam nie wykonałby pierwszego kroku, ale właściwie cieszył się, że mógł spotkać się ze swoim dawnym kolegą z drużyny.

Suigetsu jakiś czas później wyszedł z domu Orochimaru. Nie planował zostać tu długo, może kilka dni? Rozmowa z nimi była przyjemna. Szedł ulicą w stronę hotelu i uśmiechał się do siebie. Wtedy usłyszał głos:

- Suigetsu! Dawno cię nie widziałam.

Odwrócił się tak gwałtownie, że aż coś zabolało go w plecach. Przed nim stała Karin, a on starał się nie panikować.

Spokojnie, jesteś na środku ulicy, ona nic ci tu nie zrobi… mówił do siebie.

Ale Karin nagle posmutniała i powiedziała do niego poważnie:

- Suigetsu… właściwie to ja chciałam cię przeprosić za… tamte eksperymenty.

Usiedli na ławce niedaleko, by móc porozmawiać, choć Suigetsu marzył jedynie o tym, by uciec jak najdalej.

- Więc czemu to robiłaś? – zapytał gorzko.

Karin westchnęła ciężko.

- Bo… byłam całkiem sama na świecie, a Orochimaru uratował mnie przed śmiercią. Chciałam zrobić dla niego wszystko, żeby udowodnić mu, że warto było mnie ratować.

Suigetsu prychnął.

- Och, moja ty biedna! Myślisz, że nie widziałem jaką miałaś zadowoloną minę, gdy mnie torturowałaś?! – krzyknął, a kilka osób odwróciło się w ich stronę.

Karin spuściła głowę.

- Tak, przyznaję… z czasem to polubiłam, choć na początku jedynie się bałam. Wciąż mnie to męczy, to dowód na to, że jestem złym człowiekiem.

Suigetsu przez chwilę przyglądał się jej zdziwiony. Czyżby ona naprawdę zrozumiała?…

- Dobra, nieważne, mam to gdzieś, cześć! – burknął i wstał z ławki, by odejść. A ona wtedy krzyknęła:

- Nie! Poczekaj, chcę jeszcze coś powiedzieć.

Złapała go za rękę a on w jednej chwili przestał nad sobą panować. Jego samego przestraszyła tak gwałtowna reakcja. Padł na ziemię i zaczął krzyczeć:

- Nie! Boję się, nie zbliżaj się.

Ludzie szybko się zbiegli, a Karin już nie próbowała go dotykać. Wił się po podłodze, choć bardzo chciał się uspokoić i uciec stąd. W końcu jakiś obcy mężczyzna pomógł mu wstać.

- Proszę pana! Zabiorę pana stąd. – powiedział.

Suigetsu rozejrzał się wokół nieprzytomnie. Spojrzał na przerażoną Karin, w jednej chwili poczuł jak policzki czerwienieją mu ze wstydu.

- Nie… ja… idę stąd – wybełkotał i pobiegł przed siebie, roztrącając tłum.

Ze złością biegł w stronę głównej bramy Konohy. Gdy trochę się uspokoił wrócił do hotelu i zabrał swoje rzeczy. Ale nie będzie jechał pociągiem. Nie, musi się uspokoić. Jak za dawnych, dobrych czasów, gdy pociągi jeszcze nie istniały.

Biegł i biegł, czując jak po drodze jego lęki mijają. Trudno, nie będzie już kontaktował się z Sasuke i Orochimaru. Jeśli chcą z nim pogadać, niech sami przyjadą do niego! Gdy nie miał już sił biec, usiadł pod drzewem i zacisnął powieki.

Wstydził się swojego ataku paniki. Czy to kiedyś minie…?


KONIEC

(12 str.)

28.7.24, 14:26