niedziela, 23 stycznia 2022

Nakazy i zakazy

 Narcyza odkąd pamiętała nigdy nie mogła robić tego, co chciała. Pamiętała ten jeden jedyny raz, gdy sprzeciwiła się rodzicom…

Była nastolatką, gdy pewnego dnia odkryła na strychu jakąś starą, mugolską powieść romantyczną. Z ciekawości, bo nigdy w ich domu nie było niczego mugolskiego, zabrała ją po kryjomu do swojego pokoju.

Planowała ją jedynie przejrzeć i odnieść na strych, by nikt jej nie przyłapał, ale gdy zaczęła czytać poczuła, że nie może się oderwać.

Była to zwykła, niezbyt ambitna powiastka o biednej, skromnej dziewczynie, która poznaje bogatego, wspaniałego mężczyznę, zakochują się w sobie i ją zabiera ją do swojego wspaniałego świata i żyją długo i szczęśliwie.

Wcześniej Narcyza nigdy nie myślała o żadnych romantycznych sprawach, zresztą było to zakazane w tym domu, jednak pod wpływem tej książki zaczęła. Wyobrażała sobie cudownego mężczyznę, który uratuje ją z tego koszmarnego domu i pokaże prawdziwą miłość.

Zawsze, gdy wychodziła chowała książkę pod poduszką a gdy ją czytała, wciąż i wciąż od nowa, wyobrażając sobie siebie jako główną bohaterkę, nasłuchiwała nerwowo, czy nikt nie przechodzi obok jej pokoju.

Ale pewnego dnia zbyt skupiła się na czytaniu, by w porę zareagować. Nagle do jej pokoju wpadła Bellatriks i spojrzała na nią:

- Co czytasz?

Narcyza zamarła, nie mogąc się ruszyć, a Bellatriks skoczyła w jej stronę i wyrwała jej książkę z ręki.

- „I wtedy objął ją mocno i pocałował…” - przeczytała i skrzywiła się, zerkając na nią – Co ty za gówna czytasz, co?

- Nie, ja tylko…

Ale Bellatriks roześmiała się głośno i powiedziała:

- Zaraz powiem rodzicom!

- Nie, nie, nie, błagam!

Jednak siostra biegła już korytarzem, a ona była w stanie jedynie siedzieć na łóżku z dłońmi zaciśniętymi na pościeli i czekać na nieuniknione.

Po jakiejś chwili Bellatriks wróciła wraz z matką. Matka miała minę jeszcze poważniejszą niż zwykle i spojrzała na Narcyzę.

- Możesz mi wyjaśnić, co mówi twoja siostra?

- Nie, nic, nic…

Matka podstawiła jej książkę pod sam nos.

Bellatriks się roześmiała.

- Wyjdź, Bellatriks – rozkazała matka.

Ta skrzywiła się, ale wykonała polecenie.

Gdy zostały już same, matka spojrzała na nią ostro.

- Natychmiast odpowiedź mi, skąd ty to masz.

- Ja tylko… - zaczęła, ale nagle coś przyszło jej do głowy – A skąd to się znalazło u nas w domu, przecież to jest…

- To nie twoja sprawa! - przerwała jej matka, a oczy płonęły jej gniewem – jeszcze bardziej pochyliła się nad Narcyzą i powiedziała:

- Zapamiętaj to sobie raz a dobrze. Obowiązkiem dobrej kobiety jest służyć swojemu ojcu, a potem mężowi. Właściwemu mężowi – dodała z naciskiem – koniec tych twoich dziecięcych bzdur. Przyjmij do wiadomości, że już niedługo będziesz pełnoletnia i wtedy ja i twój ojciec znajdziemy ci ODPOWIEDNIEGO męża, a nie jakiegoś mugolskiego kretyna jak w tej książczynie.

Poczuła, że świat wali się jej na głowę.

- Ale, matko, ja… - zaczęła płaczliwie.

Matka nagle zamachnęła się gwałtownie i uderzyła ją z całej siły w twarz.

- Wybiję ci te bzdury z głowy, choćbym musiała robić to dosłownie.

Narcyza złapała się za bolący policzek i poczuła łzy pod powiekami, jednak całą swoją wolą zmusiła się do spokoju. Skłoniła głowę i powiedziała cicho:

- Oczywiście, matko.

Ta skinęła głową i wyszła z pokoju, zostawiając ją samą z okropnymi myślami i lękiem.

Zacisnęła mocno powieki, a z oczy poleciały jej łzy, teraz gdy była sama w pokoju mogła już sobie na to pozwolić. Ona nie chce. Jak będzie wyglądał jej przyszły mąż? Czy zamiast ją całować i mówić, że jest piękna będzie tak samo oschły jak jej ojciec dla matki?

*

Narcyza była całkiem sama. Jej matka i ojciec zawsze byli zimni, odlegli, nie okazywali jej uczuć. Nigdy nie umiała dogadać się z Bellatriks, osobą tak różną od niej, pełną dumy, ambicji i... szaleństwa. Była jeszcze druga siostra, Andromeda. Z nią Narcyza dogadywała się całkiem nieźle, ale ta potem - ku oburzeniu całej jej rodziny - uciekła ze swoim mężem, mugolem i Narcyza znów została całkiem sama.

Potem Bellatriks wyszła za mąż za Rudolfa, jednak o wiele więcej uwagi zwracała na Czarnego Pana niż na niego.

Któregoś dnia zebrała się na odwagę i poprosiła siostrę na rozmowę w cztery oczy, gdy ta znów przyszła do domu rodzinnego w odwiedziny.

- No, czego chcesz? - zapytała zaczepnie z tym wyniosłym spojrzeniem, którego Narcyza tak nienawidziła.

Ale obiecała sobie, że powie jej to, co planowała, więc nie skomentowała tego.

- Ja… chcę z tobą porozmawiać o… o twoim mężu. Czy on… yyy… nie czuje się dziwnie, gdy mówisz w taki sposób o Czarnym Panu? - powiedziała, wstrzymując oddech.

Bellatriks przez chwilę patrzyła na nią w milczeniu, a potem wybuchnęła głośnym śmiechem.

- Daj spokój, przecież on wcale nie narzeka, on rozumie, w końcu też jest śmierciożercą. A poza tym… - niedbale wzruszyła ramionami – Co on mnie w ogóle obchodzi, Czarny Pan jest wspanialszy!

Narcyza poczuła się dziwnie, słysząc takie wyznanie.

- Znaczy.. - czuła się zagubiona – Ty nic nie czujesz do Rudolfa?

Bellatriks prychnęła.

- Co on mnie niby obchodzi, to tylko ślub aranżowany!

I wyszła.

*

Gdy po raz pierwszy zobaczyła Lucjusza Malfoya wstrzymała oddech. Tak, był bardzo przystojny, miał piękne, długie, niemal białe włosy związane w kucyk i ładne szare oczy, ale było coś w tych oczach, w uśmiechu i całej postawie, co sprawiło, że poczuła trudny do wyjaśnienia lęk.

Lucjusz podszedł do jej rodziców, ukłonił się, pocałował jej matkę w rękę, a potem ją, mówiąc:

- Jest pani bardzo piękna. Dziękuję państwu za zaproszenie.

Potem usiedli razem przy stole, a Narcyza nie była w stanie jeść, przełknęła jedynie kilka kęsów.

Cały obiad była tak przejęta i zdenerwowana, że niemal nic z niego nie zapamiętała. Potem Lucjusz wrócił do siebie, a jej matka, ku jej zaskoczeniu, powiedziała jej:

- Dobrze sobie poradziłaś.

Narcyza aż zaniemówiła, bo matka nigdy wcześniej jej nie pochwaliła, ale zaraz szybko doszła do siebie i podziękowała, bo wiedziała, że miałaby kłopoty, gdyby tego nie zrobiła.

Już kilka tygodni później jej rodzice załatwili wszystko i zorganizowali wystawny ślub, na którym była cała jej rodzina, choć większości z nich nigdy wcześniej nie spotkała. Rodzice musieli na ten ślub wydać majątek, bo jedzenia było bardzo wiele, wszystko było pięknie przystrojone, a tym razem nie tylko skrzaty pomagały przy ślubie, ale byli też prawdziwy kelnerzy i kucharze.

Narcyza poznała również rodziców Lucjusza i gdyby nie wygląd, nie widziałaby żadnej różnicy między nimi a własnymi rodzicami, tak podobne były ich gesty, mimika, stroje czy sposób mówienia.

Może właśnie na tym polega bycie dobrze urodzonym czarodziejem, że nie powinno się odstawać od pozostałych dobrze urodzonych czarodziejów? pomyślała.

Jej siostra upiła się na ślubie i głośno się śmiała, tańczyła tak niegrzecznie, że Narcyza z trudem łapała oddech i klęła głośno a gdy jej mąż próbował ją uspokoić, ryknęła na całą salę balową:

- Odpieprz się, stary zgredzie!

Jej rodzice wyraźnie nie byli z tego zadowoleni, ale robili dobrą minę do złej gry i Narcyza pomyślała, że gdyby to ona, a nie ich ulubiona córka, tak postąpiła, mogłaby już pakować manatki.

Ślub skończył się, a oni teleportowali się w miejsce, które Lucjusz wybrał na ich podróż poślubną. W Paryżu byli całe dwa tygodnie i według Narcyzy było naprawdę cudownie.

Lucjusz był dla niej miły i szarmancki, a ona po raz pierwszy zaczęła myśleć, że może jej małżeństwo będzie w jakimś stopniu takie jak w tamtej książce.

Ich noc poślubna też była cudowna. Narcyzie bardzo się podobało, choć wciąż miała w głowie słowa matki: „Kobieta ma dawać przyjemność mężczyźnie, a sama jej nie odczuwać, bo to nie przystoi damie”. Potem zasnęła, uśmiechając się do siebie.

Dwa tygodnie minęły im bardzo szybko, spędzali wspólnie czas, rozmawiali i zwiedzali. A po powrocie do kraju Narcyza zamieszkała w domu Lucjusza.

Jakiś czas później Lucjusz przysunął się do niej, gdy byli w łóżku, powiedziała do niego po raz pierwszy, że dziś nie ma na to ochoty, bo jest zmęczona. I wtedy spojrzał na nią z nienawiścią w oczach i syknął:

- Jesteś moją żoną, to twój obowiązek.

I przycisnął ją do łóżka. Była tak przerażona, że nie mogła się ruszyć, zresztą jakaś część jej czuła się winna. Czy ma prawo mu odmawiać? Matka przecież ją uczuła inaczej. Przycisnęła dłoń do ust, by nie szlochać głośno i czekała aż skończy. Potem bez słowa położył się obok niej i zasnął a ona długo płakała w poduszkę.

Rano pomyślała, że ją przeprosi, wyjaśni to, ale on bez słowa poszedł do pracy, a po powrocie zachowywał się tak, jakby nic się nie stało.

Od tego czasu coś się w niej zmieniło. Nie była już w stanie odczuwać przyjemności, gdy z nim była, bo wciąż pamiętała tamtą noc i jego pełną wściekłości twarz. Potem już mu nie odmawiała.

Jakiś czas później urodzin się Draco i Narcyza pierwszy raz od dawna poczuła prawdziwą radość. Obiecała sobie, że nie będzie taka jak jej rodzice i będzie okazywać czułość synowi.

Draco dorastał i pewnego dnia powiedziała do męża:

- Proszę, nie dziś, nie chcę, by Draco usłyszał…

Wtedy on uderzył ją z całej siły w twarz i wziął ją siłą, sycząc jej do ucha:

- Nigdy więcej nie próbuj mi się sprzeciwiać, bo pożałujesz.

Narcyza przepłakała kolejną noc. Lucjusz nigdy nie był idealny, ale czemu teraz stał się jeszcze gorszy? Czuła się całkiem sama na świecie i obiecała sobie, że zrobi wszystko, by jej syn mógł żyć tak jak chce.

Draco poszedł do szkoły, a oni zostali sami w domu. Narcyza bała się tego, co teraz nastąpi i bardzo tęskniła za synem, jednak jej mąż przestał od niej wymagać „obowiązku małżeńskiego”, a Narcyza nie wiedziała, co o tym myśleć.

Z jednej strony to dobrze, że nie musi już przechodzić przez ten koszmar, a z drugiej… Co sprawiło, że Lucjusz podjął taką decyzję? Nie łudziła się, że kiedykolwiek ją kochał, ale czemu przestał jej pożądać? Ma kogoś?

Zamyśliła się. A czy ona kiedykolwiek kochała jego? Może trochę na początku, ale potem… musiała przyznać przed samą sobą, że jedyne, co ich łączyło, to ich syn.

Czasem myślała jakby to było, gdyby jej mężem został ktoś, kto nie jest śmierciożercą i jak wtedy wyglądałoby życie jej i jej syna.

W końcu Draco został zmuszony do zostania śmierciożercą a ona poczuła jak strasznie go zawiodła...

Chyba coś się w niej skończyło… Jej dziecinna naiwność i dobroć po tym wszystkim, co przeżyła w domu rodzinnym i potem z Lucjuszem. Teraz była dojrzałą, zgorzkniałą kobietą, która zagubiła gdzieś swoją nieśmiałość i dobre serce. Więc po co były te lata starania, to głupie upieranie się, że jest w stanie żyć inaczej niż jej matka?


KONIEC

(5 str.)