sobota, 24 sierpnia 2024

Kolejne lata

Mitsuki bardzo chciał, żeby Boruto miał coś z nim związanego. Tak, ostatnio podarował mu grę na konsolę, ale to nie było to… Myślał o tym kilka dni aż wpadł na pomysł. Radośnie poszedł do domu Boruto.

- Hej, Mitsuki! Co u ciebie? – zapytał, gdy go zobaczył.

- Mam dla ciebie prezent!

Boruto zmieszał się.

- Znów? Teraz ja powinienem coś ci dać i…

Mitsuki był zaskoczony jego słowami.

- Dać? Ty mi nic nie musisz dawać. Poza tym… to dość oryginalny prezent, zobacz!

I wyciągnął z rękawa jednego ze swoich węży. Wiedział, że to nie jest zwykły prezent, w końcu te węże były w pewnym sensie częścią jego ciała. Zapytał o to rodzica, by wiedzieć, czy ma to sens. Orochimaru roześmiał się.

- No wiesz… ja nigdy nie dawałem nikomu takiego „prezentu”, ale właściwie czemu nie? To trochę tak jakbyś stracił na stałe małą część siebie, ale nie sądzę, by było to kłopotliwe. Jak sądzisz jak Boruto zareaguje na tak osobliwy prezent?

Mitsuki odparł wtedy, że nie wie, ale był PRZEKONANY, że Boruto będzie bardzo zadowolony. Ten wąż sam będzie się sobą zajmował, nigdy nie ucieknie, bo nie jest taki jak zwykłe węże. Niestety Boruto nie umie mowy węży, więc nie będzie się mógł z nim porozumiewać, jednak Mitsuki zawsze mógłby robić za tłumacza.

Dzień wcześniej wybrał jednego z węży i odbył z nim rozmowę. Wyjaśnił, że Boruto jest dla niego bardzo ważny i że chciałby, żeby to właśnie on był zawsze przy nim. By dotrzymywał mu towarzystwa, pomagał w walce a gdy wydarzy się coś złego, mógłby nawet ostrzec o tym Mitsukiego.

Wąż się zgodził i Mitsuki czekał teraz z dumą na radość Boruto. Ale tak się nie stało. Gdy Mitsuki z uśmiechem podsunął mu węża pod nos, Boruto krzyknął strasznie i zerwał się z fotela.

- WĄŻ! – ryknął.

Mitsuki patrzył na niego z całkowitym zaskoczeniem.

- No, wąż… - powiedział głupio.

To prawda, nigdy nie opowiadał Boruto o swoich wężach, które miał tak samo jak jego rodzic, bo wiedział, że ludzie często nie lubią węży, ale nie spodziewał się po Boruto AŻ TAK gwałtownej reakcji. Skrzywił się.

Nagle do pokoju wpadli rodzice Boruto. Spojrzeli na swojego syna, który przyciskał się do przeciwległej ściany, by być jak najdalej od węża. Mitsuki poczuł się podle. Jeszcze tego było trzeba, by zakazali mu kontaktu z Mitsukim…

Mitsuki szybko wytłumaczył im sytuację i znów zostali sami. Mitsuki również stał, z nisko pochyloną głową, smutny. Wąż schował mu się do rękawa, jednak wcześniej zapytał cicho:

- Zrobiłem coś nie tak?

Mitsuki poczuł się jeszcze gorzej, ale uznał, że to nie jest zbyt dobry pomysł, by teraz rozmawiać z wężem. Powinien skupić się na Boruto.

- Przepraszam cię… To był jednak głupi pomysł. Ale przysięgam! Ja nie wiedziałem, to nie miał być żart. Naprawdę aż tak boisz się węży? – zapytał cicho Mitsuki.

Boruto westchnął i ponownie usiadł na kanapie.

- Tak, boję się. Wiem, że to głupie…

- Nie! - przerwał mu Mitsuki. – To nie jest głupie, ale… w takim razie zabieram tego węża z powrotem.

Boruto spojrzał uważnie na Mitsukiego i zapytał:

- Jak to miało być z tym wężem, powiedz?

Mitsuki spuścił wzrok, zmieszany.

- No… myślałem, że on będzie zawsze obok ciebie. Będzie ci o mnie przypominał, ale… to był zły pomysł.

Boruto posmutniał.

- No wiesz… to bardzo miły prezent.

Mitsuki spojrzał na niego z nadzieją.

- Naprawdę? Ale co z tego, skoro…

- Więc zrobimy tak! – Boruto nagle zapalił się do swojego pomysłu. – Ja będę powoli próbował przestać bać się węży i wtedy ty mi go dasz i…

- NAPRAWDĘ?! – Mitsuki z radością skoczył na nogi i przytulił Boruto.

A po wielu, wielu próbach udało się i wąż stał się w końcu wężem Boruto, ku wielkiej radości Mitsukiego.

Pewnego dnia Boruto podsunął węża pod nos Mitsukiego i powiedział:

- Możesz go zapytać czy jest zadowolony? Boję się, że coś robię nie tak.

Mitsukiego ucieszyło, że Boruto jest tak troskliwy. Przez chwilę rozmawiał z wężem a potem powiedział do Boruto:

- Mówi, że bardzo cię lubi, choć szkoda, że nie rozumiesz jego mowy! I że trochę za mną tęskni – dodał, czując wzruszenie.

- Co za ulga! – powiedział Boruto, zabierając od niego węża.

Boruto w zamyśleniu głaskał węża po głowie.

*

Pewnego dnia Sasuke i Orochimaru znów wrócili do swoich dawnych przyzwyczajeń. Orochimaru przywiązał Sasuke do ściany swoimi wężami. Sasuke przymknął oczy, by lepiej się skupić.

- Ej, Sasuke, nic ci nie jest?!

Sasuke ze złością otworzył oczy i spojrzał na Naruto.

- On tylko nam przeszkadza – burknął Orochimaru.

- Nic mi nie jest… - powiedział ze złością. – Chcę rozluźnić ciało, a ty…

Naruto westchnął z przejęciem.

- Przepraszam… skoro mówicie, że Sasuke to lubi – Zaśmiał się. – To ok. A ja naprawdę idę do domu, bo chyba nie mam do tego nerwów.

Sasuke jedynie skinął mu głową i znów zamknął oczy. Tęsknił za tym bólem… Gdy kilka godzin później wrócił do domu, odezwał się do Naruto:

- Gdy Orochimaru wymyślił to, gdy byłem u niego lata temu, nigdy nawet nie przyszłoby mi do głowy, że będę za tym tęsknił.

Naruto się zaśmiał.

- To mogłeś zaproponować to mnie!

- Nie, nie mogłem. Ty się do tego nie nadajesz – prychnął. – A poza tym, sam nie wiem…

- To coś zarezerwowane tylko dla niego, tak?

Sasuke skinął głową.

- Teraz przez kilka dni będzie mnie wszystko bolało, nie zbliżaj się… - burknął Sasuke, na co Naruto roześmiał się serdecznie.

Sasuke, pomimo wielu starań, nadal nie był w stanie poradzić sobie ze swoimi wyrzutami sumienia względem Naruto. Nadal nie chciał też zerwać kontaktów z Orochimaru, więc ta sytuacja była naprawdę szalona: Sasuke w przypływie odwagi szedł do Orochimaru, a potem – zwykle w środku nocy – dopadały go wyrzuty sumienia, więc wracał do Naruto.

Którejś nocy znów zaczął ubierać się po cichu. Czuł się koszmarnie… Naruto na pewno jest zazdrosny, ale mu tego nie okazuje, prawda?

- Do jasnej cholery, jeszcze raz obudzisz mnie w środku nocy, to więcej nie pozwolę ci tu nocować… - burknął sennie Orochimaru.

- To śpij – warknął Sasuke i wyszedł z domu Orochimaru.

Szedł przez ciemną i cichą wioskę i po chwili otworzył drzwi swojej sypialni.

- To ty? – wymruczał nieprzytomnie Naruto.

- To ja – szepnął, znów czując się winny.

Szybko wśliznął się do łóżka, nawet się nie rozbierając.

- To dobranoc… - wyszeptał Naruto i znów zasnął.

Rano Mitsuki, dumny z siebie, zrobił śniadanie dla Sasuke i swojego rodzica. Potem z tacą w ręką zastukał do sypialni rodzica. Otworzył szeroko oczy, gdy zobaczył jedynie Orochimaru i zapytał:

- Gdzie jest pan Sasuke?

Orochimaru westchnął, wstając z łóżka.

- Uciekł. W środku nocy, jak zwykle.

Mitsuki wykrzywił usta.

- Ale ja… mam śniadanie specjalnie dla niego.

Orochimaru zachichotał, zasłaniając usta dłonią.

- To zanieś mu do domu, jeśli chcesz. Pewnie się ucieszy.

Ale Mitsuki się naburmuszył.

- Nie! Jeśli go tu nie ma, to nie dostanie. Będziesz miał na potem.

Orochimaru znów się zaśmiał i poszedł do kuchni.

*

Pewnego razu Sasuke i Orochimaru byli w łóżku. Sasuke pochylał się nad nim, czuł duże podniecenie i…

- A może chciałbyś mieć dziecko, co, Sasuke?

Sasuke w jednej chwili odskoczył od niego.

- O czym ty gadasz? – burknął.

Ale Orochimaru nie zmieszał się.

- Pamiętasz jak zapytałem kiedyś Naruto i ciebie czy chcielibyście mieć dzieci?

Tak, pamiętał…

- A wy obaj posmutnieliście i powiedzieliście, że to i tak nie ma znaczenia.

- Bo nie ma – powiedział Sasuke, siadając na łóżku.

- Ale JA mogę dać ci dziecko, wiesz? – zapytał na wpół ironicznie.

Sasuke wytrzeszczył oczy.

- Wprawdzie nie próbowałem ale sądzę, że czemu nie? W końcu mam teraz ciało kobiety, więc…

Sasuke poczuł jak oddech mu przyspiesza.

- NIE igraj ze mną!

Orochimaru zaśmiał się.

- Nie igram. NIE powiedziałem, że jestem w ciąży, powiedziałem, że gdybyś zechciał…

- Nigdy! Nie z kimś takim! – wypalił Sasuke.

Orochimaru również usiadł i spojrzał na niego, udając zranionego.

- Och, jak ty do mnie mówisz, co?!

- Więcej już cię nie tknę póki masz to ciało! – powiedział ze złością Sasuke.

Orochimaru prychnął.

- Wytrzymasz kilka lat? To by było nawet ciekawe… - mówił już do siebie. – Mógłbym doświadczyć ciąży i porodu.

Sasuke zerwał się na nogi.

- To próbuj z kimś innym! Ja się nie zgadzam.

I wybiegł za drzwi, trzaskając drzwiami. Chwilę potem wpadł na Mitsukiego. Zwykle był dla niego miły, ale teraz chłopiec patrzył na niego ponuro.

- Nie trzaskaj drzwiami! To dom mojego rodzica – powiedział do niego z oburzeniem.

Sasuke poczuł jeszcze większą złość. Bez słowa poszedł w stronę wyjścia i ponownie trzasnął, tym razem drzwiami wejściowymi. Wpadł do domu jak burza. Naruto natychmiast zapytał:

- Co się stało? Znów wkurzył cię Orochimaru? – Zaśmiał się.

Sasuke ze złością usiadł na fotelu.

- Nawet nie wiesz, co ten idiota wymyślił!

Naruto spojrzał na niego z ciekawością.

- Tak? A co?

- Że… jeśli chcę, to mogę zrobić sobie z nim dziecko, bo „ty i ja chcieliśmy mieć dzieci!” – powiedział ze złością.

Ale Naruto przez chwilę patrzył na niego w zamyśleniu, a potem odparł:

- Jeśli chcesz, ja nie mam nic przeciwko. W końcu to nasza jedyna szansa, żeby…

Sasuke poczuł jeszcze większą złość.

- Do jasnej cholery, Naruto! – krzyknął. – Ty też jesteś nienormalny?! Przecież on… jest zły, chcesz, żeby nasze dziecko też było takie?

Naruto wzruszył spokojnie ramionami.

- Wiesz… Mitsuki jakoś nie jest zły, co nie? Ale to tylko twoja decyzja.

- Nie – burknął Sasuke, zakładając ramiona na piersi. – I nigdy więcej nie wracaj do tego tematu.

- Jak chcesz – odparł krótko i wrócił do podpisywania jakichś dokumentów.

*

Mitsuki wiedział, że jest sztucznym człowiekiem i na co dzień nie myślał o tym wiele. Jednak pewnego dnia poszedł do laboratorium rodzica. Tak naprawdę nie powinien tu przebywać, jednak tamtego dnia chciał powiedzieć mu coś ważnego…

Ale jego rodzica tu nie było. Już miał pójść po schodach na górę, ale wtedy dostrzegł jakiś notes na stole obok niego. Zaciekawiony zerknął.

Obiekt nr 24 stał się ostatnio spokojniejszy. Jednak nadal nie je, choć sądziłem, że powinien już przejmować cechy ludzi”.

Mitsuki poczuł ukłucie w sercu. Czy to było o nim? Tak, nadal nie mógł jeść, ale… Szybko przejrzał wcześniejsze strony. Tak, to o nim. „Nr 24”. Czy był dla rodzica tylko numerem? Nie, nie miał prawa tak myśleć.

Pewnie to tylko taki język naukowy. Mitsuki zmarszczył brwi. Nie miał pojęcia, że rodzic robi jakieś notatki na jego temat. Poczuł się tym dziwnie skrępowany. I nagle coś innego przyszło mu do głowy.

Dwadzieścia cztery? Czy to znaczy, że… Nagle niemal podskoczył, gdy usłyszał głos rodzica obok siebie:

- Co ty tu robisz?

Nie był zły, ale nie wyglądał też na zadowolonego.

- Prze-przepraszam! Ja miałem powiedzieć ci coś ważnego i…

Orochimaru zamknął notes i westchnął.

- Skoro już to widziałeś… Masz jakieś pytania?

Mitsuki wytrzeszczył oczy. Nie spodziewał się tego.

- Dlaczego dwadzieścia cztery? – zapytał głucho.

- Bo pozostałe dzieci nie zdołały przeżyć – odparł po prostu Orochimaru.

Mitsuki poczuł dreszcze na plecach. To straszne…

- A Log ma numer dwadzieścia trzy, bo wtedy po raz pierwszy odkryłem, co zrobić, by dzieci nie umierały. – W zamyśleniu przesunął palcem po jednej ze szklanych tub, w których przebywało jedno z kilku dzieci w tym pomieszczeniu.

Wszystkie unosiły się w jakimś płynie, były nagie i pogrążone we śnie. Mitsuki wprawdzie wiedział o ich istnieniu, ale i tak poczuł się dziwnie nieprzyjemnie. Czy jego rodzic kiedyś i je ożywi? Czy czeka, aż będą starsze? W końcu jego ożywił dopiero całkiem niedawno.

A Orochimaru gładził te pojemniki z taką delikatnością i uczuciem… W jego oczach też była radość, gdy na nie patrzył. Czasem szeptał cicho „Moje dziecko”. Mitsuki nie umiał tego zrozumieć. DLACZEGO jego nie głaszcze i nie mówi do niego pieszczotliwie?

Czy chodziło jedynie o MOŻLIWOŚĆ wyhodowania kolejnego dziecka i gdy to już się uda, Orochimaru traci zainteresowanie? Nie, nie powinien tak myśleć o swoim rodzicu…

- Masz jeszcze jakieś pytania? – zapytał po chwili Orochimaru.

Mitsuki zamyślił się. Sądził, że ma, tak, ale nie umiał ubrać tego w słowa, więc pokręcił głową. Wtedy Orochimaru uśmiechnął się i ruszył w stronę drzwi.

- Chodź, Mitsuki, nie będziemy tu tak siedzieć!

Więc Mitsuki poszedł za nim, jednak nadal czuł się dziwnie. Obiecał sobie, że zapomni o tym, co tu widział i czytał.

Jednak nie był w stanie zapomnieć i po jakimś czasie poczuł, że MUSI coś zrobić, bo oszaleje, choć sam nie wiedział, co. Czuł, że chce lepiej poznać siebie, ale nie wiedział, co to miałoby oznaczać. Kilka razy pytał go o swojego ojca, tego, którego geny miał w sobie razem z genami Orochimaru.

Właściwie Orochimaru podał mu kiedyś jego imię – Genjumaru, ale nie był zbyt rozmowny na ten temat. Podał mu także nazwisko jego klanu oraz wioskę, z której pochodzi, jednak któregoś razu dodał:

- Ale mam nadzieję, że pytasz jedynie z ciekawości! Wiesz, NIE powinieneś myśleć nawet o wybraniu się tam.

Mitsuki wtedy nie miał takich planów, ale i tak zapytał:

- A dlaczego?

Orochimaru westchnął i odparł:

- Bo… oni nie przyjmą cię tam dobrze, gdy powiesz im, kim jesteś.

Mitsuki zacisnął usta. Nie miał odwagi pytać, dlaczego. Czy jego rodzic ich także jakoś skrzywdził?

Ale teraz czuł się coraz bardziej niespokojnie. Pewnego dnia (pierwszy raz w życiu) okłamał rodzica, że ma misję poza wioską i ruszył do domu rodzinnego Genjumaru. Serco mocno mu waliło. Dotarł do wioski i zapytał kilka osób.

W końcu trafił do odpowiedniego domu. Zastukał, choć czuł lęk. Czego się tu dowie? Naprawdę będą na niego źli? Bo nie sądził, że mu zagrażają, był silny. W końcu otworzył mu jakiś mężczyzna. Mitsuki ukłonił się i zapytał, czy dobrze trafił.

Kiedy dowiedział się, że tak, mężczyzna podejrzliwie zapytał Mitsukiego kim on jest i co tu robi. Mitsuki wspomniał imię Orochimaru i wtedy… rozpętało się piekło… W jednej chwili mężczyzna krzyknął i przed nim pojawił się chyba cały klan. Mitsuki oddychał ciężko. Co miał zrobić? Nie chciał uciekać, przyszedł tu, by się czegoś dowiedzieć!

- Jak śmiesz tu przychodzić… Czyżby Orochimaru rozkazał ci tu przyjść, by porwać kolejną osobę i zabrać jej ciało? Genjumaru to dla niego za mało?! – krzyknęła jedna z kobiet z klanu.

środa, 14 sierpnia 2024

Młodzieńcze lata

- A co cię obchodzi ten chłopak? – Zaśmiał się Michał. – Może i coś go łączy z kierowniczką, ale to nie nasza sprawa, nie?

Ale Roger za bardzo przejął się tą sytuacją, by to zignorować. Cicho, nie myśląc o tym, że nie jest tu sam odparł:

- Bo… chciałbym, żeby ktoś zrobił to dla mnie, gdy byłem na jego miejscu.

W jednej chwili wstrzymał oddech i zerknął z przerażeniem na Michała. Ten stał obok niego z szeroko otwartymi oczami. Kurwa! Szybko zaczął bełkotać:

- T-to znaczy… GDYBYM był na jego miejscu, ale nigdy nie byłem, nie? – Zaśmiał się głupio, ale poczuł, że ten śmiech nie brzmi prawdziwie.

Michał podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu.

- Roger… naprawdę? – wyszeptał.

Ale on poczuł tylko panikę. Szybko odsunął się od niego i krzyknął:

- Nie dotykaj mnie!

Michał skrzywił się i usiadł na swoim łóżku w akademiku.

- Dobrze, nie będę, ale… opowiedz mi o tym, dobrze? – zapytał delikatnie, a Roger poczuł strach.

- NIE! Nie mam nic do opowiadania! Ja tylko mówię, że gdyby… - Nagle głos mu się załamał, poczuł, że zaraz się rozpłacze.

Czuł się taki słaby… Usiadł na swoim łóżku i zerknął ze smutkiem na swojego przyjaciela.

- A niby po co, powiedz? – zapytał. – Co mi to da?

Już nie kłamał, przecież jego zachowanie mówiło samo za siebie… Michał miał bardzo poważną twarz. Wzruszył ramionami i powiedział cicho.

- Nie wiem… może poczujesz się lepiej? Mówiłeś już o tym komuś?

Roger zacisnął mocno usta.

- Nie, nigdy. Niby po co? Żeby inni się martwili? Wiesz, to już było dawno.

Michał westchnął ciężko.

- Ale widzę po twoim zachowaniu, że to nadal ma na ciebie wpływ. Oczywiście nie zmuszam cię do niczego, ale…

Roger pokiwał głową. Jakie to niby miało znaczenie? Przecież i tak się głupio zdradził, więc równie dobrze może wyrzucić to z siebie. Po raz pierwszy…

- Miałem czternaście lat… - zaczął łamiącym się głosem.

Położył się na łóżku i spojrzał w sufit, by Michał nie mógł widzieć jego twarzy.

- Cholera… - wysyczał Michał, a on to zignorował.

Chyba czuł się jeszcze gorzej, gdy widział jak ogromne wrażenie robi to na Michale…

- Któregoś dnia ojciec kazał mi iść do sklepu niedaleko nas. Wiesz, mówił, że powinienem być bardziej samodzielny i tak dalej… Tam właścicielką była pewna kobieta… Miała chyba trzydzieści lat.

Tak naprawdę przez pierwsze tygodnie wszystko było ok… Ona bardzo mnie lubiła, zawsze była miła, gdy robiłem zakupy, bo potem ojciec chciał, by to był mój stały obowiązek. Zawsze się uśmiechała, mówiła, że to miłe, że pomagam rodzinie…

Często dawała mi za darmo jakieś chipsy czy colę, a ja… - Głos mu się załamał, ale uparcie mówił dalej. – Byłem naiwnym dzieciakiem i niczego nie podejrzewałem. Któregoś dnia… było już późno, matka uparła się, że muszę iść do sklepu, bo zapomniała kupić czegoś tam do kolacji.

Poszedłem, już niemal był czas zamknięcia sklepu. Nie pamiętam już nawet, CO miałem wtedy kupić…

Ona oświadczyła, że wszystko zostało wykupione i że pójdzie teraz na zaplecze, bo chyba jeszcze coś zostało i… chciała, żebym poszedł z nią. Zgodziłem się, niczego nie podejrzewałem. Wtedy ona zaczęła mnie całować. – Roger gwałtownie zacisnął powieki, po policzkach spłynęły mu łzy.

Mówiła, że jestem taki piękny. Potem zaczęła mnie rozbierać i… - Roger płakał już otwarcie. – Usiadła na mnie. Ten koszmar trwał wiele miesięcy a ja byłem nastolatkiem i nie umiałem w żaden sposób…

Nagle gwałtownie otworzyły się drzwi. Roger poczuł jak serce mu staje. Nie, błagam, żeby tylko nikt tego nie usłyszał… Ale wtedy odwrócił wzrok w stronę drzwi i zrozumiał, że stała tam osoba, która NIGDY nie powinna tego usłyszeć.

Jego ojciec.

Roger w jednej chwili rzucił się ku drzwiom, choć czuł, że ze strachu zaraz zemdleje. Znów poczuł się jak wtedy, gdy rozmawiał z Michałem, ale o wiele, wiele gorzej.

- NIE! – ryknął, skacząc w stronę ojca. – To nie tak jak myślisz, my… opowiadamy sobie film, który ostatnio oglądaliśmy i… - Ze złością starł łzy w twarzy. – I…

Ale jego ojciec złapał go za ramiona. Roger znów zadrżał ze strachu, gdy poczuł jego dotyk, ale tym razem się nie wyrwał. Ojciec miał łzy w oczach, a on poczuł się jak potwór. Kurwa! Tyle lat ukrywał to przed ojcem, żeby go nie zranić, a teraz…

- Kochanie… - szepnął ojciec. – Tak strasznie cię przepraszam, nie miałem pojęcia.

Wtedy Michał zerwał się z łóżka. On też miał łzy w oczach.

- Ja… zostawię was samych, ok? I tak mam zaraz zajęcia i…

Wtedy Roger poczuł tak ogromną panikę, że podbiegł w jego stronę.

- Nie! Błagam, nie zostawiaj mnie. T-to znaczy… - Zmusił się, by znów spojrzeć na ojca. – Porozmawiamy wieczorem, dobrze, tato? – Głos mu się znów załamał. – Teraz… muszę się uspokoić.

Ojciec pokiwał głową, ale po chwili powiedział z taką nienawiścią w głosie, że Roger poczuł strach:

- Kim była ta suka, powiedz mi?! Zabiję ją własnymi rękami.

Roger poczuł, że cały się trzęsie. Nie, nie zniesie tego… Ojciec ją zabije, oni go zamkną i… Nie! Spojrzał na ojca z mocą, choć jeszcze chwilę temu czuł się jak małe dziecko.

- Nigdy nie podam ci jej nazwiska, rozumiesz? – powiedział ostro. – Teraz to już nie ma znaczenia, nie chcę, byś miał kogoś takiego na sumieniu.

Ojciec spojrzał na niego ze złością, ale po chwili skinął głową.

- Dobrze… teraz to nieważne. W każdym razie widzimy się wieczorem, tak? Michał, zostaniesz z nim? – zwrócił się nagle do Michała.

- J-jasne, nie ma problemu! – odpowiedział szybko.

- Trzymaj się, dobrze, Roger? – dodał z miłością i wyszedł.

Roger odetchnął głośno i opadł na łóżko.

- Naprawdę mu nie powiesz? – wyszeptał Michał, również siadając na swoim łóżku.

Roger prychnął.

- Za nic! Sprawa przedawniła się w tym roku, wiesz? – zapytał gorzko. – A ja nie chcę, żeby mój ojciec trafił do więzienia. Tylko muszę zastanowić się, jak to opowiedzieć ojcu, by się niczego nie domyślił.

Wiesz, z tobą to było proste. W końcu nie mieszkałeś tam, gdzie ja. Wystarczyło nie podawać ci jej nazwiska, ale to… Przecież w tej historii jest zbyt wiele szczegółów. – Skrzywił się. – Najbliższy sklep, właścicielka, trzydzieści lat…

Więc dobra… - Zaczął intensywnie myśleć. – Miała… czterdzieści lat. Spotykaliśmy się… - Zadrżał. – U niej w domu. Mieszkała niezbyt blisko nas, ale miała samochód, więc… - Odetchnął jak po ciężkim biegu. – Pracowała w biurze.

- Tylko żeby ten opis nie pasował do jakiejś niewinnej kobiety, co? – powiedział Michał.

Roger zadrżał. Tego już na pewno by sobie nie wybaczył. Gdyby ojciec skrzywdził kogoś niewinnego…

- Ok, będę musiał jeszcze o tym pomyśleć.

- To naprawdę ma sens? – zapytał delikatnie Michał.

- Nie mam pojęcia. Ale nigdy mu nie powiem. – Nagle dodał. – Słuchaj… masz dziś zajęcia?

Michał westchnął i spojrzał na zegarek.

- No… muszę wyjść za pół godziny. Nie kłamałem.

Roger zadrżał.

- Wiesz… boję się zostać sam.

Michał spojrzał na niego pytająco. Roger westchnął, podszedł do niego i pokazał mu swoje nadgarstki. Michał syknął. Były pokryte przeźroczystymi, długimi bliznami. Roger ponownie usiadł na swoim łóżku i powiedział:

- Sam to sobie zrobiłem, wtedy. Nie tnę się już od lat, ale dziś… boję się, że znów to zrobię. Powrót do tamtych wspomnień, a wieczorem jeszcze rozmowa z ojcem.

Michał zacisnął zęby i powiedział:

- Nieważne, znajdą za mnie jakieś zastępstwo. Zadzwonię do Kseni i powiem jej prawdę.

Roger spojrzał na niego niedowierzająco.

- T-to znaczy… powiem mu „Roger ma dziś zły dzień i chcę go jakoś pocieszyć”.

Roger skrzywił się. Niewiele znał dziewczynę Michała, ale mimo wszystko nie chciał wyjść przed nią na jakiegoś delikatnego frajera. Ale nie miał wyboru.

- Dobrze.

Michał skinął głową i wyszedł z pokoju z telefonem. Przez jakiś czas Roger patrzył w sufit, starając się nie zamykać oczu, bo wtedy znów widział tamtą straszną kobietę… W końcu Michał wrócił i uśmiechnął się do niego.

- Ok, załatwiłem to. Nawet się nie wkurzyła, wiesz, akurat szybko znalazła kogoś na zastępstwo.

Roger skinął głową, nadal zapatrzony w sufit. Cieszył się, że Zdich już z nimi nie mieszka, nie zniósłby teraz jego obecności w pokoju, on by nie zrozumiał... Michał usiadł i przez chwilę panowała cisza. W końcu Roger się odezwał:

- Skoro już zacząłem to chyba mogę opowiedzieć ci resztę… Tak jak mówiłem, ten koszmar trwał wiele miesięcy. Ona wciąż zmuszała mnie, żebym przychodził do jej sklepu, gdy już było zamknięte.

Pewnego dnia coś we mnie pękło. Czułem, że dłużej tego nie wytrzymam. Myślałem o śmierci… - Głos mu się załamał. – Ona znów kazała mi do siebie przyjść. Wiesz, niby wiedziałem już wtedy co to seks, ale w mojej naiwnej głowie to była sprawa między osobami w tym samym wieku i wtedy, gdy obie strony tego chcą…

Za pierwszym razem całkiem mnie to zaskoczyło, nie mogłem się ruszyć. A potem… wstydziłem się. Nie wyobrażałem sobie, że miałbym o tym komukolwiek powiedzieć. Potem mój nastrój coraz bardziej się pogarszał.

Odciąłem się od rodziny, przyjaciół, przestałem uczyć. Tamtego dnia poszedłem do niej na zaplecze. Ona znów zaczęła mnie rozbierać… - Roger potrzebował chwili, by dojść do siebie. – A ja wtedy wyjąłem nóż.

Wiesz, zabrałem go z jej sklepu. Nóż do krojenia wędlin dla klientów… Przyłożyłem go sobie do nadgarstka. Ona się przestraszyła. Nie wiem, czy w jakiś chory sposób mnie kochała, czy bała się trupa, a może nie chciała, by wszystko się wydało?

W każdym razie z przerażeniem błagała mnie, bym odłożył nóż. A ja… chyba już nic się dla mnie wtedy nie liczyło. Przeciąłem sobie nadgarstek, pierwszy raz w życiu. Ona zaczęła płakać i powiedziała wtedy, że przysięga, że już nigdy mnie nie tknie.

Błagała, żebym odłożył nóż. Kiedy to zrobiłem, dotrzymała słowa i kazała mi wyjść. Krew kapała na podłogę a ja byłem w kompletnym szoku. Wyszedłem ze sklepu i nie wiedziałem, co dalej. Przez kilka godzin błądziłem po ulicach, choć było już późno. Zabandażowałem sobie rękę chusteczką.

Potem wróciłem do domu, bo nie chciałem, by ojciec się czegoś domyślił. Przez kolejne miesiące byłem uzależniony od cięcia się. Tylko to pozwalało mi nie oszaleć… Przestałem już chodzić do tamtego sklepu, ale nie mówiłem o tym rodzicom, by nie zaczęli czegoś podejrzewać. Wybrałem sklep dalej od domu.

Powoli dochodziłem do siebie. Ona już więcej się ze mną nie kontaktowała. Potem w wieku szesnastu lat miałem pierwszą dziewczynę, Natalię. Miałem obsesję na jej punkcie, była cudowna… Jakiś czas byliśmy razem, ale potem ona miała mnie dość, a ja nie umiałem się z tym pogodzić.

Może moje uczucie do niej było tak silne, bo chciałem zapomnieć o tamtej kobiecie? Nie było między nami nic więcej, jedynie się całowaliśmy. Potem było jeszcze kilka dziewczyn. Tak myślę, że i tak miałem szczęście, że tamta sprawa nie wpłynęła bardziej na moją psychikę…

Potem miałem swój pierwszy raz. To znaczy... pierwszy z własnej woli. Nie było tak źle. Wtedy odkryłem, że… Wiesz, tamta kobieta zawsze na mnie siadała, pewnie chciała mnie kontrolować, bo ja zawsze się opierałem. Odkryłem, że to jedyna pozycja, której się boję. Zwykle to było proste, mówiłem „nie zgadzam się i już” do dziewczyn i tyle. – Skrzywił się.

Ale potem pojawiła się Weronika. Jest cudowna, sądzę, że pierwszy raz naprawdę kogoś kocham. Ale wiesz jaki ona ma charakterek… Jej też zawsze odmawiałem, ale nigdy nie podałem jej powodu. Raz spojrzała na mnie ze złością i powiedziała „Jesteś dupkiem, czemu nie chcesz, żeby choć raz to kobieta mogła mieć kontrolę!”.

Wiesz… zabolały mnie te słowa. Oczywiście nie mogę mieć do niej o to pretensji, ona nie zna powodu. Więc raz się zgodziłem. Ona była zachwycona. A ja? Leżałem z zamkniętymi oczami i marzyłem tylko o tym, by był już koniec. Na szczęście nie zacząłem panikować. Ona już więcej o tym nie wspominała.

- I co? – zapytał nagle Michał. – Nie powiesz jej o tym?

Roger zacisnął powieki.

- Nie wiem. Chyba nie umiem. Bardzo się boję.

Michał zaklął.

- To wszystko moja wina… Gdybym dziś cię tak nie wypytywał.

Roger westchnął.

- Ok, byłem przerażony. Ale… może to dobrze, że komuś wreszcie o tym powiedziałem? Że raz będę szczery z ojcem. Może za jakiś czas odważę się powiedzieć także Werze? Nie wiem. W każdym razie dziękuję, że mnie wysłuchałeś. – Spojrzał za smutkiem na Michała.

- Oczywiście – odparł Michał. – Choć tyle mogłem dla ciebie zrobić.


KONIEC

(4 str.)

17.8.24, 11:42




czwartek, 1 sierpnia 2024

Sierota

Któregoś dnia Kankuro był u swojej dziewczyny, wtedy usłyszał, że Gaara do niego dzwoni. Skrzywił się i powiedział do Akemi:

- Wybacz, ale… muszę iść, spotkamy się innym razem, ok?

Akemi miała zmartwioną minę.

- A coś się stało?

Kankuro zawahał się. Nie może mówić jej o sprawach brata.

- Nic takiego – powiedział i ruszył do drzwi.

Ale ona poszła za nim. Szybko dotarli pod drzwi domu Gaary. Kankuro znów zawahał się. Nie miał prawa jej wpuszczać… Wszedł i dostrzegł, że Gaara siedzi na podłodze w rogu salonu. Ale kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, spojrzał w jego stronę. To dobrze, jeszcze kontaktuje.

- Och, Akemi – dodał, patrząc w stronę drzwi.

Kankuro westchnął i dostrzegł, że kobieta także weszła do środka.

- Akemi, musisz wyjść i… - zaczął szybko Kankuro, ale Gaara pokręcił głową.

- Nie, jeśli chcesz zostać, to… - szepnął.

Akemi skinęła głową. Nie wiedziała, o co chodzi, ale szybko podeszła do niego.

- No dobra, jak chcesz, Gaara… - westchnął zrezygnowany Kankuro.

Ale Gaara miał jakiś dziwny błysk w oku i szepnął:

- W końcu to twoja dziewczyna.

A potem miał atak. Akemi na początku była przerażona, ale szybko zdołała się uspokoić. Kankuro szeptem opowiedział jej wszystko. Akemi okazała się być bardzo pomocna. Nie panikowała, dotrzymywała towarzystwa Kankuro i pocieszała go, że Gaarze nic nie będzie.

- Dziękuję ci – powiedział cicho Kankuro, a Akemi uśmiechnęła się do niego.

Potem Gaara się ocknął i także jej podziękował.

- Cieszę się, że pozwoliliście mi zostać. – Uśmiechnęła się Akemi.

Od tamtej pory często pomagała Gaarze podczas ataków, szczególnie, gdy Kankuro nie było w wiosce. Czasem pojawiał się także Baki.

*

Kankuro coraz bardziej się martwił. Agresja Gaary była coraz większa a on sam niezbyt dawał sobie radę podczas ich „treningów”. Jednak nadal uparcie odmawiał powiadomienia o tym Temari. Bo niby po co? W końcu i tak nie chcieli, by rzuciła wszystko i wróciła do Suny, teraz, gdy już ułożyła sobie życie…

Pewnego dnia Kankuro był u Akemi, ale nie umiał udawać wesołego. Akemi podeszła do niego i objęła go ramieniem.

- No, co się dzieje, Kankuro?…

W końcu opowiedział jej prawdę, w końcu to Gaara pozwolił jej ostatnio być obok, gdy miał atak. Słuchała go z uwagą a potem odparła:

- To ja się zgłaszam na ochotnika!

Kankuro skrzywił się. Nie chciał nikogo w to wplątywać.

- To nie jest zabawa.

Spojrzała na niego ponuro.

- Och, doprawdy? Przecież wiem.

Po jakimś czasie ustąpił. Potem poszli razem do Gaary i opowiedzieli mu wszystko. Długo milczał, ale w końcu powiedział:

- Zgadzam się… W końcu i tak nie mam wyboru.

Potem „trenowali” razem i Akemi nie uciekła z krzykiem. Powiedziała, że „nie było tak źle” i zapytała, czy może na stałe im pomagać. Kankuro nie był zbyt przekonany, ale zgodził się.

*

A potem zdarzył się cud. Temari jak zwykle robiła sobie test ciążowy i z ponurą miną czekała aż znów zobaczy negatywny wynik. A wtedy spojrzała na test i… zamarła. Zaczęła płakać, ale tym razem z radości.

Nie, to niemożliwe! Miała ochotę krzyczeć. Wtedy do toalety wszedł Shikamaru. Spojrzał na jej zapłakaną twarz a potem przytulił ją.

- Bardzo mi przykro, kochanie. Spróbujemy znów i…

Ale ona wtedy zerwała się z toalety i niemal zwaliła go z nóg.

- Jestem w CIĄŻY! – krzyknęła radośnie, a on był tak zaskoczony, że usiadł ciężko na toalecie.

- N-naprawdę?… - wyszeptał ze łzami w oczach.

- Tak! Shikamaru, tak bardzo się cieszę.

Jeszcze jakiś czas płakali wspólnie w toalecie. Temari bardzo dbała o siebie podczas ciąży, by nie stało się nic złego. Potem powiedzieli o tym Gaarze i Kankuro, obaj bardzo się ucieszyli. W końcu Temari urodziła bez żadnych komplikacji.

Na świecie pojawił się Shikadai, bardzo podobny do ojca a Temari i Shikamaru byli najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Gdy mały trochę podrósł, Temari zawiozła go do braci. Kankuro niezdarnie obejmował siostrzeńca, a Gaara jedynie na niego patrzył.

- Nie chcesz go potrzymać? – zapytała Temari, biorąc syna z rąk Kankuro.

Gaara pokręcił głową.

- Nie chcę go skrzywdzić.

- Na pewno nic mu nie zrobisz! Jestem pewna – zapewniała go siostra.

- Nie, nie chcę.

- Dobrze, oczywiście.

Potem jakiś czas rozmawiali, a Temari promieniała jak jeszcze nigdy. Shikadai szybko zasnął i niewiele płakał.

Minął jakiś czas i Temari zaczęła marzyć o czymś, o czymś wcześniej nawet nie miała odwagi myśleć: o drugim dziecku. Jednak okazało się, że narodziny Shikadaia naprawdę były cudem i nie udało im się mieć drugiego dziecka.

Shikamaru pewnego dnia żalił się Kankuro, z którym dobrze się dogadywał:

- Wiesz… kiedyś cieszyłbym się, że tak często chce seksu, ale teraz… to dla mnie jak PRACA, a nie przyjemność.

Kankuro poklepał go po ramieniu.

- Daj jej czas, stary. Zobaczysz, za jakiś czas uzna, że jednak powinna być wdzięczna, że ma jednego syna, patrząc na to jak bardzo głodowaliśmy w dzieciństwie.

I Kankuro miał po części rację. W końcu Temari ustąpiła, choć Shikamaru martwił się smutkiem, który wtedy pojawił się w jej oczach i więcej nie zniknął.

*

Odkąd Gaara i Kankuro nie mieszkali już razem, mieli swój zwyczaj. W każdym tygodniu w środę spędzali wspólnie wieczór w kuchni w domu Gaary. Kankuro pił piwo i Gaara jakoś znosił ten zapach alkoholu a Gaara herbatę, z czego Kankuro lubił drwić dla zabawy, a Gaarze nigdy to nie przeszkadzało.

Kankuro bardzo lubił te wieczory, gdy nie szalał w łóżku z Akemi lub nie pił na imprezach a siedział grzecznie przy stole. Sądził, że takie spokojne chwile dobrze mu zrobią. Kankuro pytał czasem, czy Gaara nie chciałby sobie kogoś znaleźć, ale on za każdym razem zaprzeczał.

- Nie wiem jak można pić jakąś śmierdzącą herbatę. – Zaśmiał się Kankuro jak robił to zwykle.

- Ona nie jest śmierdząca – odparł niezrażony Gaara, pijąc kolejny łyk. – Jesteś pewien, że chce ci się tu ze mną siedzieć? Nie nudzę cię?

Kankuro zaśmiał się.

- Nigdy mnie nie nudzisz, braciszku! Bardzo lubię nasze spokojne wieczory. Cieszę się, że mogę porozmawiać z tobą o czymś innym niż praca.

Podczas tych spotkań mieli jedną zasadę; zakaz rozmów o pracy i obaj bardzo to doceniali.

- Co u Akemi? – zagadnął Gaara, wąchając ziołową herbatę.

Choć Kankuro i ona już jakiś czas byli razem, oboje nadal udawali, że nic ich nie łączy, co dziwiło Gaarę.

- Och, wszystko dobrze, nigdy nie sądziłem, że spotkam taką fajną dziewczynę.

Gaara skinął głową.

- Może po prostu potrzebowałeś kogoś z innej wioski, kogoś, kogo nie znasz od lat – dodał Gaara, zamyślony.

Tak, Akemi dla mnie, Shikamaru dla Temari i… Lee dla ciebie, pomyślał Kankuro, ale tego nie powiedział.

- Miałeś ostatnio jakiś kontakt z Lee? – zapytał nagle Kankuro.

Obok nich na stole stały chipsy dla Kankuro i ciasteczka dla Gaary. Gaara zacisnął zęby. Nie podobało mu się to pytanie.

- Nie, ostatnio widziałem go podczas wojny. Mignął mi gdzieś w tłumie. A dlaczego pytasz?

Kankuro dobrze wiedział, że na początku był przeciwny ich związkowi. Ale od jakiegoś czasu zmienił zdanie. Gaara mieszkał sam, udowodnił, że radzi sobie w życiu. Ciekawe, czy Lee nadal by go chciał? Ale nie powiedział tego na głos. Zamiast tego odparł:

- A nic, tak tylko pytam…

Potem jeszcze jakiś czas rozmawiali, pijąc i jedząc.

*

Pewnego dnia Gaara miał kolejny atak. Siedział na podłodze w rogu pokoju a obok niego klęczała Akemi. Kankuro siedział na fotelu obok. Nagle usłyszeli, że ktoś stuka. To była Temari. Natychmiast podbiegła do Gaary, gdy zobaczyła, w jakim jest stanie.

Wtedy dostrzegła Akemi. Nigdy jej nie spotkała, choć po wyglądzie domyśliła się kto to. Natychmiast się zjeżyła. Jak ona może…? Przecież Gaara zna ją tak krótko, czemu Kankuro ją tu wpuścił? Podeszła do niej ze złością.

- Co ty tu robisz? – wysyczała cicho, by nie przestraszyć Gaary.

Akemi zmierzyła ją od stóp do głów a potem odszepnęła:

- Nie sądzisz, że to nie moment na takie rozmowy?

W tej chwili Gaara się ocknął. Zamrugał i szepnął słabo:

- Temari?

Temari rozpromieniła się w jednej chwili.

- Hej, Gaara, cieszę się, że już się lepiej czujesz.

- A co ty tu robisz?

Temari westchnęła.

- Tak, wiem, nie zapowiedziałam się. Nie planowałam tego, po prostu nagle zatęskniłam za tobą. – Wtedy przypomniała sobie o Akemi. – A co ona tu robi?

Gaara wydawał się zdziwiony jej ostrym tonem.

- Ja… pozwoliłem jej tu być. Odkąd ciebie nie ma…

Temari poczuła ukłucie bólu.

- Sam chciałeś, żebym…! – zaczęła ze łzami w oczach.

- Dość – powiedział ostro Kankuro. – Może same to załatwicie między sobą, co?

Akemi prychnęła i złapała Temari za rękę. Poprowadziła ją do kuchni. Temari była tak zaskoczona, że nawet się nie wyrywała.

- Więc wiesz wszystko o nim, tak? – zapytała nadal ostro Temari, gdy zostały same.

Akemi westchnęła.

- Słuchaj… nie chce mi się kłócić. Tak, wiem, choć pewnie nie „wszystko”… Oni byli zdesperowani, a ja… sama się zgłosiłam do pomocy.

Temari znów się najeżyła.

- A niby dlaczego?!

- Bo cieszę się, że Gaara wpuścił mnie do Suny… Bo jest naprawdę dobrym człowiekiem. Bo jestem z Kankuro. Jeszcze mało ci dowodów? – zapytała już ostrzej Akemi. – Na pewno nie chcę ci zabrać braci, czy co ty tam sobie wymyśliłaś!

Temari westchnęła i zgarbiła się.

- No ok, byłam po prostu zła…

Akemi zaśmiała się.

- Ej, nie uważasz, że kobiety powinny się trzymać razem? – Mrugnęła do Temari.

Gdy rodzeństwo zostało samo, Temari zapytała gorzko:

- Czyli wasze „treningi” szły źle we dwóch, tak? Kiedy planowaliście mi o tym powiedzieć?

- A po co? – westchnął Kankuro. – Żebyś wyprowadziła się z Konohy? Czy martwiła bez powodu?

- Mieliśmy nadzieję, że sami rozwiążemy ten problem – dodał Gaara. – I udało się. Nie martw się.

I od tamtej pory – choć nie zostały przyjaciółkami – dogadywały się znacznie lepiej, ku zadowoleniu Gaary i Kankuro.

*

Czas mijał, Shikadai miał już dwanaście lat i wszystko układało się dobrze. Pewnego dnia Gaara zwołał zebranie rady, ponieważ od jakiegoś czasu na pustyni niedaleko Suny działy się dziwne rzeczy.

Kilkoro shinobi z Suny poszło na pustynię i więcej nie wróciło. Gaara sądził, że to pewnie jacyś zbiegli ninja postanowili ukryć się właśnie tam. Trzeba było coś z tym zrobić. Ale wtedy usłyszał coś, co kompletnie go zaskoczyło. Jeden z członków rady powiedział:

- Doszły nas słuchy, że osobą, która zabija na pustyni jest jakiś… chłopiec.

Gaara najpierw poczuł zaskoczenie, ale już po chwili pomyślał o swoim dzieciństwie. Biedne dziecko… Pewnie jest tak samo zagubiony i samotny jak on kiedyś. Wstał szybko i oznajmił:

- Ja sam pójdę na pustynię!

Kilkoro shinobi otworzyło usta.

- Nie, to nie jest bezpieczne… - powiedział jeden z nich.

Gaara spojrzał na niego.

- Jestem kazekage, myślisz, że nie poradzę sobie z dzieckiem?

Shinobi ukłonił się.

- Oczywiście, że pan sobie poradzi, panie kazekage! Ale… to jest zbyt niebezpieczne. Sądzę, że kilka osób powinno pójść z panem.

Ale Gaara był nieugięty i kilka godzin później szedł sam przez pustynię. Bardzo bał się, że ten chłopiec znów się przestraszy, gdy zobaczy tyle osób, zaatakuje, wtedy jego ludzie także zaatakują i… Nie chciał, by chłopiec został ranny.

W pewnej chwili usłyszał jakiś dźwięk. Jakby ciche, ostrożne kroki. Wiedział, że żaden człowiek by tego nie usłyszał, ale on tak. Jeszcze ostrożniej podszedł do niego. Wyglądał na około dwanaście lat.Chłopiec zaatakował a on się nie bronił. To go zaskoczyło, więc Gaara podszedł do niego i… przytulił go.

Potem zabrał go do wioski, chłopiec miał na imię Shinki. Wtedy Gaara zaczął się zastanawiać, CO z nim zrobić. Póki co przenieśli go do domu dziecka w Sunie , ale Gaara bardzo chciał znaleźć mu jakiś dom.

Gaara poprosił Temari, by do nich przyjechała. Spojrzał wtedy na nią z powagą i opowiedział jej wszystko a potem zapytał:

- Temari… wiem, że proszę cię o bardzo wiele, ale… czy ty i Shikamaru nie chcielibyście adoptować Shinkiego?

Temari otworzyła usta.

- Och… nie spodziewałam się takich słów od ciebie. Chłopiec, który nie ma nikogo. Zabija, bo się boi. Nie przypomina ci to kogoś?

Gaara się skrzywił.

- Przepraszam! Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało.

- Nie szkodzi. Tak, BARDZO mi przypomina i właśnie dlatego…

Temari spojrzała mu w oczy.

- Właśnie dlatego sądzę, że to TY powinieneś się nim zająć, nie sądzisz?

Gaara milczał, zaskoczony.

- Wierz mi, Temari, ja nie nadaję się do opieki nad dzieckiem.

Temari westchnęła.

- Ale to nie jest mały chłopiec, któremu trzeba zmieniać pieluszki! To ktoś, kogo trzeba pokierować, by stał się dobrym człowiekiem, żeby zapomniał o bólu, który ma w sobie. A do tego nadajesz się idealnie, bo sam tego dokonałeś ze sobą!

Gaara pokręcił głową.

- Słuchaj… tak, dokonałem tego, ale z waszą pomocą, a poza tym to nie to samo. Mam być odpowiedzialny za drugą osobę i…

- Tak, nie byłeś sam i teraz też nie będziesz! Będziesz miał Kankuro i mnie. Już rozmawiałam z nim o tym.

Gaara zacisnął usta.

- Nie, nie zgadzam się.

Temari posmutniała.

- Więc zrobimy tak: dam ci jeszcze jakiś czas. Przemyśl to, proszę. A jeśli potem powiesz nie… zaopiekuję się Shinkim razem z Shikamaru, dobrze? Shikamaru już się zgodził.

Gaara skinął głową.

*

Mijały tygodnie a Shinki nadal przebywał w domu dziecka. Gaara jednak często go odwiedzał. Chciał poznać jego przeszłość.

- Opowiesz mi jak trafiłeś na pustynię? – zapytał delikatnie.

Shinki skrzywił się, ale odpowiedział:

- Ja… niewiele pamiętam, nie wiem czemu. W którymś momencie ocknąłem się na pustyni, to było mniej więcej kilka miesięcy temu. NIE MAM pojęcia, co wcześniej działo się ze mną. Wiedziałem, że muszę sobie jakoś poradzić, by przeżyć.

Chroniłem się przed słońcem, polowałem na małe stworzenia, które żyją na pustyni i… pewnego dnia pojawił się przede mną pewien mężczyzna. – Shinki zadrżał. – Nie mam pojęcia kim był. Zaatakował mnie, ja… naprawdę go nie sprowokowałem. Chciał mnie zabić, więc ja… zabiłem jego – szepnął ze strachem.

- Nie bój się, nie zostaniesz za to ukarany. Jesteś dzieckiem i tylko się broniłeś.

Shinki spojrzał na niego z wdzięcznością.

- Potem było jeszcze kilku i… bałem się, że ci też będą chcieli mnie skrzywdzić, więc zabiłem ich pierwszy – dokończył Shinki.

Gaara milczał przez chwilę, kompletnie zaskoczony. To dziecko musiało być naprawdę bardzo silne i wytrzymałe, żeby przeżyć na pustyni!

- Teraz nic ci tu nie grozi – powiedział Gaara, czując dziwny ścisk w gardle. Nie umiał opisać, czemu tak się czuje.

Minęło kilka miesięcy a Gaara nadal nie podjął decyzji. Czuł się z tym okropnie. Coś nie pozwalało mu odesłać go do Temari a jednocześnie wiedział, że NIE MOŻE zabrać go do siebie. Po co Shinkiemu ojciec, który nie może go nawet przytulić?

Który nie może z nim trenować, bo boi się, że straci nad sobą panowanie? Ojciec, który tak wiele czasu spędza w pracy? Ojciec, który regularnie ma ataki? Shinki pewnie byłby przestraszony a on i tak nie miał sił, by opowiadać kolejnej osobie prawdy o sobie.

I nie powiedział mu o tym, że był kiedyś mordercą. Przecież każdy w wiosce o tym wie, nie była to tajemnica. Gdyby powiedział to temu chłopcu, on pewnie poczułby się trochę mniej beznadziejnie z tym, że też jest mordercą.

Ale nie umiał, po prostu nie mógł. Któregoś dnia znów poszedł go odwiedzić.

- Witaj, Shinki – powiedział.

- Cześć, tato… - Shinki nagle szeroko otworzył oczy. – T-to znaczy, panie kazekage! Przepraszam, to było przypadkiem.

Gaara zamarł w miejscu. „Tato”… nigdy nie sądził, że kiedyś ktoś zwróci się do niego w ten sposób, właściwie już dawno się z tym pogodził. „Panie kazekage”, cóż, więc ktoś musiał mu o tym powiedzieć…

Dotychczas Shinki zwracał się do niego „proszę pana” i jemu to nie przeszkadzało, nigdy go nie poprawiał. On nie był osobą, dla której tytuły były ważne. W końcu zmusił się, by usiąść obok Shinkiego, mimo szoku.

- Wiesz… zastanawiałem się nad domem dla ciebie – powiedział Gaara.

Shinki rozpromienił się.

- Ale super!

- Pytałem o to moją siostrę, mieszka w innej wiosce i ma męża oraz syna w twoim wieku, sądzę, że…

Ale Shinki już nie miał radosnej twarzy. Posmutniał nagle i szepnął:

- Siostra…? To znaczy, że nie…?

Gaara udawał, że tego nie słyszy. Obawiał się, że wie, CO Shinki ma na myśli. Nagle poczuł się taki zmęczony… Zrobił wszystko źle, od samego początku. Po co tak często odwiedzał tego chłopca, skoro nie chciał…?

Tylko robił mu nadzieję, pomyślał, czując nienawiść do siebie. A Temari? Ani razu go nie widziała, bo przecież Gaara nie wspomniał jej o tym ani słowem. Nagle coś do niego dotarło. Coś, co niemal zwaliło go z nóg.

Robił to wszystko, bo… podświadomie już dawno podjął decyzję! Może nawet tego pierwszego dnia, gdy zdecydował, że sam pójdzie na pustynię. Serce mu przyspieszyło.

- Chciałbyś zamieszkać ze mną, prawda? – zapytał, czując, że serce zaraz mu wyskoczy z piersi.

Chłopiec w jednej chwili otworzył szeroko oczy i zerwał się z krzesła, piszcząc. Przytulił go mocno, a Gaara niemal się odsunął. Zaczął oddychać przez usta, by się uspokoić. To dziecko potrzebuje miłości, nie odpychaj go… mówił do siebie.

*

A potem zamieszkali razem. Gaara dobrze wiedział, że to nie jest łatwe dla żadnego z nich.

- Wiesz… od lat mieszkam sam, pewnie mam wiele zwyczajów, z których nawet nie zdaję sobie sprawy. Ale razem przyzwyczaimy się do siebie, prawda?

- Jak mam się do pana zwracać? – zapytał cicho Shinki.

Gaara poczuł ukłucie w sercu.

- To zależy od ciebie. Co byś wolał? – zapytał, choć przecież znał odpowiedź.

- Tato – odparł radośnie Shinki.

Gaara skinął głową a serce mu przyspieszyło. Jednak okazało się, że Shinki tylko na początku, gdy był szczęśliwy, że zdobył nowy dom zachowywał się tak radośnie. Potem był poważnym, wręcz ponurym dzieckiem, co Gaarze jeszcze bardziej przypominało jego samego z przeszłości.

Dlatego też zwykle mówił do niego „ojcze” i Gaarze to nie przeszkadzało. Jak można się było tego spodziewać, dziecko żyjące samo na pustyni miało wiele nieprzepracowanych traum. Już pierwszej wspólnej nocy Gaara obudził się gwałtownie, słysząc krzyk dziecka.

Na początku nie miał pojęcia, co się dzieje, ale już chwilę potem biegł do jego nowego pokoju. Szybko klęknął przy jego łóżku.

- Ratunku! Boję się – krzyczał Shinki.

Gaara skrzywił się boleśnie.

- SHINKI! Obudź się, to tylko sen – krzyczał, ale on się nie budził.

Mocno zacisnął zęby i dotknął go. Shinki obudził się po chwili.

- Tato! Tak się bałem – zapłakał i objął go mocno.

Gaara zacisnął mocno powieki. Nie odepchnie od siebie przerażonego dziecka, to byłoby potworne. Starał się oddychać miarowo i jakoś to przeczekać. Wtedy usłyszał słowa Shinkiego:

- Czemu się trzęsiesz, ojcze?

Zaklął w myślach.

- Nic takiego, nie myśl teraz o tym – skłamał.

Shinki jeszcze chwilę tulił go do siebie, co dla Gaary było jak wieczność a potem zapytał:

- Więc dlaczego się trząsłeś, ojcze?

Gaara zacisnął pięści. Trudno, powie mu. Nie ma prawa go okłamywać.

- Ja… boję się dotyku, Shinki.

Shinki, ku jego zaskoczeniu, skrzywił się i powiedział płaczliwym głosem:

- Więc przepraszam, że musiałeś mnie dotykać, tato!

Gaara westchnął. Dobrze wiedział, że to nie była jego wina.

- Nie zmusiłeś mnie do niczego. Mogłem tego nie robić.

Shinki spojrzał na niego dużymi oczami.

- Więc więcej tego nie rób! Nie chcę, byś cierpiał.

Gaara prychnął.

- A TY możesz cierpieć, tak? Więc zrobimy tak: nie będę cię dotykać, byś nie czuł się winny. Ale jestem twoim ojcem i jestem za ciebie odpowiedzialny, więc jeśli wydarzy się jakaś ważna chwila, nie zawaham się. Dobrze?

Shinki westchnął i skinął głową. Potem obaj poszli spać.

*

Niedługo potem Kankuro poznał Shinkiego. Gaara miał wrażenie, że dobrze się dogadują. Sądził, że ktoś tak poważny i smutny jak Shinki potrzebuje towarzystwa wesołego i optymistycznego Kankuro.

- Wiesz co? – zapytał Gaarę, gdy zostali sami. – Może i nie nadaję się na ojca. Ale na wujka… czemu nie? Lubię tego twojego dzieciaka!

Wtedy Gaara opowiedział mu o koszmarze sennym Shinkiego.

- No wiesz… - powiedział Kankuro po chwili. – Nie będę może lulał go w środku nocy, ale… możemy mieć taki sam układ jak z Temari kiedyś, chcesz?

Gaara zacisnął zęby. Nie podobał mu się ten „układ” ani wtedy ani teraz, ale wiedział, że nie ma wyboru.

Kankuro rozpromienił się.

- Nadal twierdzę, że nie potrzebuję tulenia się, ale… Czemu nie? Powiem Shinkiemu, że zawsze kiedy będzie tęsknił za czułością, może przyjść do mnie, bo ja nie boję się dotyku.

Niedługo potem okazało się, że Shinki ma naprawdę duże zdolności jako shinobi. I wtedy pojawił się kolejny problem. I znów zaradził mu Kankuro.

- Więc będę trenował chłopaka! Dlaczego nie? Przyda mi się trochę ruchu. – Uśmiechnął się ironicznie. – Lepiej nie ryzykować, że go skrzywdzisz podczas treningu. A on naprawdę jest niezły, kto wie, może w przyszłości wiele zdziała dla naszej wioski?

Więc także i ten obowiązek przejął na siebie Kankuro, a Shinki wielokrotnie pytał dlaczego jego ojciec nie może go trenować. Jednak Gaara nie miał odwagi powiedzieć mu prawdy o sobie.

Ku zaskoczeniu wszystkich okazało się, że Shinki ma zdolności Uwolnienia magnesu, tak samo jak legendarny Trzeci kazekage. To nie dawało spokoju Gaarze. Kim jest Shinki?… Trzeci umarł, nie mając potomka, więc skąd ta umiejętność u Shinkiego?

A może jednak Trzeci miał dziecko a wioska o tym nie wiedziała? Czy to możliwe, że Shinki jest z nim spokrewniony? To by była ogromna pomoc dla wioski, utrata umiejętności Trzeciego była dla nich duża stratą.

A może było jeszcze inaczej?… Gaara poczuł ucisk w sercu. Nagle przypomniał sobie Yamato, który miał umiejętności Pierwszego hokage, choć nie był z nim spokrewniony. Zostały mu wszczepione jego komórki.

A osobą, która to zrobiła był… Orochimaru. Czy to możliwe, że mieszał się także w sprawy innej wioski? Że zainteresowały go umiejętności Trzeciego i czy to możliwe, że ma coś wspólnego z Shinkim? Że Shinki o tym nawet nie pamięta?

Czy Orochimaru z jakiegoś powodu wymazał mu pamięć? Ale czemu go porzucił na pustyni, przecież chłopiec ma duże umiejętności? Musi porozmawiać z Orochimaru… Nie miał ochoty na ponowne spotkanie z nim, ale to nie miało znaczenia.

Zrobi to dla Shinkiego, ale także dla całej wioski. Wybrał się do Kohony, ale nie wspomniał Shinkiemu o powodzie jego wyjazdu. Po co, skoro to jeszcze nic pewnego? Powie mu, gdy jego podejrzenia się potwierdzą.

Jak zareaguje Shinki? Pewnie poczuje się zraniony. I co będzie potem…? Wsiadł do pociągu i niedługo już był w Konosze. Poszedł pod dom Orochimaru. Otworzył mu jakiś chłopiec. Spojrzał na niego przestraszony i szepnął:

- Pan kazekage? Chce pan aresztować mojego rodzica?!

Gaara zmarszczył brwi. Co to za chłopiec?

- Masz na myśli Orochimaru? – zapytał szybko. – Nie, jako kazekage nie mam takiej możliwości. Przyszedłem tylko z nim porozmawiać.

Chłopiec skinął głową z wyraźną ulgą.

- Więc mój rodzic nie zrobił nic złego?

Gaara uśmiechnął się ironicznie. Cóż, nie miał pojęcia jak było w tej sprawie, ale Orochimaru i tak ma wiele na sumieniu. Nic mu nie odpowiedział.

Po chwili w pokoju pojawił się Orochimaru. Uśmiechnął się do niego ironicznie.

- Stęskniłeś się za mną, Gaara?

Gaara westchnął na to durne pytanie i razem poszli do salonu. Chłopiec gdzieś zniknął.

- Więc słucham – powiedział Orochimaru, siadając.

Gaara westchnął ciężko i zaczął.

- Jakiś czas temu… adoptowałem syna.

- Gratulacje! – zadrwił Orochimaru, ale Gaara go zignorował.

- I ten chłopiec… ma umiejętności Trzeciego kazekage. A jak zapewne wiesz, Trzeci umarł, nie mając dzieci, więc…

- Więc teraz zastanawiasz się, kim jest ten chłopiec.

Gaara skinął głową. Gdy Orochimaru nie drwił ze wszystkiego, stawał się sensowny rozmówcą. Jednak działo się to tylko czasami.

Orochimaru spojrzał mu w oczy.

- A tak szczerze: DLACZEGO przyszedłeś do mnie?

Gaara westchnął, ale odpowiedział prawdę.

- Bo często wiesz coś o podejrzanych sprawach lub sam BIERZESZ w nich udział. Pomyślałem… - Zawahał się. – Że skoro eksperymentowałeś na Yamato to może…

Orochimaru westchnął.

- Nie, nie mam o tym pojęcia. Szczerze mówiąc nigdy nie interesowały mnie zdolności Trzeciego kazekage, zajmowałem się innymi sprawami.

Gaara zacisnął usta. Z jakiegoś powodu sądził, że słowa Orochimaru są szczere. Ale to znaczyło… że nadal nic nie wie.

- A może ktoś inny? I jakieś informacje do ciebie dotarły i…

Orochimaru pokręcił głową.

- Nie mam pojęcia. A po co ci ta wiedza? Ciesz się, że znów macie silnego shinobi! – prychnął.

Gaara poczuł złość.

- Nie shinobi tylko małego chłopca! Shinki czuje ból, że nic nie wie o swoim pochodzeniu, więc…

Orochimaru spojrzał na niego ostro.

- A TY wiesz sporo o swoim pochodzeniu, prawda? O tatusiu, który chciał cię zabić. Czy dzięki tej wiedzy czujesz się lepiej, powiedz?

Gaara westchnął i wstał. Cóż, musiał przyznać, że Orochimaru ma rację. Najważniejsze było to, że Shinki żył, że miał teraz rodzinę… Może wiedza o jego pochodzeniu jedynie by ich wszystkich zraniła?

Bez słowa opuścił dom Orochimaru i wrócił do Suny. Nawet nie odwiedził Naruto. Chciał jak najszybciej zobaczyć się z Shinkim. Muszą zapomnieć o tej sprawie.

*

Czas mijał, Shinki coraz lepiej radził sobie na treningach i Kankuro go chwalił. Potem był czas na coroczny egzamin na chunina i Gaara zdecydował, że Shinki może wziąć w nim udział. Nie martwił się o niego, z Shinkim nie było żadnych problemów wychowawczych.

W dniu egzaminu Gaara usiadł na widowni, czekając na pojedynki. W końcu na arenie pojawił się Shinki, który walczył z synem Orochimaru, Mitsukim. Mitsuki okazał się być potężnym przeciwnikiem, tak samo jak Orochimaru.

Ale Shinki dobrze sobie radził. Jednak wtedy wydarzyło się coś, co całkowicie przeraziło Gaarę: Shinki podczas pojedynku wpadł we wściekłość. Atakował z furią, jakby walczył na śmierć i życie. A jego twarz…

- Czy on ci kogoś nie przypomina? – szepnął mu do ucha Kankuro.

Gaara zacisnął mocno zęby. Brat nie musiał nic mu mówić. Tak, jego pełna wściekłości i szaleństwa twarz, gdy walczył… Wyglądał tak samo jak Gaara w jego wieku. Wiedział, że podczas egzaminu wolno zabijać, on sam zabił wtedy kilka osób, ale nie chciał, by Shinki się zapomniał.

Trudno, zniszczy egzamin, nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Wstał, w pełni przekonany, że ma rację.

- Co ty ro…? – zaczął Kankuro, ale on jedynie pokręcił głową.

Uniósł rękę, by powstrzymać Shinkiego przed dalszą walką. Był dziwnie spokojny, nie czuł złości na Shinkiego ani rozczarowania. Jedynie ogromny smutek, że jego syn musi przez to przechodzić. I co najważniejsze: że sam niczego wcześniej nie zauważył.

Ale nim zdążył krzyknąć, by zatrzymać walkę, Mitsuki odezwał się cichym, pewnym siebie głosem:

- Poddaję się.

Wszyscy na widowni zaczęli szeptać. Przez chwilę jakby zatrzymał się czas. Mitsuki uśmiechnął się pogodnie a potem ruszył w stronę wyjścia. Wtedy Gaara zamarł… Shinki ryknął do niego:

- Nie możesz się poddać. ZABIJĘ CIĘ!

I rzucił się w jego stronę. Gaara nie wahał się ani chwili. Skoczył na arenę i objął Shinkiego za ramiona. Był tak przestraszony, że Shinki zrobi coś, czego będzie już zawsze żałował, że nawet nie bał się dotyku.

A co jeśli ludzie wokół uznają, że jest niebezpieczny dla otoczenia? A co jeśli będą chcieli go ukarać, wygnać? On sam bał się tego całe życie… Shinki nadal mu się wyrywał, krzycząc. Gaara nie był nawet pewien, czy Shinki zdaje sobie sprawę z tego, KTO go przytrzymuje.

A Mitsuki spojrzał na nich, nadal bardzo spokojny i powiedział:

- Nic się nie dzieje, proszę pana. Emocje podczas walki, no nie?

A potem odszedł. Gaara zamarł na chwilę. Czyli ten chłopiec zrozumiał jego zdenerwowanie.

- Uspokój się, Shinki… - szeptał mu do ucha, ciągnąc go w stronę wyjścia.

Byle dalej od gapiów… Zatrzymał się w ciemnym korytarzu, po chwili usłyszał kroki obok siebie. Przestraszył się, że ktoś chce zobaczyć dalszą część przedstawienia, ale to był Kankuro. Zacisnął pięści i powiedział:

- Przysięgam, Gaara, nie oszukałem cię. On NIGDY się tak nie zachowywał podczas naszych treningów!

- Może dlatego, że to nie był egzamin, nie było widowni, a on nie walczył z rówieśnikiem – powiedział cicho Gaara.

Kankuro zerknął na Shinkiego w jego ramionach.

- Może ja go potrzymam? Wiesz, mam wprawę w trzymaniu kogoś, kto się wyrywa – powiedział cicho.

Gaara westchnął ciężko.

- Nie, już jest lepiej, popatrz.

I miał rację. Shinki uspokajał się coraz bardziej, w końcu przestał się poruszać w jego ramionach. Po chwili odwrócił głowę do tyłu, by zobaczyć, kto go przytrzymuje. Gdy dostrzegł swojego ojca, wytrzeszczył oczy i szybko się odsunął.

- Przepraszam, tato… - wyszeptał.

Gaara westchnął ciężko.

- Nie musisz mnie przepraszać. Ale porozmawiamy po egzaminie, dobrze?

Shinki skinął głową, garbiąc się.

- A teraz chodź na arenę, obejrzymy pozostałe walki.

Shinki bez słowa protestu poszedł za Gaarą. Shinki był już potem spokojny. Gdy skończył się egzamin, Gaara i Shinki wrócili do domu. Gaara spojrzał na niego z powagą i zapytał:

- Czemu tak się zachowałeś? Opowiedz mi, co wtedy czułeś.

Shinki skrzywił się.

- Ja… nic nie pamiętam, przysięgam! To znaczy… najpierw walczyłem, ok, ale nie pamiętam CZEMU się wkurzyłem ani kiedy dokładnie.

Gaara westchnął cicho. Było tak jak się obawiał… On też, gdy wpadał we wściekłość niewiele pamiętał.

- Zdarzyło ci się to już wcześniej?

Shinki poczerwieniał.

- T-to znaczy… odkąd z tobą mieszkam nie, ale… wcześniej… gdy zabiłem tamtych ludzi.

Gaara ze smutkiem pokiwał głową.

- I… co teraz? Wioska mnie ukarze? Ty mnie ukarzesz?

Gaara spojrzał mu w oczy.

- Nie, nie ukarzę cię. Ale… będę cię bacznie obserwować. To nie kara, to sposób, byś nikogo nie skrzywdził. Spróbuję też pomóc ci się uspokoić, by to się więcej nie powtórzyło.

- Dobrze, ojcze…

To była kolejna chwila, gdy mógł opowiedzieć Shinkiemu o jego czynach z przeszłości, pewnie wtedy poczułby się lepiej, mniej osamotniony, ale nadal nie miał odwagi…

Wtedy też Shinki zaczął haftować, by móc się jakoś uspokoić. Często Shinki zabierał swój tamborek i szedł do Gaary do szklarni, gdzie pili wspólnie herbatę i każdy z nich zajmował się swoim hobby. Gaara bardzo lubił te spokojne chwile.

*

Minęło kilka tygodni. Shinki był znów spokojny. Ich życie wróciło do porządku, aż pewnego dnia… Gaara był sam w gabinecie w swoim domu i zajmował się papierkową robotą jako kazekage. Było cicho i spokojnie, jednak w pewnej chwili gwałtownie otworzyły się drzwi.

Usłyszał jakieś głosy w salonie, więc wstał, by to sprawdzić. Byli tam Shinki i Kankuro. Shinki miał krew na twarzy a Kankuro niezadowoloną minę i trzymał Shinkiego za ramię. Gaara nie spodziewając się niczego miłego, zapytał:

- Co się stało?

Kankuro westchnął i puścił Shinkiego. Ten z ponurą miną otarł krew z twarzy i spojrzał na Gaarę.

- Bo… jakieś dzieciaki w moim wieku mówiły, że jesteś mordercą a ja wiem, że to nieprawda, więc ich walnąłem! Nikomu nie pozwolę cię wyzywać.

- A ja ich rozdzieliłem i zabrałem Shinkiego tutaj – dodał Kankuro.

Gaara poczuł jakby sufit walił mu się na głowę. Cóż, nie miał odwagi na tę rozmowę, więc rzeczywistość zemściła się na nim. Kankuro spojrzał na niego z ukosa i powiedział:

- No to… ja już idę, nie? Teraz chyba musicie porozmawiać.

Gaara skinął głową. Tak, teraz już nie mógł tego odkładać…

- Dziękuję ci, Kankuro.

Kankuro skinął głową i wyszedł. Gaara z ciężkim sercem usiadł na fotelu w salonie. Spojrzał na zakrwawioną twarz Shinkiego i powiedział:

- Idź do łazienki i przemyj to sobie a potem wróć tu. Musimy porozmawiać.

Shinki wyglądał jakby miał się rozpłakać, choć jeszcze chwilę temu miał bojową minę, ale posłusznie poszedł do łazienki. Gaara przymknął oczy, szykując się na tę trudną rozmowę. Słyszał jak w łazience leje się woda a po chwili Shinki wrócił i usiadł koło niego.

- Po pierwsze… - zaczął Gaara, czując się dziwnie mały. – Doceniam, że martwisz się o moje dobre imię, ale ja sam się tym zajmę i NIE CHCĘ, byś więcej bił się z mojego powodu, dobrze?

Shinki skinął głową.

- A po drugie… ja też nie planuję bić nikogo za to, co mówi, nawet jeśli to nie są miłe słowa. A po trzecie. – Gaara czuł, że zaraz zemdleje. – Tak, to prawda. Jestem mordercą, to znaczy… byłem.

W pokoju zapadła ciężka cisza. W końcu Shinki spojrzał na niego wielkimi oczami.

- T-tato…? – szepnął.

Gaara westchnął ciężko i zaczął:

- Opowiem ci wszystko, jeśli tylko mi na to pozwolisz.

Shinki jedynie skinął głową. Zbyt zaskoczony, by się odezwać. Gaara opowiedział mu wszystko, a na koniec dodał:

- Przepraszam, że ci tego nie powiedziałem. Nie miałem odwagi, bałem się, że mnie znienawidzisz.

Shinki spojrzał na niego z zaskoczeniem.

- Ja cię nigdy nie znienawidzę, tato!

- Bardzo dziękuję ci za te słowa. Mam nadzieję, że teraz poczujesz się lepiej. Ja sam wiem jak trudno jest przestać zabijać, gdy pojawi się szał. To jeden z powodów, dla którego chciałem cię adoptować. Ja sam miałem rodzeństwo, które pomogło mi się uspokoić, mam nadzieję, że i ja zdołam pomóc tobie.

Shinki miał łzy w oczach.

- Kocham cię, tatusiu! Nie przejmuj się niczym.

Gaarę wzruszyły te słowa.

*

Jakiś czas potem Gaara zdołał wypytać kilka osób i dowiedzieć się, który to chłopiec nazwał go mordercą. Jednak tak jak powiedział Shinkiemu nie planował się mścić. Chciał wiedzieć, KTO to mówi. Czy ta osoba jest z nim jakoś związana…?

Poczuł ból w sercu, gdy usłyszał nazwisko… To był ten chłopiec, którego zabił. I tamta kobieta, która przyszła do niego wściekła, a Temari zaatakowała ją, by obronić Gaarę. Po chwili wahania postanowił pójść do niej.

Gaara zabił w swoim życiu tak wiele osób, że nawet nie pamiętał ich imion i twarzy, jednak z jakiegoś powodu bardzo dobrze zapamiętał tamtego chłopca…

Tak naprawdę już wiele lat temu planował ją przeprosić, jednak w końcu tego nie zrobił. Miał wtedy tak wiele na głowie… Więc teraz nie będzie już szukał wymówek. Oczywiście wiedział, że to niczego nie naprawi, ale…

Poszedł do jej domu, nie mówiąc nic Shinkiemu. Otworzył mu mężczyzna, mąż tamtej kobiety. Spojrzał na niego z zaskoczeniem, a potem wpuścił do środka. Poprowadził go do kuchni. Była tam tamta kobieta.

Na szczęście nie zostały jej blizny na twarzy po ataku Temari. Gaara ukłonił się a oni zaprosili go do stołu. Kobieta podała mu herbatę a potem powiedziała ze strachem:

- Jeśli chodzi o tamte słowa… ten chłopiec jest z naszej rodziny, bardzo nam przykro za tę nieprzyjemność.

Gaara spojrzał na nią z zaskoczeniem. ONA przeprasza jego, choć powinno być odwrotnie…

- Nie, nie ma mnie pani za co przepraszać… W końcu ten chłopiec powiedział tylko prawdę. Dzięki tamtej sytuacji w końcu przyszedłem zrobić coś, co powinienem był już dawno zrobić.

Para spojrzała na niego w zaskoczeniu. Gaara skłonił głowę.

- Chcę was przeprosić… Wiem, że to tylko słowa, ale bardzo, bardzo mi przykro, że zabiłem waszego syna. Nie panowałem wtedy nad sobą, nie myślałem, co robię.

Kobieta rozpłakała się i wstała szybko od stołu. Gaara miał nadzieję, że jego wizyta tutaj nie była błędem. Wtedy odezwał się mężczyzna:

- Nie, teraz to już nie ma znaczenia… minęło tyle lat. Tak, to było bardzo trudne, ale jak pan widzi żyjemy dalej. Dajemy sobie radę. Przysięgam, że nie mówiliśmy mu o panu. Może rozmawialiśmy o naszym synu między sobą i ten dzieciak to podsłuchał? To już się więcej nie powtórzy.

Gaara dopił herbatę i wstał ciężko. Nie ma sensu dłużej tu siedzieć. Odezwał się jeszcze na odchodnym.

- Jeszcze raz bardzo przepraszam i dziękuję za miłe przyjęcie.

- Dziękuję za tę wizytę, panie kazekage – powiedział mężczyzna. – Ja wiem, że od lat jest pan innym człowiekiem i doceniamy to z żoną.

I wyszedł a stara kobieta otarła łzy i spojrzała na niego. Gaara sądził, że w jej oczach widział trochę mniejszy smutek. Kto wie, może jednak tamta bójka Shinkiego doprowadziła do dobrej sytuacji?…

*

Gaara starał się regularnie odwiedzać Temari i jej rodzinę. Tym razem było tak samo. Temari zawsze jaśniała, gdy go widziała. Shinki poznał rodzinę Temari i Gaara miał nadzieję, że doceni, że nie jest teraz sam na świecie.

Przywitali się ze wszystkimi. Gaara często obserwował jak Temari zachowuje się wobec swojej rodziny. On sam nigdy nie miał tego instynktu i dziwił się, że Temari go ma. W końcu żadne z nich nie miało matki, a ich ojciec był złym człowiekiem.

Kiedyś po prostu obserwował ich, by zabić czas, jednak teraz widział w tym cel. Miał nadzieję, że dzięki Temari nauczy się jak być lepszym ojcem dla Shinkiego. Pierwszego dnia wybrali się do restauracji.

Shikadai od razu się ożywił i krzyknął:

-Tak! Chodźmy na grillowane mięso.

Shikamaru szybko spojrzał na Gaarę. Temari opowiadała mu sporo o Gaarze. Teraz też wiedział, że Gaara boi się, czy nie zareaguje złością, gdy poczuje zapach mięsa. Zawsze, gdy Gaara ich odwiedzał jedli potrawy wegetariańskie.

- Nie – powiedział stanowczo Shikamaru. – Następnym razem. Dziś mam ochotę na pizzę, co wy na to?

Shikadai nachmurzył się a Gaara poczuł winny. Wprawdzie Shikadai nie wiedział, o co chodzi, ale on i tak czuł się winny.

- Więc może… - zaczął, nie mogąc się powstrzymać.

- No to idziemy się ubierać! – krzyknął przesadnie radosnym tonem Shikamaru a potem spojrzał na niego ukradkiem z powagą i pokręcił głową.

Gaara westchnął i nic już nie powiedział. Wkrótce byli w restauracji. Shikamaru zamówił dla wszystkich pizzę bez mięsa, by Shikadai znów nie zaczął protestować. Jedli i Gaara miał dobry nastrój.

W pewnej chwili usłyszał, że ktoś przy stoliku obok nich zamawia pizzę z pepperoni. Temari zerknęła na niego szybko. Gaara nie pamiętał już ile lat nie jadł mięsa, był wtedy jeszcze nastolatkiem.

W jego domu też mięso było nieobecne. Zamyślił się. Czy naprawdę zareaguje gwałtownie? Czy obudzi się w nim dawny jinchuriki Shukaku? Nie był nim już od lat, ale wolał nie ryzykować. Shikadai jadł radośnie, nie zauważając zmiany nastroju przy ich stoliku.

- To co? Zjedliście już wszyscy? – zapytał szybko Shikamaru, choć przecież każde z nich miało jeszcze pizzę na talerzach.

- Jeszcze nie zjadłem! – powiedział oburzony Shikadai. Miał usta pełne pizzy.

- Nie powinieneś się tak objadać. Jutro masz trening – powiedział Shikamaru.

Temari zerknęła na niego nerwowo i szepnęła do ucha:

- Wychodzimy?

- Co tam szepczecie? – zainteresował się Shikadai.

- Nic takiego – odparła Temari.

Gaara zerknął na Temari i pokręcił głową. Spojrzał na swoją nieskończoną pizzę. Już nie miał dobrego nastroju… Był ciężarem dla nich wszystkich, nie powinien zapominać o tym ani na chwilę. Bez niego mogliby przyjemnie spędzić dzień.

- Nie – odszepnął do Temari.

Cóż, ryzykował, ale tak bardzo nie chciał psuć siostrzeńcowi nastroju… A może jego decyzja była bardzo głupia?… Więc zostali, choć Temari co jakiś czas zerkała na niego nerwowo. Gaara już całkiem stracił apetyt.

Patrzył przed siebie i czekał, aż będą mogli wrócić do domu Temari. Oddychał przez usta, bojąc się, że zapach mięsa dotrze do niego.

- Nie jesz, wujku? – zapytał Shikadai.

Gaara drgnął, wyrwany z zamyślenia.

- Już się najadłem.

- Zapakuję ci na wynos – powiedziała szybko Temari.

W końcu pozostali skończyli jeść i wrócili do domu. Gaara czuł się jak po ciężkiej bitwie, jednak miał nadzieję, że choć Shidai dobrze się bawił.


KONIEC

(12 str.)

24.8.4, 15:43